„Dobry przywódca sprowadza swoich ludzi z powrotem do domu, żywych. Nigdy nie byłem dobrym przywódcą”.
Niecałe pół roku temu pierwszy tom „Tajemnic Askiru” – „Pierwszy róg” wciągnął mnie zaskakująco skutecznie. Był zupełnie inny od książek, które zwykłam czytać – w klimatach gry rpg, z epicką wyprawą, która nie może wyściubić nawet czubka nosa z zaklętego zajazdu.
Dlatego też martwiłam się trochę, czy autorowi uda się utrzymać moje zainteresowanie kiedy czar nowości już minie, a bohaterowie wydostaną się wreszcie z przysypanego go śniegiem schronienia i staną się zupełnie typową drużyną ruszającą po przygodę i ratunek dla świata. Jakże mogłam choć przez chwilę pomyśleć, że drużyna, do której należy Zokora będzie „typowa”?
Już po kilku pierwszych stronach można zauważyć, że w „Drugi legion” jest zdecydowanie bardziej zabawny – znajdziemy tu przede wszystkim mnóstwo humoru sytuacyjnego. Dla mnie to bardzo duży plus. Szczególnie, że żarty nie są wymuszone, a poczucie humoru nie koliduje z powagą misji i brutalnością przedstawionego świata. A ten się zmienia – dotychczas byliśmy na mroźnej północy w czasach przypominających nieco, pod względem rozwoju myśli technicznej, średniowiecze. Teraz zawędrujemy na średniowieczny wschód, gdzie woda jest na wagę złota, a złoto bardzo łatwo stracić. Jest wielkie, tętniące życiem kupieckie miasto, są haremy, targi niewolników, wszędobylski piasek, karawany wielbłądów, smoki, wielkie karaluchy, krwiożerczy płaszcz, gildia złodziei i dworskie intrygi (uwielbiam!). Jest też śmiertelne zagrożenie, które drepcze za naszymi bohaterami krok w krok i doprowadza do rozdzielenia grupy. Są łowcy głów, nekromanci i kapłani naprawdę specyficznych bogów.
Więzy przyjaźni między bohaterami stają się coraz trwalsze. Bardzo się cieszę, że książka nie zmieniła się w ckliwe romansidło. Mimo, że na wyprawę wyruszają trzy pary i oczywiście nie brakuje wzajemnego poświęcania się za siebie nawzajem i scen zazdrości od czasu do czasu, to męsko-damskie czułostki zostały ograniczone do minimum. A mimo to czytelnik nie wątpi w łączące ich uczucia ani przez moment. Silne kobiety są pełnoprawnymi uczestniczkami wyprawy, a ta ich nie oszczędza. Zaczynam podejrzewać, że pan Schwartz jest feministą i wychodzi mu to bardzo dobrze, bo nie ma przesady ani w jedną, ani w drugą stronę – równowaga między pierwiastkiem kobiecym i męskim została osiągnięta. Szkoda, że wyłącznie na kartach powieści.
Wciąż nie bardzo podoba mi się Janos – zdecydowanie wolałam go jako zbójcę. Coraz bardziej za to lubię Zokorę i Varoscha, co zapewne nie jest żadną niespodzianką. Któremuś z nich wróżę śmierć, bo to niemożliwe, żeby obie takie postacie przetrwały tą zawieruchę.
Bardzo łatwo było mi wrócić do tej historii. Z pewnością miał na to wpływ stosunkowo krótki czas przerwy między dwoma tomami, ale wsiąkłam w ten świat jakbym wracała na kolejne wakacje w to samo miejsce. I strasznie się cieszę ze znacznego ocieplenia, chociaż to trochę ze skrajności w skrajność.
Tylko okładek żal, bo w porywaniu z oryginalnymi, nasze prezentują się bardzo przeciętnie.
Richard Schwartz, Drugi Legion, Kraków: Wydawnictwo Initium, 2018, 528 s.