Grajki Majki: „Feluś i Gucio grają w literki. Gra edukacyjna”

Wiosną polecałam Wam grę wspierającą naukę czytania „Feluś i Gucio grają w sylaby”, która ostatnimi czasy przeżywa w naszym domu mały renesans. Tymczasem przychodzę z drugą odsłoną zabawy w składanie literek w wyrazy z przesympatycznymi bohaterami książek Marianny Schoett.

„Feluś i Gucio grają w literki” jest nieco trudniejsza od swojej poprzedniczki i choć na pierwszy rzut okaz przypomina troszkę scrabble, jest to tak naprawdę układanie krzyżówek.

W pudełku znajdziemy planszę z polami do układania literek, aż 100 płytek z literami (wraz z woreczkiem do ich przechowywania) oraz 60 dwustronnych płytek z wyrazami – z jednej strony przedstawionych w formie obrazka, z drugiej w formie hasła.

W zależności od stopnia zaawansowania dziecka możemy wybrać trudniejszy lub łatwiejszy wariant gry. W wariancie łatwiejszym rodzic rozmieszcza na planszy cztery płytki z obrazkami, a zadaniem dziecka jest ułożyć dany wyraz z przygotowanych wcześniej liter. Na koniec można skorzystać z podpowiedzi na rewersie płytki i sprawdzić, czy wyraz został napisany prawidłowo.

W wersji trudniejszej, bardziej przypominającej grę w scrabble, korzystamy z 14 zaproponowanych w instrukcji krzyżówek (lub wymyślamy własną). Każdy z graczy otrzymuje po 6 płytek z literami i w swojej kolejce układa je tak, by pasowały do powstającego przy płytce z obrazkiem wyrazu (nie musi natomiast układać całego wyrazu na raz, a litery nie musza być układane po kolei). Kiedy gracz zakończy układanie hasła kładąc przy nim ostatnie literki, zdobywa płytkę z obrazkiem wartą jeden punkt. Wygrywa ten, kto po ułożeniu całej krzyżówki zdobędzie najwięcej punktów.

Zasady nie są więc szczególnie skomplikowane, za to słówka mogą stanowić dla malucha nie lada wyzwanie, szczególnie te z dwuznakami. Na szczęście zawsze można podejrzeć kryjącą się po drugiej stronie obrazka podpowiedź.

Chociaż wszystkie elementy wykonano z grubej tekturki, są dopracowane, sprawiają wrażenie wytrzymałych (poprzednia gra z tej serii nie ma jak na razie, po ponad pół roku, żadnych śladów używania) i wygodnie się nimi operuje. W połączeniu z uroczymi ilustracjami po raz kolejny powstała bardzo fajna propozycja dla poczatkujących czytaczy łącząca naukę z zabawą.

Feluś i Gucio grają w literki. Gra edukacyjna
Autorzy: Magdalena Król, Marcin Dudek
Ilustracje: Marianna Schoett
Wydawnictwo Nasza Księgarnia
Liczba graczy: 1-4
Sugerowany wiek: 6+

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Nasza Księgarnia.

Bajki Majki: „Literkowce” Agata Matraś

Po „Liczyświnkach”, „Emomisiach” i moich ulubionych „Kolorysiach” przyszła kolej na „Literkowce”! Jak ja lubię tą serię przezabawnych, erudycyjnych i niesamowicie pomysłowych kartonówek-wyszukiwanek do aktywnego czytania!

Jak sama nazwa wskazuje, tym razem głównymi bohaterami autorka uczyniła literki i owce. Nie ma jednak szans na zagubienie w owczym stadzie, o nie! Każdy osobnik to wyjątkowe indywiduum o niepowtarzalnym wyglądzie i charakterze. Troszkę można dostać oczopląsu, ale jednocześnie bardzo chce się poznać je wszystkie. Nie obyło się również bez różnorodnych środków komunikacji, bo owce ewidentnie wybierają się na wakacje. Autobusem, autem, samolotem, tirem a nawet katamaranem, lotnią, psim zaprzęgiem i drezyną. Czym by jednak nie podróżowały, robią mnóstwo zamieszania – jest tłoczno, wesoło, gwarnie i z poczuciem humoru.

Znamy już ten schemat. Pierwsza rozkładówka jest ilustracją wprowadzającą w temat (w tym przypadku prezentującą po 2-3 literki) przy pomocy troszkę absurdalnej rymowanki, której jednak za nich nie można pozbyć się potem z głowy. Kolejna natomiast składa się z 5-6 zadań utrwalających słownictwo na daną literkę, ćwiczących spostrzegawczość, koncentrację, umiejętność logicznego myślenia i kojarzenia faktów. I tak naprzemiennie.

Będą labirynty, domino, łączenie w pary, układanie ciągów, szukanie różnic i poznawanie nowego słownictwa wraz ze zwracaniem uwagi na jaką to literkę rozpoczynają się słowa. Ostatnie strona jest stacją docelową, na której spotykają się wszyscy bohaterowie, którzy po wszystkich trudach i niespodziankach podróży nareszcie dotarli na upragniony wywczas. Spotykają się tu również ćwiczone przez całą lekturę literki.

Nie da się ukryć, że moja pięciolatka jest już troszkę za duża, by ten tytuł przyciągnął jej uwagę na dłużej niż tydzień. Ale moja Majka-uparciuszka, która od dobrego miesiąca nie zawała się za nic namówić na sięgnięcie po elementarz i jakiekolwiek próby czytania, przez trzy dni z rzędu prosiła o „Literkowce” każdego wieczora i po wykonaniu wszystkich zadań, przy ostatniej stronie z przyjemnością recytowała alfabet śpiewnym głosem. Trudno o lepszą kontrolę jakości.

Niezmiennie bardzo polecamy wszystkim przedszkolakom!

Agata Matraś, Literkowce, Poznań: Wydawnictwo Papilon, 2021, 40 s.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Papilon.

Jeśli szukacie również innych pozycji do nauki liter, koniecznie zobaczcie zestawienia książeczek o literkach i cyferkach oraz „Literkową Książkę”.

Grajki Majki: „Plus minus. Nauka liczenia” oraz „SY-LA-BY. Nauka czytania”

„Kluczem do zwycięstwa jest szybkie liczenie”

No dobra, nie oszukujmy się – szybkie liczenie nigdy nie było moją mocną stroną… ale podobno człowiek uczy się całe życie! I na całe szczęście gra obejmuje wyłącznie dodawanie i odejmowanie, bo rozłożyć się na tabliczce mnożenia przez swoim własnym dzieckiem to byłaby trochę siara. Zwłaszcza, że za kilka lat będę musiała ją przekonywać, że znajomość tabliczki mnożenie jest nie tylko niezbędnie potrzeba do przeżycia, jak i do uzyskania promocji do kolejnej klasy.

Dobrze, że ten etap jeszcze daleko przede mną. Dodawanie i odejmowanie to bardziej mój poziom. Szczególnie w zakresie 10.

W pudełku znajdziemy aż 110 kart w trzech rodzajach – zielone karty dodawania (z pomarańczowym paskiem) i odejmowania (z fioletowym paskiem) oraz nieco wyróżniające się wyglądem, bo niebieskie karty celów (z różowym paskiem). Karty dodawania i odejmowania składają się z dwóch wartości – umieszczonego w centralnej części karty wyniku oraz fragmenty równania w rogu.

Gra ma trzy warianty różniące się poziomem zaawansowania gracza – na rozgrzewkę, standardowy i dla wymiataczy.

W najłatwiejszym wariancie nie korzystamy z kart celów. Jeden z graczy (np. rodzic) wykłada karty działań i podaje cyfrę, a pozostali gracze muszą jak najszybciej wskazać kartę, na której znajduje się reszta działania.

W standardowej rozgrywce układamy karty działań w kwadrat. Następnie gracz losuje cel z talii kart celów i musi wyszukać jak najwięcej kart, spełniających wylosowany warunek (np. zbiera wszystkie karty, których wynik daje liczbę parzystą, jest mniejszy niż 5, jest identyczny, albo w inny sposób określony wylosowanym celem).

Najtrudniejsza wersja również nie wymaga użycia kart celów – z potasowanych kart działań każdy z graczy dostaje po 6 i w ramach kolejnych akcji w kolejce układa określony kilkoma zasadami ciąg w taki sposób, by na koniec gry zebrać jak najwięcej kart.

Dzięki prostym zasadom uczestnikom zostaje sporo energii na główkowanie podczas gry. Element rywalizacji zmusza do szybkiego myślenia i, choć bywa frustrująco, jest to zdecydowanie ciekawsza i bardziej motywująca opcja, niż rozwiązywanie kolejnych rzędów przykładów z zeszytu ćwiczeń. Można dopasować poziom trudności zarówno do początkujących w liczeniu, jak i do wprawionych matematyków wymagających zaledwie małej powtórki ;)

Plus minus. Nauka liczenia
Autor: Marcin Dudek
Ilustracje: Joanna Kłos
Wydawnictwo Nasza Księgarnia
Liczba graczy: 2-4
Sugerowany wiek: 7+

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Nasza Księgarnia.

Z tej samej serii mamy również, analogicznie, grę do nauki czytania.

Kto nie miał tego w szkole? Kto nie męczył się dukając sylabę za sylabą na głos przed snem? To był mój koszmar i strasznie się cieszę, że coraz częściej w nauce wykorzystuje się zabawę. W zeszłym tygodniu pokazywałam Wam grę w sylabizowanie z Felusiem i Guciem dla początkujących maluszków – spokojniejszą, ilustrowaną i ze zdecydowanie bardziej wytrzymałych materiałów. Ta propozycja skierowana jest do starszych dzieci i została oparta na rywalizacji, jest więc zdecydowanie bardziej dynamiczna i wymaga od uczestników posiadania już pewnych podstawowych umiejętności w zakresie sylabizowania.

„Odczytywanie całego słowa, jest jak budowanie domu z klocków. Łatwiej i szybciej buduje się dom z kilku dużych bloków, niż z wielu malutkich cegiełek”.

Ten zestaw również składa się ze 110 kart – 55 kart sylab i 55 kart spółgłosek. Można je wykorzystać do czterech różnych wariantów gry. Super fajnie, że litery na kartach są zarówno pisane (w centrum karty), jak i drukowane (na rogach).

W pierwszej propozycji wszystko polega na tym, żeby układać słowa z dwóch sylab (a w trudniejszej wersji również z użyciem spółgłosek). Im więcej kombinacji w jednej turze, tym lepiej, byle jak najszybciej wykorzystać (i tym samym pozbyć się ich) wszystkie karty z ręki.

Druga propozycja rozgrywki jest kooperacyjna, więc prawdopodobnie nie skończy się rodzinną awanturą. Wszyscy uczestnicy mają przed sobą te same karty i w określonym czasie muszą wspólnie ułożyć z nich jak najwięcej wyrazów.

Trzecia to sylabowa wariacja na temat gry w makao, a czwarta polega na jak najszybszym podaniu słowa zawierającego sylabę widniejącą na karcie, w celu jej zdobycia. Tym razem wygrywa te, kto zbierze najwięcej kart.

Ale tak naprawdę zasady gry nie muszą nas ograniczać. Spokojnie możemy wymyślać własne, albo po prostu ćwiczyć układanie wyrazów. Jak najdłuższych, jak najśmieszniejszych, byle zawsze poprawnych!

SY-LA-BY. Nauka czytania
Autor: Agnieszka Łubkowska, Michał Szewczyk
Ilustracje: Joanna Kłos
Wydawnictwo Nasza Księgarnia
Liczba graczy: 2-5
Sugerowany wiek: 7+

P.S. Mój mąż zgłasza pewne zastrzeżenie do tej serii, obiecałam przekazać: „Dlaczego wszyscy mają nos jak Pucio, skoro nikt tu nie jest Puciem?”.

Grajki Majki: „Feluś i Gucio grają w sylaby. Gra edukacyjna”

Fenomenalna sprawa, idealna na aktualny etap rozwoju mojej przedszkolaczki. Już w pierwszej rozgrywce mogłam usłyszeć, jak moje dziecię czyta! I rozumie sens przeczytanego słowa! Duma x3000!

Ale od początku.

Gra edukacyjna „Feluś i Gucio grają w sylaby” to zestaw 108 kafelków z obrazkami i sylabami oraz 4 plansze do układania na nich wyrazów z płytek z sylabami. Tematycznie i wizualnie nawiązująca do popularnej serii kartonówek dla najmłodszych z Felusiem i Guciem w roli głównej (Recenzje książeczek o Felusiu i Guciu znajdziecie TU i TU ).

Jest rekomendowana dla dzieci od 5 roku życia i rewelacyjnie ułatwia składanie liter w sylaby i samych sylab w słowa. Czyli to, z czym maluchy mają na pewnym etapie sporo problemów – rozpoznają wszystkie litery, ale nie potrafią połączyć ich w wyraz.

Na samym początku trochę się zdemotywowałam, bo jako najbardziej genialna matka pod słońcem, nie oświeciłam mojego dziecka co do istnienia liter małych, czyli pisanych. Nauczyłam Majkę tylko wielkich, drukowanych! A tutaj cała gra oparta jest o litery pisane, więc szykowałam się do zaserwowania mojemu dziecku sporej zmiany światopoglądowej jak na operację wojenną. Na szczęście moja chłonna gąbeczka przyjęła ta rewelację bez większych sprzeciwów i bardzo szybko zaczęła kojarzyć małe litery z dużymi. Ufff….

W pudełku znajdziemy 4 dwustronne plansze, gdzie jedna strona służy do układania słów dwusylabowych a druga trójsylabowych. My na razie gramy na tym łatwiejszym poziomie – Maja wybiera sobie trzy obrazki układa je na stronie z podpisami, a następnie szuka odpowiednich kafelków z sylabami. Tak ułożone słowo najpierw literuje, później czyta sylabami, aż wreszcie łączy w całe słowa! I to naprawdę działa, sama doszła do tego, że „ten dziwny kot z obrazka” to puma, a „różowy cukierek” to guma. Serce rośnie!

Bardziej zaawansowani gracze mogą obrócić płytki z obrazkami na stronę bez napisów i próbować układać słowa z pamięci. Można też wybrać stronę planszy ze słowami trójsylabowymi, gdzie jedna z sylab została już podpowiedziana. Można w ten sposób ćwiczyć czytanie samodzielnie, albo grać w maksymalnie 4 osoby (bo i tyle mamy plansz).

Do zestawu opracowano 7 propozycji zabaw na różnym poziomie trudności – gdzie składa się słowa dwu lub trzysylabowe, z podpowiedzą w formie podpisu lub bez, wybierając sylaby z mniejszej lub większej liczby kafelków, i tak dalej i tak dalej.

Wszystkie elementy zostały wykonane z naprawdę grubej tektury i wydają się być całkiem wytrzymałe. Wszystkie rogi są bezpiecznie zaokrąglone, a to dla mnie zawsze duży plus. Szata graficzna jest pastelowo-urocza, bardzo w moim typie, a obrazki na ilustracjach są łatwo rozpoznawalne.

I jeszcze na koniec wisienka na torcie – w całym tym wielkim zestawie wykorzystano dwa maleńkie kawałki plastikowego przylepca do złączenia pudełka. A poza tym nie było w nim grama plastiku – nawet opakowania. Da się? Da się!

Świetne narzędzie do nauki czytania przez zabawę. Myślę, że taka pomoc edukacyjna równie dobrze sprawdzi się też w przedszkolu. Bardzo polecam!

Feluś i Gucio grają w sylaby. Gra edukacyjna
Ilustracje: Marianna Schoett
Wydawnictwo Nasza Księgarnia
Liczba graczy: 1-4
Sugerowany wiek: 5+

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Nasza Księgarnia.

Bajki Majki: „Czytanki sy-la-bo-we z obrazkami”, Anna Sójka, Ola Krzanowska

Koniec wakacji, nadszedł czas nauki! Ale czy ta może być równie przyjemna, co wakacyjne przygody? Moja Majka kocha książki – zarówno kiedy jej czytamy, jak i samodzielnie oglądać obrazki i opowiadać sobie historie. Ale do nauki literek i ich składania w wyrazy jakoś się nie pali. Rozglądam się więc powoli za różnymi tytułami, które zmienią naukę czytania w świetną zabawę. Oto jeden z nich:

„Czytanki sy-la-bo-we z obrazkami” to niewielka formatem, ale dość gruba książka i całkiem ciężka książka, przywodząca na myśl poważne tomiszcza, za to z naprawdę uroczym wnętrzem. Znajdziemy w niej 12 króciutkich opowiadań – bardzo prostych, ale pełnych przygód i całkiem pouczających – o zwierzątkach, owadach, smokach i księżniczkach, znajdzie się nawet pewna czarownica! Przeczytamy też miedzy innymi o pracowitych pszczółkach i mrówkach oraz pomysłowych biedronkach, strachliwym smoku, leśnym przedszkolu, Śwince Balbince, która wyruszyła zdobywać świat poza chlewikiem, różowym zabawkowym wielorybie, który się zgubił, czy o słoniu, który nauczył się doceniać innych.

W tekście opowiadań część słów zastąpiono obrazkami, by nawet te zupełnie nie umiejące jeszcze czytać maluchy mogły brać czynny udział w lekturze. A jak już przyzwyczają się do wspólnego czytania i będą gotowe na kolejny poziom zaawansowania, między obrazkami czekają wyrazy podzielone na czarno-czerwone sylaby – idealne do stawiania pierwszych kroków w świecie czytania.

Tekst został sformatowany tak, by być maksymalnie łatwym w odbiorze – na jednej stronie znajdziemy od jednego do czterech krótkich zdań z wyszczególnionymi graficznie sylabami i obrazkami zamiast niektórych wyrazów. Bardzo duża interlinia pomaga podczas śledzenia tekstu palcem, a poza piktogramami znajdziemy tu mnóstwo ilustracji – nie tylko będących dekoracją stron z tekstem, ale również całostronicowych. A ilustracje Oli Krzanowskiej są bardzo w moim guście – delikatne, kolorowe i strasznie słodkie, ale bez zbędnej pastelozy.

Dopiero wdrażamy się w czytanie sylabowe, ale jak na razie już same obrazki w tekście sprawiają mojej przedszkolaczce sporo frajdy i dumy z udziału w czytaniu tekstu. Coś czuję, że to będzie całkiem pożyteczna koncepcja!

Anna Sójka, Ola Krzanowska, Czytanki sylabowe z obrazkami, Poznań: Wydawnictwo CED, 2020, 96 s.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa CED.

Grajki Majki: „Bójka na czytanie”, „Bójka na mnożenie”, Edgard Games

Dla nas to propozycje jeszcze trochę na wyrost, ale myślę, że świetnie się sprawdzą w czasach edukacji zdalenej i domowej. A ja wyjątkowo doceniam gry, przy których nauka jest właściwie „efektem ubocznym” dobrej zabawy.

„Bójka na czytanie” i „Bójka na mnożenie” to wariacje na temat popularnej gry dobble. Tylko jeszcze bardziej rozwijające i wymagające większego wysiłku, bo i nieco bardziej skomplikowane. Nie wystarczy tu w jak najszybszym czasie wypatrzeć dwa identyczne obrazki, co to, to nie! Tutaj trzeba dodatkowo czytać i liczyć!

DSC_0272

„Bójka na czytanie” to 31 kart pokrytych mieszaniną obrazków i słów – pisanych odpowiedników osób, zwierząt i przedmiotów przedstawionych na ilustracjach. Karty występują w trzech poziomach trudności: najłatwiejsze – żółte – poza ilustracjami zawierają słówka jednosylabowe (jak dom, kot czy ul) lub dwusylabowe z sylabami otwartymi (jak mama, czy ryba); średnie – różowe – to już słówka dwu- i trzysylabowe z sylabami otwartymi i zamkniętymi (jak wanna czy krokodyl) oraz poziom trudny – niebieski – gdzie znajdziemy słówka z polskimi znakami (jak gęś czy ślimak) oraz dwuznakami (mysz, czy kaczka).

Poza kartami do gry, w pudełku znajdziemy również karty pełniące funkcje słowniczka, na których umieszczono ilustracje z podpisami.

Gra polega na jak najszybszym odnajdywaniu par. Możemy szukać słówko-słówko, rysunek-rysunek lub słówko-rysunek. Chociaż pełna nazwa gry to „Bójka na czytanie na 3 sposoby”, tak naprawdę zaproponowano aż różnych 5 wariantów rozgrywek – łatwiutką dla dzieci uczących się czytać, grę na rozgrzewkę, grę na czas (to chyba najpopularniejsza wersja), grę w „na środku”, gdzie szukamy elementów wspólnych aż dla trzech kart jednocześnie, a nawet pojedynek, który czeka nas w przypadku remisu.

Bardzo podoba mi się szata graficzna – cała seria jest bardzo estetycznie zaprojektowana (a sprawdzić by karty, na których planuje kompletny chaos były jednocześnie czytelne i przejrzyste to wyzwanie!), ale ilustracje w „czytaniu” skradły moje serce!

„Bójka na czytanie na 3 sposoby”
Autor: Ewa Norman, Ewa Leszczyńska
Ilustracje: Joanna Gwis
Wydawnictwo: Edgard Games
Sugerowany wiek: 6+

„Bójka na mnożenie” analogicznie zawiera 31 kart, tym razem jednak znajdziemy na nich działania i liczby będące wynikiem owych działań. Również tutaj karty są na trzech poziomach trudności: poziom łatwy – żółty – obejmuje mnożenie przez 1, 2, 3, 4, 5 i 10; poziom średni – niebieski – to działania mnożenia przez 6, 7, 8 i 9; trudny poziom – fioletowy – to calutka tabliczka mnożenia w zakresie 100.

Poza kartami do gry, dołączono też czwarty rodzaj – zielony – będący „ściągą” z tabliczki mnożenia. I ja bardzo to szanuję, bo nie ukrywam, że to zawsze była moja pięta achillesowa i ta gra wciąż stanowi dla mnie wyzwanie, nawet 20 lat po osiągnięciu wieku minimalnego. Zasady gier są tak naprawdę takie same, jak w wersji z czytaniem – jest coś dla uczących się mnożenia, mała rozgrzewka, gra na czas, wersja z trzema kartami i remisowy pojedynek. A mimo to jakoś trudniej… Czymże byłoby jednak życie bez stawiania sobie wyzwań! Może w końcu będę miała tą tabliczkę mnożenia w „małym paluszku”, czego wymagano ode mnie zanim skończyłam podstawówkę. Nieskutecznie, choć nie bez starań.

W mnożenie można grać w więcej osób (6, zamiast 4, jak w czytaniu), chociaż prawdę mówiąc nie jestem pewna od czego to zależy.

„Bójka na mnożenie na 3 sposoby”
Autor: Ewa Norman, Patrycja Wysocka
Wydawnictwo: Edgard Games
Sugerowany wiek: 8+

Poza samą spostrzegawczością, obie gry rozwijają umiejętności czytania i liczenia, działania pod presją czasu, skupienia uwagi na szczegółach, szybkiego reagowania i… radzenia sobie z ewentualną porażką. Rozgrywki są dynamiczne, a całe partie nie grają długo, dzięki czemu nie tylko dziecko nie zdąży się znudzić, ale i rozkojarzyć, bo wbrew pozorom te gry są całkiem męczące – wymagają od dziecka sporo skupienia. Cóż, ta z mnożeniem nie tylko od dziecka…

Dodatkowym atutem jest „kieszonkowy” format. Sam kartonik, choć sam w sobie niewielki, można zostawić w domu, a spięte recepturką karty dorzucić do kosza piknikowego, plecaka lub torby i grać właściwie wszędzie.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Edgard Games.

Grajki Majki: Carotina, czyli nauka poprzez zabawę.

Na pewno znacie z autopsji taką sytuację, kiedy przychodzi co Was dawno nie widziana ciocia, albo znajomy rodziny, który wie, że macie na stanie malucha i chciałby sprawić mu jakąś drobną przyjemność, powiedzmy w granicy 20 zł, żeby nie przychodzić z pustymi rękami. Może sami jesteście czasami takim gościem i nie wiecie co by tu na wejściu dziecku sprezentować? Sytuacja wygląda podobnie w przypadku pomniejszych świąt, jak imieninki, Mikołajki, czy nadciągający Dzień Dziecka. Bardzo często wybór pada wtedy na słodycze (zazwyczaj średniej jakości, bo te wyglądają najbardziej atrakcyjnie. Dam głowę, że za moich czasów czekoladki Kidera miały lepszy skład!), na co rodzice coraz bardziej kręcą nosem, bo muszą potem dziecku cichaczem podjadać (przecież dzieci nie mogą jeść tak dużo słodyczy!), co kończy się nadprogramowymi kilogramami. Jeśli nie chcemy mieć grubych znajomych, zawsze dobrym pomysłem są bańki mydlane, naklejki, czy pomysłowe artykuły plastyczne. My bardzo chętnie przyjmujemy też puzzle, bo Majka ostatnio szczególnie ceni tą rozrywkę. A jeśli chcecie być bardziej pomysłowi, albo możecie podszepnąć swoim gościom pomysł na niewielki upominek, to przygotowałam dla Was listę gier i zestawów edukacyjnych Carotiny, które fanie sprawdzą się w roli atrakcyjnego drobiazgu dla dziecka nie będąc jednocześnie jakimś dużym, zobowiązującym prezentem.

„Piszę pierwsze słowa” to niewielki zestaw łączący dwie najbardziej chyba popularne propozycje wśród pierwszych gier maluszka – puzzle i loteryjkę – z nauką literek. Pierwszym zadaniem, które czeka na maluszka, jest ułożenie dziesięciu obrazków ze zwierzętami. Każdy z nich został podzielony na puzzle-paski, na których przedstawiono fragment ilustracji i jedną literkę. Puzzle mają różny poziom trudności – do wyboru są wyrazy trzy-, cztero- i sześcioliterowe, a poza znanymi zwierzętami, jak kot, czy pies, znajdziemy tu również bardziej „egzotycznych” delfina, czy murenę.

Tak ułożone puzzle staną się naszymi planszami do drugiej gry – loteryjki.  Kiedy gracze mają już przed sobą ułożone puzzle wraz z podpisem, naprzemiennie losują kartoniki z literkami. Jeśli wylosowana literka powtarza się z tymi na planszy gracza, może ją zatrzymać, jeśli nie, odkłada ją do pudełka. Wygrywa ten, kto jako pierwszy ułoży nazwę zwierzątka ze swojej planszy.

Proste i sprawdzone rozwiązania często są tymi skradającymi serca. Sympatyczna, edukacyjna i w cenie lepszej czekolady – dobry pomysł na drobny upominek. Dzięki niewielkiemu formatowi sprawdzi się również w podróży, czy podczas rodzinnego pikniku. Jedynym, czego mi zabrakło, jest woreczek do loteryjki – podczas losowania z pudełka moje dziecię strasznie podgląda!

Carotina. Piszę pierwsze słowa. Układanka i loteryjka „Czytam i piszę”
Firma: Lisciani
Sugerowany wiek: 3-6 lat.
Grę możecie kupić TUTAJ.

Drugą bardzo trafioną propozycją dla maluchów o cenie i formacie przypominającym kartonik Ptasiego Mleczka, jest „Logika 3 w 1”. To 24 trzyelementowe puzzle, w których elementy dopasowuje się nie jako części większego obrazka, a na podstawie trzech różnych relacji logicznych.

Pierwszym z nich – oznaczonym kolorem niebieskim – jest konstrukcja ciągu przyczynowo skutkowego, czyli „przed i po”. Mamy tu do ułożenia w odpowiedniej kolejności na przykład trzy etapy palenia się świecy, albo proces wykluwania się pisklaka, gdzie na pierwszym elemencie mamy jajko, na drugim pękające jajko z wyłaniającym się dzióbkiem, a na trzecim pisklaka.

Druga zagadka –zielona – polega na dopasowywaniu narzędzi do przedstawicieli różnych zawodów, czyli „co jest czyje”. Na przykład do wędkarza należy dopasować wędkę i haczyk na ryby, do kucharza garnek i chochlę.

Trzecie zadanie – różowe – polega na grupowaniu zwierząt pod względem cech wizualnych, czyli „kogo to przypomina”. Należy połączyć ze sobą na przykład różne dzikie koty, owady, jaszczurki albo „rogate parzystokopytne”.

Pomysłowa układanka zmieniająca nieco nasze myślenie o puzzlach, jako o okładaniu podzielonego na części obrazka. Poza wspomnianej w tytule umiejętności logicznego kojarzenia faktów, ćwiczy również spostrzegawczość, zwracanie uwagi na szczegóły, skupienie i cierpliwość.

Carotina. Logika 3 w 1
Firma: Lisciani
Sugerowany wiek: 3-6 lat.
Grę możecie kupić TUTAJ.

Mieliśmy już grę oswajającą z literkami i grę rozwijającą logiczne myślenie. Nadszedł czas na kolejne umiejętności – ćwiczenie pamięci i koncentracji. Nie da się ukryć, że z koncentracją i cierpliwością u maluchów raczej krucho, byłam za to zdumiona umiejętnością zapamiętywania, jaką zauważyłam u mojej przedszkolaczki – ta mała gadzina potrafi ograć mojego męża w memory, a i mnie czasami uda jej się wyprzedzić! I to bez „dawania forów”! Bardzo zależy mi na podtrzymaniu i rozwijaniu tej umiejętności, dlatego też chętnie sięgam po tego rodzaju tytuły, a i Majka lubi gry oparte na mechanizmach szukania i zapamiętywania.

„Ćwiczę pamięć” na pierwszy rzut oka przywodzi na myśl znaną grę „Bystre oczko”, jest bowiem oparta na tym samym schemacie. Zestaw składa się z 72 par kartoników z obrazkami podzielonymi na oznaczone kolorami kategorie  – zwierzęta, żywność, zawody, odzież, środki transportu i fantazja (my nazywamy je „bajkowymi) oraz planszy w kształcie kotka, na którego brzuszku przedstawiono 72 ilustracje odpowiadające tym na kartach. W pazurkach kotek trzyma spinner z ruchomą strzałką i kołem do losowania podzielonym na kolory odpowiadające kategoriom kart.

W takim przypadku pierwszym sposobem wykorzystania zestawu zawsze jest ulubiona gra mojego dziecka, czyli memory. Dopiero później możemy dowiadywać się co twórca gry miał na myśli. W tym przypadku gra pamięciowa jest urozmaicona o losowanie kategorii za pomocą spinnera, dzięki czemu w każdej rozgrywce wykorzystuje się tylko jedną talię kartoników jednocześnie, a nie wszystkich 72 za jednym zamachem, poza tym nie ma znaczących różnic podczas rozgrywki. I dobrze, bo kochamy tą grę taką, jaka jest!

Druga propozycja gry odbywa się z wykorzystaniem kociej planszy. W ty przypadku gracze naprzemiennie losują kartonik z obrazkiem, by jak najszybciej odnaleźć jego odpowiednik na planszy. Ten, kto znajdzie go jako pierwszy, zdobywa kartonik. Wygrywa osoba, która pierwsza zdobędzie 5 kartoników (albo 10, albo 15, jeśli chcemy, by gra była dłuższa). Oczywiście możemy też sami wymyślać kolejne warianty, na przykład losując kolor i starając się jak najszybciej odnaleźć i nazwać pięć przedmiotów z wylosowanej kategorii. Ogranicza nas tylko wyobraźnia.

Poza treningiem pamięci, spostrzegawczości i cierpliwości, to również dobra powtórka słownictwa i ćwiczenie refleksu. Kolejnymi atutami są atrakcyjna forma (kotki zawsze cieszą się u nas powodzeniem) i niewielka cena (zazwyczaj poniżej 20 zł).

Carotina. Ćwiczę pamięć
Firma: Lisciani
Sugerowany wiek: 3-6 lat
Grę możecie kupić TUTAJ.

Jeśli natomiast szukamy nieco większego prezentu (okolice 50 zł), albo chcielibyśmy na przykład jednym upominkiem zająć na dłuższą chwilę rodzeństwo, warto zwrócić uwagę na zestawy łączące w sobie kilka z wymienionych powyżej gier i rozwijających różne kompetencje.

„Labolatorium 20 gier” to zestaw pomagający poznać alfabet, pierwsze słowa i liczby, ćwiczący pamięć i logikę oraz wprowadzający pierwsze słówka w języku angielskim. Tematem przewodnim są tutaj owady (chociaż Majka mówi raczej „robale”), dlatego też znajdziemy stonogę z alfabetem, której trzeba podoczepiać zagubione słówka, gąsienicę z cyframi, motylka, który pomoże powtórzyć kształty i kolory, połączenie motylkowych memorów z kwiatkową loteryjką, a także ślimaka do nauki angielskiego i biedronkę do odkrycia z marchewką Carotiną, czyli elektronicznym piórem, które wydaje charakterystyczne dźwięki przy wybraniu prawidłowej lub błędnej odpowiedzi. Wszystkie elementy są dwustronne, dzięki czemu można wykorzystać je na różny sposób – często kolejnym poziomem zabawy są właśnie quizy z elektronicznym piórem w kształcie marchewki.

Jedyny minus jest taki, że quizy – zarówno angielskie, jak i polskie – w zdecydowanej większości wymagają umiejętności czytania, przez co rodzice nie uciekną do swoich spraw. My zostawiamy quizy na koniec – najpierw Maja sama składa wszystkie plansze, dopasowuje literki, cyferki i obrazki, liczy kropki biedronki, a na koniec wspólnie rozwiązujemy zagadki Carotiny. Myślę, że bardzo fajnie może się to sprawdzić, kiedy zaangażujemy do zabawy nieco starsze, czytające już rodzeństwo.

Carotina. Laboratorium 20 gier
Firma: Lisciani
Sugerowany wiek: 3-6 lat
Grę możecie kupić TUTAJ.

A jeśli to wciąż za mało wrażeń, jest jeszcze „50 gier” i to zdecydowany faworyt mojej córki. Podobnie, jak w przypadku powyższego zestawu, dwustronne gry i plansze rozwijają różne kompetencje – oswajają z literami i liczbami, uczą myślenia logicznego i ćwiczą pamięć. Są też zadania stanowiące powtórkę kolorów, kształtów i przeciwieństw.

Tym razem tematem przewodnim jest farma, i pod względem wizualnym ten zestaw podoba mi się najbardziej.

W opakowaniu znajdziemy między innymi memory (tym razem w formie kurczaczków), pawia z wielobarwnym ogonem, minipuzzle z wiejskimi zwierzątkami, kurkę-grę planszową, traktor wiozący całą menażerię, warzywne puzzle i wielką planszę pełną quizów z wykorzystaniem długopisu Carotiny. A instrukcja z propozycjami zabaw jest tak obszerna, że przypomina całkiem konkretną książeczkę!

Chociaż sugerowany wiek odbiorcy to 3+, moim zdaniem niektóre aktywności spokojnie można zaproponować i młodszemu dziecku – na przykład proste puzzle, czy grę w pamięć.

Carotina. 50 gier
Firma: Lisciani
Sugerowany wiek: 3-6 lat
Grę możecie kupić TUTAJ.

Oczywiście seria z Carotiną to wiele więcej tytułów dla maluchów w różnym wieku. Jeśli wciąż czujecie niedosyt, przypominam o starszych recenzjach:
Carotina Baby. Mata wodna do rysowania
Carotina Preschool. Alfabet. Słowa i liczby
Carotina Preschool. Tablica fluorescencyjna LED
Carotina Preschool. Gry dla przedszkolaków. Język angielski

Recenzja powstała dzięki uprzejmości dystrybutora zabawek Dante.

Bajki Majki: „Literkowa książka” Anna Salamon, Alicja Krzanik

Oto dowód na to, że książeczka do nauki liter, i to taka zawierająca minimalną ilość tekstu, nie musi być wcale nudna!

Zacznijmy od tego, co widać na pierwszy rzut oka – jest piękna. Każda literka została wydziergana tak, by w swym kształcie zawierać rzeczownik, który się na nią zaczyna – D jest domkiem, na F pręży się smukły flaming, w I wbito igłę, a na L przyczaił się rudy lisek. Każda z nich jest bajecznie kolorowa i misternie przygotowana. Uwaga! Książkę ilustrują zdjęcia robótek, nie ma w niej żadnych elementów dotykowych, wszystko należy chłonąć oczami. A jest się czemu przyglądać, bo co cztery literki następuje przerywnik w postaci materiałowo-dzierganej ilustracji zawierającej jak najwięcej przedmiotów na poznane przed chwilą literki do wyszukania, nazwania i utrwalenia zdobytej wiedzy. Wraz z opisującym obrazek wierszykiem.

Ale to nie wszystko! Każdej z liter, poza jej fantazyjnie wydzierganą formą, towarzyszy zadanie – a te są bardzo różnorodne. Przy H trzeba zrobić hop! i podskoczyć jak najwyżej, a przy cukierkowym C należy dać rodzicowi całusa. Poza tym mały czytelnik będzie kwakał jak kaczka, liczył oczy ufoludka, wymieniał zwierzątka na f (znacie jakieś poza foką, fretką i flamingiem?) i rozważał umaszczenie lisiego futerka. Fantastyczna pozycja do aktywnego czytania – również dla maluchów, które nie do końca potrafią wysiedzieć długo w miejscu. I jeśli na początku miałam trochę obaw, że moja czterolatka będzie już na nią nieco za duża, to byłam w wielkim błędzie – bawi się świetnie. I może ten sposób przyswajania wiedzy całym ciałem przypadnie jej do gustu, bo z literami idzie nam wyjątkowo opornie.

Troszkę tylko szkoda, że nie jest dłuższa, bo aż się prosi, żeby polskie znaki wymienione na końcu dostały swoje własne pełnowymiarowe wyszywanki. Przynajmniej te, na które zaczynają się rzeczowniki. Tymczasem tylko Ł otrzymało własną stronę, reszta została przedstawiona zbiorczo na ostatnich kartach książeczki – już bez zagadek i poleceń do wykonania. Odczułyśmy przez to z córką niewielki niedosyt.

Pięknie wydana, w całości z grubszego kartonu o bezpiecznie zaokrąglonych rogach ma szansę posłużyć przez kilka lat – można już bowiem pokazywać i zupełnemu maluszkowi i przedszkolak wciąż będzie zainteresowany.

Anna Salamon, Alicja Krzanik, Literkowa książka, Warszawa: Wydawnictwo Nasza Księgarnia, 2020, 40 s.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Nasza Księgarnia.

Grajki Majki: „Pucio. Domino” i „Pucio. Gdzie to położyć?”, Marta Galewska-Kustra

Jeden z ulubionych książkowych bohaterów dzieci stawiających swoje pierwsze kroki w literackim świecie powraca. Znamy go z serii czterech książek towarzyszących czytelnikowi w rozwoju mowy, dwóch niewielkich książeczek dźwiękonaśladowczych dla bobasów, puzzli i pierwszej prostej gry dla maluchów – oczywiście pełnej dźwięków i nakłaniającej do ich powtarzania.

Całkiem niedawno pojawiły się dwie nowe puciogry, również skierowane do najmłodszych odbiorców, oparte na prostych i znanych schematach.

Pierwsza z nich, to puciowa wersja domina. 28 dwudzielnych kartoników zostało z jednej strony oznaczonych ilustracjami bohaterów kultowej serii, z drugiej zaś kropkami, jak to zazwyczaj bywa. Postaciom z książek o Puciu towarzyszą podpisy, dzięki czemu mały gracz ma szansę „opatrzyć się” i zapamiętać niektóre określone słowa podczas pierwszych „zabaw w czytanie”. Strony z kropkami pomogą starszym uczestnikom utrwalić umiejętność liczenia. Gra rozwija spostrzegawczość, umiejętność rozwiązywania problemów, cierpliwość i kreatywne myślenie. A także umiejętność przegrywania, jeśli zdecydujemy się na współzawodnictwo (chociaż z równym powodzeniem możemy nagiąć trochę zasady i dołożyć wspólnych wysiłków, by ułożyć jak najdłuższego „węża”).

Pucio. Domino
Autor: Marta Galewska-Kustra
Ilustracje: Joanna Kłos
Wydawnictwo Nasza Księgarnia
Sugerowany wiek: 2-9 lat

„Gdzie to położyć?” może przypominać nieco loteryjkę, ale została zaplanowana dla jednego gracza – oczywiście przy aktywnym udziale rodzica. Zestaw składa się z 6 plansz z przedstawiających pomieszczenia w domu Pucia i jego rodziny – przedpokój, kuchnię, łazienkę, salon, pokój Pucia i Misi oraz pokój rodziców i Bobo. Do każdego z nich jest po 6 żetonów z przedmiotami charakterystycznymi dla tych pomieszczeń. Instrukcja proponuje kilka różnych pomysłów na zabawę – dla dzieci młodszych i starszych. Na przykład dziecko może odkładać przedmioty słuchając poleceń rodzica („Połóż ręcznik na pralce”, „Schowaj garnek do szafki w kuchni” itp.), może również samodzielnie „zrobić porządki” wedle własnego uznania, a następnie opowiedzieć rodzicowi gdzie co się znalazło i dlaczego, możemy też sami odkładać wylosowane przedmioty na miejsca, kierując się poleceniami dziecka, albo zrobić zawody w odkładaniu wylosowanych rzeczy na miejsce na czas. Dzięki tej zabawie dziecko ćwiczy określanie przedmiotu w przestrzeni trenując przyimki „w”, „na”, „pod”, „nad”, „obok” itp, a także słownictwo, spostrzegawczość i skupianie uwagi.

Do zestawu dołączono tekturowe figurki Pucia, Misi, Bobo, psa i kota, dzięki czemu gra może pełnić również formę „domku dla lalek” do zabawy albo możemy rozszerzyć rozgrywkę o czynności wykonywane przez postacie.

Pucio. Gdzie to położyć?
Autor: Marta Galewska-Kustra
Ilustracje: Joanna Kłos
Wydawnictwo Nasza Księgarnia
Sugerowany wiek: 2-6 lat

Nie jest łatwo o gry dla dzieci poniżej 3go roku życia, dlatego każdy nowy pomysł bardzo mnie cieszy, bo to wspaniały sposób na spędzanie czasu również z maluchem. Proste zasady, ulubieni bohaterowie i rozwijająca forma rozgrywki to przepis na sukces, szczególnie, że sposób wykonania jest więcej, niż zadowalający – grupa tektura nie oprze się wszędobylskiej ślinie, ni nieśmiałym próbom podgryzania. I nie wykorzystano ani odrobiny plastiku, nawet do opakowania!

Żałuję, że nie pojawiły się wcześniej, bo kilka lat temu wszędzie szukałam nieskomplikowanych gier dla dwulatki.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Nasza Księgarnia.