Książka na weekend: „Tu i teraz” Aneta Grabowska

Druga propozycja w cyklu „Książka na weekend” jest równie „torebkowa” i czyta się ją jeszcze szybciej i płynniej niż książkę proponowaną w zeszłym tygodniu – proponuję zabrać ją na krótszą podróż. Gwarantuję, że pochłoniecie ją „na raz”, nawet, jeśli tuż obok was będzie siedziała wyjątkowo gadatliwa staruszka.

No i ta piękna, wakacyjna okładka!

~~~

Kolejny raz w moje ręce trafił debiut młodej polskiej autorki. I z ręką na sercu mogę powiedzieć, że jak na debiut, jestem zaskoczona poziomem jej dopracowania. Przede wszystkim jest bardzo poprawna językowo i stylistycznie, dopatrzyłam się dwóch, może trzech błędów. Całość jest przemyślana, zamknięta i wolna od pourywanych wątków, wszystko ma swoją przyczynę i skutek, a ciekawość czytelnika zostaje w pełni zaspokojona.

Poza tym jest bardzo estetycznie wydana – na białym papierze, dużą, wygodną do czytania czcionką i z licznymi ozdobnikami. A okładka powala na kolana, jest po prostu śliczna.

DSC_0221

Ale ale, liczy się wnętrze!

„Tu i teraz” to historia, w którą trudno uwierzyć, co tylko dodaje jej atrakcyjności – w końcu nie ma nic bardziej zaskakującego od rzeczywistości.

Ona – niepewna siebie i zagubiona w świecie, którego nie poznaje, stopniowo odkrywa w sobie siłę lwa. On – męski i milczący wielbiciel ciężkiej, uczciwej pracy i okazjonalnych one night standów. I czuwająca nad nimi babcia – gotowa zawsze służyć dobrą radą, pełna życiowej mądrości i mająca do opowiedzenia historie równie nieprawdopodobne, co ta majkowa (podczas lektury nie mogłam się powstrzymać od porównywania jej do Babci Wierzby z Pocahontas). A historia ma to do siebie, że lubi się powtarzać…

Jest jednak coś, czego wyjątkowo mi w tej książce brakowało – opisy. Nie ma co ukrywać, jest to jedna z moich ulubionych składowych książki, uwielbiam wyobrażać sobie wszystkie te cudownie miejsca, budynki, ubrania, przypadkowe osoby. To mój sposób na wczuwanie się w klimat całej historii, często to właśnie dzięki nim trudno mi opuścić opisywany świat nawet po przeczytaniu ostatniej strony. W przypadku tej książki autorka skupiła się przede wszystkim na emocjach i reakcjach bohaterów oraz historiach, które Ci mają do opowiedzenia,  praktycznie w ogóle nie przykłądajac wagi do ich wyglądu, domów, czy miejsca pracy. Wyjątkiem jest ogród, który kilkukrotnie stanowił miejsce akcji, i w którym udało mi się całkiem zadomowić.

Wracając jednak do samych bohaterów – niejednokrotnie miałam ochotę zaserwować im kopniaka na rozpęd. Wiem, że to jest spory problem całego społeczeństwa, ale oni kompletnie nie potrafią rozmawiać. Ani ze sobą, ani z nikim innym. Ona, w odpowiedzi na całkiem uprzejme, choć niechciane zaloty, woli uciec i symulując chorobę nie przychodzić do pracy zamiast z uśmiechem podziękować i odmówić. Ponadto ma pretensje, że trzydziestoletni facet, który jej się podoba miał przed nią inne dziewczyny. Wobec tego zamiast ustalić z nim rodzaj łączących ich relacji… ucieka. On skarcony spuszcza głowę i przyjmuje cęgi nie podejmując wysiłku jakiejkolwiek dyskusji. Tylko do babci w tym przypadku nie mam zastrzeżeń – ona jedyna wie kiedy mówić, kiedy milczeć i dzielnie stawia czoło przeciwnościom losu. Może to kwestia doświadczenia.

Mimo tych uwag, naprawdę trudno nie polubić bohaterów. Chociaż dogadanie się zajmuje im dużo czasu i kosztuje czytelnika sporo nerwów, obydwoje są bardzo sympatyczni i zawsze gotowi do pomocy. Mimo strachu i niepewności postępują po prostu dobrze na każdym życiowym zakręcie. W pełni zasługują na happy end. W chwili kryzysu chciałabym mieć przy sobie ludzi takich, jak oni.

Chociaż spodziewałam się trochę większego dramatu (jestem typem czytelnika rządnego krwi!) pod względem przyczyn utraty pamięci i mam wrażenie, że cały spór zakończył się nieco zbyt łatwo, książka zafundowała mi kilka fajnych zaskoczeń.

To bardzo przyjemna, niedługa lektura idealna na popołudnie w ogrodzie. Najlepiej w hamaku, z miską truskawek i wielką szklanką lemoniady.

Aneta Grabowska, Tu i teraz, Warszawa: Wydawnictwo WasPos, 2018, 216 s.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości autorki.

2 uwagi do wpisu “Książka na weekend: „Tu i teraz” Aneta Grabowska

  1. Brzmi nieźle, jak mi wpadnie w łapki – sprawdzę.[ Ej – brak opisów to dla niektórych spory plus – wszak trauma po „Nad Niemnem” ciągnie się latami, a u mnie to już dekadami, bo wciąż mam przed oczami, jak ona szła przez tę łąkę…. Pamiętasz tę łąkę? No ja też nie, a to najmniej trzy bite strony były i budziły me mordercze instynkty ;) ]

    Polubienie

    1. Ja jestem z tych dziwnych indywiduów, którzy lubią impresjonizm również w literaturze. I faktycznie „Nad Niemnem” to za ciężki kaliber nawet dla mnie (najbardziej pamiętam liść, który spadał, zdaje się, przez dwie i pół strony), ale już „Chłopów” uwielbiałam.

      Polubienie

Dodaj komentarz