Okołoksiążkowy miszmasz: BookAThon 03-10.07.2017

Choć za oknem ani trochę tego nie widać, wreszcie przyszło lato. W zeszłym roku nie udało mi się zaangażować w tą akcję, ale zapamiętałam sobie „na przyszłość”, że kiedy kończą się truskawki, zaczyna się BookAThon, czyli fantastyczne książkowe wydarzenie organizowane przez Ewelinę Mierzwińską, Anitę Boharewicz oraz Karolinę Żebrowską. No i w końcu się doczekałam! Już jutro startuje kolejna edycja tygodniowego maratonu czytelniczego, będącego imprezą otwarcia wakacji dla moli książkowych. Siedem dni i siedem tematycznych wyzwań, a w gratisie dyskusje, konkursy i duża dawka wzajemnej motywacji na facebookowym fanpage’u.

Tegoroczne tematy to wyzwania z prawdziwego zdarzenia i przyznaję, że musiałam się nieźle nagimnastykować, żeby wyszukać na moim przepastnym regale wstydu pasujące do nich lektury. Bo to właśnie moje prywatne, ósme wyzwanie – sięgać po pozycje tylko i wyłącznie z mojej prywatnej kolekcji „czekających na wyczytanie” – ogłaszam szlaban na bibliotekę i jeszcze większy szlaban na książkowe zakupy. Mam nadzieję, że uda mi się wytrwać w tym postanowieniu nieco dłużej niż przez ten jeden wczesnowakacyjny tydzień.

Ponadto starałam się wybierać książki tak, żeby pasowały do więcej niż jednego tematu na raz. Dobrze wiem, że jeśli zaplanuję sobie tydzień książkowego maratonu z ambitnym założeniem czytania jednej książki dziennie, to moja mała Maj zaplanuje nam w odwecie tydzień maratonu bez godziny snu. Wolę więc mierzyć siły na zamiary, szczególnie, że zawsze wolałam czytać trochę wolniej, a za to z większą przyjemnością. Kiedy już wczuję się na dobre w fikcyjny świat, nie tak łatwo mi go opuścić.

K. Rowling „Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć. Oryginalny scenariusz” – książka, której naprawdę miałam nie kupować. Uwielbiam wszystko, co związane z magicznym światem Harrego Pottera i sam film naprawdę bardzo mi się podobał ale posiadanie oprawionego scenariusza uważałam za zbędną fanaberię. Aż do momentu, w którym zobaczyłam tą przepiękną okładkę i wszystkie moje postanowienia poszły na pizzę, a ja dołączyłam pierwszą przygodę Newta Skamandera do swojej Kolekcji Książek Nieprzeczytanych. Podczas maratonu zaliczam tą pozycję do dwóch kategorii – „Książka, w której ważną rolę odgrywają zwierzęta” i „Książka zekranizowana w 2016 roku”.

Sylwia Kubryńska „Kobieta dość doskonała” – oto i ona, pozycja, która swego czasu miała bardzo dobrą reklamę i o której słyszałam same pełne zachwytów opinie. A ja jak na złość, mimo kilku podejść, kompletnie nie mogę przez nią przebrnąć. Tym razem musi się udać. W moim bookAThonowym zestawieniu występuje w roli „Złej książki”, bo tak już zaczęłam o niej myśleć. Sądząc po stężeniu feminizmu już na pierwszej stronie, myślę że bez problemu mogę ją zaliczyć również do kategorii „Książka, która porusza tematy tabu.” Poczytamy, zobaczymy.

„Architektura jest najważniejsza. Architektki” – przyznaję bez bicia, że naprawdę nie lubię czytać biografii, dlatego jako wyzwanie na czwarty dzień maratonu wybrałam zbiór esejów poświęconych sylwetkom sześciu wybitnych architektek. Mam nadzieję, że znajdę w tej książce trochę opowieści o kobietach, trochę o życiu i trochę o sztuce, dzięki czemu nie umrę z nudów (co jest w moim przypadku nieodłącznym elementem zagłębiania się w biografie).
Kolejnym tematem w literaturze, za którym naprawdę nie przepadam, są wizje przyszłości (za co gdzieś głęboko w sercu po dziś dzień obwiniam pewnego pana Lema i katusze, które mi zgotował), nie mam za to nic przeciwko osobom, które myślą przyszłościowo i biorą czynny udział w kształtowaniu owej przyszłości. Architektki opowiadające się po stronie modernizmu, kreatorki polskiej nowoczesności idealnie wpasują się w wyzwanie na drugi dzień maratonu. Chyba tylko historyk potrafi odnaleźć przyszłość w przeszłości, ale z drugiej strony kto historykowi zabroni?

Andrzej Rodan „Życie seksualne papagejów” – i na sam koniec, jeśli tylko starczy mi czasu (a Bobasa pozwoli sobie pofolgować) zostawiłam sobie tą oto książkę-zagadkę. Wyszperałam ją kiedyś na targu staroci i prawdę mówiąc kupiłam po okładce. Wygląda na taką, która z prawdziwą rozkoszą poruszy wszystkie tematy tabu na jakie tylko się natknie i coś czuję w kościach, że to może być bardzo zła książką – aż nie mogę się doczekać lektury!

Jak widać już na samym zdjęciu mojego stosika, nie podejmuję się ostatniego z wyzwań – mój najbardziej optymistyczny scenariusz (wraz z książką Rodana) zakłada przeczytanie 955 stron, a to do 1500 daleka droga. Nie można mieć jednak wszystkiego, a lepiej nie kusić licha. Kto wie, może w przyszłym roku bardziej zaszaleję?

Tak wyglądają moje ambitne plany, teraz czas na przedstawienie majowego stosiku na maraton! Razem z Bobasą wybrałyśmy następujące pozycje do wspólnego czytania:

_20170702_104433

03.07 „Zwierzęta i ich dzieci” – zwierzątka są super, a małe zwierzątka to już w ogóle szaleństwo i słodycz w czystej postaci. Im więcej, tym lepiej!
04.07 „Magda i jej buldożer” to wręcz wymarzona pozycja o przyszłości. Kobiety na buldożery!
05.07 Cudowna „Myszka” Doroty Gellner wystąpi jako „Zła książka”. Nie dlatego, że nie jest fantastyczna, ale dlatego, że porusza temat złości i radzenia sobie z tą emocją.
06.07 Anthony Browne „Moja mama” będzie naszą biografią. Uniwersalna i ponadczasowa opowieść o najważniejszej osobie na świecie.
07.07 Hector Dexet „Kto zjadł biedronkę?” – szczera rozmowa o upodobaniach kulinarnych, szczególnie tych nie fit i nie wege to temat coraz bardziej tabu. No bo czy ktoś się przyznaje do zjedzenia biedronki?
08.07 „Mały Lewis Caroll. Alicja w Krainie czarów” – co prawda w 2016 roku na ekrany kin wszedł film pod tytułem „Alicja po drugiej stronie lustra”, ale jako pierwszy kontakt z bohaterami, obrazkowa wersja historii o Alicji i Króliku jak najbardziej wystarczy.
09.07 – oczywiście i w tym przypadku nie podejmujemy się wyzwania dotyczącego 1500 przeczytanych stron. Chociaż książeczki są czytane tyle razy wciąż na nowo, że może nie powinnam tak od razu skreślać naszych możliwości…? :D

Zapowiada się naprawdę zaczytany tydzień, wszystkim współuczestnikom życzę dobrej zabawy samych świetnych książek! Powodzenia!

BKTN_Promka_Poster

 

Bajki Majki: „Toczą się koła, toczą… Magda i jej buldożer

To moja ostatnia zdobycz upolowana na Warszawskich Targach Książki. Wpadła mi w oko, kiedy obładowana jak wielbłąd, ledwo zipiąc z przeciążenia usiłowałam dostać się do wyjścia. Ale nie mogłam przejść obok niej obojętnie i choć cena nie odbiegała wiele od sklepowej, Magda wraz ze swoim buldożerem dociążyła jedną z moich wypełnionych do granic możliwości toreb.

Historyjka jest krótka, bardzo prosta i schematyczna – Magda, będąca kierowcą buldożera, musi uprzątnąć drogę ze skalnych odłamków, które blokują przejazd innym pojazdom. Również ilustracje są przeciętne i nie zachwycają. Tym, co wyróżnia tą książeczkę, jest jej forma – solidna kartonówka, o bardzo grubych stronach wycięta została w kształcie pojazdu. W połączeniu z obracającymi się plastikowymi kółkami, bardzo solidnie przyczepionymi do książki, z powodzeniem może ona pełnić również funkcję zabawki – kółka są całkowicie sprawne, książeczka bez problemu stoi w pionie, a popchnięta ładnie przejedzie spory kawałek. To właśnie te plastikowe opony przyciągnęły moją uwagę, bo znam upodobanie mojej córki do wszystkich kółek i kółeczek. I miałam rację – duże, łatwe do obracania kółka oraz rzep spinający książeczkę zapewniły mi czas na ugotowanie obiadu :D
Jak moja bobasa jeszcze trochę podrośnie, fajnym pomysłem będzie, po lekturze, odegranie tej samej historyjki przy pomocy zamkniętej książeczki – pojazdu.

Mimo tych zalet zapewne nie skusiłabym się na zakup (a przynajmniej w tamtym momencie i w niemalże regularnej cenie), gdyby nie fakt, że posiadaczką buldożera jest akurat Magda. To dyskryminujące, ale z Piotrka czy Daniela zrezygnowałabym po chwili namysłu ;)

Już przy okazji recenzji „Zostaw to mnie” pisałam o fascynacji Majki ciężkimi maszynami budowlanymi i przyznałam się do mojego niespełnionego marzenia z dzieciństwa o jeżdżeniu walcem. Żyję w głębokim przeświadczeniu, że małe dziewczynki również mogą jeździć walcami, lubić koparki i marzyć o karierze kierowcy rajdowego. Jasne, każdy z tych zawodów, to ciężka i mało komfortowa praca, ale dużo lepiej przekonać się o tym samemu, niż usłyszeć „to dla chłopaków!”.

Dlatego właśnie całkiem przeciętna pod względem tekstu i ilustracji „Magda…” jest super i wraz z Maj jeżdżą po całym domu. Czasem dobry pomysł i otwarty umysł to klucz do sukcesu.

Bardzo polecamy fanom i fankom pojazdów wszelakich. „Toczą się koła, toczą…” to cała seria książeczek z kołami, wśród których znajdziemy między innymi wyścigówkę, śmieciarkę, czy motor, toteż każdy znajdzie swój ulubiony pojazd.

Toczą się koła, toczą… Magda i jej buldożer, Wydawnictwo YoYo Books, 2015, 10 s.