Czas na czytanie: „Mroczne sąsiedztwo: Znak” Holly Black, Ted Naifeh

Rue chciała tylko mieć wszystko gdzieś. Teraz jest uwikłana w sam środek podstępnej intrygi między podstępnie czarownymi „dobrymi sąsiadami”, a niczego nieświadomymi ludźmi i nie brak jej bynajmniej powodów do zmartwień.

Podążając za cieniem, dziewczynie udaje się dostać na podziemny dwór cieni, zakazanego jadła i tańca aż do krwawienia stóp, by odnaleźć podmienioną matkę. Czy jednak faktycznie znajduje przy tym to, czego szukała?

Aubrey planuje przemienić miasto w odciętą od świata elfową enklawę. Jego bluszcz pożera coraz większe połacie miasta, a jego poddani wyciągają drapieżne szpony po przyjaciół Rue. Czy można sprzeciwić się sile elfiej magii, skoro postronni ludzie nie widzą nawet, kiedy napastnik atakuje Cię na środku tłocznej ulicy? Czy można walczyć z mocą, która potrafi odmienić człowieka na zawsze?

Mroczna, drapieżna i dziwnie przy tym pociągająca opowieść snuje się dalej – tak różna od bajek o leśnych skrzatach i dobrych wróżkach – a jednak wciąż tak bardzo wciągająca. I tak naprawdę nie wiadomo do końca komu kibicować w tym starciu. I jakie reguły gry w nim obowiązują.

Holly Black, Ted Naifeh, Mroczne sąsiedztwo: Znak, Warszawa: Wydawnictwo Jaguar, 2023, 124 s.

Recenzja powstała w ramach współpracy barterowej z Wydawnictwem Jaguar.

Czas na czytanie: „I Was Born for This” Alice Oseman

“ (…) dlatego ludzie tak się wkręcają w fandomy, zespoły i tak dalej. Pragną czegoś, dzięki czemu poczują się dobrze. Nawet, jeśli to wszystko kłamstwo”.

Bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie młodzieżówka o boysbandzie, fandomie i szalejącym tłumie nastolatek, która nie jest romansem, ale rozważaniami na temat poszukiwania własnej drogi, strachu przed rozczarowaniem i rozpaczliwego poszukiwania dowodów na istnienie uniwersalnych wartości – wiary, szczęścia czy miłości.

Angel całą swoją energię wkłada w miłość do The Ark, wyjazd na ich koncert i spotkanie fanów jest spełnieniem wieloletnich marzeń. A koncertowy tydzień spędzony z równie zakręconą na punkcie zespołu przyjaciółką znaną dotychczas jedynie z internetowych rozmów to cel, na który warto czekać i oszczędzać każdy grosz. I opuścić inne ważne wydarzenia.

Jimmy to chłopak będący spełnieniem amerykańskiego snu – nastoletnia gwiazda rocka, która od brzdąkania w garażu dziadka na instrumentach z wyprzedaży wzbiła się na szczyty list przebojów i wraz z najlepszymi przyjaciółmi podbija muzyczny świat. Przystojny, bogaty, uprzywilejowany, z mający tłumy fanek na całym świecie – ma wszystko, o czym tylko można marzyć.

Co jednak, jeśli rzeczywistość nieco odbiega od naszych wyobrażeń, a twarz, którą pokazujemy światu i najbliższym to tylko idealnie dopracowana ułuda? Czy istnieje jeszcze cokolwiek autentycznego? Czy jest jeszcze o co walczyć?

„W domu, w rzeczywistym świecie… nie jestem naprawdę sobą. Mówię i robię różne rzeczy tylko po to, żeby ludzie mnie lubili. Nawet moi najlepsi przyjaciele nie wiedza o mnie nic ważnego (…). I nie wiem, czemu nie potrafię po prostu być sobą… kimkolwiek bym wtedy był”.

W książkach Alice Oseman trochę męczy mnie nadmierny w moim odczuciu dramatyzm – zawsze muszą być ucieczki, dramaty, pożary, powodzie, wypadki… jakby już samo bycie nastolatkiem nie było wystarczająco dramatyczne. Choć w tym przypadku daję duży plus za wspierającego i naprawdę dojrzałego dorosłego, którego tak bardzo brakowało mi choćby w „Solitaire”.

Nie można jej jednak odmówić wkładania naprawdę poważnych problemów w lekkie, wciągające i nieskomplikowane fabuły. I przemycać ważne treści w absolutnie bezpretensjonalny sposób. Mamy tu więc między innymi życie z zaburzeniami lękowymi, radzenie sobie z problemami przy pomocy imprez i alkoholu, cenę sławy, brak wiary we własne możliwości, eskapizm, brak pomysłu na siebie, depresję, lęk przed przyszłością i dorosłością a także zagubienie w pierwszych zauroczeniach i związkach. Poczucie braku zrozumienia tak charakterystyczne dla nastolatków. To też prawdziwy tygiel różnorodności.

Rzecz o fantazjachdających siłę, ale i niebezpiecznych, kiedy zaczynają przesłaniać nam rzeczywistość i stają się jedynym prawdziwym celem w życiu.

„(…) choć zawsze warto prosić, nie można liczyć na to, że inni ludzie rozwiążą wszystkie twoje problemy za ciebie. Przychodzi taka chwila, w której człowiek sam sobie musi pomóc. Uwierzyć w siebie”.

Alice Oseman, I Was Born for This, Warszawa: Wydawnictwo Jaguar, 2023, 352 s.

Recenzja powstała w ramach współpracy barterowej z Wydawnictwem Jaguar.

Bajki Leona i Majki: „Hela sama zasypia” Kamila Gurynowicz, Patrycja Fabicka

Książka poświęcona zasypianiu należy do tej części serii przygód Heli, które skierowane są do nieco starszych i troszkę już wprawionych w czytaniu przedszkolaków – strony są papierowe, a rogi twardej oprawy dość ostre. Wewnątrz wciąż jednak nie ma długich partii tekstu, a prym w opowiadaniu historii wiodą pełne rodzinnego ciepła, pluszaków i miękkiej kołderki ilustracje Patrycji Fabickiej.

Kończenie dnia i szykowanie się do łóżka to dość newralgiczny punkt w życiu dziecka – zawsze zostaje tyle ciekawych rzeczy do zrobienia, a tu już trzeba się kłaść. Hela ma jednak całą listę czynności, które – wykonywane codziennie – pozwalają jej pomalutku przygotować się do tej myśli. Sprzątanie zabawek, kolacja, kąpiel, piżamka, rodzinne przytulasy i wspólne czytanie to bardzo przyjemny czas pomagający się wyciszyć, zapewniający stabilizację i dający poczucie bezpieczeństwa. A w połączeniu z jasnymi zasadami i konsekwencją rodziców oraz duża dawką czułości i bliskości jest gwarancją sukcesu.

Książki z tej serii, poza przygodą Heli, uzupełnione są o rozbudowany komentarz dla rodzica – od wstępu podkreślającego wagę snu w życiu i rozwoju małego dziecka, aż po miniporadnik składający się z 11 wskazówek istotnych dla skutecznego lulania maluszka podsumowujące i rozszerzające nauki wyniesione z opowiastki o Heli. Znajdziemy tu między innymi kilka słów o trzymaniu się okołosennych rytuałów, stałych porach snu, zasypianiu w towarzystwie bliskiej osoby, warunkach panujących w pokoju, a nawet o istotnych składnikach diety.

Jeśli miałabym na siłę szukać jakiś minusów, to zaokrągliłabym rogi książki (pod tym względem jestem maniaczką, jakoś tak zawsze książka upada mi tym rogiem na stopę…). Nie przepadam też za słowem „usypiać” (ma dla mnie negatywne konotacje związane z ostatnią drogą wiekowych pupili), wolałabym „lulać” albo „kłaść spać”. Są to jednak drobne szczegóły, które nie mają wpływu na odbiór książki. Samą książkę zostawiam na półeczce aż Leon będzie gotowy na ten krok.

Jak dla mnie to super alternatywa dla sztywniackich poradników dla rodziców, łącząca starania rodziców i malucha w prawdziwie wspólną sprawę.

Kamila Gurynowicz, Patrycja Fabicka, Hela sama zasypia, Warszawa: Wydawnictwo Wilga, 2023, 40 s.

Recenzja powstała w ramach współpracy barterowej z Wydawnictwem Wilga.

Czas na czytanie: „Love on the Brain. Gdy miłość uderza do głowy” Ali Hazelwood

Ali Hazelwood ląduje na liście moich ulubionych autorek – chociaż fabuła jej drugiej książki nie jest może arcydziełem, totalnie kupuję jej poczucie humoru, bawiłam się przednio.

Główna bohaterka romantyczno-naukowej intrygi – Bee Königwasser (córka pół Niemca – pół Polaka i pół Włoszki – pół Amerykanki, szczęśliwa posiadaczka beztroskiej siostry bliźniaczki i doktor neurobiologii bez szczęścia w miłości) mogłaby być bratnią duszą Lou Clark z „Zanim się pojawiłeś” – promyk słońca wśród szarej codzienności, nie bojąca się wyzwań, pełna dystansu do siebie i świata i, jak to się mówi, całe życie „jadąca na przypale”, przyciągająca żenujące sytuacje niczym magnes. Ze skłonnością do omdleń w najmniej odpowiednich momentach. Jak ja kocham takie bohaterki. A jeśli są przy tym wybitnymi specjalistkami w swojej dziedzinie z niegroźnym bzikiem na punkcie Marii Skłodowskiej-Curie i kotów, tym lepiej.

Strasznie lubię, kiedy autorzy książek służących rozrywce przemycają w nich skrawki swoich specjalności. Ali Halezwood jest z wykształcenia profesorem neurobiologii i fabuła powieści jest bardzo mocno osadzona w świecie, który zna od podszewki, co jest mocno wyczuwalne podczas lektury. Nawet, kiedy czytamy romansidło z tendencyjnym wątkiem detektywistycznym i nadmiarem dramatyzmu.

Bo oczywiście jest to romans (i to z momentami – oznaczony jako 18+) – grumpy & sunshine, enemies to lovers, dawni znajomi ze studiów spotykają się po latach podczas pracy przy wspólnym projekcie i po pewnych perturbacjach okazuje się, że zupełnie inaczej odbierają swoje relacje sprzed lat. Tymczasem podczas pracy nad ich innowacyjnym i bardzo pilnym (konkurencja depcze po piętach) wynalazkiem dzieje się coś podejrzanego

Do tego mamy tu sporą dawkę sprzeciwu wobec niesprawiedliwego systemu oceniania kandydatów na studia doktoranckie i, co było bardzo wyraźne również w pierwszej książce Ali Hazelwood (z równie udaną główną bohaterką), problematykę kobiet walczących każdego dnia o równe i poważne traktowanie w zmaskulinizowanym świecie nauki. I na koniec jeszcze śliskie związki rozwoju nauki z polityką.

Jest więc w tej słodko-naiwnej beczce śmiechu i poważna problematyka i garść fachowej wiedzy z kompletnie dla mnie kosmicznej dziedziny. A na dodatek weganizm, karmniki dla kolibrów, nienawiść do biegania, twitterowe dramy, asystentki z piekła rodem i niewybredne, okołoodbytnicze żarty. Uśmiałam się jak fretka, czyta się wspaniale i równie dobrze się przy niej odpoczywa. Uwielbiam i polecam na odstresowanie po gorszym dniu albo do czytania na leżaku.

Ali Hazelwood, Love on the Brain. Gdy miłość uderza do głowy, Warszawa: Wydawnictwo You&YA, 2023, 416 s.

Recenzja powstała w ramach współpracy barterowej z Wydawnictwem You&YA.

Grajki Leona i Majki: Pojazdy „Ecoline Mini Chubbies” od Viking Toys

Kolorowe, kieszonkowe pojazdy dla maluszków w rozmiarze mini polecają się na wiosenne wycieczki!

Mini Chubbies od Viking Toys mają około 7 cm, dzięki czemu są nie tylko idealnie dopasowane do małych rączek (testował Leon w wieku 10 miesięcy – pasują znakomicie) ale i do maminej torebki – i to jest fenomenalna sprawa, bo rozwiązuje problem zabierania ze sobą awaryjnej zabawki zawsze i wszędzie. Wychodząc z domu można wrzucić autko do kieszeni płaszcza, do kieszonki na telefon w torebce czy do wiaderka na zabawki do piaskownicy.

Pro tip – część pojazdów ma dziurki i uchwyty, dzięki którym można łączyć się ze sobą… ale te dziurki można równie dobrze wykorzystać do przymocowania łańcuszka do smoczka i przypiąć maluchowi do ubranka, dzięki czemu autko nie zostanie cichaczem wyrzucone z wózka czy fotelika samochodowego i nie zaginie w akcji.

Świetnie sprawdzą się jako pierwsze autka maluchacichutkie kółka z łatwością się obracają i bez problemu można jeździć nimi po różnych powierzchniach – od ściany, przez kafle aż po dywan. Choć pozbawiono je ostrych krawędzi i mają raczej obłe kształty, sylwetki poszczególnych pojazdów są łatwo rozpoznawalne. Nie mają drobnych elementów, dzięki czemu maluchy mogą testować je również pod względem smaku i faktury na języku, a mimo to skrzynia ładunkowa wywrotki jest ruchoma i przechyla się do tyłu (a choć ma niewielkie wymiary, bez problemu można w niej przewozić – i wyładowywać – ładne kamienie czy niewielkie szyszki). I jeszcze na koniec to, co mamy lubią najbardziej – można je bez obaw myć w zmywarce.

Mamy do wyboru aż 15 wzorów – maszyny budowlane, samochody, samoloty i helikoptery a nawet wyścigówki. W serii Ecoline zabawki wykonane są w części z ekologicznego tworzywa z trzciny i występują w czterech pastelowych kolorach – żółtym, pomarańczowym, zielonym i błękitnym. Mini Chubbies z innych serii mają też zarówno energiczne, jak i pastelowe kolory.

Kieszonkowe, urocze, solidnie wykonane, ekologiczne i dobrze dopasowane do małych rączek – prosty przepis na zabawki, które będą towarzyszyć maluchowi w niejednej wielkiej przygodzie.

Pojazdy Mini Chubbies
Seria: Ecoline
Producent: Viking Toys
Sugerowany wiek: 0+/1+
Wielkość: ok. 7 cm

Recenzja powstała w ramach współpracy barterowej z Dystrybutorem Zabawek Dante.

Czas na czytanie: PRZEDPREMIEROWO „Miłość z TikToka” Magdalena Pioruńska

Nie da się ukryć, że jestem stara duchem i zupełnie nie rozumiem fenomenu TikTokazupełnie tak jak Max, jeden z głównych bohaterów „Miłości z TikToka”, który po średnio przyjemnych zajściach związanych z publicznym wyautowaniem przy pomocy nagranego cichaczem filmiku, całkowicie rezygnuje z mediów społecznościowych. Czyli, według swoich rówieśników, przestaje istnieć. Nie jest to dla niego bynajmniej powód do smutku, Max ma jasno określoną wizję swojej przyszłości. Tej dalszej – chce zostać pisarzem – i tej bliższej – marzy o wakacyjnym wyjeździe wraz z kółkiem kreatywnego pisania prowadzonym przez ulubionego nauczyciela. Okazuje się jednak, że tekst będący przepustką do wyjazdu wymaga bliższego zapoznania z kółkiem wzajemnej adoracji szkolnych influencerów. A dokładniej z jednym z nich. Wyjątkowo gburowatym.

Pobyt Bazyla w prywatnej (i drogiej) szkole jest determinowany przez dodatkowe zarobki. A te najłatwiej przychodzą dzięki umowom sponsorskim. Jednak konto, na którym się zarabia wymaga odpowiedniego imagu, odpowiednich znajomych, sporej dawki modnych imprez i… zdjęcia koszulki od czasu do czasu. Tylko czy to wszystko jest tego warte?

Mamy tu przerażającą wizję rzeczywistości, w której każde twoje potknięcie rejestrują wycelowane prosto w twarz telefony – na żywo albo zmieniając je w ośmieszające nagrania. To stara historia wyśmiewanego outsidera ustawionego w opozycji do „fajnych dzieciaków” – w nowej szacie, gdzie popularności i statusu szkolnych gwiazd nie zapewniają już sportowe sukcesy czy artystyczne zdolności, a zasięgi w mediach społecznościowych i relacje z szalonych imprez.

Z drugiej strony to podnosząca na duchu historia o odwadze wyrażania jasno swoich obaw i emocji w pełnym obłudy i fałszu świecie „idealnych” kadrów i życia starannie wyreżyserowanego pod oczekiwania tysięcy obserwatorów. Gdzie szczera rozmowa w cztery oczy wydaje się mieć jeszcze większą wartość, niż zwykle.

Enemies to lovers, mezalians, poszukiwanie własnych wartości i swojego planu na życie. Nie brakuje tu też prawdziwej przyjaźni i całkiem słodkiego romansu, a wszystko to w klimacie kapryśnej i tymczasowej, choć jakże upajającej sławy jaką daje internet.

Magdalena Pioruńska, Miłość z TikToka, Kraków: Wydawnictwo Znak, 2023, 320 s.
[premiera 17.05.2023]

Recenzja powstała w ramach płatnej współpracy z wydawnictwem Znak.

Bajki Leona i Majki: „Mamusiu, jak wielki jest świat?” Sabine Bohlmann, Emilia Dziubak

Nie ma w świecie bardziej ciekawskich stworzeń niż małe kotki i przedszkolaki.  

Kocurek, który jest głównym bohaterem tej przeuroczej opowiastki, chciałby wiedzieć o świecie co tylko się da i w związku z tym ma do swojej mamy sto pytań na minutę. Oczywiście najczęściej są to pytania o abstrakcyjne i trudne do wytłumaczenia zjawiska. A Mama Kotka jest natomiast zjawiskowo cierpliwa i jak najlepiej stara się swojemu smykowi ten niewyobrażalnie wielki świat przybliżyć.

Jak wielki, długi i wysoki jest świat? Czy gdyby wszystkie zwierzęta podały sobie łapy, to ile trzeba by ich było, żeby go pomierzyć? Gdzie właściwie świat się znajduje i czy można poczuć, że się obraca? Czy jest jakieś zwierzę zdolne skakać tak wysoko, by w ten sposób dotrzeć do gwiazd?

Nie da się ukryć, że taka dociekliwość potrafi nieźle wyczerpać (szczególnie, kiedy ani trochę nie przeszkadza w radosnym brykaniu po świecie, o który się dopytuje), dlatego też Kocurek robi się coraz bardziej senny i kiedy tylko dowie się co nie co o sprawach najważniejszych, wtuli się w miękkie futerko mamy i pogrąży się we śnie. A że tekstu jest tak „w sam raz”, a fenomenalne ilustracje Emilii Dziubak pełne są nastrojowej tajemniczości zapadającego zmroku, świetnie sprawdzi się jako pozycja do czytania przed snem.

„- A czy miłość też jest taka wielka?
– Miłość jest bardzo blisko i zarazem jest tak wielka, że sięga dalej, niż twoje myśli”.

Niehamowana szczerość, dziecięca wyobraźnia w patrzeniu na świat i stosowanie porównań na miarę malucha bardzo przypominała mi jedną z moich najukochańszych historii – „Nawet nie wiesz, jak bardzo Cię kocham”, choć w tym przypadku w dużo bardziej przyziemnym kontekście, choć i tu nie brakuje filozoficznych rozważań na temat miłości.

Piękna wizualnie, zabawna, bardzo prawdziwa, wzruszająca i rozbrajająca jednocześnie. Czysta przyjemność ze wspólnego czytania i dla dziecka i dla rodzica.

Sabine Bohlmann, Emilia Dziubak, Mamusiu, jak wielki jest świat?, Warszawa: Wydawnictwo Nasza Księgarnia 2023, 32 s.

Recenzja powstała w ramach współpracy barterowej z Wydawnictwem Nasza Księgarnia.

Czas na czytanie: „Upadek Olivera” Liz Nugent

Książki Liz Nugent („Obsesja Lydii”, „Pod skórą”) zawsze robią na mnie piorunujące wrażenie i zostawiają z dreszczem niepokoju na karku, który towarzyszy mi jeszcze kilka dni po lekturze. „Upadek Olivera” nie był pod tym względem wyjątkiem.

Ofiarę, kata i dokładny – choć zwięzły i przedstawiony zupełnie bez emocji – przebieg zbrodni poznajemy już na pierwszych stronach książki. A później już nie sposób oderwać się od lektury, bo każdy kolejny rozdział wysyła nas jednocześnie w przeszłość głównego bohatera, jak i w głąb jego psychiki.

„Nie trzeba kochać konkretnej osoby. Wystarczy kochać jej wyobrażenie. Bo wyobrażenie można wyidealizować i wymodelować na postać, której się potrzebuje”.

Olbrzymim atutem tej książki jest wieloosobowa narracja, dzięki której poznajemy z pozoru zupełnie poboczne osoby rozgrywającego się dramatu – kochankę, byłego chłopaka żony, znajomych z czasów studiów i z dzieciństwa – a każdy z nich dołącza do fabuły historię swojego życia. Po raz kolejny szokuje fakt, jak wielki wpływ na los człowieka może mieć zupełnie przypadkowo poznana, obca właściwie osoba. Dzięki wszystkim tym głosom historia Olivera składa się przed oczami czytelnika z wielu drobnych wycinków – niczym patchwork albo skomplikowana układanka. Wyłania się z niej przerażający i jednocześnie strasznie smutny obraz rodzicielskich zaniedbań, braku odpowiednich wzorców (choćby w traktowaniu kobiet, odpowiedzialności za zwoje czyny czy budowaniu relacji z drugim człowiekiem) i zimnego, pozbawionego emocji wychowania, czego skutkiem jest zimny i pozbawiony emocji socjopata.

To wielowątkowa opowieść o tęsknocie za rodziną i destrukcyjnych próbach jej zdobycia, o potrzebie ciepła i akceptacji, o krzywdzie odrzucenia. O braku skrupułów, samotności, braku empatii, o wielkim oszustwie i chichotach losu.

Autorka jak zwykle (a właściwie po raz pierwszy – ta książka jest jej debiutem literackim) stworzyła potwora, którego nie sposób nie potępiać i nie żałować jednocześnie, po czym uczyniła z niego głównego aktora przewrotnej i nieprzewidywalnej historii.

Liz Nugent, Upadek Olivera, Warszawa: Wydawnictwo Wielka Litera, 2020, 272 s.

Bajki Leona i Majki: „Precelek jedzie tramwajem”, „Precelek i letnia burza” Agata Romaniuk, Malwina Hajduk

Czy jest ktoś, komu po lekturze „Kociej Szajki i klątwy starego kina” nie skradł serca mały Precelek? Nie wydaje mi się!

Precelek jest tak słodki i kochany, że otrzymał swoją własną serię – tym razem dla ciekawych świata przedszkolaków, którym pomoże stawić czoło trudnym codziennym sytuacjom i małym strachom. Wraz z przyjacielem i współlokatorem – jeżykiem Jurkiem – z którym mieszkają wspólnie u Pani Wieczorynki oraz z gościnnym udziałem mentorów z Kociej Szajki przezywają niezwykłe przygody w pozornie najzwyklejsze dni.

„Każdy kot, który robi coś po raz pierwszy, ma prawo się bać. To normalne, Precelku. Ale jest dużo łatwiej, jeśli ktoś trzyma nas wtedy na kolanach. Albo za łapkę, prawda?”

Pewnego dnia Precelek zaspał na zajęcia muzyczne dla kotów i towarzysząca mu kotka Lola wpada na pomysł, by zamiast spaceru do biblioteki podjechali tramwajem. Kociak czuje się jednak mocno niepewny względem tego czerwonego, hałaśliwego potwora. Taka przejażdżka pełna jest wszak niebezpieczeństw – tramwaj może się przecież wywrócić, wywieźć pasażerów nie wiadomo gdzie albo przygnieść koci ogon drzwiami! Na szczęście znajdzie się ktoś, kto poda przerażonemu maluchowi pomocną dłoń i pomoże oswoić ten lęk tłumacząc nieco jak działają tramwaje i jak wygląda podróżowanie nimi. W końcu to, co znajome, nie budzi już niepokoju, prawda?

Agata Romaniuk, Malwina Hajduk, Precelek jedzie tramwajem, Warszawa: Wydawnictwo Agora, 2023, 24 s.

Kiedy pada deszcz, dzieci i koty się nudzą. Ileż można bawić się w chowanego, grać w planszówki czy obserwować spływające po szybach krople? Precelek i jeżyk Jurek postanawiają więc, pod nieobecność Pani Wieczorynki, wyjść na spacer i pograć w mysie patysie na dzielącej Cieszyn Olzie. Odziani w żółte przeciwdeszczowe peleryny świetnie się bawią wraz ze spotkanym Morfeuszem, oglądają tęczę i… zostają złapani przez burzę. A od złowróżbnych grzmotów i jasnych błyskawic już blisko do panicznej kociej ucieczki. Kto przyjdzie im z pomocą?

Agata Romaniuk, Malwina Hajduk, Precelek i letnia burza, Warszawa: Wydawnictwo Agora, 2023, 24 s.

Po raz kolejny zachwyciła mnie oprawa graficzna tej serii. W „Kociej Szajce” genialne ilustracje Malwiny Hajduk były atrakcyjnym dopełnieniem tekstu zwiększającym jego przystępność, w przypadku książeczek dla młodszych dzieci zgrabnie wysuwają się na pierwszy plan i przyciągają wzrok mnogością kolorów i wzorów już od momentu otwarcia książki. To się dopiero nazywa kształtowanie gustu estetycznego od najmłodszych lat – miód na moje serce, miód na moje oczy (z kłaczkami, bo jakże by inaczej)!

Kocham i polecam.

Recenzja powstała w ramach współpracy barterowej z Wydawnictwem Agora.

A na nieco starszych czytelników czekają opowieści o Kociej Szajce:
„Kocia Szajka i zagadka zniknięcia śledzi”
„Kocia Szajka i ucho różowego jelenia”
„Kocia Szajka i napad na moście”
„Kocia Szajka i duchy w teatrze”
„Kocia Szajka i fałszerze pierników”
„Kocia Szajka i klątwa starego kina”