Czas na czytanie: „Pierwsze słowo” Marta Kisiel

Całkiem niedawno odkryłam przepis na szczęście. Okazuje się, że wystarczy odnaleźć fantastyczną pisarkę ze sporym dorobkiem i cieszyć się nadrabianiem czytelniczych zaległości. I w ten właśnie sposób radośnie, choć nie do końca po kolei, nadrabiam twórczość Pani Marty Kisiel.

Mam już za sobą serię „Dożywocie” i całkiem od niej odmienną książkę „Toń” i wydawało mi się, że poznałam już obie twarze autorki. Okazuje się jednak, że to dopiero czubek góry lodowej.

„Pierwsze słowo” to zbiór jedenastu opowiadań powstałych na przestrzeni lat. Poza tak dobrze mi już znanym humorem, sporym zaskoczeniem okazały się dla mnie historie mroczne, krwawe i ani trochę nie śmieszne. Szczególnie trzy z nich – dotyczące choroby i śmierci dzieci wstrząsnęły mną szczególnie. Może dlatego, że akurat jestem na takim etapie „początkującej matki”, że najmniejsze, nawet potencjalne cierpienie dziecka nie pozwala mi zasnąć w nocy. A może to właśnie specyfika krótkiej formy jaką jest opowiadanie – uciętej i niedopowiedzianej – wzmaga we mnie poczucie grozy i kolokwialnie mówiąc „robi robotę”. Albo to po prostu Marta Kisiel, która o czym by nie pisała, zawsze zrobi na czytelniku piorunujące wrażenie.

Niemniej jednak zawsze wiedziałam, że nieszczególnie umiem czytać opowiadania – kiedy zdążę wczuć się w klimat i dobrze związać z bohaterami, cała zabawa zazwyczaj się kończy. No, chyba, że to opowiadanie w styli „Dożywocia” właśnie – kiedy następuje po nim kilkutomowe rozwinięcie tematu.

Swoją drogą dwa opowiadania ze zbioru miałam przyjemność czytać całkiem niedawno, bo w listopadzie zeszłego roku i myślałam, że po prostu przerzucę te kilkadziesiąt stron skupiając się na innych utworach. Byłam bardzo naiwna, jak mogłam sądzić, że przejdę obojętnie obok okołolichotkowych historii. Nie da się, musiałam je sobie odświeżyć (w końcu mogłam pozapominać już jakieś szczegóły!) i bawiłam się równie dobrze, co za pierwszym razem. Jednak ten lekki, pełen humoru styl pasuje mi bardziej, niż urywki z rodzicielskiego horroru ujętego zupełnie na serio, choć w realiach dalekich od rzeczywistości.

Chyba jednak muszę się przyzwyczaić do myśli, że Marta Kisiel zawsze mnie zaskoczy. A czeka na mnie jeszcze kilka wytworów jej szalonej wyobraźni, więc niejedno zaskoczenie przede mną. Już nie mogę się doczekać!

Marta Kisiel, Pierwsze słowo, Warszawa: Wydawnictwo Uroboros, 2018, 320 s.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Uroboros.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s