Okołoksiążkowy miszmasz: Karton od Filemona

Zdążyłam już zapomnieć jak bardzo lubię pudełka–niespodzianki, dopóki nie trafiłam na Karton od Filemona. Nie musiałam się długo zastanawiać, po prostu musiałam mieć to pudło. To znaczy moje koty musiały je mieć!

Filemon jest głównym muzem kociej fotografki Moniki Małek (zwanej też Zaklinaczką Kotów) i swoim imieniem, pyszczkiem i kłaczkami sygnuje sklep internetowy „U Filemona”, w którym można znaleźć mnóstwo fantastycznych kocich książek, puzzli i gadżetów ze świetnymi zdjęciami super kotów (między innymi mojego Figla).

Karton od Filemona (to już druga edycja) jest pudłem, pełnym kocich rzeczy dla kotów i kocich matek, którego zawartość do samego końca zostaje tajemnicą. Jedynym gadżetem, o którym było wiadomo, że znajdzie się w kartonie były kalendarze – można było wybrać karton z kalendarzem książkowym (jak ja) lub ściennym. Po pewnym czasie uchylono kolejny rąbek tajemnicy i zdradzono, że drugim przedmiotem w kartonie będzie dekoracyjna puszka.

Kartony były wysyłane tak, by można było odpakować je na Mikołajki. Niektórzy odbiorcy jednak zostawili sobie tą przyjemność do Gwiazdki albo podarowali prezenty bliskim i włożyli pudła pod choinkę, więc przegląd środka zostawiłam na bezpieczny termin w połowie stycznia. Mam nadzieję, że teraz już nikomu nic nie zespoileruję.

Nie był to to mój pierwszy zakup w filemoniwym sklepie, więc już dobrze wiem jak pięknie (i ekologicznie, bez grama plastiku!) Monika wraz z kocimi pomocnikami pakują swoje paczki. Tym razem jednak przeszli samych siebie, bo każda rzecz w kartonie miała swoje miejsce, określoną funkcję i dołączoną notatkę od Filemona. Mimo, że oczywiście postawiłam sobie karton do góry nogami i otworzyłam od spodu, to i tak była najładniej zapakowany karton, jaki widziałam.

A co znalazłam w środku?

– wspomniany już koltendarz, czyli koci kalendarz od Moniki mam już drugi rok i nie wiem, czy jeszcze kiedyś będę chciała inny. Pełen kocich zdjęć i świąt (znajdziecie w nim także zdjęcie Jego Mechatość Figla, szukajcie w okolicach Dnia Kota Garfielda), z twardą okładką, dużą ilością miejsca na notatki i na papierze, na którym żaden rodzaj pisadła się nie rozlewa ani nie rozmazuje. Jeśli chcielibyście się jeszcze na taki skusić, to do wyczerpania zapasów jest w super promocyjnej cenie 20 zł – szukajcie w sklepie „U Filemona”;

puszka na skarby ze zdjęciem Blani (drugiej osobistej kociej muzy Moniki) szykującej wypieki okazała się bardzo pojemna –  super, że mieszczą się w niej zarówno pierniczki, jak i kredki, czy długopisy;

– instagramowe konto Moniki słynie z kartonowych scenek, często z udziałem kartonowych kotów. Jeden z nich również znalazł swoje miejsce w kartonie – Pusia, czyli arcycierpliwy kot z odzysku, do towarzystwa, zabawy i pozowania;

bon zniżkowy na kotosesję– Figiel i Vincent mają już jedną na koncie i polecam z całego serca. To więcej niż prawdopodobne, że skusimy się i na kolejną, kiedy tylko Monika będzie akurat w pobliżu;

– polaroidowe zdjęcie Filemona Twórcy Kartonu i narratora tej opowieści, które zawsze można mieć przy sobie;

– tajemniczy kwestionariusz matrymonialny dla kota do tajemniczej akcji walentynkowej. Czyżby miłość kryła się tuż obok, w przepastnych czeluściach internetów?;

luksusowe zabawki dla kota: rzemyki, czerwone kropki w wersji „możliwe do złapania”, kulki z folii i suche kasztany, czyli to, co koty lubią najbardziej;

woreczek podejrzanego zioła. Szczerze wierzę, że to kocimiętka, w każdym razie Vincent pogardził, a Figiel oszalał i zaczął robić naprawdę dziwne rzeczy. Ale było widać, ze dobrze się bawi!;

– zdrowe smakołyki „Juicy Bites” – jedne z niewielu, które nie zaszkodziły Figlowi na jego chory brzuszek. Za to właśnie uwielbiam takie kartony, można wypróbować nowe rzeczy i odkryć prawdziwe skarby;

sensoryczna mata węchowa hand made – moje koty interesowały się nią krótko, ale posłałyśmy dalej w ramach świątecznego prezentu zaprzyjaźnionej kociej rodzinie i tam podobno był szał;

– kocia kartka świąteczna;

– spory plakat (A3?) z kotami. A właściwie kocimi języczkami – do zakrycia wydrapanej przez kitki dziury w tapecie;

– koci magnes, żeby było co zrzucać z lodówki;

ekologiczna torba na kotki wielorazowego użytku;

– kocie lusterko kieszonkowe, by codziennie móc podziwiać swoją urodę;

nasionka trawy dla kotów wraz z instrukcją siania;

słoik pełen genialnych pomysłów na spędzanie czasu do losowania. Oczywiście z kotami w roli głównej;

– kocie kłaczki;

– no i oczywiście to, co najcenniejsze, czyli wszystkie papiery i kartony! Z kartonu głównego, papierów, w który owinięte były rzeczy, sznureczków i sensorycznej maty powstał koci park rozrywki, który wypełniał moją sypialnię przez jakiś tydzień i przez cały ten czas aktywnie zabawiał moje futra.

Dawno nie trafiło w moje ręce coś takiego – wykonanego ręcznie, z dużą starannością i dbałością o każdy szczegół i z taką ilością włożonego serca, a przy tym tak pomysłowego. I z dużym zacięciem ekologicznym, będącym zachętą i inspiracją do wykorzystywania rzeczy ponownie.

Karton kosztował około 100 zł (cena samego kalendarza to 50 zł), więc moim zdaniem, jak za taką ilość autorskich gadżetów i zaangażowania twórców jest to naprawdę bardzo atrakcyjna cena. Szczególnie, że wszystkie rzeczy są niepowtarzalne i dostępne wyłącznie w sklepie Moniki i Filemona (no, może poza kasztanami i kotozabawkami będącymi drugim życiem przedmiotu).

Karton od Filemona
Monika Małek
cena – ok 100 zł

Okołoksiążkowy miszmasz: „Harry Potter: Zaczarowany kalendarz adwentowy”

Już dawno zaakceptowałam fakt, że ja to chyba nigdy nie dorosnę i w związku z tym jakoś w listopadzie nabyłam drogą kupna kalendarz adwentowy z duperelkami z Harry’ego Pottera. Dla siebie, bo w końcu „zawsze o tym marzyłam” ;)

Nie do końca wiedziałam czego się spodziewać, więc na początek wybrałam najtańszą z możliwych opcji (bo i w kalendarzach o tej tematyce można wybierać i przebierać – są między innymi z lego, z Funko popami, z pluszakami itp.), oczekiwałam więc mało praktycznych, ale sympatycznych drobiazgów. I nie rozczarowałam się, choć jakość ich wykonania okazała się pozytywnym zaskoczeniem.

UWAGA, dalsza część recenzji zawiera SPOILERY zawartości. Ale też przykładowa zawartość jest przedstawiona na odwrocie samego kalendarza, więc chyba nie ma co się przejmować.

Już sama oprawa kalendarza wizualnie bardzo mi się podoba. Tematyka zawartości oscyluje wokół Balu Bożonarodzeniowego z IV tomu HP, więc wszyscy w środku są bardzo eleganccy.

Moimi zdecydowanymi faworytami jest metalowa zakładka do książki w kształcie piórka, ściereczka do okularów i notesik z samoprzylepnymi karteczkami na zaklęcia. Zawsze cieszę się też z magnesów na lodówkę (mimo lodówki w zabudowie), a tych trafiło się aż 5 – z godłami domów i z Hedwigą.

Poza tym znalazłam dwie gumki do zmazywania, przywieszkę do walizki, naszywkę/naprasowankę do ubrań (trafiła mi się z mrocznym znakiem, hell yeah!), 4 przypinki i 4 breloczki z postaciami, 2 rolki ozdobnej taśmy klejącej, naklejki, tatuaże z naklejki, etykietki na prezenty i pluszowego Rona w szacie wyjściowej.

Nie da się ukryć, że jest to asortyment zdecydowanie dla dzieci, chociaż i tak z większości rzeczy mam straszną radochę (może gumki do zmazywania oddam córce, bo sama nie mam ołówka…). Może przydałoby się nieco więcej urozmaicenia, bo jak przypinki fajnie wyglądają w grupie, tak 4 breloki do jak na mój gust odrobinę za dużo, nie mam aż tylu kluczy. Jednak zawsze można podzielić się z przyjaciółmi i też chyba o to tu trochę chodzi.

Jak za tą cenę jestem naprawdę zadowolona (normalnie kalendarz kosztuje 130 zł, ja kupiłam go w promocji za około 109), jakość wykonania produktów nie budzi zastrzeżeń, jestem też mile zaskoczona, że kiedy niespodzianką były naklejki, czy zmywalne tatuaże, to zawsze po kilka sztuk w okienku, na bogato.

Ci, którzy na bieżąco obserwowali na Instagramie moje codzienne zaglądanie do kalendarza pewnie pamiętają, że kilka razy spotkało mnie rozczarowanie, a trzy okienka były puste. Na szczęście wszyscy pocieszający mnie mieli rację – kilka lżejszych i bardziej płaskich gadżetów po prostu przesunęło się do innych okienek (jak na złość większość do ostatniego, żeby jeszcze bardziej podkręcić napięcie). Jeśli kupujecie kalendarz dla dziecka, przed wręczeniem koniecznie otwórzcie go od tyłu i upewnijcie się, czy wszystkie niespodzianki są w swoich przegródkach (obie części pudełka są zabezpieczone jedynie taśmą klejącą, więc można to łatwo ogarnąć), bo rozczarowanie na widok pustego okienka może być bolesne. A jeśli kupujecie dla siebie po prostu bądźcie cierpliwi, bo zawartość w końcu się znajdzie.

Niby duperele, a jednak była radość. W przyszłym roku na pewno skuszę się na kolejny kalendarz, tym razem może na nieco droższą opcję.

Harry Potter: Enchanted Advent Calendar
Firma: YuMe Toys
Wiek: 3+

Okołoksiążkowy miszmasz: „Czytadło. Zdrapka pełna książek”, Zdrapki Kropki

Czym jest tajemnicze „Czytadło”? To trochę gra, trochę wyzwanie i trochę inspiracja. Zdrapka budząca ciekawość, pomagająca rozwijać czytelnicze horyzonty, zachęcająca do sięgania po nieznanych autorów i gatunki, pomagająca dokonać tak trudnych życiowych wyborów, jak „co mam teraz czytać?!”.

Zestaw zawiera „Czytadło” właściwe, czyli plakat (nie sądziłam, że będzie taki duży!) z aż 17 cytatami do zdrapania. Jeśli któraś z wybranych myśli szczególnie przypadnie użytkownikowi do gustu, należy zdrapać pole z cytatem, by dowiedzieć się z jakiej książki pochodzi. Następnie pozostaje zdobyć ów książkę i przeczytać przynajmniej 30 stron – jeśli dana historia przypadnie czytelnikowi do gustu, pewnie nawet nie zauważy, że przeczytał całość, jeśli nie, po 30 stronach spokojnie można odłożyć i drapać kolejny z cytatów. Pod zdrapkami z cytatami mamy na plakacie tzw. Strefę bookstyle’u z różnymi symbolami do zdrapania. Pod nimi znajdziemy okołoczytelnicze zadania i pomysły do realizowania pomiędzy czytaniem książek ze zdrapkowyzwania.

Poza samym „Czytadłem”, w kartonie znajdziemy również dwie niewielkie karty. Jeden z nich to „Karta progresu” (chociaż osobiście wolałabym „Kartę postępu”, bo przecież Polacy nie gęsi…), na której zaznaczamy nasze postępy w realizacji wyzwania. Oczywiście w formie zdrapki! Po każdych pięciu książkach przeczytanych „od deski do deski” można zdrapać następny odcinek. Druga karta to „Karta dla przyjaciela”, którą możemy podarować komuś bliskiemu, kiedy chcemy namówić go do sięgnięcia po jakąś książkę (najlepiej jako dodatek do owej książki). Na karcie możemy umieścić dedykację, czeka też na niej pole ze zdrapką kryjącą czytelnicze wyzwanie.

Poza zdrapkami w kartonie znajdziemy również instrukcję obsługi wyzwania wraz z quizem pozwalającym sprawdzić swoje czytelnicze wyczucie i odgadnąć z jakich książek pochodzą wykorzystane w grze cytaty. Prawidłowe odpowiedzi zostaną stopniowo odkryte podczas zdrapywania pól „Czytadła”. Co do niektórych nie mam najmniejszych wątpliwości, ale znajdą się i takie, które kompletnie nic mi nie mówią. Zobaczymy ile tytułów udało mi się odgadnąć!

Pomijając wyjątkowo atrakcyjny pomysł na prezent dla książkoholika (bo czy znajdzie się ktokolwiek, kto nie lubi zdrapek? Albo chociaż kto nie jest ani trochę ciekawy co tam się kryje pod spodem?), wielkim plusem jest szata graficzna. Mimo dużej ilości niepowiązanych ze sobą wyrywkowych tekstów na stosunkowo niewielkiej płaszczyźnie, „Czytadło” jest przejrzyste, czytelne, estetyczne pod względem wizualnym i intuicyjne w użyciu. Dużym zaskoczeniem był dla mnie rozmach realizacji, bo spodziewałam się arkusza nie większego niż format A4, a dostałam naprawdę fajny plakat, który chętnie oprawię.

Jest tylko jeden problem – nie jestem najlepsza w podejmowaniu decyzji i za nic nie potrafię zdecydować, który z cytatów drapać najpierw! Znany, czy nieznany? Intrygujący, czy raczej „bezpieczny” – tak na początek? Wygląda na to, że żeby zdrapka pomogła mi w dokonywaniu czytelniczych wyborów, musze najpierw nauczyć się wybierać pola do zdrapywania :D

Wojciech „Zdrapka” Koczorowski, Magdalena Zeist, Czytadło. Zdrapka pełna książek, Toruń: Zdrapki Kropki, 2020.

 

Poza „Czytadłem” ukazały się dotychczas jeszcze trzy tytuły od Zdrapki Kropki – babska „Judyta”, męska „Jonasz” i „Miłosne Wyzwania” dla par. Jak lojalnie uprzedzono na opakowaniu – odkrywanie kropek wciąga!

Recenzja powstałą dzięki uprzejmości Zdrapki Kropki.

Okołoksiążkowy miszmasz: Podsumowanko 2019

Nie jestem najlepsza ani w planowanie ani w podsumowania, więc mam nadzieję, że będzie krótko, zwięźle i na temat. Minął kolejny rok, wciąż lubię czytać i wciąż sięgam raczej po książki niepoważne, niż poważne. I dziecięce, bo uwielbienie do książek dziecięcych nie przejdzie mi chyba nigdy!

W tym roku wyczytałam 85 książek (w tym część dla młodszej młodzieży – liczę te powyżej 100 stron), 6 objęłam patronatem, w dwóch pojawiły się moje rekomendacje. Napisałam 146 recenzji – w tym również zestawień i książeczek dla maluchów, gier i zabawek edukacyjnych. Dzięki blogowaniu na nowo polubiłam gry planszowe.

Całkiem nieźle poszło mi sięganie po książki z regału wstydu i zrobiłam drugie podejście do słynnego „Szklanego Tronu” – tym razem ze znacznie lepszym skutkiem.

Najlepsze książki w 2019:

Najlepsze książki dziecięce w 2019:

Patronaty:

Bookstagram:

f40210e5-a67e-4046-8635-c42e39d30603

Gniot roku:

DSC_1759

A jak tam Wasze czytelnicze podróże w minionym roku? Jakieś zachwyty? Rozczarowania?

Wszystkiego zaczytanego na 2020!

Okołoksiążkowy miszmasz: Książkowy kalendarz adwentowy dla przedszkolaka

Tak, wiem, dopiero zaczął się listopad, za oknem znowu ciepła, mglista jesień i prawie 20 stopni. Doceniam bardzo, kocham ciepełko. Ale myśli i tak jakoś uciekają w kierunku przedświątecznych przygotowań i tej pachnącej piernikami gorączki. Nie da się ukryć, że uwielbiam ten czas, a wcześniejsze chomikowanie i przygotowywanie drobiazgów z myślą o świętach sprawia mi długoterminową radość.

No i nie ukrywajmy, że tego rodzaju założenia wymagają nieco przygotowań, a kalendarz musi byc gotowy już na pierwszego grudnia, lepiej pomyśleć zawczasu, niż martwić się, że wymarzone świąteczne tytuły się wyprzedały albo wyeksploatowane do granic możliwości firmy kurierskie nie są w stanie dostarczyć naszej paczki na czas.

Nie tylko książki

Wbrew nazwie, w kalendarzu adwentowym, który szykuję dla córki nie znajdą się tylko i wyłącznie książki. Moim zdaniem jedna książka dziennie to zbyt wiele – przynajmniej dla przedszkolaka – by czerpać z niej prawdziwą radość. Obie przywiązujemy się do historii, lubimy przeżywać je kilkukrotnie, a te dłuższe czytać na raty. Musi minąć trochę czasu, zanim nasycimy się daną opowieścią. A ponadto nasza kolekcja książek w klimacie Bożego Narodzenia jest całkiem spora, na pewno będziemy również wracać do ulubionych pozycji z poprzednich lat.

Co do kalendarza?

Co zatem do kalendarza? Oczywiście podstawą będą książki – ale jedna na mniej więcej 4-5 dni – na razie mam upatrzony „Ekspres Polarny” i „Wieczór gwiazdkowy na placu budowy”, poważnie rozważam też „Celestynkę”.

Ponadto w kalendarzu znajdą się:

książeczki z zadaniami i naklejkami – trzy tytuły z serii „Obrazki dla najmłodszych” to nasz pewniak, kupiłam je już trzeci rok z rzędu i jestem pewna, że radość będzie ta sama;

świąteczna kolorowanka;

audiobook i płyta z kolędami – w zeszłym roku Majka znalazła w kalendarzu dwie płyty: jedną ze śpiewanymi przez dzieci kolędami i pastorałkami, drugą z zimowo-świątecznym opowiadaniem o wróbelku Czupurku. Obie okazały się strzałem w dziesiątkę i towarzyszyły nam aż do Wielkanocy, niedługo już wyjmę je ponownie. A że słuchanie bajek z magnetofonu cieszy się u nas niesłabnącym powodzeniem, w tym roku postaram się poszukać czegoś podobnego. Może możecie coś polecić?;

Szopka Bożonarodzeniowa – w zeszłym roku mieliśmy papierową wypychankę do składania i umieszczenia pod choinką. Bardzo fajnie się sprawdziła, bo wspólna zabawa okazała się świetnym pretekstem do rozmowy „kto jest kim i o co właściwie chodzi w tych całych świętach”. Jest mnóstwo różnych wzorów do wyboru, można więc co roku wybierać inną (jeśli oczywiście jest taka potrzeba, bo koty zjadły zeszłorocznych pastuszków, a Jezusiczek nie ma stópek). Ponadto w tym roku mam przygotowaną rozkładaną szopkę do Albika, która (mam nadzieję!) pozwoli mi w spokoju wypić kawę i zjeść piernika.

zestawy kreatywne – w zeszłym roku wyszukałam wykrojone z drewna ozdoby na choinkę do samodzielnego dekorowania i wyszło fantastycznie. Niewielkie i lekkie do malowania farbami, pisakami, kredkami i posypywania brokatem – trafiły i na nasze drzewko i jako prezenty dla babć. W tym roku po prostu zdubluję ten pomysł, udało mi się trafić na inne wzory. Planuję też schować mały zestaw aquabeads, znalazłam nawet taki z choinką do ułożenia;

ozdoby do włosów – gumeczki i spineczki z Mikołajami, choinkami, gwiazdkami i śnieżynkami (bardzo w stylu Elsy!), w których można dumnie iść do przedszkola to u nas gwarancja radości;

lakier do paznokci zmywalny wodą – wmarzony, wyproszony i wyjęczany gadżet małej elegantki mam w planie schować na samym końcu kalendarza, żeby mała pomocnica, po ciężkiej pracy, mogła wystroić się na ten wielki wieczór;

płyta z bajkami (Psi Patrol, Kubuś Puchatek) – tak, moje dziecko od czasu do czasu ogląda telewizję, szczególnie w okresie zimowo-chorobowym. Coś czuję, że pół godzinki bajki może okazać się zbawieniem w przedświątecznym szaleństwie. Dobrze być przygotowanym;

DSC_0546

świąteczna układanka – w poprzednich latach furorę zrobiła trzywarstwowa drewniana układanka firny Janod. W tym roku czaję się na świąteczne puzzle z Puciem z Naszej Księgarni;

zadania – żeby święta miały sens i czar, muszą być przygotowywane rodzinnie, a grudzień pełen jest zadań dla małego pomocnika. Wyczyszczenie butów przed Mikołajkami, Wielkie Pierniczenie, wybieranie choinki (może w tym roku wreszcie uda się przywieźć drzewko na sankach!), urodzinowe odwiedziny u dziadka, zabawa z kotami, porządki i strojenie drzewka to tylko niektóre z pomysłów.

Dzięki tak dużej różnorodności każdy dzień będzie inny. Większość spędzimy razem, niektóre zachęcą moją przedszkolaczkę do podejmowania samodzielnej aktywności, a jeszcze inne dadzą nam z mężem szansę na chwilkę wytchnienia.

Jak zapakować?

Już kolejny raz wykorzystam te same papierowe torebeczki z naklejanymi cyferkami (kupiłam kiedyś w Tchibo), które przyczepiam do sznurka ozdobnymi klamerkami (mam kilka zestawów z Lidla i Biedronki, zwykle są sprzedawane po 6). Całość trzeba powiesić wysoko, żeby mały łobuz nie urządził wielkiego rozpakowywania w środku nocy albo żeby konstrukcja nie padła ofiarą kotów.

Torebki są niewielkie, trafią więc do nich głównie drobiazgi – ozdoby do dekorowania, lakier do paznokci, brokaty itp.), w niektórych paczuszkach ukryte będą karteczki z zadaniami do wykonania wraz ze smakołykiem (u nas to zazwyczaj niewielkie czekoladowe figurki, jednak równie dobrze sprawdzą się orzeszki, pierniczki, suszone owoce, albo naklejki, czy zmywalne tatuaże), a w pozostałych karteczki ze wskazówkami. Bo nasz kalendarz adwentowy to jednocześnie zabawa w poszukiwanie skarbów. Wskazówki prowadzące do opakowanych w ozdobny papier książek, płyt i książeczek z zadaniami są bardzo proste – „szukaj w pralce”, czy „pod ulubionym fotelem mamy” – tak, by zdążyć znaleźć, rozpakować i nacieszyć się chwilę przed wyjściem do przedszkola. A potem jeszcze umyć zęby.

Pakując wszystkie niespodzianki warto pamiętać o ułożeniu ich w kolejności (lub ponumerowaniu zgodnie z dniami kalendarza) i zostawieniu sobie na nich informacji gdzie będziemy je dziecku schować – najlepiej sprawdzają się karteczki samoprzylepne.

To co? Do dzieła!

W poszukiwaniu pomysłów na książeczki do kalendarza koniecznie zajrzyjcie do naszych wpisów dotyczących książeczek o zimie i świętach z 2017 i 2018 roku.

Okołoksiążkowy miszmasz: Wielka Wymiana Książkowa #przeczytajipodajdalej8

Zima zbliża się wielkimi krokami, jesienne wieczory są już coraz dłuższe i dłuższe – to idealny moment na odświeżenie biblioteczki! A idealnym na to sposobem jest kolejna (już 8!) edycja internetowej akcji bookcrossingowej Wielkiej Wymiany Książkowej #przeczytajipodajdalej organizowanej przez Save the Magic Moments i Socjopatkę.

plakat - WWK 8

Wszystko odbywa się bezkosztowo – wymieniający pokrywają jedynie koszty wysyłki, chyba, że uda się umówić na odbiór osobisty – i w duchu idei zerowaste. W skrócie: przeglądamy oferty innych uczestników wymiany, które możemy znaleźć w linkparty na blogach organizatorek, na facebookowej grupie i na Instagramie (#przeczytajipodajdalej8) -> proponujemy nasze zbiory na wymianę -> dogadujemy się -> wysyłamy. Po szczegółowy regulamin koniecznie zajrzyjcie do organizatorek!

Akcja trwa od dziś do 12.10.19.

Co dobrego mam na wymianę tym razem?

Dla dorosłych:

1. Anne Bishop „Jezioro ciszy”
2. Marta Guzowska „Wszyscy ludzie przez cały czas”
3. Anne-France Dautheville „Sekrety roślin”
4. Robert M. Edsel „Na ratunek Italii” (nieznacznie porysowana okładka)
5. Tracey Mathias „Czas wyborów”
6. Leonie Swann„Triumf owiec”
7. Sara Pennypacker „Pax”
8. Peter Gallert, Jörg Reiter „Wiara, miłość, śmierć”
9. Malwina Ferenz „ Życie pełne barw”
10. Lidia Liszewska, Robert Kornacki „Zostań ze mną”
11. Vicky Myron „Dziewięć wcieleń kota Deweya”

Dla dzieci i młodzieży:

1. Jan Staudynger „Zwrotki dla Dorotki”
2. Zofia Stanecka, Marianna Oklejak „Basia i urodziny w muzeum”
3. Zofia Stanecka, Marianna Oklejak „Basia i przyjaciele. Lula”
4. Ulf Stark, Anna Höglund „Chłopeic, dziewczynka i mur”
5. Elżbieta i Witold Szwajkowscy „Rymowane zagadki matematyczne”
6. Herve Tullet „Naciśnij mnie”
7. Jarosław Mikołajewski „ZOO”
8. Ewa K. Czaczkowska „Bajki Mariackie”
9. Marta Kucharz „Sekret pustej książki”
10. Agnieszka Stelmarczyk „Mazurscy w podróży”
11. Agnieszka Tyszka „Róże w garażu”
12. Emilia Kiereś „Serbrny dzwoneczek”
13. Julian Tuwim „Lokomotywa i inne wesołe wierszyki dla dzieci”
14. Ewa Szelburg-Zarembina „Baśń o kocie w butach”

Wszystkie moje książki są w stanie bardzo dobrym lub idealnym, jeśli jednak masz ochotę przyjrzeć się bliżej jakiejś pozycji, daj znać, chętnie zrobię więcej zdjęć ;)

Owocnej wymiany!

Okołoksiążkowy miszmasz: Wielka Wymiana Książkowa #przeczytajipodajdalej7

Oto i czwarta edycja Wielkiej Wymiany Książkowej, w której biorę udział! Po przeprowadzce uzbierał mi się cały karton książków na wymianę, więc jest w czym wybierać!

Wydarzenie organizowane jest przez Magdę z bloga SAVE THE MAGIC MOMENTS i Dagę SOCJOPATKĘ, za co jak zwykle jestem niesamowicie wdzięczna i bardzo podziwiam, bo sama jestem organizacyjną gułą i totalnym beztalenciem w ogarnianiu czegokolwiek poza własnym życiem (i samego życia też…). Akcja toczy się przede wszystkim na powyższych blogach, gdzie znajdziecie linki do ofert wszystkich biorących udział blogerów i spisy książek od osób nieblogujących (szukajcie ich w komentarzach) oraz na facebookowym wydarzeniu i instagramie (fotki z hasztagiem #przeczytajipodajdalej7).

53344669_2375739132661803_7007907320076173312_n.jpg

To świetny sposób na zdobycie fantastycznych pozycji praktycznie za bezcen, bo jedynym kosztem jest wysyłka (chyba, że któryś z amatorów pozycji z mojej biblioteczki ma przy okazji ochotę na kawę i ploty na terenie Gdańska, wtedy już zupełna darmoszka. Bez kawy też można, bo podczas ostatnich edycji jakoś nikt się nie odważył…). No i jak wiadomo, ofiarowanie książkom drugiego (a później zapewne i kolejnych) życia to super sprawa – nie ma co ukrywać, nie do wszystkich książek będziemy jeszcze wracać a na nowe pozycje trzeba zrobić miejsce.

Cała akcja trwa od dziś do kończa tygodnia, ale kto pierwszy, ten lepszy ;)

Jak zwykle wymieniam w dwóch kategoriach:

Dla dorosłych:

 

1. Leigh Bardugo „Ruina i rewolta” – stan idealny, nigdy nie czytana, a bardzo dobra.
2. Marcin Kołodziejczyk „Prymityw. Epopeja narodowa” – stan idealny.
3. Anna Sakowicz „Już nie uciekam” – stan idealny.
4. Katie Agnew „Doskonała pomyłka” – stan bardzo dobry.
5. Marta Guzowska „Głowa Niobe” – stan idealny.
6. Sarah J. Maas „Zabójczyni i władca piratów” – stan bardzo dobry.
7. Brudno Kadyna „Wpływ” – stan idealny, na pierwszej stronie autograf „bezimienny”.
8. Bruno Kadyna „Metalowa dolina” – stan idealny, na pierwszej stronie autograf „bezimienny”.
9. Jacky Fleming „Kłopoty z kobietami” – stan idealny.
10. Robert M. Edsel „Na ratunek Italii” – stan bardzo dobry, porysowana okładka.
11. Mary E. Pearson „Zdradzieckie serce” – stan idealny, egzemplarz przedpremierowy, okładka nie posiada uszlachetnienienia. – wymieniona na „Odkrywcę” z Julabooks
12. Richard Schwartz „Drugi Legion” – stan idealny, egzemplarz przedpremierowy, okładka nie posiada uszlachetnienienia.
13. Angel Payne „Piorun” – stan dobry, niewielkie wgniecenie okładki.
14. Gallert, Reiter „Wiara, miłość, śmierć” – stan idealny, egzemplarz przedpremierowy, okładka nie posiada uszlachetnienienia.
15. Brian Conaghan „Kiedy Pan Piecho gryzie” – stan bardzo dobry, kilka stron w środku jest nieznacznie naddarta.
16. Pani Bukowa „Weź się ogarnij” – stan idealny.
17. Katarzyna Tusk „Make photography easier” – stan dobry, przeszłą już jedną wymianę i trochę to po niej widać.
18. Audiobook „Tango z książkami” – nowy, jeszcze zafoliowany.
19. Agnieszka Ziętarek „Samobójca” – stan idealny. – wymianiona na „Hasztag” z elfnaczi
20. Vanessa Diffenbaugh „Sekretny język kwiatów” – stan bardzo dobry.
21. Albert Cossery „Szyderstwo i przemoc” – stan bardzo dobry.
22. Słonimski, Tuwim „W oparach absurdu” – stan idealny.
23. Małgorzata Mroczkowska „Od jutra dieta” – stan idealny.

Dla dzieci:

 

1. „Mały Książę na dobranoc” – stan idealny.
2. „Mały Książę uczy cyferek” i „Mały Książę uczy literek” – stan idealny.
3. Ronald Dahl „Billy i Miniputki” – stan idealny.
4. kartonówka „Agnieszka Łakomczuszka” – stan idealny.
5. Agata Giełczyńska „Cukrowa wróżka i niezdrowa dieta” oraz „Kacper nie dba o zabawki” – stan idealny.
6. Megan McDonald „Hania Humorek i lista marzeń”– stan idealny.
7. Zbigniew Dmitroca „Ciekawski kotek” – stan idealny.
8. Joanna Kmieć „Dzieciaki z ulicy księżycowej. Przygoda w ZOO” – stan idealny, egzemplarz recenzencki, w środku pieczątka!
9. Jan Sztaudynger „Zwrotki dla Dotorki” – stan idealny.
10. Barbro Lindgren, Charlotte Ramel „Teraz będziesz kurą” – stan idealny.
11. Maria Stanecka „Basia i przyjaciele. Lula” – stan idealny.
12. Ulf Stark, Anna Höglund „Chłopiec, dziewczynka i mur” – stan idealny.
13. „Książkożercy” – 3 poziomy – stan idealny.
14. Benjamin Chaud „Feralne urodziny ze Skarpetką” – stan idealny, egzemplarz recenzencki, w środku pieczątka!

Chętnie wymienię również kilka sztuk za jedną, dzieciowe nawet chętniej w ten sposób. Jeśli coś wpadło Ci w oko, zostaw swój wymianowy stosik w komentarzu. Bez problemu mogę też zrobić więcej zdjęć, daj znać ;)

Pomyślnych łowów!’

Okołoksiążkowy miszmasz: Podsumowanie 2018

Nie jestem niestety najlepsza w pisaniu podsumowań (pewnie dlatego wszyscy ogarnęli to jeszcze w ostatnich tygodniach 2018, a ja pomyślałam dopiero teraz…) i to również zapewne by nie powstało, gdyby nie Moja Biblioteka –  świetna aplikacja na smartfona, na którą trafiłam na początku roku i która pomogła mi w zanotowaniu przeczytanych pozycji, ilości stron, autorów i tak dalej. Możliwość przyjrzenia się wszystkim przeczytanym tytułom w przeciągu roku to jednak super sprawa.

A jest ich całkiem sporo, bo aż 80. Jak to się stało, że wyszło tak dużo? Może to trochę oszukaństwo, ale zaczęłam liczyć książki dziecięce. Oczywiście nie wszystkie te, które na co dzień czytamy z Majką po kilka razy w kółko, ale te bardziej ambitne, dłuższe pozycje. Za dolne kryterium ustanowiłam minimum 100 stron normalnego druku. To prawda, że literaturę dla dzieci czyta się zazwyczaj szybciej i łatwiej, niż propozycje skierowane do dorosłego czytelnika, ale nie widzę powodu, by nie traktować na przykład „Kubusia Puchatka” albo „Piotrusia Pana” za pełnowymiarowe książki. Takich tytułów jest na mojej liście 12.

Całkiem dobrze poszło mi odkrywanie dobrodziejstw rodzimej literatury. Aż 34 przeczytane przeze mnie w zeszłym roku książki wyszły spod piór polskich autorów. Niestety znacznie gorzej poszło mi z wyczytywaniem regałów hańby – tylko 6 książek z listy czekało na przeczytanie dłużej niż 3 miesiące, reszta to same nowe nabytki.

Odkrycia roku:

Na ten tytuł w pełni zasługują dwie pisarki, które odkryłam w 2018. Co ciekawe, twórczość Magdaleny Knedler zachwyciła mnie na samym początku roku, a Marty Kisiel pod koniec.

Najlepsze książki 2018:

Najlepsze książki dziecięce:

Największe rozczarowania:

Nie da się ukryć, że Majka coraz bardziej zawłaszcza również tą część mojego życia, jaką jest blog. Oprócz cotygodniowego, czwartkowego cyklu recenzji książeczek dla dzieci, od września pojawił się również dzień opinii o grach i zabawkach dla maluchów, czyli Grajki Majki.

To również dziecięce (żeby nie powiedzieć „parentingowe”) wpisy cieszą się największą popularnością. Pierwsza piątka najczęściej czytanych prezentuje się następująco:

1. Bajki Majki: Najpiękniejsze książeczki o zimie i świętach dla maluszka i nie tylko
2. Grajki Majki: Mozaika Pixel Baby „Kotek”, QUERCETTI
3. Bajki Majki: Książeczki o tatusiach na Dzień Taty i nie tylko
4. Bajki Majki: Książeczki na dobranoc
5. Bajki Majki: „Biblia opowiedziana i objaśniona” Jean–Michel Billioud, Hélène Georges

Biorąc pod uwagę wszystkie plany i wyzwania, do jakich się zobowiązałam na początku roku, ostateczny bilans nie jest tak zły, jak myślałam.

Wyzwania, w których poległam:
– Czytelnicze Podróże w Nieznane u UwagaCzytam
– Olimpiada Czytelnicza u Pośredniczki Książek
– przeczytanie minimum 20 książek z regału wstydu.

Co się udało?
– 22 minuty czytania dziennie
– Przeczytam 52 książki
Wyzwanie WyPożyczone 2018 (tu trzeba przyznać, że Marta mnie pilnowała ze zgłaszaniem tytułów, bo sama na pewno bym o tym zapomniała)
– Nie zabieranie się za nową książkę, dopóki nie napiszę przynajmniej kilku słów o poprzedniej.

Czyli mimo wszystko więcej się udało, niż nie. W końcu w życiu trzeba szukać plusów!

Przy okazji nostalgicznych podsumowań koniecznie trzeba wspomnieć o Bobasowym Klubie Książki, którą to inicjatywę zakończyłam w czerwcu tego roku. Ten projekt pozwolił mi nie tylko dzielić się książkowymi inspiracjami i zarażać miłością do czytania od malucha (czasem nawet jeszcze przed pierwszymi krokami!), ale również poznać fantastycznych ludzi – świetne mamy, genialne dzieci i fenomenalnych założycieli Biblioteki Domu Sąsiedzkiego „Nasze Ujeścisko”. Dzięki Wam za ten wspólny rok!

Co dalej? Wciąż czerpać frajdę z czytania i blogowania. Utrzymać regularność postów (z pracą na etacie może się to okazać pewnym wyzwaniem, ale czymże byłoby życie bez wyzwań!) i jednak konkretniej wziąć się za ten nieszczęsny Regał Książek Czekających na Wyczytanie. Przeczytać kolejne 52 książki w 2019 i dalej zaglądać do biblioteki.

230783bf-f0ef-4c86-9f88-c79fc68f7b3b

A jak Wasze plany i postanowienia? Zeszłoroczne wypełnione chociaż w pewnym stopniu? Wszystkiego dobrego w Nowym Roku!

Okołoksiążkowy miszmasz: Grudniowe pudełko-niespodzianka „Winter Wonderland” od Once upon a candle

Moja słabość do pudełek-niespodzianek jest tutaj powszechnie znana. Podobnie jak upodobanie do książkowych gadżetów. Nie byłam jednak dotychczas w stu procentach przekonana do coraz bardziej popularnej mody na świeczki zapachowe inspirowane książkami i książkowymi bohaterami. Może to dlatego, że nie jestem wielką fanką syntetycznych zapachów (a odświeżacze powietrza już w ogóle wzbudzają we mnie odrazę). A może dlatego, że samo kolekcjonowanie świec budzi we mnie wewnętrzny sprzeciw – to przecież niemalże oksymoron! W końcu świece powinny się palić, gasnąć i przemijać. Vanitas vanitatum et omnia vanitas.

Ale jest pora roku, która po prostu wymaga towarzystwa świec. Zima – czas światełek, rozedrganego płomienia i ciepła ogniska. Zimą zużywam świeczki wręcz hurtowo. Dotychczas były to zawsze świeczki woskowe, bezwonne i przywiezione prosto z IKEA. Ale pomysłem na tajemniczy box o tematyce „Winter Wonderland” firma Once upon a candle przełamała mój dotychczasowy opór i zachęciła do spróbowania czegoś nowego. Czy było warto?

Co znalazłam w pudełku „Winter Wonderland” by Once upon a candle:

„Let it snow” i „Ohh deer”, czyli dwie świece 60 ml w blaszanych puszkach. Wydaje mi się, że jestem fanką świeczek w słoiczkach, ale chętnie przetestuję nowy pomysł. Szczególnie, że obie pachną intrygująco – słodki aromat cukrowej laseczki z miętą i suszonymi owocami oraz świeża mieszanka eukaliptusu i mięty z nutą pomarańczy (w składzie jest też śnieg, co bawi mnie za każdym razem). To właśnie one pachniały tak bardzo, że było je czuć już po otwarciu skrytki w paczkomacie.

„Winter Wonders”, czyli świeczka w słoiczku 135 ml o zapachu jaśminu (uwielbiam!), cytrusów, sosny i cynamonu. Nigdy nie pomyślałabym, żeby połączyć jaśmin z cynamonem, ale zdecydowanie lubię to!

Winter Tea – herbata jest moim artykułem pierwszej potrzeby mniej więcej od września do kwietnia, więc taki prezent zawsze mnie cieszy. Mieszanka wydaje się być całkiem standardowa – czarna herbata z cynamonem, jabłkiem, czarną porzeczką, skórką pomarańczy i imbirem – warto jednak czasem postawić na klasykę. A i fiolka z „herbatą na raz” jest całkiem urocza.

Mroźna bransoletka – i to dosłownie, bo białe koraliki okazały się lodowate w dotyku w pierwszych chwilach po założeniu, a zawieszka z płatkiem śniegu dodatkowo podkreśla ten fakt wizualnie. Prosta i uniwersalna. A do tego ślicznie zapakowana.

Artprint z cytatem z Dickensa – czy potrzeba tu dodatkowego komentarza? Trudno wyobrazić sobie zimę bez tego autora!

Poszewka na poduszkę – jest idealna. Ośnieżona latarnia i trzy słowa, a przypomina się całe dzieciństwo spędzone pod kołdrą z latarką i „Opowieściami z Narni”. Magiczna, zimowa i podnosi na duchu.

Uczciwie przyznam, że spodziewałam się mniej. Mile zaskoczyła mnie przede wszystkim różnorodność gadżetów – w paczce znalazły się nie tylko świeczki, choć wszystko jest przesiąknięte ich zapachem. Bardzo doceniam też dbałość o każdy szczegół – estetyczne opakowanie, liścik z opisem specyfiki świec, dopasowanie poszczególnych elementów. Pudełko z powodzeniem mogłoby służyć za zestaw ratunkowy do przetrwania zimy. Tylko jeszcze zima mogłaby wpaść na dłużej!

Nie zapaliłam jeszcze wszystkich trzech świeczek, ale chyba złapałam bakcyla. Coś czuję, że będę kontynuować tą przygodę. A już zimą na pewno!