Czas na czytanie: „Stop prawa” Brandon Sanderson

300 lat po wydarzeniach z pierwszej trylogii Ostatniego Imperium, spodziewałam się na Scadrialu klimatów steampunkowych – szczególnie mając w pamięci urocze właściwości hemalurgii, w które obfitował „Bohater wieków”.

I w pewnym sensie nawet się na to zanosiło, bo świat akcji zrobił spory krok naprzód, prosto w epokę pary i elektryczności. Ale przy rozwoju allomancji i feruchemii, hemalurgia odeszła w zapomnienie, a wraz z rozwojem techniki społeczeństwo poszło w nieco innym kierunku, niż się spodziewałam – na Dziki Zachód. I to Dziki Zachód podrasowany wyjątkowymi umiejętnościami, jakie dają w tym świecie metale, więc klimaty „Strażnika Teksasu” mieszają się tu z galopującą urbanizacją. Mamy więc jednocześnie pojedynki rewolwerowców i pościgi na dachach pociągów, gustowne kapelusze, ratowanie dam z opresji i elegancki czar dobrych manier, obszernych sukien, lasek pojedynkowych oraz fularów, a do tego wieżowce wznoszone nad miastem na metalowych szkieletach, automobile zastępujące powolutku konne powozy i ulepszoną allomancją broń palną.

Mamy też samozwańczego stróża prawa, który po latach dbania o ład i porządek na peryferiach cywilizowanego świata – zwanych jakże wymownie Dziczą – powraca do pozornie nudnego życia metropolii stając na czele starego i szanowanego rodu. Szybko okaże się jednak, że nie sposób wyplenić starych przyzwyczajeń, a niektóre jednostki przyciągają kłopoty jak magnes.

„Istnieje związek miedzy stróżem prawa a filozofem (…). I w prawie i w filozofii chodzi o pytania. Zostałem przyciągnięty do prawa, by znaleźć odpowiedzi, których nie umiał odnaleźć nikt inny, by pojmać ludzi, których wszyscy uznawali za niemożliwych do pochwycenia. Filozofia jest podobna. Pytania, tajemnice, zagadki. Ludzki umysł i natura wszechświata to dwie wielkie zagadki wszechczasów”.

To cudownie szalony misz-masztrochę western i trochę kryminał w niepowtarzalnym, fantastycznym świecie. Nie brak tu charakternych jednostek, ironicznego poczucia humoru, potrzeby sprawiedliwości i oczywiście kwestii religii i wiary, choć teraz to bohaterowie pierwszej trylogii stali się obiektami kultu.

To zupełnie inny klimat niż „Z mgły zrodzony”, moim zdaniem znacznie lżejszy – w końcu zamiast wstrząsającej porządkiem świata rebelii i dramatycznych prób ucieczki przed apokalipsą mamy tu tylko zwykłe i codzienne wielkomiejskie zbrodnie. Niemniej jednak fajnie wrócić do tego świata, czyta się świetnie i zaskakująco łatwo przywiązać się do nowych bohaterów. Nie mogę się już doczekać kolejnej zbrodni do rozwiązania.

Brandon Sanderson, Stop prawa, Warszawa: Wydawnictwo MAG, 2016, 304 s.

Recenzja powstała w ramach wyzwania WyPożyczone 2023.

Dodaj komentarz