Bajki Leona i Majki: „Akademia Mądrego dziecka. Niesamowity spacer. Ocean”, „Akademia Mądrego dziecka. Niesamowity spacer. Pod ziemią”, Emiri Hayashi

Leon ma już ponad miesiąc i chociaż jeszcze długo będziemy na etapie kart i książeczek kontrastowych, pomalutku zbieram już pozycje do bobaskowej biblioteczki. I nic dziwnego, bo pozycjom takim, jak „Niesamowity spacer” nie sposób się oprzeć!

To niewielkie, przeuroczo ilustrowane kartonówki z niewielką ilością tekstu i interaktywnymi elementami do aktywnego czytania. Wykonane z naprawdę grubej tektury, z bezpiecznie zaokrąglonymi rogami, a w każdej ze stron ukryty jest ruchomy element do obracania, wysuwania i poruszania.

Bardzo proste pod względem fabuły – na każdej rozkładówce mamy jedno zdanie tekstu odnoszące się do ilustracji, natomiast na samych obrazkach dużo się dzieje – w „Oceanie” towarzyszymy meduzom tańczącym wśród fal, delfinom w wyścigu skoków, żółwiom i konikom morskim kryjącym się wśród skał i wodorostów.

„Pod ziemią” natomiast zaglądamy do norek rozmaitych zwierząt – spotkamy między innymi krety, myszki, żuczki, mrówki, dżdżownice, borsuki, całą liczną rodzinę króliczków, lisy z młodymi i węże, a wszyscy powoli szykują się do snu w schronieniach pod powierzchnią ziemi.

Serię dodatkowo uatrakcyjniają kontury i drobne szczegóły pociągnięte błyszczącą srebrną farbą, dzięki której każda z ilustracji lśni przy najmniejszym poruszeniu.

Ilustracje są przesłodkie, w bardzo milutkim, „maluszkowym” stylu i pełne szczegółów – bąbelków powietrza, drobnych roślinek, kamyczków, malutkich rybek czy mróweczek i innych owadów.

Jedynym minusem jest stosunkowo duża waga książki, co niestety jest efektem jej „pancerności” i ruchomych elementów. Zdecydowanie do oglądania na stole/podłodze albo przy pomocy rodzica.

Bardzo przyjemne pod względem wizualnym i atrakcyjne dla małych paluszków – wspierają rozwój małej motoryki, bo i ruchomymi elementami należy manipulować w różne strony, a i zakres ruchu jest zróżnicowany. Dodatkowo są całkiem odporne na nie do końca jeszcze wprawionych w używaniu rączek użytkowników, a także na małe ząbki i kapiącą ślinę.

Sugerowany wiek odbiorcy to 3+, ale moim zdaniem, pod okiem rodzica można spokojnie próbować już z czytelnikiem od 1,5-2 lat.  

Seria „Niesamowity spacer” liczy 6 tomów – poza oceanem i norkami zwierząt pod ziemią możemy zajrzeć też do jesiennego lasu i na wiosenną łąkę, a także przejść się w deszczu i pod rozgwieżdżonym niebem.

Emiri Hayashi, Akademia Mądrego dziecka. Niesamowity spacer. Ocean, Warszawa: Wydawnictwo HarperKids, 2022, 10 s.

Emiri Hayashi, Akademia Mądrego dziecka. Niesamowity spacer. Pod ziemią, Warszawa: Wydawnictwo HarperKids, 2022, 10 s.

Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem HarperKids.

Bajki Majki: Akademia Mądrego Dziecka. Pokochaj naturę. Przesuń i odkryj – „Pszczoła”, „Pająk”

Niewielkie, całokartonowe książeczki dla maluchów z nowej serii Akademii Mądrego Dziecka przyciągają uwagę przede wszystkim ruchomymi, obrotowymi elementami. Nie brak w nich jednak również sporej dawki ciekawostek i informacji o owadach, przedstawionych w sposób bardzo przystępny i możliwy do zapamiętania przez najmłodszych odbiorców oraz za pośrednictwem sympatycznych ilustracji w żywych kolorach.

Mały czytelnik dowie się między innymi jaką rolę pełnią bohaterowie książeczek w przyrodzie i jakie cechy je charakteryzują – m.in. po co pszczole paski, w jaki sposób zbierają pyłek, gdzie mieszkają, czym jest nektar i do czego służy żądło. Poznają też wybrane rodzaje pająków, do czego służy pajęczyna i w jaki sposób pomaga pająkom przemieszczać się na duże odległości.

Obrotowe elementy to świetny trening motoryki małej i wyzwanie dla małych paluszków, poprawiają koordynację ręka-oko. Wzmagają ciekawość, pozwalając odkryć ukryte pod nimi ciekawostki. Można między innymi zajrzeć do wnętrza ula, znaleźć robaczka zaplątanego w pajęczynę albo podyndać pająkiem na wietrze. Myślę, że mogą się również dobrze sprawdzić w procesie oswajania lęku przed owadami.

Ostatnie strony książeczek – jedyne bez ruchomego elementu – podpowiadają w jaki sposób możemy chronić danego owada i pomóc mu przetrwać, na przykład jakie rośliny sadzić, by były dla nich schronieniem czy nie niszczyć pajęczych sieci.

Książeczki są niewielkiego formatu, wygodnego dla małych rączek, z bezpiecznie zaokrąglonymi rogami (co jest dla mnie zawsze wieeeeelkim plusem), wykonane z grubej, w miarę ząbkooodpornej tektury i pokryte śliską, ślinoodporną powłoką. Co ważne, również ruchome elementy są dość grube i wydają się całkiem wytrzymałe . Przesuwa się je gładko i zrobi to bez problemu nawet maluszek nie do końca jeszcze wprawionymi paluszkami, chociaż oczywiście istnieje ryzyko oderwania robala od książeczki. Dlatego też zapewne książeczka jest skierowana dla dzieci powyżej 3go roku życia, wcześniej  niezbędny będzie nadzór rodzica.

Bardzo fajni kandydaci do pierwszej biblioteczki malucha.

Z tej serii pojawiły się jeszcze „Biedronka” i „”Motyl”.

Teresa Bellon, Akademia Mądrego Dziecka. Pokochaj naturę. Przesuń i odkryj. Pszczoła, Warszawa: Wydawnictwo HarperKids, 2022, 12 s.
Teresa Bellon, Akademia Mądrego Dziecka. Pokochaj naturę. Przesuń i odkryj. Pająk, Warszawa: Wydawnictwo HarperKids, 2022, 12 s.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa HarperKids.

Bajki Majki: 5 pomysłowych książeczek dla maluszka

Maja ma już ponad 6 lat i od września wybiera się do pierwszej klasy, siłą rzeczy wypadłam więc z obiegu jeśli chodzi o książeczki dla najmłodszych. I chociaż mam w piwnicy przynajmniej jeden porządny karton sprawdzonych i kochanych bobasowych pozycji czekających na urządzenie pierwszej biblioteczki Leona, nie potrafię się powstrzymać przed zerkaniem na maluszkowe nowości. A przez te 5 lat na rynku pierwszych książeczek zadziało się naprawdę sporo!

Wybrałam 5 najciekawszych kartonowych tytułów z „efektem łał”, które poza wzruszającą treścią, czy pięknymi ilustracjami (czyli tym, czym wybierając książeczkę zwykle kierują się mamy), przyciągają uwagę zaskakującym rozwiązaniem albo pomysłem (które zwykle na dłużej skupiają uwagę dzieci) – czyli tytułów trochę do czytania i trochę do zabawy.

Książeczki dźwiękowe

Na początek książki, które wykorzystują znany mi już patent, ale w nowej – ulepszonej formie. Seria o Misiu Mikusiu to 4 urocze, nieskomplikowane historyjki uatrakcyjnione dźwiękowymi guziczkami. Wielkim plusem jest fakt, że w tym przypadku guziczków nie trzeba wciskać (a z tym mała Maja zawsze miała problem m.in. w serii „Poznaję dźwięki! – naciskała za lekko) – by usłyszeć muzyczkę wystarczy przyłożyć paluszek do odpowiedniego, charakterystycznego punktu na każdej stronie.

Na każdą opowieść składa się 5 rozkładówek (a zatem i 5 dźwiękowych guziczków). Sympatyczne ilustracje uzupełniają po 2-4 zdania tekstu i wyrazy dźwiękonaśladowcze. Często wykorzystywane są pytania do czytelnika dodatkowo angażujące maluszka w historię. W części „Mikuś i wizyta na wsi” dziecko ma szansę poznać zwierzęta hodowlane i odrobinkę wiejskiej rzeczywistości (zadania gospodarza, wszechobecne błotko) oraz przećwiczyć nazwy kolorów.

Camilla Reid, Nicola Slater, Mikuś i wizyta na wsi, Warszawa: Wydawnictwo Wilga, 2022, 10 s.

„Mikuś i duży czerwony nocnik” to część przybliżająca i oswajająca pożegnanie z pieluszką. Nie obejdzie się oczywiście bez drobnej wpadki, ale dzięki temu duży sukces z nocnikiem w roli głównej będzie jeszcze bardziej znaczący!

Camilla Reid, Nicola Slater, Mikuś i duży czerwony nocnik, Warszawa: Wydawnictwo Wilga, 2022, 10 s.

Książeczki są dość lekkie, kwadratowe, wygodne dla małych rączek. Z grubszej tekturki i bezpiecznie zaokrąglonymi rogami, sprawiają wrażenie wytrzymałych zarówno jeśli chodzi o upadki, jak i spotkania z ząbkami i śliną. Co ważne, można w nich zmieniać baterie (klapka zabezpieczona śrubką z tyłu książki) i najważniejsze dla rodzica – mają wyłącznik! Jak to zwykle bywa jeśli chodzi o zabawki dźwiękowe, muzyczka jest dla mnie osobiście nieco za głośna, choć z doświadczenia wiem, że ten problem dotyczy początków użytkowania i zazwyczaj po pewnym czasie dźwięki nieco cichną.

Z tej serii ukazały się również „Mikuś i dzień w przedszkolu” oraz „Mikuś i pluszowy króliczek”.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Wilga.

Ruchome elementy

„Kocham cię, Mamo!” z „Akademii Mądrego Dziecka” na pierwszy rzut oka może wydawać się zwykłą książeczką z okienkami. Mnogość rozwiązań i pomysłów na ruchome elementy okazuje się jednak imponująca.

Już na okładce znajdziemy pokrętło pozwalające na zmianę koloru wyciętych serduszek. A wewnątrz czekają na małe paluszki pełzające robaczki, okienka w niestandardowych kształtach otwierane do dołu i w górę, elementy wymagające przesuwania i wysuwania oraz wypukłe, brokatowe szczegóły o interesującej fakturze.

W tej raczej ciężkiej książce z bardzo grubymi stronami znajdziemy 10 przeuroczych zwierzęcych mam z ich maluchami. Poza manualnymi elementami do poruszania, ilustracje na każdej stronie są uzupełnione wierszowanym zdaniem, w którym maluszek mówi co najbardziej lubi robić z mamą lub za co ją kocha – za ciche mruczenie, wspólne spanie bądź pływanie, zabawę, czy taplanie się w błotku. Dzięki grubej tekturze i zaokrąglonym rogom książka jest bezpieczna dla maluszka, ale ze względu na bardziej delikatne klapki i wysuwane fragmenty warto mieć małego czytelnika na oku.

Akademia Mądrego Dziecka, Mój świat, Kocham cię, mamo!, Warszawa: Wydawnictwo HarperKids, 2022, 10 s.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Harper Kids.

Pachnące książeczki

Pomysł na książki dla maluszków, z którym wcześniej się nie spotkałam i który nigdy nie przyszedłby mi do głowy, a mam przeczucie, że okaże się strzałem w 10 – książeczki z zapachami.

Pamiętacie katalogi z Avonu, gdzie trzeba potrzeć kartkę, by poczuć zapach perfum, którymi został nasycony papier? Tutaj wykorzystano to samo rozwiązanie w książeczkach o kolorach! Jak dla mnie to świetna koncepcja – synestezje są ekstra, a już bardzo niedługo trudno będzie znaleźć osobę, dla której czerwony kolor nie będzie bosko pachniał truskawkami (przynajmniej u nas, na Kaszubach).

„Mój dzień” to książeczka zbierająca na każdej rozkładówce przedmioty z otoczenia maluszka w danym kolorze – z lewej strony siedem przykładów w formie ilustracji, z prawej okienko, pod którym kryje się realne zdjęcie do pocierania i wąchania. W ten sposób autorzy zachęcają małego czytelnika do rozglądania się za kolorami – wspólnie szukamy zielonego koloru w ogrodzie, czerwonego w przedszkolu, żółtego w parku, brązowego w kuchni, czy białego w łazience. To też bardzo fajny pomysł na wyjście z lekturą poza cztery ściany domu.

Mój dzień. Moja pachnąca książeczka z kolorami. Akademia Mądrego Dziecka, Warszawa: Wydawnictwo HarperKids, 2022, 10 s.

Do czytania w plenerze jeszcze bardziej zachęca cześć serii pod tytułem „Ogród”. Tutaj wszystkie zapachy poukrywane pod klapkami należą do roślin i większość przedmiotów możemy znaleźć na zewnątrz (owoce, zwierzęta) lub zabrać ze sobą na wycieczkę (plecak, jogurt, papier). Albo przynieść do domu z wycieczki, jak np. fioletowego siniaka.

Ogród. Moja pachnąca książeczka z kolorami. Akademia Mądrego Dziecka, Warszawa: Wydawnictwo HarperKids, 2022, 10 s.

Niektóre zapachy są bardziej udane (moim faworytem jest pieczony kurczak), inne mniej (truskawki, czy czekolada pachną raczej sztucznie), ale wszystkie są rozpoznawalne – testowałam na mojej 6-latce, która po zobaczeniu zdjęcia pod klapką określiła roślinę jako bazylię, a po potarciu i powąchaniu poprawiła się, że to jednak mięta. Miejsca do pocierania są spore, a zapachy intensywne. Jestem ciekawa, czy długo się utrzymają zarówno nieużywane (muszą trochę poczekać na swój czas, bo Leon się jeszcze nie urodził), jak i później intensywnie pocierane i wąchane. Dam znać za jakiś czas.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa HarperKids.

Książki z dziurami

Czas na pomysł i autora, których zdążyłam już dobrze poznać i polubić podczas bobasowego okresu Mai, czyli książki z dziurami Hectora Dexeta. To nasze niekwestionowane hity – „Kto zjadł biedronkę?” była jedną z pierwszych najukochańszych pozycji Majeczki, a potem kontynuowaliśmy tą przygodę z takimi tytułami jak „Oto jest ogród”, „A co to?”, czy „Nasze ciało”. Jestem zachwycona, że po 5 latach wciąż pojawiają się nowe tytuły z tej serii. Pierwsze, co zrobiła moja córa po otwarciu paczki z książeczkami dla braciszka, było wpasowanie paluszków w dziurki – z tego się po prostu nie wyrasta!

Książki Dexeta poznacie po trzech bardzo charakterystycznych cechach – żywych, nasyconych kontrastowych kolorach, budowaniu świata z prostych, geometrycznych kształtów i obłych linii oraz wszędobylskich dziurach różnej wielkości i kształtu.

„Ja też” to zabawna książeczka skupiająca się na porównaniach między zwierzętami i… małymi dziećmi. Lubią psoty i zabawę niczym małe kotki, wszędzie chodzą z mamą, zupełnie jak kangurzątka, biorą prysznic jak słonie, załatwiają się w określone miejsca, mają włochatych tatusiów i czują się bezpiecznie dzięki opiece mamy. Każda strona wypełniona jest kolorową, kontrastową ilustracją, uzupełniona jednym zdaniem tekstu i wyposażona w przynajmniej jedną dziurkę, przez którą możemy dojrzeć fragment ilustracji z kolejnej strony. Dzięki temu skrzydło sowiej mamy przemienić się może w parasol, nosidło w kangurzą torbę, a oczko zwierzątka w oczko dziecka.

Hector Dexet, Ja też!, Warszawa: Wydawnictwo Mamania, 2022, 36 s.

„Przytulamy się”, jak sama nazwa wskazuje, proponuje małym czytelnikom rozmaite formy przytualsków – pod kołdrą, po kłótni, na pocieszenie, dla dodania otuchy, na pożegnanie. Z tatą, czy z przyjaciółmi, bez użycia rąk, czy pod wodą, tulaski to zawsze dobry pomysł na poprawę humoru – wypróbujcie je wszystkie! Słodka, urocza i przekochana pozycja.

Hector Dexet, Przytulamy się, Warszawa: Wydawnictwo Mamania, 2022, 36 s.

Jak wszystkie książki Hectora Dexeta, te również pobudzają wyobraźnię, rozwijają słownictwo i świetnie sprawdzają się podczas ćwiczenia małej motoryki – trudno się powstrzymać by zamiast przewracać strony w standardowy sposób, nie robić tego poprzez wkładanie paluszków w dziurki i ciągnięcie za krawędzie otworów.

Chociaż książki nie należą do najlżejszych, a tektura stron, choć sztywna, nie jest bardzo gruba, z doświadczenia wiem, że to książki nie do zdarcia. Nasze wielokrotnie zaczytane tytuły sprzed lat nie mają znaczących śladów zużycia, choć niejednokrotnie służyły nam również poza domem – podczas spacerów i wypadów na plac zabaw.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Mamania.

Przekroje

I na koniec nieco inne podejście do dziur w książce. W serii „Jak to działa?” grube, tekturowe strony podziurawione zostały przekrojami, pozwalającymi zajrzeć do środka prezentowanego obiektu i poznać go… dogłębnie.

Pomysłowe, porządnie wykonane, o dużej wartości edukacyjnej. Po prostu fajne do czytania!

„Jak to działa? Traktor” to prawdziwa gratka dla każdego fana maszyn i pojazdów wszelakich. W książce wytłumaczono do czego służy ciągnik i z jakich elementów się składa – te zostały również podpisane na obrazkach i wyszczególnione na kolejnych przekrojach, jak np. silnik pod maską, która chroni go przed zabrudzeniami. Mały czytelnik pozna również rozmaite maszyny rolnicze, jakie można doczepić do ciągnika oraz dowie się między innymi dlaczego traktory mają rurę wydechową skierowaną w górę. A w tle będzie mógł wypatrzeć rozmaite wiejskie zwierzęta i poznać dźwięki, jakie wydają.

Jak to działa? Traktor, Warszawa: Wydawnictwo Wilga, 2022, 12 s.

W książeczce „Jak to działa? Dinozaur” naszym przewodnikiem będzie Profesor Myszka zajmujący się badaniami nad dinozaurami. Opowie maluchom co nieco o tyranozaurach – uch cechach fizycznych, zwyczajach i budowie ciała, co można śledzić na kolejnych przekrojach. Na każdej stronie pojawiają się również dinozaurowe ciekawostki, można więc wyciągnąć z tej niedługiej pozycji całkiem sporo wiedzy. No i wcisnąć paluszki między ostre zęby wielkiego jaszczura.

Jak to działa? Dinozaur, Warszawa: Wydawnictwo Wilga, 2022, 12 s.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Wilga.

Znacie jeszcze jakieś inne pomysłowe książeczki dla najmłodszych? Podzielcie się tytułami!

Bajki Majki: „Pomóż zwierzakom wrócić do domu. Lasy świata; Wody świata”, Pavla Hanáčková

Obie kwadratowe, całokartonowe książeczki z serii „Pomóż zwierzakom wrócić do domu” oparte są na tym samym schemacie. Główny bohater – Antek w przypadku „leśnej” części i Julka w „wodnej” części – trafiają na zwierzęta wydarte przez przemytników ze swoich naturalnych środowisk. Pomagając im powrócić do domów, przemierzają świat poznając jego zdumiewającą różnorodność.

Wraz z Antkiem odwiedzimy aż siedem różnych lasów – od mieszanych w umiarkowanym klimacie Europy, przez wieczną zmarzlinę tajgi, wilgotne lasy równikowe aż po… lasy wodorostów u wybrzeży Kaliforni! Trzy z tych środowisk zostały potraktowane wnikliwiej, niż pozostałe (a w każdym czekał na nas zwierzęcy przewodnik), poznamy jednak mieszkańców i rośliny żyjące w każdym z nich. Ponadto dowiemy się między innymi jak ich mieszkańcy radzą sobie z ekstremalnymi warunkami, w których przyszło im żyć, jaki wpływ mają dane gatunki na swoje środowisko i czy pożary lasów mogą być dla nich pożyteczne.

Julka zabierze nas na wyprawę w podwodne głębiny siedmiu środowisk wodnych (podobnie, jak w przypadku lasów, trzem z nich poświęcono nieco więcej uwagi) – przez oceany, rafy koralowe, wartki nurt najdłuższej rzeki świata, namorzyny i mokradła aż po najgłębsze jezioro. Wody słone, słodkie, zbiorniki podziemne i powierzchniowe, duże i małe… Kto mieszka w każdym z nich?

Do czego zwierzęta wykorzystują prądy oceaniczne? Na jakie strefy dzielą się połacie oceanicznych wód i czy wszystkie z nich są przystosowane do życia? Koralowce to rośliny, czy zwierzęta? W jaki sposób rzeki kształtują teren? Czym są lasy namorzynowe i dlaczego porastające je drzewa mają… szczudła? I skąd właściwie w jeziorach bierze się woda?  Na te i mnóstwo innych pytań rodzących się z niezaspokojonej dziecięcej ciekawości znajdziecie odpowiedzi w „Wodach świata”. Każdy przedszkolak będzie oczarowany tą niezwykłą wyprawą, a i rodzic ma szansę na zaskoczenie niektórymi ciekawostkami. Ja na przykład nie miałam pojęcia o istnieniu wodnych hiacyntów. No bo jak to tak, bez cebulki?

Wielki plus za pogrubioną okładkę i sztywne, choć nie przesadnie grube kartki oraz zaokrąglone rogi – Maja ma już cztery lata i jest naprawdę zaawansowanym czytelnikiem potrafiącym dbać o swoje książeczki (w końcu indoktrynowana od bobasa!), a jednak wciąż bardzo doceniam takie szczegóły.

Mnóstwo ciekawostek dostosowanych do możliwości poznawczych malucha, sympatyczni bohaterowie i urocze ilustracje. A do tego prawdziwa przygoda!

Pavla Hanáčková, Linh Dao, „Pomóż zwierzakom wrócić do domu. Lasy świata”, Poznań: Wydawnictwo Papilon, 2019, 22 s.

Pavla Hanáčková, Linh Dao, „Pomóż zwierzakom wrócić do domu. Wody świata”, Poznań: Wydawnictwo Papilon, 2019, 22 s.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Papilon.

 

Bajki Majki: Seria „Pucio” Marta Galewska-Kustro, Joanna Kłos

Nareszcie dojrzałam do tego, by wziąć na warsztat chyba najbardziej lubianą i rozpoznawalną serię wspomagającą rozwój mowy. A dojrzewałam do tego naprawdę długo, bo książki pani Galewskiej-Kustro pojawiają się w naszym domu niemalże na bieżąco, zaraz po wydaniu.

Pierwszą część przygód Pucia dostaliśmy w prezencie tuż przed pierwszymi urodzinami Majki. Początkowo mieliśmy trochę problemów logicznych z imieniem głównego bohatera, bo najczęściej używanym przez nas pieszczotliwym określeniem Bobasy było właśnie Pucia (no wiecie, za niemowlaczka miała takie puciaste policzki, że nic, tylko robić „puci, puci puci” :D), ale w końcu udało nam się to rozgraniczyć i szybko stała się jedną z najczęściej czytanych książek na majkowej półce. Do tego stopnia, że zarówno mi, jak i mężowi zbrzydła kompletnie. A potem pojawiły się kolejne części i z każdą następna było bardzo podobnie.

Wbrew pozorom książki z tej serii mają całkiem sporo tekstu, dobrze sprawdzą się jako jedna z pierwszych książek do dłuższego czytania. Już jeden „Pucio” wystarczy, by spełnić minimum dwudziestominutowego czytania dziecku.

Wszystkie części zostały wykonane z grubej tektury, a ich format zbliżony jest do A4, przez co są stosunkowo ciężkie i osobiście nieszczególnie lubię trzymać je w jednej ręce, kiedy czytam z córką na kolanach, bo to po prostu mało wygodne. Pucia czytamy więc najczęściej na dywanie.

Pomijając jeszcze przez chwilę walory edukacyjne, jestem wielką fanką ilustracji Joanny Kłos. Wypełniają one całe strony książek, spychając tekst do roli dopełnienia (z powodzeniem można też w ogóle nie czytać tekstu, skupiając się na wspólnym opisywaniu przedstawionych sytuacji wraz z dzieckiem – to świetne ćwiczenie na kreatywność i skupienie uwagi), ale odkąd mój mąż zauważył „Jakie oni mają dziwne nosy!” widzę głównie nosy bohaterów. Niemniej jednak wizualnie wciąż bardzo mi się podoba, to świetnie zaprojektowane książeczki!

A jednym z ich największych atutów, jest zwiększający się poziom, dzięki czemu seria rośnie wraz z dzieckiem:

„Pucio uczy się mówić. Zabawy dźwiękonaśladowcze dla najmłodszych” – jak już wskazuje nam sam tytuł, pierwsza część serii skierowana jest do najmłodszych odbiorców (my czytaliśmy od mniej więcej 10go miesiąca życia) i jest po brzegi wypełniona onomatopejami. Fabuła ujęta jest w króciutkie zdania uzupełnione wyrazami dźwiękonaśladowczymi. A te, poza pojawianiem się w tekście, zapisane zostały również na ilustracjach, w dymkach i wyszczególnione na dolnym marginesie. Pod względem tematyki książka porusza sceny najczęściej znane maluszkowi z codzienności – wspólne posiłki, spacery po mieście i parku, spędzanie wolnego czasu, czy wycieczka do dziadków na wieś. Jest hałaśliwie, rodzinnie i wesoło. A ostatnie strony poświęcono na powtórkę – piktogramy z podpisami zachęcają do wspólnego powtarzania poznanych dźwięków.

Marta Galewska-Kustro, Joanna Kłos, Pucio uczy się mówić. Zabawy dźwiękonaśladowcze dla najmłodszych, Warszawa: Wydawnictwo Nasza Księgarnia, 2016, 40 s.

„Pucio mówi pierwsze słowa” – ta część skierowana została już do nieco starszych czytelników i z pewnością ucieszy każdego przedszkolaka. Jako, że pojawia się w niej temat uczęszczania do przedszkola, fajnie sprawdzi się jako książeczka ułatwiająca adaptację. Ponadto znajdziemy tu też urodziny głównego bohatera, rodzinne wyjście na basen, zakupy z mamą i codzienne rytuały, bo spędzamy z Puciem calutki dzień – od pobudki, aż po zaśnięcie. Ta część nastawiona jest na poznawanie słów – nazw obiektów i czynności i tym razem to one, wraz z obrazkami, zostały wyszczególnione na marginesach i w „powtórce” z tyłu książki. Poza samymi nazwami przedmiotów i czynności maluch pozna również przymiotniki pomagające w ich opisywaniu, na zasadzie przeciwieństw (jak na przykład mały i duży, brudny i czysty, wesoły i smutny) oraz przedimki pomagające określić ich położenie (np. w, na, pod).

Marta Galewska-Kustro, Joanna Kłos, Pucio mówi pierwsze słowa, Warszawa: Wydawnictwo Nasza Księgarnia, 2017, 40 s.

„Pucio i ćwiczenia z mówienia, czyli nowe słowa i zdania”. Na początku miałam wrażenie, że ta część się u nas nie przyjmie i szał na Pucia już przeminął. Kiedy do nas trafiła, Majka mówiła już całkiem ładnie i miała spore słownictwo, dlatego już podczas pierwszego czytania sama z marszu opisała mi wszystko to, co działo się na ilustracjach jeszcze zanim zdążyłam przeczytać jej tekst. I chociaż dłuższe już nieco zdania są bardziej zaawansowane pod względem używanych określeń (na przykład jest aż sześć różnych określeń miejsca), dość szybko się Bobasie znudziła. A potem przyszła zima i zaczął się jej renesans stając się najulubieńszą lekturą świata. Bo fabuła dotyczy właśnie zimowego wyjazdu w góry. Jest budowanie karmnika dla ptaków, dokarmianie leśnych zwierząt, oczekiwanie na śnieg, zimowe szaleństwo, narty, sanki, łyżwy, bałwany i co tylko można sobie wymarzyć. Z korkiem na Zakopiance i wizytą na urazówce włącznie.

Marta Galewska-Kustro, Joanna Kłos, Pucio i ćwiczenia z mówienia, czyli nowe słowa i zdania, Warszawa: Wydawnictwo Nasza Księgarnia, 2018, 40 s.

„Pucio na wakacjach. Ćwiczenia wymowy dla przedszkolaków” to ostatnia i chyba moja ulubiona część przygód tej zakręconej rodzinki. Nie tylko dlatego, że dzieje się latem (i to częściowo nad morzem!), ale przede wszystkim dlatego, że od samego początku jest dla mojej Mai największym wyzwaniem. Tym razem puciorodzina wsiada do wypożyczonego przez ciocię kampera i rusza podbijać Kaszuby. Przeczytamy tu o rozbijaniu namiotu, kąpielach w jeziorze, wycieczkach rowerowych, leśnych piknikach, skakaniu przez morskie fale, wizycie w skansenie, jedzeniu ryby z frytkami, czy wspinaczce na latarnię morską. A wszystko to opisane zostało już naprawdę złożonymi zdaniami w dłuższych partiach tekstu. Tym razem rysunki sytuacyjne na marginesach podpisane zostały z oznaczeniem głosek, których wymowę należy ćwiczyć. Marginesy zostały podzielone na trzy części – adekwatnie do wieku czytelnika – mamy więc osobne wyrazy dla trzy-, cztero- i pięciolatków. Ponadto poza standardową powtórką pojawiły się również pomysły na gimnastykę buzi, czyli robienie minek trenujących aparat mowy. Super sprawa.

Marta Galewska-Kustro, Joanna Kłos, Pucio na wakacjach. Ćwiczenia wymowy dla przedszkolaków, Warszawa: Wydawnictwo Nasza Księgarnia, 2018, 40 s.

Mimo tego, że każda z kolejnych części bez najmniejszego problemu zdobywa serce mojego dziecka, chętnie wracamy również do poprzednich książeczek z przygodami Pucia. Nikt w końcu nie powiedział, że przedszkolak nie może mieć frajdy z muuuczenia jak krówka i tykania jak zegarek, prawda?

Polecamy z całego serducha, ale uwaga! Ta seria wciąga. I niedługo całkiem wam zbrzydnie. Na szczęście kolejne części pojawiają się całkiem często – akurat, kiedy rodzic nie może już patrzeć na poprzednią ;)

Mieliście już przyjemność poznać Pucia, Misię i Bobo?

Bajki Majki: „Wielkanocny kurczaczek”, „Wielkanoc zajączka” i „Wielkanocny baranek” Urszuli Kozłowskiej, czyli pierwsze wielkanocne lektury Bobasy

Wybór wielkanocnych lektur dla roczniaka nie był wcale taki prosty. Szukałam czegoś, co (wyjątkowo) nie będzie za trudne i nie zniechęci tak małego dziecka. Jak w przypadku Bożego Narodzenia starałam się jeszcze coś tłumaczyć, bo to w końcu radość z narodzin, tak biblijna koncepcja zmartwychwstania zdecydowanie Bobasę przerasta. Z drugiej strony szukałam książeczek, które wprowadzą wiosenno-wielkanocny klimat i przybliżą odrobinę najpopularniejsze zwyczaje, jeszcze bez obciążenia symboliką.

I w ten sposób trafiłam na wierszyki Urszuli Kozłowskiej w kartonowych książeczkach. Jako pierwszego kupiłam „Wielkanocnego kurczaczka” z Wydawnictwa Olesiejuk z ilustracjami Ilony Brydak, który skusił mnie brokatowymi elementami na okładce (a przede wszystkim tą cudną brokatową pszczółką). I faktycznie ten element przyciągnął również moją małą sroczkę, bo sporo czasu minęło, zanim udało nam się ją wspólnie otworzyć – okładka okazała się być super ciekawa. W tekście co prawda nie było nic o wielkanocnych zwyczajach, a wierszyk opowiada o poszukiwaniu zaginionego kurczaczka, jednak wiejskie zwierzątka do pokazywania paluszkiem wszystko nam zrekompensowały. Szczególnie, że był kurczaczek i cukrowy baranek, więc zaczęłyśmy powoli wdrażać się w świąteczne klimaty. Ilustracje są urocze, i chociaż ja miałam chwilę zwątpienia przy Mamie Kurze ze skrzydłami niczym macki ośmiornicy (w sumie każdej mamie by sie takie przydały), to Majce bardzo się podobają. A i znalazły się na jednej z nich świąteczne baby i makowce, więc nasz apetyt został zaostrzony.

Kolejne dwie książeczki z wierszykami pani Kozłowskiej, „Wielkanoc zajączka” i „Wielkanocnego baranka” upolowałyśmy w Pepco. Te dla odmiany są z wydawnictwa Wilga, a autorką ilustracji jest Arleta Strzeszewska. I chociaż ilustracje z tego wydania podobają mi się mniej (szczególnie w zajączku są nieco psychodeliczne) to wierszyki poruszają zwyczaje i tradycje związane ze Świętami Wielkiej Nocy. „Wielkanoc zajączka” dotyczy głównie chowania słodyczy dla dzieci, którego my nie praktykujemy (choć może zaczniemy, kiedy Maja trochę podrośnie), wspomniany jest jednak również zwyczaj święcenia pokarmów i oblewania się wodą w Wielkanocny Poniedziałek.
„Wielkanocny Baranek” to sympatyczny przegląd przez kojarzone z wiosną zwierzątka – Baranek Franek poznaje kaczuszkę, kurczaczka, zajączka i po psotach na zastawionym świątecznie stole wskakuje wraz z nimi do koszyczka.

To wydanie jest nieco skromniejsze, mniejsze i o cieńszych (choć wciąż kartonowych) kartkach. Książeczki są też niestety mniej wytrzymałe, bo kawałek baranka już został odgryziony (dla porównania na kurczaczku widać tylko odciśnięte ślady zębów :D). Ale jako, że są to nabytki za mneij niż 5zł, jestem w stanie pogodzić się z faktem, że to pozycje „na jeden sezon”, które wkrótce polegną w starciu z moją małą Destrukcją.

Wszystkie trzy książeczki (jest jeszcze czwarta „Wielkanocne pisanki”, na którą niestety nie udało nam się trafić) są sympatyczną pomocą podczas pierwszych prób tłumaczenia dziecku czym właściwie jest Wielkanoc. My podczas czytania zaczynamy od kurczaczka i baranka, gdzie poznajemy i zbieramy razem wiosenne zwierzątka i pakujemy je wraz z pokarmami do koszyczka, a kończymy książeczką o zajączku, gdzie w sobotę dzieci zanoszą koszyczek do kościoła na święcenie, w niedzielę szukają łakoci i w poniedziałek oblewają się wodą. Dla czternastomiesięcznego dziecka taki wstęp do świątecznych tradycji i zwyczajów całkowicie wystarczy.

Oczywiście Wielkanoc to czas zajączków i króliczków, więc wykorzystujemy ją również jako pretekst do częstego czytania naszej ukochanej uszatej pozycji – „Nawet nie wiesz jak bardzo Cię kocham”, bo to przecież książka na każdą okazję.

Urszula Kozłowska, Wielkanocny kurczaczek, Ożarów Mazowiecki: Wydawnictwo Olesiejuk, 2017, 12 s.

Urszula Kozłowska, Wielkanoc zajączka, Warszawa: Wydawnictwo Wilga, 2015, 10 s.

Urszula Kozłowska, Wielkanocny baranek, Warszawa: Wydawnictwo Wilga, 2015, 10 s.