Bajki Majki: „Traktor Stasia. Nauka liczenia z okienkami” Izabela Mikrut, Monika Filipina

Dzisiaj gratka dla maluszków – przedstawiam wam jedną z najzabawniejszych książeczek do nauki liczenia, jakie widziałam. Traktor (a to już pojazd atrakcyjny sam w sobie) prowadzony przez Stasia i jego młodszą siostrę przez całą książkę ciągnie przyczepy przeróżnego kształtu i koloru, posiadające mniej lub bardziej zdumiewających mieszkańców. Na dzień dobry wita nas jeden bóbr siedzący… na toalecie, w kolejnej przyczepie kryją się krowy dziergające szalik na drutach, zobaczymy też kaczki w kąpieli, kolarskie niedźwiedzie… A więcej nie zdradzę, żeby nie psuć niespodzianki!

Wszystkiemu towarzyszy krótki, rytmiczny wierszyk systematyzujący co widzimy na obrazkach, a pod klapkami kryją się wyrazy dźwiękonaśladowcze zachęcające do naśladowania odgłosów podróżujących przyczepkami zwierzątek. Ile zwierząt kryje się w każdej z przyczep, a ile jest w całej książce? Na każdej ilustracji schowała się też psotna żabka, czy małemu molikowi uda się odnaleźć je wszystkie?

Książka jest całkiem spora (nieco mniejsza niż A4), z grubej, ślino i ząbkoodpornej tektury o bezpiecznie zaokrąglonych rogach, dzięki czemu świetnie nadaje się również do samodzielnego „czytania”. Czynnikiem wyróżniającym ją spośród innych tytułów z okienkami, jakie dotychczas mieliśmy, jest wielkość klapek. Te są naprawdę duże – po jednej na stronie – i kryje się za nimi całkiem sporo tajemnic.

To świetne wsparcie nie tylko w nauce liczenia, ale również kolorów, nazw zwierząt i odgłosów, jakie te wydają. Przyda się również do ćwiczenia spostrzegawczości, skupienia uwagi i motoryki małej, w końcu okienka to zawsze fajne wyzwanie dla małych paluszków, a niedługi tekst nie pozwoli maluchowi się znudzić.

Bardzo dobra kandydatka na jedną z pierwszych książeczek na półeczce bobasa.

Izabela Mikrut, Monika Filipina, Traktor Stasia. Nauka liczenia z okienkami, Warszawa: Wydawnictwo Nasza Księgarnia, 2021, 12 s.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Nasza Księgarnia.

W temacie nauki liczb i liczenia polecam również:
Liczyświnki”,
„Liczymy razem”,
„Cyferkową książkę”,
i zestawienie książek o literkach i cyferkach.

Bajki Majki: „Cyferkowa książka” Anna Salamon, Alicja Krzanik

Nie da się ukryć, że „Literkowa książka” okazała się hitem. Okazała się wyjątkowa nie tylko ze względu na cudną formę „wydzierganych” ilustracji, ale również dzięki wspomaganiu zapamiętywania przez różne dodatkowe aktywności do wykonania przez na maluszka.

Druga część, poświęcona cyferkom, utrzymuje ten schemat – jest równie imponująca pod względem wizualnym i nie brak jej pomysłowości. Poza samym liczeniem, na dziecko czekają dodatkowe polecenia pomagające zapamiętać zarówno kształt samych cyfr, jak i odpowiadające im ilości. Przy cyferce 1 musimy wskazać, co mamy pojedynczego, np. nos, czy głowę. Przy 2 mamy dwie nogi i dwie ręce, należy więc podskoczyć i klasnąć. Na dzieci czeka też miedzy innymi wymienianie czterech pór roku, siedmiu dni tygodnia, czy nazywanie wszystkich pięciu palców.

Poza wspomaganiem wyobraźni maluszka poprzez główkowanie nad zadaniami, pomyślano również o prostej wizualizacji. Obok każdej z cyfr widzimy regał (oczywiście włóczkowy)- na samym początku jest pusty (to strasznie super, że w książce uwzględniono również zero!), po czym najpierw pojawia się na nim jeden miś, później dwie filiżanki, trzy autka, pociąg z czterema wagonikami… i tak dalej. Dzięki temu za każdym razem maluszek może policzyć pojawiające się przedmioty podczas poznawania cyfr, a następnie wykorzystać zapełniający się regał do podstawowych działań matematycznych dodając do siebie nie tylko zabawki jednego rodzaju, ale również sumując je wszystkie po kolei.

Co dwie cyfry pojawia się włóczkowa scenka rodzajowa z życia rodziny, uzupełnione krótkim wierszykiem i kolejnymi zadaniami dla małego czytelnika – trzeba na kolejnych obrazkach (w domu, na plaży, na ulicy i w przedszkolu) odszukać przedmioty, które występują po kilka razy i policzyć je.

Nie myślcie jednak, że książką kończy się wraz z cyfrą 9, co to, to nie! Po dziewiątce czytelnicy dowiedzą się czym są liczby dwucyfrowe i poznają pierwsze cztery z nich. Następnie pojawi się strona poświęcona rzeczom nieskończonym, jak gwiazdy i bakterie oglądane przez rodziców przy pomocy teleskopu i mikroskopu, a po wszystkich stronach poświęconych dodawaniu zabawek pojawi się również czas na odejmowanie.

Najfajniejsze jest jednak to, że wszystkie te wyliczanki i stopniowe zapełnianie regału zabawkami i dekorowanie ścian gwiazdkami ułożyło się w prostą fabułę – na ostatniej stronie dowiadujemy się, że do rodzinki dołączyła malutka Hania a regał wraz z zabawkami był kompletowany do pokoju małej siostrzyczki. W połączeniu ze scenkami rodzajowymi całość układa się w całkiem rozbudowaną historię pewnej szydełkowej rodzinki.

A wszystko to po raz kolejny w wytrzymałym, ząbko- i ślinoodpownym kartonowym wydaniu z bezpiecznie zaokrąglonymi rogami. Nie „Cyferkowa książka” mam wątpliwości, że powtórzy sukces pierwszej części.

Anna Salamon, Alicja Krzanik, Cyferkowa książka, Warszawa: Wydawnictwo Nasza Księgarnia, 2021, 40 s.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Nasza Księgarnia.

Grajki Majki: „Plus minus. Nauka liczenia” oraz „SY-LA-BY. Nauka czytania”

„Kluczem do zwycięstwa jest szybkie liczenie”

No dobra, nie oszukujmy się – szybkie liczenie nigdy nie było moją mocną stroną… ale podobno człowiek uczy się całe życie! I na całe szczęście gra obejmuje wyłącznie dodawanie i odejmowanie, bo rozłożyć się na tabliczce mnożenia przez swoim własnym dzieckiem to byłaby trochę siara. Zwłaszcza, że za kilka lat będę musiała ją przekonywać, że znajomość tabliczki mnożenie jest nie tylko niezbędnie potrzeba do przeżycia, jak i do uzyskania promocji do kolejnej klasy.

Dobrze, że ten etap jeszcze daleko przede mną. Dodawanie i odejmowanie to bardziej mój poziom. Szczególnie w zakresie 10.

W pudełku znajdziemy aż 110 kart w trzech rodzajach – zielone karty dodawania (z pomarańczowym paskiem) i odejmowania (z fioletowym paskiem) oraz nieco wyróżniające się wyglądem, bo niebieskie karty celów (z różowym paskiem). Karty dodawania i odejmowania składają się z dwóch wartości – umieszczonego w centralnej części karty wyniku oraz fragmenty równania w rogu.

Gra ma trzy warianty różniące się poziomem zaawansowania gracza – na rozgrzewkę, standardowy i dla wymiataczy.

W najłatwiejszym wariancie nie korzystamy z kart celów. Jeden z graczy (np. rodzic) wykłada karty działań i podaje cyfrę, a pozostali gracze muszą jak najszybciej wskazać kartę, na której znajduje się reszta działania.

W standardowej rozgrywce układamy karty działań w kwadrat. Następnie gracz losuje cel z talii kart celów i musi wyszukać jak najwięcej kart, spełniających wylosowany warunek (np. zbiera wszystkie karty, których wynik daje liczbę parzystą, jest mniejszy niż 5, jest identyczny, albo w inny sposób określony wylosowanym celem).

Najtrudniejsza wersja również nie wymaga użycia kart celów – z potasowanych kart działań każdy z graczy dostaje po 6 i w ramach kolejnych akcji w kolejce układa określony kilkoma zasadami ciąg w taki sposób, by na koniec gry zebrać jak najwięcej kart.

Dzięki prostym zasadom uczestnikom zostaje sporo energii na główkowanie podczas gry. Element rywalizacji zmusza do szybkiego myślenia i, choć bywa frustrująco, jest to zdecydowanie ciekawsza i bardziej motywująca opcja, niż rozwiązywanie kolejnych rzędów przykładów z zeszytu ćwiczeń. Można dopasować poziom trudności zarówno do początkujących w liczeniu, jak i do wprawionych matematyków wymagających zaledwie małej powtórki ;)

Plus minus. Nauka liczenia
Autor: Marcin Dudek
Ilustracje: Joanna Kłos
Wydawnictwo Nasza Księgarnia
Liczba graczy: 2-4
Sugerowany wiek: 7+

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Nasza Księgarnia.

Z tej samej serii mamy również, analogicznie, grę do nauki czytania.

Kto nie miał tego w szkole? Kto nie męczył się dukając sylabę za sylabą na głos przed snem? To był mój koszmar i strasznie się cieszę, że coraz częściej w nauce wykorzystuje się zabawę. W zeszłym tygodniu pokazywałam Wam grę w sylabizowanie z Felusiem i Guciem dla początkujących maluszków – spokojniejszą, ilustrowaną i ze zdecydowanie bardziej wytrzymałych materiałów. Ta propozycja skierowana jest do starszych dzieci i została oparta na rywalizacji, jest więc zdecydowanie bardziej dynamiczna i wymaga od uczestników posiadania już pewnych podstawowych umiejętności w zakresie sylabizowania.

„Odczytywanie całego słowa, jest jak budowanie domu z klocków. Łatwiej i szybciej buduje się dom z kilku dużych bloków, niż z wielu malutkich cegiełek”.

Ten zestaw również składa się ze 110 kart – 55 kart sylab i 55 kart spółgłosek. Można je wykorzystać do czterech różnych wariantów gry. Super fajnie, że litery na kartach są zarówno pisane (w centrum karty), jak i drukowane (na rogach).

W pierwszej propozycji wszystko polega na tym, żeby układać słowa z dwóch sylab (a w trudniejszej wersji również z użyciem spółgłosek). Im więcej kombinacji w jednej turze, tym lepiej, byle jak najszybciej wykorzystać (i tym samym pozbyć się ich) wszystkie karty z ręki.

Druga propozycja rozgrywki jest kooperacyjna, więc prawdopodobnie nie skończy się rodzinną awanturą. Wszyscy uczestnicy mają przed sobą te same karty i w określonym czasie muszą wspólnie ułożyć z nich jak najwięcej wyrazów.

Trzecia to sylabowa wariacja na temat gry w makao, a czwarta polega na jak najszybszym podaniu słowa zawierającego sylabę widniejącą na karcie, w celu jej zdobycia. Tym razem wygrywa te, kto zbierze najwięcej kart.

Ale tak naprawdę zasady gry nie muszą nas ograniczać. Spokojnie możemy wymyślać własne, albo po prostu ćwiczyć układanie wyrazów. Jak najdłuższych, jak najśmieszniejszych, byle zawsze poprawnych!

SY-LA-BY. Nauka czytania
Autor: Agnieszka Łubkowska, Michał Szewczyk
Ilustracje: Joanna Kłos
Wydawnictwo Nasza Księgarnia
Liczba graczy: 2-5
Sugerowany wiek: 7+

P.S. Mój mąż zgłasza pewne zastrzeżenie do tej serii, obiecałam przekazać: „Dlaczego wszyscy mają nos jak Pucio, skoro nikt tu nie jest Puciem?”.

Grajki Majki: „Pizzeria” Jeffrey D’Allers, Maciej Szymanowicz

Jeśli chodzi o gry, w których strategia opiera się na liczeniu, to zawsze wygrywam pierwszą rozgrywkę (kiedy nikt jeszcze, do końca nie rozumie zasad i liczy się szczęście) by każdą kolejną przegrać z kretesem (kiedy już wszyscy zrozumieli zasady, a szczęście się wyczerpało). Strzelam wtedy straszne fochy, więc z zasady staram się takich gier unikać, żeby nie generować spięć w rodzinie.

Ale to jest pizza, a dla pizzy byłam gotowa na każde poświęcenie. I niczego nie żałuję!

W pudełku aż 69 kawałków pizzy, nóż i oferty specjalne do rozszerzonej wersji dla nieco bardziej zaawansowanych pizzożerców.

Z potasowanych kawałków kolejno układamy pizze, które następnie dzielimy na części i każdy z graczy po kolei wybiera jedną część. Następnie decyduje co zrobić z kawałkami pizzy ze swojej części – może je zjeść albo zostawić na później. I tu właśnie pojawia się strategia, bo każdy rodzaj pizzy jest inaczej punktowany, a punkty można zbierać na dwa sposoby.

Na każdym kawałku pizzy znajduje się numer, będący liczbą punktów – od 2 do 11. Te punkty można zdobyć zostawiając kawałki na później. Otrzymuje je jednak tylko ten, kto zgromadzi najwięcej kawałków danego rodzaju. Można też zjeść swoje kawałki – wtedy dostaje się punkt za każdy listek bazylii, który się na nich znajduje.

Dzięki tym prostym zasadom można spokojnie podsunąć grę już młodszym dzieciom – oczywiście musieliśmy naszej 4,5 latce dać nieco fory, ale bez problemu rozumiała, co i jak należy zrobić, a gra przy okazji okazała się doskonałym treningiem liczenia. Dla stale głodnych wrażeń przygotowano jeszcze karty z zamówieniami specjalnymi – dodatkowymi zadaniami i zasadami, które potrafią trochę namieszać w planie naszym i przeciwnika.

I chociaż gra w wariancie dwuosobowym, dla dwojga dorosłych jest nieco monotonna, trzy osoby już bawią się świetnie. Co ciekawe, przygotowano również opcję dla samotnego gracza – idealną na czasy pandemii – może on zmierzyć się z wirtualnym przeciwnikiem i spróbować uzyskać lepszy wynik od niego.

Ogromnym atutem gry jest jej forma – już samo układanie pizzy z kawałków jest atrakcyjne. Teoretycznie to prawie gra karciana z kartami o niestandardowym kształcie, a jednak kształt i pomysł robi różnicę! Jeśli dodamy do tego fantastyczną szatę graficzną Macieja Szymanowicza i bardzo staranne wykonanie, otrzymujemy naprawdę atrakcyjny tytuł. W sumie pizza to już argument sam w sobie!

Jedynym minusem jest spora górka kartonowych odpadów, które uzyskałam podczas pierwszego przygotowania gry, tego akurat mogłoby być nieco mniej.

Pizzeria
Autor: Jeffrey D. Allers
Ilustracje: Maciej Szymanowicz
Wydawnictwo Nasza Księgarnia
Liczba graczy: 1-6
Sugerowany wiek: 8+

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Nasza Księgarnia.

Grajki Majki: „Bójka na czytanie”, „Bójka na mnożenie”, Edgard Games

Dla nas to propozycje jeszcze trochę na wyrost, ale myślę, że świetnie się sprawdzą w czasach edukacji zdalenej i domowej. A ja wyjątkowo doceniam gry, przy których nauka jest właściwie „efektem ubocznym” dobrej zabawy.

„Bójka na czytanie” i „Bójka na mnożenie” to wariacje na temat popularnej gry dobble. Tylko jeszcze bardziej rozwijające i wymagające większego wysiłku, bo i nieco bardziej skomplikowane. Nie wystarczy tu w jak najszybszym czasie wypatrzeć dwa identyczne obrazki, co to, to nie! Tutaj trzeba dodatkowo czytać i liczyć!

DSC_0272

„Bójka na czytanie” to 31 kart pokrytych mieszaniną obrazków i słów – pisanych odpowiedników osób, zwierząt i przedmiotów przedstawionych na ilustracjach. Karty występują w trzech poziomach trudności: najłatwiejsze – żółte – poza ilustracjami zawierają słówka jednosylabowe (jak dom, kot czy ul) lub dwusylabowe z sylabami otwartymi (jak mama, czy ryba); średnie – różowe – to już słówka dwu- i trzysylabowe z sylabami otwartymi i zamkniętymi (jak wanna czy krokodyl) oraz poziom trudny – niebieski – gdzie znajdziemy słówka z polskimi znakami (jak gęś czy ślimak) oraz dwuznakami (mysz, czy kaczka).

Poza kartami do gry, w pudełku znajdziemy również karty pełniące funkcje słowniczka, na których umieszczono ilustracje z podpisami.

Gra polega na jak najszybszym odnajdywaniu par. Możemy szukać słówko-słówko, rysunek-rysunek lub słówko-rysunek. Chociaż pełna nazwa gry to „Bójka na czytanie na 3 sposoby”, tak naprawdę zaproponowano aż różnych 5 wariantów rozgrywek – łatwiutką dla dzieci uczących się czytać, grę na rozgrzewkę, grę na czas (to chyba najpopularniejsza wersja), grę w „na środku”, gdzie szukamy elementów wspólnych aż dla trzech kart jednocześnie, a nawet pojedynek, który czeka nas w przypadku remisu.

Bardzo podoba mi się szata graficzna – cała seria jest bardzo estetycznie zaprojektowana (a sprawdzić by karty, na których planuje kompletny chaos były jednocześnie czytelne i przejrzyste to wyzwanie!), ale ilustracje w „czytaniu” skradły moje serce!

„Bójka na czytanie na 3 sposoby”
Autor: Ewa Norman, Ewa Leszczyńska
Ilustracje: Joanna Gwis
Wydawnictwo: Edgard Games
Sugerowany wiek: 6+

„Bójka na mnożenie” analogicznie zawiera 31 kart, tym razem jednak znajdziemy na nich działania i liczby będące wynikiem owych działań. Również tutaj karty są na trzech poziomach trudności: poziom łatwy – żółty – obejmuje mnożenie przez 1, 2, 3, 4, 5 i 10; poziom średni – niebieski – to działania mnożenia przez 6, 7, 8 i 9; trudny poziom – fioletowy – to calutka tabliczka mnożenia w zakresie 100.

Poza kartami do gry, dołączono też czwarty rodzaj – zielony – będący „ściągą” z tabliczki mnożenia. I ja bardzo to szanuję, bo nie ukrywam, że to zawsze była moja pięta achillesowa i ta gra wciąż stanowi dla mnie wyzwanie, nawet 20 lat po osiągnięciu wieku minimalnego. Zasady gier są tak naprawdę takie same, jak w wersji z czytaniem – jest coś dla uczących się mnożenia, mała rozgrzewka, gra na czas, wersja z trzema kartami i remisowy pojedynek. A mimo to jakoś trudniej… Czymże byłoby jednak życie bez stawiania sobie wyzwań! Może w końcu będę miała tą tabliczkę mnożenia w „małym paluszku”, czego wymagano ode mnie zanim skończyłam podstawówkę. Nieskutecznie, choć nie bez starań.

W mnożenie można grać w więcej osób (6, zamiast 4, jak w czytaniu), chociaż prawdę mówiąc nie jestem pewna od czego to zależy.

„Bójka na mnożenie na 3 sposoby”
Autor: Ewa Norman, Patrycja Wysocka
Wydawnictwo: Edgard Games
Sugerowany wiek: 8+

Poza samą spostrzegawczością, obie gry rozwijają umiejętności czytania i liczenia, działania pod presją czasu, skupienia uwagi na szczegółach, szybkiego reagowania i… radzenia sobie z ewentualną porażką. Rozgrywki są dynamiczne, a całe partie nie grają długo, dzięki czemu nie tylko dziecko nie zdąży się znudzić, ale i rozkojarzyć, bo wbrew pozorom te gry są całkiem męczące – wymagają od dziecka sporo skupienia. Cóż, ta z mnożeniem nie tylko od dziecka…

Dodatkowym atutem jest „kieszonkowy” format. Sam kartonik, choć sam w sobie niewielki, można zostawić w domu, a spięte recepturką karty dorzucić do kosza piknikowego, plecaka lub torby i grać właściwie wszędzie.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Edgard Games.

Grajki Majki: Carotina, czyli nauka poprzez zabawę.

Na pewno znacie z autopsji taką sytuację, kiedy przychodzi co Was dawno nie widziana ciocia, albo znajomy rodziny, który wie, że macie na stanie malucha i chciałby sprawić mu jakąś drobną przyjemność, powiedzmy w granicy 20 zł, żeby nie przychodzić z pustymi rękami. Może sami jesteście czasami takim gościem i nie wiecie co by tu na wejściu dziecku sprezentować? Sytuacja wygląda podobnie w przypadku pomniejszych świąt, jak imieninki, Mikołajki, czy nadciągający Dzień Dziecka. Bardzo często wybór pada wtedy na słodycze (zazwyczaj średniej jakości, bo te wyglądają najbardziej atrakcyjnie. Dam głowę, że za moich czasów czekoladki Kidera miały lepszy skład!), na co rodzice coraz bardziej kręcą nosem, bo muszą potem dziecku cichaczem podjadać (przecież dzieci nie mogą jeść tak dużo słodyczy!), co kończy się nadprogramowymi kilogramami. Jeśli nie chcemy mieć grubych znajomych, zawsze dobrym pomysłem są bańki mydlane, naklejki, czy pomysłowe artykuły plastyczne. My bardzo chętnie przyjmujemy też puzzle, bo Majka ostatnio szczególnie ceni tą rozrywkę. A jeśli chcecie być bardziej pomysłowi, albo możecie podszepnąć swoim gościom pomysł na niewielki upominek, to przygotowałam dla Was listę gier i zestawów edukacyjnych Carotiny, które fanie sprawdzą się w roli atrakcyjnego drobiazgu dla dziecka nie będąc jednocześnie jakimś dużym, zobowiązującym prezentem.

„Piszę pierwsze słowa” to niewielki zestaw łączący dwie najbardziej chyba popularne propozycje wśród pierwszych gier maluszka – puzzle i loteryjkę – z nauką literek. Pierwszym zadaniem, które czeka na maluszka, jest ułożenie dziesięciu obrazków ze zwierzętami. Każdy z nich został podzielony na puzzle-paski, na których przedstawiono fragment ilustracji i jedną literkę. Puzzle mają różny poziom trudności – do wyboru są wyrazy trzy-, cztero- i sześcioliterowe, a poza znanymi zwierzętami, jak kot, czy pies, znajdziemy tu również bardziej „egzotycznych” delfina, czy murenę.

Tak ułożone puzzle staną się naszymi planszami do drugiej gry – loteryjki.  Kiedy gracze mają już przed sobą ułożone puzzle wraz z podpisem, naprzemiennie losują kartoniki z literkami. Jeśli wylosowana literka powtarza się z tymi na planszy gracza, może ją zatrzymać, jeśli nie, odkłada ją do pudełka. Wygrywa ten, kto jako pierwszy ułoży nazwę zwierzątka ze swojej planszy.

Proste i sprawdzone rozwiązania często są tymi skradającymi serca. Sympatyczna, edukacyjna i w cenie lepszej czekolady – dobry pomysł na drobny upominek. Dzięki niewielkiemu formatowi sprawdzi się również w podróży, czy podczas rodzinnego pikniku. Jedynym, czego mi zabrakło, jest woreczek do loteryjki – podczas losowania z pudełka moje dziecię strasznie podgląda!

Carotina. Piszę pierwsze słowa. Układanka i loteryjka „Czytam i piszę”
Firma: Lisciani
Sugerowany wiek: 3-6 lat.
Grę możecie kupić TUTAJ.

Drugą bardzo trafioną propozycją dla maluchów o cenie i formacie przypominającym kartonik Ptasiego Mleczka, jest „Logika 3 w 1”. To 24 trzyelementowe puzzle, w których elementy dopasowuje się nie jako części większego obrazka, a na podstawie trzech różnych relacji logicznych.

Pierwszym z nich – oznaczonym kolorem niebieskim – jest konstrukcja ciągu przyczynowo skutkowego, czyli „przed i po”. Mamy tu do ułożenia w odpowiedniej kolejności na przykład trzy etapy palenia się świecy, albo proces wykluwania się pisklaka, gdzie na pierwszym elemencie mamy jajko, na drugim pękające jajko z wyłaniającym się dzióbkiem, a na trzecim pisklaka.

Druga zagadka –zielona – polega na dopasowywaniu narzędzi do przedstawicieli różnych zawodów, czyli „co jest czyje”. Na przykład do wędkarza należy dopasować wędkę i haczyk na ryby, do kucharza garnek i chochlę.

Trzecie zadanie – różowe – polega na grupowaniu zwierząt pod względem cech wizualnych, czyli „kogo to przypomina”. Należy połączyć ze sobą na przykład różne dzikie koty, owady, jaszczurki albo „rogate parzystokopytne”.

Pomysłowa układanka zmieniająca nieco nasze myślenie o puzzlach, jako o okładaniu podzielonego na części obrazka. Poza wspomnianej w tytule umiejętności logicznego kojarzenia faktów, ćwiczy również spostrzegawczość, zwracanie uwagi na szczegóły, skupienie i cierpliwość.

Carotina. Logika 3 w 1
Firma: Lisciani
Sugerowany wiek: 3-6 lat.
Grę możecie kupić TUTAJ.

Mieliśmy już grę oswajającą z literkami i grę rozwijającą logiczne myślenie. Nadszedł czas na kolejne umiejętności – ćwiczenie pamięci i koncentracji. Nie da się ukryć, że z koncentracją i cierpliwością u maluchów raczej krucho, byłam za to zdumiona umiejętnością zapamiętywania, jaką zauważyłam u mojej przedszkolaczki – ta mała gadzina potrafi ograć mojego męża w memory, a i mnie czasami uda jej się wyprzedzić! I to bez „dawania forów”! Bardzo zależy mi na podtrzymaniu i rozwijaniu tej umiejętności, dlatego też chętnie sięgam po tego rodzaju tytuły, a i Majka lubi gry oparte na mechanizmach szukania i zapamiętywania.

„Ćwiczę pamięć” na pierwszy rzut oka przywodzi na myśl znaną grę „Bystre oczko”, jest bowiem oparta na tym samym schemacie. Zestaw składa się z 72 par kartoników z obrazkami podzielonymi na oznaczone kolorami kategorie  – zwierzęta, żywność, zawody, odzież, środki transportu i fantazja (my nazywamy je „bajkowymi) oraz planszy w kształcie kotka, na którego brzuszku przedstawiono 72 ilustracje odpowiadające tym na kartach. W pazurkach kotek trzyma spinner z ruchomą strzałką i kołem do losowania podzielonym na kolory odpowiadające kategoriom kart.

W takim przypadku pierwszym sposobem wykorzystania zestawu zawsze jest ulubiona gra mojego dziecka, czyli memory. Dopiero później możemy dowiadywać się co twórca gry miał na myśli. W tym przypadku gra pamięciowa jest urozmaicona o losowanie kategorii za pomocą spinnera, dzięki czemu w każdej rozgrywce wykorzystuje się tylko jedną talię kartoników jednocześnie, a nie wszystkich 72 za jednym zamachem, poza tym nie ma znaczących różnic podczas rozgrywki. I dobrze, bo kochamy tą grę taką, jaka jest!

Druga propozycja gry odbywa się z wykorzystaniem kociej planszy. W ty przypadku gracze naprzemiennie losują kartonik z obrazkiem, by jak najszybciej odnaleźć jego odpowiednik na planszy. Ten, kto znajdzie go jako pierwszy, zdobywa kartonik. Wygrywa osoba, która pierwsza zdobędzie 5 kartoników (albo 10, albo 15, jeśli chcemy, by gra była dłuższa). Oczywiście możemy też sami wymyślać kolejne warianty, na przykład losując kolor i starając się jak najszybciej odnaleźć i nazwać pięć przedmiotów z wylosowanej kategorii. Ogranicza nas tylko wyobraźnia.

Poza treningiem pamięci, spostrzegawczości i cierpliwości, to również dobra powtórka słownictwa i ćwiczenie refleksu. Kolejnymi atutami są atrakcyjna forma (kotki zawsze cieszą się u nas powodzeniem) i niewielka cena (zazwyczaj poniżej 20 zł).

Carotina. Ćwiczę pamięć
Firma: Lisciani
Sugerowany wiek: 3-6 lat
Grę możecie kupić TUTAJ.

Jeśli natomiast szukamy nieco większego prezentu (okolice 50 zł), albo chcielibyśmy na przykład jednym upominkiem zająć na dłuższą chwilę rodzeństwo, warto zwrócić uwagę na zestawy łączące w sobie kilka z wymienionych powyżej gier i rozwijających różne kompetencje.

„Labolatorium 20 gier” to zestaw pomagający poznać alfabet, pierwsze słowa i liczby, ćwiczący pamięć i logikę oraz wprowadzający pierwsze słówka w języku angielskim. Tematem przewodnim są tutaj owady (chociaż Majka mówi raczej „robale”), dlatego też znajdziemy stonogę z alfabetem, której trzeba podoczepiać zagubione słówka, gąsienicę z cyframi, motylka, który pomoże powtórzyć kształty i kolory, połączenie motylkowych memorów z kwiatkową loteryjką, a także ślimaka do nauki angielskiego i biedronkę do odkrycia z marchewką Carotiną, czyli elektronicznym piórem, które wydaje charakterystyczne dźwięki przy wybraniu prawidłowej lub błędnej odpowiedzi. Wszystkie elementy są dwustronne, dzięki czemu można wykorzystać je na różny sposób – często kolejnym poziomem zabawy są właśnie quizy z elektronicznym piórem w kształcie marchewki.

Jedyny minus jest taki, że quizy – zarówno angielskie, jak i polskie – w zdecydowanej większości wymagają umiejętności czytania, przez co rodzice nie uciekną do swoich spraw. My zostawiamy quizy na koniec – najpierw Maja sama składa wszystkie plansze, dopasowuje literki, cyferki i obrazki, liczy kropki biedronki, a na koniec wspólnie rozwiązujemy zagadki Carotiny. Myślę, że bardzo fajnie może się to sprawdzić, kiedy zaangażujemy do zabawy nieco starsze, czytające już rodzeństwo.

Carotina. Laboratorium 20 gier
Firma: Lisciani
Sugerowany wiek: 3-6 lat
Grę możecie kupić TUTAJ.

A jeśli to wciąż za mało wrażeń, jest jeszcze „50 gier” i to zdecydowany faworyt mojej córki. Podobnie, jak w przypadku powyższego zestawu, dwustronne gry i plansze rozwijają różne kompetencje – oswajają z literami i liczbami, uczą myślenia logicznego i ćwiczą pamięć. Są też zadania stanowiące powtórkę kolorów, kształtów i przeciwieństw.

Tym razem tematem przewodnim jest farma, i pod względem wizualnym ten zestaw podoba mi się najbardziej.

W opakowaniu znajdziemy między innymi memory (tym razem w formie kurczaczków), pawia z wielobarwnym ogonem, minipuzzle z wiejskimi zwierzątkami, kurkę-grę planszową, traktor wiozący całą menażerię, warzywne puzzle i wielką planszę pełną quizów z wykorzystaniem długopisu Carotiny. A instrukcja z propozycjami zabaw jest tak obszerna, że przypomina całkiem konkretną książeczkę!

Chociaż sugerowany wiek odbiorcy to 3+, moim zdaniem niektóre aktywności spokojnie można zaproponować i młodszemu dziecku – na przykład proste puzzle, czy grę w pamięć.

Carotina. 50 gier
Firma: Lisciani
Sugerowany wiek: 3-6 lat
Grę możecie kupić TUTAJ.

Oczywiście seria z Carotiną to wiele więcej tytułów dla maluchów w różnym wieku. Jeśli wciąż czujecie niedosyt, przypominam o starszych recenzjach:
Carotina Baby. Mata wodna do rysowania
Carotina Preschool. Alfabet. Słowa i liczby
Carotina Preschool. Tablica fluorescencyjna LED
Carotina Preschool. Gry dla przedszkolaków. Język angielski

Recenzja powstała dzięki uprzejmości dystrybutora zabawek Dante.

Bajki Majki: „Liczyświnki” Agata Matraś

Ku mojemu rozczarowaniu i nieskrywanej radości męża Majeczkę od nauki literek i czytania zdecydowanie bardziej interesują cyferki i liczenie. Ale to nie jedyny powód, dla którego „Liczyświnki” zostały przyjęte w naszym domu z wyjątkowo dużym entuzjazmem. Świnki to wciąż jedno z najulubieńszych zwierzątek (obok kotków, foczek, szopów, wilków…), a humorystyczna koncepcja i rymowana forma książeczki nie pozwalają przejść obok niej obojętnie.

Każda strona prezentuje nam świnkową ciżbę i wyszczególnione w niej persony – w ilości zależnej od omawianej aktualnie cyfry. Najpierw mamy rozkładówkę wprowadzającą (na przykład z jedną świnką i zdaniem wierszyka), kolejna natomiast wypełniona jest zagadkami związanymi z daną cyfrą (na przykład „kto zebrał najmniej malinek?” gdzie odpowiedzią jest świnka, która ma jedną malinkę). Zadania są na spostrzegawczość, kojarzenie faktów, przeciwieństwa i liczenie oczywiście. Nie brak tu labiryntów i wypatrywania szczegółów. Każdej cyferce towarzyszy określony temat – wraz ze świnkami przejedziemy się komunikacją miejską, wybierzemy się do muzeum, do restauracji, na mecz, do parku, na plac zabaw i na przyjęcie urodzinowe. A co najciekawsze, wszystko to zrobimy… wierszem, bo i każda zagadka i każde zdanie w tej książeczce wpada w ucho dzięki wszędobylskim rymowankom.

Niewielka, bardzo kolorowa i niesamowicie zatłoczona i wyjątkowo ładnie ilustrowana kartonówka dla przedszkolaków. Bo chociaż twarde strony, stosunkowo niewielki ciężar i bezpiecznie zaokrąglone rogi pozwalają czytać ją i z zupełnymi maluszkami, to jednak mnogość szczegółów i niektóre z zadań wymagają już wprawy kilkulatka.

Urocza, przesympatyczna i pomysłowa, bardzo polecamy!

Agata Matraś, Liczyświnki, Poznań: Wydawnictwo Papilon, 2020, 40 s.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Papilon.

Bajki Majki: „Rymowane zagadki matematyczne” Elżbieta i Witold Szwajkowscy

„Samochody w korku stały.
Trzy na światłach przejechały.
Ile jeszcze nie zdążyło,
jeśli w korku dziesięć było?”

Nie ukrywam, że nigdy jakoś szczególnie nie przepadałam za matematyką i uczucie to było całkowicie odwzajemnione. Moje 38% z matury zostało osiągnięte wysiłkiem wręcz heroicznym i jestem z nich bardzo dumna! Mam nadzieję, że moja Majka nie będzie podchodzić do królowej nauk z podobną niechęcią, bo jednak nie oszukujmy się – liczenie to całkiem przydatna umiejętność. Chociaż wciąż czekam na ten moment, kiedy będę mogła wykorzystać w praktyce wzór na deltę.

Myślę jednak, że gdybym w odpowiednim momencie trafiła na taką książkę, jak „Rymowane zagadki matematyczne”, moje podejście mogłoby być całkiem odmienne. Może i tylko na samym początku edukacji, ale czy to nie solidne podstawy budują pewność siebie i u dziecka i u dorosłego?

Trudno mi określić czym tak naprawdę jest ta książka. Nie jest to bowiem podręcznik, choć znajdziemy w niej zarówno wprowadzenie w temat, jak i zadania do rozwiązania. Nie jest to również encyklopedia, choć odnajdziemy w niej definicje. Zarówno wstęp do świata liczb, wytłumaczenie takich zjawisk jak dodawanie, czy odejmowanie (zarówno dwóch, jak i większej ilości liczb), jak i same zadania są… rymowane. A jak już sam tytuł wskazuje, zadania do obliczenia przez malucha zostały przedstawione w formie zagadek. Trudno o lepszy sposób „wciskania wiedzy do głowy”, jak melodyjne rymy i wzbudzanie zainteresowania. (Jedyny moment, w którym autorzy nie zwracają się do nas rymem, to wskazówki dla rodzica ułatwiające pracę z książką). Szczególnie, że poza dążeniem do poznania wyniku, dziecko na każdym kroku zachęcane jest do poznawania świata. Zagadkom liczbowym towarzyszą bowiem pytania pomocnicze. Przy zadaniu z gitarą warto zapytać czym są struny, podczas liczenia jajek różnych gatunków ptactwa można zastanowić się które z nich są jadalne, a licząc rękawy ubrań koniecznie musimy wziąć pod uwagę czym jest kamizelka! Poza umiejętnościami dodawania i odejmowania książka rozwija również budowanie własnej wypowiedzi i ćwiczy abstrakcyjne myślenie. Nie liczy się tu bowiem sam wynik, ale również sposób, w jaki dziecko do niego doszło, a także prawidłowe zrozumienie wszystkich elementów składowych zadania – nawet tych kompletnie nie związanych z matematyką. Ufff… cóż to za cudowny odpoczynek od bezdusznego, zero-jedynkowego sposobu oceniania tak lubianych w szkołach (bo i najłatwiejszych do sprawdzania) testów.

Interdyscyplinarna, pełna rymu i rytmu, dopełniona wesołymi ilustracjami książka ni trochę nie sugeruje, jakoby matematyka miała być czymś trudnym. I może wcale nie jest jeśli tylko ma się do niej odpowiednie podejście?

Elżbieta i Witold Szwajkowscy, Rymowane zagadki matematyczne, Warszawa: Wydawnictwo Kapitan Nauka, 2019, 41 s.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Kapitan Nauka.

Grajki Majki: Karty edukacyjne z pisakiem

Początki czytania i pisania wciąż są u nas tematem gorącym jak ciasteczka świeżo wyjęte z piekarnika – apetyczne i kuszące, a jednak potrafią nieźle sparzyć! Sinusoida chęci maluszka do nauki to się wznosi, to opada. Mamy za sobą już pierwsze sukcesy (od niedawna Majka potrafi się już oddzielnie podpisać!), pojawiły się też już pierwsze frustracje i zniechęcenia. Remedium na takie kryzysy okazuje się zwykle nowy sposób nauki. Jednym z przydatnych gadżetów, który świetnie sprawdził się nam podczas jednej z pierwszych jesiennych chorób, są karty zadań z pisakiem.

To nieskomplikowana, ale bardzo atrakcyjna alternatywa dla książeczek i gazetek z zadaniami do ćwiczenia rączki.

Każdy zestaw składa się z 24 sztywnych, śliskich, dwustronnych kart z zadaniami oraz suchościeralnego pisaka z „gumką”. Niewielki format i spora wytrzymałość kart sprawiają, że to bardzo fajnie sprawdzą się nie tylko w domu, ale również podczas podróży, czy wyjścia (do lekarza, czy restauracji) – wystarczy mieć pisak i choć kilka kart w torebce.

W zależności od wybranego tytułu – a te są trzy: „Szlaczki”, „Litery” i „Cyfry” – awers każdej karty jest wprowadzeniem – na przykład przedstawieniem danej cyfry, czy litery wraz z jej graficznym odpowiednikiem (dwoma skarpetkami przy dwójce lub ilustracją cebuli przy literce C), rewers zaś jest ćwiczeniem (rządkiem literek i cyferek do zapisania, wykropkowanym słowem lub prostym równaniem). W przypadku szlaczków na awersie mamy dwa rzędy wzoru do przećwiczenia, a z drugiej strony owe szlaczki występują jako element większego rysunku do uzupełnienia. A wraz z każdą kolejną kartą poziom trudności wzrasta.

Prosta forma i żywe kolory przyciągają uwagę dziecka, mnogość i różnorodność kart nie pozwala wkraść się nudzie, a możliwość wielokrotnego użytkowania to bardzo fajne rozwiązanie pod względem ekologii (któż z nas nie ma pełnego śmietnika uzupełnionych książeczek z zadaniami?).

Tero rodzaju ćwiczenia przygotowują dziecko do nauki pisania, ćwiczą sprawność małych rączek i cierpliwość małego człowieka. Szczególnie przydatna okazuje się być możliwość starcia błędu jednym ruchem chusteczki, co zapobiegło u nas niejednemu wybuchowi frustracji.

Chociaż sugerowany wiek użytkownika to 5+, moim zdaniem spokojnie można spróbować i z młodszym dzieckiem. Moja prawieczterolatka wymiata w szlaczki, a litery i cyfry budzą w niej zainteresowanie, którego za nic w świecie nie chciałabym przegapić. Jak na razie atrakcyjna forma zadań tylko podsyca tą fascynację. Oby ten stan trwał jak najdłużej!

Karty edukacyjne z pisakiem. Szlaczki; Litery; Cyfry
Firma: Wydawnictwo Aksjomat
Sugerowany wiek: 5+

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Aksjomat.