Okołoksiążkowy miszmasz: A może nad morze? Z książką – 14.07.2018

Tego spotkania nie mogłam się doczekać od marca, a kiedy przyszedł wreszcie lipiec przebierałam nóżkami z niecierpliwości. Trudno bowiem o lepszą atmosferę niż na spotkaniu „A może nad morze? Z książką” w sopockiej Zatoce Sztuki. Miałam masę fantastycznych wspomnień z zeszłorocznego spotkania i aż się rwałam do produkowania nowych.

A kiedy przyszedł ten wyczekiwany dzień, zaznaczony w kalendarzu wściekle różowym serduchem… wstąpiłam po drodze do sklepu i w Sopocie zabrakło dla mnie miejsc parkingowych! Wobec tego spóźniłam się na Głośne Czytanie na trawce z Promotorką Czytelnictwa i gnałam przez pół miasta z przeogromną torbą wypchaną książkami na wymianę. Co prawda wpadłam niemalże ostatnia i mój szczęśliwy wymiankowy numerek wynosił 25, ale cudem zdążyłam na rozpoczęcie.

I na quiz przygotowany tradycyjnie przez Beatę Bookfę (blog Lost.In.The.Library) oraz Beatę z bloga Co warto czytać?! Trochę czułam respekt przed tym punktem programu, ale tegoroczne pytania zdecydowanie podniosły mi samoocenę. Bo i bez wahania odpowiedziałam na mniej więcej 15 z nich, a resztę jakoś udało nam się z dziewczynami dopasować. Z lepszym lub gorszym skutkiem, ale w porównaniu z zeszłorocznym pogromem (tam znałam jedną! odpowiedź) czułam się jak specjalistka w dziedzinie literatury.

Cudownie było spotkać się ponownie ze wszystkimi tymi pozytywnymi ludźmi. Część z nich widziałam rok temu, z częścią udało się spotkać w tak zwanym międzyczasie, ale i tak nie mogliśmy się nagadać. Za Martą z bloga Marta wśród książek, Martą z Rudym spojrzeniem, Ulą z bloga Pełen Zlew i Moniką z bloga Halmanowa zdążyłam się już nieźle stęsknić. Ewę Formella jak zwykle emanowała taką energią, że przyciąga rozmówców jak lampa ćmy, a Dorota z bloga Przeczytanki, która rok temu była jeszcze w dwupaku, dzieliła się uśmiechami swojej niespotykanie grzecznej Bobasy (nie mam pojęcia czym ją karmi, ale muszę to odkryć!).
W tym roku moją towarzyską zdobyczą jest Natalia z Książkowe Kocha, Nie Kocha, którą podglądałam w internetach tak długo, że była dla mnie gwiazdą. A okazała super towarzyszką we włażeniu do morza.

A i poza rozmowami nie brakowało atrakcji! Paczka pełna książek od sponsorów zapewniła mi rozrywkę na długie jesienne wieczory, bo chyba dopiero na jesień uda mi się podjąć decyzję co czytać najpierw. Vincent natomiast jest zachwycony papierową torbą ze spotkania. Dosłownie zjadł ją z miłości. Ja za to zjadłam dwie garście spotkaniowych krówek. Były boskie, nareszcie porządne, ciągnące sie krówki!

Sponsorzy2018_549px

Chociaż w kolejce do wymiany byłam na samym smętnym szarym końcu, i tak udało mi się upolować same świetne pozycje. I przy okazji wesprzeć schronisko Promyk oddając na rzecz ich fundacji torbę książek, których przegląd robiłam przed zbliżającą się przeprowadzką.

Świetne fanty można było również zgarnąć w loterii – od dawna już chciałam zapoznać się z twórczością Corinne Hoover, więc jej najnowsza książka to dla mnie strzał w dziesiątkę. A torba od Wydawnictwa Otwartego stała się kolejnym kocim łupem – już chyba wiem w czym będę zabierać tego gagatka do weterynarza, bo wchodzi do środka w trzy sekundy i wcale nie spieszy się do wyjścia. Widać noszenie zakupów w torbach ekologicznych jest już passeé.

Wielkie dzięki Oli z bloga Aleksanda czyta, która zorganizowała nam tyle atrakcji i sponsorom wydarzenia. Wszystkie te piękne zdjęcia, na których wyglądam jak człowiek wykonali Karolina Ćwik, Karol Kłos i magiczny kijek do selfie Doroty.

37109682_2391657754209628_1284932959446499328_n

Dzięki wielkie, było ekstra! Do zobaczenia za rok!

Okołoksiążkowy miszmasz: Spotkajmy się w Gdyni IV – 21.10.2017

Czy można zorganizować spotkanie dla blogerek, które przebiegnie w przesympatycznej atmosferze, będzie w 100% przyjazne mamom z dziećmi i jednocześnie zapewni dużą dawkę wiedzy? Jak widać tak!

Marta z Rudym Spojrzeniem i Żaneta z Mother and Son zadbały o imprezę idealną – w niesamowicie eleganckich wnętrzach Hotelu Faltom, (którego nigdy nie spodziewałabym się w niekoniecznie atrakcyjnej wizualnie okolicy, jaką jest granica Gdyni i Rumii), z pysznym tortem od Cake by Me i mnóstwem atrakcji.

Na „Spotkajmy się w Gdyni” byłam po raz pierwszy, ale na pewno nie ostatni!

Większość zdjęć, które wykorzystałam w swojej relacji wykonała Małgorzata Jonczyk Fotografia Rodzinna – w końcu ktoś cyknął mi fotę z książką! A ja nawet nie zauważyłam kiedy :D

4Q9A1197

A co podobało mi się najbardziej?

Prelekcje

Pod względem merytorycznym było to najbardziej wartościowe blogerskie spotkanie, na którym byłam (nie, żebym była jakimś doświadczonym bywalcem). Szczególnie zapadło mi w pamięć wystąpienie Asi z Made by Gigi, która wprowadziła nas w tajniki instagramowania, dzięki której nareszcie wiem dlaczego tak często znika mi opis pod zdjęciem. Dorota Platzer przekonała mnie do ściągnięcia twittera, przed którym tak długo się broniłam (chyba jednak nie chwycę tego bakcyla, ale dam mu szansę), a Elwira Piwowarska z Wirtualnej Polski podrzuciła słuchaczkom kilka sposobów na zwiększenie poczytności pisanych przez nas tekstów. Choć żałuję trochę, że w swej prezentacji nie odniosła się bezpośrednio do mojego bloga, jej uwagi byłyby bardzo pomocne. Swoją drogą to bardzo fajny pomysł na warsztaty w kolejnej edycji – grupowa burza mózgów nad stronami uczestniczek przy wsparciu eksperta.

No i wielkie dzięki dla Leny Murawskiej, która mimo braku fizycznej możliwości uczestnictwa połączyła się z nami przez komunikator. Jej koncepcja hierarchii wartości daje do myślenia, chociaż jak na razie blog nie jest dla mnie jakoś super wysoko ;)

Kids friendly

Wsród uczestniczek przodowały blogerki parentingowe i lifestylowe, które przybyły do Gdyni obwieszone swoimi latoroślami. A organizatorki były na to świetnie przygotowane! Hotel Faltom dysponuje fantastyczną salą zabaw, a pieczę nad maluchami pełniła przesympatyczna animatorka z radoCHA. Maj jest jeszcze trochę za mała, żeby hasać bez mamy, ale na kolejne spotkanie wybierzemy się wspólnie. I jeszcze zabierzemy Tatę na doczepkę.

Ponadto widok blogujących mam słuchających prelekcji przy jednoczesnym zabawianiu bobasów na kocyku, bujaniu wózkiem czy karmieniu niezwykle stymulował działanie jajników – ten widok praktycznie namówił mnie na drugie dziecko. Na całe szczęście wzmożona intensywność myśli prokreacyjnych minęła mi natychmiast po powrocie do domu.

Rodzinna atmosfera

Chcesz zabrać ze sobą dzieci? No problem, zabawimy. Męża? Pewnie, zapraszamy! I chociaż bogaty i całkiem napięty plan spotkania nie pozwolił na tak zaawansowaną integrację między uczestniczkami jak „A może nad morze? Z książką!”, na którym byłam w lipcu, tak ciepła, przyjazna atmosfera to jeden z największych uroków „Spotkajmy się w Gdyni”. A uchwycony moment, w którym przygotowująca się do prelekcji Elwira przytrzymuje przebierane maleństwo jest tego najwspanialszą ilustracją.

4Q9A1230.jpg

Licytacja charytatywna

Dzięki uprzejmości licznych sponsorów miałyśmy szansę wylicytować prawdziwe skarby. Nie byłabym sobą, gdybym nie wyszła z książkami dla Bobasy („Billy i potwór” oraz „Ernest”), a jako pierwszy i naczelny łakomczuch skusiłam się również na sosy balsamiczne, które uświetnią moje sałatki (wiecie, że nigdy nie używałam sosu balsamicznego?!) i eko słoiczki dla Mai, które teraz fantastycznie mnie ratują kiedy mam kulinarnego lenia podczas mężowej delegacji. Za to po dziś dzień żałuję, że nie zawalczyłam o boski różowy fotel, w końcu gdzies bym go w domu upchnęła!

Ale najważniejsze, że cały dochód z licytacji został przeznaczony dla Hospicjum Bursztynowa Przystań w Gdyni – udało nam się uzbierać prawie 1500 zł!

A poza tym każda z uczestniczek została obdarowana fantastyczną paczuchą – Wydawnictwo EneDueRabe podrzuciło mi dwa świetnie zapowiadające się tytuły do recenzji -„Huśtawkę” oraz „Billy i gwizdek” (recenzja TUTAJ), Ziaja Polska rozpieściła moją kobiecą stronę, a BodyMax zapewnił solidną dawkę energii na całą zimę! Nie wiem, czy skorzystam z vouchera na sesję coachingową z Próg życia, ale uroczy breloczek od Love Domowe już jest w użyciu.

Swoją drogą wiedzieliście, że Ziaja ma specjalną linię kosmetyków zapobiegającą powstawaniu zmarszczek wynikających z korzystania z urządzeń mobilnych (tzw. efektom tech neck)? Idealne dla blogerek :D

Uczestniczki

Nie zdążyłam pogadać z każdym, ale niewątpliwie mam teraz bardzo dużo nowych blogów do czytania i instagramów do podglądania – książkowych, dzieciowych i o pięknym życiu. A podczas czytania przypominam sobie świetne babki, będące „po drugiej stronie”.

~*~

A jeśli juz naprawdę miałąbym się do czegoś przyczepić, to jako osobie wiecznie nienażartej, było mi trochę mało obiadu – choć rybka była pyszna, trafił mi sie wyjątkowo niewielki kawałeczek. A po powrocie do sali było mi trochę głupio, kiedy dopełniając żołądek zjadłam ostatnie ciastka. Ale może taki był plan, bo ze spotkania bynajmniej głodna nie wyszłam – porcja pełnego owoców tortu była tak konkretna, że ledwo podołałam.

Tylko na koniec ponad 20 zł opłaty za parking trochę zabolało.

Jeszcze raz wielkie brawa dla organizatorek i prelegentek – zrobiłyście kawał dobrej roboty!
Wielkie dzięki wszystkim darczyńcom, jesteście super!

Wydawnictwo Zielona Sowa22539938_1717565451649326_6310041386430238898_n
Heyday Group
Love Domowe
JuicyColors.pl
Ziaja Polska
Smileat
poczytne.pl
Bodymax – dzień pełen energii
Novae Res – Wydawnictwo Innowacyjne
Artepoint.pl Twoje dekoracje wnętrz.
Wydawnictwo EneDueRabe
Qameleo
Małgorzata Jonczyk Fotografia Rodzinna

Przeczytajcie również wrażenia innych uczestniczek:
~ Rozkminy Tiny
~ Mix of life
~ Latorośle
~ Mama i syn zgrany team
~ Mother and son
~ Mamowato

 

Okołoksiążkowy miszmasz: See Bloggers 22-23.07.2017

To było moje najpierwsiejsze See Bloggers i dopiero drugie spotkanie z ludźmi z internetów, więc były emocje, ekscytacja i morze entuzjazmu. Nastraszona wizjami niebotycznej kolejki do rejestracji, spodziewając się scen iście dantejskich niczym w poniedziałek rano przed wejściem do Lidla, stawiłam się w Gdyni jeszcze przed 9.

_20170722_090833

Z merytorycznego punktu widzenia spodziewałam się jednak czegoś więcej – brak panelu związanego z szeroko pojętą kulturą był dla mnie sporym zaskoczeniem. Niestety nie udało mi się zapisać na jedyny warsztat, na którym naprawdę mi zależało (ten chyba najbardziej rozchwytywany – o pisaniu historii z Januszem Leonem Wiśniewskim) i po dziś dzień pluję sobie w brodę, że nie poszłam wybłagać pod drzwiami, żeby mnie jednak wpuścili. Wobec tego postanowiłam podążyć za mainstreamem i spróbować tego, co proponują organizatorzy – zapisałam się więc na wszystkie te warsztaty, które choć trochę wpasowały się w moje zainteresowania, brzmiały całkiem ciekawie i były na nie miejsca. I w ten oto sposób blogerka książkowa dekorowała stół na garden party, malowała paznokcie i robiła zdjęcia :D

Z tego zestawienia najlepiej bawiłam się na warsztatach prowadzonych przez dziewczyny z Make Home Easier wraz z firmą DUKA. Przyznaję uczciwie, że mam niesamowitą słabość do wszystkich tych cudnych filiżanek, miseczek, garnuszków i kubeczków (a że do tego jestem strasznych chomikiem, to w moim mieszkaniu praktycznie nie można się ruszyć). Aranżowanie stołowej kompozycji to zawsze fajne ćwiczenie, szczególnie, że moje zdjęcia książek, to zazwyczaj właśnie martwe natury stołowe ;)

Dekorowanie paznokci pyłkami świecącymi w ciemności zorganizowane przez firmę CHIODO nieco mnie rozczarowało – najpierw pod względem organizacyjnym, bo samo spotkanie opóźniło się o ponad pół godziny i zabrakło kamery, żeby móc naśladować ruchy instruktorki „na żywo”. Również same wzory nie do końca wpisały się w moje gusta. Przyznaję, że liczyłam na jakieś ckliwe kwiatuszki i bardziej zaawansowane cieniowanie kolorów, a wzory (choć z pewnością w letnim i plażowym klimacie) były dla mnie trochę zbyt przaśne. Jedyną nowością, do której nie doszłam jako samouk metodą prób i błędów, było dla mnie faktycznie dekorowanie fluorescencyjnymi pyłkami, z którymi się wcześniej nie zetknęłam.
Całkiem przyjemna zabawa, mimo, że nie wyniosłam z warsztatów prawie żadnych nowych umiejętności. Ale jako osoba, która nie zajmuje się tym zawodowo, a jedyne paznokciowe szaleństwa popełnia na własnych dłoniach, nie miałam większych oczekiwań.

Zupełnie czegoś innego spodziewałam się za to po warsztatach fotografii mobilnej z firmą ASUS prowadzonych przez Mariusza Stachowiaka. Przyznaję, że nastawiałam się na faktycznie praktyczny warsztat, podczas którego poznam lepiej funkcje i możliwości aparatu ukrytego sprytnie w smartfonie i poćwiczę pod okiem profesjonalisty. Warsztat okazał się jednak bardziej prelekcją opartą na porównywaniu dobrych ujęć z tymi gorszymi. A przynajmniej podczas pierwszej godziny, bo po tym czasie wymknęłam się chyłkiem. Jestem za to niezwykle wdzięczna za kilka słów na temat kompozycji zdjęcia i slajd z obrazem, który uratował moje przekonanie, że sztuka jest wszędzie! <3

IMG_20170723_144410_932

Ponadto wybrałam się na kilka innych wykładów – otwartych lub z akurat wolnymi miejscami poświęconych samemu blogowaniu. Na prelekcji Jacka Kłosińskiego o organizacji pracy blogera dowiedziałam się, że w pisaniu magisterki przeszkadzał mi mój „mózg misia pandy” i że „wszystko jest projektem”, poznałam też kilka naprawdę fajnych aplikacji, które pomogą w ogarnięciu życia, koniecznie musze je wypróbować. Podczas wywiadu z Mają Sablewską posłuchałam nieco o autentyczności blogera. Całe szczęście, że z tym akurat chyba nie mam problemu (w końcu prywata wylewa się u mnie z co drugiego zdania), bo kompletnie nie mogłam się skupić przez obserwację zdumiewających możliwości plastycznych ludzkiego ciała wymaganych do wygięcia kobiecej kostki pod naprawdę zdumiewającym kątem w butach na obcasach. Prelekcja „Infliencerze! Tak widzą Cie agencje!” uświadomiła mi za to dość przerażającą prawdę o tym, jak bardzo obserwowany jest każdy mój ruch w internecie.

Trochę żałuję, że nie trafiłam na wykład Alabasterfox poświęcony instagramowi, bo podobno był naprawdę świetny, a w ramach podnoszenie kwalifikacji fotograficznych nie zdecydowałam się na prelekcję Jest Rudo, bo z niej chyba wyniosłabym więcej praktycznej wiedzy. Zdobyłam za to niezwykle cenne doświadczenia i przyszłoroczne wybory z pewnością będą jeszcze bardziej trafione.

Mam wrażenie, że tegoroczna edycja odbyła się pod hasłem dbania o urodę. Nie ukrywam, że blogerka książkowa też baba i oczy świeciły mi się do tych wszystkich mazidełek, które chętnie obejrzałam, obwąchałam i wypróbowałam, ale moim zdaniem przydałaby się do tego godna reprezentacja sektora kultury.

Wykłady wykładami, marki markami, wiedza wiedzą, ale na See Bloggers wybrałam się przede wszystkim w celu uspołecznienia i poznania nowych ludzi. I te cel udało mi się spełnić w stu procentach. Świetnie spędziłam czas z Dominiką z Book jeden wie, Zuzą Szufladopółką, Ulą z Pełen Zlew, Izą z Nie tylko różowo i Eweliną z Blair Czyta (przepraszam, że przez cały dzień zwracałam się do Ciebie imieniem twojego kota!) – przemiło było was poznać/poznać lepiej/wreszcie się spotkać, nie mogłam wymarzyć sobie lepszego towarzystwa! Wielkie dzięki za spotkanie również tym, z którymi zdążyłam wymienić tylko kilka zdań i przelotne uściski – Marcie z Rudym spojrzeniem, Dianie z Bardziej lubię książki, Pauli z Rude recenzuje, Oli z bloga Parapet literackiParapet literacki, Karolinie z The carolina’s book i Agnieszce z Alicja ma kota (Bardzo przepraszam, że na Ciebie nakrzyczałam! Ale wyobrażacie sobie, że nie dość, że nazywa się Agnieszka, to jeszcze wcale nie ma kota?! Ktoś tu chyba nie był na prelekcji Sablewskiej o autentyczności w internetach! :D) – strasznie miło było Was poznać, wierzę, że jeszcze nie raz spotkamy się w realu. A w przyszłym roku weźmiemy See Bloggers szturmem i doczekamy się panelu pełnego kultury!

Nie miałam chwili na nudę (ani na obiad swoją drogą), spotkałam świetnych  i inspirujących ludzi, wyszłam cała obładowana prezentami (od kosmetyków i lakierów do paznokci aż po tyle owsianki, że ledwo mogłam ją unieść :D) i byłam na pierwszej imprezie od ładnych kilku lat. A podobno chcąc wyjść z internetu do ludzi nie powinnam wybierać się na See Bloggers ;)

A oto moje #seeculture z przymrużeniem oka, czyli co robi blogerka książkowa na See Bloggers:

  1. degustuje wykwintne jadło
  • pierwszy raz próbuje jarmużu (ble)
    DSC_0152
  • hasztaguje – nie tak łatwo wyciągnąć blogera z internetu
    DSC_0830
  • omdlewa oszołomiony darami losuDSC_0044
  • oblega fotobudki
  • przegania nudę wraz z Szufladopółką i #głosksiążki
    DSC_0125 (1)
  • ploteczkuje
  • dyktuje Mikołajowi na uszko długaśną listę prezentów
    IMG_20170722_113344_823
  • oszałamia wdziękiem
    DSC_0222
  • spotyka cudownie inspirujących ludzi

Do zobaczenia za rok!

 

Okołoksiążkowy miszmasz: A może nad morze? Z książką – 08.07.2017

To naprawdę wstyd, żeby osoba mieszkająca w Gdańsku wybierała się na spacer po Sopocie raz na dwa lata. A jednak był mi potrzebny kopniak w postaci spotkania autorów, blogerów i innych uzależnionych od książek indywiduów, żeby wyciągnąć mnie z domu – nad morze i do ludzi.

Każdy na pewno dobrze zna to uczucie, kiedy wchodzi po raz pierwszy do zgranego, świetnie ze sobą zżytego towarzystwa, gdzie każdy każdego świetnie zna i lubi. Zapewne wyglądałam trochę jak wystraszony żuczek, kiedy weszłam cichaczem na piątą już edycję kameralnego spotkania „A może nad morze? Z książką” w sopockiej Zatoce Sztuki. Wszyscy wokół witali się serdecznymi uściskami, a ja onieśmielona twarzami znanymi z internetów, stałam na środku z butami w garści jak ostatnia sierotka. Szybko wyczaiłam kogoś równie zagubionego jak ja i czym prędzej się przykolegowałam. Wobec czego imprezę zaczęłyśmy we dwie z nowo poznaną Martą podgryzając ciasteczka, obczajając ukradkiem telefony i próbując rozkręcić kulejącą, jak to na początku, rozmowę.

I wiecie co? Ten stan rzeczy trwał jakieś pół godziny. Ani się obejrzałam, a znajdowałam się w centrum rozmów i śmiechów, a z osoby, która robiła zdjęcia wszystkim grupkom znajomych zmieniłam się w osobę przed obiektywem. W dodatku wraz ze świeżo upieczonymi znajomymi! Naprawdę nigdy nie spotkałam się z tak otwartą, ciepłą i sympatyczną grupą pozytywnych wariatów, którzy „nowego na pokładzie” witają z szeroko rozpostartymi ramionami. Po kilku godzinach czułam się jak u siebie. Nie wiem co to za magia, ale uzależniłam się od niej momentalnie.

Jeszcze przed oficjalnym rozpoczęciem spotkania przyłączyłam się do wspólnego czytania na lekko wilgotnym piasku sopockiej plaży w ramach akcji „Woluminy. Głos książki” organizowanej przez Szufladopółkę. To świetna inicjatywa mająca na celu promowanie czytelnictwa jako sposobu na codzienną nudę dopadającą nas w wielu zupełnie prozaicznych sytuacjach  – w kolejce do lekarza, w stojącym w korku autobusie, czy podczas niecierpliwego oczekiwania na rozpoczęcie spotkania. Cały myk polega na tym, by czytać na głos – i sobie i innym znudzonym towarzyszom niedoli. Właśnie w ten sposób po raz pierwszy zetknęłam się z twórczością Agnieszki Pruskiej, która również przeczytała nam kilka stron swojej książki. W „Żeglażu” zakochałam się od dziesiątej strony, czyli od pierwszego trupa, koniecznie muszę dokończyć go na własną rękę. Pierwsze lody zostały przełamane, bo powiem wam w sekrecie, że Zuzanna Szufladopółka jest ekstra!

 

Kolejnym sposobem na poznanie nowych ludzi, był quiz integracyjny przygotowany przez pomysłodawczynie sopockich spotkań – Beatę Bookfę (blog Lost.In.The.Library) oraz Beatę z bloga Co warto czytać?, który z daleka przypominał maturę, a okazał się być znacznie trudniejszy. Moja grupa nadała mu godny tytuł „Najbardziej znani autorzy i ich najmniej znane dzieła” a wystarczyło zaledwie dopasować nazwiska pisarzy do tytułów dzieł… Cóż, mój wynik to 1/30. Ale nic nie integruje równie skutecznie, co wspólna niewiedza i porządna burza mózgów!

19884334_1793119650715272_8309946104659628460_n

Wielka książkowa wymiana, zbiórka książek dla Szpitala Morskiego im. PCK w Gdyni w ramach akcji „Wędrujące książki”, niejedno losowanie książkowych gadżetów i czas na gadanie, gadanie, gadanie… W końcu miałam z kim się nagadać. O książkach i nie tylko. Poznałam masę fantastycznych osób, między innymi Dorotę z bloga Przeczytanki, Martę z bloga Marta wśród książek, Monikę z bloga Halmanowa, a także Ewę Formella, autorkę mojej książkowej niespodzianki z wymiany, i Agnieszkę Pruską, z którą głowiłam się nad supertrudnym quizem. Udało mi się nawet zamienić kilka słów z Agnieszką z bloga Czytam, bo lubię, którego podglądam cichaczem od samego początku mojej blogerskiej przygody.

 

Jestem pod wrażeniem profesjonalizmu całego wydarzenia – na każdego z uczestników czekał imienny identyfikator z pamiątkową smyczą z potwornym hasłem od Potwornie Prawdziwe „Zbieram książki, żeby kiedyś wreszcie zbudować z nich fort, odgrodzić się od świata i założyć własne państwo.” (nic dodać, nic ująć, to właśnie moje życiowe motto!) i torba z logo spotkania wypełniona po brzegi dedykowanymi niespodziankami od sponsorów. A fotobudka skutecznie uporała się z resztką mojego początkowego zagubienia. O słodkim poczęstunku i jubileuszowym torcie z kolorową posypką nawet nie wspominam, bo wszystko poszło w boczki. Ale niczego nie żałuję. Organizatorom spotkania, czyli Oli z bloga Aleksanda czyta oraz Zuzi i Alanowi z bloga Recenzjum należą się naprawdę wielka brawa. Serdeczne dzięki również wszystkim sponsorom za genialne prezenty – wyszłam obładowana jak wielbłąd, a co pozycja, to ciekawsza. Potrzebuję dodatkowych kilku godzin na dobę, żeby to wszystko przeczytać i poukładać.

 

19598790_1087476058084401_7855904240075623422_n

Do zobaczenia za rok, bo już na pewno się mnie nie pozbędziecie!