Trudno o miasto bardziej handlowe niż Gdańsk. Co jak co, ale targ książki naprawdę były tu potrzebne i to marzenie nareszcie się spełniło. Zapraszam na moje wrażenia z wizyty na pierwszych Gdańskich Targach Książki!
Choć cała impreza rozplanowana została na trzy dni, udało mi się wziąć udział wyłącznie w sobotniej części. I może całe szczęście, bo z moim książkowym zakupoholizmem, trzydniowe szaleństwo mogłoby skończyć się tragicznie dla stanu finansów mojej rodziny. Bo oczywiście poszłam „tylko pooglądać”, a wyszło jak zwykle…
Pierwsza edycja Gdańskich Targów odbyła się w historycznym budynku Filharmonii Bałtyckiej – dawnej hali turbin miejskiej elektrowni. Wybór tak ciekawego budynku, a także udział przede wszystkim mniejszych, trudniej rozpoznawalnych wydawnictw przesądził o kameralnym klimacie wydarzenia. Przyznaję jednak, że z punktu widzenia matki z dzieckiem w wózku, lub osoby z niepełnosprawnością ruchową wybór miejsca mógł wydawać się znacznie mniej czarowny – spora część stoisk była dla nich nie dostępna ze względu na dużą ilość schodów.
Zapewne ze względu na ograniczoną ilość miejsca, część wydarzeń towarzyszących imprezie zaplanowano w innych instytucjach kultury rozsianych po głównym i starym mieście – w obu siedzibach Nadbałtyckiego Centrum Kultury, Instytucie Kultury Miejskiej, jednej z filii Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej, a nawet we wrzeszczańskiej Sztuce Wyboru. Przyznaję, że lodowaty wiatr bardzo szybko rozwiał moje plany dotyczące udziału w jednym ze spotkań autorskich poza samą Filharmonią, ale gdybym nie miała Gdańska na co dzień i przyjechała na targi z daleka, połączenie książkowej imprezy ze zwiedzaniem zabytkowego centrum miasta byłoby dla mnie dużym plusem. Moim zdaniem to super pomysł – szczególnie, że przejrzysty plan wydarzeń zawiera również całkiem czytelną mapkę (choć może warto byłoby poświęcić więcej uwagi dojazdowi do Wrzeszcza, na przykład poprzez podanie alternatywnych środków komunikacji miejskiej).
Drugą wielką siłą targów, poza niebanalnym, nastrojowym miejscem, był udział niewielkich, mniej znanych wydawnictw, które zazwyczaj giną gdzieś w natłoki gigantów. Jestem również bardzo pozytywnie zaskoczona silną reprezentacją instytucji kultury – swoje stoiska miały między innymi gdańska i gdyńska biblioteka publiczna, Nadbałtyckie Centrum Kultury, Gdańska Galeria Miejska, czy Europejskiej Centrum Solidarności. Mam wrażenie, że ta impreza dała możliwość poznania czegoś zupełnie nowego.
Podobnie literatura dziecięca miała wielu ciekawych reprezentantów, co było super – przynajmniej z mojej perspektywy. Naprawdę było w czym wybierać!
Pod względem organizacyjno-komunikacyjnym widać było, że jest to pierwsza edycja imprezy – plan wydarzeń pojawił się późno, a i o wiele szczegółów trzeba było dodatkowo dopytywać, najczęściej z apośrednictwem facebooka. Osobiście bardzo zabolała mnie… cena torby z logo targów. Nie mogłam nie skusić się na torbę z lwem, zwłaszcza, że samo logo uważam za bardzo udane, ale łamałam się baaardzo długo – za te fundusze spokojnie mogłabym kupić dobrą książkę na większości stoisk. Opłata za wstęp była raczej symboliczna – 5 zł za dwa dni, ale nie ukrywam, że bezpłatna wejściówka byłaby miłym gestem. Jednak, jak się później okazało, o taki gest trzeba było się długo i intensywnie dopominać ;) Są to jednak szczegóły, które z pewnością można poprawić w kolejnych edycjach.
Moim zdaniem nieszczególnie trafiony był sam termin – pokrywał się między innymi z dwoma dużymi warszawskimi imprezami literackimi – Targami Fantastyki i targami literatury dziecięcej Przecinek i Kropka.
Prawdę mówiąc liczyłam również na bardziej atrakcyjne ceny. Chociaż udało mi się „upolować kilka okazji”, większość wydawnictw zdecydowała się na rabaty wysokości 10-20%, co przy ofertach księgarni internetowych nie wystarczy, by skusić kupującego. Szczególnie, kiedy przekłada się na zniżkę 5-7 złotych od ceny okładkowej.
Spotkań autorskich nie było wiele, ale brzmiały całkiem zachęcająco. Podobał mi się ich szeroki przekrój tematyczny – były spotkania między innymi z dziedziny podróży, reportażu, muzyki i sztuki, czy – najbardziej chyba popularne – z popularnymi autorkami kryminałów. Na żadne z nich nie dotarłam, ale udało mi się zdobyć kilka autografów. W tym przypadku po raz kolejny dużym plusem okazała się kameralność imprezy – zaczęłam swoje „zwiedzenie” w sobotę około 10:30 i bez najmniejszego problemu mogłam podejść do każdego ze stoisk, podotykać, pooglądać i porozmawiać. Później podobno zrobił się większy tłum, ale nie ma żadnego porównania z kilkugodzinnymi kolejkami, które pamiętam z warszawskich targów.

Osobiście poświęciłabym trochę więcej miejsca na gastronomię i „strefę chillout” – targi okazały się świetnym miejscem spotkań i z przyjemnością poświęciłabym więcej czasu na książkowe ploty przy kawie. Ewa, Aleksandra, Dominika, Zuza, Dorota – wielkie dzięki za świetnie spędzone przedpołudnie, dałybyśmy radę nawet z ciastkiem na parapecie!
Uwielbiam próbować nowości i miałam ku temu wiele świetnych okazji. Chętnie podzielę się z Wami moimi największymi targowymi odkryciami:
Wydawnictwo Wolno – o którym nie słyszałam wcześniej ani słowa, przyciągnęło mnie z daleka ilustracjami Gosi Herby. Okazali się być skarbnicą przepięknych pozycji – zarówno pod względem literackim, jak i wizualnym. Wydają książki dla małych i dużych czytelników zręcznie łączące teks z obrazem. Z bólem serca odeszłam od ich stoiska tylko z książką „Lodorosty i bluszczary”, bo ofertę mieli fantastyczną – niewielką, ale dopieszczona w każdym szczególe – i przy tym chyba najlepsze promocje na całych targach. Na pewno będę do niech wracać!

Wydawnictwo Literatura – na które nie trafiłam wcześniej chyba dlatego, że swoją ofertę kierują do nieco starszych odbiorców niż moja Maja. Ale i tak zakupiłam co nieco „na wyrost” i zachowam ich w pamięci.
„Niedobry kotek” Adam Stower, Wydawnictwo Łajka – na kotka wymiękłam totalnie, a odejście od stoiska Jacobsonów tylko z tą jedną pozycją wcale nie było łatwe, bo mieli piękną ofertę książeczek dla dzieci i gier edukacyjnych.

Podsumowując: To prawda, trochę czepiam się szczegółów, ale moje wrażenia z Gdańskich Targów są bardzo pozytywne. Atmosfera była super, trochę zbankrutowałam (prawie wszędzie można było płacić kartą i to własnie mnie zgubiło!), ale wyszłam obładowana jak wielbłąd i spędziłam fantastyczny dzień. Już nie mogę doczekać się kolejnych!