Czas na czytanie: „Legendy Ostatniego Wszechświata” Kalina Bobras

Pierwszym wrażeniem, jakie towarzyszyło mi od początku tej lektury było poczucie niedoszlifowania stylu. Krótkie zdania, specyficzne przeskoki czasowe i brak opisów sprawiają, że tekst jest mało płynny i dość trudno się czyta, szczególnie na początku, kiedy odbiorca nie jest jeszcze wkręcony w fabułę.

Brakowało mi też pogłębienia psychologicznego bohaterów – jedyną osobą, którą mamy szansę poznać naprawdę dobrze, jest Anelaer – młody buntownik na gigancie, skonfliktowany z despotycznym ojcem, przechodzący melodramatyczny etap dorastania pt. „nikt mnie nie rozumie”(trzaśnięcie drzwi). Jednocześnie jest dość zadufanym w sobie ryzykantem i oczywiście „wybrańcem” władającym zaginioną mocą. Fajny materiał na bohatera dla nastolatków w typie młodego gniewnego, gdyby nie fakt, że dzieli sporą część swoich charakterystycznych zachowań i cech charakteru z innymi postaciami. Miałam wrażenie, że wszyscy – od księżniczki, przez ojca, wojskowych aż po przedstawicieli innych ras – są tu porywczy, przekonani o własnej mocy (i o własnej racji) a także zachowują się raczej szczeniacko. Może w tym świecie po prostu już tak mają, ale tak naprawdę żaden inny bohater nie został opisany na tyle, żebyśmy faktycznie mogli go poznać.

Ostatnim dużym minusem są patetyczne, nienaturalne, drewniane dialogi które często gęsto przyprawiały mnie wręcz o przewracanie oczami (na szczęście nic sobie przy tym nie zwichnęłam, ale było blisko). Ludzie tak nie mówią, po prostu. A to dialogi zwykle dodają powieści tempa, pozwalają poznać bohaterów i uprzyjemniają lekturę.

Braki stylistyczne autorka nadrabia wyobraźnią, bo niesamowicie dużo się tu dzieje. Mamy połączenie magii i nowoczesnych technologii, potrzebę ochrony królestwa przed uzurpatorem, przekłamaną historię, rodzinne tajemnice i podłe spiski, mitologię i wspomniane w tytule legendy pełne niełatwych do spamiętania imion. Mamy gwardzistów którzy są trochę jak tajni agenci, a trochę jak ninja podróżujący „od wioski do wioski” i wypełniający zlecone im misje. Są wojny smoków, Ukryte Światy, mnogość ras, gatunków, sojuszy i magicznych mocy. Wystarczyłoby tego by rozpisać się na wiele całkiem grubaśnych tomów! No i właśnie…

Choć im dalej w przygodę, tym lepiej się czyta i mniej zwraca uwagę na niedociągnięcia stylistyczne, ale cały czas czułam się trochę jakbym czytała szkic powieści, zbiór pomysłów, jedną z pierwszych wizji albo streszczenie.

Mamy tu mnóstwo wątków i tematów, ale każdy z nich został potraktowany rozczarowująco powierzchownie, choć zasługiwał na porządne rozpisanie. Ledwo jakiś element – często mający duży potencjał – został wspomniany a już rozpoczyna się kolejny i kolejny, nim wyjątkowość każdego z nich miała szansę wybrzmieć. Brak opisów (świata przedstawionego, rządzących nim zasad, codzienności, uczuć, charakterów…) i wgłębienia się w poszczególne zagadnienia powodował u mnie frustrujący niedosyt, nie pozwalał poczuć się częścią, uwierzyć, utożsamić się. A wraz z specyficznymi przeskokami czasowymi całość wyszła bardzo chaotycznie.

Myślę, że to książka z gatunku spełnionych marzeń o ujrzeniu swoich światów w druku. Spełnionych trochę za wcześnie, ale z tego, co widziałam na Instagramie, autorka nie spoczywa na laurach i wciąż intensywnie pracuje nad pierwszym tomem swojej serii, poprawia i dopieszcza, by w przyszłości wydać ulepszoną wersję we współpracy z innego rodzaju wydawnictwem. Za co mocno trzymam kciuki i mam nadzieję, że choć kilka z moich uwag okaże się pomocnych w tym niełatwym procesie.

Kalina Bobras, Legendy Ostatniego Wszechświata, Poznań: Wydawnictwo Niezwykłe, 2023, 304 s.

Recenzja powstała w ramach współpracy płatnej.

Dodaj komentarz