Bajki Majki: „5 nocy do Gwiazdki” Jimmy Fallon

Ten pięknie ilustrowany, utrzymany w nastrojowych granatach picturebook to kwintesencja dziecięcej radości, ekscytacji i niecierpliwości związanych z oczekiwaniem na Święta.

Psotne rodzeństwo odlicza ostatnie dni i noce do Gwiazdki – robią rachunek sumienia związany z grzecznością i pilnowaniem domowych obowiązków, stroją choinkę, wyjadają słodkości, marzą o zabawkach, cieszą się z padającego śniegu, słuchają świątecznych piosenek, szykują mleko i ciasteczka…. i wypatrują, wypatrują, wypatrują. Dlaczego czas tak się wlecze? Szczególnie, kiedy z ekscytacji każdej upływającej nocy nie można zasnąć?

Bo czasami najbardziej magiczne i wyjątkowe jest samo oczekiwanie.

Cudowna pod względem wizualnym, pełna humoru, nastrojowa, wspaniale oddaje zarówno klimat oczekiwania na Boże Narodzenie, jak i dziecięce emocje. Napisana wpadającym w ucho wierszem w tłumaczeniu Michała Rusinka, bardzo prawdziwa, w dzieciach wzmagająca niecierpliwość, a w dorosłym czytelniku wzbudzająca poczucie nostalgii. Nie sposób przeczytać bez uśmiechu.

Jimmy Fallon, 5 nocy do Gwiazdki, Warszawa: Wydawnictwo Wilga, 2022, 34 s.

Recenzja powstała w ramach współpracy barterowej z Wydawnictwem Wilga.

Bajki Majki: „Góra Mądrości” Mojo Graffi

Lisek marzy o podróżach, Niedźwiedź o prawdziwej przyjaźni. Obaj siedzą jednak u stóp świetlistego drzewa i nie chcą się od niego oddalić. Lisek boi się ciemności, Niedźwiedź wierzy, że skoro to w tym miejscu rok temu wypowiedział życzenie, to na pewno tutaj się ono spełni. Ale czy marzenia spełniają się same, czy lepiej jednak wziąć sprawy w swoje łapki?

„… prawdziwy przyjaciel (…) to ktoś, kto wierzy w ciebie bardziej niż ty sam”.

Kiedy słynąca z dobrych rad Gąsienica daje naszym bohaterom motywację do działania i wysyła ich na wyprawę na Górę Mądrości, nie jest łatwo nie jest łatwo pokonać własne lęki i wyruszyć na przygodę. Szkoda byłoby jednak przegapić szansę na spełnienie marzeń! Czy Liskowi i Niedźwiedziowi starczy odwagi i samozaparcia, by stawić czoła wszystkim czekającym na drodze przeciwnościom? I czy na szczycie góry czeka na nich to, czego pragną?

Wzruszająca i dająca do myślenia opowieść o podróży i rodzącej się podczas niej przyjaźni zbudowanej na zaufaniu, trosce o dobro towarzysza i wspólnych przeżyciach. Historia o podejmowaniu próby i walce o spełnianie marzeń nawet jeśli nie jest się pewnym sukcesu. O stawianiu czoła obawom, pomocy innym, nauce wiary we własne możliwości i przedkładaniu dobra przyjaciela ponad własne.

„… ważniejsze od podróżowania jest to, z kim się podróżuje”.

Wielkim plusem jest sposób wydania tej książki. Zazwyczaj picturebooki porywają całostronicowymi ilustracjami, a sam tekst jest tylko dopełnieniem historii opowiedzianej za pomocą obrazu, w związku z tym są skierowane raczej do młodszych odbiorców. „Góra Mądrości” natomiast łączy w sobie imponującą stronę graficzną picturebooka z całkiem sporą ilością tekstu pozwalającego przedstawić nieco bardziej już skomplikowaną fabułę dla starszego i bardziej zaprawionego czytelnika. A same ilustracje są cudowanie delikatne, liryczne i bardzo klimatyczne, szczególnie pod koniec.

Dodająca otuchy historia wzmagająca wiarę we własne możliwości i odwagę, by sięgać po marzenia.

I piękny pomysł na prezent, świetnie sprawdzi się jako książka – pamiątka z dedykacją, do której można wracać na różnych etapach dorastania.

Mojo Graffi, Góra Mądrości, Warszawa: Wydawnictwo Wilga, 2022, 40 s.

Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Wilga.

Bajki Majki: „Żegnaj niedźwiadku” Jane Chapman

Tematyka śmierci jest jedną z najtrudniejszych, jakie przychodzi dorosłemu poruszyć z dzieckiem, szczególnie z tym najmłodszym, które nie ogarnia jeszcze tak abstrakcyjnych pojęć.

W książce Jane Chapman poetyckie, wzruszające ujęcie tematu nie wyklucza dosłownego nazwania rzeczy po imieniu. Opowieść zaczyna się słowami:

„Niedźwiadek umarł w pewien piątek…”

A jego dwaj najlepsi przyjaciele nie potrafią poradzić sobie z tą stratą i nie do końca rozumieją co się stało.

„Bóbr i krecik stali pod domem niedźwiadka i nie mogli zrozumieć, że już go nie ma”.

Bezradnie rozglądają się po miejscach, które dotychczas przemierzali wspólnie, porządkują przestrzeń, oddają rzeczy, które pożyczyli, ale nigdy nie zdążyli ich zwrócić. Przychodzą im na myśl słowa, których już nigdy nie będą mogli powiedzieć niedźwiadkowi. Odczuwają cały wachlarz emocji, wspierają się wzajemnie i wciąż myślą o przyjacielu, a każde miejsce i sytuacja przypominają im o nim powiększając tylko poczucie pustki i braku. Płaczą, milczą, wspominają. A czas płynie i pomaga uleczyć rany, choć jest to niełatwy i długotrwały proces. Proces, który najlepiej przejść z przyjaciółmi, a jednym z pomysłów na oswojenie tej tęsknoty jest wspólna praca i szlachetny cel. W końcu niedźwiadek nie chciałby, by przyjaciele już na zawsze pogrążyli się w smutku.

„Żegnaj, niedźwiadku” to przepięknie ilustrowany picturebook o poruszającej ale i niosącej ukojenie treści. O tęsknocie, żalu, gniewie ale i o pielęgnowaniu wspomnień o utraconej osobie, wspólnym działaniu i pięknej przyjaźni. I jednocześnie chyba najbardziej przystępna dla przedszkolaków książka o śmierci, na jaką dotychczas trafiłam.

„Mieli przed oczami jasny gwiazdozbiór, który będzie tam na zawsze. Tak, jak w ich sercach na zawsze pozostanie ukochany przyjaciel niedźwiadek”.

Jane Chapman, Żegnaj niedźwiadku, Warszawa: Wydawnictwo Wilga, 2022, 28 s.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Wilga.

Na ten temat warto przeczytać również:
„Ważne rzeczy”
„Wszędzie i we wszystkim”
„Dom na kurzych łapach”

Bajki Majki: „Kochamy dinozaury” Matt Robertson

Ten nie za gruby, ale bardzo bogato ilustrowany picturebook w żywych, nasyconych kolorach jest skierowany do przedszkolaków, które dopiero zaczynają swoją dinozaurową przygodę. Olbrzymie gady zostały podzielone na grupy, a ich przedstawiciele wybrani ze względu na swoje wyjątkowe cechy i przedstawieni bardziej na zasadzie intrygujących ciekawostek, niż dłuższej opowieści. To pierwsza, bardzo wstępna dinozaurowa encyklopedia wprowadzająca maluch w ten świat jeszcze przede wszystkim za pomocą obrazu.

I chyba pierwsza książka o dinozaurach, na której nie połamałam sobie języka! Chyba ze względu na naprawdę duże litery, którymi wyszczególniono wszystkie te skomplikowane nazwy.

Każda rozkładówka została poświęcona innej grupie prehistorycznych gadów, jej cechom i przedstawicielom – mamy więc drapieżne teropody, roślinożerne łagodne giganty zauropody, małe ale niezwykle groźne raptory czy „pancerne” dinozaury, jak stegozaury i ankylozaury. Znajdziemy tu również wszystkożerne pantofagi, czy kaczodziobe edmontozaury. Oczywiście swoją prywatną stronę otrzymał również król dinozaurów tyranozaur.

Dowiemy się co nieco o skamielinach, wyzwaniach stojących przed paleontologami, a także o różnorodnych jajach i… kupach dinozaurów. Poznamy stworzenia, które żyły w czasach dinozaurów i wciąż dzielą z nami planetę, a na ostatnich stronach czeka nas dinopowtórka, czyli kwestionariusze omówionych wcześniej dinozaurów wraz z ich rozmiarami i specjalnością.

To już druga książeczka z tej serii w naszych zbiorach. Bardzo polecamy też pierwszą część, poświęconą innym przerażającym stworom – owadom i robalom.

Matt Robertson, Kochamy DINOZAURY, Poznań: Wydawnictwo Papilon, 2021, 32 s.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Papilon.

Bajki Majki: „Van Dog” Gosia Herba, Mikołaj Pasiński

Są taki książki, którym poświęcasz rzut oka i już wiesz, że musisz mieć, bo to będzie WMN – Wielka Miłość Nieskończona. Już na sam tytuł spadły mi kapcie (mimo, że jestem zdeklarowaną kociarą, mam nadzieję, że ta zdrada zostanie mi wybaczona!) a jak jeszcze dodamy do niego jedną z moich najulubieńszych ilustratorek, to wiadomo, że musi być sztos, nie ma innej opcji.

Kochałam, więc zanim jeszcze otworzyłam, a jak już otworzyłam, to pokochałam jeszcze bardziej.

„Van Dog” to obłędnie kolorowy i pełen szczegółów, cudownie zwariowany picturebook o sztuce, tworzeniu i postrzeganiu świata.

Artysta wybiera się w plener. Kiedy od samego rana w skupieniu oddaje się malowaniu, łąka wokół niego zaczyna budzić się do życia i… wchodzić z nim w interakcje. Na początku powoli i przewidywalnie – uważne oko będzie miało szansę zauważyć coraz więcej robaczków, ptaszków, jaszczurek i chmurkowych baranków. Ale im dalej w las, tym bardziej goście będą odbiegać w kierunku surrealizmu. Pojawią się rozbrykane dzieciaki, rycerze kosmiczne mrówki, olbrzymia gadzina pytająca o drogę do Tokio (wraz z alpinistką wspinającą się zawzięcie po jej ogonie), pająk wielbiciel koloru niebieskiego, kosmici, wędkarze, wampiry, budka z lodami, kometa, przelotne opady deszczu i domorosły krytyk sztuki. A to tylko wybrane zagadnienia! Oczywiście cała ta hałastra wydaje z siebie olbrzymie ilości wyrazów dźwiękonaśladowczych, pytań natury egzystencjalnej i wyznań miłości w kierunku lodów. Czyste szaleństwo. Czy można sobie wyobrazić lepsze warunki dla tworzenia sztuki? Bynajmniej! Dlatego też powstanie prawdziwe arcydzieło!

Fantastyczna zarówno pod względem humorystycznym, jak i wizualnym, fani Gosi Herby znajdą tu niejednego z jej robaczków, pajączków i krwiopijców, a fani wielkiej światowej sztuki z pewnością będą zachwyceni żabią wersją Cecylii Gallerani, świńskim Courbetem i jamniczkowym Młodzieńcem.

To też genialna wyszukiwanka, bo dzieje się tak dużo, że czasami nadążyć za losami jednego z bohaterów nie jest wcale łatwo. A i ci zmieniają się jak w kalejdoskopie.

Na samym końcu zaś na młodych czytelników czeka plakat, na którym będą mogli stworzyć swoje własne, mniej lub bardziej realistyczne dzieło.

Gosia Herba, Mikołaj Pasiński, Van Dog, Warszawa: Wydawnictwo HarperKids, 2021, 48 s.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa HarperKids.

Bajki Majki: „Dzielna małpka” Marta Altés

„Im jesteś mniejszy, tym większe możesz mieć przygody. A co najważniejsze… tym większe wydają się objęcia”.

Właśnie skończyłyśmy z Mają czytać wszystkie książeczki Marty Altés z naszych zbiorów i przypomniało mi się, jak bardzo lubię ta autorkę (recenzje jej pozostałych książek przeczytacie TU, TU i TU). Jej opowiastki są pełne optymizmu, humoru i dobrej energii. A przy tym cudownie ilustrowane, kipiące kolorami i pełne sympatycznych bohaterów.

Życie nie jest proste, kiedy jest się najmniejszym w stadzie. Kiedy łapki są za krótkie, by sięgnąć upatrzonej liany, rodzina i przyjaciele zbyt wysocy, by wyjrzeć zza ich pleców, przyjemne bajorko zbyt głębokie na relaksującą kąpiel, a wszyscy tylko powtarzają, że coś jest zbyt niebezpieczne albo zbyt trudne dla kogoś tak małego. Szczególnie, kiedy osobnik nieszczególnie imponujących rozmiarów czuje, że został stworzony do rzeczy wielkich.

Mała małpka podejmuje więc wielką decyzję – planuje wdrapać się na najwyższe drzewo w dżungli, by pokazać wszystkim do czego jest zdolna. Wyrusza więc na wyprawę najeżoną przeciwnościami, podczas której dostrzega całą masę malutkich i przy tym pomysłowych i pełnych samozaparcia stworzonek, które pomagają jej odnaleźć własną drogę i przekuć swoją słabość w atut.

Szybko okaże się także, że mała małpka ma naprawdę WIELKIE szczęście, bo zapatrzona w swój cel i nie jest świadoma niebezpieczeństwa, które skrada się za nią krok w krok.

Śliczny, wesoły, podnoszący na duchu i dodający pewności siebie picturebook dla przedszkolaków. Razem z Mają gorąco polecamy wszystkim małym psotnikom – nie tylko tym lubującym się w bananach.  

Marta Altés, Dzielna małpka, Toruń: Wydawnictwo Tako, 2018, 32 s.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Tako.

Bajki Majki: „Leniwiec, który zmienił nasze życie” Margaret Wild, Vivienne To

Jestem przekonana, że leniwiec to moje mentalne zwierzę. Nie ma innej opcji muszę być jakimś podejrzanym skrzyżowaniem leniwca z lwem – najchętniej bym się nie ruszała, a jak ktoś spróbuje mnie ruszyć, to ryczę :D I Maja ma leniuszkowatość totalnie po mnie (ryczenie też), chociaż w naszej rodzinie to ona jest trochę takim leniwcem, który zmusza nas do zwolnienia obrotów. Szczególnie rano, kiedy trzeba pędzić do przedszkola i pracy!

Ten przeuroczy picturebook to historia Amelki i jej superszybkiej rodziny, która, jak można się już spodziewać, wszystko robi w pośpiechu i ciągle gdzieś gna. Kiedy dziewczynka przynosi do domu leniwca, jej rodziców czeka mały szok kulturowy. Bo choćby kolacja stygła, leniwiec się nie spieszy, a w czasie wieczornej przebieżki potrafi nawet… zasnąć. Czekając na nowego domownika, pośpieszna rodzinka odkrywa, że nagle ma mnóstwo czasu na drobne codzienne przyjemności – rozmowy, spoglądanie w gwiazdy i głaskanie kotków, rozwijanie pasji i bycie razem. A kiedy nauczyli się żyć bez nadmiernego pośpiechu, leniwiec udał się do sąsiadów pomóc im uporać się z tą samą przypadłością.

To jedna z tych książek, gdzie opowieść buduje stosunkowo niewielka ilość tekstu, a głównym środkiem przekazu są całostronicowe, bardzo barwne i wesołe ilustracje. Prosta, ale jakże mądra historia o potrzebie zwolnienia, spędzania czasu z rodziną i doceniania drobnych rzeczy.

Bo to właśnie czas jest najcenniejszym, co mamy i jednocześnie najlepszym prezentem, jaki możemy komuś ofiarować.

Cudowna pod względem wizualnym, prosta i z bardzo ważnym przesłaniem. To książka dla całej rodziny – niezależnie od wieku jej członków.

Ps. W „Leniwcu” to tata prasuje stertę ciuchów, bardzo podoba mi się ten widok!

Margaret Wild, Vivienne To, Leniwiec, który zmienił nasze życie, Warszawa: Wydawnictwo Kinderkulka, 2020, 32 s.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Kinderkulka.

Bajki Majki: „Sekret sprzedawcy rowerów” Jean-Jaques Sempé

Czy jest na sali ktoś, kto nie kojarzy przygód Mikołajka? Można mieć z nimi związane fantastyczne wspomnienia z dzieciństwa, można uważać je za nieedukacyjne (te fangi w nos!), ale chyba nie sposób nie znać. Na pewno więc i „Sekret sprzedawcy rowerów” na pierwszy rzut oka wyda się Wam znajomy. Jest to bowiem autorska książka pana Sempé – ilustratora kultowych książeczek o Mikołajku.

Mam wielką słabość do jego ilustracji – na pewno w dużej mierze ze względu na sentyment, ale lekka kreska, oszczędność formy i humorystyczny wydźwięk na pewno również mają z tym coś wspólnego. Uchwycenie portretu psychologicznego całej plejady najróżniejszych bohaterów za pomocą kilku machnięć piórkiem to dla mnie trochę czary. Okazuje się jednak, że potrafi opowiadać urzekające historie nie tylko obrazem, ale i zręcznie łączy go z tekstem.

Rudolf Taburin jest właścicielem warsztatu rowerowego i jest nieocenionym fachowcem w swojej dziedzinie. Do tego stopnia, że w jego rodzinnej miejscowości zaczęto nazywać rowery od jego nazwiska. Zakład dobrze prosperuje, ma szczęśliwą rodzinę, zyskał sympatię ludzi i prawdziwego przyjaciela – można pomyśleć, że Rudolf ma życie idealne. Od wczesnego dzieciństwa dręczy go jednak pewien sekret. Sekret, który może wyjść na jaw, kiedy jego przyjaciel – fotograf – zapragnie zrobić mu artystyczne zdjęcie podczas jazdy na rowerze. A cała ta sytuacja, zupełnym przypadkiem, doprowadzi do niespodziewanego sukcesu obu panów. Jednak czy sukces podszyty drobnym oszustwem, niewielkim zakłamaniem, smakuje tak samo, jak ten, na który uczciwie zapracowaliśmy?

Do tej książki jak ulał pasuje powiedzenie, że szewc bez butów chodzi. To całkiem zabawna, bardzo przyjemna opowieść o życiu z tajemnicą, która złośliwie podgryza sumienie. O wybiegach, by ów sekret utrzymać… no cóż, w sekrecie, o kompleksach, zaufaniu, braku wiary we własne możliwości, o przyjaźni i o uldze, jaką daje podzielenie się swoim kłopotem z przyjacielem. Może się okazać, że każdy, nawet najlepszy specjalista kryje w sercu swój własny zawstydzający sekrecik.

Duży format, niepowtarzalne ilustracje, dojrzały bohater, a do tego słowo i obraz, które wzajemnie się uzupełniają.

Jean-Jaques Sempé, Sekret sprzedawcy rowerów, Kraków: Wydawnictwo Znak Emotikon, 2020, 112 s.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak Emotikon.

Bajki Majki: „Bałtyckie zwierzaki”, Patrycja Wojtkowiak-Skóra

Jakie pamiątki przywozicie z wakacji? Ja mam wielką słabość do pocztówek i kiedy podczas naszej małej wyprawy w odwiedziny do helskich fok weszliśmy do mieszczącego się w fokarium sklepiku z pamiątkami nastawiałam się na pocztówki właśnie, choć spodziewałam się również pluszowej foczki, bo nie dość, że Hel jest foczym królestwem, to jeszcze majkowa miłość do fok nie ustaje. I Maja oczywiście foczkę wybrała, swoją drogą przeuroczą. Ale poprosiła również o „książkę z foczką za okładce”, dzięki czemu nabyliśmy drogą kupna „Bałtyckie zwierzaki” (i pluszowego łososia też, w końcu raz się żyje!), a moje matczyne serce zadrżało ze wzruszenia, bo jednak coś mi w tym macierzyństwie wyszło.

A sama książka okazała się świetna! To 30 niedługich rymowanek – każda poświęcona innemu bałtyckiemu stworzeniu. Czy w naszym morzu mieszkają… pchły? A diabły? Zające? Mitologiczne nereidy? I czy spodziewaliście się, że odpowiedź na wszystkie te pytania będzie twierdząca? Dowiedziałam się również, że przez 28 lat życia (nad morzem!) myliłam sercówkę z rogowcem bałtyckim. I nie miałam pojęcia, że mamy swoje własne krewetki.

Poza ogromnym potencjałem poznawczym w wyjątkowo przystępnej formie, ta pozycja to jednocześnie piękny picturebook. W formacie nieco większym niż A4, wypełniona po brzegi całkiem wiernymi, a jednocześnie budzącymi sympatię przedstawieniami morskich stworów spod ręki Olgi Demidovy. I cudownymi odcieniami błękitów, zieleni i turkusów, od samego patrzenia czuć słony posmak na czubku jezyka.

Jeśli jesteście jeszcze na wczasach z przedszkolakiem nad naszym polskim morzem, sprawcie sobie taką pamiątkę, polecamy z całego serca. I oczywiście pełne kieszenie muszelek sercówek, rogowców bałtyckich i małgiew płaskołazów. Ale jeśli na którejś z plaż zdarzy Wam się spotkać fokę, zróbcie jej zdjęcie z daleka i nie podchodźcie, te urocze, ale groźne stworzenia potrzebują odpoczynku na lądzie. A na bliższe spotkania trzeciego stopnia koniecznie wybierzcie się do fokarum na Hel albo do gdańskiego ZOO.

Patrycja Wojtkowiak-Skóra, Bałtyckie zwierzaki, Warszawa: Wydawnictwo Dwukropek, 2019, 32 s.