Grajki Leona i Majki: „Zabawy z Felusiem i Guciem. Wycieczka na wieś (3+); W podróży (5+)” Katarzyna Kozłowska, Marianna Schoett

Majówka za pasem, a potem to już tylko mgnienie oka do czerwcówki i wyczekanych wakacji. Czyli tuż przed nami dalsze i bliższe wyjazdy, mniejsze i większe wypady. A kto ma dzieci ten wie, że czasami obiad w restauracji na końcu ulicy bywa męczący jak safari w afrykańskiej dżungli. Tylko po safari nie musisz zabrać rozszalałej małpki z powrotem do domu.

I właśnie na ratunek umęczonym rodzicom zamkniętym na małej ale gęsto zaludnionej przestrzeni ze swoimi nadmiernie podekscytowanymi (albo dla odmiany potwornie znudzonymi) dziećmi powstały one, całe na kolorowo – książeczki z zadaniami. Nie mogę się wprost doczekać aż Leon wreszcie do nich dorośnie! Bo i tytuły ukazują się ostatnio bardzo zacne.

Jednymi z fajniejszych, jakie wpadły mi ostatnio w ręce są „Zabawy z Felusiem i Guciem”. Dotychczas pojawiły się dwa zeszyty kreatywne (i mam ogromną nadzieję, że będzie więcej, bardzo poproszę!) skierowane do róznych grup wiekowych„Wycieczka na wieś” dla młodszych i „W podróży” dla nieco starszych przedszkolaków.

Każdą z nich otwiera krótka historyjka z obrazkami do wspólnego czytania, która wprowadza odbiorców w tematykę książeczki. A potem już wystarczą kredki i nagle podróż pociągiem albo oczekiwanie na obiad w restauracji przestaje być drogą przez mękę. Bo na kolejnych stronach czekają naklejki do uzupełniania obrazków, ćwiczenia grafomotoryczne ze szlaczkami, labiryntami i łączeniem w pary, „zakodowane” kolorowanki, zagadki, ćwiczenia logiczne, matematyczne i na spostrzegawczość.

Wszystko to w pięknej szacie graficznej, z bohaterami lubianych książeczek w rolach głównych i w hitowej dla maluchów tematyce – z wiejskimi zwierzętami i rozmaitymi pojazdami. Wszystko bardzo spójne, atrakcyjne wizualnie i po prostu sympatyczne. W formacie na tyle niewielkim, by bez problemu zmieścił się w torebce, ale jednocześnie wygodnym dla małego użytkownika (szczególnie w przypadku książeczki dla młodszych dzieci).

Must have w torebce rodzica. Liczę na to, że do wakacji ukaże się jeszcze kilka tytułów z tej serii!

Katarzyna Kozłowska, Marianna Schoett, Zabawy z Felusiem i Guciem. Wycieczka na wieś (3+), Warszawa: Wydawnictwo Nasza Księgarnia, 2024, 25 s.

Katarzyna Kozłowska, Marianna Schoett, Zabawy z Felusiem i Guciem. W podróży (5+), Warszawa: Wydawnictwo Nasza Księgarnia, 2024, 25 s.

Recenzja powstała w ramach współpracy barterowej z Wydawnictwem Nasza Księgarnia.

Bajki Leona i Majki: „Kocham Cię”, „Jesteś wyjątkowa” Mojo Graffi

Znakiem rozpoznawczym książek Mojo Graffi są śliczniutkie, delikatne, rozmigotane ilustracje i fabuły chwytające za serducha. Dotychczas tworzyła picturebooki z całkiem sporymi partiami tekstu, skierowane więc już raczej do starszych przedszkolaków – jeśli macie starsze dzieci koniecznie sprawdźcie „Górę Mądrości” i świąteczną „Gwiazdę Miłości”!

Tym razem autorka przygotowała dwie znacznie mniej skomplikowane ale równie ciepłe i wzruszające historyjki dla najmłodszych czytelników w kartonowym wydaniu. Idealne na zbliżające się wielkimi krokami Dni Mamy i Taty.

Każda z historii opowiada o wyjątkowej relacji rodzica z dzieckiem – małego wilczka i jego mamy oraz małej kotki i jego taty. O staraniach maluchów i miłości oraz dopingu rodziców towarzyszących im w emocjonujących przygodach, jakie przynosi codzienność.

„- Poradzisz sobie. Pamiętaj, że jesteś wyjątkowa”.

Na każdej stronie, wśród rozmalowanych, akwarelowych ilustracji czekają po dwa, czasem trzy zdania. Tym razem, przekaźnikami treści równie ważnymi co tekst, są portrety głównych bohaterów, w których dużych oczach i na uroczych pyszczkach łatwo odczytać towarzyszące im podczas przygody emocje – smutek, strach, czułość, radość czy zawstydzenie. Bo i są to opowieści o dziecięcych emocjach i ogromnym wsparciu rodzica, który nieustępliwą miłością i wiarą w swojego malucha pomaga mu poradzić sobie z każdą z nich.

„- I pamiętaj, kocham cię nawet wtedy, kiedy się złościsz”.

Książeczki wykonane zostały z kartonu o bezpiecznie zaokrąglonych brzegach. Są lekkie i w niewielkim formacie, wygodnym do wertowania małymi rączkami i przynoszenia rodzicom do czytania przed snem. Do czego znakomicie się nadają, bo obie tak angażujące, jak wyczerpujące przygody kończą się zasypianiem w swoich objęciach.

Mojo Graffi Katarzyna Bielińska, Kocham Cię, Warszawa: Wydawnictwo Wilga, 2024, 16 s.

Mojo Graffi Katarzyna Bielińska, Jesteś wyjątkowa, Warszawa: Wydawnictwo Wilga, 2024, 16 s.

Recenzja powstała w ramach współpracy barterowej z Wydawnictwem Wilga.

Bajki Leona i Majki: „Bluey. Plaża; Babunie”

Kto jest ulubionym bajkowym bohaterem Waszych maluszków? Leon ma swoją wielką trójkę – Peppę, Kicię Kocię i Bluey. Strasznie się cieszę, że ta ostatnia kreskówka staje się ostatnio coraz bardziej popularna i pojawiają się nie tylko zabawki ale i książeczki z rodziną piesków w roli głównej, bo to jedna z niewielu kreskówek, które bardzo cieszą mojego syna i nie męczą nadmiernie rodziców (za czasów Mai takim ukochanym serialem była Peppa, którą wciąż bardzo lubimy). A książeczki będące adaptacją odcinków serialu to taki nasz mały gamechanger, bo są odpowiedzią na prośbę dziecka o ulubioną bajkę bez włączania telewizora.

Poza humorem i fajnie oddaną dziecięco-rodzicielską codziennością, uwielbiam Bluey za klimat. To australijski serial, więc właściwie zawsze mają piękną pogodę, basen albo plażę i cudowne ciepełko. Aż miło popatrzeć.

„Plaża” to mała opowiastka o odkrywaniu samodzielności. Mama Bluey i Bingo lubi spacery w ciszy i samotności, kiedy więc dziewczynki bawią się z tatą na plaży, wybiera się na przechadzkę brzegiem morza. Podczas zabawy w syrenki Bluey znajduje piękną muszlę i bardzo chce ją pokazać mamie, rusza więc (za zgodą taty) jej śladami. Choć po drodze czeka ją kilka przeciwności (kiedy fala zmywa ślady mamy, na drodze pojawia się meduza, kraby albo wielki pelikan) i jej determinacja zostaje wystawiona na próbę, nasza bohaterka nie tylko znajduje sposoby na przełamanie strachu i wyjście z kłopotliwych sytuacji, ale i docenia urok samotnych wypraw.

Bluey. Plaża, Warszawa: Wydawnictwo Harper Kids, 2024, 24 s.

Podczas zabawy w „Babunie” Bluey i Bingo próbują znaleźć odpowiedź na pytanie, czy babcie potrafią tańczyć taniec-nitkowaniec. Kiedy zagadka się wyjaśnia po telefonie do ich osobistej, najprawdziwszej babci, Bluey musi poradzić sobie z nowym zagadnieniem – lepiej mieć zawsze rację, czy może kompankę do zabawy? Na szczęście razem z babcią znajduje sposób, by obłaskawić naburmuszoną młodszą siostrę i zachęcić ją do dalszej wspólnej zabawy.

Bluey. Babunie, Warszawa: Wydawnictwo Harper Kids, 2024, 24 s.

Recenzja powstała w ramach współpracy barterowej z Wydawnictwem Harper Kids.

Bajki Leona i Majki: „Basia tajemnice ogrodu” Zofia Stanecka, Marianna Oklejak

U Basi już maj i upały jak marzenie. W poszukiwaniu odrobiny ochłody po niedzielnym obiedzie, cała Basiowa familia – wraz z dziadkami, wujostwem i kuzynką Lulą – wybiera się na spacer po pobliskich Łazienkach Królewskich. A te, poza upragnionym cieniem, oferują również mnóstwo atrakcji dla najmłodszych. I jeszcze więcej rodzinnych wspomnień.

„Taki ogród w środku miasta to najlepsze miejsce na świecie. Sam widok zieleni sprawia, że odzyskuję spokój i zwalniam na chwilę, chociaż nie siedzimy w miejscu, tylko dużo razem robimy”.

Wraz z Basią, Frankiem, Jankiem i Lulą młodzi czytelnicy będą więc wspinać się na grzbiety lwic strzegących świątyni, odwiedzą kaczki i łabędzie, będą przytulać się do drzew, zajadać lody, wypatrywać rudych kit przybiegających po orzeszki… basiek i podziwiać piękne ogony przechadzających się leniwie pawi. A niemalże każdym z odwiedzanych miejsc związana jest zabawna historia, którą przybliżą najmłodszym rodzice i dziadkowie Basi, bo królewskie ogrody to wymarzone miejsce na popołudnie spędzone z najbliższymi.

Zofia Stanecka, Marianna Oklejak, Basia tajemnice ogrodu, Warszawa: Wydawnictwo HarperKids, 2024, 24 s.

Recenzja powstała w ramach współpracy barterowej z Wydawnictwem HarperKids.

Bajki Leona i Majki: „Za dużo! Ja uratować trudny dzień” Jolene Gutiérrez, Angel Chang

Przebodźcowanie.

Czy we współczesnym świecie – pełnym migających reklam, grających zabawek, wszędobylskich filmików/reelsów/tiktoków, ostrych kolorów, odgłosów, zapachów, pędu i pośpiechu – został jeszcze ktokolwiek, kto tego nie doświadczył?

Im człowiek młodszy, tym bardziej bezbronny wobec wszechobecnego za dużo/za głośno/za jasno/za ciasno.

A są przecież osoby – zarówno dzieci, jak i dorośli – którzy czują bardziej lub są szczególnie wrażliwi na niektóre bodźce. Znam to z autopsji – odkąd na Instagramie pojawiły się reelsy (głośne, migające, ze skakaniem i klaskaniem, koszmar!), przestałam go używać przez naprawdę długi okres czasu. Nie zliczę też ile razy byłam wzywana do odebrania córki z przedszkola z powodu bólu głowy, apatii i stanu podgorączkowego zanim odkryliśmy, że jest to po prostu skutek… nadmiernej ekspozycji na hałas.

Ten pięknie ilustrowany, barwny, opowiedziany śpiewnym rymem picturebook przybliża zarówno dzieciom, jak i rodzicom (czy opiekunom – na przykład nauczycielom w przedszkolu) różne objawy zaburzeń integracji sensorycznej. Najpierw poprzez historię dziewczynki, która ma trudny dzień – słońce świeci za jasno, metka przy koszulce gryzie, śniadanie w żadnym wypadku nie może chrupać, a gwar na przedszkolnym placu zabaw i przytulające ją dzieci powodują uczucie przytłoczenia i chęć ukrycia się w ciemnym i spokojnym miejscu. Na szczęście jest ktoś, który rozumie te potrzeby, przychodzi z pomocą i pomaga się wyciszyć.

Książkę kończy krótki poradnik, tym razem dla tych dorosłych czytelników, który podsumowuje i systematyzuje przekazaną wiedzę na temat przeładowania sensorycznego i dyskomfortu, który powoduje oraz proponuje proste ćwiczenia i rozwiązania pomagające uspokoić przeładowany układ nerwowy, angażujące różne zmysły – w zależności od potrzeb.

„Cichy kącik.
Ciemne miejsce.
Miękka bluzka.
Moja przestrzeń.
Nie za głośno.
Nie za jasno.
Nie za szorstko.
Nie za ciasno”.

Jolene Gutiérrez, Angel Chang, Za dużo! Ja uratować trudny dzień, Warszawa: Wydawnictwo Wilga, 2024, 32 s.

Recenzja powstała w ramach współpracy barterowej z Wydawnictwem Wilga.

Bajki Leona i Majki: „Basia i nocowanka” Zofia Stanecka, Marianna Oklejak

Maja co prawda teoretycznie wyrasta już z przygód Basi (za to w praktyce wciąż ma do niej mnóstwo sympatii i sentymentu) ale weszła właśnie z przytupem w etap nocowanek u kumpelek i sprowadzania przyjaciółek na nocowanie do domu, koniecznie więc trzeba przypomnieć basiowe perypetie w tym temacie. Bo jak zwykle jest zabawnie, bardzo życiowo i uroczo. Przeżycia zadziornej bohaterki otulają dziecięce niepokoje niczym podśmierdujące futerko Paszczaka i oswajają trudniejsze sytuacje, jakimi najeżona jest codzienność.

Mama Anielki wyjeżdża na weekend, przyjaciółka ma więc spędzić noc w domu Basi, czym dziewczynki żyją już od dobrego tygodnia. Aż do momentu, kiedy tuż przed zaplanowanym spotkaniem Franek choruje i trzeba odwołać zaplanowaną imprezkę – Anielka przenocuje u Titiego. Na szczęście rodzice przyjaciela zgadzają się przyjąć na nocowankę obie dziewczynki, szykuje się więc wieczór pełen wrażeń! Są harce z kotkiem Totkiem, przebieranki, tańce, smakołyki i wieczorna toaleta z zabawą w pingwiny. Jest też tęsknota za rodzicami i uściski przyjaciół, które pomagają ją odegnać.

W tej części znajdziemy mnóstwo emocji (i sprzątania pokoju również) – od wyczekiwania, przez rozczarowanie i złość związane ze zmianą planów, ekscytację związaną z wyjściem i atrakcyjnie spędzonym czasem aż po nocne smuteczki, kiedy mama jest daleko. Dzieci to wulkany uczuć i emocji, a z każdą z nich pomagają się uporać perypetie pewnej zadziornej i pełnej pomysłów przedszkolaczki.

Zofia Stanecka, Marianna Oklejak, Basia i nocowanka, Warszawa: Wydawnictwo HarperKids, 2023, 24 s.

Recenzja powstała w ramach współpracy barterowej z Wydawnictwem HarperKids.

Bajki Leona i Majki: „Akademia Mądrego Dziecka. Poznajemy dinozaury. Stegozaur”

Kolejne tytuły kartonówek spod szyldu „Akademii Mądrego Dziecka” z najbardziej chyba urozmaiconymi ruchomymi elementami – tym razem w tematyce dinozaurów. Znajdziemy tu zarówno głowy i ogonki do przesuwania w kierunkach góra-dół oraz prawo-lewo, jak i wysuwane panele, dzięki którym w okienkach pojawiają się kolejne elementy obrazka lub dające efekt ruchu. Dla małych paluszków (a także dokładności i cierpliwości!) to niezłe wyzwanie i mini siłownia w jednym.

(Jeśli dinozaury to nie do końca Wasze klimaty, w podobny sposób zbudowane są książeczki z serii „Pokochaj naturę. Przesuń i odkryj” z owadami i pajęczakami w rolach głównych).

To książeczka dla najnajów – podstawowe informacje są podane w prosty sposób, za pomocą krótkich zdań i łatwych do wyobrażenia porównań, dzięki którym nie uświadczymy tu ani jednej liczby. Bo i dla małych dzieci wartości liczbowe (a te pojawiają się bardzo często w pozycjach poświęconych dinozaurom właśnie) to kompletna abstrakcja, dlatego porównania wielkości czy wagi do autobusu lub orzecha to świetny sposób przekazania wiedzy.

Sympatyczne, bardzo kolorowe ilustracje, ciekawe ruchome elementy do ćwiczenia małej motoryki oraz kilka wybranych, łatwych do zapamiętania faktów podanych w przystępny sposób a do tego humorystyczne akcenty i wyrazy dźwiękonaśladowcze – oto przepis na ulubioną książeczkę maluszka.

A dla spokoju i satysfakcji mamy kilka praktycznych aspektów – bezpiecznie zaokrąglone rogi, grube strony i całkiem wytrzymałe ruchome fragmenty mogą okazać się przepisem na kilka ciepłych kaw wypitych w ciszy i spokoju.

David Partington, Akademia Mądrego Dziecka. Poznajemy dinozaury. Stegozaur Warszawa: Wydawnictwo HarperKids, 2024, 12 s.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa HarperKids.

Grajki Leona i Majki: „Feluś i Gucio poznają literki”

W pomocach naukowych dla maluchów szczególnie cenię sobie dwie cechy – „naukę przez zabawę” i „proste, a pomysłowe”. Karty edukacyjne do nauki literek spod szyldu „Felusia i Gucia” spełniają oba te warunki, a do tego bardzo odpowiadają mi pod względem wizualnym (nie owijając w bawełnę – są śliczniutkie).

Zestaw składa się z 38 dwustronnych kart z literkami. Większość z nic podzielona została na dwie części (przypominają trochę kostki domina) – z jednej strony widzimy literę w liniaturze, ze strzałkami podpowiadającymi sposób jej pisania, z drugiej wizerunek zwierzęcia, którego nazwa zaczyna się na daną literę lub ją zawiera, wraz z podpisem. Na kartach są zarówno małe, jak i duże litery, a ich rozróżnienie zostało oparte na prostym, a genialnym skojarzeniu: duża litera = duże zwierzątko, mała litera = małe zwierzątko. Jeśli chcemy dowiedzieć się jak wygląda mały/duży odpowiednik litery, którą mamy przed sobą, musimy połączyć zwierzątka w pary – maluszki z ich rodzicami.

Karty, poza uroczymi wizerunkami zwierzaków (czasami naprawdę czadowych), zostały wzbogacone o elementy sensoryczne, dzięki czemu maluchy mogą zapoznać się z kształtem litery nie tylko wizualnie, ale również przesuwając paluszkiem po wypukłym śladzie, zgodnie ze strzałkami. W ten sam sposób mogą odnaleźć literę w wyrazie – co jest wbrew pozorom całkiem istotne, gdyż w liniaturze mamy literę pisaną, a podpis pod obrazkiem jest literami drukowanymi. I w dwóch językach, mamy więc kolejny walor edukacyjny.

6 kart zawiera szlaczki zachęcające małe paluszki do dodatkowych ćwiczeń motoryki małej.

Kartom towarzyszy książeczka z propozycjami ich wykorzystania i pomysłami na zabawy dla różnych grup wiekowych (wraz ze wskazówkami dla rodzica) – od rozgrzewki całego ciała, przez trening ze szlaczkami aż po rozwijające zabawy dla jednego lub kliku graczy. Można bawić się między innymi w szukanie par, nazywanie zwierząt i literowanie, poznawanie liter w sposób dotykowy, a nawet przygotowywanie kalkomanii dzięki wypukłym elementom.

Przyjemny zarówno wizualnie, jak i w użytkowaniu zestaw, który można wykorzystać na wiele różnych sposobów, a do tego w całkiem poręcznym formacie i z lubianymi bohaterami na pudełku. Bardzo fajna sprawa.

„Feluś i Gucio poznają literki”
Autor: Justyna Kesler
Ilustracje: Marianna Schoett
Ilość elementów: 38
Sugerowany wiek: 3+
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia

Recenzja powstała w ramach współpracy barterowej z Wydawnictwem Nasza Księgarnia.

W serii o Felusiu i Guciu ukazały się między innymi:
„Feluś i Gucio grają w literki. Gra edukacyjna”
„Feluś i Gucio grają w sylaby. Gra edukacyjna”
„Feluś i Gucio poznają emocje”
„Feluś i Gucio idą do przedszkola”

Bajki Leona i Majki: „Hela sama dmucha nos” Kamila Gurynowicz, Patrycja Fabicka

„Dziecko potrafi złapać infekcje nawet dziesięć razy w roku, co negatywnie wpływa nie tylko na jego zdrowie i nastrój, ale także na funkcjonowanie całej rodziny”.

Tymi słowami Kamila Gurynowicz rozpoczyna najnowszą część przygód Heli poświęconą chorowaniu i smarkaniu. I tak sobie myślę, że dziesięć razy to chyba całkiem optymistyczny scenariusz jak na przedszkolaka, przynajmniej jeśli do grona infekcji dołączymy tak sporny „katarek”.

Ale odłóżmy żarty na bok, bo to naprawdę świetna pozycja dla maluszków poświęcona chorowaniu.

To kolejny (po „Pucio u lekarza”) tytuł oswajający prawą rękę każdej mamy chorego malucha, czyli inhalator. Pojawia się też oczywiście przedstawiona krok po kroku wizyta u lekarki (pierwszy raz widzę otoskop w książeczce dla dzieci – dla lubiących ciekawostki maluchów to będzie prawdziwa gratka!), a nawet tzw. gałganek Aliny.

Autorki, poza pomocą w przedstawieniu maluchom mało przyjemnych, choć koniecznych przy chorobie zabiegów proponują pełne humoru podejście do sprawy i zamienianie jak największej części okołochorobowych przykrości w zabawę – na przykład przemieniają zakraplanie nosa solą morską w opowieść o morskich skarbach, inhalację w podróż w kosmos, a naukę smarkania nosa w całoroczną zabawę. Duży nacisk jest położony na odczucia i emocje chorego malucha oraz na czas spędzony z rodzicami podczas choroby.

Książeczka nie tylko powtarza i utrwala ważne podczas chorowania zasady i rytuały, ale również tłumaczy je w wyczerpujący, obrazowy, przystępny dla małego dziecka sposób.

„Kiedy jest się chorym, trzeba dużo pić. Woda nawilża gardło – dzięki niej gardło będzie cię mniej bolało. Woda rozrzedza wydzielinę – dzięki niej katar nie będzie gęsty i łatwiej wydmuchasz nos. Woda oczyszcza ciało z wirusów i bakterii – dzięki niej szybciej wyzdrowiejesz”.

Jak zwykle w przypadku książeczek o Heli, poza wstępem dla rodzica, na końcu książeczki czeka też miniporadnik z 10 radami i pomysłami na ułatwienie dziecku chorowania.

Jakieś minusy? Sposób wydania tej serii od zawsze mi nie leży, bo książeczki mają papierowe strony i ostre rogi, choć pod względem przystępności przekazu i podejścia do małego odbiorcy moim zdaniem spokojnie można by po nią sięgnąć już z dwulatkami. Gdyby tylko była kartonowa, już byśmy z Leosiem czytali, bo temat jest u nas baaaaardzo na topie. A tak raczej poczeka na przyszły sezon chorobowy, bo mój mały psuj na razie raczej ją rozniesie w drobiazgi.

Kamila Gurynowicz, Patrycja Fabicka, Hela sama dmucha nos, Warszawa: Wydawnictwo Wilga, 2023, 40 s.

Recenzja powstała w ramach współpracy barterowej z Wydawnictwem Wilga.