Ali Hazelwood ląduje na liście moich ulubionych autorek – chociaż fabuła jej drugiej książki nie jest może arcydziełem, totalnie kupuję jej poczucie humoru, bawiłam się przednio.
Główna bohaterka romantyczno-naukowej intrygi – Bee Königwasser (córka pół Niemca – pół Polaka i pół Włoszki – pół Amerykanki, szczęśliwa posiadaczka beztroskiej siostry bliźniaczki i doktor neurobiologii bez szczęścia w miłości) mogłaby być bratnią duszą Lou Clark z „Zanim się pojawiłeś” – promyk słońca wśród szarej codzienności, nie bojąca się wyzwań, pełna dystansu do siebie i świata i, jak to się mówi, całe życie „jadąca na przypale”, przyciągająca żenujące sytuacje niczym magnes. Ze skłonnością do omdleń w najmniej odpowiednich momentach. Jak ja kocham takie bohaterki. A jeśli są przy tym wybitnymi specjalistkami w swojej dziedzinie z niegroźnym bzikiem na punkcie Marii Skłodowskiej-Curie i kotów, tym lepiej.
Strasznie lubię, kiedy autorzy książek służących rozrywce przemycają w nich skrawki swoich specjalności. Ali Halezwood jest z wykształcenia profesorem neurobiologii i fabuła powieści jest bardzo mocno osadzona w świecie, który zna od podszewki, co jest mocno wyczuwalne podczas lektury. Nawet, kiedy czytamy romansidło z tendencyjnym wątkiem detektywistycznym i nadmiarem dramatyzmu.
Bo oczywiście jest to romans (i to z momentami – oznaczony jako 18+) – grumpy & sunshine, enemies to lovers, dawni znajomi ze studiów spotykają się po latach podczas pracy przy wspólnym projekcie i po pewnych perturbacjach okazuje się, że zupełnie inaczej odbierają swoje relacje sprzed lat. Tymczasem podczas pracy nad ich innowacyjnym i bardzo pilnym (konkurencja depcze po piętach) wynalazkiem dzieje się coś podejrzanego…

Do tego mamy tu sporą dawkę sprzeciwu wobec niesprawiedliwego systemu oceniania kandydatów na studia doktoranckie i, co było bardzo wyraźne również w pierwszej książce Ali Hazelwood (z równie udaną główną bohaterką), problematykę kobiet walczących każdego dnia o równe i poważne traktowanie w zmaskulinizowanym świecie nauki. I na koniec jeszcze śliskie związki rozwoju nauki z polityką.
Jest więc w tej słodko-naiwnej beczce śmiechu i poważna problematyka i garść fachowej wiedzy z kompletnie dla mnie kosmicznej dziedziny. A na dodatek weganizm, karmniki dla kolibrów, nienawiść do biegania, twitterowe dramy, asystentki z piekła rodem i niewybredne, okołoodbytnicze żarty. Uśmiałam się jak fretka, czyta się wspaniale i równie dobrze się przy niej odpoczywa. Uwielbiam i polecam na odstresowanie po gorszym dniu albo do czytania na leżaku.
Ali Hazelwood, Love on the Brain. Gdy miłość uderza do głowy, Warszawa: Wydawnictwo You&YA, 2023, 416 s.
Recenzja powstała w ramach współpracy barterowej z Wydawnictwem You&YA.