Czas na czytanie: „Zamieć” Christian Unge

Od wydania pierwszego tomu „Czarnej Trylogii” minął już ponad rok i trochę już straciłam nadzieję na poznanie dalszych przygód Tekli Berg. A tu proszę, nareszcie pojawił się kolejny tom.

Jako, że z akcji „Przejdź przez wodę, krocz przez ogień” nie za wiele już pamiętałam, poza ogólnymi wrażeniami z lektury towarzyszyła mi obawa, że będzie mi się trudno na nowo wczuć w ten klimat. Okazało się jednak, że nawet nie miałam kiedy się tym zmartwić – Christian Unge po raz kolejny rzucił czytelników w sam środek dramatycznej akcji. I chociaż to kolejna część serii (zdecydowanie warto więc znać poprzednią!), to jednak odrębna historia, zupełnie nowy przypadek do rozwiązania i zarazem nowa sprawa z cyklu tych kryminalnych.

Genialna i nieco szalona Tekla – moja ulubiona „córka doktora House’a i Lisbeth Salander” – po raz kolejny daje czadu. Kompletnie nie radzi sobie z relacjami społecznymi, za nic ma te zasady i nakazy, które uważa za bezsensowne i nie bardzo potrafi w autorytety za to jest świetna w karkołomne i ryzykowne decyzje. Odżywiając się niemal wyłącznie kofeiną i amfetaminą zawsze stawia na pierwszym miejscu dobro pacjenta i nie zawaha się walczyć o nie jak lwica. Walczyć zarówno z naturą, dosłownie wyrywając rannych i chorych ze szponów śmierci, jak i z bezwzględnością biurokracji i przepychanek.

„(…) nie chciała do końca uchodzić za odludka, którym była w głębi serca. Dlaczego cały ten świat pomyślano dla par? Dlaczego jeśli ktoś wolał żyć sam, był z definicji przegrany? Ofiara? Tekla nie uważała się za ofiarę, miała mnóstwo kontaktów z lekarzami i pielęgniarkami, nie chciała po prostu uprawiać z nimi seksu. Dlaczego to nie wystarczyło, żeby wszystkich zadowolić?”

Na oddział trafia dwóch mężczyzn z wypadku samochodowego, dzięki swojej fotograficznej pamięci, Tekla cudem ratuje życie jednego z nich. W podziemiach szpitala, gołymi rękami (tak się tylko mówi, w „rzeczywistości” miała rękawiczki – aseptyka przede wszystkim!).

Tymczasem do szpitala wchodzi dziwnie zachowująca się kobieta z małym chłopcem. Czego szuka błąkając się po korytarzach budynku? Jaki cel jest na tyle ważny, by zignorować objawy chorobowe nękające jej ciało i uparcie przeć do przodu? Czy Tekla zdoła rozwikłać zagadkę tajemniczych wypadków i ocalić osobę, która zupełnie nagle stanie się dla niej bardzo ważna? I czy uda się tego dokonać w nie do końca sprzyjającym czasie remontów, zmian organizacji szpitala i zakusów ku jego prywatyzacji?

Będzie mnóstwo krwi i naturalistycznych opisów grzebania pacjentom we flakach. Będzie przejmująca samotność osoby niedopasowanej społecznie, przytłoczonej wymaganiami „normalnego” świata, nie radzącej sobie z odczuwanymi emocjami. Będzie szokująca historia dziewczyny ze wschodu, której największym marzeniem było zostać matką. Będzie nieustanny wyścig z czasem, śmiertelne zagrożenie i służby specjalne, nie zabraknie też obowiązkowego udziału groźnych rosyjskich mafiozów.

Mnóstwo się dzieje i wiele wątków zdaje się być wrzuconych do fabuły zupełnie przypadkowo – a to karkołomna walka o milionera spragnionego trzeciej wątroby, a to przyjmowanie porodu w samym środku śnieżnej zamieci. Zdaje się, że te nie połączone z główną osią powieści przypadki zostały poupychane nieco na siłę, by uzmysłowić czytelnikowi rollercoaster pracy w medycynie ratunkowej. Wydaje mi się jednak, że „Zamieć” jest swego rodzaju tomem przejściowym i te pozornie mniej znaczące ale bardzo obrazowo przedstawione incydenty jeszcze mogą nabrać znaczenia w przyszłości.

Czyta się świetnie. Stęskniłam się już trochę za thrillerami medycznymi, a połączenie, które serwuje nam Unge to dla mnie strzał w dziesiątkę. W dodatku Tekla, w całym swoim pełnym słabości geniuszu naprawdę da się lubić. I nie sposób jej nie kibicować. Mam nadzieję, że trzecia część pojawi się szybciej, bo już nie mogę się doczekać.

Christian Unge, Zamieć, Warszawa: Wydawnictwo Wielka Litera, 2021, 496 s.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Wielka Litera.

Czas na czytanie: „Przejdź przez wodę, krocz przez ogień” Christian Unge

Rzadko zdarza się książka, w której nie uda mi się przewidzieć chociaż części wątków, za to w przypadku tej – poza fatalistycznym przeczuciem odnośnie kondycji głównej bohaterki – nie spełniło się żadne moje podejrzenie!

A poszlak, podsuwanych czytelnikowi wskazówek i budzących podejrzenia okoliczności jest mnóstwo (i każda z nich zostanie wyjaśniona!), bo i cała historia jest dość rozbudowana i poznajemy się jednocześnie z perspektywy kilku kompletnie różnych bohaterów, których losy splatają się mniej lub bardziej przypadkowo.

Tekla Berg jest błyskotliwą lekarką robiącą zawrotną karierę. Ciężki przypadek pracoholika, nie stroni od kontrowersyjnych metod, w każdej minucie troczy nierówną walkę z koszmarem fotograficznej pamięci (swoją drogą to pierwsze, z którym się spotykam, przedstawienie ejdetyzmu zdecydowanie jako bardziej jako przekleństwa, niż „daru”). To chyba najlepsza kreacja kobieca, o jakiej miałam o ostatnio przyjemność czytać. Nieoczywista, inteligentna, obdarzona olbrzymim powołaniem, słaba i silna jednocześnie. Gdyby doktor House i Lisbeth Salander mieli dziecko, to właśnie byłaby Tekla. Naprawdę da się lubić.

I z pewnością nie nuda jej w życiu nie grozi. Kiedy jej niefrasobliwy i przyciągający kłopoty jak magnes młodszy brat zaginie w wyjątkowo niesprzyjającym momencie, Tekla będzie operować gangsterów, zmagać się z przywódczymi sztokholmskiej mafii narkotykowej, umawiać się z antyterrorystą i ścigać niedoszłych zabójców. A wszystko to między dyżurami na OIOMie, skargami bezpośrednich przełożonych i spotkaniami z dystyngowaną dyrektorką szpitala.

W tej książce non stop coś się dzieje. Od pierwszych stron zostajemy rzuceni w samo centrum wydarzeń i staramy się ogarnąć plątaninę przyczyn i skutków otaczającego nas chaosu. Będą pożary, pościgi, śmiertelne poparzenia, aresztowania, strzelaniny, mafijne porachunki, przekręty i układy, wybuchy i walki wręcz na łodzi. I nawet, jeśli trafi się jakaś retrospekcja, to też nie pozwoli na długo odsapnąć.

Dodatkowym atutem są opisy przypadków medycznych. Szczególnie cenię sobie, kiedy autor wie o czym pisze – bardzo szanuję dobry research i wykorzystywanie własnych doświadczeń podczas kreowania świata przedstawionego, a ponadto jestem największą na świecie fanką opisów. Dlatego też lekarz piszący thriller z miejscem akcji na oddziale ratunkowym i intensywnej terapii to dla mnie jak pączek z podwójną porcją różanego dżemu. Jeśli „opis” wciąż kojarzy Wam się z liściem spadającym z drzewa przez pięć stron, to spróbujcie weekendowego wieczoru Tekli Berg na ratunkowym!

Christian Unge, Przejdź przez wodę, krocz przez ogień, Warszawa: Wydawnictwo Wielka Litera, 2020, 496 s.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Wielka Litera.