Czas na czytanie: „Quidditch przez wieki – wydanie ilustrowane” J. K. Rowling, Emily Gravett

To już trzecie wydanie „Quidditcha przez wieki” w mojej kolekcji i nie da się ukryć, że z każdym kolejnym gabaryty książki rosną, a estetyka wydania i atrakcyjność wizualna się podnoszą (porównanie dwóch pierwszych wydań znajdziecie TUTAJ). I tym razem chyba nie uda się już tego przebić, bo wersja ilustrowana to kosmos.

Jeśli chodzi o tekst, nie ma go wcale więcej, niż w broszurce z 2002 roku, rozrosła się za to forma. I to konkretnie, teraz przyjemność z poznawania tajników najlepszej gry drużynowej na świecie jest nieporównywalnie większa.

Bo też ilustrowana wersja „Quidditcha przez wieki” to już nie tylko cienki podręcznik, a pełnowymiarowe kompendium wiedzy o tej dyscyplinie – pełne artykułów prasowych, listów, fragmentów z dziennika, archiwalnych zdjęć, rycin, maskotek drużyn, reprodukcji dzieł sztuki z czarodziejami na miotłach w roli głównej i w tle (już widać od kogo ściągali słynni mugolscy artyści!) i innych eksponatów prosto z muzeum Quidditcha w Londynie, a nawet rysunki piłek do gry w ich rzeczywistej wielkości. Piękne wydanie.

Książka ma tylko 114 stron, ale dzięki wydaniu na eleganckim, sztywnym papierze, bardzo licznym ilustracjom i rozkładówkom, wyszedł z tego naprawdę urozmaicony i widowiskowy album. I wciąż mam magiczną moc niesienia pomocy, bo środki ze sprzedaży również tego wydania zostaną przekazane organizacjom charytatywnym Comic Relief i Lumos.

Właśnie tak wyobrażałam sobie „Quidditcha przez wieki”, kiedy Harry z Ronem czytali go wspólnie przed kominkiem w pokoju wspólnym.

Nie ważne, czy kibicujesz Armatom z Chudley, Nietoperzom z Ballycastle czy Harpiom z Holyhead, jeśli jesteś prawdziwym fanem Quidditcha, koniecznie musisz mieć tą książkę!

J. K. Rowling, Emily Gravett, Quidditch przez wieki – wydanie ilustrowane, Poznań: Wydawnictwo Media Rodzina, 2020, 144 s.

Bajki Majki: Książeczki o mamach na Dzień Mamy i nie tylko

Dzień mamy tuż tuż, zebrałam więc kilka książek z majkowej biblioteczki, poświęconych mamom właśnie. Chociaż jakby nie patrzeć, postać mamy pojawia się w większości książeczek dla dzieci, a już na pewno w prawie wszystkich seriach – Mama Świnka, Mama Tupcia Chrupcia, mama Pucia, czy mama Babo, Lalo i Binty – czytamy więc o nich na co dzień i bardzo je doceniam (szczególnie, kiedy przekazują małym urwisom ważne życiowe mądrości, typu „Jeśli chcesz skakać po kałużach, musisz najpierw założyć kalosze”.) ale tym razem pominę je w moim wyborze.

Moją osobistą idolką jest Tosia – mama Basi – pojawiająca się chyba w każdej z części serii „Basia” Zofii Staneckiej i Marianny Oklejak. Trójka naprawdę zakręconych urwisów, mąż biorący nocne dyżury i żółw Kajetan na dokładkę, a ta święta kobieta jeszcze nigdy nie straciła cierpliwości. A przynajmniej do takiej części jeszcze nie dotarłyśmy. I takich właśnie niewyczerpanych pokładów wewnętrznego spokoju życzę Wam i sobie z okazji naszego święta.

Gdzie jeszcze poczytamy o macierzyństwie i maminej magii czynienia świata lepszym miejscem?

„Moja mama” Anthony Browne – ta niewielka, pancerna kartonówka o specyficznym stylu ilustracji jest idealną wykładnią wielozadaniowości – unikalnej umiejętności, którą zyskuje każda kobieta, kiedy upgrade’uje na mamę. Ponadto jest jednocześnie pełnym miłości, ciepła i humoru spojrzeniem dziecka na najważniejszą osobę w jego życiu. Jesteśmy kanapami, żonglerkami, malarkami i siłaczkami. Jesteśmy supermamami.

DSC_0079
Anthony Browne, Moja mama, Warszawa: Wydawnictwo Dwie Siostry, 2016, 24 s.

„Kochana mamusia” Agnieszka Frączek, Elen Lescoat – urocza, pełna fantazji historyjka pisana wierszem. Mama ma kosmiczne prawo jazdy, pachnie jak wiosenna mżawka, raz hasa w adidasach, a raz na obcasach. Ma moc odganiania złego humoru, ogarniania rachunków i przeganiania smoków. Jest niezastąpiona. Wpadająca w ucho rymowanka w połączeniu z wielkookimi, miękko malowanymi postaciami to przemiły prezent dla każdej mamy. Na końcu jest nawet miejsce na dedykację.

Agnieszka Frączek, Elen Lescoat, Kochana mamusia, Bielsko-Biała: Wydawnictwo Debit, 2010, 30 s.

~ Książeczkę przeczytałyśmy w ramach wyzwania WyPożyczone 2018 ~

 „Miłość” Astrid Desbordes, Pauline Martin – mama kocha zawsze – nie tylko kiedy Archibald jest grzeczny, czyściutki i akurat się przytulają, ale nawet wtedy, gdy czasem skrzyczy swojego małego psotnika albo pozwoli sobie o nim na chwileczkę zapomnieć. Ta mądra i niezwykle prawdziwa opowieść pięknie obrazuje stałość rodzicielskich uczuć i poczucie bezpieczeństwa, jakie potrafi dać tylko mama.

Astrid Desbordes, Pauline Martin, Miłość, Warszawa: Wydawnictwo Entliczek, 2016, 44 s.

„Moja mama” Mayana Itoïz – rewelacyjna pozycja do czytania przed snem. Mało słów i dużo treści a do tego piękne ilustracje i powtórka z nazw kolorów w gratisie. W co potrafi przemienić mamę dziecięca wyobraźnia? W lamparta, Indiankę, żabę, czy gwiazdę rocka? Wspaniały pomysł na wspólne spędzanie czasu, na pewno spróbuję wprowadzić wspólne fantazjowanie do wieczornego rytuału, gdy tylko Majka jeszcze trochę podrośnie.

Mayana Itoïz, Moja mama, Warszawa: Wydawnictwo Babaryba, 2018, 36 s.

„Uśmiech dla żabki” Przemysław Wechterowicz, Emilia Dziubak – kiedy Mała Żabka została sama poczuła się najsmutniejszą żabką na świecie i nikt nie był w stanie jej rozweselić. Jej Mama poczuła to przygnębienie aż w pracy i postanowiła przesłać córeczce… szczery i bardzo szeroki uśmiech. Najpierw poprosiła o przysługę Bobra, który do dostarczenia uśmiechu zobowiązał się z ochotą i niósł go aż do chwili, gdy napotkał bardzo obiecujący stosik drewna. Wtedy przekazał uśmiech Wydrze, która przekazała do Dzięciołowi, który… i tak dalej. Uśmiech Mamy Żabki przewędrował przez cały las by poprawić córeczce humor. I udało się! To urocza, ciepła i wzruszająca opowieść pomagająca zmierzyć się z problemem rozstania z rodzicem (bardzo polecam przyszłym przedszkolakom!) z rewelacyjnymi ilustracjami Emilii Dziubak, co jest rekomendacją samą w sobie. Nie można się przy niej nie uśmiechać.

Przemysław Wechterowicz, Emilia Dziubak, Uśmiech dla żabki, Warszawa: Wydawnictwo Ezop, 2017, 36 s.

„Jakiego koloru są buziaki?” Roco Bonilla – oto i najulubieńsza książka o kolorach mojej dwulatki. Minimoni uwielbia malować i w swojej karierze namalowała już prawie wszystko. Poza buziakiem. Ma jednak spory problem – jakiego koloru są buziaki? Próbuje wszystkich barw po kolei, jednak w każdej z nich tkwi jakiś minus. Buziaki nie mogą być czerwone, bo przecież czerwony to kolor gniewu, nie mogą być żółte, bo choć nasza bohaterka uwielbia miód, to jednak czuje duży respekt przed pszczołami. I kiedy metoda eliminacji kompletnie zawodzi, Minimoni zwraca się o pomoc do mamy, która obsypuje ją całą masą wielokolorowych całusów. Kto nie lubi buziaków? Te od mamy są najukochańsze! A ostatnia strona zostawia pole do popisu małemu czytelnikowi, który może samodzielnie pokolorować buziaki.

Roco Bonilla, Jakiego koloru są buziaki?, Warszawa: Wydawnictwo Tadam, 2017, 32 s.

~ Książeczkę przeczytałyśmy w ramach wyzwania WyPożyczone 2018 ~

 „Martynka i Dzień Mamy” Gilbert Delahaye, Wanda Chotomska, Marcel Malier – poszukiwanie prezentu dla mamy to nie jest prosta sprawa – biżuteria, choć piękna, nie jest na dziecięcą kieszeń, podobnie jak zegarek, czy parasolka. Wiadomo jednak, że najlepsze prezenty to te wykonane własnoręcznie, a z pomocą dziadka stworzyć można prawdziwe cuda. W końcu kto jeszcze potrafi farbować batiki? To jednak nie koniec trudności – przygotowany prezent trzeba jeszcze przed mamą schować, a to już na pewno nie jest łatwe! Martynka jest jak zwykle pomysłowa i przesympatyczna. Cieszy oko ilustracjami i wprowadza ciepły, rodzinny klimat.

Gilbert Delahaye, Wanda Chotomska, Marcel Malier, Martynka i Dzień Mamy, Poznań: Wydawnictwo Casterman, 2003, 20 s.

„Mama” Hélène Delforge, Quentin Gréban – na koniec koniecznie musiałam wspomnieć o książce, która nie jest dla dzieci. Za to będzie pięknym prezentem dla mamy i z takim właśnie nastawieniem kupiłam ją sobie na Dzień Mamy, a w przyszłości planuję podarować ją Majce, gdy sama zacznie mierzyć się z trudami i zachwytami posiadania dziecka. To zbiór myśli i uczuć dotyczących macierzyństwa w nienachalnej, delikatnie poetyckiej formie w towarzystwie przepięknych ilustracji. Wzruszające, momentami zabawne i bardzo prawdziwe wycinki maminej codzienności. Wszystkie mamy na świecie przechodzą przez to samo i wszystkimi targają podobne emocje, niezależnie od koloru skóry, miejsca zamieszkania, czy wyboru życiowej drogi. Wszystkie są mamami.

Hélène Delforge, Quentin Gréban, Mama, Poznań: Wydawnictwo Media Rodzina, 2018, 64 s.

 

Znacie jakieś literackie mamy, którymi warto inspirować się w codziennym życiu?

Bajki Majki: Maluszkom o miłości

Miłość jest (a przynajmniej tak było w przypadku Majki) pierwszym wyższym uczuciem, z którym spotyka się dziecko w chwili narodzin. I potem już towarzyszy mu przez całe życie. Nie ważne, czy jest to miłość rodzicielska, platoniczna, romantyczna, braterska, nieszczęśliwa czy uskrzydlająca – od tej emocji nie można uciec. Dlatego lepiej oswoić się z nią już na wstępie.

Kocham Cię Mamo! – czyli o miłości rodzicielskiej

„Nawet nie wiesz jak bardzo Cię kocham” Sam McBratney, Anita Jeram – jedna najukochańszych książek mojego dzieciństwa. Duży Brązowy Zając i Mały Zającek prześcigają się w jak najdokładniejszym opisywaniu swojej miłości. Ciepła, niesamowicie wzruszająca opowieść o emocji wymykającej się definicjom, o zrozumieniu i dziecięcym postrzeganiu świata.

Sam McBratney, Nawet nie wiesz jak bardzo Cię kocham, Warszawa: Egmont, 2004, 32 s.

„Miłość” Astrid Desbordes, Pauline Martin – mama kocha zawsze – nie tylko kiedy Archibald jest grzeczny, czyściutki i akurat się przytulają, ale nawet wtedy, gdy czasem skrzyczy swojego małego psotnika. Ta mądra i niezwykle prawdziwa opowieść pięknie obrazuje stałość rodzicielskich uczuć i poczucie bezpieczeństwa, jakie potrafi dać tylko mama.

Astrid Desbordes, Pauline Martin, Miłość, Warszawa: Wydawnictwo Entliczek, 2016, 44 s.

„Moja Mama” i „Mój Tata” Anthony Browne – no właśnie, nikt nie kocha nas tak mocno, jak nasi rodzice. A za co my ich kochamy? Wszystkie te pozornie niewielki rzeczy, które składają się na codzienność rodziców, a w dziecięcych oczach zyskują niezwykłe znaczenie zebrane zostały w tych dwóch niewielkich kartonówkach. Autror z przymrużeniem oka zgaduje kim rodzice mogliby być, gdyby nie byli właśnie rodzicami i kim są nimi będąc. Co dla dorosłego nie jest wcale takie oczywiste.

Anthony Browne, Moja mama, Warszawa: Wydawnictwo Dwie Siostry, 2016, 24 s.
Anthony Browne, Mój tata, Warszawa: Wydawnictwo Dwie Siostry, 2016, 24 s.

„Pisklak” Dorota Gellner – krótka, humorystyczna opowieść o bezwarunkowej miłości. Pełna ciepła rodzicielskich uczuć, radości z sukcesów i komfortu, jaki daje wsparcie bliskich. Jedna z tych pozycji, które bawią i równocześnie robi się od nich po prostu ciepło na serduchu.

Dorota Gellner, Jona Jung, Pisklak, Warszawa: Wydawnictwo Bajka, 2017, 24 s.

„Kicia Kocia i Nunuś. Kochamy!” Anita Głowińska – jak zazwyczaj nie jestem wielką fanką Kici Koci, tak ta pozycja jest bardzo sympatyczna. Kocia rodzeństwo spędza wspólnie czas, jest dla siebie wyrozumiałe i wspiera sie wzajemnie. Bardzo fajna książeczka o miłości, ale i o posiadaniu braciszka lub siostrzyczki.

Anita Głowińska, Kicia Kocia i Nunuś. Kochamy!, Poznań: Wydawnictwo Media Rodzina, 2017, 16 s.

~ Książeczkę przeczytałyśmy w ramach wyzwania WyPożyczone 2018 ~

Co to za dziwne uczucie? O emocjach i pierwszych porywach serca.

„W moim sercu. Księga uczuć” Jo Witek, Christine Roussey – rodzice dobrze wiedzą, że emocje maluszków potrafią zmieniać się jak w kalejdoskopie. Ta „encyklopedia serca” pomoże zrozumieć dziecku co tak właściwie dzieje się z nim dzieje kiedy odczuwa i oswoić cały kalejdoskop uczuć.

Jo Witek, Christine Roussey, W moim sercu. Księga uczuć, Warszawa: Mamania, 2016, 48 s.

Wątek miłości pojawia się również w naszej najulubieńszej książeczce o emocjach – „Myszka” Doroty Gellner prowadzi nas przez to niezwykłe uczucie od początkowego zawstydzenia, przez zakochanie, aż do powiązanej z nim tęsknoty.

Dorota Gellner, Dobrosława Rurańska, Myszka, Warszawa: Wydawnictwo Bajka, 2016, 24 s.

„Mały Szekspir. Romeo i Julia. Moje pierwsze cyfry” Alison Oliver, Jennifer Adams – najsłynniejsza historia miłosne wszechczasów w wersji dla najmłodszych czytelników. Obrazkowa historia do opowiadania przez rodzica pozwala bobasom na liźnięcie klasyki. A ponadto jest dwujęzyczna i pomaga w nauce cyferek!

Alison Oliver, Jennifer Adams, Mały Szekspir. Romeo i Julia. Moje pierwsze cyfry, Wrocław: Wydawnictwo FORMAT, 2014, 22 s.

„O wilku, który chciał się zakochać” Orianne Lallemand, Éléonore Thuillier – bycie samotnym podczas, gdy wokół kwitnie miłość nie jest ani fajnie, ani przyjemnie. Dlatego właśnie Wilk, zgodnie z zasadą społecznej słuszności, postanawia się zakochać. Ale czy znalezienie wybranki serca jest takie łatwe, nawet przy mnogości dobrych raz od niezastąpionych przyjaciół? I czy szybsze bicie serca jest kwestią wyboru? Z Wilkiem jak zwykle nie można się nudzić – tym razem nasz bohater zderzy się z miłością. Dosłownie.

Orianne Lallemand, Éléonore Thuillier, O Wilku, który chciał się zakochać, Gdańsk: Wydawnictwo Adamada, 2016, 32 s.

Miłość różne ma oblicza – o miłości do przedmiotów.

„Peppa Loves. A touch-and-feel playbook” – chyba właśnie dzieci wiedzą najlepiej, że kochać można nie tylko drugiego człowieka, ale również przedmioty. Pluszowy miś, kocyk, ulubiona łyżeczka – maluszki bardzo przywiązują się do rzeczy. „Peppa Loves…” to właśnie taki zbiór najukochańszych gadżetów ulubionej bohaterki mojej córy. Peppa uwielbia swoją przyjaciółkę Suzy i bawić się w przebieranki, ale kocha również swoje błyszczące kalosze, gumową kaczuszkę i pluszowego misia. Książeczka dedykowana jest najmłodszym odbiorcom, którym grube kartonowe strony stawią dzielny opór. Nad tekstem dominują ilustracje, którym atrakcyjności dodają elementy zapewniające różne wrażenia dotykowe.

Peppa Loves. A touch-and-feel playbook, London: Ladybird Books, 2017, 12 s.

„O dzieciach, które kochają książki” Peter Carnavas – to książka z którą osobiście mocno się identyfikuję. Moment, w którym miłość do szeleszczących kartek ukrytych między twardymi okładkami przekracza możliwości ich przechowywania nigdy nie jest łatwy. Książki muszą zniknąć, bo zwyczajnie się nie mieszczą. Okazuje się, jednak, że bez nich nic już nie będzie takie samo. Poruszająca opowieść o tym, że czasami do szczęścia nie potrzeba wiele, a wspólne czytanie zbliża jak nic innego. I nie wiem co jeszcze jest w tej pozycji, ale jest tak wzruszająca, że za każdym razem ryczę przy niej jak bóbr.

Peter Canavas, O dzieciach, które kochają książki, Gdańsk: Wydawnctwo Adamada, 2017, 32.

„Agnes kocha jednorożce” – wszyscy fani Minionków wiedzą, że wielką miłością Agnes są jednorożce. Książeczka jest streszczeniem losów naszej tej małej bohaterki i jej sióstr znanych ze wszystkich minionkowych filmów. Towarzyszymy jej w momentach najważniejszych dla małej dziewczynki, gdzie adopcja i wygranie pluszowego jednorożca są traktowane na równi. To podróż w kierunku spełniania marzeń, opowieść o przyjaźni dziecka i przytulanki oraz o poświęceniu, jakiego Agnes jest w stanie się podjąć dla swojej rodziny. To również duża dawka wiary w baśnie i legendy, wgląd do świata widzianego oczami dziecka i podróż w poszukiwaniu mitycznego stworzenia.

Gru, Dru i minionki. Agnes kocha jednorożce, Warszawa: Wydawnictwo Egmont, 2017, 29 s.

Całą recenzję możecie przeczytać na Bajkowirze.

„Różowa walizka” Susie Morgerstern, Serge Bloch – czasem w życiu zdarza się miłość od pierwszego wejrzenia. Miłość, która jest w stanie przetrwać wszystkie przeciwności, która opiera się dezaprobacie najbliższych, i społecznemu ostracyzmowi. Która pomyślnie przechodzi próbę czasu. Takie właśnie uczucie zdarzyło się Beniaminowi już we wczesnym dzieciństwie. Pokochał… różową walizkę.
Trudno o bardziej sympatyczną, pełną ciepłego humoru, bajkę o przyjaźni między dzieckiem i „pluszakiem”. To opowieść o samoakceptacji, posiadaniu własnego zdania i nieprzykładaniu wielkiej wagi do opinii innych. O odwadze bycia sobą nawet mimo przeciwności i dezaprobaty najbliższych. A także o wielkim znaczeniu wsparcia, jakie daje rodzina, o trudnej sztuce kompromisu i nieograniczonej dziecięcej wyobraźni.

Susie Morgenstern, Różowa walizka, Gdańsk: Wydawnictwo Adamada, 2017, 32 s.

Kochacie jeszcze jakieś książki?

Bajki Majki: Książeczki o urodzinach dla dwulatka i nie tylko

Wczoraj był wielki dzień – Maja z prawie dwulatki oficjalnie stała się dwulatką. Już od kilku tygodni wprowadzamy się w urodzinowo-imprezkowy klimat, który chyba zagości u nas na trochę dłużej, bo książeczki o urodzinach bardzo przypadły Bobasie do gustu. Oto nasze wybory:

„Mała biała rybka ma urodziny” Guido van Genechten – uwielbiamy książki Genechtena i bała biała rybka nie jest wyjątkiem. Tym razem nasza bohaterka ma drugie urodzinki i zaprasza gości – małych i dużych, grubych i chudych, długich i krótkich… tak, to książeczka o przeciwieństwach! A ponadto, jak wszystkie pozycje z tej serii sprawdzi się idealnie przy nauce kolorów. A wyjątkowymi, malarsko- wycinankowymi ilustracjami na jednolitym czarnym tle trudno się nie zachwycić.

 

Guido van Genechten, Mała biała rybka ma urodziny, Warszawa, Wydawnictwo Mamania, 2016, 24 s.

„Urodziny Miffy” Dick Bruna – przyznam, że sama nigdy nie sięgnęłabym po przygody Miffy, gdyby nie rekomendacja naszej Pani Bibliotekarki. Bardzo opisowy wierszyk płynnie prowadzi czytelnika przez dzień urodzin głównej bohaterki, dzięki czemu wszystko ładnie porządkuje – to taki trochę schemat idealnych urodzin dla początkujących. Przyznam jednak, że dość mocno drażniło mnie liberalne podejście do interpunkcji i wypieranie istnienia dużych liter. Schematyczne, maksymalnie uproszczone ilustracje utrzymane są w czystych barwach, dzięki czemu z powiedzeniem mogą pełnić rolę książeczki kontrastowej. Szkoda, że strony są papierowe, bo Miffy chyba lepiej sprawdziłaby się jako kartonówka dla maluszków. Osobiście wolę raczej bardziej puchate króliczki (ponadto te „zasznurowane” usta jakoś mnie niepokoją), Maja chętnie słucha, ale jak na razie nie zapowiada się na jakąś wielką miłość.

 

Dick Bruna, Urodziny Miffy, Wrocław: Wydawnictwo FORMAT, 2008, 32 s.

~ Książeczkę przeczytałyśmy w ramach wyzwania WyPożyczone 2018 ~

„Drugie urodziny Prosiaczka” Aleksandra Woldańska-Płocińska – Prosiaczek ma drugie urodziny i jego przyjaciele prześcigają się w pomysłach na ich wspólne celebrowanie. Ale solenizant za każdym razem znajduje jakieś „ale”… Niewielka, urocza kartonówka wypełniona niebanalnymi ilustracjami i wyjątkowo artystycznie potraktowanym tekstem. Przybliży maluchom nazwy zwierząt i ich (prawdziwe, lub stereotypowe) zamiłowania do spędzania czasu. I przede wszystkim przekaże niezwykle ważne przesłanie: nieważne co robimy, najważniejsze, że jesteśmy razem!

 

Aleksandra Woldańska-Płocińska, Drugie urodziny Prosiaczka, Kraków: Wydawnictwo Czerwony Konik, 2012, 32 s.

~ Książeczkę przeczytałyśmy w ramach wyzwania WyPożyczone 2018 ~

„O Wilku, który obchodził urodziny” Orianne Lallemand, Éléonore Thuillier – Wilk nie może doczekać się swoich urodzin i zaplanował już wspaniałe przyjęcie. Jest tylko jeden problem – żadne z jego przyjaciół nie chce na nie przyjść prześcigając się w wymyślaniu wymówek. Dlatego gdy rozżalony ich odpowiedzą Wilk spotyka dżina z magicznej lampy, jego życzenie jest proste: chce być jak najdalej od swoich wszystkich znajomych! Ale czy można się cieszyć przygodą w pięknym miejscu bez towarzystwa najbliższych?

 

Orianne Lallemand, Éléonore Thuillier, O Wilku, który obchodził urodziny, Gdańsk: Wydawnictwo Adamada, 2016, 32 s.

 „Tupcio Chrupcio. Urodzinowy prezent” Eliza Piotrowska – dopiero zaczynamy przygodę z tym bohaterem, ale od samego początku Bobasa jest bardzo zainteresowana jego przygodami. Jest to książeczka skierowana już raczej do przedszkolaków – strony są papierowe, a wciąż dominującym ilustracjom towarzyszą już całkiem długie partie tekstu, a historię uzupełniają tematy do rozmowy. Maja jednak cierpliwie słucha i choć jeszcze nie wdaje się w dyskusję, z zaangażowaniem opisuje obrazki.
Tupcio Chrupcio z niecierpliwością oczekuje urodzin. Marzy o pewnym wyjątkowym rowerze i usilnie próbuje namówić rodziców na zdradzenie mu jaką to prezentową niespodziankę dla niego szykują. Mama jednak milczy jak zaklęta, a pewnego dnia wymarzony rower zostaje przez kogoś kupiony i znika ze sklepowej wystawy.
To przede wszystkim opowieść o marzeniach i uroku niespodzianek, przez co urodziny skupiają się wokół koncepcji prezentu. Zabrakło mi trochę położenia nacisku na wyjątkowości dnia urodzin jako czasu spędzonego wspólnie z rodziną i przyjaciółmi, ale nie oszukujmy się, dla przedszkolaka prezenty są dość wysoko na liście priorytetów.

 

Eliza Piotrowska, Marco Campanella, Tupcio Chrupcio. Urodzinowy prezent, Warszawa: Wydawnictwo Wilga, 2016, 24 s.

„Martynka ma urodziny” – to jedno z opowiadań ze zbioru „Martynka. Moje pierwsze historyjki”, która ostatnimi dniami bardzo zyskała na popularności podczas naszych czytanek. Ta króciutka, kilkuzdaniowa opowieść, podobnie jak Tupcio Chrupcio, opiera się głównie na problematyce prezentu. Podczas spaceru Martynka z mamą trafiają do sklepu z zabawkami, gdzie dziewczynka widzi najpiękniejszą lalkę na świecie. A zbliżające się urodziny są idealnym pretekstem do spełnienia tego marzenia.

Martynka ma urodziny [w:] Gilbert Delahaye, Marcel Marlier, Martynka. Moje pierwsze historyjki, Poznań: Wydawnictwo Publicat S. A., 2014.

Motyw urodzin pojawia się również w bardzo lubianej przez Majkę kartonówce „Matyldo, co robią kury?” Alexandra Steffensmeiera, gdzie wśród ulubionych zabaw kur najulubieńszą są właśnie gry i konkursy na przyjęciach urodzinowych. Nie trzeba chyba wspominać, że są niepokonane w noszeniu jajek na łyżeczkach, szukaniu ukrytego garnka i grze w „Gorące krzesła”? Uwielbiają również tańce!

 

Alexander Steffensmeier, Matyldo, co robią kury?, Poznań: Wydawnictwo Media Rodzina, 2017, 16 s.

Możecie polecić coś jeszcze w urodzinowym klimacie? Wiem, że jest jeszcze „Basia i urodziny w muzeum”, ale akurat ktoś nam ją wypożyczył.

Bajki Majki: „Kicia Kocia i Nunuś. Na nocniku” Anita Głowińska

Temat trochę smrodliwy, ale u nas ostatnio bardzo na czasie. To druga część przygód kociego rodzeństwa, tym razem wspólnie zmagają się z jednym z największych wyzwań małego człowieczka – z odpieluchowaniem.

Przyznaję, że podczas lektury trochę denerwowały mnie powtórzenia i króciutkie zdania. Nauka nocnikowania odbywa się zwykle między pierwszym, a drugim rokiem życia (podobno 20 miesiąc życia dziecka, to wręcz idealny czas na tą przygodę), wydaje mi się, że bobas w tym wieku jest już w stanie poradzić sobie z kilkoma podstawowymi synonimami i łącznikami zdań. Zamiast:

„Mokre spodenki przeszkadzają Nunusiowi. Nunuś zdejmuje spodenki. Kicia Kocia mu pomaga.”

zrobiłabym:

„Mokre spodenki przeszkadzają Nunusiowi. Zdejmuje więc spodenki, w czym pomaga mu starsza siostra.”

Może to trochę semantyka, ale wydaje mi się, że w ten sposób książeczka byłaby nieco bardziej rozwijająca.

Powtórzenia za to świetnie sprawdzają się, kiedy Kicia Kocia stara się wytłumaczyć braciszkowi do czego tak właściwie służy nocnik, to akurat bardzo życiowe. Nie ukrywajmy, żeby czasami nakłonić malucha do grzecznego posadzenia pupki na nocniczku wymaga przynajmniej stu powtórzeń. A on i tak posiusia się w spodenki, bo jest zbyt zajęty na takie zabawy ;)

Bardzo podoba mi się całkowite pominięcie tematu pieluszki. Po prostu jej nie ma i tyle, Dzieć nie ma za czym tęsknić i do czego wracać. Super jest też podpowiedź dotycząca czytania książeczek na kabelku, które umilą czas oczekiwania na upragnione siuśki. My ostatnio czytamy na nocniku nałogowo i jak Maj czuje potrzebę, to niesie w jednej ręce nocnik, a w drugiej książkę. Nagradzanie „misji zakończonej powodzeniem” gromkimi brawami i pochwałami też jest bardzo na plus. No i mina Nunusia podczas załatwiania potrzeby fizjologicznej jest po prostu bezbłędna :D

Książeczka jest prosta, całkiem sympatyczna i w wygodnym formacie – idealna do zgłębiania właśnie na nocniku, co też namiętnie praktykujemy i polecamy wszystkim fanom Kici Koci.

PS. Prawda, że gustowna podstawka na książkę? ;D

Anita Głowińska, Kicia Kocia i Nunuś. Na nocniku, Poznań: Media Rodzina, 2016, 14 s.

Czas na czytanie: „Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć. Oryginalny scenariusz” J. K. Rowling

BookAThon powoli zbliża się ku końcowi. Jako, że „Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć” występowały w moim zestawieniu w dwóch kategoriach – jako książka o zwierzętach i jako książka zekranizowana w 2016 roku i udało mi się je przeczytać już pierwszego dnia maratonu, mam dziś wolne! W ramach uciszenia wyrzutów sumienia przybywam z tą rozentuzjazmowaną recenzją. Zapraszam do lektury, a sama gnam na spotkanie A może nad może z książką zaznać trochę ludzkiego towarzystwa równie zakręconych książkoholików.

Jak już wcześniej pisałam, naprawdę nie planowałam kupowania tej książki. Byłam na filmie (to przecież pozycja obowiązkowa każdego potteromaniaka), i wyszłam z kina urzeczona jego magią, mimo że nie przepadam za odtwórcą głównej roli, który swego czasu grał w co drugim kinowym hicie i po prostu „mi się przejadł”. Ale posiadanie scenariusza filmu, który już widziałam uważałam za przesadę.

 

Moje silne postanowienie zniknęło momentalnie kiedy tylko zobaczyłam tą cudowną okładkę. Ciemnogranatowa ze złotymi zdobieniami (to chyba nawet było kolorystyczne połączenie 2016 roku o ile dobrze pamiętam), wzorowanymi na art decowskiej filigranowej biżuterii, tworzącymi pełną zawijasów groteskę z wplecionymi w nie sylwetkami zwierzęcych bohaterów historii. No a, że mam duszę niuchacza, połyskujące tłoczenia na oprawienie nie pozwoliły mi grzecznie odłożyć książki na półkę i zanim się obejrzałam wyszłam z księgarni z lżejszym portfelem i cięższą torebką.

 

 

W ten oto sposób „Fantastyczne zwierzęta…” trafiły na mój regał wstydu, gdzie prezentowały się bardzo pięknie czekając cierpliwie na odpowiedni moment.

Strasznie się cieszę, że ten moment w końcu nadszedł, bo mimo mojego sceptycznego nastawienia (w końcu po filmie będąc bardzo dobrze wiedziałam co się będzie działo) bawiłam się świetnie. Fantastyczny humor, sympatyczni bohaterowie, komiczne sytuacje i zwierzęta, które najchętniej adoptowałabym w pakiecie. W dodatku, jak to dramat, czyta sie szybko, łatwo i przyjemnie. Naprawdę uwielbiam Rowling, każdy zakątek wykreowanego przez nią świata i magię, z której nigdy nie wyrosnę. Jak dla mnie może powstawać coraz więcej i więcej opowieści ze świata Harrego Pottera – książki, filmy, spektakle teatralne i scenariusze – biorę to wszystko w ciemno i z pocałowaniem ręki. Przeczytałam pół internetu fanfików i chyba już do późnej starości będę uzależniona od Harrego, taki już ze mnie zafiksowany mugol. Niech no tylko Maj jeszcze trochę podrośnie i zabieramy się za ilustrowane wydanie przygód Chłopca, Który Przeżył! Już ja się postaram, żeby moje dziecię miało równie magiczne dzieciństwo, co ja!

A wracając do „Fantastycznych zwierząt” w fantastycznej okładce – wnętrze jest równie fantastyczne. I nie tylko sama urzekająca historia, ale oprawa graficzna to majstarsztyk. Każda ze scen zakończona jest zakręconym ornamentem z odciskiem łapki (w dodatku owych odcisków jest pięć różnych, przez co czytelnik odnosi wrażenie, że każdy jest inny), a sceny rozgrywające się w różnych lokalizacjach rozpoczynają się od fantazyjnych wizerunków zwierząt zbudowanych z kropek i zawijasów.

Piękna okładka, świetna historia, cudowne opracowanie graficzne. No normalnie Gesamtkunstwerk. Uwielbiam.

J. K. Rowling, Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć. Oryginalny scenariusz, Poznań: Wydawnictwo Media Rodzina, 2016, 312 s.