Grajki Majki: „Strażnicy kosmosu” Néstor Romeral Andréas

Do Ziemi zbliżają się oddziały kosmicznych najeźdźców! Wciel się w Strażnika Kosmosu, wsiądź w myśliwiec, staw czoło kosmitom i poczuj klimat lat 90.!

Na samym szczycie planszy groźnie majaczą cztery rzędy wielookich i wielokolorowych kosmitów, na samym dole widnieje ojczysta planeta, a dostępu do niej bronią tylko wasze myśliwce. Poruszaj się na planszy tak, by zestrzelić jak najwięcej wrogów z jak największą ilością oczu (bo im więcej oczu, tym więcej punktów!), wykup rakietę, by zlikwidować więcej wrogów za jednym strzałem ale wybieraj przeciwników rozważnie, bo zlikwidowanie całej kolumny powoduje pojawienie się kolejnego rzędu kosmitów i ich zbliżenie do Ziemi. Uważaj, żeby nie zderzyć się z miną, jednym z najeźdźców lub innym myśliwcem!

Z jednej strony graczy łączy wspólny cel – muszą powstrzymać hordę atakujących kosmitów przed dotarciem do Ziemi. Z drugiej jednak to wciąż rywalizacja – wygrywa ten, kto zestrzeli najwięcej wysoko punktowanych najeźdźców, będziecie więc „kopać pod sobą dołki” – zajeżdżać drogę, blokować strzały i podbierać upatrzone zdobycze.

Zwycięzca musi wykazać się sporymi umiejętnościami strategicznymi, przyda się też umiejętność szybkich kalkulacji i przewidywania ruchów przeciwnika.

Gra posiada również wersję dla zaawansowanych, w której czekają ulepszone, wielostrzałowe myśliwce i doładowania pozwalające oddać więcej strzałów w turze.

Mój mąż mówi, że to taka trochę „Galaga” w wersji planszowej, ale ja się już nie załapałam na ten etap, więc nie mam porównania (może ciągle dlatego przegrywam…).  Za to moje serce kompletnie skradło manualne przesuwanie rzędów najeźdźców i losowanie kolejnych kosmitów wchodzących do gry. Nie potrafię też nie wydawać (przynajmniej w myślach!) odgłosów strzelania podczas swojej rundy. No i szata graficzna stylizowana na gry komputerowe z przełomu lat 80. i 90. to mistrzostwo świata.

Jak zwykle jestem pod wrażeniem starannego wykonania gry. Zdecydowanie nie jest to propozycja na podróż, bardziej na wakacyjny deszczowy dzień na podłodze w salonie, gdyż składa się ze sporej liczby elementów. Część z nich wykonana została z drewna (myśliwce i bomba), co zawsze bardzo lubię, plansza i reszta elementów jest z grubej tektury (żetony z kosmitami, doładowania i rakiety). Tekturowe kwadraciki zostały bardzo starannie wycięte z matrycy, dzięki czemu ani jeden z nich nie zaczął się nadrywać podczas „wypychania” przed pierwszym użyciem, a to bardzo duży plus. No i wielki szacunek za wyprodukowanie w Polsce!

Strażnicy kosmosu
Autor:
Néstor Romeral Andréas
Ilustracje: Przemysław Fornal
Wydawnictwo Nasza Księgarnia
Liczba graczy: 2-4
Sugerowany wiek: 7+

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Nasza Księgarnia.

Czas na czytanie: „Kosmiczne święta” Ingelin Angerborn, Per Gustavsson

To mój pierwszy raz z książką będącą kalendarzem adwentowym, czyli świąteczną historią podzieloną na 24 części – po jednym rozdziale na każdy wieczór adwentu. I chociaż pomysł strasznie mi się podoba, to nie wiem, czy faktycznie wytrwałabym w niepewności, grzecznie czytając po tych kilka stron dziennie. Mam nadzieję, że zanim Majka dorośnie, wytrenuję większą cierpliwość. Bo tym razem „Kosmiczne święta” pochłonęłam na raz. Ale spokojnie – sugerowany wiek czytelnika to 6+, mam więc jeszcze trzy lata na trening mojej słabej silnej woli! A że książka jest bardzo porządnie wydana – w twardej oprawie kryjącej wszystkie zdumiewające ilustracje i jeszcze bardziej zaskakujący tekst – to z pewnością poczeka tych kilka lat na moją Bobasę.

„Kosmiczne święta” to opowieść o małej Rutce i jej wielkiej tęsknocie za przyjaciółką, która musiała się wyprowadzić. Dlatego też nasza bohaterka w liście do Mikołaja prosi o nowego przyjaciela. Wie jednak, że Mikołaj nie spełnia takich życzeń, podobnie jak nie może podarować jej prawdziwego psa, na którego tata ma uczulenie. A kiedy w jej domu zaczynają znikać metalowe przedmioty (przy niepokojących odgłosach chrupania), Rutka nawet się nie spodziewa, że przyjaciel dosłownie spadł jej z nieba. Z Koncypiusza dokładniej rzecz ujmując.

Znajdziemy tu sporo prawd o przyjaźni, tęsknocie i pomocy innym, subtelnie wplecione napomnienie dotyczące naśmiewania się z kolegów, ciekawość świata (i wszechświata!), akceptację inności (Tym, co uwielbiam w książkach skandynawskich autorów jest fakt, że jeśli chcą pisać o inności i odmiennej kulturze, to sięgają po postać ufoludka, bo wielokulturowość i niepełnosprawność ruchowa są traktowane jak zupełnie codzienne sprawy. I tak też zostały przedstawione w tej książce), dziecięcą fantazję i całkiem sporo bożonarodzeniowych zwyczajów – w wersji szwedzkiej oczywiście, więc mogą być bardzo fajnym wyjściem do rozmowy.

To chyba najbardziej zakręcona wersja adwentu, o jakiej czytałam – wypełniona planami budowy statków kosmicznych, włamaniami do obserwatorium, zaklęć o absurdalnym brzmieniu, chrupanych gwożdzi i nowych przyjaciół – zarówno tych widzialnych, jak i nie. A tyle, ile w tekście szaleństwa, tyle też mądrości. I dobrej zabawy.

Jedno jest pewne – ta książka jest niepowtarzalna. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że wszyscy mali fani kosmosu, magii i nie do końca dających się wytłumaczyć zjawisk będą nią zachwyceni, bo przecież ufo i święta to prawdziwie wybuchowa mieszanka. A wypatrywanie pierwszej gwiazdki, od tego roku nabierze zupełnie nowego znaczenia!

Tylko bądźcie cierpliwi i grzecznie czytajcie po jednym rozdziale na dzień!

Ingelin Angerborn, Per Gustavsson, Kosmiczne święta, Poznań: Wydawnictwo Zakamarki, 2018, 100 s.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Zakamarki.