Grajki Majki: klocki Magformers

To nasze pierwsze spotkanie z klockami magnetycznymi Magformers i prawdę mówiąc kiedy dowiedziałam się, ile to cudo kosztuje, zjeżyły mi się włosy w miejscach, o których nawet nie wiedziałam, że są owłosione. Podobno jednak taki zakup powinno się traktować jako rodzaj inwestycji, która posłuży kilku pokoleniom i – podobnie jak klocki lego – te również są niezniszczalne.

Chociaż zestaw, który wybrałam jest przeznaczony dla najmłodszych od 18 miesiąca życia, okazał się odpowiedni również dla mojej czterolatki i bardzo polecam go początkującym na pierwszy kontakt z ta zabawką.

Składa się z 32 klocków w dwóch kształtach – 12 trójkątów równobocznych i 18 kwadratów w 6 żywych kolorach; dwa drzewka urozmaicające zabawę oraz dwie całokartonowe książeczki edukacyjne będące urozmaiceniem zabawy.

Pierwsza z nich to obrazkowa instrukcja obsługi klocków z przykładowymi wzorami, które można ułożyć z dostępnych elementów – to jednocześnie instrukcja postępowania z klockami. W pierwszych krokach maluch dopasowuje klocki do naturalnej wielkości ilustracji (na przykład będącej siatką sześcianu), następnie delikatnie podnosi konstrukcję w sposób pokazany na obrazku, a ta, dzięki umieszczonym w klockach magnesom, „magicznie” zmienia się w przestrzenną bryłę. Z każdą kolejną stroną poziom trudności stopniowo rośnie, a układanki stają się coraz bardziej urozmaicone. Dziecko zbuduje między innymi domki, które połączy w porośnięte drzewami osiedle, motylka, serduszko, ananasa, a nawet rakietę kosmiczną!

To świetny sposób na ćwiczenie kreatywności, logicznego i przestrzennego myślenia, a także trening sprawności małych rączek oraz nazywania kształtów i kolorów. Niektóre budowle wymagają złożenia kilku elementów, dzięki czemu dziecko uczy się planowania kilku kroków naprzód.

Druga książeczka jest narracyjna – to króciutkie przygody zwierzątek ilustrowane kształtami ułożonymi z klocków. Wraz z nimi maluch pozna nazwy kształtów geometrycznych, które można ułożyć z danych nam kształtów podstawowych, a także nauczy się znajdować i rozpoznawać owe kształty w otaczającym nas świecie. To również fajna zachęta do układania kolejnych form – tym razem płaskich.

Zabawa jest bardzo fajna, a jak z wytrzymałością? Czy produkt jest wart swojej ceny?

Zdecydowanie.

Obawiałam się, że skoro w klockach są magnesy, to same plastikowe oprawki, złożone zapewne z dwóch części będzie można łatwo otworzyć i połamać – nic bardziej mylnego, mimo najszczerszych chęci nie mogłam nawet wypatrzeć krawędzi, nie mówiąc już o wepchnięciu w nią paznokcia. Magnesy trzymają mocno, więc ułożona figura bez problemu utrzymuje swój kształt (można nią nawet podrzucać, sprawdzone info – Majka ułożyła sobie piłeczkę), ale też rozłożenie na części pierwsze nie wymaga użycia szczególnej siły. Kolory są soczyste i jednolite, a plastik nie wydaje się skłonny do zarysowań – myślę, że ma szansę oprzeć się dzieciom, które mylą jeszcze zabawki z gryzakami. Jestem też bardzo pozytywnie zaskoczona „pancerną” forma instrukcji – to książka z nieco grubszego kartonu formatu A4 z bezpiecznie zaokrąglonymi rogami i śliskimi stornami, bez problemu będzie można zetrzeć ewentualną ślinę.

To najprostszy zestaw, jest jednak ogromny wybór bardziej skomplikowanych propozycji, w skład których wchodzą już zaawansowane i różnorodne kształty. Można z nich tworzyć pojazdy, dinozaury, zamki księżniczek i co tylko mała główka wykoncypuje. Można również dokupić osobno małe zestawy pojedynczych kształtów, np. paczkę trójkątów oraz gadżety będące urozmaiceniem zabawy, jak drzewka.

Polecam jako pomysł prezentu na większą okazję, albo na przykład prezent składkowy. Tak naprawdę wystarczy jeden/dwa zestawy, by mieć ogromną pulę rozmaitych kombinacji i zabaw. A zapowiada się, że klocki będą z nami dłuuugo. I chociaż sam karton jest duży, to same zajmują mało miejsca w przechowywaniu – same elegancko składają się w schludne słupki ;)

Klocki Magformers. My first play 32 set
Firma: Magformers
Sugerowany wiek: 18 miesięcy+

Recenzja powstała dzięki uprzejmości dystrybutora zabawek Dante.

Grajki Majki: „Pierwszy zegar” Quercetti

Internet aż kipi od pomysłów, na kreatywne zajęcia podczas przymusowego zamknięcia w czterech ścianach. Można nauczyć się nowego języka, robienia na drutach, pieczenia tortów, tańczenia samby, można przebierać się za postaci z arcydzieł malarstwa dawnego, nauczyć kota aportowania, nadrobić zaległości w serialach albo ćwiczyć z Chodakowską. Chyba, że jest się matką, wtedy sukcesem jest wzięcie prysznica w ciszy i samotności.

Skoro jednak przez najbliższy czas nie ma co liczyć na chwilę choćby ucieczki od naszych małych koali, może warto postawić na wspólne zdobywanie jakiejś ambitnej umiejętności?

U nas stanęło na nauce odczytywania godzin z zegarka. Pod koniec stycznia Majeczka dostała na urodzinki uroczy zegarek na rękę z Myszką Minnie, najwyższy czas przestać traktować go wyłącznie jako ozdobę! Szczególnie, że w obecnej sytuacji, bez przedszkola i z rodzicami, którzy niby są cały czas w obok, ale jednak jednocześnie w pracy, kompletnie runęła nasza domowa rutyna i Majka zupełnie straciła poczucie czasu. Czy można sobie wymarzyć lepszy moment na wgłębienie tajemnic zegara?

Z pomocą przyszedł nam zestaw edukacyjny od Quercetti. Znajdziemy w nim wszystko co niezbędne do złożenia zegara demonstracyjnego – co ciekawe, tekturową tarczę zegara montujemy na takiej samej planszy z dziurkami, którą wykorzystujemy w mozaice „Pixel Daisy”, bardzo lubię takie uniwersalne rozwiązania. Do tarczy, doczepiamy ręcznie obracane wskazówki w dwóch kolorach i 12 gwoździków z naklejanymi cyferkami. My korzystamy na ten moment z czerwonych gwoździków z cyframi od 1-12, ale dla bardziej zaawansowanych są również niebieskie kołeczki z godzinami popołudniowymi, od 13 do 24. Na tarczy zaznaczono również minuty.

Zegar służy nam na razie przede wszystkim do określania czasu – zaznaczam na nim o której trzeba przyjść na śniadanie, do której jest czas na zabawę, a kiedy będzie można obejrzeć bajkę i godzinę zakończenia mojej pracy. Ale w zestawie znajdują się jeszcze karty z markerem suchościeralnym o gąbką do nauki zapisywania godzin zapakowane w zamykanym koszyczku. Karty występują w dwóch wersjach – mniejsze z dodatkowym obrazkiem pomocniczym i większe z samym przedstawieniem zegarka. Naszym zadaniem jest zapisać cyframi godzinę, którą wyznaczają wskazówki na tarczy zegara, lub odwrotnie – zaznaczyć na zegarku godzinę zapisaną poniżej cyframi. Karty zostały oznaczone kolorami – na żółto godziny przedpołudniowe i na granatowo godziny popołudniowe.

Do zestawu dołączono instrukcję wprowadzającą podstawowe pojęcia i tłumaczącej w jaki sposób odczytywać godziny. Znajdziemy tu również dodatkową instrukcję (w językach włoskim i angielskim) dotyczącą zabawy z dzieckiem w duchu Montessori

„Pierwszy zegar”
Firma: QUERCETTI Play Montessori
Sugerowany wiek: 4-8 lat.

Zestaw znajdziecie TUTAJ.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości dystrybutora zabawek Dante.

Grajki Majki: Zestawy kreatywne „Cupcake crafts” i „My pretty mosaic”, Alex little hands

Ta kreatywna zabawka jest od trzech dni bohaterką w moim domu. Dzięki zgromadzonym w pudełku komponentom przedszkolak jest w stanie wykonać całą masę uroczych dekoracji – trzy wróżki (w koronach, więc to chyba wróżkowe królewny!), trzy kwiatki, motylka i bardzo ozdobną koronę dla siebie. A wszystko to w odpowiedni sposób składając i doklejając do szablonów… kolorowe papilotki do babeczek. Do zabawy wystarczy użyć kleju, który (dzięki niech będą producentowi!) został dołączony do zestawu. I to nie byle jakiego kleju, a kleju magicznego! Zmieniającego kolor z fioletowego na przezroczysty, dzięki czemu maluch dokładnie widzi, gdzie już smarował, a w których miejscach trzeba się jeszcze troszkę natrudzić.

Prace wychodzą bardzo efektownie i mają szanse powstać przy nieznacznej tylko pomocy rodzica, bo do zestawu dołączono przejrzystą obrazkową instrukcję prezentującą maluchom co trzeba wykorzystać w danym momencie. A jednocześnie większa ilość papierków i mnogość naklejek pozostawia spore pole dla własnej wolności twórczej.

Każdy z czterech pomysłów na pracę plastyczną z wykorzystaniem papilotek (wróżki, korona, motylek i kwiatki) został zapakowany osobno wraz z naklejkami do dekorowania. Dzięki takiemu podziałowi zabawy wystarczyło nam aż na trzy dni, ale z drugiej strony naprodukowaliśmy dużo plastikowych odpadów, dobrym pomysłem byłaby zmiana foliowych kopert na papierowe. I to jest moje jedyne zastrzeżenie, bo ten zestaw jest świetny!

Cupcake crafts
Firma: Alex little hands
Sugerowany wiek: 3+

Zestaw możecie kupić TUTAJ.

Pomysł na wyklejane mozaiki był nam już wcześniej znany i staram się zawsze mieć kilka arkuszy w zanadrzu, na trudniejsze dni. Okazuje się, że w czasie kwarantanny moje zapasy mogą okazać się na wagę złota!

Próbowałyśmy już mozaik od firmy Janod, zaopatruję się też zawsze w Pepco, kiedy tylko pojawią się nowe wzory. W porównaniu do dwóch powyższych firm, mozaiki Alex little hands mają zauważalnie miększe arkusze – grubością porównywalne bardziej do śliskiego papieru technicznego, niż tekturki. Wyróżniają je również naklejki o różnych kształtach – od standardowych kółeczek i kwadracików, aż po gwiazdki – z błyszczącego metalicznie papieru.

Na zestaw składa się pięć arkuszy z księżniczkowymi wzorami (baletnica, korona, lusterko, kwiatek i zamek) i ponad 1400 naklejek. Nie mam najmniejszych zastrzeżeń, co do jakości – kolory są ładnie nasycone, a naklejki dobrze wycięte, dzięki czemu nie naddzierają się podczas odklejania. Również cenowo wychodzą całkiem atrakcyjnie – porównywalnie do tych z Pepco, choć tamte kupuje się pojedynczo, a tu mamy cały zestaw. Jedyny minus, to pakowanie każdego zestawu osobno w foliową kopertę, przez co naprodukowaliśmy sporo odpadów. A wystarczyłoby odpowiedni arkusz z naklejkami dokleić delikatnie do tyłu danego wzoru taśmą lub kropelką kleju.

Bardzo dobre ćwiczenie dla małych paluszków, trenujące dokładność, skupienie na szczegółach i cierpliwość dziecka.

My pretty mosaic
Firma: Alex little hands
Sugerowany wiek: 3+

Zestaw możecie kupić TUTAJ.

Oba zestawy polecam bardzo mocno, proponowane zadania nie wymagają wielkiej ingerencji rodzica i są w stanie zająć dziecko na dłuższą chwilę, dzięki której rodzic da radę trochę zdalnie popracować, przygotować obiad albo usiąść na chwilę z ciepłą kawą. Do tego rozwijają zdolności manualne, a ich efekty będą ładną ozdobą dziecięcego pokoju albo prezentem dla babci.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości dystrybutora zabawek Dante.

Grajki Majki: Magiczny projektor Elsy

Uwaga uwaga, chcę Wam pokazać prezent dla dziecka, które ma już wszystko.

Właściwie bardzo trudno sklasyfikować ten produkt – z jednej strony to zabawka, z drugiej gadżet, z trzeciej rekwizyt do odgrywania scenek, z czwartej wymarzony element karnawałowego stroju. Chyba w dużej mierze zależy to od wyobraźni małej elsomoaniaczki.

To małe plastikowe cudo z wizerunkiem najpopularniejszej ostatnio księżniczki Disneya przyczepia się do stópki (od rozmiaru 26 wzwyż, 39 też daje radę – sprawdzone info!) za pomocą dwóch pasków na rzep. Przy robieniu kroku projektor rzuca na podłogę wokół stopy świetliste płatki śniegu. Kojarzycie ten moment z filmu, kiedy Elsa buduje zamek i tupie nogą, a spod jej stopy wyrasta lodowa podłoga? Właśnie tą scenę wyobraża sobie moja córka tuptając projektorem po domu z „Mam tę moc” na ustach.

Skutkiem ubocznym „budowy lodowego zamku” jest radość kotów uparcie polujących na pojawiające się i znikające śnieżynki :D

Jak na ten moment jestem zupełnie zadowolona z jakości wykonania – gwiazdki są ładne, ostre i dobrze widoczne nawet na jasnej podłodze, plastik jest solidny i mimo kilku upadków trzyma się w całości, mechanizm zakładania jest na tyle łatwy, że prawie czterolatka radzi sobie samodzielnie zarówno z zakładaniem, jak i ze ściąganiem całej konstrukcji, a jednocześnie całość dobrze trzyma się stopy – zarówno obutej w kapciuszki, jak i odzianej zaledwie w skarpetkę. Uwaga! Zestaw nie zawiera baterii, jeśli więc chcecie go komuś sprezentować, dorzućcie do paczki opakowanie „paluszków”.

Oryginalny element przebrania na przedszkolny bal (na balu jesiennym tylko cztery dziewczynki z grupy Majki były przebrane za Elsę. Maja była dynią. Przy kolejnym balu chce być Elsą i nie ma zmiłuj!), pobudzający wyobraźnię gadżet wzbogacający zabawę w odgrywanie ról, czy może zbędny zbieracz kurzu? Oceńcie sami.

Na pewno nie jest to zabawka, która wciągnie dziecko na całe godziny, raczej do okazjonalnego użytku „od imprezy do imprezy”, nie ma też wielkich walorów edukacyjnych. Jest za to czymś bardzo oryginalnym i w całkiem udany sposób imituje „magiczną moc”. No i jest z „Krainy Lodu”, a to tematyka bardzo na topie, chyba niezależnie od wieku. I bardzo w klimacie nadciągającej zimy.

Frozen II Magiczny Projektor
Firma: Giochi Preziosi
Sugerowany wiek: 3+

Projektor możecie kupić na przykłąd TUTAJ.

Recenzja powstała dzięki uprzejmosci dystrybutora zabawek Dante.

 

Bajki Majki: „Teraz będziesz kurą” Barbro Lindgren, Charlotte Ramel

Dzisiaj chciałabym pokazać Wam książkę, która jest… strasznie smutna. Mimo, że opowiada o zabawie rodzeństwa, czyli czymś, co wcale przecież nie powinno mieć negatywnych konotacji.

A przed nami bardzo popularny obrazek – młodszy braciszek domagający się uwagi starszego i starszy, który niekoniecznie ma ochotę na wspólną zabawę. Ale zapewne mama kazała i odesłanie przylepy z kwiatkiem skończy się płaczem i reprymendą, więc zabawa musi być. Zabawa, która szybko okazuje się być przyjemna tylko dla jednej, ze stron. Tej starszej i bardziej wilczej.

Przejmująca siła tej książki, poza samym pomysłem na fabułę, w moim odczuciu tkwi w ilustracjach. A te, choć pod względem estetycznym nieszczególnie trafiają w moje gusta, są naprawdę niesamowite. Przenikanie się elementów dziecięcego pokoju i leśnej polany będącej scenografią zabawy to prawdziwy majstersztyk i unikalna możliwość spojrzenia na rzeczywistość przez filtr dziecięcej wyobraźni. Wyobraźni, która co prawda ma skłonność do wyolbrzymiania, ale przy tym jasno i wyraźnie obrazuje lęki i odczucia malucha. Szczególnie wymowne jest tu łóżeczko-klatka młodszego z braci.

Ten sposób przedstawienia bezbłędnie działa na empatię i potrafi przyprawić o niezłe wyrzuty sumienia. Pod tym względem jest genialnie skonstruowana – to książka do budzenia emocji. Przede wszystkim współczucia wobec ofiary, silnego sprzeciwu wobec zachowań agresora i wstydu po szybkim rachunku sumienia. Bo nie wierzę, że znajdzie się ktokolwiek, kto nie w Wilku nie zobaczy swojego odbicia, choć w niewielkim stopniu.

Czasami wydaje mi się, że sporo już książek widziałam – zarówno tych dla dorosłych, jak i dla dzieci – i mało co może mnie zaskoczyć. A potem trafiam na taką pozycję, jak ta i olbrzymie możliwości przekazu, jakie dają niektórym ludziom kartka i kredki wciąż na nowo mnie zdumiewają.

Na ten moment to nieszczególnie trafiona lektura dla mojej córki, bo w temacie rodzeństwa raczej nic nie planujemy. Za to nie da się ukryć, że bardzo mocno zadziałała na mnie. Pomijając już zupełnie moje własne wspomnienia z bycia sporo starszą siostrą (po dziś dzień utrzymuję, że Marysia lubiła być zamykana w tamtej szafie!), ilustracja z Wilkiem siadającym przed komputerem i zbywającym Kurkę wymyślonym na szybko, bzdurnym poleceniem brzmi całkiem znajomo… W końcu ile to razy dziennie rzucam na odczepnego „pobaw się troszkę, mama jest teraz zajęta”?

Chociaż widzę, że Majka nie za bardzo jeszcze rozumie relacje między bohaterami, książka stała się u nas punktem wyjścia rozmowy o traktowaniu innych i zabawie, która powinna podobać się wszystkim jej uczestnikom.

Szczególnie polecam, jako prezent dla dzieci mających dużo młodsze rodzeństwo, męcząco pałętające się miedzy nogami. Już słabo pamiętam to uczucie zniecierpliwienia. Aż do teraz nie miałam jednak możliwości ujrzenia i ocenienia tej sytuacji od drugiej, znacznie bardziej bezbronnej strony.

Barbro Lindgren, Charlotte Ramel, Teraz będziesz kurą, Poznań: Wydawnictwo Zakamarki, 2019, 28 s.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Zakamarki.

50647940_2020799321330563_7707831382659039232_n

Wpis powstał w ramach akcji KOCHANIE PRZEZ CZYTANIE organizowanej przez Save the Magic Moments <3

Bajki Majki: „Trzy Kropki” Asia Olejarczyk, ilustracje Diana Karpowicz

Przygody trzech kropek to zdecydowanie najbardziej interaktywna książeczka, która dotychczas wpadła mi w ręce. Bo przecież książki dla dzieci nie muszą wcale służyć do czytania! Można je również oglądać, co praktykują przecież już zupełne maluszki, albo się nimi bawić! I to jest pierwsza świetna wiadomość – pozycja Asi Olejarczyk służy właśnie DO ZABAWY. A także stanowi wspaniały dowód na to, że książka potrafi być bardziej wciągająca niż niejedna gra.

Zależy wam, żeby dziecko grzecznie siedziało na kanapie (albo najlepiej przy swoim perfekcyjnie posprzątanym stoliku) i w ciszy, spokoju i skupieniu powoli przewracało kartki sycąc umysł tekstem, a oczy ilustracjami? W takim razie bardzo mi przykro, ale ta książeczka nie jest ani dla was ani dla waszych idealnie ułożonych dzieci. Jest to natomiast genialna propozycja dla małych urwisów! Bo „Trzy kropki” służy do kartkowania, potrząsania, zamykania, otwierania, przytulania, pocierania, pokazywania, łaskotania i obracania nią na wszystkie strony. Nakłania również do klaskania, liczenia, wytężania wzroku, tańczenia i przede wszystkim UŻYWANIA WYOBRAŹNI. Zapewniam, że dziecko na pewno nie będzie siedziało cicho podczas lektury. Ani, że będzie w ogóle siedziało, bo z istnieje spore prawdopodobieństwo, że będzie raczej biegało po domu w poszukiwaniu masy niezwykle potrzebnych przedmiotów – a to czapki, a to chusteczki do nosa… ale może zacznę od początku.

Na pierwszej stronie mały czytelnik poznaje trzech wesołych bohaterów – niebieskiego Kropka, czerwoną Kropkę i żółtego Kropusia – jednego z nich wybiera sobie na kompana do wspólnej zabawy. Kropeczka staje się przewodnikiem po książce i wraz z nią dziecko przeżywa przygody, rozwiązuje zagadki i wykonuje zadania skacząc po kartach książki jak po „chłopku” do gry w klasy.

Ta książeczka to przede wszystkim mnogość możliwości – można czytać ją praktycznie od dowolnej strony, z różnymi bohaterami i na wiele odmiennych sposobów wymyślając za każdym razem inną historię ułożoną z dostępnych wydarzeń. A i samych przygód jest mnóstwo – można zostać księżniczką, odwiedzić pełną drobiazgów graciarnię, wybrać się na bal, sprzątnąć zakurzone zakamarki rycerskiego zamku, wybrać się na jesienny spacer, położyć maluszka spać, albo… zaskoczyć kogoś pod prysznicem! Można też zrobić to wszystko na raz podczas jednej zabawy.

I ani się maluch nie obejrzy, a zupełnie niespodziewanie nauczy się i płynnie czytać i sprawnie operować liczbami. To po prostu tak zwany skutek uboczny świetnej zabawy. Ponadto książeczka rozwija spostrzegawczość, wyobraźnię, umiejętność myślenia przyczynowo skutkowego i kreatywne podejście do rozwiązywanych problemów.

Poza fantastycznym i naprawdę zajmującym pomysłem, książeczkę trzeba również pochwalić za świetne ilustracje – nieskomplikowane, a sympatyczne (czy można sobie wyobrazić prostszego bohatera niż kropka? A od zawsze przecież wiadomo, że kula to kształt idealny). W wesołych, ale nie jaskrawych kolorach, zaskakujące, zabawne, momentami naprawdę zakręcone i niestroniące od artystycznych „bazgrołów”.

Jeśli miałabym możliwość wprowadzenia jakiejś zmiany w „Trzech kropkach”, zaokrągliłabym rogi twardej oprawy. Książka jest w ciągłym ruchu – zamykana, otwierana obracana i machana w różnych kierunkach – ostrożności nigdy zbyt wiele.

Przyznaję, że moja półtoraroczna córka jest jeszcze trochę (trochę bardzo) za mała, by w pełni wykorzystać potencjał tej książeczki, ale i tak świetnie się bawimy podczas wspólnego czytania. A jak już w miarę ogarnie łączenie liter (wbrew pozorom w książce wcale nie ma dużo teksu, a duże, wyraźne litery dobrze sprawdzą się podczas pierwszych zmagań z czytaniem) i pozna cyferki to już w ogóle będzie czyste szaleństwo.

Asia Olejarczyk, Trzy kropki, Gdańsk: Wydawnictwo Adamada, 2017, 56 s.

Książeczkę zrecenzowałam dzięki uprzejmości portalu sztukater.pl