Bajki Majki: „Yembi nie lubi się myć”, „Książę Aram nie chce być samodzielny”, „Hania wciąż się złości” Agata Giełczyńska-Jonik

Jeśli szukacie pomysłu na drobne upominki na Mikołajki, na przykład jako prezenty rozdawane w przedszkolu, ale niekoniecznie mają to być książeczki w świątecznym klimacie po raz kolejny z przyjemnością polecam książeczki z cyklu „Edukacyjne baśnie dla przedszkolaków”. Jest w nich całkiem sporo tekstu, sympatyczne ilustracje, a podejmowane tematy często znane są przez dzieci z autopsji. No i cena jest bardzo atrakcyjna, w niektórych księgarniach internetowych można je upolować już od 5 zł!

Całkiem niedawno pojawiły się trzy nowe tytuły, wychowywanie przez czytanie trwa! I trwa też magia, bo to bajki pełne latających dywanów, żyjących pagórków i tajemniczych stworków.

DSC_0390b

Problem z awersją do kąpieli znamy bardzo dobrze – Yembi nie lubi się myć! Taplanie w błocie, trawiaste charakteryzacje podczas zabawy i skoki do kałuży to specjalności tego małego urwisa. Ale kiedy przychodzi czas skończyć zabawę i zmyć z siebie brud przed kolacją, nasz bohater zawsze daje nogę i szuka najciemniejszej kryjówki, byle tylko uniknąć kontaktu z mydłem. Chociaż mama tłumaczy mu, że mycie pomaga zapobiegać chorobom, a nawet straszy go, że zarastanie brudem sprawi, iż zaczną na nim kiełkować krzaczki samosiejki, żadne argumenty nie są w stanie złamać jego uporu. Aż do mementu, gdy Yembi pozna kogoś, kto również nie słuchał dobrych rad związanych z myciem…

Agata Giełczyńska-Jonik, Yembi nie lubi się myć, Kraków: Wydawnictwo Aksjomat 2019, 24 s.

W pustynnym i niegościnnym królestwie księcia Arama każdy wie, jak poradzić sobie w trudnych sytuacjach, nikt nie boi się wziąć sprawy w swoje ręce i nie uchyla się od pracy. Pewnie dlatego wszyscy żyją w dostatku. Jest jednak ktoś, kto od dziecka wyręczany w każdej czynności, sam nie potrafi nic zrobić. I nawet jeśli coś bardzo mu nie pasuje, nie jest w stanie wyrazić własnego zdania. Ubierany, karmiony, myty, czesany, noszony w lektyce, wyręczany w nauce –  czy to wciąż chłopiec, czy już kukiełka? A może taniej i mądrzej byłoby posadzić na tronie prawdziwą lalkę, skoro różnica jest niemalże niezauważalna. Nie jestem pewna, czy Książę Aram nie chce być samodzielny, on po prostu tego nie potrafi. Nigdy nie dano mu takiej szansy! To bardzo pouczająca bajka, nie tylko dla dzieci, ale przede wszystkim dla rodziców. I dziadków!

„- Jeśli sam tego nie spróbuję zrobić, to nigdy się nie nauczę.”

Agata Giełczyńska-Jonik, Książę Aram nie chce być samodzielny, Kraków: Wydawnictwo Aksjomat 2019, 24 s.

Ostatni z tytułów – Hania wciąż się złości jest trochę straszny. Tak samo, jak straszny jest gniew naszej bohaterki, gdy tylko coś idzie nie po jej myśli. Na wszystkie niepowodzenia reaguje krzykiem, złorzeczeniami a nawet wyładowywaniem agresji na niewinnych przecież przedmiotach – niszczy nieudane rysunki, rzuca układankami i obraża się na rower gdy tylko ktoś jeździ szybciej, niż ona.

Trudno wyobrazić sobie jej zdumienie, gdy pewnego dnia dostrzega niewielkiego, ale ewidentnie wrogo nastawionego stworka, który zdaje się rosnąć i czerpać siłę z jej wybuchów gniewu i wzbierających w niej emocji. A im większy się staje, tym bardziej podobny do Hani.  Tymczasem sama Hania coraz bardziej się kurczy. Czy dziewczynka nauczy się poskramiać negatywne emocje zanim zniknie zupełnie? Albo nim jej złość po prostu ją pożre?

Agata Giełczyńska-Jonik, Hania wciąż się złości, Kraków: Wydawnictwo Aksjomat 2019, 24 s.

Która z książek najbardziej się Wam przyda? TUTAJ znajdziecie jeszcze poprzednie tytuły – o dbaniu o zabawki i nadmiernym upodobaniu słodyczy.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Aksjomat.

Bajki Majki: „Kacper nie dba o zabawki”, „Cukierkowa Wróżka i niezdrowa dieta”, Agata Giełczyńska

Kiedy zdarza mi się jakiś „problem wychowawczy”, a zwykłe tłumaczenie nie pomaga, szukam pomocy w książeczkach dla dzieci. Przyjrzenie się danym zachowaniom z innej perspektywy (również perspektywy ofiary), przeżycie danej historii i konsekwencjom określonych działań to sposób, w jaki maluszek może uczyć się na błędach swoich literackich rówieśników. Rodzic nie zawsze potrafi ubrać w słowa dany kłopot i odpowiednio uargumentować dlaczego czegoś nie można albo wręcz powinno się robić. A zakazy i nakazy bez argumentacji sprowadzają się przecież do pustych frazesów.

Dwie opowieści – Kacprze, który nie szanuje swoich zabawek, psuje je i bałagani oraz o miasteczku, w którym jedynym znanym jedzeniem są słodycze – mogą być właśnie pierwszymi takimi pouczającymi doświadczeniami.

Super, że to faktycznie są baśnie pełną gębą – pełne magii i tajemniczych zdarzeń. Znajdziemy tu mówiące i chodzące zabawki, wrednawe wróżki i drzewa rodzące słodycze i krowy dające kakao. A ponadto wciąż ładnie i bogato ilustrowane, co dodatkowo pomaga dziecku utożsamić się z bohaterami i wysnuć wnioski z ich zachowania.

Bo chociaż w realnym świecie zabawki sobie od ciebie nie pójdą, jeśli nie będziesz o nie dbał (a wręcz je niszczył!), a rośliny owocujące pełnymi cukrów prostych i tłuszczów utwardzanych słodyczami nie istnieją, to jednak konsekwencje braku szacunku i niezdrowej diety są zupełnie realne. Bo czym są dla dziecka zabawki, jak nie pierwszymi przyjaciółmi? W końcu utrata przyjaciela zawsze boli tak samo, nie wiadomo nawet, czy nie bardziej, niż brzuch po słodyczowej uczcie. Zdecydowanie lepiej o tym czytać, niż doświadczać na własnej skórze.

Wiadomo, że żadna książka nie powstrzyma dziecka od rzucenia zabawką, zlekceważenia potrzeb innego człowieka, czy ukradkowego podjadania cukierków przed obiadem. Ale dzięki takim właśnie lekturom, te przykre sytuacje będą dla malucha bardziej zrozumiałe.

Serię „Edukacyjne baśnie dla przedszkolaków” polecam  już trochę wprawionym czytelnikom przywykłym do dłuższych i bardziej skomplikowanych tekstów. Historie Giełczyńsiej należą bowiem już do tych rozbudowanych, choć zbudowanych na znanym i bezpiecznym temacie przyczyny, konsekwencji i poszukiwania rozwiązania. Moja świeżo upieczona trzylatka nieco się jeszcze w tym gubi, przez co traci zainteresowanie mniej więcej w 1/3. Obawiam się jednak, że zarówno upodobanie do słodyczy, jak i wieczne deptanie po zabawkach nie znikną tak prędko i książki będą jak znalazł również w przyszłym roku.

Agata Giełczyńska, Kacper nie dba o zabawki, Kraków: Wydawnictwo Aksjomat 2019, 24 s.
Agata Giełczyńska, Cukierkowa Wróżka i niezdrowa dieta, Kraków: Wydawnictwo Aksjomat 2019, 24 s.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Aksjomat.

50647940_2020799321330563_7707831382659039232_n

Wpis powstał w ramach akcji KOCHANIE PRZEZ CZYTANIE organizowanej przez Save the Magic Moments <3

 

Bajki Majki: „Ernest” Catherine Rayner

A oto i kolejna książka, która już od dłuższego czasu mieszka na majkowym regale, a dopiero przed kilkoma dniami nadszedł jej czas. To w naszym domu coraz częstsze zjawisko – pozycje, które jeszcze kilka miesięcy temu spotkały się z zerowym entuzjazmem, dziś są czytane do upadłego.

„Ernest” przyjechał ze mną z listopadowego spotkania blogerek „Spotkajmy się w Gdyni” IV, gdzie upolowałam go na licytacji charytatywnej. Ja zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia, a Majka nie zaszczyciła go nawet jednym spojrzeniem. Odnalazł się w przeprowadzkowym rozgardiaszu i na nowo skradł moje serducho, tym razem z pełną aprobatą Bobasy.

Bo widzicie, Ernest ma pewien problem – jest sporym łosiem. Ale takim naprawdę, naprawdę dużym i ze względu na swoje gabaryty ma duży (o ironio!) kłopot, by zmieścić się do tej książeczki. Co nie znaczy, że się poddaje – zawzięcie próbuje wejść i przodem i tyłem, i wczołgać się i wgramolić, ale nie daje rady. Jednak z pomocą swojej pomysłowej przyjaciółki wiewiórki (to chyba jest wiewiórka, ale poprawcie mnie, jeśli się mylę), udaje im się rozwiązać tą zagadkę. Bo czasami to nie łoś jest za duży, a książka za mała.

Fantastyczna pozycja o przełamywaniu schematów i kreatywnym podchodzeniu do problemów. Bardzo fajnie sprawdza się w nauce części ciała (o ile zależy nam na znajomości części ciała łosia, oczywiście) – Majka uwielbia wymieniać to, co na danym obrazku się zmieściło i to, czego nie widać. Wylicza na paluszkach: „ogonek jest, pupka jest, kolanka są, kopytek nie ma, głowy nie ma…”. Swoją drogą nigdy nie wpadłabym na to, żeby nie zaliczyć stojącemu z profilu Ernestowi jednego oka. Ale moja dwulatka ma rację – w końcu w tej pozycji widać tylko jedno oczko, a drugie się nie zmieściło.

Mało treści i mnóstwo zabawy formą, a do tego rozkładana ostatnia strona i ilustracje bardzo w moim guście. A te niewielkie partie tekstu, które się pojawiają, to cudowne, wpadające w ucho słowotwórstwo (i moja córka teraz wszędzie się wtarabania zamiast wchodzić). Wyjątkowo uroczy sposób na ćwiczenie koncentracji, spostrzegawczości i pomysłowości. Super sprawa. Bierzemy Ernesta razem z porożem i kopytami. Jakoś go u nas upchniemy!

Catherine Rayner, Ernest, Gdańsk: Wydawnictwo Ene Due Rabe, 2014, 26 s.