Bajki Majki: Książeczki o mamach na Dzień Mamy i nie tylko

Dzień mamy tuż tuż, zebrałam więc kilka książek z majkowej biblioteczki, poświęconych mamom właśnie. Chociaż jakby nie patrzeć, postać mamy pojawia się w większości książeczek dla dzieci, a już na pewno w prawie wszystkich seriach – Mama Świnka, Mama Tupcia Chrupcia, mama Pucia, czy mama Babo, Lalo i Binty – czytamy więc o nich na co dzień i bardzo je doceniam (szczególnie, kiedy przekazują małym urwisom ważne życiowe mądrości, typu „Jeśli chcesz skakać po kałużach, musisz najpierw założyć kalosze”.) ale tym razem pominę je w moim wyborze.

Moją osobistą idolką jest Tosia – mama Basi – pojawiająca się chyba w każdej z części serii „Basia” Zofii Staneckiej i Marianny Oklejak. Trójka naprawdę zakręconych urwisów, mąż biorący nocne dyżury i żółw Kajetan na dokładkę, a ta święta kobieta jeszcze nigdy nie straciła cierpliwości. A przynajmniej do takiej części jeszcze nie dotarłyśmy. I takich właśnie niewyczerpanych pokładów wewnętrznego spokoju życzę Wam i sobie z okazji naszego święta.

Gdzie jeszcze poczytamy o macierzyństwie i maminej magii czynienia świata lepszym miejscem?

„Moja mama” Anthony Browne – ta niewielka, pancerna kartonówka o specyficznym stylu ilustracji jest idealną wykładnią wielozadaniowości – unikalnej umiejętności, którą zyskuje każda kobieta, kiedy upgrade’uje na mamę. Ponadto jest jednocześnie pełnym miłości, ciepła i humoru spojrzeniem dziecka na najważniejszą osobę w jego życiu. Jesteśmy kanapami, żonglerkami, malarkami i siłaczkami. Jesteśmy supermamami.

DSC_0079
Anthony Browne, Moja mama, Warszawa: Wydawnictwo Dwie Siostry, 2016, 24 s.

„Kochana mamusia” Agnieszka Frączek, Elen Lescoat – urocza, pełna fantazji historyjka pisana wierszem. Mama ma kosmiczne prawo jazdy, pachnie jak wiosenna mżawka, raz hasa w adidasach, a raz na obcasach. Ma moc odganiania złego humoru, ogarniania rachunków i przeganiania smoków. Jest niezastąpiona. Wpadająca w ucho rymowanka w połączeniu z wielkookimi, miękko malowanymi postaciami to przemiły prezent dla każdej mamy. Na końcu jest nawet miejsce na dedykację.

Agnieszka Frączek, Elen Lescoat, Kochana mamusia, Bielsko-Biała: Wydawnictwo Debit, 2010, 30 s.

~ Książeczkę przeczytałyśmy w ramach wyzwania WyPożyczone 2018 ~

 „Miłość” Astrid Desbordes, Pauline Martin – mama kocha zawsze – nie tylko kiedy Archibald jest grzeczny, czyściutki i akurat się przytulają, ale nawet wtedy, gdy czasem skrzyczy swojego małego psotnika albo pozwoli sobie o nim na chwileczkę zapomnieć. Ta mądra i niezwykle prawdziwa opowieść pięknie obrazuje stałość rodzicielskich uczuć i poczucie bezpieczeństwa, jakie potrafi dać tylko mama.

Astrid Desbordes, Pauline Martin, Miłość, Warszawa: Wydawnictwo Entliczek, 2016, 44 s.

„Moja mama” Mayana Itoïz – rewelacyjna pozycja do czytania przed snem. Mało słów i dużo treści a do tego piękne ilustracje i powtórka z nazw kolorów w gratisie. W co potrafi przemienić mamę dziecięca wyobraźnia? W lamparta, Indiankę, żabę, czy gwiazdę rocka? Wspaniały pomysł na wspólne spędzanie czasu, na pewno spróbuję wprowadzić wspólne fantazjowanie do wieczornego rytuału, gdy tylko Majka jeszcze trochę podrośnie.

Mayana Itoïz, Moja mama, Warszawa: Wydawnictwo Babaryba, 2018, 36 s.

„Uśmiech dla żabki” Przemysław Wechterowicz, Emilia Dziubak – kiedy Mała Żabka została sama poczuła się najsmutniejszą żabką na świecie i nikt nie był w stanie jej rozweselić. Jej Mama poczuła to przygnębienie aż w pracy i postanowiła przesłać córeczce… szczery i bardzo szeroki uśmiech. Najpierw poprosiła o przysługę Bobra, który do dostarczenia uśmiechu zobowiązał się z ochotą i niósł go aż do chwili, gdy napotkał bardzo obiecujący stosik drewna. Wtedy przekazał uśmiech Wydrze, która przekazała do Dzięciołowi, który… i tak dalej. Uśmiech Mamy Żabki przewędrował przez cały las by poprawić córeczce humor. I udało się! To urocza, ciepła i wzruszająca opowieść pomagająca zmierzyć się z problemem rozstania z rodzicem (bardzo polecam przyszłym przedszkolakom!) z rewelacyjnymi ilustracjami Emilii Dziubak, co jest rekomendacją samą w sobie. Nie można się przy niej nie uśmiechać.

Przemysław Wechterowicz, Emilia Dziubak, Uśmiech dla żabki, Warszawa: Wydawnictwo Ezop, 2017, 36 s.

„Jakiego koloru są buziaki?” Roco Bonilla – oto i najulubieńsza książka o kolorach mojej dwulatki. Minimoni uwielbia malować i w swojej karierze namalowała już prawie wszystko. Poza buziakiem. Ma jednak spory problem – jakiego koloru są buziaki? Próbuje wszystkich barw po kolei, jednak w każdej z nich tkwi jakiś minus. Buziaki nie mogą być czerwone, bo przecież czerwony to kolor gniewu, nie mogą być żółte, bo choć nasza bohaterka uwielbia miód, to jednak czuje duży respekt przed pszczołami. I kiedy metoda eliminacji kompletnie zawodzi, Minimoni zwraca się o pomoc do mamy, która obsypuje ją całą masą wielokolorowych całusów. Kto nie lubi buziaków? Te od mamy są najukochańsze! A ostatnia strona zostawia pole do popisu małemu czytelnikowi, który może samodzielnie pokolorować buziaki.

Roco Bonilla, Jakiego koloru są buziaki?, Warszawa: Wydawnictwo Tadam, 2017, 32 s.

~ Książeczkę przeczytałyśmy w ramach wyzwania WyPożyczone 2018 ~

 „Martynka i Dzień Mamy” Gilbert Delahaye, Wanda Chotomska, Marcel Malier – poszukiwanie prezentu dla mamy to nie jest prosta sprawa – biżuteria, choć piękna, nie jest na dziecięcą kieszeń, podobnie jak zegarek, czy parasolka. Wiadomo jednak, że najlepsze prezenty to te wykonane własnoręcznie, a z pomocą dziadka stworzyć można prawdziwe cuda. W końcu kto jeszcze potrafi farbować batiki? To jednak nie koniec trudności – przygotowany prezent trzeba jeszcze przed mamą schować, a to już na pewno nie jest łatwe! Martynka jest jak zwykle pomysłowa i przesympatyczna. Cieszy oko ilustracjami i wprowadza ciepły, rodzinny klimat.

Gilbert Delahaye, Wanda Chotomska, Marcel Malier, Martynka i Dzień Mamy, Poznań: Wydawnictwo Casterman, 2003, 20 s.

„Mama” Hélène Delforge, Quentin Gréban – na koniec koniecznie musiałam wspomnieć o książce, która nie jest dla dzieci. Za to będzie pięknym prezentem dla mamy i z takim właśnie nastawieniem kupiłam ją sobie na Dzień Mamy, a w przyszłości planuję podarować ją Majce, gdy sama zacznie mierzyć się z trudami i zachwytami posiadania dziecka. To zbiór myśli i uczuć dotyczących macierzyństwa w nienachalnej, delikatnie poetyckiej formie w towarzystwie przepięknych ilustracji. Wzruszające, momentami zabawne i bardzo prawdziwe wycinki maminej codzienności. Wszystkie mamy na świecie przechodzą przez to samo i wszystkimi targają podobne emocje, niezależnie od koloru skóry, miejsca zamieszkania, czy wyboru życiowej drogi. Wszystkie są mamami.

Hélène Delforge, Quentin Gréban, Mama, Poznań: Wydawnictwo Media Rodzina, 2018, 64 s.

 

Znacie jakieś literackie mamy, którymi warto inspirować się w codziennym życiu?

Bajki Majki: Książeczki o urodzinach dla dwulatka i nie tylko

Wczoraj był wielki dzień – Maja z prawie dwulatki oficjalnie stała się dwulatką. Już od kilku tygodni wprowadzamy się w urodzinowo-imprezkowy klimat, który chyba zagości u nas na trochę dłużej, bo książeczki o urodzinach bardzo przypadły Bobasie do gustu. Oto nasze wybory:

„Mała biała rybka ma urodziny” Guido van Genechten – uwielbiamy książki Genechtena i bała biała rybka nie jest wyjątkiem. Tym razem nasza bohaterka ma drugie urodzinki i zaprasza gości – małych i dużych, grubych i chudych, długich i krótkich… tak, to książeczka o przeciwieństwach! A ponadto, jak wszystkie pozycje z tej serii sprawdzi się idealnie przy nauce kolorów. A wyjątkowymi, malarsko- wycinankowymi ilustracjami na jednolitym czarnym tle trudno się nie zachwycić.

 

Guido van Genechten, Mała biała rybka ma urodziny, Warszawa, Wydawnictwo Mamania, 2016, 24 s.

„Urodziny Miffy” Dick Bruna – przyznam, że sama nigdy nie sięgnęłabym po przygody Miffy, gdyby nie rekomendacja naszej Pani Bibliotekarki. Bardzo opisowy wierszyk płynnie prowadzi czytelnika przez dzień urodzin głównej bohaterki, dzięki czemu wszystko ładnie porządkuje – to taki trochę schemat idealnych urodzin dla początkujących. Przyznam jednak, że dość mocno drażniło mnie liberalne podejście do interpunkcji i wypieranie istnienia dużych liter. Schematyczne, maksymalnie uproszczone ilustracje utrzymane są w czystych barwach, dzięki czemu z powiedzeniem mogą pełnić rolę książeczki kontrastowej. Szkoda, że strony są papierowe, bo Miffy chyba lepiej sprawdziłaby się jako kartonówka dla maluszków. Osobiście wolę raczej bardziej puchate króliczki (ponadto te „zasznurowane” usta jakoś mnie niepokoją), Maja chętnie słucha, ale jak na razie nie zapowiada się na jakąś wielką miłość.

 

Dick Bruna, Urodziny Miffy, Wrocław: Wydawnictwo FORMAT, 2008, 32 s.

~ Książeczkę przeczytałyśmy w ramach wyzwania WyPożyczone 2018 ~

„Drugie urodziny Prosiaczka” Aleksandra Woldańska-Płocińska – Prosiaczek ma drugie urodziny i jego przyjaciele prześcigają się w pomysłach na ich wspólne celebrowanie. Ale solenizant za każdym razem znajduje jakieś „ale”… Niewielka, urocza kartonówka wypełniona niebanalnymi ilustracjami i wyjątkowo artystycznie potraktowanym tekstem. Przybliży maluchom nazwy zwierząt i ich (prawdziwe, lub stereotypowe) zamiłowania do spędzania czasu. I przede wszystkim przekaże niezwykle ważne przesłanie: nieważne co robimy, najważniejsze, że jesteśmy razem!

 

Aleksandra Woldańska-Płocińska, Drugie urodziny Prosiaczka, Kraków: Wydawnictwo Czerwony Konik, 2012, 32 s.

~ Książeczkę przeczytałyśmy w ramach wyzwania WyPożyczone 2018 ~

„O Wilku, który obchodził urodziny” Orianne Lallemand, Éléonore Thuillier – Wilk nie może doczekać się swoich urodzin i zaplanował już wspaniałe przyjęcie. Jest tylko jeden problem – żadne z jego przyjaciół nie chce na nie przyjść prześcigając się w wymyślaniu wymówek. Dlatego gdy rozżalony ich odpowiedzą Wilk spotyka dżina z magicznej lampy, jego życzenie jest proste: chce być jak najdalej od swoich wszystkich znajomych! Ale czy można się cieszyć przygodą w pięknym miejscu bez towarzystwa najbliższych?

 

Orianne Lallemand, Éléonore Thuillier, O Wilku, który obchodził urodziny, Gdańsk: Wydawnictwo Adamada, 2016, 32 s.

 „Tupcio Chrupcio. Urodzinowy prezent” Eliza Piotrowska – dopiero zaczynamy przygodę z tym bohaterem, ale od samego początku Bobasa jest bardzo zainteresowana jego przygodami. Jest to książeczka skierowana już raczej do przedszkolaków – strony są papierowe, a wciąż dominującym ilustracjom towarzyszą już całkiem długie partie tekstu, a historię uzupełniają tematy do rozmowy. Maja jednak cierpliwie słucha i choć jeszcze nie wdaje się w dyskusję, z zaangażowaniem opisuje obrazki.
Tupcio Chrupcio z niecierpliwością oczekuje urodzin. Marzy o pewnym wyjątkowym rowerze i usilnie próbuje namówić rodziców na zdradzenie mu jaką to prezentową niespodziankę dla niego szykują. Mama jednak milczy jak zaklęta, a pewnego dnia wymarzony rower zostaje przez kogoś kupiony i znika ze sklepowej wystawy.
To przede wszystkim opowieść o marzeniach i uroku niespodzianek, przez co urodziny skupiają się wokół koncepcji prezentu. Zabrakło mi trochę położenia nacisku na wyjątkowości dnia urodzin jako czasu spędzonego wspólnie z rodziną i przyjaciółmi, ale nie oszukujmy się, dla przedszkolaka prezenty są dość wysoko na liście priorytetów.

 

Eliza Piotrowska, Marco Campanella, Tupcio Chrupcio. Urodzinowy prezent, Warszawa: Wydawnictwo Wilga, 2016, 24 s.

„Martynka ma urodziny” – to jedno z opowiadań ze zbioru „Martynka. Moje pierwsze historyjki”, która ostatnimi dniami bardzo zyskała na popularności podczas naszych czytanek. Ta króciutka, kilkuzdaniowa opowieść, podobnie jak Tupcio Chrupcio, opiera się głównie na problematyce prezentu. Podczas spaceru Martynka z mamą trafiają do sklepu z zabawkami, gdzie dziewczynka widzi najpiękniejszą lalkę na świecie. A zbliżające się urodziny są idealnym pretekstem do spełnienia tego marzenia.

Martynka ma urodziny [w:] Gilbert Delahaye, Marcel Marlier, Martynka. Moje pierwsze historyjki, Poznań: Wydawnictwo Publicat S. A., 2014.

Motyw urodzin pojawia się również w bardzo lubianej przez Majkę kartonówce „Matyldo, co robią kury?” Alexandra Steffensmeiera, gdzie wśród ulubionych zabaw kur najulubieńszą są właśnie gry i konkursy na przyjęciach urodzinowych. Nie trzeba chyba wspominać, że są niepokonane w noszeniu jajek na łyżeczkach, szukaniu ukrytego garnka i grze w „Gorące krzesła”? Uwielbiają również tańce!

 

Alexander Steffensmeier, Matyldo, co robią kury?, Poznań: Wydawnictwo Media Rodzina, 2017, 16 s.

Możecie polecić coś jeszcze w urodzinowym klimacie? Wiem, że jest jeszcze „Basia i urodziny w muzeum”, ale akurat ktoś nam ją wypożyczył.

Bajki Majki: „Martynka. Moje pierwsze historyjki.” Gilbert Delahaye, Marcel Marlier

Jakiś czas temu pisałam o nowym wydaniu „Martynki”, od którego Maja zaczęła swoją przygodę z jedną z bohaterek mojego dzieciństwa. I choć cudne ilustracje przykuwały jej uwagę, a usztywniane strony oparły się niszczycielskiej działalności ciekawskich paluszków, to same opowiadania okazały się być jeszcze zbyt długie i rozbudowane na ograniczoną cierpliwość mojej prawie dwulatki.

Jest jednak jedna martynkowa publikacja skierowana do najmłodszych książkowych molików – jeszcze w wieku przedprzedszkolnym, czasami się śliniących i potrafiących degustować literaturę również dosłownie – i to ona jest naszym strzałem w dziesiątkę. Choć przesyłkę od Wydawnictwa Palpilon odebrałam dopiero 27 grudnia, to „Martynka” jest jednym z najbardziej trafionych prezentów świątecznych Bobasy.

Książeczka jest naprawdę spora – kwadratowa, wydana na grubych tekturowych stronach o bezpiecznie zaokrąglonych rogach – jest wobec tego dość ciężka, ale podoba się tak bardzo, że Majka daje radę trzymać ja na kolanach i oglądać sama nawet podczas nocnikowego posiedzenia.

W tym przypadku zdecydowanie prym wiodą ilustracje – jedna, maksymalnie dwie na stronie zajmują praktycznie całą ich powierzchnię. Maj jest tym faktem zachwycona (szczególnie jeśli chodzi o zwierzątka i, z jakiegoś powodu, deszcz), a ja nigdy wcześniej nie miałam szansy dojrzeć w „Martynce” aż tylu szczegółów. Zbiór zawiera cztery historyjki – „Martynka idzie na bal”, „Martynka bawi się w mamę”, „Martynka ma urodziny” oraz „Martynka i osiołek”. Każde z opowiadań zostało skrócone do maksimum – zajmują po 4 do 5 stron, po maksymalnie trzy zdania na każdej – a mimo to powyciągane z większego kontekstu wersy wciąż układają się w spójną i logiczną całość, która całkowicie wystarcza małemu, niecierpliwemu czytelnikowi.

Rymy Wandy Chotomskiej są melodyjne i zapadają w pamięć, a że moje dziecię zakochało się w tej książce bez pamięci, to znam je już na wyrywki i mogę recytować nawet w środku nocy. Ale najpiękniejsze jest to, że w trakcie wspólnego czytania albo samodzielnego oglądania, Majka patrząc na obrazek sama buduje zdania i opowiada mi co właśnie Martynka i jej przyjaciele porabiają. To pierwsza książka, która skłoniła ją do czegoś więcej niż wskazywanie paluszkiem i nazywanie przedmiotów przedstawionych na ilustracjach, nie ukrywam więc, że za każdym razem mocno się wzruszam.

Jeśli mogłabym coś zmienić, to osobiście zwiększyłabym czcionkę. Jest na to jeszcze sporo miejsca, a dziadkowie narzekają na małe literki. Wydaje mi sie nawet, że całość wyglądałaby wtedy estetyczniej.

Polecamy z całego serduszka wszystkim maluchom, które jeszcze Martynki nie znają, i ich mamom, które być może pamiętają ją z własnego dzieciństwa!

Gilbert Delahaye, Marcel Marlier, Martynka. Moje pierwsze historyjki, Poznań: Wydawnictwo Publicat S. A., 2014, 18 s.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Papilon.

Bajki Majki: „Martynka. Małe historie” Gilbert Delahaye, Marcel Marlier

Widzieliście już najnowsze wydanie ponadczasowej „Martynki”? Wydawnictwo Papilon przygotowało trzy tematyczne zbiory przygód tej uroczej bohaterki w wersji skierowanej do najmłodszych odbiorców. „Małe historie o zwierzątkach”, „Małe historie o wielkim szczęściu” i „Małe historie do czytania przed snem” wydane zostały na utwardzanym papierze całkiem odpornym na gniecenie przez małe paluszki. Z bezpiecznie zaokrąglonymi rogami i przewagą ilustracji nad tekstem – w formie idealnej by zachwycać kolejne pokolenia przedszkolaków.

Nie mogłam się już doczekać aż pokażę Majce jedną z bohaterek mojego dzieciństwa – w istocie „Martynka” wychowała niejednego członka mojej rodziny. Pamiętam jak czytałam ją mojej młodszej siostrze (sama jeszcze ledwo dukając i myląc się przy składaniu sylab) i jak jakiś czas później ona sama właśnie z Martynką podejmowała swoje pierwsze czytelnicze próby. A jedna z moich ulubionych ciociobabć co jakiś czas wspomina, że po emigracji do kraju nad Loarą to właśnie na „Martynkach” nauczyła się francuskiego. Sympatyczna Martynka od lat ciekawi, bawi i wychowuje. Pomaga maluchom radzić sobie w nowych sytuacjach, uczy delikatności i wrażliwości, kształtuje prawidłowe postawy i rozwija wyobraźnię.
Nie ma co ukrywać – to dla mnie bardzo sentymentalna podróż do dzieciństwa. Zawsze uwielbiałam miękkie, delikatne i nieco ckliwe ilustracje towarzyszące opowiadaniom. Baśniowe, dopracowane i pełne szczegółów, z wielkookimi i długorzęsymi postaciami, pełne kolorów i małych zwierzątek. W tych trzech zbiorach odnalazłam bardzo dobrze mi już znane historie, jak „Martynka i 40 kuchcików”, czy „Martynka i pies bohater”. Jednak nie nudziłam się nie przez chwilę, bo jednak większość opowiadań była dla mnie zupełną nowością (a byłam pewna, że przygody tej małej dziewczynki znam od deski, do deski i nic mnie już nie zaskoczy!). Szczególnie wzruszająca okazała się opowieść o ochronie przyrody i jednocześnie o sile dziecięcej wrażliwości.

Ze względu na niewielką czcionkę są to zdecydowanie pozycje do czytania przez rodzica – wspaniała propozycja do wspólnego spędzania czasu jeszcze zanim dziecko samodzielnie zacznie składać litery.

Początkowo Bobasa była nieco rozczarowana, ponieważ w książeczce o zwierzątkach nie było ani jednego kotka poza tym na okładce, szybko jednak znalazłyśmy opowiadanie „Martynka kocia mama” otwierające część przeznaczoną do czytania przed snem. I to właśnie nasz hit – zagęszczenie małych puszystych kotków na niecałych 20 stronach jest zachwycająca, szczególnie z punktu widzenia mojej prawie dwuletniej kociary. Przyznaję jednak, iż jest to jedyna historyjka, której Majka spokojnie słucha od początku do końca – w przypadku innych tematów skupia się głównie na mniej szczegółowych ilustracjach, najchętniej ze zwierzątkami, i szybko przerzuca strony nie skupiając się za bardzo na tekście. To jednak lektura dla nieco starszego czytelnika – myślę, że jako trzylatka będzie nią zachwycona.

Naprawdę musiałam się porządnie postarać, żeby znaleźć coś, do czego można by się przyczepić – niektóre ilustracje zostały umieszczone na zgięciu stron, co odbiera im sporo uroku, całe szczęście dotyczy to nielicznych obrazków. Same książeczki są też dość ciężkie, jest jednak nieuniknione w przypadku użycia grubego, lakierowanego papieru. Mimo to zamknęłabym każdą z książeczek w twardej oprawie, bo to właśnie okładka okazała się być najsłabszym ogniwem w starciu z moją małą Destrukcją i odrobinę dostała w kość podczas czytania.

Jeśli nie macie jeszcze pomysłu na prezent dla przedszkolaka, bardzo rozważyć ciepłe, zaskakujące i zabawne przygody Martynki. Z pewnością gwarantują masę atrakcji i dla czytającego i dla słuchacza. No i są po prostu piękne.

Gilbert Delahaye, Marcel Marlier, Małe historie o zwierzątkach, Poznań: Wydawnictwo Publicat S.A., 2017, 128 s.
Gilbert Delahaye, Marcel Marlier, Małe historie o wielkim szczęściu, Poznań: Wydawnictwo Publicat S.A., 2017, 128 s.
Gilbert Delahaye, Marcel Marlier, Małe historie do czytania przed snem, Poznań: Wydawnictwo Publicat S.A., 2017, 128 s.

Za nostalgiczny powrót do dzieciństwa dziękuję Wydawnictwu Publicat S.A..