Bajki Leona i Majki: „Hela sama zasypia” Kamila Gurynowicz, Patrycja Fabicka

Książka poświęcona zasypianiu należy do tej części serii przygód Heli, które skierowane są do nieco starszych i troszkę już wprawionych w czytaniu przedszkolaków – strony są papierowe, a rogi twardej oprawy dość ostre. Wewnątrz wciąż jednak nie ma długich partii tekstu, a prym w opowiadaniu historii wiodą pełne rodzinnego ciepła, pluszaków i miękkiej kołderki ilustracje Patrycji Fabickiej.

Kończenie dnia i szykowanie się do łóżka to dość newralgiczny punkt w życiu dziecka – zawsze zostaje tyle ciekawych rzeczy do zrobienia, a tu już trzeba się kłaść. Hela ma jednak całą listę czynności, które – wykonywane codziennie – pozwalają jej pomalutku przygotować się do tej myśli. Sprzątanie zabawek, kolacja, kąpiel, piżamka, rodzinne przytulasy i wspólne czytanie to bardzo przyjemny czas pomagający się wyciszyć, zapewniający stabilizację i dający poczucie bezpieczeństwa. A w połączeniu z jasnymi zasadami i konsekwencją rodziców oraz duża dawką czułości i bliskości jest gwarancją sukcesu.

Książki z tej serii, poza przygodą Heli, uzupełnione są o rozbudowany komentarz dla rodzica – od wstępu podkreślającego wagę snu w życiu i rozwoju małego dziecka, aż po miniporadnik składający się z 11 wskazówek istotnych dla skutecznego lulania maluszka podsumowujące i rozszerzające nauki wyniesione z opowiastki o Heli. Znajdziemy tu między innymi kilka słów o trzymaniu się okołosennych rytuałów, stałych porach snu, zasypianiu w towarzystwie bliskiej osoby, warunkach panujących w pokoju, a nawet o istotnych składnikach diety.

Jeśli miałabym na siłę szukać jakiś minusów, to zaokrągliłabym rogi książki (pod tym względem jestem maniaczką, jakoś tak zawsze książka upada mi tym rogiem na stopę…). Nie przepadam też za słowem „usypiać” (ma dla mnie negatywne konotacje związane z ostatnią drogą wiekowych pupili), wolałabym „lulać” albo „kłaść spać”. Są to jednak drobne szczegóły, które nie mają wpływu na odbiór książki. Samą książkę zostawiam na półeczce aż Leon będzie gotowy na ten krok.

Jak dla mnie to super alternatywa dla sztywniackich poradników dla rodziców, łącząca starania rodziców i malucha w prawdziwie wspólną sprawę.

Kamila Gurynowicz, Patrycja Fabicka, Hela sama zasypia, Warszawa: Wydawnictwo Wilga, 2023, 40 s.

Recenzja powstała w ramach współpracy barterowej z Wydawnictwem Wilga.

Bajki Leona i Majki: „Wieczorynka. Dobranoc leniwcu; Dobranoc jednorożcu” Michael Buxton

Efektem wow książeczek z serii „Wieczorynka” Akademii Mądrego Dziecka, są delikatnie świecące lampeczki o różnych kształtach wkomponowane w kartonowe strony książki. Są to więc jednocześnie książeczki z dziurami!

W „Dobranoc, leniwcu” lampki mają kształt gwiazdek towarzyszących bohaterowi w jego wieczornej podróży. Bohaterowi, który – jak należy wspomnieć – nie jest ani troszkę zmęczony. Przygląda się więc przyjaciołom chrapiącym smacznie w ramionach rodziców i nawet nie zauważa, kiedy i jego samego morzy sen.

Michael Buxton, Wieczorynka. Dobranoc leniwcu, Warszawa: Wydawnictwo HarperKids, 2022, 10 s.

W „Dobranoc, jednorożcu” lampka ma kształt rozpiętej na niebie tęczy i również obserwuje przygodę swojego bohatera – jednorożec zgubił swoją ukochaną przytulankę i rozpytuje wśród zwierzątek, czy ktoś jej przypadkiem nie widział. Na szczęście poszukiwania kończą się przez zapadnięciem zmroku i kiedy na niebie pojawiają się gwiazdy, jednorożec może spokojnie zasnąć u boku mamy ze swoim  pluszakiem pod kopytkiem.

Michael Buxton, Wieczorynka. Dobranoc jednorożcu, Warszawa: Wydawnictwo HarperKids, 2022, 10 s.

Obie historyjki opowiedziane są przy pomocy niezbyt ambitnych, ale przyjemnych dla ucha i łatwych do zapamiętania rymówpo jednym zdaniu na każdej stronie. Towarzyszą im sympatyczne, bardzo kolorowe ilustracje – coraz ciemniejsze wraz z upływem historii i zapadającą nocą. Na sam koniec czytania, kiedy bohaterowie opowieści już zasnęli, możemy wyłączyć lampeczki i utulić malucha do snu.

Atrakcyjne i wyciszające rozwiązanie, super, że lampki emitują delikatne, ciepłe światło bez rozbudzającego migania ani efektów akustycznych. Ciekawa alternatywa dla standardowych książeczek na dobranoc.

Recenzja powstała w ramach współpracy barterowej z Wydawnictwem HarperKids.

Czas na czytanie: „Muminki. 3 bajeczki przed snem”

Niedawno dzieliłam się moją ekscytacją związaną z przepięknym nowym wydaniem „Muminków„. To było dwutomowe wydanie zbiorcze, spora cegła zawierająca wszystkie muminkowe opowiadania napisane przez Tove Jasson z jej oryginalnymi ilustracjami.

Jednak muminkowe uniwersum stale się rozrasta, powstaje mnóstwo książek, książeczek , opowiadań i historii inspirowanych światem wyobrażonym przez autorkę, napisanych już jednak przez kogoś innego i skierowanych do różnych grup wiekowych.

„Muminki. 3 bajeczki przed snem” to publikacja dla zdecydowanie młodszego odbiorcy, niż oryginalne historie. W tym przypadku prym wiodą ilustracje – w kontrastowych kolorach, wypełniające całe strony i dopełnione krótkimi partiami tekstu. Każde opowiadanie czyta się około 5 minut, dzięki temu możemy dopasować długość czytania do mniej lub bardziej wprawionych i cierpliwych czytelników – czytając po jednym opowiadaniu za jednym razem, lub wszystkie trzy ciągiem.

Wszystkie trzy opowiadania łączy tematyka detektywistyczna. Wraz z bohaterami przyjdzie nam rozwiązać trzy wyjątkowo tajemnicze sprawy – zaginięcia słoika dżemu truskawkowego Mamusi Muminka, niespodziewanej zamiany walizek Ciotki Jonki i Inspektora Policji (walizka, która zaginęła zawierała prezenty dla Ryjka i Muminka!) oraz kradzieży perłowego naszyjnika Filifionki pewnego ponurego burzowego wieczora.

Intrygujące zagadki do rozwiązania, szkła powiększające, poszukiwanie śladów i poszlak oraz zawsze pozytywne, choć czasem zaskakujące zakończenia to prosty przepis na wzbudzenie ciekawości i skupienie dziecięcej uwagi. Do tego poziom tekstu dopasowany do możliwości poznawczych malucha, piękne kolory, łatwo rozpoznawalne ilustracje i kultowi bohaterowie. Ach, i do tego okładka, która świeci w ciemności, co jeszcze bardziej dopełnia klimatu tajemniczości.  

Super sprawa dla przedszkolaków i fajna propozycja na początek przygody z Muminkami.

Muminki. 3 bajeczki przed snem, Warszawa: Wydawnictwo HarperCollins, 2021, 72 s.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa HarperKids.

Bajki Majki: „Rety! Ktoś nowy na placu budowy!” Sherri Duskey Rinker i Tom Lichtenheld

Mam swój egzemplarz malucha już ponad cztery lata i nadal nie wiem, skąd w dziecięciach to upodobanie do pojazdów budowlanych. Byłam przekonana, że ten etap już za nami, ale ostatnio odkryłam, że moja córka wstaje tak rano, żeby obejrzeć przez okno przyjazd śmieciarki, a przy okolicznej budowie drogi spacerujemy >latami<, bo koparka koparkuje, walec walcuje, a Panowie wylewają asfalt. Aż mi prawie żal, że nie musimy już nosić maseczek na dworze, bo teraz jakby czuję asfalt bardziej. I nie mogę uwierzyć, że w ciąży pachniał mi apetycznie… Może to przez to?

Przejdźmy jednak do książki, bo mam przed sobą kolejny, trzeci już, tom hitowej serii przygód z placu budowy. I nie wiem, jak Wy, ale po tytule spodziewałam się, że w zespole pojawi się nowe auto. A (uwaga, spoiler!) pojawiło się aż pięć! Cała osobna brygada przyjechała wspomóc naszych bohaterów w budowie przekraczającej ich siły. Szybko okazało się, że umiejętności obu ekip świetnie się uzupełniają – maszyny połączyły się w pary i wspólnymi siłami błyskawicznie dokończyły powierzone im zadania (tym razem budują bardzo nowoczesny w formie parking naziemny. A przynajmniej tak mi się wydaje). Spychacz wspomogła ładowarka, dźwigowi na ratunek jedzie auto z platformą, a betoniarce pompa z rurociągiem.

To chyba nasza ulubiona część, bo wymienia nie tylko nazwy wszystkich dziesięciu pojazdów, ale również dokładnie przedstawia ich zadania. A wszystko to odbywa się w klimacie pomocy innej i pracy zespołowej. W wierszowanej formie, oczywiście!

Świetnie, że zachowano również rytm dnia – cała akcja toczy się bowiem od porannego mycia buziek, przez dzień pełen ciężkiej pracy aż po czas wieczornego odpoczynku, dzięki czemu nawiązuje do pierwszej części i również świetnie sprawdzi się jako pozycja „na dobranoc”.

Nie wiem, czy to czar pojazdów budowlanych, wpadającego w ucho rymowanego tekstu, czy sympatycznych, antropomorficznych ilustracji, ale każda kolejna książeczka z tej serii jest strzałem w dziesiątkę. I to nie tylko zdaniem mojej córki, sama również bardzo je lubię.

Sherri Duskey Rinker, Rety! Ktoś nowy na placu budowy!, Warszawa: Wydawnictwo Nasza Księgarnia, 2020, 32 s.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Nasza Księgarnia.

Bajki Majki: PATRONAT „Bajkowe lulanki” Agnieszka Tyszka

Witajcie w tętniącym życiem leśnym poszyciu. Poznacie tu mnóstwo drobnych stworzonek, między innymi pomocną Wróżkę Lukrecję, opiekuńczą Szarą Ćmę, zagubione Elfiątko o niezaspokojonym apetycie na ciasteczka i jego cierpliwą mamę, odważną Biedronkę, porządnego Owadka, oczytanego Żuka… ach, to prawdziwa plejada osobliwych osobowości. Dzięki dziesięciu opowiadaniom, na które składa się ta książeczka poznamy ich niezwykłe przygody, przyjrzymy się łączącym ich relacjom i rodzącym się więziom. Można czytać po jednej historii każdego wieczora, albo połknąć całość w kilku kęsach. Dla starszych i dla młodszych, dla tych, co wierzą w elfy i dla kochających zapach lasu.

To bajki przede wszystkim o sile przyjaźni i nieocenionej wartości, jaką ma niesienie pomocy innym. I to nie ważne, czy tych innych lubimy, czy za nimi nie przepadamy, czy to nasi znajomi, czy widzimy ich po raz pierwszy w życiu. Jakby tego przesłania było mało, znajdziemy tu również co nieco na temat szkód, jakie wyrządzić może brak szacunku dla środowiska i poznamy największą życiową mądrość. Przeczytamy również kilka słów o pewności siebie, docenianiu tego, co się ma i szacunku dla drugiego stworzonka.

Wyjątkowego klimatu romantycznej niesamowitości, która tak mnie urzekła, dodają książce pełne księżycowego blasku ilustracje Aleksandry Kucharskiej-Cybuch. Zielone lico złośliwej czarownicy, włochate nóżki ćmy, ostre nosy i podbródki niebieskoskórych elfów i groźna pajęczyca to tylko niektóre z przykładów, które mogą wzbudzić na plecach dreszczyk. Dreszczyk niepokoju, ale i fascynacji. W końcu to, co czai się w mroku jest nader wręcz ciekawe, choć poznanie tych tajemnic wymaga odwagi. Zdecydowanie warto się na to zdobyć, bo mieszkańcy lasu są nader sympatyczni!

P.S. Sugerowany wiek odbiorcy to 6+, ale moim zdaniem spokojnie można już czytać z czterolatkiem. Szczególnie, że opowiadania są różnej długości – już od kilku bogato przetykanych ilustracjami stron.

Agnieszka Tyszka, Bajkowe lulanki, Łódź: Wydawnictwo Akapit Press, 2019, 96s.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Akapit Press.

Bajki Majki: „Nie mrugaj!” Amy Krouse Rosenthal, David Roberts

Ta zabawna książeczka na dobranoc w pierwszym momencie wzbudziła moje skojarzenia z ukochaną i znienawidzoną (wciąż ziewam na samą myśl) „Wszyscy ziewają”. Choć wizualnie zupełnie inne i skierowane do odmiennych gryp wiekowych, łączy je wspólny cel – nakłonienie malucha do pójścia spać. „Nie mrugaj!” również pewien podstępny sposób oszukuje nasze mózgi sprowadzając senność za pomocą prostego odruchu – tym razem, jak sama nazwa wskazuje, za pomocą mrugania.

Główna bohaterka książki – wielkooka sowa – ma dla małego czytelnika fantastyczną propozycję. Jeśli tylko uda mu się nie przewracać kolejnych stron tej książeczki, nie będzie musiał iść spać. I to nawet przez całą noc! Jest jednak pewien haczyk – stronę trzeba przewrócić zza każdym razem, gdy się mrugnie. Wystarczy zatem nie mrugać, a sen nam nie zagrozi, proste prawda?

Ale sówka nie pozostawia nas samym sobie, oj nie! Podsuwa odbiorcy kolejne pomysłowe sposoby na powstrzymanie się od mrugania – od gapienia się (w sufit, w kogoś innego, a nawet w zakręcone iluzje optyczne), przez mrużenie oczu, aż po przytrzymywanie powiek palcami. Ich skuteczności można się domyślić, choć znacznie ciekawiej jest samemu spróbować! Czy można się wymrugać na zapas? I jaki jest w końcu ten niezawodny przepis na nie mruganie? Bo zdradzę Wam w sekrecie, że taki jednak istnieje! Ale odkryjecie go już sami, po lekturze tej książki.

Genialna propozycja dla rodziców przedszkolaków, którzy nie mogą skutecznie ululać swoich pociech. To cudny przykład aktywnego czytania, podczas którego dziecko jest zaangażowane w proces, zamiast być jego biernym odbiorcą – reaguje, angażuje się w zadania i ma szansę odczuć lekturę całym ciałem. No, przynajmniej oczami. W końcu będzie to dla nich niezła gimnastyka!

Niewiele tekstu i oszczędne ilustracje, prosty pomysł, estetyczne wykonanie i świetny efekt. Moim zdaniem jedna z pozycji obowiązkowych na półce przedszkolaka. Szczególnie takiego, który wieczorem najchętniej znajdowałby się jak najdalej od swojego łóżeczka. Czyli w sumie każdego…

Amy Krouse Rosenthal, David Roberts, Nie mrugaj!, Warszawa: Wydawnictwo Kinderkulka, 2018, 32 s.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Kinderkulka.

Bajki Majki: Książeczki na dobranoc

Czytanie jest ekstra, a czytanie przed snem to już w ogóle super sprawa. Pomaga odpocząć po ekscytującym dniu, spędzić kilka chwil razem z dzieckiem na bliskości, zacieśnieniu więzi, tuleniu się w cieple i wspólnym przeżywaniu fantastycznych historii. I oczywiście zarówno w dzień, jak i tuż przed spaniem (no, może poza tymi z dźwiękiem) można sięgnąć po każdą książkę – i tak to zwykle u nas wygląda. Są jednak książeczki dedykowane właśnie czytaniu przed snem – wyciszające, uspokajające, pomagające uporządkować wieczorne rytuały, rozbudzające wyobraźnię, a nawet skłaniające do ziewania. Poniżej prezentujemy zestawienie książeczek na dobry sen, które wspólnie z Majką poddałyśmy praktycznym testom. Były zachwyty i rozczarowania. I naprawdę wielka dawka ziewania.

Kartonowe:

„Spanie” Liesbet Slegers – historia najprostsza z najprostszych, dla zupełnych maluszków (Majka przestała się nią interesować w okolicach 18-20 miesiąca). Mały czytelnik towarzyszy w przygotowaniach do snu pewnego smyka. Razem z nim zakłada piżamkę w groszki i kapciuszki, grzecznie wypija wieczorną porcję mleka, ogląda książeczkę na dobranoc, przytula misia i bez grymaszenia kładzie się do łóżeczka. Chociaż nasz wieczorny rytuał dość mocno różni się od przedstawionego na obrazkach (moje dziecię na przykład nigdy nie korzystało z butelki i nie bardzo wie co to w ogóle jest) ich sens jest taki sam – wykonanie znajomych, powtarzanych codziennie czynności mających na celu wyciszenie przed snem. Proste zdania i równie proste, „dziecięce” ilustracje okazują się być bardzo pomocne. Tym, czego mi w niej trochę zabrakło jest poświęcenie uwagi zabiegom higienicznym – kąpiel, ząbki, nocnikowanie to nasze podstawowe punkty programu. Mimo to Bobasa bardzo lubiła tą pozycję i naprawdę długo towarzyszyła nam podczas wieczornych czytanek.

Liesbet Slegers, Spanie, Gdańsk: Wydawnictwo Adamada, 2017, 14 s.

„Śpij króliczku” Jörg Mühle – nieskomplikowana opowieść o króliczku, który szykuje się do spania, (mocno ekscytowałam się TU tą książeczką już jakiś czas temu). A mały czytelnik musi mu w tym pomóc i to właśnie na tym polega cała magia tej pozycji. Interaktywna książeczka wymaga od dziecka wykonywania prostych czynności, bo na każdej stronie czeka zadanie – klaśnięcie, żeby przebrać króliczka w piżamkę, poprawienie poduszeczki, nakrycie kołderką, zgaszenie światła, czy danie małemu bohaterowi całuska na dobranoc. Wspaniały trening dla wyobraźni, który utrwala wieczorne rytuały i uczy dziecko czułości i troskliwości. Niewielka, prosta, skromna i urocza. Czytamy ją już prawie rok i ani mi, ani Majce jakoś się nie nudzi, chociaż Bobasa wciąż nie dała rady powtórzyć zaklęcia „Karaluchy pod poduchy”. Polecam pamiętać o wycieraniu króliczkowi buzi po dziecięcych całuskach, bo u nas widnieją już mocne ślady zużycia na króliczym policzku ;)

Jörg Mühle, Śpij króliczku, Warszawa: Wydawnictwo Dwie Siostry, 2017, 20 s.

„Zaśnij ze mną” Ramadier & Bourgeau – ta książeczka oparta jest na tej samej zasadzie, co „Śpij króliczku”, tylko tym razem to sama książka jest bohaterką. Maluszek zachęcany jest do zaangażowania się w proces lulania najpierw przez zadawanie książeczce kontrolnych pytań (czy umyła ząbki i zrobiła siusiu), a następnie musi wykonać szereg prostych czynności należących do wieczornego rytuału – przykryć książeczkę kocykiem, opowiedzieć jej bajkę, zaśpiewać kołysankę, czy dać całuska. Bardzo prosta w formie, świetnie się sprawdza jako gotowa ściąga na idealny, wyciszający rytuał. Bardzo mi się podoba, że uwzględniono w niej wieczorne korzystanie z toalety, to chyba jedyna pozycja, która przykłada wagę do tego szczegółu ;)

Cédric Ramaider, Vincent Bourgeau, Zaśnij ze mną, Warszawa: Wydawnictwo Babaryba, 2016, 18 s.

~ Książeczkę przeczytałyśmy w ramach wyzwania WyPożyczone 2018 ~

„Kicia Kocia i Nunuś. Czas spać” Anita Głowińska – kartonowe książeczki z Nunusiem w roli głównej przypadły mojej córce do gustu. I choć ja sama nie należę do fanek Kici Koci, to w tym przypadku nie mogę się do niczego przyczepić . Poza ilustracjami, ale to już akurat rzecz gustu. Ta niewielka kartonówka przedstawia bowiem całkiem rozsądny przykład przedsennego rytuału, który w dużej mierze pokrywa się z naszymi zwyczajami. Nunuś sprząta zabawki, robi papa zabawkom i gwiazdkom za oknem, zapala lampkę i idzie do łóżeczka. Co bardzo ważne, autorka pamiętała o umieszczeniu wszystkich zabiegów higienicznych – mały kotek robi siusiu, kąpie się, myje ząbki i zakłada piżamkę. A wszystko to w towarzystwie starszej siostry. Bardzo przydatna przy ustalaniu własnych rytuałów i świetnie się sprawdza jako lista rzeczy do zrobienia przed snem. Super też, że autorka zrezygnowała z irytujących powtórzeń. Chyba pierwszy raz naprawdę polecam „Kicię Kocię”.

Anita Głowińska, Kicia Kocia i Nunuś. Pora spać, Poznań: Wydawnictwo Media Rodzina, 2017, 16 s.

~ Książeczkę przeczytałyśmy w ramach wyzwania WyPożyczone 2018 ~

„Zasypianki” – zbiór polskich kołysanek i wierszyków do czytania przed snem, których część większość z nas – rodziców – pamięta jeszcze z własnego dzieciństwa. Znajdziemy tu między innymi ponadczasowe „A, a – kotki dwa”, „Ach, śpij, kochanie”, czy „Idzie niebo”, a także wyjątkowo dużo wierszyków o misiach i z misiami w roli głównej. Doskonale znane, wpadające w ucho rymy, bajkowe ilustracje i od lat lubiani bohaterowie postarają się wspólnie o kolorowe sny dla każdego maluszka. Utuli do snu i dziś i za 20 lat – z równą skutecznością.
Więcej o „Zasypiankach” przeczytać można TUTAJ.

Zasypianki, Poznań: Wydawnictwo Publicat S. A., 2017, 40 s.

„Wszyscy ziewają” Anita Bijsterbosch – ta książka jest magiczna i nie ma w tym twierdzeniu ani krzty przesady. Ma zadziwiającą moc wywoływania… ziewania. I to dosłownie w każdym. Już od pierwszej strony ziewa i czytający rodzic, i zasłuchany maluszek i mama ścieląca w tym czasie łóżko dwa pokoje dalej. Jest przede wszystkim bardzo prosta w formie – na każdej stronie mieszka jedno zwierzątko. I każde ze zwierzątek, dzięki otwieranej mordce bardzo szeroko zieeeeeeewa, o czym przy okazji dopowiada nam jedno/dwa zdania uzupełniające sympatyczny obrazek. I ich siła sugestii jest po prostu powalająca. Do tego stopnia, że zaczęłam ziewać już przy ściąganiu książki z półki!
Całe szczęście książka ma nieco usztywniane, śliskie strony, dzięki czemu bez stresu możemy pozwolić dziecku samodzielnie otwierać okienka-pyszczki bez strachu o ich urwanie albo ślady lepkich jeszcze od piany z kąpieli paluszków.

Anita Bijsterbosch, Wszyscy ziewają, Gdańsk: Wydawnictwo Adamada, 2016, 30 s.

„Przesuń paluszkiem. Kiedy nadchodzi wieczór” Gabriele Clima – Książeczki aktywizujące małe dziecięce paluszki zawsze cieszą się dużym powodzeniem. Szczególnie kiedy mają małe nakłady, tak jak to było w przypadku serii „Przesuń paluszkiem” ;)
Sama zdecydowałam się na zakup części „Gdy przychodzi wieczór”, ponieważ wydawała mi się najbardziej klimatyczna. Cały myk polega na tym, że delikatne, pastelowe ilustracje wypełniające strony niemalże po same brzegi można wprawiać w ruch przesuwając palcem odpowiedni element. W ten sposób zamykamy kielichy kwiatów, budzimy leśne zwierzęta, kołyszemy małą małpkę w maminych ramionach, czy zapalamy światła w oknach. Tekstu praktycznie nie ma, gdyż ogranicza się do jednego rymowanego zdania na stronę, opisującego wykonywaną akcję.
Sympatyczna i zaskakująca, w niebanalny sposób pomaga poznać maluszkowi otaczający go świat. Bardziej do zabawy niż faktycznie do czytania, ale na pewno przyciąga uwagę. Polecam dla najmłodszych czytelników, bo moja dwulatka dość szybko się nią znudziła, choć przez pierwsze dni faktycznie nie mogła się oderwać.

Gabriele Clima, Przesuń paluszkiem. Gdy przychodzi wieczór, Warszawa: Wydawnictwo Wilga, 2017, 12 s.

„Moje zasypianki” Joanna Kulmowa, Anna Gensler – to książeczka, którą dostałyśmy z Majką w prezencie jeszcze przed jej urodzeniem i w ostatnim trymestrze, każdego wieczora czytałam ją „do brzuszka”. Składa się na nią siedem wierszyków – każde z siedmiu wybranych zwierzątek zasypia zupełnie inaczej, dlatego też poświęcono im osobne utwory. A każdy z nich jest genialny. To jedna z moich ulubionych książeczek „na dobranoc” – zabawne, ciepłe i nieoklepane utwory w komplecie z genialnymi ilustracjami. A jaki lew! Chociaż to wydanie jest bardzo dziecioodporne – grube kartonowe, śliskie strony w stosunkowo miękkiej oprawie z bezpiecznie zaokrąglonymi brzegami – na jakiś czas poszła u nas w odstawkę ze względu na nieoczywiste rymy. Najwyższy czas do niej wrócić!

Joanna Kulmowa, Anna Gensler,  Moje zasypianki, Warszawa: Wydawnictwo Wilga: 2015, 16 s.

Papierowe:

 „Kicia Kocia nie może zasnąć” Anita Głowińska – choć ta część przygód Kici Koci dedykowana jest maluszkom od drugiego roku życia, polecam ją zdecydowanie starszym dzieciom. Takim, które zdążyły już wymyślić nocne strachy i potwory pod łóżkiem. Tym razem zrezygnowano zupełnie z wymieniania czynności koniecznych do wykonania przed pójściem spać, a skupiono się na samym problemie z zaśnięciem. Kicia Kocia boi się ciemności i wraz z mamą szuka potworów w każdym zakamarku pokoju. Ja osobiście nie widzę jeszcze potrzeby pokazywania jej mojej córce, bo nie chcę podsuwać jej takich pomysłów, ale jeśli ktoś mierzy się z podobnym problemem, co główna bohaterka, to wszystko zostało całkiem zgrabnie rozwiązane.

„Anita Głowińska, Kicia Kocia nie może zasnąć, Poznań: Wydawnictwo Media Rodzina, 2013, 25 s.

~ Książeczkę przeczytałyśmy w ramach wyzwania WyPożyczone 2018 ~

„Tupcio Chrupcio. Nie mogę zasnąć” Eliza Piotrowska, Marco Campanella  – kolejna pozycja dla maluszków, które nie mogą zasnąć. Tym razem nie ma żadnych strachów, a po prostu jedna mała myszka-wiercipiętka. I tym razem mama staje na wysokości zadania i skutecznie tłumaczy synkowi dlaczego sen jest ważny. Fajnie, że Tupcio Chrupcio pamięta o wieczornym myciu ząbków, ale nie bardzo spodobało mi się, że pięcioletni myszek pije w nocy mleko z butelki ze smoczkiem. Moja córa nie za bardzo wie co to tak właściwie jest, ale dla dzieci i rodziców mierzących się z rezygnacją z butelki to chyba średnia pomoc.

Eliza Piotrowska, Marco Campanella, Tupcio Chrupcio. Nie mogę zasnąć, Warszawa: Wydawnictwo Wilga, 2016, 24 s.

~ Książeczkę przeczytałyśmy w ramach wyzwania WyPożyczone 2018 ~

„To, co najbardziej lubię… Gdy idę spać” Trace Moroney
„To, co najbardziej lubię…” jest kolejną serią podejmującą ważne tematy z codzienności kilkulatka. Bohaterem jest całkiem uroczy króliczek, który, w tej części, szykuje się do snu. Mamy zatem przedstawione kolejne etapy wieczornego rytuału: kąpiel, mycie ząbków, ubieranie piżamki, przytulasy z mamą i wieczorne czytanki. Jest jednak kilka rzeczy, które bezsprzecznie zachwyciły mnie w tej pozycji – przede wszystkim króliczka do snu układa tata (zupełnie jak u nas!) i to on czyta mu bajeczki. Ponadto fantastycznym elementem ich wspólnej rutyny jest wspominanie najlepszych chwil minionego dnia – koniecznie muszę wprowadzić ten pomysł również u nas. Autorka porusza również tematykę snów, z czym dotychczas się nie spotkałam w książeczkach dla takich maluszków – abstrakcyjne wizje zapowiadają całkiem przyjemne przygody.
Całość dopełniają wskazówki dla rodziców, gdzie podpowiedziano jak umacniać więzi z dzieckiem i jak formułować komunikaty, by przedstawić pozytywny wydźwięk danej sytuacji.
Niewiele tekstu, mnóstwo miłości, całkiem ładne ilustracje i bardzo mądre przesłanie. Zdecydowanie warta polecenia!

Trace Moroney, To, co najbardziej lubię… Gdy idę spać, Bielsko-Biała: Wydawnictwo Debit, 2010, 20 s.

~ Książeczkę przeczytałyśmy w ramach wyzwania WyPożyczone 2018 ~

„Zasypianki na każdy dzień miesiąca” Anna Onichimowska – oto zbiór trzydziestu jeden króciutkich historyjek przeznaczonych do czytania przed snem. I przyznam szczerze, że troszeczkę się nimi rozczarowałam, być może dlatego, że sama nie przepadam za opowiadaniami i zawsze chciałabym wiedzieć co było dalej. A tutaj mamy do czynienia z jedno-dwustonicowymi scenkami, które nie są ze sobą w żaden sposób połączone i zdają się być zupełnie wyrwane z kontekstu i brakuje w nich morału. I chociaż spotkamy w nich smoki, potwory, serniki i boże krówki, a ilustracje pełne są rozkosznych owieczek, to zostawiają czytelnika z poczuciem niedosytu, a jedna to zdecydowanie za mało na wieczorne czytanie. Niestety zupełnie się u nas nie przyjęła (szczególnie, że niektóre z opowiadań mi osobiście nie przypadły do gustu – na przykład „Zasypianka z lewą nogą”, gdzie karą za dziecięcą niegrzeczność jest odrzucenie i „ciche dni”.). Ale jeśli Wasza pociecha nie przepada za długim słuchaniem bajek przed snem, a mimo to chcielibyście wprowadzić ten element do rytuału, to książeczka Onichimowskiej może okazać się dobrym rozwiązaniem.

Anna Onichimowska, Zasypianki na każdy dzień miesiąca, Łódź: Wydawnictwo Literatura, 2008, 72 s.

~ Książeczkę przeczytałyśmy w ramach wyzwania WyPożyczone 2018 ~

„Martynka. Małe historie do czytania przed snem” Gilbert Delahaye, Marcel Marlier – Martynkę znamy i uwielbiamy już od pokoleń. Trudno zresztą nie wymięknąć w starciu z tą niezwykle sympatyczną i zawsze skorą do pomocy dziewczynką. Szczególnie w towarzystwie cudownie ckliwych ilustracji. Tym razem Wydawnictwo Papilon przygotowało zbiór historyjek dedykowanych właśnie czytaniu przed snem. Znajdziemy tu przede wszystkim opowiadania, w których wielką rolę gra fantazja doprawiona nutką tajemnicy – „Spotkanie z duchami”, „Tajemniczy książę”, „W krainie baśni”, czy „Księżniczka i rycerz” wspaniale pobudzą dziecięcą wyobraźnię. Za dawkę słodyczy odpowiada „Kocia mama”, a o dążeniu do realizacji marzeń opowiada „Martynka tańczy”.  U nas sprawdzają się bardzo dobrze, przede wszystkim dlatego, że opowiadania są zdecydowanie dłuższe niż w zbiorze Onichimowskiej, a każda z nich stanowi zamkniętą całość. Trudno tylko skończyć czytanie i w końcu włożyć zakładkę.
Więcej o nowym wydaniu przygód Martynki możecie przeczytać TU.

Gilbert Delahaye, Marcel Marlier, Małe historie do czytania przed snem, Poznań: Wydawnictwo Publicat S.A., 2017, 128 s.

„O króliku, który nie chce zasnąć” i „Wielkie problemy ze snem małej słonicy Eli” Carl-Johan Forssén Ehrlin, Sydney Hanson – w tym zestawieniu nie mogłam ominąć dwóch książek, które reklamowane są jako niezawodny sposób na dzieci, które nie chcą zasnąć. Niestety nie mogę ich polecić  – zupełnie się u nas nie przyjęły i prawdę powiedziawszy ani Majka nie chciała ich słuchać, ani mnie do siebie nie przekonały. Ale od początku. Poza napisaniem samych historii, autor opracował również całą technikę ich czytania, opierającą się na „procesie programowania neurolingwistycznego”. Już z pierwszej strony, która jest swoistym przewodnikiem dla czytającego, dowiadujemy się które fragmenty powinniśmy zaakcentować, a które przeczytać bardzo powoli, w którym miejscu przekonująco ziewnąć, a w którym wstawić imię dziecka. I to z początku wydaje się całkiem fajne. Gdyby nie fakt, że same książki są po prostu przeraźliwie nudne! Majka zniechęcała się po pierwszej stronie, ja przemęczyłam się do końca, ale nie było warto. Może ze względu na mieszanie form – narracja prowadzona jest raz w pierwszej, raz w trzeciej osobie, raz opowiada historię, raz zwraca się bezpośrednio do czytelnika – czyta się niesamowicie topornie, a w pewnych momentach miałam wrażenie, że te książki mają działać na zasadzie hipnozy.
Jest nudno, czyta się ciężko i nawet ilustracje nie są ładne. No i nieszczególnie pomagają w zaśnięciu.

Carl-Johan Forssén Ehrlin, O króliku, który nie chce zasnąć, Katowice: Wydawnictwo Sonia Draga, 2015, 28 s.

Carl-Johan Forssén Ehrlin, Wielkie problemy ze snem małej słonicy Eli, Katowice: Wydawnictwo Sonia Draga, 2016, 40 s.

~ Książeczkę przeczytałyśmy w ramach wyzwania WyPożyczone 2018 ~

„Mały Książę na dobranoc” – to trzecia pozycja sugerująca czytającemu w jaki sposób akcentować pewne fragmenty i w jaki sposób je przeczytać, co ma na celu wyciszenie maluszka. I w tym przypadku ta koncepcja może zdać egzamin, bo towarzyszy dobrej, sprawdzonej historii i pięknym ilustracjom. Maja jest jeszcze za mała na tą klasykę, nawet w takim wydaniu, ale na pewno spróbuję do niej powrócić za kilka lat.

Mały Książę na dobranoc, na podstawie dzieła Antoine’a de Saint-Exupéry’ego, Kraków: Wydawnictwo Znak Emotikon, 2016, 50 s.

Macie jakieś niezawodne patenty na lulanie maluszków? Ukochane lektury do snu? Podzielcie się tytułami!

Bajki Majki: „Zasypianki”

Spanie – to jeden z tematów, który spędza sen z powiek młodym rodzicom. No dobra, ten sen, to im spędzają dzieci – dzieci, które nie garną się do spania tak bardzo jak byśmy chcieli… Ustalamy zatem rytmy, zwyczaje i rytuały ogrywając moment zasypiania z samozaparciem godnym laureatów Oskara. Przemieniamy się w szamanów próbując ściągnąć na nasze małe wulkany niewyczerpanej energii choć kilka godzin spokojnego, niezmąconego niczym snu

Jednym z niezastąpionych elementów naszego wieczornego rytuału jest wspólne czytanie tuż przed położeniem Bobasy do łóżeczka – rozsiadamy się w fotelu i przy małej lampce sięgamy do podręcznego księgozbioru sprytnie ukrytego w pufie. Od niedawna wśród „pufowych skarbów” prym wiedzie zbiór polskich wierszyków i kołysanek od lat deklamowanych i podśpiewywanych maluchom na dobranoc – „Zasypianki”.

Ta poręczna całokartonowa książeczka zawiera dwadzieścia dwa krótkie utwory – niektóre z nich mogłam deklamować z pamięci jeszcze przed otwarciem „Zasypianek”, niektóre obiły mi się wcześniej o uszy, a jeszcze inne usłyszałam po raz pierwszy dopiero czytając Majce na głos. I jak to w takich zbiorach bywa, część wierszyków przyjęła się wspaniale, a inne omijamy nie poświęcając im ani chwili uwagi. Do takich pogardzanych wierszyków należą na przykład „A, a – kotki dwa” – dotychczas korzystaliśmy z innej wersji (a zapewne tyle jest wersji, ile babć), więc za każdym razem jak zaczynam czytanie, Maj strofuje mnie, że czytam źle. Upodobała sobie za to inny szlagier – „Jadą, jadą misie”. Swoją drogą zaskoczyło mnie, jak różnorodne rytmicznie wierszyki zestawiono ze sobą w jednej książce. Przyznaję, że nigdy nie przyszłoby mi do głowy, żeby przed snem śpiewać tak skoczną melodię i obawiałam się, że misiaki będą mi rozbudzać wyciszone już dziecko. I faktycznie – Majka za każdym razem troszkę się ożywia, po czym na nowo się uspokaja skupiając uwagę na kolejnych wierszykach. Cel zostaje zatem osiągnięty, a ponadto uniknięto jednostajnego, nudnego opracowania, na którym przysypiają i dzieci i dorośli.

Różnorodność objawia się nie tylko w sferze tekstu, ale również w ilustracjach. W książce przeplatają się ilustracje dwojga autorów – Elżbiety Jarząbek i Ryszarda Mateckiego. Majka jak zwykle szczególnie upodobała sobie wszystkie kotki, ja zaś wymiękam na widok zmorzonych snem wróżek. No i personifikacja nieba z „Idzie niebo” to mistrzostwo świata.

Majka niedługo skończy dwa latka i powoli wchodzi w wiek powtarzania rymowanek – dzięki tej pozycji poznała mnóstwo nowych, ponadczasowych wierszyków. Ja zaś odnalazłam w niej ukochaną kołysankę mojego dzieciństwa – „Już gwiazdy lśnią” – śpiewałam ją również Majce jak jeszcze była kompletnym brzdącem i spała wyłącznie na moim ramieniu. Nie miałam jednak pojęcia, że właśnie tak brzmi jej tytuł.

Sama książka okazała się być całkiem wytrzymała (szczególnie na upadanie), mimo, że jej liczne strony wykonano ze stosunkowo cienkiego kartonu. Wielki plus za bezpiecznie zaokrąglone rogi i śliską powierzchnię odporną na wycieranie śliny – moje słodkie jak cukierek dziecię całuje na dobranoc każdą ze śpiących na ilustaracjach postaci.

Ciepła, magiczna, ponadczasowa. Książeczka, która łączy pokolenia. Polecamy zarówno tym młodszym – jako jedno z pierwszych spotkań z klasyką – jak i starszym czytelnikom (mamom, ciociom czy babciom) – jako nostalgiczny powrót do czasów dzieciństwa.

Zasypianki, Poznań: Wydawnictwo Publicat S. A., 2017, 40 s.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Papilon.

Bajki Majki: „Martynka. Małe historie” Gilbert Delahaye, Marcel Marlier

Widzieliście już najnowsze wydanie ponadczasowej „Martynki”? Wydawnictwo Papilon przygotowało trzy tematyczne zbiory przygód tej uroczej bohaterki w wersji skierowanej do najmłodszych odbiorców. „Małe historie o zwierzątkach”, „Małe historie o wielkim szczęściu” i „Małe historie do czytania przed snem” wydane zostały na utwardzanym papierze całkiem odpornym na gniecenie przez małe paluszki. Z bezpiecznie zaokrąglonymi rogami i przewagą ilustracji nad tekstem – w formie idealnej by zachwycać kolejne pokolenia przedszkolaków.

Nie mogłam się już doczekać aż pokażę Majce jedną z bohaterek mojego dzieciństwa – w istocie „Martynka” wychowała niejednego członka mojej rodziny. Pamiętam jak czytałam ją mojej młodszej siostrze (sama jeszcze ledwo dukając i myląc się przy składaniu sylab) i jak jakiś czas później ona sama właśnie z Martynką podejmowała swoje pierwsze czytelnicze próby. A jedna z moich ulubionych ciociobabć co jakiś czas wspomina, że po emigracji do kraju nad Loarą to właśnie na „Martynkach” nauczyła się francuskiego. Sympatyczna Martynka od lat ciekawi, bawi i wychowuje. Pomaga maluchom radzić sobie w nowych sytuacjach, uczy delikatności i wrażliwości, kształtuje prawidłowe postawy i rozwija wyobraźnię.
Nie ma co ukrywać – to dla mnie bardzo sentymentalna podróż do dzieciństwa. Zawsze uwielbiałam miękkie, delikatne i nieco ckliwe ilustracje towarzyszące opowiadaniom. Baśniowe, dopracowane i pełne szczegółów, z wielkookimi i długorzęsymi postaciami, pełne kolorów i małych zwierzątek. W tych trzech zbiorach odnalazłam bardzo dobrze mi już znane historie, jak „Martynka i 40 kuchcików”, czy „Martynka i pies bohater”. Jednak nie nudziłam się nie przez chwilę, bo jednak większość opowiadań była dla mnie zupełną nowością (a byłam pewna, że przygody tej małej dziewczynki znam od deski, do deski i nic mnie już nie zaskoczy!). Szczególnie wzruszająca okazała się opowieść o ochronie przyrody i jednocześnie o sile dziecięcej wrażliwości.

Ze względu na niewielką czcionkę są to zdecydowanie pozycje do czytania przez rodzica – wspaniała propozycja do wspólnego spędzania czasu jeszcze zanim dziecko samodzielnie zacznie składać litery.

Początkowo Bobasa była nieco rozczarowana, ponieważ w książeczce o zwierzątkach nie było ani jednego kotka poza tym na okładce, szybko jednak znalazłyśmy opowiadanie „Martynka kocia mama” otwierające część przeznaczoną do czytania przed snem. I to właśnie nasz hit – zagęszczenie małych puszystych kotków na niecałych 20 stronach jest zachwycająca, szczególnie z punktu widzenia mojej prawie dwuletniej kociary. Przyznaję jednak, iż jest to jedyna historyjka, której Majka spokojnie słucha od początku do końca – w przypadku innych tematów skupia się głównie na mniej szczegółowych ilustracjach, najchętniej ze zwierzątkami, i szybko przerzuca strony nie skupiając się za bardzo na tekście. To jednak lektura dla nieco starszego czytelnika – myślę, że jako trzylatka będzie nią zachwycona.

Naprawdę musiałam się porządnie postarać, żeby znaleźć coś, do czego można by się przyczepić – niektóre ilustracje zostały umieszczone na zgięciu stron, co odbiera im sporo uroku, całe szczęście dotyczy to nielicznych obrazków. Same książeczki są też dość ciężkie, jest jednak nieuniknione w przypadku użycia grubego, lakierowanego papieru. Mimo to zamknęłabym każdą z książeczek w twardej oprawie, bo to właśnie okładka okazała się być najsłabszym ogniwem w starciu z moją małą Destrukcją i odrobinę dostała w kość podczas czytania.

Jeśli nie macie jeszcze pomysłu na prezent dla przedszkolaka, bardzo rozważyć ciepłe, zaskakujące i zabawne przygody Martynki. Z pewnością gwarantują masę atrakcji i dla czytającego i dla słuchacza. No i są po prostu piękne.

Gilbert Delahaye, Marcel Marlier, Małe historie o zwierzątkach, Poznań: Wydawnictwo Publicat S.A., 2017, 128 s.
Gilbert Delahaye, Marcel Marlier, Małe historie o wielkim szczęściu, Poznań: Wydawnictwo Publicat S.A., 2017, 128 s.
Gilbert Delahaye, Marcel Marlier, Małe historie do czytania przed snem, Poznań: Wydawnictwo Publicat S.A., 2017, 128 s.

Za nostalgiczny powrót do dzieciństwa dziękuję Wydawnictwu Publicat S.A..