Czas na czytanie: „Cari Mora” Thomas Harris

Pamiętacie „Potworną Księgę Potworów” z Harry’ego Pottera? Przy najnowszej książce Harrisa, ten magiczny artefakt jest łagodny jak baranek i wypełniony opisami hasających po łące jednorożców.

Bo książka Harrisa wypełniona jest prawdziwymi potworami. Potworami o ludzkich twarzach, dopuszczających się nieludzkich czynów. Wypełniona po same brzegi.

DSC_0031

Cari Mora żyje w otoczeniu potworów od wczesnego dzieciństwa – siłą wcielona do dziecięcej bojówki rebeliantów wie jak trudne może być życie. Demony przeszłości potrafią odnaleźć po latach, a nawet jeśli przed przeszłością uda się umknąć, to jakieś demony na pewno się znajdą. Szczególnie, kiedy zupełnie się ich nie szuka. Nie zdają sobie jednak sprawy jak wytrzymałej jednostce zamierzają uprzykrzyć egzystencję. I choć z pewnością nie można powiedzieć, że główna bohaterka swoją pozytywną energią od razu zjednuje sobie ludzkie serca, to nie sposób też nie poczuć do niej szacunku. I nie kibicować jej z całych sił. Jest w niej jakaś wewnętrzna potęga, samozaparcie i dążenie do upragnionego celu, tak prozaicznego i ciepłego w swojej prostocie. I w niej i w jej skromnym marzeniu jest coś dobrego i po prostu właściwego. Piękny kontrast dla brutalnego świata, w którym przyszło jej żyć. Mimo, że z pewnością nie jest niewiniątkiem.

Autor prezentuje nam najmroczniejsza stronę słonecznego, rozrywkowego Miami. Od handlu ludźmi i organami, przez porachunki mafiosów, brutalne morderstwa wraz z bezczeszczeniem zwłok, aż po rozsmakowane w ludzkim mięsie słonowodne krokodyle.

Tak chyba wygląda prawdziwe poszukiwanie mitycznych skarbów odarte z romantycznej otoczki historyczno-archeologicznej. Kiedy to skarb ów został zarobiony na potwornościach, ukryty przez potwora i potwory się na nim wzbogacą. A wszystko to zostało potwornie sugestywnie opisane w potwornej książce. Od której potwornie trudno się oderwać.

Ohydna, porażająco sugestywna, przerażająca do szpiku kości. Pomaga przewartościować sobie parę rzeczy.

Warto dodać, że książka została świetnie wydana. Duża, wygodna czcionka sprawia, że czyta się szybko i z prawdziwą przyjemnością. Ma chyba najlepszą okładkę, jaką ostatnio widziałam – zarówno pod względem motywu i kolorystyki, jak i nawiązania do treści. Nawet blurb jest dobry (zdołał zachęcić do lektury nawet mojego męża, który czyta ze cztery książki rocznie, z czego trzy to biografie – to olbrzymi sukces, gratulacje!), choć jak dla mnie jego dwa ostatnie zdania w zupełności by wystarczyły. Gdyby nie to, że nie chcę tak potwornej książki na półce, z pewnością znalazłabym dla niej miejsce na swoim potwornie przeładowanym regale podręcznej biblioteczki. Ale jednak raz wystarczy. Po takiej lepturze i tak trudno się będzie otrząsnąć.

Thomas Harris, Cari Mora, Warszawa: Wydawnictwo Agora, 2019, 360 s.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Agora.