Czas na czytanie: „Wezwij sokoła” Maggie Stiefvater

Macie takich autorów, po których sięgacie w ciemno? Maggie Stiefvater jest jednym z moich pewniaków. I chociaż jej książki nie zajmują może miejsc w Top10 moich ulubionych, to tworzone przez nią światy mają w sobie coś hipnotyzującego i zawsze potrafią zaskoczyć.

Kruczy Cykl („Król Kruków”, „Złodzieje snów”, „Wiedźma z lustra”, „Przebudzenie króla”) wspominam z nostalgią, więc na jego kontynuację, tym razem poświęconą przede wszystkim Ronanowi zaświeciły mi się oczy.

Ktoś zabija Śniących. Bezwzględnie i bez litości. I to nie jeden jakiś pojedynczy szaleniec, a zorganizowana grupa z ponadnaturalnym wsparciem. Co gorsza, z przekonaniem, że robi dobrze, a ich misja ma dla świata najwyższą wagę. Jej członkowie pozostawiają więc swoim ofiarom ultimatum – przestajesz śnić, albo umierasz. Szkoda tylko, że Śniący, który powstrzymuje się od śnienia umiera. Umiera również kiedy oddali się za bardzo od źródła swojej mocy.

Wraz ze śmiercią Śniącego wszystkie wyśnione przez niego stworzenia zapadają w nieprzerwany, wieczny sen – niczym Śpiące Królewny. To smutne, kiedy dotyczy krów, czy wyśnionego kota. Co jednak czuć, gdy taki los czeka wyśnioną osobę? Osobę, którą zdążyłeś pokochać? Czy sny mają prawo żyć własnym życiem, czy już na zawsze powinny być zależne od swoich stwórców? Czy czyhający na życie Śniących Moderatorzy faktycznie walczą o przetrwanie świata?

Nie było mi się łatwo wkręcić w tą opowieść, ale też byłam tego świadoma już do niej siadając – poprzednie przygody Kruczych Chłopców czytałam dobre cztery lata temu (to były moje początki przelewania wrażeń po lekturze w „recenzje”, są takie nieporadne! Ale jest w nich coś uroczego), jestem więc baaaardzo nie na bieżąco, a oniryzm i przenikanie się różnych rzeczywistości nigdy nie były moimi ulubionymi konwencjami w literaturze.

Tym bardziej, że poza samym Ronanem i jego braćmi oraz incydentalnie pojawiającym się Adamem, pozostali bohaterowie znani z pierwszej serii, w pierwszej części „Śniącego” nie występują. Natomiast sporą rolę otrzymuje Declan, pojawia się również sporo nowych bohaterów pretendujących do miana „głównych”. Płynności w śledzeniu historii nie ułatwia zmieniająca się narracja, pozwala ona jednak obserwować wydarzenia i motywy działania z różnych perspektyw.

Został za to utrzymany klimat niesamowitości – gdzieś na granicy cudowności i grozy, jest i po raz kolejny zdumiewający koktajl charakterów, bo i autorka wciąż fantastycznie buduje swoje postacie. Jest też całkiem dużo na temat amerykańskiej sztuki nowoczesnej, można więc fajnie poszerzyć horyzonty, googlowałam z przyjemnością.

Poza tym, jeśli na jednej szali postawi się wszystkie „przeciwności”, a na drugiej Ronana, Ronan zawsze wygrywa, nie ma innej opcji. Ten bohater w pełni zasługiwał na swoją własną trylogię, liczę, że w kolejnych częściach poznamy go jeszcze bardziej. I że będzie zdecydowanie więcej Adama.

A przede wszystkim liczę na to, że druga część pojawi się już wkrótce. Mam nadzieje, że po „klątwie pierwszego tomu’, w drugi już wczuję się już od pierwszej strony.

Maggie Stiefvater, Wezwij sokoła, Warszawa: Wydawnictwo Uroboros, 2021, 510 s.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Uroboros.

Czas na czytanie: „Przeklęci Święci” Maggie Stiefvater

Swego czasu Maggie Stiefvater zapewniła sobie moje dozgonne uwielbienie swoim Kruczym Cyklem, który był chyba jedyną serią, podczas czytania której towarzyszyły mi podobne emocje, co lata temu podczas pierwszego spotkania z Harrym Potterem. Magia.

Dlatego też mam do niej wielki kredyt zaufania, i kiedy sięgnęłam po „Przeklętych Świętych” spodziewałam się wszystkiego, co najlepsze. I pod pewnymi względami się nie zawiodłam, aczkolwiek to, co tak porwało mnie w opowieści o Kruczych Chłopcach tutaj pojawiło się dopiero pod koniec, bo tak naprawdę wciągnęłam się bez pamięci dopiero na ostatnie sto stron. I teraz żałuję, że jednak nie przyłożyłam się wcześniej!

dsc_1665

To książka kipiąca symbolizmem na granicy nonsensu, z postaciami obdarzonymi Charakterami przed duże Ch.

Pustynia, stada sów i meksykańscy imigranci.

Soriowie to bardzo specyficzna rodzina – każdy z jej członków rodzi się Świętym obdarzonym zdolnością czynienia cudów. Brzmi cudownie, prawda? Przynajmniej dopóki nie dowiemy się na czym dokładnie te cuda polegają. A chociaż pomagają zwalczyć wewnętrzny mrok, nie jest to wcale spacer po łące.

Głęboko wierzący, zakochany święty, młody gniewny, genialna dziewczynka bez uczuć, pracowity chłopiec z dziurą w sercu, ich poturbowana zdarzeniami z przeszłości rodzina, tłum pątników stanowiących śmiertelne zagrożenie i piracka radiostacja na dokładkę. Przez tych ledwie trzysta stron będziemy mieli szanse poznać ich na wskroś – dowiemy się przez co przeszli, o czym skrycie marzą i czego najbardziej się boją. Dowiemy się też w jak wielkie wpakowali się tarapaty. Bo mrok nieubłaganie wyciąga swoje macki po każdego z nich. I wcale nie zapowiada się, że będzie „cudownie”.

Ze względu na konstrukcję trudno do niej przywyknąć, przez większość czasu ją „męczyłam” jednocześnie doceniając. Przerysowana, momentami absurdalna i jednocześnie bardzo, bardzo prawdziwa.

Książka o miłości, szwankującej komunikacji międzyludzkiej, paraliżującym strachu o dobro bliskich, samotności w tłumie, olbrzymiej potrzebie niesienia pomocy i pokonywaniu własnych demonów. I przede wszystkim o tym, że nie wszystkie demony trzeba przegonić samemu.

Robi wrażenie. Ale żeby poczuć ten klimat, trzeba spróbować poczuć go na własnej skórze.

Maggie Stiefvater, Przeklęci Święci, Warszawa: Wydawnictwo Uroboros, 2018, 303 s.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Uroboros.

Czas na czytanie: „Wiedźma z lustra” Maggie Stiefvater

Uwielbiam te książki za lekkie poczucie humoru bohaterów, bezbłędne porównania i błyskotliwe podteksty pojawiające się akurat tam, gdzie kompletnie się ich nie spodziewam. Autorka musi być prywatnie niezłym gagatkiem!

Niecodzienne poszukiwania trwają, a stawka rośnie – teraz to już nie tylko ekspedycja mająca na celu odnaleźć pochowanego przed setkami laty króla, ale misja ratunkowa. Bo mama Blue dosłownie zapadła się pod ziemię i przez przypadek zaginęła w czasie zostawiając jedynie enigmatyczną podpowiedź na temat miejsca swojego pobytu. Okazuje się również, że poza poszukiwanym idolem w podziemiach jest jeszcze dwoje śpiących, a jednego z nich lepiej nie budzić dla dobra własnego i całego świata.

Trzecia część „Króla kruków” pełna jest wilgotnych, tajemniczych jaskiń, w których lęki i obawy, nawet jeśli są głęboko zakopane w sercu, stają się rzeczywistością. Okazuje się, że czarowne Cabeswater może skrzywdzić nawet nieumyślnie. To czas prób, współpracy i ślepych zaułków.

A zgodnie z przepowiednią z nocy wigilii św. Marka Ganseyowi kończy się czas. W dodatku bezwzględni poszukiwacze magicznych artefaktów depczą mu po piętach.

Kolejny tom przygód Kruczych Chłopców połknęłam w jeden dzień i już sięgam po ostatnią część serii. Dlaczego kartki w książkach Maggie Stiefvater kończą się tak szybko?

Maggie Stiefvater, Wiedźma z lustra, Warszawa: Uroboros, 2016, 413 s.

Czas na czytanie: „Złodzieje snów” Maggie Stiefvater

Jakiś czas temu, robiąc rozeznanie w popularnych książkach młodzieżowych, sięgnęłam po „Króla kruków” – bardziej z ciekawości niż z potrzeby wsiąknięcia w dłuższą przygodę. Ot, chciałam zobaczyć co teraz młodzieży czytają. No i wsiąknęłam kompletnie. Bo przecież raz zaczętej serii nie da się odzacząć. Zatem zamiast wyczytywać sukcesywnie swój stosik wstydu (Regał. Regał wstydu…), pobiegłam do biblioteki po dalszą część tej niezwykłej przygody.

Drugi tom serii o Kruczych Chłopcach jest znacznie bardziej mroczny, tajemniczy, oniryczny. Zaciera się granica między snem a jawą i już nie do końca wiadomo co jest realne, a co jest jedynie efektem wyjątkowego snu. Albo koszmaru.

Pojawiają się płatni zabójcy, porywacze, poszukiwacze mitycznych skarbów, fajerwerki i różowe noże sprężynowe, podejrzane psychotropowe substancje, nielegalne wyścigi samochodowe i jeszcze mniej legalne pocałunki. A to, co jeszcze niedawno zdawało się być zupełnie fizyczne i łatwe do odnalezienia nagle znika. Wrogowie zmieniają się w sprzymierzeńców, a sprzymierzeńcy we wrogów. Jedne tajemnice zostają rozwiązane, inne stają się jeszcze bardziej tajemnicze.

Uwalniając się z cienia niebanalnej osobowości Ganseya, na pierwszy plan wysuwają się Ronan z Adamem, stając się głównymi bohaterami tej historii. A poszukiwania Glendowera stają w miejscu i muszą na chwilę ustąpić znacznie bardziej naglącym problemom. Co jak co, ale nuda chłopakom nie grozi.

Pierwsza część cyklu była przede wszystkim o sile przyjaźni, w drugiej owe przyjaźnie się rozluźniają. Chłopcy odkrywają swoje indywidualności , są zmuszeni sami radzić sobie ze swoimi koszmarami. Samodzielnie stawiają czoła przeznaczeniu jednocześnie wspierając się wzajemnie. Ich relacje stają się bardziej dojrzałe nie tracąc przy tym swojego uroku.

Co tu dużo mówić, pierwszy tom bardzo mi się podobał, ale po drugim już zupełnie nie widzę odwrotu. Pozostaje tylko czym prędzej zacząć trzeci.

Maggie Stiefvater, Złodzieje snów, Warszawa: Wydawnictwo Uroboros, 2016, 480 s.

Czas na czytanie: „Król kruków” Maggie Stiefvater

Kruczy cykl ma kilku głównych bohaterów. Jednym z nich jest obrzydliwie bogaty i dość zarozumiały nastoletni geniusz o głupim imieniu, który, opierając się na wierzeniach i legendach Zjednoczonego Królestwa, całą swoją energię poświęca na poszukiwania magii. Od samego początku nie mogłam opędzić się od skojarzeń z bohaterem mojego dzieciństwa – Artemisem Fowlem. Już za samo to porównanie od razu całym sercem polubiłam „Króla kruków” (jako niezwykle sentymentalne stworzenie uwielbiam nostalgiczne powroty do beztroskich lat). I chociaż, w przeciwieństwie do Artemisa, Gansey ma przyjaciół (nie tylko wśród osobników swojego gatunku, ale nawet w swoim wieku!), to jego zdolności interpersonalne pozostawiają równie wiele do życzenia. A jednak mimo to ma on zgraną paczkę przyjaciół, z których każdy jest kompletnie innym typem osobowości i na pierwszy rzut oka łączy ich jedynie snobistyczne liceum, do którego uczęszczają. Bo cóż mogłoby łączyć ambitnego i zakompleksionego Adama, młodego i gniewnego Ronana, cichego i niepozornego Noaha i dołączającą do nich Blue – ekscentryczną córkę wróżki? Tylko trochę szalony i bardzo zdeterminowany Gansey, jego poszukiwania linii mocy i nieugięte pragnienie obudzenia półlegendarnego Walijskiego króla z magicznego snu.

_20170410_192915

Są wróżki, szybkie samochody, karty tarota, niewyjaśnione zabójstwa, duchy, rozmowy z drzewami, nadprzyrodzone zjawiska, mroczne przepowiednie i siła przyjaźni. Jest super.

I chociaż bardzo szybko odgadłam kto jest zabójcą, kto zginął i dlaczego (mam na uwadze, i bardzo nad tym ubolewam, że nie jestem jednak głównym odbiorcą tej serii i nie mieszczę się w targecie wiekowym), to jednak wcale nie było przewidywalnie, a moja domyślność ani odrobinę nie przeszkadzała mi się dobrze bawić. I po kolejne części też sięgnę z przyjemnością, bo przygody Kruchych Chłopców to świetny relaks nawet dla takiej wyrośniętej młodzieży jak ja, a co!

Maggie Stiefvater, Król kruków, Warszawa: Uroboros, 2013, 496 s.