Grajki Majki: Escape Quest „Arsene Lupin rzuca wyzwanie” David Cicurel, Frédéric Dorne, Tiffanie Uldry

Sięgając po ta książkę spodziewałam się czegoś podobnego do komiksów paragrafowych w stylu „Rycerzy” czy „Sherlock Holmes. Dookoła świata”. I faktycznie, sam mechanizm poruszania się po historii jest całkiem podobny, jednak w tym przypadku gra zdecydowanie bardziej przypomina faktyczną książkę. A każda jej strona to nowa zagadka przybliżająca nas do upragnionego celu.

W tej grze wcielamy się w postać włamywacza-pasjonata uprawiającego to hobby nie z potrzeby i zmagań z niesympatyczną sytuacją życiową, a z umiłowania do sztuki kradzieży – dlatego też naszym marzeniem jest nauka fachu pod okiem najwybitniejszych mistrzów zbrodni. Świetnie się więc składa, że sławny Arsène Lupin, dżentelmen-włamywacz, ogłosił wszem i wobec, że poszukuje ucznia. Jednak dostać się pod skrzydła mistrza to prawdziwe wyzwanie – nie tylko musimy dokonać niemożliwego i skraść najlepiej strzeżone klejnoty w całym Paryżu, ale również pokonać liczną konkurencję. Czy wystarczy nam sprytu, umiejętności i determinacji, by dopiąć swego? Nawet, gdy ktoś usilnie będzie próbował pokrzyżować nam szyki?

Czekają nas szyfry, mapy, łamigłówki, a nawet pewien test sprawności w posługiwaniu się narzędziami do cięcia szkła. Wszystko to by odkryć na jaką stronę powinniśmy udać się w następnej kolejności. W porównaniu do komiksów paragrafowych, jest tu zdecydowanie więcej tekstu – na każdą zagadkę przypada strona treści i całostronicowa ilustracja utrzymana w pięknym retro-secesyjnym klimacie XIX-wiecznego Paryża. W ogóle pod względem wizualnym ten tytuł jest fenomenalny, nie można się napatrzeć. Na szczęście są takie zagadki, że uważne przypatrywanie się jest bardziej niż wskazane.

Za każdym razem jestem zaskoczona faktem, że takie gry potrafią być naprawdę trudne! Nie jestem może jakimś szczególnym omnibusem – łamaczem łamigłówek, ale gra dla nieco starszych dzieci 12+ potrafi mnie nieźle zagiąć i to czasem już od pierwszych stron! A jednocześnie do rozwiązania takiego escape questa wystarczy tylko długopis i kilka godzin wolnego czasu, może więc towarzyszyć nam na przykład w podróży. Na końcu książkogry zostawiono miejsce na zapiski, można jednak bez skrępowania pisać i zaznaczać i robić notatki bezpośrednio przy zadaniach i na ilustracjach. A jeśli zdarzy nam się gdzieś utknąć, w zabezpieczonym dokumencie przygotowano podpowiedzi.

Kto jest gotowy na takie wyzwanie?

David Cicurel, Frédéric Dorne, Tiffanie Uldry, Escape Quest. Arsene Lupin rzuca wyzwanie, Warszawa: Wydawnictwo Egmont, 2021, 96 s.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Egmont.

Grajki Majki: „Monsters Hide&Seek” SmartGames

Dzieci mają czasami zainteresowania, które mogą nas zaskoczyć – moja Majka na przykład wykazuje słabość do gier z… potworami. I to od małego, bo zaczęło się od „Potwornych porządków” i „Potworów do szafy”, potem przyszedł czas na „Komnatę strachu”, którą kiedyś Wam pokazywałam i „Zakodowany zamek”. Dlatego też nowy tytuł od SmartGames poświęcony ukrywaniu i znajdowaniu potworów od razu przykuł moją uwagę. I to był dobry wybór, bo Maja przyjęła go ze sporym entuzjazmem.

Układanka logiczna składa się z podzielonej na cztery kwadratowe pola planszy wypełnionej potworkami o rozmaitych kształtach i kolorach oraz czterech elementów z wyposażeniem pokoju, gdzie każdy jest wycięty w inny kształt, przez co przypominają nieco puzzle. Celem gracza jest ułożenie puzzli na planszy w taki sposób, by pozakrywać wszystkie potworki, poza wyszczególnionymi w wybranym przez nas zadaniu. I chociaż na każdym polu planszy można umieścić tylko jeden z elementów, mamy pełną dowolność w obracaniu nimi na wszystkie strony, no i nigdy nie wiadomo który akurat będzie pasował do danego kwadratu, trzeba więc się sporo nagłówkować i próbować różnych opcji aż do skutku.

Książeczka z zadaniami zawiera aż 60 różnych wyzwań – jak zwykle podzielonych na cztery poziomy trudności, od startera po mastera, z odpowiedziami na samym końcu. Może się zdarzyć tak, że  będziemy musieli zostawić tylko dwa potworki, a czasami zostanie odkrytych aż siedem z nich. Czasem będziemy musieli znaleźć cztery takie same, a innym razem cztery kompletnie różne. Jedno jest pewne – nudno nie będzie, a kiedy będziemy już pewni ułożenia każdego z potworków na planszy, kolejne zadanie na pewno nas zaskoczy.

Kiedy już zrozumie się mechanizm działania, układanka jest bardzo przyjemna i nie nadmiernie frustrująca dla dziecka – moja przedszkolaczka dość płynnie przechodzi przez pierwszy poziom trudności.

Ponadto to fantastyczna propozycja na podróż – plansza jest jednocześnie pokrywką niewielkiego, płaskiego pudełka, w którym idealnie mieszczą się cztery elementy układanki i książeczka z zadaniami. Całą grę można więc zapakować w zgrabny i lekki kwadrat, który z łatwością zmieści się w maminej torebce albo wycieczkowym plecaczku przedszkolaka. No i wystarczy pilnować przed zgubieniem tylko czterech puzzli.

Bardzo polecamy na wakacje i nie tylko.

Monsters Hide&Seek
Autor: Raf Peeters
Ilość elementów: 5
Sugerowany wiek: 6+
Liczba graczy: 1
Poziomy trudności: 4
Wydawnictwo: SmartGames

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa IUVI Games.

Grajki Majki: „Apple Twist” SmartGames

„(…)W koszyczku jabłuszko, w jabłuszku robaczek,
A na tym robaczku zielony kubraczek.”

czyli bardzo apetyczna łamigłówka dla przedszkolaków.

Na grę składają się tylko cztery elementy: ruchoma plansza w kształcie jabłuszka i trzy kolorowe robale – mama, tata (dłuższe) i dziecko (krótsze), jak to je Maja określiła.

Na samym początku należy ustawić planszę zgodnie z wybranym zadaniem. Jabłko składa się z 5 dwustronnych elementów, które można obracać niezależnie od siebie. Jedna strona została oznaczona literkami od A do E, druga cyframi od 1 do 5. Dzięki czemu możemy układać różne plansze, np. 12C4E. Układ planszy ma wpływ na liczbę i układ okrągłych wgłębień w jabłku, w które będziemy wpasowywać robaczki.

Bo ułożeniu planszy należy umieścić na niej wszystkie robale składające się z kolejno z 5 i 6 kuleczek. Każdy robaczek ma 2 ruchome przeguby, dzięki którym może przyjmować różne kształty, dając układającemu ogrom możliwości i kombinacji. A każdy z nich zgina się odrobinę inaczej. Robaczki muszą siedzieć dokładnie w dziurkach i nie mogą wystawać, dopuszcza się jednak, by w niektórych zadaniach pozostały wolne dziurki.

Do każdego z zadań, poza kodem ułożenia planszy, przygotowano podpowiedzi. Na najprostszym poziomie jest to oznaczenie położenia główek robaczków określonego koloru i dokładne położenie jednego z nich. Im trudniejszy poziom, tym mniej jasne podpowiedzi – czasami oznaczono tylko położenie głów, bez podania kolorów, a w najtrudniejszych zadaniach pojawia się tylko jedna główka, lub nie ma jej wcale.

Gra ma wyjątkowo atrakcyjną formę. Poza samym główkowaniem i szukaniem prawidłowego rozwiązania, wielką frajdę daje wyginanie robaczków na różne sposoby, a nawet już samo przygotowanie planszy.

Oczywiście jak zwykle mamy do wyboru 4 poziomy trudnościstarter, junior, ekspert i master, a na końcu czekają odpowiedzi.

Łamigłówka jest przeznaczona dla jednego gracza powyżej 5 roku życia. I moim zdaniem wiek został określony bardzo dobrze, bo moja pięciolatka całkiem sprawnie radzi sobie ze starterem, a kolejne poziomy stanowią dla niej coraz to większe wyzwanie. I nie tylko dla niej, bo jak zwykle sama muszę się chwilę pogłowić nad trudniejszymi zadaniami.

Bardzo fajna pomoc edukacyjna przy ćwiczeniu nie tylko wyobraźni przestrzennej, logiki, cierpliwości i planowania, ale również motoryki małej, bo wygimnastykowane gąsienice to świetna sprawa dla małych paluszków. I tych nieco większych również.

Apple Twist
Autor: Raf Peeters
Ilość elementów: 4
Sugerowany wiek: 5+
Liczba graczy: 1
Poziomy trudności: 4
Wydawnictwo: SmartGames

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa IUVI Games.

Grajki Majki: „Diamond Quest” SmartGames

Tym razem to post raczej z cyklu „Grajki Matki”, bo łamigłówka, którą chciałabym Wam dziś pokazać jest od 10 lat. I to minimum, bo ja mam prawie trzy razy tyle i muszę przyznać, że w miarę swobodnie czuję się tylko na poziomach starter i junior (i to wcale nie w przypadku wszystkich zadań!), a potem zaczynają się schody.

Gra jest przepiękna, szczególnie dla takiej sroki, jak ja. Składa się z zamykanego pudełka z 13 wgłębieniami oraz 13 przezroczystych diamentów w czterech kolorach i trzech kształtach. Diamenty niebieskie, zielone, pomarańczowe i żółte są w komplecie po trzy – w kształtach zbliżonych do koła, kwadratu i trójkąta. Czerwony diament jest natomiast jeden jedyny i najważniejszy. Bo i cała zabawa w tym, by, kierując się wskazówkami z zadań, umieścić go na właściwym miejscu.

W każdym z zadań znajdziemy wskazówki zdradzające ułożenie części elementów na planszy (lub określające miejsca, w jakich określone diamenty nie mogą się znajdować) – czasem elementy pokazane są dokładnie, innym razem zdefiniowano jedynie kolor albo kształt elementu. Czasem też pokazana jest cała plansza, a czasem jedynie jej mniejszy lub większy fragment. Na każde zadanie może przypadać jedna, lub więcej podpowiedzi – zdarza się, że otrzymujemy nawet 6 wskazówek, które trzeba do siebie dopasować by rozwiązać zagadkę.  

Podobnie jak w innych tytułach tej serii, mamy do wyboru cztery poziomy trudnościstarter, junior, expert i master. A jeśli już naprawdę jesteśmy pewni, że nie uda nam się znaleźć rozwiązania, albo chcemy się upewnić, czy ułożyliśmy dobrze, to na końcu każdego działu znajdują się odpowiedzi.

To zdecydowanie nasza najbardziej skomplikowana z układanek SmartGames. I, co za tym idzie, chyba najbardziej satysfakcjonująca, kiedy już uda się rozwikłać łamigłówkę. Nieźle potrafi wymęczyć mózgownicę, nawet w przypadku dorosłego. Albo przynajmniej takiego niezbyt wprawionego w grach logicznych, bo do takich zdecydowanie przynależę (chociaż niedługo może się to zmienić!). Mino to zaskakująco mało towarzyszy mi przy niej frustracji – może po prostu nie potrafię się złościć przekładając diamenty.

Nie dajcie się zwieść wielkości kartonu – sama gra jest całkiem zgrabna i kompaktowa, diamenty wraz z książeczką z zadaniami i instrukcją zamykają się w pudełku z planszą układanki. Wystarczy drobne zabezpieczenie w postaci gumki recepturki i spokojnie można wrzucić grę do torebki albo plecaka. Dobrze sprawdzi się wiec w roli gry podróżnej.

Diamond Quest
Autor: Alain Brobecker & STUDIO SMART
Ilość elementów: 13
Sugerowany wiek: 10+
Liczba graczy: 1
Poziomy trudności: 4
Wydawnictwo: SmartGames

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa IUVI Games.

Grajki Majki: Magazyn „Zabawy i marzenia z Barbie” Nr 5/2021

Jakie macie patenty na zajęcie czasu przedszkolakowi, kiedy przedszkole zamknięte, a genialne podpowiedzi ministerstwa dotyczące puzzli i farbek budzą w Was jedynie pusty śmiech? Książeczki z zadaniami trochę już nam zbrzydły, trzeba wytoczyć cięższe działa – nadchodzi czas testowania gazetek dla dzieci. Sama jako dzieć lubiłam bardzo.

Zaczynamy od magazynu „Zabawy i marzenia z Barbie” bo i zabawa lalkami jest akurat w naszym domu bardzo na czasie.

Pierwsze wrażenia? Strasznie nie lubię, jak oni teraz wszystko wciskają w plastik. Nie dość, że to kolejny śmieć do wyrzucenia od razu po powrocie do domu, to jeszcze nie można zajrzeć do środka przed zakupem. Podobnie jest z dodawanymi do gazetek gadżetami – w większości to bezsensowne duperele do rzucenia w kąt (jestem pod tym względem dość wybredna, bo i nie akceptuję dodawania do gazetek wszelkich kosmetyków dla dzieci tragicznej jakości i o niewiadomym składzie), choć akurat prezent dołączony do majowego numeru magazynu Barbie – miniaturowy wózeczek z bobasem – jest nawet całkiem całkiem. Co prawda laleczka jest sporo mniejsza, niż „standardowy” bobas z Barbie (możecie porównać na jednym ze zdjęć powyżej), ale Maja stwierdziła, że to lalka-zabawka dla laleczki typu Chelsea i w ten sposób wykorzystała ją w zabawie. Więc raczej na plus.

Osobiście wolałabym jednak zapłacić dwukrotnie albo nawet trzykrotnie więcej za magazyn i otrzymać zabawkę lepszej jakości (bo ta niestety pozostawia sporo do życzenia, szczególnie w przypadku laleczki), czy na przykład ubranka dla lalek. Coś faktycznie do wykorzystania na dłużej, skoro już dedykujemy się na kupno tego plastiku. Albo w drugą stronę – móc kupić gazetkę bez dodatku za połowę ceny.

Trudno mi zdecydowanie określić do jakiej grupy wiekowej jest skierowany magazyn – teoretycznie to 5+ i faktycznie moja pięciolatka bez problemu poradziła sobie z większością zadań i łamigłówek (jest szukanie różnic, labirynt, kolorowanki) po tym, jak przeczytałam jej polecenia. A tu nagle pojawiła się dość drobna wykreślanka, raczej dla starszych dzieci, bo i trzeba już całkiem dobrze umieć w czytanie. Dla nich jednak reszta zadań wydaje się być zbyt banalna. Podobnie z komiksem – Majce bardzo podobała się jego prosta forma, gdzie każda z ilustracji została opatrzona krótką partią tekstu, a dymki z wypowiedziami pojawiały się sporadycznie. Natomiast treść pełna była nowomowy raczej dla dzieci szkolnych – emotikonów, vlogów i udostępniania w internecie prześmiewczych nagrań z innymi osobami bez ich zgody. Co swoją droga nie doczekało się żadnej puenty w nieskomplikowanej fabule, wobec czego komiks okazał się niestety jedną ze słabszych części.

Całkiem wysoko oceniam natomiast się proponowane prace plastyczne – proste, efektowne, z podstawowych artykułów plastycznych i w tematyce wiosennej, na pewno przysiądziemy do produkcji kwiatowej girlandy z papieru, a bransoletki Majka zrobiła sama, bez mojej pomocy. Duży plus również za ćwiczenia z Barbie zachęcające do codziennej gimnastyki i całkiem spory zbiór łamigłówek, który zajął moje dziecię na dłuższą chwilę. Znalazło się też miejsce na projektowanie biżuterii, zabawę w artystkę-malarkę, dwa plakaty i prościutki quiz.

Gazetka nie jest szczególnie obszerna, ale spokojnie starczyła nam na dwa dni zabawy.

W ogólnym rachunku polecam, bo poza komiksem, który średnio mi się podobał (chociaż Maja była zadowolona, że brały w nim udział lalki z jej kolekcji) i wykreślanką, której nie zrobiłyśmy bo okazała się dla mojej córki za trudna, jestem zadowolona z treści. Nie wnoszą one co prawda zbyt wiele wartości, ale spełniają swoją funkcję – zajmują dziecko i dotyczą ulubionych bohaterów. A i cena jest adekwatna do jakości.

Magazyn „Zabawy i marzenia z Barbie”
Nr 5/2021
Wydawnictwo: Egmont
Wiek: 5+
Cena: 11,99 zł

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Egmont.

Grajki Majki: „Ubongo Trigo” Grzegorz Rejchtman

To moje pierwsze spotkanie z Ubongo, dlatego też nie macie co liczyć na rzetelne porównanie tej odmiany z oryginalną grą. Podejrzewam jednak, że różnice są niewielkie – Ubongo Trigo jest wersją podróżną, więc zapewne uproszczoną pod względem elementów i akcesoriów. I jak sama nazwa wskazuje, w tym wariancie kafelki i zadania zbudowane są z trójkątów.

To łamigłówka-układanka o banalnie prostych zasadach, których ogarnięcie zajmuje dosłownie moment – duży plus za przejrzystą i krótką instrukcję.

W pudełku znajdziemy 32 dwustronne karty z zadaniami – z jednej strony z łatwiejszym poziomem, z drugiej trudniejsze oraz cztery komplety kolorowych, numerowanych kafelków (po 7 w każdym zestawie). Na każdej z kart znajdziemy po dwa pola, które należy jak najszybciej przykryć kafelkami. Numery elementów, które będą potrzebne do rozwiązania danej łamigłówki zostały wyszczególnione po prawej stronie karty. I to tyle!

Liczy się szybkość – osoba, która jako pierwsza ułoży wylosowaną przez siebie łamigłówkę woła „ubongo”. Od tego czasu pozostali gracze mają 20 lub 30 sekund (w zależności od ustaleń i poziomu trudności) na rozwiązanie swojego zadania – liczenie we własnym zakresie, nie dołączono żadnego urządzenia do mierzenia czasu. Jeśli się uda – zdobywają kartę, jeśli nie, muszą ją oddać pierwszemu graczowi. Wygrywa osoba, która zgromadzi najwięcej kart na koniec gry.

Dodatkowym atutem jest wariant jednoosobowy, w którym gramy na czas – ile łamigłówek uda nam się rozwiązać w ciągu 20 minut.

W pierwszym momencie byłam nieco rozczarowana tekturowymi kafelkami, bałam się, ze będą mało wytrzymałe. Okazuje się jednak, że nie tak łatwo je połamać i pozaginać, nawet jeśli człowiek naprawdę bardzo się spieszy (w tym przypadku bardziej delikatne są karty). Ładnie też wyszły z wytłoczki, więc wierzchnia warstwa kartonu się nie dorywa. Na pewno nie będzie to gra na pokolenia, ale też nie jest łatwo nieintencjonalnie szybko zrobić jej dużą krzywdę.

Gra faktycznie jest całkiem kompaktowa, jak najbardziej można zabrać ją ze sobą na wyjazd, aczkolwiek układanie elementów na kartach wymaga jednak posiadania jakiejś powierzchni płaskiej. Zawiera również całkiem sporo drobnych elementów, osobiście nie polecam jej więc na przykład na plażę, pod namiot czy do samolotu. Ale już do hotelu, do domku nad jeziorem czy do babci sprawdzi się bardzo dobrze. Moim zdaniem pudełko spokojnie mogłoby być jeszcze o połowę mniejsze, bo elementy zajmują jakoś 1/3 kartonika, reszta to wyprofilowany „wypełniacz”. Wolałabym też ograniczyć użycie folii, w którą owinięta była gra i którą wyrzuciłam od razu po odpakowaniu. Dwa kawałki taśmy klejącej z pewnością sprawdziłyby się równie dobrze.

Ubongo Trigo travel. Trójkątne szaleństwo
Autor: Grzegorz Rejchtman
Ilustracje: Nicolas Naubeuer, Karl-Otto Homes, Bernd Wagenfeld
Wydawnictwo: Egmont
Liczba graczy: 1-4
Sugerowany wiek: 7+

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Egmont.

Grajki Majki: Smart Games „Three Little Piggies Deluxe”

To gra z gatunku tych układanek logicznych, do których osobiście nigdy nie miałam cierpliwości. I moja córka ma to po mnie. Ale powszechnie wiadomo, że takie ćwiczenia robią dobrze na mózg (czego jestem doskonałym przykładem…), więc jakoś staram się je Bobasie przemycić.

I tutaj całą robotę robi tematyka, bo Majka jest wielką fanką bajki o trzech świnkach (i własciwie świnek w ogóle) – czytamy ją na okrągło, a jak akurat nie czytamy, to leci słuchowisko z płyty. I kiedy dostała grę nawiązującą do tej właśnie historii,, nawet nie zwróciła uwagi, że trzeba przy niej nieco wysilić móżdżek.

W skład zestawu wchodzi plansza, trzy gumowe świnki i jeden wilk oraz trzy kolorowe domki na podstawach o różnym kształcie oraz książeczka z zadaniami-łamigłówkami na czterech różnych poziomach (po 24 na dwa warianty gry). Dopełnieniem jest książeczka – picturebook, która pomaga przypomnieć sobie całą historię i jest bardzo dobrym wstępem do gry. A ze względu na brak tekstu, nie ma problemu z barierą językową.

Zasady są banalnie proste. Na początku trzeba wspomnieć, że mamy do wyboru dwa warianty gry (i oba mają cztery poziomy trudności) – z wilkiem (noc) albo bez niego (dzień). Wybieramy jedną z łamigłówek i ustawiamy figurki na planszy zgodnie z instrukcją. Następnie musimy ustawić domki tak, by ustawione świnki znajdowały się na zewnątrz (dzień) lub były schowane bezpiecznie w domkach, podczas gdy wilk pozostaje na zewnątrz (noc). W zależności od poziomu w grze biorą udział jedna, dwie lub wszystkie trzy świnki.

Niektóre ustawienie są naprawdę proste i dorosły widzi rozwiązanie na pierwszy rzut oka, a i dziecko po chwili prób i błędów do niego dochodzi. Ale nad innymi i rodzic musi się chwilę zastanowić. A przynajmniej ja musiałam!

Jakość wykonania jest świetna, pomysł również. Z punktu widzenia mamy trzylatki nie jest to układanka, która jest w stanie zająć dziecko na dłuższy czas, bo jednak pomoc rodzica bywa często niezbędna, a i samo główkowanie szybko męczy. Jednak szczerze wierzę, że wyobraźnia przestrzenna, umiejętność skupienia uwagi i rozwiązywania problemów intensywnie się rozwija. Trzeba się czasami poświęcić dla rozwoju i trochę się z dzieckiem pogłowić!

Three Little Piggies Deluxe
Firma: Smart Games
Sugerowany wiek: 3-6 lat

Środa z Bajkowirem: „Gru, Dru i Minionki. Superalbum z naklejkami”

Z racji wczorajszego superkonkursu na Bajkowirze, w tym tygodniu Środa z Bajkowirem wypada w czwartek.

Razem z Maj przetestowałyśmy dla Was szaloną książeczkę pełną minionków, łamigłówek i świetnej zabawy. Jeśli głęboko pragniecie, żeby wasze dziecko było bardzo zajęte przez przynajmniej pół godziny, podczas gdy Wy choć przez chwilę będziecie cieszyć się wakacjami w ciszy i spokoju, to ten album będzie waszym zbawieniem. Na pewno nie pozwoli się nudzić żadnemu małolatowi!

Recenzję można przeczytać TUTAJ, serdecznie zapraszam!