Bajki Majki: „Co było potem?” Tove Jasson

Nie ma takiego sformułowania, jak “za dużo Muminków”, z czym muminkowi fani z pewnością się zgodzą. A jednak muminkowy świat wciąż jeszcze potrafi zaskoczyć, nawet najwierniejszych fanów!

„Co było dalej?” to kompletnie zakręcona, interaktywna historia z dziurami do samodzielnego dopowiadania i odgadywania dalszych zwrotów akcji. A zgadnąć nie będzie łatwo, bo co tam się dzieje!

Muminek wraca rano ze sklepu z bańką pełną mleka dla mamy. Po drodze czeka go jednak niejedna przygoda

Będą poszukiwania zaginionej Małej Mi, będzie eksploracja groty, wciąganie do odkurzacza, przygoda w burzowo naelektryzowanym domku Hatifnatów, sztorm i uczta po powrocie do domu.

Kontrastowe ilustracje w intensywnych kolorach wypełniające całe strony pocięto tak, by mały czytelnik mógł przez dziurki o nieregularnych kształtach i rozmiarach, jak przez okienka, podejrzeć co się dzieje na kolejnych stronach. Dzięki temu po przeczytaniu krótkiej partii tekstu można wspólnie zgadywać co też za przygoda czeka Muminka po przewróceniu kartki. Co było potem? Dokąd zawędrują bohaterowie i z jakimi przeciwnościami losu przyjdzie im się zmierzyć?

Będzie trochę strasznie, trochę zabawnie i z pewnością intrygująco i fascynująco. Świat Muminków chyba jeszcze nigdy nie był tak zwariowany, jak w tej niepozornej, dziurawej książeczce.

W moim odczuciu mógłby jednak zostać wydana na kartonowych (albo chociaż odrobinę bardziej wzmocnionych, nieco grubszych) stronach, bo delikatny, ażurowy ze względu na dziury papier może ulec nieposkromionemu entuzjazmowi młodszego czytelnika. I bynajmniej nie mam tu na myśli zupełnych maluchów!

Tove Jasson, Co było potem?, Warszawa: Wydawnictwo Nasza Księgarnia, 2021, 28 s.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Nasza Księgarnia.

Bajki Majki: „Opowiem ci mamo co robią myszy” Katarzyna Kołodziej

Cykl pełnych szczegółów kartonowych książek „Opowiem ci mamo” osobiście dzielę na dwa poziomy trudności, bo podobnie jak tematyka, tak i same podawane wy nich informacje są dość mocno zróżnicowane. Tak też „Opowiem ci mamo co robią dinozaury” polecam raczej starszym czytelnikom (ok. 4-6 lat), a „Opowiem ci mamo co robią konie” będzie świetna już dla dwulatków. Najnowsza część z myszami w roli głównej należy do tej drugiej grupy.

Poznając przesympatyczną (i liczną!) rodzinę Wąsików wybierzemy się w gościnę do mysiej norki. Spędzając calutki dzień razem z Pusią i jej licznym rodzeństwem poznamy wszystkie zakamarki norki, odwiedzimy myszkołę, poszabrujemy w spiżarni,  Zajrzymy również do lasu, gdzie dowiemy się jakich drapieżników małe myszki powinny się wystrzegać. Na łące wysłuchamy mysiego koncertu, weźmiemy udział w wyścigach gryzoni, a nawet zajrzymy do wesołego myszeczka poprzeglądać się w krzywych myszadłach. Będzie wieczorne ognisko, sprzątanie jeziora, a nawet wyprawa w kosmos (nawet, jeśli tylko we śnie)! Życie myszki nie jest ani troszkę nudne!

Cała historia opowiedziana jest lekką i wpadającą w ucho (i mózg!) rymowanką.

„Myszy chrupią i myszkują,
aż komoda trzeszczy.
Węszą, psują i wciąż knują,
co tu zniszczyć jeszcze”.

Poza historią narracjyjną, jest to też książeczka do wyszukiwania szczegółów, treningu cierpliwości, skupienia i spostrzegawczości. Są w niej labirynty, dopasowywanie cieni, zadania polegające na szukaniu różnic, zagubionych skarbów albo liczeniu poukrywanych po całej ilustracji powtarzających się przedmiotów. Nie brak tu również informacji o tych gryzoniach – mały czytelnik dowie się między innymi czym myszy się żywią i jakich mają naturalnych wrogów.

A całostronicowe ilustracje, poza tym, że szczegółowe, są też bardzo ładne. Myszki są uroczymi bohaterami, a wśród licznej familii z każdy mały czytelnik z pewnością odnajdzie swojego faworyta. Natomiast duży format, twarde strony i bezpiecznie zaokrąglone rogi sprawiają, że świetnie nadaje się do samodzielnego oglądania nawet przez zupełnego maluszka.

Tylko Figiel nie jest do końca przekonany co do pierwszych stron z kotem skrępowanym przez mysi gang…

Katarzyna Kołodziej, Opowiem ci mamo co robią myszy, Warszawa: Wydawnictwo Nasza Księgarnia, 2021, 28 s.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Nasza Księgarnia.

Bajki Majki: „Guzikowa książka”, Sally Nicholls, Bethan Woollvin

Nie zwróciłam początkowo większej uwagi na ta pozycję, bo schematyczne, nieco abstrakcyjne ilustracje nie bardzo przypadły mi do gustu, ale książka zebrała tyle pozytywnych recenzji, że musiałam ją wypróbować.

I faktycznie jest bardzo sympatyczna! I bardzo, bardzo interaktywna.

Na każdej kolejnej stronie czekają na małego czytelnika zwierzątka i guzik, który trzeba pomóc im wcisnąć, a każdy z guzików jest innej wielkości, koloru i kształtu. Do koloru guzika natomiast jest dopasowana kolorystyka całej strony. Po wciśnięciu przez dziecko guzika i przewróceniu strony dowiadujemy się, jaką akcję wywołaliśmy.

Jest więc guzik, który wydaje głośny dźwięk, czy wystawianie języka, ale są również guziki do klaskania, skakania, śpiewania piosenek, przytulania, czy łaskotek. I chociaż ostatni z przycisków to guzik do spania, bynajmniej nie jest to książka do czytania przed snem, o nie! No, chyba, ze mamy na celu wymęczenie malucha przed zaśnięciem.

Bo podczas czytania nie sposób pozostać w miejscu. Bo i jak tu siedzieć w bezruchu, skoro możemy wcisnąć przycisk podskakiwania? Jak nie śmieć się w głos, skoro właśnie wcisnęliśmy guzik łaskotek?

Minimum tekstu, maksimum zabawy. A w gratisie walory edukacyjne, bo to świetna pozycja do nauki kolorów, kształtów i przeciwieństw.

Bardzo podoba mi się, że nie jest to wyłącznie przegląd guzików i ich funkcji, ale część z nich się powtarza, co zachęca do przełamywania schematu i samodzielnego wybierania ulubionych przycisków – nawet, jeśli w tym celu trzeba się nieco cofnąć.

I chociaż to kartonowa pozycja dla najnajów – ślinoodporna i z bezpiecznie zaokrąglonymi brzegami – to i moja przedszkolaczka przez jakiś czas bawiła się świetnie przy wspólnym czytaniu. Szczególnie podczas łaskotek.

Sally Nicholls, Bethan Woollvin, Guzikowa książka, Warszawa: Wydawnictwo Nasza Księgarnia, 2020, 26 s.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Nasza Ksiegarnia.

Bajki Majki: „Ta książka jest kotem” Silvia Borando

Można by pomyśleć, że Maja jest już nieco za duża na tego rodzaju literaturę z niewielką ilością tekstu i kartonowymi stronami, ale ostatnio trafiliśmy w kawiarni na „Zaśnij ze mną” – książeczkę opartą na tym samym schemacie, która od dawna już nie gościła w naszym domu. I zaskakująco duże ponowne zainteresowanie tą pozycją „dla bobasów” przygotowało mnie na entuzjastyczne przyjęcie nowego interaktywnego tytułu, szczególnie, że „Śpij, króliczku!” było swego czasu jedną z najbardziej zaczytanych pozycji w naszych zbiorach [o wspomnianych wcześniej interaktywnych książeczkach możecie przeczytać TU]. A i kocia tematyka zawsze się u nas sprawdza.

Zarówno fabuła, jak i ilustracje kociej książki są wyjątkowo nieskomplikowane. Na każdej stronie mamy przedstawienie rudego kota na białym tle i tekst w różnych kolorach – czarny wprowadza czytelników w temat i informuje o tym, co robi kotek, zielone zdania są zadaniami do wykonania przez małego mola książkowego. Dowiadujemy się więc na przykład, że kot głośno mruczy i otrzymujemy polecenie, by podrapać go pod brodą. Jeśli pojawia się jakiś czynnik dodatkowy – pchły, czy deszcz – zaznaczono to w tekście odcieniem niebieskiego.

Otwierając tą książeczkę, mamy więc szansę towarzyszyć kotu w, niedługiej zapewne, przerwie między drzemkami. By dowiedzieć się co nieco o kocich zwyczajach, dziecko wchodzi z książeczką w interakcję – głaszcze, osłania przed deszczem, przegania pchły, ratuje ptaszka z kociego pyszczka, co zachęca dziecko do aktywnego uczestnictwa w lekturze i zmienia czytanie w zabawę.

Wielki plus za wydanie – chociaż książka została wyposażona w całokartonowe, całkiem pancerne (zębo- i ślionoodporne) strony, to mimo wszystko jest dość lekka, a jej niewielki format  i zaokrąglone rogi sprzyjają pierwszym czytelniczym próbom małych rączek. Ponadto wygodnie trzymać ją w jednej dłoni podczas czytania dziecku.

I jest również psia wersja!

Silvia Borando, Ta książka jest kotem, Warszawa: Wydawnictwo Nasza Księgarnia, 2020, 28 s.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Nasza Księgarnia.

Bajki Majki: „Teatr. Zadaniariusz” Ricardo Henriques, André Letria

To jedna z pozycji zdecydowanie na wyrost i jeszcze dłuuugo poczeka na mojej półce, zanim trafi w ciekawskie rączki Majki, ale w końcu po to ma się dzieci, żeby móc cieszyć oko pozycjami takimi jak ta. A i dorosłym nieco frajdy się z życia należy. A co jak co, ale czar teatru przyciąga osobników chyba w każdym wieku.

A jednak pierwszy kontakt z tą pozycją nieco mnie rozczarował – spodziewałam się jednego z tych monumentalnych wydań będących ozdobą półki po wsze czasy, a „Teatr”, który wyjęłam z paczki przypominał raczej czasopismo. Pomyślałam nawet, że to może kwestia zadań, które będą miała wymagały wypełniania (co zasugerował mi trochę gruby papier dobrej jakości), nie był to jednak trafiony strzał, bo „Zadaniariusz” nie wymaga przyborów papierniczych.

Drugim minusem, który uderzył mnie już na pierwszy rzut oka jest nieco za mała czcionka.

Ta książka to alfabetyczny leksykon (słownik terminologiczny?) pojęć związanych z teatrem. Hasłom daleko jednak do sztywnych, słownikowych definicji – są zabawne, wciągające, przystępne i erudycyjne, dzięki czemu przypominają bardziej ciekawostki, niż przegląd specjalistycznej nomenklatury. A jak już się zacznie czytać, to oderwanie się od lektury graniczy z cudem. Wciągnęłam w jeden wieczór i nie ukrywam, że nadrobiłam dzięki temu naprawdę spore braki w wiedzy. Wiem więc już czym jest wodewil, do czego przymocowany jest sztankiet, do czego tańczy się kathakali, oraz co się robi w skene. Ten sposób zdobywania wiedzy, to sama przyjemność.

 

A samo czytanie to jeszcze nie wszystko! Niektórym z definicji towarzyszą propozycje zadań praktycznych – przeczytaj książkę, obejrzyj film, wysłuchaj piosenki, naucz się portugalskiego, odpraw magiczny rytuał w ogródku… to tylko kilka z pomysłów na poszerzenie wiedzy i rozwinięcie umiejętności. A jeśli po tym wszystkim wciąż brakuje czytelnikowi wrażeń, książka zawiera cztery strony wypełnione pomysłami na teatralne prace plastyczne. Maska, deszczownica, czaszka Yoricka, a może własny teatr? Zaczynam podejrzewać, że nie ma takiej rzeczy, której nie można stworzyć przy użyciu kleju, nożyczek i odrobiny wyobraźni.

I na sam koniec zostawiłam wisienkę na torcie, czyli to, co (poza tematyką), mnie do tej książki przyciągnęło. Ilustracje. I tutaj nie może być mowy o żadnym rozczarowaniu. Duże, rozedrgane, monochromatyczne rysunki przykuwają uwagę, uzupełniają treść i same w sobie bywają ironicznym komentatorem. Sprawiają, że ta książka jest jeszcze lepsza. Idealna symbioza została osiągnięta.

Osobiście wybrałabym dla tej pozycji mniejszy format, większą czcionkę i zamknęłabym ją w twardej oprawie. Poza tym nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń – fantastyczne ilustracje, ciekawe zagadnienia (od zawsze mam słabość do wszelkiego rodzaju słowników, leksykonów i encyklopedii), ambitne wyzwania i inspirujące pomysły diy.

Jest naprawdę świetna, niech no moja Majka szybko rośnie!

Ricardo Henriques, André Letria, Teatr. Zadaniariusz, Toruń: Wydawnictwo TAKO, 2018, 72 s.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa TAKO.

Bajki Majki: „Rebelia. Urządź po swojemu” Lilianna Fabisińska, Paweł Mildner

Nigdy nie popierałam entuzjazmu, z jakim świat przyjął pozycje w stylu „Zniszcz tą książkę”. Niespecjalnie rozumiem, dlaczego obiektem wyładowywania agresji i życiowej frustracji miałaby być akurat książka (chociaż z drugiej strony może jednak lepiej książka, niż rodzice? Albo chińska waza po babci?). Ale skoro już musi być to właśnie książka, to dlaczego nie ta, która akurat nas wkurza? „Krzyżacy” na przykład? Dlaczego potrzebujemy do tego specjalnej książki (oczywiście w cenie dobrej książki), która w dodatku zawiera wskazówki jak dokładnie powinna być zniszczona, jakby to właśnie samo wymyślanie sposobów destrukcji jest w tym wszystkim najprzyjemniejsze?

Wydawało mi się, że „Rebelia” będzie kolejną pozycją tego typu, być może ze względu na buntowniczy tytuł. Wyobraźcie więc sobie moje zdziwienie, kiedy odkryłam, że to nie jest książka do niszczenia, a do tworzenia!

 

Lilianna Fabisińska (autorka książek, które miały spory wkład w moje magiczne dzieciństwo [dziękuję!]) nakłania czytelnika, by stworzył swój własny świat tak, jak chciałby go widzieć – świat bez zakazów i nakazów, w którym ogranicza nas jedynie własna wyobraźnia. Świat całkowicie bezpieczny i wolny od konsekwencji, bo zamknięty między okładkami. Poruszając się po jedenastu rozdziałach odpowiadających różnym dziedzinom życia, młody buntownik może zrobić wszystko po swojemu: między innymi zaprojektować swój dom i pokój – od kolorów ścian i układu mebli aż po panujące w nim zasady i sposoby mordowania budzika; wymarzyć sobie domowego zwierzaka (nawet, jeśli ma to być Smok Wawelski); zapisać (i stworzyć) swój własny przepis kulinarny, zaprojektować popcorn wszystkich smaków oraz określić swoje najdziwniejsze upodobania kulinarne i sprawić, że od teraz najzdrowszym jedzeniem będą frytki i czekolada; wymyślić swoją własną szkołę – z planem lekcji (bitwa na poduszki jako jeden z najważniejszych przedmiotów? Czemu nie!), portretami nauczycieli, wyposażeniem i spisem lektur; opisać, podrasować lub wymyślić sobie najlepszych przyjaciół, a także stworzyć dla nich sekretny język i zaplanować odjechane urodziny; wyruszyć w podróż życia niezależnie od tego, czy woli się biegać po dżungli, czy po muzeach; pobawić się modą i projektowaniem ubioru (z wymarzonymi tatuażami włącznie), zaplanować idealny seans filmowy, a także postarać się o swój własny film (a nawet festiwal); wymyślić swój idealny smartfon, grę i wiele, wiele innych…

 

A ponadto w książce znajdziecie psychotesty, wykreślanki, mniej lub bardziej szalone inspiracje do spędzania wolnego czasu i inne poskramiacze nudy. Świetnie sprawdzi się podczas przydługiej wakacyjnej podróży. Albo w kolejce na Giewont.

I co najważniejsze – nie wyrzucajcie wypełnionej książki (jeśli jesteś dzieckiem/nastolatkiem/prawie dorosłym) i nie pozwólcie dzieciom wyrzucić wypełnionej książki (jeśli jesteś rodzicem). Schowaj ją gdzieś głęboko i najlepiej zapomnij o jej istnieniu. Kiedy znajdziesz ją przez przypadek przy przeprowadzce kilkanaście lat najprawdopodobniej padniesz ze śmiechu. A „Rebelia” stanie się świetną pamiątką po nie do końca utraconej dziecięcej wyobraźni.

Sympatyczna i pomysłowa książka, która rozrusza wyobraźnię i pozwoli puścić wodze fantazji. Kto wie, może stanie się początkiem niejednej fantastycznej książki albo scenariuszem oscarowej produkcji?

Świetny prezent dla szkolniaka chcącego robić wszystko „po swojemu”.

Lilianna Fabisińska, Paweł Mildner, Rebelia. Urządź po swojemu, Poznań: Wydawnictwo Papilon, 2018, 224 s.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości wydawnictwa Papilon.