Czas na czytanie: „Korona ze złoconych kości” Jennifer L. Armentrout

TOM 1 „Krew i popiół”

TOM 2 „Królestwo ciała i ognia”

Trzeci tom serii „Z krwi i popiołu” czytało mi się dość specyficznie. Już od samego początku bardzo dużo się dzieje i wydarzenia pędzą na łeb na szyję, przez co odnosi się wrażenie, że bohaterowie właściwie biegają w kółko z miejsca na miejsce, od dramatu od dramatu. W pewnym momencie wydawało mi się wręcz, że to już ostatni tom i autorka za wszelką cenę chce upchnąć na swoich 600 stronach jak najwięcej wydarzeń. Na szczęście mniej więcej w 2/3 akcja nieco się uspokaja, pozwala się rozejrzeć i złapać oddech, by następnie przyspieszyć do całkiem satysfakcjonującego zakończenia tomu.

W przeciwieństwie do poprzednich części, tym razem rozwlekłe sceny erotyczne zaczęły mnie nużyć do tego stopnia, że przerzucałam strony w poszukiwaniu fabuły. I jak sprośność bohaterów i lekkość obyczajów w Atlantii zupełnie mi nie przeszkadza, tak samych seksów na stołach i pod prysznicami zrobił się po prostu przesyt. Szczególnie, że ja nie do końca potrafię traktować poważnie ten typ literatury. Nic na to nie poradzę, że kiedy widzę „nieustępliwie jędrne i bezlitośnie czułe wargi” to zawsze trochę umieram wewnętrznie z beki. Może jestem niedojrzała, nie wiem.

Z jednej strony było dla mnie nieco za dużo akcji w stylu „zabili go i uciekł” i genealogicznego galimatiasu między ludźmi, bogami i bóstwami. Z drugiej jednak zostało utrzymane poczucie humoru, dystans, jaki mają do siebie bohaterowie i niewymuszona przyjaźń. Relacje między bohaterami – rodzinne, romantyczne, czy właśnie między przyjaciółmi są dużą siłą tej historii, podobnie jak same ich charaktery i charakterki. Poppy przechodzi drogę od walecznej ale wciąż zahukanej drobnej buntowniczki do prawdziwej pewności siebie i wiary we własne możliwości i ten aspekt również został bardzo fajnie przedstawiony. Tak samo, jak zderzenie idealizmu młodych i pełnych marzeń władców z brutalną rzeczywistością polityki, zemsty, zdradzonych kobiet i wieloletnich konfliktów.

„Czasem wojnie nie można zapobiec”.

Niemniej jednak jest to dla mnie jak na razie najsłabsza część, trochę przejściowa, jednocześnie naszpikowana wydarzeniami i za bardzo poprzeciągana – taka, która daje już bardzo dużo odpowiedzi, ale jednocześnie nie jest jeszcze finiszem historii.

Nie da się jednak ukryć, że mimo wszystkich powyższych żalów końcówka narobiła mi wielkiej ochoty na ostatni tom! Szczególnie, że pojawiają się stworzenia, które baaardzo lubię i dla których potrafię wybaczyć niemalże wszystko. Tak jak i dla Kierana.

Jennifer L. Armentrout, Korona ze złoconych kości, Warszawa: Wydawnictwo You&YA, 2022, 608 s.

Recenzja powstała w ramach współpracy barterowej z Wydawnictwem You&YA.

Czas na czytanie: PATRONAT: „Mandragora. Tom 2” Inga

Po szoku i dyskomforcie, jaki sprawił mi pierwszy tom Mandragory, powrót do tego świata był zdecydowanie łatwiejszy, niż mogłam się spodziewać. A znając już trochę reguły i układy rządzące tą rzeczywistością czytało mi się znacznie płynniej i przyjemniej, niż w przypadku pierwszej części. W drugim tomie, bardzo przewrotnie – zahipnotyzowały mnie zupełnie inne aspekty tej powieści. Pierwszy tom przytłoczył mnie przede wszystkim klimatem klasycznej powieści grozy – pełnej niepokoju, flaków, frankentainowskich potworów i poczuciem beznadziei, a uwiódł charyzmatyczną postacią głównego bohatera. W drugim było zupełnie na odwrót.

Tym razem dużo więcej uwagi poświęcono rozkładowi sił w podziemnym świecie i mętnemu od podejrzanych powiązań międzynarodowemu wywiadowi wraz z jego specjalnymi komórkami zajmującymi się zjawiskami nadprzyrodzonymi. W związku z tym mniej więcej połowa książki to przede wszystkim powieść szpiegowska. Jakkolwiek upiorna.

To też szansa na lepsze poznanie bohaterów – dowiemy się kim tak naprawdę jest Hunter, co się stało z jego rodziną, za czyją sprawą i w jakim celu został przysłany do Warszawy i dlaczego przyjdzie mu odegrać chyba najważniejszą z ról, nie tylko w intrygach Jessiego, ale i w o wiele szerszej sprawie.

Również sam Jessie dowie się co nieco o sobie, o uczuciach, które – jak się okaże – jednej jeszcze posiada i o przewrotności losu. Razem z nim odkryjemy prawdziwy powód zaciekłej i personalnej nienawiści Hertwiga oraz jego plany na przyszłość sabatu, z którymi nasz bohater nie do końca będzie się zgadzać. I tutaj przyznam, że Jessie mocno mnie rozczarował – miałam go za genialnego stratega, mistrza podstępnych planów i tkacza intryg, który każdego jest w stanie doprowadzić do zguby. A tu wystarczy kropelka emocji i osobiste podejście do sprawy, żeby nasza femme fatale nie potrafiła choć przez moment trzymać się własnego planu by miotać się jak mucha w kisielu i pogrążyć się w beznadziei. Ta postać strasznie straciła w moich oczach okazując się „mocna tylko w gębie”. Gorąco liczę, że w trzecim tomie to jednak nadrobi!

Miłość, wolność, zemsta, uzależnienie, pęd ku potędze i władzy. Gnijące bunkry wypełnione mutantami i wiejska sielanka w chatce w środku lasu, mroczne rytuały w podziemnym pałacu i przemoc domowa w posiadłości mafiozów. Zdecydowanie nie ma nudy. A wszystko to w wyjątkowym połączeniu ponurej wizji nowoczesnego świata i pełnej romantycznej niesamowitości, makabrycznej baśni o wampirach w jednej z ich najbardziej bezwzględnej wersji. I to chyba właśnie ta dystopijna wizja przyszłości pociąga mnie w tej historii najmocniej.

Inga, Mandragora. Tom 2, 2022, 477 s.
(premiera: 15.08.2022)

Recenzja powstała dzięki uprzejmości autorki.
Książkę możecie kupić na Bucketbook.

Z kodem rabatowym MINGA w dniach 1-21.08 macie -10% na wszystkie pozycje Ingi dostępne na Bucketbook!

Bardzo polecam między innymi:

Czas na czytanie: „Królestwo ciała i ognia” Jennifer L. Armentrout

Drugi tom dość kontrowersyjnego cyklu „Krew i popiół” to powieść o podróży i docieraniu się.

Cały świat Poppy, wraz z rolą, którą miała w nim odegrać, okazał się kłamstwem i została nagle zupełnie sama w rzeczywistości pełnej wrogów.

W tej części, poza kolejnymi informacjami o świecie przedstawionym, zamieszkujących go stworzeniach, bogach, panujących zwyczajach i historią konfliktu między Solis i Atlantią, które zostają czytelnikowi zgrabnie zaserwowane głównie za pomocą niezliczonych pytań, jakimi Poppy zasypuje Kierana (sam Kieran jest w ogóle naj postacią drugiego tomu!) jest mnóstwo o emocjach i relacjach. I to nie tylko o tych raczej skomplikowanych pomiędzy głównymi bohaterami. Bo jak Cas i Poppy mogą ze sobą walczyć i się godzić, tracić do siebie zaufanie i na nowo się do siebie przekonywać, tak do przekonania zostanie jeszcze cały lud Atlantii. Który miał wobec byłej Panny jasno sprecyzowane i raczej krwiożercze plany.

Podróż, w którą wybierają się bohaterowie to dla Penellaphe czas na rozwój – rozwój zarówno jej unikalnych umiejętności, jak i rozwój emocjonalny, bo nie tylko musi dojść do ładu z demonami przeszłości, ale i odkryć jaką drogą podążać i kim chce tak właściwie być po odrzuceniu welonu.

Wciąż jest to zdecydowanie romans, a wręcz powieść erotyczna, bo nie brak tu pikantnych momentów i ostrzejszych fantazji – między innymi o upuszczaniu krwi (w końcu to wampiryczne klimaty!), publiczności czy trójkątach. No i oczywiście syndrom sztokholmski ma się dobrze, w końcu to lovers to enemy to lovers z małym porwaniem w tak zwanym międzyczasie. Ale jak dla mnie wciąż wszystko jest dobrze wyważone i ma akceptowalne proporcje – seksów jest dużo, ale nie do znudzenia i jednocześnie nie cierpi na tym fabuła. No i nie odnosi się wrażenia, że cała historia jest jedynie pretekstem do napisania łóżkowych scen.

Na tylnej okładce umieszczono też ostrzeżenie „Książka dla dorosłych” – bardzo tłustym drukiem – co powinno zapobiec nieprzyjemnym zaskoczeniom, jakie miały miejsce w przypadku pierwszego tomu.

Po raz kolejny jestem zaskoczona tym, jak szybko i przyjemnie się to czytało. Autorka jak najbardziej utrzymała moje zainteresowanie i nie chociaż nie jest to lektura z kategorii Książki-Które-Zmieniły-Moje-Życie, to nie mogę się doczekać kolejnych tomów. Bardzo przyjemny relaks i jak dla mnie całkiem trafione połączenie – fajnie napisana fantastyka, krwiopijcy i seksy w gorących źródłach – na hamak czy plażę jak znalazł.

Jennifer L. Armentrout, Królestwo ciała i ognia, Warszawa: Wydawnictwo You&YA, 2022, 608 s.

Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem You&YA.

Czas na czytanie: „Nie poddawaj się” Rainbow Rowell

Simon i Baz – bohaterowie fanfika, w pisaniu którego Cath, główna bohaterka „Fangirl”, znajduje ucieczkę od rzeczywistości doczekali się własnej powieści. I to pod tym samym tytułem, co dzieło Magicath (co niestety w polskim tłumaczeniu nie jest wcale takie oczywiste, gdyż tłumaczka Fangirl przełożyła tytułową frazę „carry on” jako „rób swoje”, natomiast tłumaczka drugiej książki Rainbow Rowell wybrała „nie poddawaj się”), mamy więc szansę osobiście przeczytać jej osławionego fanfika od deski do deski. I dowiedzieć się przy okazji, czy Cath jednak uśmierci Basiliona, jak się odgrażała, czy da chłopakom szczęśliwe zakończenie.

Jak autorka sama wspomina w posłowiu, jako fanka magicznych opowieści o superbohaterach i superłotrach, chciała sama zmierzyć się z tym tematem. I w istocie Simon jest wypadkową wszelakich Wybrańców Mocy – od Harry’ego Pottera, po Anakina Skywalkera. Już w Fangirl czytanie o przygodach toczących się w szkole magii Watford wzbudzało we mnie ambiwalentne odczucia. Wszystko wydawało mi się tak znajome, że momentami brałam świat Simona za parodię – wraz z jego mentorem, podstępnym i okrutnym antagonistą, zadufanym w sobie szkolnym nemezis z bogatego rodu, błyskotliwą przyjaciółką i oczekiwaniami składanymi na jego barki. Im bardziej jednak wsiąkałam w lekturę, tym więcej widziałam różnic i magiczne uniwersum Rowell zyskiwało w moich oczach.

Prawdę mówiąc po „Fangirl”, która bardzo mi się podobała, miałam bardzo wysokie oczekiwania względem kolejnej książki autorki. Oczekiwania, którym „Nie poddawaj się” niestety nie sprostało, bo chociaż ma swoje plusy, to jednak brakuje jej wyjątkowości – chociaż magiczna, to jednak całkiem zwyczajna.

Absolutnie uwielbiam tamtejsze podejście do magii i kształtowanie jej za pomocą słów – im bardziej znanych i oklepanych, tym lepiej. Rewelacyjna (i jednocześnie przerażająca) jest również postać superłotra tkającego intrygę latami i jego zaskakująco nieskomplikowane motywy.

Poza tym jest poprawnie – znajdziemy tu wszystko, czego można oczekiwać po magicznej młodzieżówce – poszukiwanie swojego miejsca, walka dobra ze złem, spór elitaryzmu z egalitaryzmem, walkę o magię i wpływy, stare szlacheckie rody i tajemnicze wampiry, siłę prawdziwej przyjaźni, pogoń za marzeniami, pierwsze zauroczenia, ciężar życia w świetle reflektorów, walkę z przeznaczeniem, stawianie czoła swojej mrocznej stronie i próbę sprostania oczekiwaniom dorosłych. Trochę infantylna, ale w stopniu, który jestem w stanie tolerować.

Jest magicznie, jest tendencyjnie, bywa smutno i bywa słodko. Jak i w każdej pełnoprawnej czarodziejskiej przygodzie.

Rainbow Rowell, Nie poddawaj się. Wzlot i upadek Simona Snowa, Warszawa: Wydawnictwo HarperCollins, 2016, 512 s.
~ Książkę przeczytałam w ramach wyzwania WyPożyczone 2022 ~

Czas na czytanie: „Cienie Nocnego Targu” Cassandra Clare, Sarah Rees Brennan, Maureen Johnson, Kelly Link, Robin Wasserman

„Cienie Nocnego Targu” to kolejny, trzeci już zbiór opowiadań ze świata Nocnych Łowców, tym razem narratorem jest Jem Carstairs. Podobnie jak w przypadku książki pisanej z perspektywy Magnusa, i tym razem rozpiętość czasowa poszczególnych przygód jest całkiem spora – od początku XX wieku, aż po rok 2013. Ostatnie z opowiadań mają miejsce już po wydarzeniach z „Królowej Mroku i Powietrza”, dlatego żeby uniknąć spoilerów najlepiej sięgnąć po nią dopiero po skończeniu z „Mrocznymi Intrygami”.

Bardzo się cieszę, że utrzymano pomysł, który tak podobał mi się w „Opowieściach z Akademii Nocnych Łowców”, czyli poświęcanie historii różnym bohaterom (i tak samo, jak w poprzednim zbiorze, i tu każde z opowiadań rozpoczyna się ilustracją). Znajdzie się więc kilka opowieści z czasów dzieci Willa i Tessy oraz historia samej Tessy, która po śmierci męża była, wraz z Catariną, sanitariuszką podczas II wojny światowej, ale pojawią się również opowiadania poświęcone Alecowi i Magnusowi (wśród nich oczywiście moje ulubione – tym razem dowiemy się jak doszło do adopcji Rafe’a), Tiberiusowi i Kitowi, a nawet Ashowi i jego mrocznemu opiekunowi – Jace’owi z Thule. Natomiast kilka z nich to wyłącznie przygody brata Zachariasza wprowadzające nowych bohaterów, którzy dotychczas byli białymi plamami w historii Herondale’ów. Bo i łącznikiem wszystkich tych historii jest samozwańcza misja Jema dążącego przez dekady do odnalezienia zaginionej linii tej rodziny w hołdzie swojemu zmarłemu parabatai. A poszukiwania toczone były głównie na Nocnych Targach na całym świecie.

Przyjdzie nam wreszcie poznać całą zapętloną historię Herondale’ów od Wiliama aż do Kita, a przy okazji rozwiąże się kilka pobocznych wątków. Chociaż Jem nie jest tak wdzięcznym narratorem jak Simon, wciąż czyta się lekko i przyjemnie, a opowieści okraszone są sporą dawką poczucia humoru, które tak bardzo skradło mi serce.

Moim zdaniem to pozycja obowiązkowa podczas zgłębiania Kronik Nocnych Łowców, chociaż spokojnie można zostawić ją sobie nawet na sam koniec. Przynajmniej tych dotychczas wydanych części tej rozbudowanej sagi.

Cassandra Clare, Sarah Rees Brennan, Maureen Johnson, Kelly Link, Robin Wasserman, Cienie Nocnego Targu, Warszawa: Wydawnictwo MAG, 2019, 636 s.

~ Książkę przeczytałam w ramach wyzwania WyPożyczone 2022 ~

Czas na czytanie: „Krew i popiół” Jennifer L. Armentrout

Jako, że musiałam wstrzymać się troszkę z tą lekturą i odłożyć ją na jakiś czas na kupkę wstydu (czyt. stos wstydu „do przeczytania już zaraz” na szafce nocnej, pod którego gruzami pewnego dnia czeka mnie tragiczny zgon) zdążyłam w tak zwanym międzyczasie trafić na kilka(naście) opinii o „Krwi i popiele”. I powiem Wam, że dawno nie spotkałam się z tak skrajnymi recenzjami na temat nowej książki – od absolutnych zachwytów aż po olbrzymie rozczarowanie. Ale w końcu przeczytałam sama i chyba już wiem o co chodzi.

„Krew i popiół” to romans. Oczywiście również fantastyka ale z bardzo dużym, jeśli nie dominującym wątkiem romantycznym, ze szczegółowo opisanymi scenami erotycznymi włącznie. I z taką świadomością trzeba podchodzić do lektury.

Warto jednak zwrócić uwagę na ta pozycję nie tylko ze względu na treści charakterystyczne dla nurtu Young Adult, jak pierwsze porywy serca, chęć doświadczania, droga ku osobistej emancypacji, zmaganie się z losem i narzuconym przeznaczeniem czy szukanie swojego miejsca w społeczeństwie. Wszystko to dzieje się bowiem w otoczeniu dworskich intryg, fanatycznej religijności, nadnaturalnej arystokracji i codziennych walk z krwiożerczymi potworami. Znajdziemy tu znany i lubiany (przynajmniej przeze mnie) motyw stworów żywiących się krwią swoich ofiar opowiedziany w zupełnie nowy sposób.

Nie da się ukryć, że sporo elementów fabuły jest mocno przewidywalnych – nie trudno się domyślić kto zginie, kto jest mordercą, a kto czarnym charakterem. Znalazło się jednak i miejsce na parę zaskoczeń, szczególnie jeśli chodzi o kreację świata przedstawionego. Wyszło więc całkiem satysfakcjonująco – dobry bilans między „ha, wiedziałam!”, a niespodziewanym.

Czytało się łatwo i przyjemnie – szybko i bez problemu zaczęłam się orientować w realiach nowego świata. Nietrudno było zapamiętać kto jest kim i dlaczego, bo i bohaterowie zostali sprawnie wykreowani na postaci „z krwi i kości” i historia, religia oraz polityka świata, a także sytuacja głównej bohaterki Poppy zostały sprawnie i „mimochodem” wyłożone czytelnikowi przy czym uniknięto nudniejszych, ciągnących się przestojów w akcji.

Podsumowując – wciągająca mieszanka YA i fantastyki, ze sporą dawką girl power, słabością do przystojniaków i wszechobecnych potworów. A jak to z potworami zwykle bywa, trudno ocenić które są złe, a które dobre.

Chętnie sięgnę po drugi tom, oby pojawił się jak najszybciej.

Jennifer L. Armentrout, Krew i popiół, Warszawa: Wydawnictwo You&YA, 2022, 512 s.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa You&YA.

Czas na czytanie: „Bezdroża mroku” Agata Suchocka

Podobnie jak w przypadku „Pieśni słowika”, fabuła czwartej części cyklu „Podaruj mi wieczność” również toczy się dwutorowo, a historię poznajemy naprzemiennie z punktu widzenia dwóch różnych bohaterów. W ten sposób dowiemy się więcej o chyba najbardziej tajemniczej postaci serii – stwórcy Armagnaca – Lordzie Edgarze Huntingtonie (a przy okazji również o jego przyjaciółkach – Estelli i Salomei, a także o stworzonych przez niego krwiożerczych bliźniakach) oraz o pozostającym z nim w konflikcie, przepełnionym żalem po utracie ukochanego Lotharze Mintze. Obaj odsłaniają się przed czytelnikami całkowicie dzieląc się opowieściami jeszcze ze swoich ludzkich żyć, przez przejście na stronę mroku, nieśmiertelne romanse i przygody aż po nieuniknioną konfrontację, bez której Lotharowi nie będzie dane zaznać spokoju.

Po raz kolejny narratorami książki byli dwaj bohaterowie, do których mam zupełnie odmienny stosunek, dlatego też jak najszybciej czytałam części Huntingtona by móc już przejść do rozdziałów poświęconych Lotharowi, nie mogę więc powiedzieć, żeby książkę czytało mi się płynnie, za to na pewno zaskakująco wręcz szybko. Szczególnie, że w pewnym momencie losy obu postaci splotły się na wieczność.

Zdecydowanie lepiej odebrałam tą część, niż poprzednią, choć oczywiście nie obyło się bez mordów i seksu, stanowiących jakby nie patrzeć trzon tego gatunku. Mimo całego spaczenia i wszystkich traum charakteryzujących relacje między bohaterami, te mimo wszystko wydały mi się jakoś zdrowsze. Chyba.

Pozytywnie zaskoczyła mnie postać wnuka Armagnaca i nowego partnera Lothara – Thomasa Greenbourgha – który nakłania ukochanego do podzielenia się z nim wspomnieniami, nawet tymi najtrudniejszymi. Sama powieść skończyła się dla mnie nieco zbyt szybko, akcja urywa się (oczywiście!) w najciekawszym momencie i czuję pod tym względem spory niedosyt, bo jednak liczyłam na epicką konfrontację, final battle niemalże. Mam nadzieję, że kolejna część rozwinie ten wątek (wróćmy do tego miejsca, proszę!) i że Thomas zyska w niej nieco większą rolę.

Warto wspomnieć, że również ten tom został hojnie urozmaicony ilustracjami – zarówno spod ręki autorki, jak i autorstwa zaprzyjaźnionych z nią rysowników.

Anna Suchocka, Bezdroża mroku, Chorzów: Wydawnictwo Videograf, 2021, 352 s.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Videograf.

Czas na czytanie: „Pieśń słowika” Agata Suchocka

Odczuwam potrzebę umieszczenia ostrzeżenia, że recenzowana książka jest skierowana do dorosłego czytelnika, zawiera graficzne sceny seksu, przemocy oraz tematykę, która może być odbierana jako kontrowersyjna.

„Pieśń słowika” to trzecia część wampirycznej serii Agaty Suchockiej i jednocześnie zupełnie osobna historia, dzięki czemu łatwo było czytać ją nawet po kilkuletniej przerwie od lektury poprzedniego tomu – szczegóły z dwóch pierwszych części nie są nam tu zupełnie potrzebne.

Tym razem opowieść dotyczy bohaterów, którzy w „Woła mnie ciemność” i „Twarzą w twarz” pełnili rolę poboczną – Arapaggia i Aleksandra oraz Józefiny której nie lubię, nie polubię i przez którą miałam momenty, w których myślałam, że nie doczytam tej książki. To chyba jednak z założenia nie jest postać, która ma się lubić.

Historia toczy się dwutorowo. Akcja fabuły „współczesnej”, zatytułowana „Królowa nocy”, dzieje się we Wiedniu pod koniec drugiej wojny światowej (Lothar i Armagnac szukają wówczas swojego mentora i  ten wątek pojawia się fragmentarycznie również w tej powieści) i przeplata się ze wspomnieniami początków znajomości Arapaggia i Aleksandra z Neapolu, kiedy Uccelino był początkującym śpiewakiem operowym.

Cykl „Daję Ci wieczność” z pewnością nie należy do łagodnych ani poprawnych politycznie – to książki zdecydowanie o charakterze guilty pleasure – patetyczna i egzaltowana harlequinowa fantazja na temat wampirów pełna seksu, krwi i mordowania z pewnością byłaby wodą na młyn dla Freuda. Na szczęście w dzisiejszych czasach erotyki w klimacie horroru nikogo raczej nie dziwią.

I tym razem autorka sięga po kontrowersję – dla odmiany jest nią status oraz przede wszystkim życie seksualne XVII-wiecznych kastratów i może wstyd się przyznać, ale właściwie nie wiedziałam, że takowe było w ogóle możliwe. Zawsze myślałam, że tego rodzaju obniżenie poziomu testosteronu uniemożliwia odczuwanie podniecenia seksualnego i występowania fizycznych reakcji ciała. Niestety nie trafiłam dotychczas na żadne źródła, by doczytać więcej w temacie wpływu kastracji na seksualność poza aspektem reprodukcyjnym. Nie znam się na tym i nie do końca potrafię stwierdzić, czy te wszystkie orgazmy i entuzjastyczne stosunki to jedynie fantazja literacka. Osobiście traktuję ją jako taką.

Niemniej jednak tym razem pojawia się wątek, który i mnie odrzuca – romantyzowanie przemocy. Mamy tu do czynienia z toksyczną relacją pełną zazdrości, zaborczości, potrzeby kontroli i brutalnych zachowań, od bicia aż po gwałty. I to jeszcze było dla mnie do przyjęcia, póki wierzyłam, że fabuła dąży do wyciągnięcia odpowiednich wniosków z takiego zachowania i że bohatera, po latach tęsknoty za ukochanym, czeka pewna przemiana. I tutaj UWAGA SPOILER – nie dąży i nie czeka. Wręcz przeciwnie, to ofiara (nie tak oczywiście niewinna, jak mogłaby być) poddaje pod wątpliwość swoją decyzję o ucieczce od przemocowca. I to jest już dla mnie niestety za dużo, a książka zaczyna niebezpiecznie zbliżać się do granicy bycia „szkodliwą”. Bardzo liczę, że ta historia znajdzie jednak swoje rozwinięcie w kolejnych tomach, bo mimo całej mojej sympatii do tej pary, takie wnioski po lekturze wzbudzają we mnie niesmak.

Lubię klimat tej serii i jej bohaterów oraz samą wizję wampira, ale ze wspomnianych wcześniej powodów tym razem brakowało mi magnetyzmu, tak charakterystycznego dla pierwszej części i refleksji. Patrząc całościowo ten tom podobał mi się najmniej, choć niemalże do końca czytałam go raczej z przyjemnością. Niedługo ukaże się czwarta część cyklu, jestem bardzo ciekawa w którą stronę potoczy się akcja.

Anna Suchocka, Pieśń słowika, Chorzów: Wydawnictwo Videograf, 2021, 320 s.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Videograf.

Czas na czytanie: „Królowa mroku i powietrza” Cassanda Clare

Były momenty, kiedy ostatnia część „Mrocznych Intryg” budziła moje wątpliwości – pojawiły się rozwiązania, za którymi nieszczególnie przepadam, jak podróże między wymiarami i mieszanie się alternatywnych rzeczywistości. Pierwszy raz znużyła mnie też nieco „ostateczna bitwa”, która ciągnęła się praktycznie przez 100 stron. I tak jak zwykle dynamiczną końcówkę po prostu połykałam nie mogąc się oderwać, tak tym razem adrenalina towarzysząca wydarzeniom nie trzymała mnie aż tak bardzo. Z drugiej strony to cegła na ponad 1000 stron, nie sposób było pewne uniknąć przerywników stopujących emocje. Choć nie sposób nie czuć przerażenia, gdy makabryczna sytuacja polityczna w książce z gatunku fantastyki młodzieżowej, pełnej magii i stworów z bajek, tak bardzo odpowiada naszej rzeczywistości.

„- Już wcześniej zdarzało się nam miewać złych ludzi we władzach (…) ale ci obecne rządzący są inni. Niszczą system, który mógłby uratować sytuację. Manipulują (…) nami wszystkimi. Tworzą złudzenie zagrożenia, by rządzić nami poprzez strach”.

Niemniej jednak nie jest przewidywanie, bohaterowie fajnie się rozwijają (nawet nie zauważyłam kiedy tak bardzo się z nimi zżyłam!) i nic nie przychodzi im zbyt łatwo. Dowiemy się wreszcie czym są tytułowe „Mroczne Intrygi”, skąd wzięła się klątwa parabatai, czego Jace i Clary szukali w Faerie, co powodowało chorobę czarowników i jak ich uleczyć. Jedne spiski ulegną rozwiązaniu, inne dodatkowo się zapętlą. Będzie dużo krwi, miłości i poświęcenia. Nie zabraknie również rozważań na temat istoty wolności, rodziny i emocji, które okazują się niezbędnym elementem człowieczeństwa.

„Nie ma radości bez smutku”.

Mimo chwilowego zniechęcenia zakończenie okazało się bardzo satysfakcjonujące, choć rozwiązanie konfliktu między dwoma frakcjami Nocnych Łowców było dla mnie sporym zaskoczeniem. Bynajmniej nie jest to koniec kłopotów, a zaledwie otwarcie furtki dla fabuły kolejnych serii. Nie mam pojęcia jak Clare to robi – w połowie czytania wiem, że muszę zrobić sobie małą przerwę od tego świata, odetchnąć i przeczytać coś innego przed sięgnięciem po kolejne tomy, a kiedy tylko w książce kończą się kartki, jedyne o czym marzę to dorwanie w swoje ręce następnego tytułu z Łowcami w roli głównej. To musi być jakaś czarna magia, jak w przypadku wampirzej pizzy…

No i nie sposób nie wspomnieć o romansach, bo mamy ich tu przecież naprawdę sporo – bardziej lub mniej oczywistych, bardziej lub mniej tragicznych i o różnych stopniach rozwoju. Ta autorka od samego początku miała słabość do trójkątów, jednak do tej pory klarowały się z nich osobne związki. Ale czy historia Marka, Kierana i Cristiny ma szansę na szczęśliwe zakończenie? Mam nadzieję, że jeszcze znajdzie swoją kontynuację w kolejnych książkach, chociaż z punktu widzenia rodzica, jak najbardziej dosłowny trójkąt w książce młodzieżowej, jednak mimo wszystko wzbudza we mnie trochę niepokoju. Na szczęście mam czas się z tym uporać zanim moje dziecko do niej dorośnie :D

Tak dużo chciałabym Wam powiedzieć, a tak bardzo groziłoby to spoilerami. Jeśli macie ochotę pogadać i podzielić się wrażeniami, napiszcie do mnie maila, albo pw na Instagramie, chętnie wspólnie poprzeżywam te emocje jeszcze raz.

Cassandra Clare, Mroczne intrygi. T.3: Królowa mroku i powietrza, Warszawa: Wydawnictwo M.A.G, 2019, 1069 s.
~ Książkę przeczytałam w ramach wyzwania WyPożyczone 2021 ~