Bajki Majki: „Umiem to zrobić!” Jennifer Moore-Mallinos, Annabel Spenceley

Maluchy uczą się w każdej minucie chłonąc świat całym swoim małym jestestwem – to powszechnie znany fakt, ale fajnie sobie o tym czasami przypomnieć. I pomóc dziecku nieco usystematyzować zdobywaną stale wiedzę. Jak poważnie by to nie brzmiało.

„Umiem to zrobić! 46 rzeczy, których dzieci uczą się każdego dnia” to zbiór zagadnień, z jakimi przedszkolaki mają styczność na co dzień. Czego uczą się pomagając mamie w zakupach, podczas codziennych obowiązków, bawiąc się z rówieśnikami, czy nawet obserwując wybory żywieniowe domowego pupila.

Pamiętam, jak jakiś czas temu zabrałyśmy z Mają Figla do weterynarza na rutynowy przegląd i pewna pani w poczekalni zwróciła mi uwagę, że to nie miejsce dla małego dziecka. A tu proszę, mam dowód w formie poważnej dziecięcej literatury na potwierdzenie mojego przekonania, że podczas takiej wizyty dziecko może się wiele nauczyć! A i Figiel na pewno to docenił – w końcu dostał od Majeczki naklejkę „dzielny pacjent” na kontenerek.

Żarty żartami, ale pozwalając towarzyszyć dziecku w przeróżnych sytuacjach wspomagamy jego rozwój. I ta książeczka uświadomi to i dorosłemu i dziecku (tak, sprzątanie też rozwija!).

Każda z króciutkich historyjek ma osobnego narratora, który w kilku zdaniach opowiada o danej sytuacji i jej plusach – zazwyczaj się to dzieci, ale zdarzają się również zwierzęta, a nawet dinozaury! Bo w końcu któż lepiej wie, że trzeba dbać o stan uzębienia i chodzić na kontrole do dentysty, niż taka prehistoryczna gadzina? Każda z sytuacji zakończona jest pytaniem do małego czytelnika, zachęcającym go do odniesienia przeczytanego tekstu do własnych doświadczeń.

Doceniono tu nie tylko umiejętności manualne, jak wiązanie butów, dokładne mycie zębów, czy nakrywanie do stołu, ale również umiejętności społeczne, jak na przykład proszenie o pomoc, szacunek dla innych, czy zapraszanie do zabawy, umiejętność przegrywania, czy korzystania z wyobraźni, a także odnajdywania się w różnych sytuacjach.

Bardzo fajny sposób na podniesienie samooceny i zwiększenie pewności siebie u dziecka.

Jennifer Moore-Mallinos, Annabel Spenceley, Umiem to zrobić! 46 rzeczy, których dzieci uczą się każdego dnia, Poznań: Wydawnictwo Papilon, 2020, 96 s.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnicza Papilon.

Bajki Majki: „Yembi nie lubi się myć”, „Książę Aram nie chce być samodzielny”, „Hania wciąż się złości” Agata Giełczyńska-Jonik

Jeśli szukacie pomysłu na drobne upominki na Mikołajki, na przykład jako prezenty rozdawane w przedszkolu, ale niekoniecznie mają to być książeczki w świątecznym klimacie po raz kolejny z przyjemnością polecam książeczki z cyklu „Edukacyjne baśnie dla przedszkolaków”. Jest w nich całkiem sporo tekstu, sympatyczne ilustracje, a podejmowane tematy często znane są przez dzieci z autopsji. No i cena jest bardzo atrakcyjna, w niektórych księgarniach internetowych można je upolować już od 5 zł!

Całkiem niedawno pojawiły się trzy nowe tytuły, wychowywanie przez czytanie trwa! I trwa też magia, bo to bajki pełne latających dywanów, żyjących pagórków i tajemniczych stworków.

DSC_0390b

Problem z awersją do kąpieli znamy bardzo dobrze – Yembi nie lubi się myć! Taplanie w błocie, trawiaste charakteryzacje podczas zabawy i skoki do kałuży to specjalności tego małego urwisa. Ale kiedy przychodzi czas skończyć zabawę i zmyć z siebie brud przed kolacją, nasz bohater zawsze daje nogę i szuka najciemniejszej kryjówki, byle tylko uniknąć kontaktu z mydłem. Chociaż mama tłumaczy mu, że mycie pomaga zapobiegać chorobom, a nawet straszy go, że zarastanie brudem sprawi, iż zaczną na nim kiełkować krzaczki samosiejki, żadne argumenty nie są w stanie złamać jego uporu. Aż do mementu, gdy Yembi pozna kogoś, kto również nie słuchał dobrych rad związanych z myciem…

Agata Giełczyńska-Jonik, Yembi nie lubi się myć, Kraków: Wydawnictwo Aksjomat 2019, 24 s.

W pustynnym i niegościnnym królestwie księcia Arama każdy wie, jak poradzić sobie w trudnych sytuacjach, nikt nie boi się wziąć sprawy w swoje ręce i nie uchyla się od pracy. Pewnie dlatego wszyscy żyją w dostatku. Jest jednak ktoś, kto od dziecka wyręczany w każdej czynności, sam nie potrafi nic zrobić. I nawet jeśli coś bardzo mu nie pasuje, nie jest w stanie wyrazić własnego zdania. Ubierany, karmiony, myty, czesany, noszony w lektyce, wyręczany w nauce –  czy to wciąż chłopiec, czy już kukiełka? A może taniej i mądrzej byłoby posadzić na tronie prawdziwą lalkę, skoro różnica jest niemalże niezauważalna. Nie jestem pewna, czy Książę Aram nie chce być samodzielny, on po prostu tego nie potrafi. Nigdy nie dano mu takiej szansy! To bardzo pouczająca bajka, nie tylko dla dzieci, ale przede wszystkim dla rodziców. I dziadków!

„- Jeśli sam tego nie spróbuję zrobić, to nigdy się nie nauczę.”

Agata Giełczyńska-Jonik, Książę Aram nie chce być samodzielny, Kraków: Wydawnictwo Aksjomat 2019, 24 s.

Ostatni z tytułów – Hania wciąż się złości jest trochę straszny. Tak samo, jak straszny jest gniew naszej bohaterki, gdy tylko coś idzie nie po jej myśli. Na wszystkie niepowodzenia reaguje krzykiem, złorzeczeniami a nawet wyładowywaniem agresji na niewinnych przecież przedmiotach – niszczy nieudane rysunki, rzuca układankami i obraża się na rower gdy tylko ktoś jeździ szybciej, niż ona.

Trudno wyobrazić sobie jej zdumienie, gdy pewnego dnia dostrzega niewielkiego, ale ewidentnie wrogo nastawionego stworka, który zdaje się rosnąć i czerpać siłę z jej wybuchów gniewu i wzbierających w niej emocji. A im większy się staje, tym bardziej podobny do Hani.  Tymczasem sama Hania coraz bardziej się kurczy. Czy dziewczynka nauczy się poskramiać negatywne emocje zanim zniknie zupełnie? Albo nim jej złość po prostu ją pożre?

Agata Giełczyńska-Jonik, Hania wciąż się złości, Kraków: Wydawnictwo Aksjomat 2019, 24 s.

Która z książek najbardziej się Wam przyda? TUTAJ znajdziecie jeszcze poprzednie tytuły – o dbaniu o zabawki i nadmiernym upodobaniu słodyczy.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Aksjomat.

Bajki Majki: „Ubranka Eli” Catarina Kruusval

Odkąd zakupiłyśmy „Wszystkie psy Eli”, elomania na nowo zagościła w naszym domu. Nasz najnowszy skarb, to jedna z czterech książeczek dla średniozaawansowanych czytelników – średniej wielkości, już z papierowymi stronami, ale wciąż przede wszystkim obrazkowa – tekst odgrywa tu jedynie dopełniającą rolę.

Gdyby to była poprawna i bardzo wychowawcza opowieść, Ela skrzętnie, dokładnie i z cierpliwością by się ubierała. Najlepiej od razu po porannej toalecie, zanim jeszcze mama zdąży ją pogonić. Byłaby to również bardzo nudna opowieść. Na szczęście Ela to mała psotnica i wie jak zaciekawić swoich równie małych fanów – wystarczy postawić na swoim i odwrócić nieco kolej rzeczy. Dlatego też elegancko ubrana Ela (Czyżby na jakieś rodzinne wyjście z rodzicami? Mama pewnie poszła po kurteczkę…) rozbiera się szybciutko z każdego elementu odzieży po kolei. Ale żeby ubranka się nie zmarnowały, każde z nich znajduje nowego właściciela – Ela zakłada sweterek kotu, koszulkę psu, buciki pluszowemu słoniowi, sukienkę misiowi… sama za to świeci golizną, a do majteczek dopasowuje… wyjściowy kapelusz dziadka.

Przesympatyczna historyjka o stawianiu na swoim i dziecięcym postrzeganiu świata nieco na opak. Przede wszystkim jednak o nieskrępowanej radości dzielenia się tym, co mamy. I o przyjaźni – dziecięco-pluszakowej i dziecięco-zwierzecej.

Przy okazji mały czytelnik powtórzy kolory, nazwy ubranek, deseni i zwierzątek. To też fajne ćwiczenie dla wyobraźni i twórczego myślenia, bo czyż skarpetka w paski nie będzie dla lalki idealną… czapką?

Jeśli mam się do czegoś przyczepić, to nieszczególnie podoba mi się pierwsze zdanie tej książki: „Ela jest zła”. Wydaje mi się, że trafniejsze byłoby sformułowanie „Ela się złości”, bo jednak mimo wszystko złości się akurat w tym momencie, a nie jest zła z natury. To tylko szczegół, ale dzieci łatwo podłapują takie „stygmatyzujące” określenia.

Poza tym książeczka jest super i na całe szczęście córka nie próbuje naśladować Eli rozbierając się i oddając swoje ubranka wszystkim wokół, bo jesień zrobiła się naprawdę chłodna i wietrzna – jak to nad morzem.

Catatina Kruusval, Ubranka Eli, Poznań: Wydawnictwo Zakamarki, 2008, 28 s.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Zakamarki.

Bajki Majki: „Wszystkie psy Eli” Catarina Kruusval

Losy Eli śledzimy od samych czytelniczych początków Majeczki – zaczynaliśmy od serii malutkich kartonówek o Eli i Olku, przez dwie z czterech książeczek z pośredniej serii („Piłka Eli” i „Ela na plaży”) aż po zaczytaną do kompletnego znudzenia „Jabłonkę Eli” dla nieco bardziej zaawansowanych czytelników.

Dlatego też nie mogliśmy nie skusić się na nowość od wydawnictwa Zakamarki – „Wszystkie psy Eli” całkiem niedawno trafiły do naszej kolekcji i stały się obowiązkową wieczornych czytanek (ostatnimi czasy na równi z „Tato, zdobądź dla mnie księżyc” i nowym Puciem).

W tej książce, choć jest dedykowana czytelnikom 3+ i została wydana w większym formacie, niż dwie serie dla zupełnych maluszków (bo przygody Eli rosną wraz z dzieckiem – również w dosłownym sensie), jest zauważalnie mniej tekstu niż w przypadku „Jabłonki”, a prym wciąż wiodą całostronicowe, już bardziej szczegółowe ilustracje w charakterystycznym stylu autorki.

Ela codziennie wierci tacie dziurę w brzuchu o własnego czworonoga, bo, jak powtarza, kocha wszystkie psy. Kiedy jednak wyprowadza na spacery kolejne i kolejne psiaki krewnych i znajomych, okazuje się, że każdy z nich ma jakąś wadę – Herkules za mocno ciągnie smycz, Figa za wolno chodzi, a Frodo potwornie się ślini. Co jednak ani trochę nie zmniejsza miłości Eli do psów i nie ogranicza jej wyobraźni w wymyślaniu imion dla potencjalnego kudłatego przyjaciela. Kiedy Ela już traci nadzieję na spełnienie swojego wielkiego marzenia, tata ma dla swojej córeczki pewną bardzo ruchliwą niespodziankę…

Tak, jak jesteśmy z córką zadeklarowanymi kociarami, tak te psiaki urzekły nas nie tylko swoimi mordkami, ale przede wszystkim uroczymi (choć z pewnością kłopotliwymi) wadami i różnicami. W końcu nikt nie jest idealny, a już na pewno nie jesteśmy tacy sami! I to właśnie te niewielkie szczegóły w wyglądzie i usposobieniu czynią i nas i nasze czworonogi wyjątkowymi.

Zdecydowanie polecamy wszystkim fanom Eli, a jeśli ktoś jeszcze nie zna tej szwedzkiej bohaterki, to polecam umieścić tą lekturę pomiędzy serią „dla średniaków”, a „Jabłonką Eli”.

Catarina Kruusval, Wszystkie psy Eli, Poznań: Wydawnictwo Zakamarki, 2018, 28 s.

Bajki Majki: „Oto jest ogród” Hector Dexet

Szanowni Państwo, przed państwem Ogród! Chociaż tego autora na pewno nie trzeba specjalnie przedstawiać, przypomnę tylko, że jest prawdziwym mistrzem „dziurawych książek”. I już na pierwszy rzut oka widać, że ta pozycja jest siostrą bliźniaczką „A co to?”, znanej już z mojej zeszłotygodniowej recenzji.

Również w tym przypadku mamy do czynienia z charakterystyczną dla Dexeta stylistyką opartą na prostych, zgeometryzowanych formach i kontraście intensywnych, „niemieszanych” kolorów.

Przyznam szczerze, że ta książeczka podoba mi się jeszcze bardziej, właśnie ze względu na jednolitą tematykę. „A co to?” było jedną wielką zagadką i miszmaszem ciekawostek, a każda strona prezentowała „cosia” zaczerpniętego z zupełnie innej bajki. Tym razem wszystko jest bardziej poukładane i mniej więcej wiadomo czego się spodziewać. Choć i tak bywa zaskakująco!

Jak sama nazwa wskazuje, książeczka zgłębia tajemnice ogrodu i jego maleńkich mieszkańców. Oparta jest na tym samym schemacie – jedna strona przedstawia jakiś obiekt, druga jego metamorfozę (czy to faktyczną, czy wynikającą ze zmiany punktu widzenia), a cały proces jest tym ciekawszy, że wsparty dziurami i dziurkami. Dowiadujemy się zatem kto mieszka w starym drzewie, a kto ukrywa się pod opadniętymi liśćmi, mamy szansę zaobserwować przemianę gąsienicy w motyla (podczas, gdy sama gąsienica przesypia ten proces ;)), towarzyszymy biedronkom w ich wielkiej wodnej przeprawie i mrówkom w zbieraniu resztek po pikniku.

Podobnie jak w przypadku poprzednich książek tego autora, bohaterowie, choć zbudowani z kilku prostych, barwnych kształtów, budzą sympatię uśmiechami i zaciekawienie tajemniczymi spojrzeniami kierowanymi w stronę widza. I choć we mnie czerwone oczy niektórych białych gąsienic budzą bliżej nieokreślony niepokój, tak Majka bardzo je lubi.

To kolejna oszczędna w słowach i formie, a jednocześnie przebogata w pomysły pozycja dla maluchów. Polecam ją dzieciom w wieku około 18 miesięcy – podobnie jak „A co to?” wydana została na sztywnym kartonie, ale już nie tak grubym jak w przypadku „Kto zjadł biedronkę?”. Większy format i ilość stron również sugerują już nieco starszego odbiorcę (uch, ach, dojrzałość tak bardzo!). Choć nieco mniej dziecioodporna, jak na razie, odpukać, bardzo dobrze się trzyma i nie poddaje się zabiegom mojej małej Destrukcji. A, że pełni zaszczytną rolę „hiciora ostatnich tygodni”, targamy ją ze sobą wszędzie – przede wszystkim na dwór i do ogrodu ;)

Jak zawsze u Dexeta – to lektura fantastycznie rozbudzająca ciekawość, umiejętność tworzenia skojarzeń i wyobraźnię. Dziurki nęcą niesamowicie wszystkie małe paluszki i trenowanie motoryki małej zdaje się być zaledwie skutkiem ubocznym świetnej zabawy w poznawanie świata. Zaskakująca, fascynująca, pomysłowa, abstrakcyjna. I roi się w niej od pulchnych robaków!

Hector Dexet, Oto jest ogród, Warszawa: Wydawnictwo Mamania, 2017, 36 s.

Środa z Bajkowirem: „Kuba i jego nocnik” Liesbet Slegers

Kontynuujemy naszą przygodę z nocnikiem i tym samym sięgamy po coraz to nowe lektury na ten temat – tym razem na Bajkowirze czeka  recenzja rewelacyjnej pozycji od Adamady.

Pamiętacie jeszcze pewnego uroczego smyka z serii kartonowych książeczek dla najmłodszych od Adamady (całkiem niedawno recenzowałam książeczki „Przyjaciele” i „Spanie” z tej serii)? Teraz wiemy już, że ów brzdąc nazywa się Kuba, bo cykle opowiastek Liesbet Slegers rosną razem z dzieckiem.

Książeczki dopasowane są do wieku maluszka – kartonówki dla roczniaka i nieco poważniejsze książki dla dwulatka. A im starszy bobas, tym więcej wyzwań staje na jego drodze. Odpieluchowanie jest jednym z nich. Na szczęscie sympatyczni bohaterowie pomogą maluszkowi oswoić się z nową sytuacją.

Całą recenzję można przeczytać TUTAJ, serdecznie zapraszam!

 

 

Bajki Majki: „Koala nie pozwala” Rafał Witek, z ilustracjami Emilii Dziubak

„Ta książeczka
wam opowie,
co Koali
siedzi w głowie”

„Koala nie pozwala”, to pierwsza książeczka w zbiorze mojej córki, którą zachwyciła się cała rodzinka. I nic dziwnego, że ja kompletnie wymiękłam, w końcu uwielbiam dziecięce nowości wydawnicze i co jakiś czas zakochuję się bez pamięci w jakiejś perełce. Nic też dziwnego, że Koalę z marszu pokochała Maj, bo książka jest idealna dla maluchów i już sześciomiesięczna Bobasa z zachwytem oglądała ilustracje. Ale to Tata jest w naszym domu największym fanem Koali. Zakumplowali się od pierwszej strony i książka Rafała Witka na dobre wpasowała się w nasz repertuar codziennego czytania. I została w nim do dziś, więc towarzyszy nam już od prawie roku i ani trochę się nie nudzi.

Bo Koala jest genialny. Przede wszystkim przepiękny wizualnie – to od niego zaczęła się nasza miłość do ilustracji Emilii Dziubak. Rysunki są zabawne, szczegółowe, w cudownych kolorach i zajmują spokojnie 80% książki. Uwielbiam ekspresyjną mimikę Koali i jego szalony entuzjazm do zajmowania się dzieckiem. To prawdziwy rodzic – surowy i wymagający, trochę przerażony zmianami, jakie w jego uporządkowanej rzeczywistości wprowadza mały urwis i ani trochę niepozbawiony wad. A jednocześnie wyrozumiały i kochający, skłonny do wielu szaleństw, żeby tylko wywołać uśmiech na twarzy swojego chłopca.

Każdej zilustrowanej sytuacji z życia Koali i Chłopca towarzyszy krótki fragment tekstu – jedno lub dwa zdania, dużymi, kolorowymi literami. Podobnie jak w przypadku rysunków, tekst jest trafny i humorystyczny. Ta lektura to świetna zabawa i dla dziecka i dla rodzica. A mało bystrzy rodzice będą się głowić dlaczego koale to nie misie. Nam to trochę zajęło, zanim przyszło oświecenie :D

Książka jest bardzo poręczna – całokartonowa, z grubymi stronami, o trochę większym formacie niż zazwyczaj, zbliżonym nieco do A5. Choć na naszym egzemplarzu pojawiają się pierwsze oznaki intensywnego użytkowania, jak na razie jest nie do zdarcia i trzyma się naprawdę świetnie. Bardzo wygodna do wspólnego czytania z dzieckiem na kolanach, równie dobrze sprawdza się przy samodzielnym poznawaniu przez małe rączki.

Całą rodziną bardzo bardzo bardzo mocno polecamy!

Rafał Witek, Emilia Dziubak, Koala nie pozwala, Warszawa: Wydawnictwo Bajka, 2016, 30 s.

Bajki Majki: „Popatrz i dopasuj. Kolory” Jacques Beaumont i Mélusine Allirol

A oto i pierwsza Majowa książeczka-układanka. Ta kilkustronicowa niewielka kartonówka podzielona jest na siedem „sekcji” kolorystycznych – w każdej znajduje się po kilka obrazków w danym kolorze – na przykład kolor czerwony reprezentują truskawka, biedronka, czereśnie i czerwona rybka. Jedenaście z nich to wyjmowane puzzle, które należy dopasować w odpowiednie miejsce.

Maj dostała tą pozycję mając 10 miesięcy i początkowo najbardziej interesowało ją wyciąganie ruchomych elementów z grubych kartonowych stron (najpierw przy pomocy rodzica, który delikatnie podważał dany element, potem już samodzielnie). Obecnie (14 miesięcy) zaczynaj już powoli szukać i dopasowywać puzelki w odpowiednie miejsca, choć jeszcze nie wciska ich do środka. I często robi własne kompozycje ;)

Obrazki są proste, kolorowe i urocze. Grube, tekturowe strony gwarantują dużą wytrzymałość i były nieocenione w pierwszych próbach samodzielnego kartkowania książeczek. Minusem jest mała wytrzymałość ruchomych elementów – po kontakcie z dziecięcą ślinką rozmiękają i odchodzi od nich folia z barwnym nadrukiem – trzeba jednak pamiętać, ze jest to książeczka dedykowana dzieciom, które już przestają brać wszystko do buzi.

Bardzo fajna pomoc w nauce kolorów i kształtów, pełni również funkcję małego słowniczka i jest świetnym treningiem małej motoryki – paluszki zdecydowanie mają co robić ;)

UWAGA! Książka jest oznakowana jako nieodpowiednia dla dzieci poniżej 3 lat, gdyż zawiera drobne elementy, które grożą zadławieniem. Mimo, że akurat ta książeczka z serii ma całkiem spore „puzzle”, które nie mieszczą się całe w małej buźce (a Bobasa próbowała bardzo wytrwale), to jednak pozwalam jej bawić się tą pozycją wyłącznie pod nadzorem. Zawsze trzeba zachować ostrożność, szczególnie że inne pozycje z serii „Popatrz i dopasuj” mają mniejsze elementy – z tego powodu nie zdecydowałam się na „Dinozaury” i „Zwierzęta”, które były rewelacyjne. Czasem trzeba poczekać aż dziecko podrośnie.

Jacques Beaumont i Mélusine Allirol, Popatrz i dopasuj. Kolory, Ożarów Mazowiecki: Firma Księgarska Olesiejuk, 2016, 8 s.

Bajki Majki – „Kochane Zoo” Rod Campbell

Jakiś czas temu Bobasa dostała na swoje pierwsze urodzinki przepiękne wydanie „Księgi dżungli”, oczywiście jest na nią jeszcze trochę za mała, bo tak grube tomiszcza jak na razie budzą w niej instynkty zmierzające raczej ku zjedzeniu owej książki, niż grzecznemu słuchaniu historii. Za to sama nie mogę się doczekać, aż się do niej dorwę – w końcu najlepsze prezenty cieszą więcej niż jedno pokolenie. Nie da się ukryć, że już od ponad roku znacznie częściej sięgam po książki dla dzieci, niż dla siebie. No cóż, na czytanie nie zawsze udaje się znaleźć czas (chociaż ostatnio coraz więcej i więcej – już po tym widać, że Maj rośnie jak na drożdżach), ale czytanie bobasowi jest stałym elementem dnia. Dlaczego by zatem i o tym nie napisać? No bo hej, w końcu czytam! A jeszcze rok temu nie miałam pojęcia jakie cuda można zgromadzić w dziecięcej biblioteczce.

Na początek jeden z majkowych hitów, czyli kartonówka, w której obie zakochałyśmy się od pierwszego wejrzenia w okładki – „Kochane Zoo” – nasza pierwsza książka z okienkami.

Jest to historia nieco wybrednego chłopca, który idąc za hasłem „Nie kupuj – adoptuj” pisze do ZOO z prośbą o przysłanie zwierzątka. Dostaje zatem paczki ze zwierzętami, jednak każde z nich z musi odesłać z całkiem logicznych powodów – słoń jest za duży, żyrafa za wysoka, wąż zbyt straszny -choć moim zdaniem brakuje argumentu „co by mama powiedziała na lwa w salonie”.

Każda z paczek, różnej wielkości i koloru, to okienko, za którym ukryte jest zwierzątko.  Okienka otwierają w różne strony, są sztywne i porządne – dadzą je radę otworzyć już najmniejsze rączki, Maja radziła sobie z nimi doskonale już mając 8 miesięcy. Prosty, powtarzany tekst nie wymaga nadmiaru koncentacji. Super do ćwiczenia małych paluszków oraz wspólnej nauki nazw nie tylko zwierzątek, ale także kolorów i porównań (a u nas również odgłosów, choć w książeczce ich nie ma).

Maja bardzo poleca.

Rod Cambell, Kochane ZOO, Gdańsk: EneDueRabe, 2014, 20 kartonowych stron.