Bajki Leona i Majki: „Mamusiu, jak wielki jest świat?” Sabine Bohlmann, Emilia Dziubak

Nie ma w świecie bardziej ciekawskich stworzeń niż małe kotki i przedszkolaki.  

Kocurek, który jest głównym bohaterem tej przeuroczej opowiastki, chciałby wiedzieć o świecie co tylko się da i w związku z tym ma do swojej mamy sto pytań na minutę. Oczywiście najczęściej są to pytania o abstrakcyjne i trudne do wytłumaczenia zjawiska. A Mama Kotka jest natomiast zjawiskowo cierpliwa i jak najlepiej stara się swojemu smykowi ten niewyobrażalnie wielki świat przybliżyć.

Jak wielki, długi i wysoki jest świat? Czy gdyby wszystkie zwierzęta podały sobie łapy, to ile trzeba by ich było, żeby go pomierzyć? Gdzie właściwie świat się znajduje i czy można poczuć, że się obraca? Czy jest jakieś zwierzę zdolne skakać tak wysoko, by w ten sposób dotrzeć do gwiazd?

Nie da się ukryć, że taka dociekliwość potrafi nieźle wyczerpać (szczególnie, kiedy ani trochę nie przeszkadza w radosnym brykaniu po świecie, o który się dopytuje), dlatego też Kocurek robi się coraz bardziej senny i kiedy tylko dowie się co nie co o sprawach najważniejszych, wtuli się w miękkie futerko mamy i pogrąży się we śnie. A że tekstu jest tak „w sam raz”, a fenomenalne ilustracje Emilii Dziubak pełne są nastrojowej tajemniczości zapadającego zmroku, świetnie sprawdzi się jako pozycja do czytania przed snem.

„- A czy miłość też jest taka wielka?
– Miłość jest bardzo blisko i zarazem jest tak wielka, że sięga dalej, niż twoje myśli”.

Niehamowana szczerość, dziecięca wyobraźnia w patrzeniu na świat i stosowanie porównań na miarę malucha bardzo przypominała mi jedną z moich najukochańszych historii – „Nawet nie wiesz, jak bardzo Cię kocham”, choć w tym przypadku w dużo bardziej przyziemnym kontekście, choć i tu nie brakuje filozoficznych rozważań na temat miłości.

Piękna wizualnie, zabawna, bardzo prawdziwa, wzruszająca i rozbrajająca jednocześnie. Czysta przyjemność ze wspólnego czytania i dla dziecka i dla rodzica.

Sabine Bohlmann, Emilia Dziubak, Mamusiu, jak wielki jest świat?, Warszawa: Wydawnictwo Nasza Księgarnia 2023, 32 s.

Recenzja powstała w ramach współpracy barterowej z Wydawnictwem Nasza Księgarnia.

Bajki Leona i Majki: „Biblioteka Astrid” Martin Widmark, Emilia Dziubak

Trollinka Astrid i jej nieustraszony kot Tja podróżują po całym świecie w poszukiwaniu nowych lektur do domowej biblioteczki. Zdobywanie każdej książki to nowa przygoda, tak samo jak później ich czytanie! Niezależnie jednak od tego, czy uda im się zdobyć komedię, baśń czy historię miłosną, żadna z książek nie przypada Tja do gustu.

Zakochana w czytaniu Astrid nie ustaje w wysiłkach próbując przekonać swojego przyjaciela do książek. W końcu postanawia sama napisać opowieść tylko dla Tja i sprezentować mu ją na urodziny – 24 grudnia – opowieść tak wyjątkową, jak jej kot.

Przepiękna zarówno pod względem wizualnym – to prawdziwa gratka dla fanów zarówno Emilii Dziubak, jak i kotów oraz trolli, Astrid to najbardziej urocza trollinka na świecie, a mimika Tja jest po prostu wybitna – jak i pod względem przesłania, bo to historia wspaniałej przyjaźni, książkach i głodzie przygody.

Pełna fantastycznych ilustracji, nawiązań do najukochańszych baśni naszego dzieciństwa i miłości do czytania.

Cudna, starannie wydana, można oglądać na okrągło. I chociaż nie ma w niej wiele tekstu, potrafi i rozbawić i rozgrzać serduszko.

Martin Widmark, Emilia Dziubak, Biblioteka Astrid, Warszawa: Wydawnictwo Mamania, 2022, 32 s.

Recenzja powstała w ramach współpracy barterowej z Wydawnictwem Mamania.

Grajki Majki: „Puzzle. Rok w lesie. Rodzice i dzieci”, „Memo. Rok w lesie”

Mam straszliwą słabość do ilustracji Emilii Dziubak, a „Rok w lesie” to książka, którą można oglądać godzinami, co nierzadko bywa powodem zażartych i zaskakujących dyskusji, np. gdzie się podziały małe zające albo co się stało z orzechami, które zakopała wiewiórka. Już samo oglądanie, wypatrywanie, dociekanie i wymyślanie historii to świetna zabawa. Niemniej jednak strasznie się cieszę za każdym razem, kiedy pojawiają się nowe propozycje aktywności wykorzystujące ilustracje z tej książki. Mamy już w swoich zbiorach dwa komplety puzzli – jedna z nich pokazywałam Wam TUTAJ.

Tym razem jednak będzie o propozycjach dla najmłodszych:

„Puzzle. Rok w lesie. Rodzice i dzieci” to zestaw 10 dwuelementowych profilowanych układanek przedstawiających… no właśnie dorosłe osobniki i dzieci zwierząt – rozłączamy dorosłego z dzieckiem, czyli w sumie mamy 20 zwierzątek. W kartoniku znajdziemy rodzinkę szopa, borsuka, niedźwiedzia, kuropatwy, wiewiórki, jeża, ryjówki, żubra, dzika i zająca. To zapewne będzie ulgą dla niejednego rodzica, ale wszystkie nazwy zwierząt wymienione są w instrukcji wraz z podpowiedziami, na jakie szczegóły warto zwrócić uwagę opisując obrazki podczas zabawy z dzieckiem oraz propozycjami różnych sposobów układania na różnym poziomie trudności, które można dopasować do umiejętności dziecka.

Ilustracje śliczne, maluszki urocze, a i opowieści i opisy, które można snuć do układania są bardzo rozwijające. Elementy są duże (nie ma ryzyka połknięcia), z naprawdę grubej tektury i dzięki profilowemu wycięciu łatwe do chwycenia i pobudzające zmysł dotyku. Jak zawsze świetnej jakości.

„Puzzle. Rok w lesie. Rodzice i dzieci”
Ilustracja: Emilia Dziubak
Ilość elementów: 10×2
Sugerowany wiek: 2+
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia

„Memo. Rok w lesie” – memory to gra, której nikomu przedstawiać nie trzeba, moja Maja zawsze ją uwielbiała i wciąż zdarza jej się mnie ograć. W tym zestawie znajdziemy 24 kafelki, czyli 12 par zwierzątek (szop, borsuk, gąsienica, żółw, wydra, dzięcioł, ryś, dzik, niedźwiedź, łoś, żubr i jeż) – każda para na tle innego koloru i otoczone odmienną roślinnością, co ułatwia zapamiętywanie. Także w tym przypadku w instrukcji znajdziemy podpowiedzi zachęcające do opisywania obrazków wraz z dzieckiem.

Podobnie jak w przypadku puzzli, do wykonania kafelków wykorzystano grubą tekturkę, dzięki czemu wydają się być ślino i ząbkoodporne i sprawiają wrażenie wytrzymałych. Wystarczy obrócić obrazkiem do dołu (a rewersy również są super śliczne!), pomieszać i szukać par. Oczywiście ilość używanych podczas gry par również można dostosować do wieku i poziomu zainteresowania maluszka.

„Memory. Rok w lesie”
Ilustracja: Emilia Dziubak
Ilość elementów: 24 (12 par)
Sugerowany wiek: 2+
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia

Już kilka razy zwracałam uwagę na sposób opakowania gier i puzzli od wydawnictwa Nasza Księgarnia – są fantastycznym dowodem na to, że nie ma najmniejszej potrzeby owijać wszystkiego w jednorazową folię. Zestawy elementów zostały opakowane w papierowe torebki i tekturowe kartoniki ze sznureczkami w formie uchwytu. Estetycznie, ekologicznie, atrakcyjnie dla dziecka i bez centymetra plastiku. A do tego wyprodukowane w Polsce! Tak trzymać, jestem fanką!

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Nasza Księgarnia.

Grajki Majki: Puzzle z książkowymi ilustracjami, Nasza Księgarnia

Jakie macie sprawdzone sposoby na jesienną niepogodę i przymusowe zamkniecie w czterech ścianach podczas coraz dłuższych i dłuższych wieczorów? Pośród czytania książek, prac plastycznych i gier planszowych w naszym rodzinnym rankingu bardzo wysoko plasuje się układanie puzzli. Spójrzcie tylko jak pięknie ilustrowane układanki dołączyły niedawno do naszych zbiorów!

„Jesień w lesie” to już drugi zestaw puzzli z ilustracją przepięknego „Roku w lesie” picturebooka Emilii Dziubak, który pojawił się nakładem wydawnictwa Nasza Księgarnia. W porównaniu do „Leśnej krainy” ten zestaw jest nieco trudniejszy. W pudełku znajdziemy bowiem aż 88 elementów, nieco mniejszych, niż poprzednim razem. Chociaż sugerowany wiek odbiorcy to 3+, ułożenie obrazka jest sporym wyzwaniem, nawet dla tak zakręconych na punkcie prac tej ilustratorki dziubakomaniaków.

Bo te puzzle są naprawdę trudne! Od mnogości szczegółów aż mieni się przed oczami, a jesienna kolorystyka wcale niczego nie ułatwia, dlatego bez obrazka na wzór ani rusz. Mimo to układanie jest świetną zabawą dla całej rodziny. I to jaką edukacyjną! Nie tylko ćwiczymy spostrzegawczość, cierpliwość, pamięć, umiejętność skupienia się na szczegółach i sprawność małych rączek, ale przy okazji zdobywamy wiele wiadomości ze świata natury. Jakie ptaki odlatują na zimę, a które gatunki będą wdzięczne za ziarenka w karmniku, jakie skarby można znaleźć podczas spaceru po lesie, jakie przysmaki jedzą dziki i gdzie zapasy na zimę chowają wiewiórki to tylko niektóre z tajemnic, które czekają na odkrycie podczas układania. Będziecie zaskoczeni jak wiele drobnych szczegółów umknęło Wam podczas oglądania tej samej ilustracji w książce!

„Jesień w lesie”
Ilustracja: Emilia Dzubak
Ilość elementów: 88
Sugerowany wiek: 3+
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia

Jeśli jesienne puzzle już za wami i macie ochotę na więcej wrażeń, baśniowy „Sen królewny” podniesie poprzeczkę. Kipiąca nasyconymi kolorami ilustracja Ewy Bieniak-Haremskiej została podzielona na 155 drobnych elementów i podczas układania naprawdę można dostać oczopląsu. To już wyszczy poziom zaawansowania, osobiście polecam już raczej dzieciom podstawówkom albo do wspólnego rodzinnego układania, bo wsparcie bardzo się przyda. Ilustracja jest przecudnie oniryczna i tak kolorowo-szczegółowa, że przyprawia o zawrót głowy. Czego tam nie ma? Są kwiaty i rumak, ptaki, pawie pióra, ukwiecone pola i pałace. A jeśli to wciąż za mało wrażeń, zwróćcie proszę uwagę na niestandardowe kształty puzzli i samego obrazka.

„Sen królewny”
Ilustracja: Ewa Bieniak-Haremska
Ilość elementów: 155
Sugerowany wiek: 7+
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia

Na koniec gratka dla milusińskich – rozglądacie się już pomału za świątecznymi klimatami?  Urocza wielkoelementowa układanka „Magiczne święta” trafi jako zadanie do jednego z pól kalendarza adwentowego, który będę szykować dla Majki. Ilustracja Ewy Poklewskiej-Koziełło została podzielona na zaledwie 30 elementów, ale nie dajcie się zwieść pozorom! Chociaż duże puzzle są bezpieczne dla zupełnych  maluchów, ułożenie obrazka o nieregularnym kształcie wcale nie jest tak banalnie proste, jak mogłoby się wydawać. Duży wpływ ma na to niestandardowy kształt puzzli, dzięki któremu niektóre fragmenty obrazka trzeba łączyć na zasadzie przylegania gładkimi krawędziami – bez możliwości trwałego połączenia dopóki nie ułożymy większej części układanki. Zmaganiom towarzyszyć będą bardzo sympatyczni bohaterowie ilustracji – święty Mikołaj wraz z elfami, rozdający prezenty z sań ciągniętych przez renifera i rodzina psotnych myszek, która wyszła z norek, by się temu przyglądać. Bardzo polecam jako drobny świąteczny upominek.

„Magiczne święta”
Ilustracja: Ewa Polkewska-Koziełło
Ilość elementów: 30
Sugerowany wiek: 3+
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Nasza Księgarnia.

Bajki Majki: „Być jak tygrys” Przemysław Wechterowicz, Emilia Dziubak

Na tą książkę skusiłam się stosunkowo dawno temu, bo dżungla wykreowana ręką Emilii Dziubak to zjawisko, które po prostu trzeba mieć w swojej biblioteczce, jednak przy pierwszym kontakcie Majka nie podzielała mojego entuzjazmu ani troszkę. Może była jeszcze za mała, a może to dlatego, że w naszym domu od zawsze królują lwy, chcąc nie chcąc musiałam odłożyć Tygrysa na półkę „na lepsze czasy”. I całkiem niedawno te czasy nadeszły, na co mógł mieć wpływ bobasowy przydział do przedszkolnej grupy „Tigers”, z którego jest bardzo dumna. I tak oto książeczka wzgardzona od jakiegoś czasu jest u nas absolutnym hitem czytanym przynajmniej raz dziennie. To też doskonały przykład tego, że warto co jakiś czas ponownie podsuwać swoim maluszkom książki, które początkowo im nie podeszły, być może to jeszcze nie ich czas.

Jeśli chcecie przekazać swojej latorośli odrobinę fachowej wiedzy na temat życia i zwyczajów tygrysów, to bardzo mi przykro, ale to nie jest książka dla was. Bo też i wykreowany przez Wechterowicza bohater na pewno nie należy do typowych przedstawicieli swojego gatunku i zawzięcie walczy z pomówieniami na swój temat.

Bo kiedy słońce gaśnie i zapada zmrok, Tygrys odsłania przed małymi czytelnikami swoją prawdziwą (przeuroczą!) naturę. Jeśli sieka pazurami, to tylko owoce na sałatkę, jeśli się do kogoś cichuteńko skrada, to tylko po to, by zrobić mu niespodziankę, a kiedy znajdzie w lesie porzucone jajka… zaczyna je wysiadywać!

Jest ciepły, miły, troskliwy i pomocny. To po prostu kipiąca dobrym humorem i pozytywną energią dusza towarzystwa. I zupełnie przy okazji wspaniały wzór do naśladowania.
No i oczywiście z pewnością nie gryzie. Ot, czasami połyka w całości.

Wyjątkowo sympatyczna i trochę przewrotna historia o nie przykładania wielkiej wagi do stereotypów. Szczególnie, kiedy mamy w sobie dziecięcą wiarę w magię, która bywa czasami znacznie bliższa prawdy, niż „mędrca szkiełko i oko”. A skoro już o oczach mówimy, to ta książka gwarantuje im nieziemską ucztę, bo być może da się nie wymiękać na widok ilustracji Emilii Dziubak (chociaż sama nie spotkałam się jeszcze z takim zjawiskiem), ale nad bujną roślinnością jej tropikalnego lasu nie sposób nie pochylić się na dłużej, a do mięciutkiego tygrysa o obłej mordce lubi się od pierwszego wejrzenia. Szczególnie, że to przede wszystkim ilustracje wiodą tu prym, opowiadając całą historię czasem nawet lepiej niż sam tekst.

Naszym zdaniem to absolutny must have. Kochamy i podziwiamy.

Przemysław Wechterowicz, Emilia Dziubak, Być jak Tygrys, Warszawa: Wydawnictwo Ezop, 2017, 32 s.

Bajki Majki: Książeczki o mamach na Dzień Mamy i nie tylko

Dzień mamy tuż tuż, zebrałam więc kilka książek z majkowej biblioteczki, poświęconych mamom właśnie. Chociaż jakby nie patrzeć, postać mamy pojawia się w większości książeczek dla dzieci, a już na pewno w prawie wszystkich seriach – Mama Świnka, Mama Tupcia Chrupcia, mama Pucia, czy mama Babo, Lalo i Binty – czytamy więc o nich na co dzień i bardzo je doceniam (szczególnie, kiedy przekazują małym urwisom ważne życiowe mądrości, typu „Jeśli chcesz skakać po kałużach, musisz najpierw założyć kalosze”.) ale tym razem pominę je w moim wyborze.

Moją osobistą idolką jest Tosia – mama Basi – pojawiająca się chyba w każdej z części serii „Basia” Zofii Staneckiej i Marianny Oklejak. Trójka naprawdę zakręconych urwisów, mąż biorący nocne dyżury i żółw Kajetan na dokładkę, a ta święta kobieta jeszcze nigdy nie straciła cierpliwości. A przynajmniej do takiej części jeszcze nie dotarłyśmy. I takich właśnie niewyczerpanych pokładów wewnętrznego spokoju życzę Wam i sobie z okazji naszego święta.

Gdzie jeszcze poczytamy o macierzyństwie i maminej magii czynienia świata lepszym miejscem?

„Moja mama” Anthony Browne – ta niewielka, pancerna kartonówka o specyficznym stylu ilustracji jest idealną wykładnią wielozadaniowości – unikalnej umiejętności, którą zyskuje każda kobieta, kiedy upgrade’uje na mamę. Ponadto jest jednocześnie pełnym miłości, ciepła i humoru spojrzeniem dziecka na najważniejszą osobę w jego życiu. Jesteśmy kanapami, żonglerkami, malarkami i siłaczkami. Jesteśmy supermamami.

DSC_0079
Anthony Browne, Moja mama, Warszawa: Wydawnictwo Dwie Siostry, 2016, 24 s.

„Kochana mamusia” Agnieszka Frączek, Elen Lescoat – urocza, pełna fantazji historyjka pisana wierszem. Mama ma kosmiczne prawo jazdy, pachnie jak wiosenna mżawka, raz hasa w adidasach, a raz na obcasach. Ma moc odganiania złego humoru, ogarniania rachunków i przeganiania smoków. Jest niezastąpiona. Wpadająca w ucho rymowanka w połączeniu z wielkookimi, miękko malowanymi postaciami to przemiły prezent dla każdej mamy. Na końcu jest nawet miejsce na dedykację.

Agnieszka Frączek, Elen Lescoat, Kochana mamusia, Bielsko-Biała: Wydawnictwo Debit, 2010, 30 s.

~ Książeczkę przeczytałyśmy w ramach wyzwania WyPożyczone 2018 ~

 „Miłość” Astrid Desbordes, Pauline Martin – mama kocha zawsze – nie tylko kiedy Archibald jest grzeczny, czyściutki i akurat się przytulają, ale nawet wtedy, gdy czasem skrzyczy swojego małego psotnika albo pozwoli sobie o nim na chwileczkę zapomnieć. Ta mądra i niezwykle prawdziwa opowieść pięknie obrazuje stałość rodzicielskich uczuć i poczucie bezpieczeństwa, jakie potrafi dać tylko mama.

Astrid Desbordes, Pauline Martin, Miłość, Warszawa: Wydawnictwo Entliczek, 2016, 44 s.

„Moja mama” Mayana Itoïz – rewelacyjna pozycja do czytania przed snem. Mało słów i dużo treści a do tego piękne ilustracje i powtórka z nazw kolorów w gratisie. W co potrafi przemienić mamę dziecięca wyobraźnia? W lamparta, Indiankę, żabę, czy gwiazdę rocka? Wspaniały pomysł na wspólne spędzanie czasu, na pewno spróbuję wprowadzić wspólne fantazjowanie do wieczornego rytuału, gdy tylko Majka jeszcze trochę podrośnie.

Mayana Itoïz, Moja mama, Warszawa: Wydawnictwo Babaryba, 2018, 36 s.

„Uśmiech dla żabki” Przemysław Wechterowicz, Emilia Dziubak – kiedy Mała Żabka została sama poczuła się najsmutniejszą żabką na świecie i nikt nie był w stanie jej rozweselić. Jej Mama poczuła to przygnębienie aż w pracy i postanowiła przesłać córeczce… szczery i bardzo szeroki uśmiech. Najpierw poprosiła o przysługę Bobra, który do dostarczenia uśmiechu zobowiązał się z ochotą i niósł go aż do chwili, gdy napotkał bardzo obiecujący stosik drewna. Wtedy przekazał uśmiech Wydrze, która przekazała do Dzięciołowi, który… i tak dalej. Uśmiech Mamy Żabki przewędrował przez cały las by poprawić córeczce humor. I udało się! To urocza, ciepła i wzruszająca opowieść pomagająca zmierzyć się z problemem rozstania z rodzicem (bardzo polecam przyszłym przedszkolakom!) z rewelacyjnymi ilustracjami Emilii Dziubak, co jest rekomendacją samą w sobie. Nie można się przy niej nie uśmiechać.

Przemysław Wechterowicz, Emilia Dziubak, Uśmiech dla żabki, Warszawa: Wydawnictwo Ezop, 2017, 36 s.

„Jakiego koloru są buziaki?” Roco Bonilla – oto i najulubieńsza książka o kolorach mojej dwulatki. Minimoni uwielbia malować i w swojej karierze namalowała już prawie wszystko. Poza buziakiem. Ma jednak spory problem – jakiego koloru są buziaki? Próbuje wszystkich barw po kolei, jednak w każdej z nich tkwi jakiś minus. Buziaki nie mogą być czerwone, bo przecież czerwony to kolor gniewu, nie mogą być żółte, bo choć nasza bohaterka uwielbia miód, to jednak czuje duży respekt przed pszczołami. I kiedy metoda eliminacji kompletnie zawodzi, Minimoni zwraca się o pomoc do mamy, która obsypuje ją całą masą wielokolorowych całusów. Kto nie lubi buziaków? Te od mamy są najukochańsze! A ostatnia strona zostawia pole do popisu małemu czytelnikowi, który może samodzielnie pokolorować buziaki.

Roco Bonilla, Jakiego koloru są buziaki?, Warszawa: Wydawnictwo Tadam, 2017, 32 s.

~ Książeczkę przeczytałyśmy w ramach wyzwania WyPożyczone 2018 ~

 „Martynka i Dzień Mamy” Gilbert Delahaye, Wanda Chotomska, Marcel Malier – poszukiwanie prezentu dla mamy to nie jest prosta sprawa – biżuteria, choć piękna, nie jest na dziecięcą kieszeń, podobnie jak zegarek, czy parasolka. Wiadomo jednak, że najlepsze prezenty to te wykonane własnoręcznie, a z pomocą dziadka stworzyć można prawdziwe cuda. W końcu kto jeszcze potrafi farbować batiki? To jednak nie koniec trudności – przygotowany prezent trzeba jeszcze przed mamą schować, a to już na pewno nie jest łatwe! Martynka jest jak zwykle pomysłowa i przesympatyczna. Cieszy oko ilustracjami i wprowadza ciepły, rodzinny klimat.

Gilbert Delahaye, Wanda Chotomska, Marcel Malier, Martynka i Dzień Mamy, Poznań: Wydawnictwo Casterman, 2003, 20 s.

„Mama” Hélène Delforge, Quentin Gréban – na koniec koniecznie musiałam wspomnieć o książce, która nie jest dla dzieci. Za to będzie pięknym prezentem dla mamy i z takim właśnie nastawieniem kupiłam ją sobie na Dzień Mamy, a w przyszłości planuję podarować ją Majce, gdy sama zacznie mierzyć się z trudami i zachwytami posiadania dziecka. To zbiór myśli i uczuć dotyczących macierzyństwa w nienachalnej, delikatnie poetyckiej formie w towarzystwie przepięknych ilustracji. Wzruszające, momentami zabawne i bardzo prawdziwe wycinki maminej codzienności. Wszystkie mamy na świecie przechodzą przez to samo i wszystkimi targają podobne emocje, niezależnie od koloru skóry, miejsca zamieszkania, czy wyboru życiowej drogi. Wszystkie są mamami.

Hélène Delforge, Quentin Gréban, Mama, Poznań: Wydawnictwo Media Rodzina, 2018, 64 s.

 

Znacie jakieś literackie mamy, którymi warto inspirować się w codziennym życiu?

Bajki Majki: Najbardziej misiaste książeczki o misiach

Pluszowy miś jest archetypem przytulanki – jednego z pierwszych przyjaciół maluszka, towarzysza zabaw, odgoniciela smutków i pogromcy strachów. I nawet jeśli dziecko ukochało sobie szczególnie inne mięciutkie zwierzątko (u nas bywa różnie – Bobasa śpi z Żółwiem Stefanem, a w dzień często zmienia ulubieńców – ostatnio szczególnymi względami cieszą się Świnka Peppa i pluszowa sikorka), to jednak chyba nie ma malucha, który nie posiada swojego misiaka. Pluszowe misie towarzyszą nie tylko dzieciom, ale również bohaterom dziecięcych książeczek. Mało tego!  Sami mogą być ich bohaterami! Okazuje się, że pluszowy niedźwiadek jest nie tylko wspaniałym kompanem ale również wdzięcznym podmiotem literackim.

Oto nasze ulubione książeczki z misiami w roli głównej:

„Miś Maksa” Barbro Lindgren, Eva Eriksson – Mocny kandydat na jedną z pierwszych książeczek maluszka. Pełne ciepła ilustracje uzupełniono jednozadaniowymi podpisami zwracającymi uwagę małego czytelnika na wykonywane przez Maksa czynności – misia można tulić, lizać, podgryzać a nawet wrzucić do nocnika – miś i piesek dzielnie towarzyszą chłopcu w każdej zabawie. Cieplutka opowiastka o przyjaźni i dziecięcej codzienności.

“Róźnimisie” Agata Królak – Czym różnią się misie? Mogą być małe albo duże, grube albo chude, odważne albo nieśmiałe, ale wszystkie są przekochane. Ta kartonowa książeczka to wspaniały punkt wyjścia do rozmowy o różnicach i podobieństwach nie tylko wśród misiów. Przyda się również w nauce przeciwieństw. Urzekająco proste, „dziecięce” ilustracje i sympatyczne pyszczki chwytają za serce i małych i dużych.

Pan Łasuch Miś” Adam Święcki – Komiks dla bobasa? Czemu nie! Szczególnie z tak łakomym bohaterem. To nie jest kolejna przytulaśna historyjka o pluszu i uściskach. Tutaj mamy włamanie i zuchwałą kradzież oraz pościg za złodziejaszkiem, gdzie żywe, kontrastowe kolory i rymowane wypowiedzi wzmagają dynamizm akcji. Usiana sytuacyjnymi żartami, opowiadana humorystycznym wierszem opowieść niemalże kryminalna. Ale nie martwcie się – pogoń pszczółek zakończy się traktatem pokojowym ustalonym przy prawdziwych pysznościach.

„Mmmmm” Monika i Adam Świerżewscy – Jeszcze jedna historia o misiu łakomczuszku i wielkim skoku na ul. Tym razem opowiedziana bez użycia ani jednego słowa. Ta zaskakująca książka składa się wyłącznie z przepięknych, jarzących się soczystymi kolorami, pełnych ruchu ilustracji. Trochę książka, trochę film – „Mmmmm” wprowadza malucha w bajkowy świat animacji poklatkowej. Piękna, pomysłowa, doprawiona nutką humoru – można ją oglądać na okrągło. Wyjątkowa książeczka.

„Koala nie pozwala” Rafał Witek, Emilia Dziubak – tej pozycji na Lwie Kanapowym nikomu chyba przedstawiać nie trzeba. „Grumpy” Koala bawi całą naszą rodzinę już prawie półtora roku i nie nudzi się ani odrobinę. Coś czuję, że do bólu życiowy, przezabawny, cudownie zilustrowany Koala jeszcze długo nie da się zdetronizować. Więcej o Koali pisałam TUTAJ.

„Idziemy na niedźwiedzia” Michael Rosen, Helen Oxenbury – jedna z najfajniejszych książeczek dźwiękonaśladowczych, na jakie trafiłam. Pełna trudów i walki z naturą wyprawa na niedźwiedzia, fantastycznie ilustrowana onomatopejami i obrazkami – na przemian czarno-białymi i barwnymi. A przy czytaniu nie sposób usiedzieć w spokoju – fabuła porywa na równe nogi i skłania do uczestnictwa w przygodzie. Fantastycznie sprawdza się w zabawach ruchowych. Jedyny szkopuł to papierowe strony, które ulegają nieco destrukcyjnej mocy entuzjazmu i dobrej zabawy, podobnie jak nie do końca bezpieczne ostre rogi. Wiem jednak, że od niedawna można dostać również wersję kartonową i chyba tą bym bardziej polecała.

„Kubuś Puchatek” – Klasyka misiowatości. Mały Głupiutki Miś ma już chyba ze sto lat a mimo to chyba nigdy się nie zestarzeje. Głęboko ubolewam nad majkowym brakiem zainteresowania Stumilowym Lasem, bo jak na razie ani czytanie ani animacja jeszcze jej nie wciąga, choć lubi piosenki z bajki i kojarzy bohaterów (ma ich głównie na szczoteczkach do zębów :D ) – całe szczęście przed nami jeszcze duuuużo czasu na Kubusia. Ja za to uległam pokusie i sprawiłam sobie (bo w tym przypadku po prostu nie sposób zasłonić się dzieckiem) najnowszą książkę z opowiadaniami inspirowanymi twórczością A. A. Milnego. „Nowe przygody Kubusia Puchatka” są cztery i każda odnosi się do jednej pory roku, mam zatem ambitny plan czytania jednej co kwartał. Mam nadzieję, że starczy mi cierpliwości!

Seria o Borysie Anne Leblanc – Moje nostalgiczne wspomnienie z dzieciństwa. Najukochańsze książeczki, jedne z niewielu, które zostawiłam sobie na „wieczną pamiątkę” i już niedługo przekażę je swojej córeczce. Pełne uroku przygody w 100% pluszowego misia ilustrowane zdjęciami maleńkich scenek zakomponowanych z zabawek.
Niestety „Borys i śnieg” gdzieś mi przepadła – jeśli ktoś przez przypadek ma na zbyciu, bardzo chętnie oddam za nią nerkę.

Barbro Lindgren, Eva Eriksson, Miś Maksa, Poznań: Wydawnictwo Zakamarki, 2007, 28 s.
Agata Królak, Różnimisie, Warszawa: Wydawnictwo Dwie Siostry, 2012, 24 s.
Adam Święcki, Pan Łasuch Miś, Warszawa: Wydawnictwo Tadam, 2017, 20 s.
Monika i Adam Świerżewscy, Mmmmm, Gdańsk: Wydawnictwo EneDueRabe, 2015, 20 s.
Michael Rosen, Helen Oxenbury, Idziemy na niedźwiedzia, Warszawa: Wydawnictwo Dwie Siostry, 2015, 36 s.
Kate Saunders, Brian Sibley, A.A. Milne, Jeanne Willis, Paul Bright, Nowe przygody Kubusia Puchatka, Kraków: Wydawnictwo Znak, 2017, 136 s.
Anne Leblanc, Borys grzeczny miś; Borys szuka przyjaciela; Borys pomaga mamie, Poznań: Podsiedlik-Raniowski i Spółka, 1995, 24 s.

A jak to jest u Was? Macie swoich ulubionych misiowych bohaterów? A wasze dzieci? ;)

Bajki Majki: Książeczki o lesie na jesień

Dzisiaj pierwszy dzień jesieni, i jak za samą porą roku osobiście nie przepadam, tak nie mogę zaprzeczyć, że to jesienią właśnie las jest najpiękniejszy. Kolorowe liście fruną z drzew, a pod nogami łatwo wypatrzeć szyszki, kasztany, czy żołędzie i nieco trudniej jadalne grzyby, których podobno w tym roku jest mnóstwo. Oj tak, las jesienią pełen jest skarbów, szczególnie dla małego odkrywcy i przyznaję szczerze, że kusi nawet mnie (a zazwyczaj wolę raczej otwarte przestrzenie z mniejszą ilością przeróżnych żyjątek w poszyciu). Warto zatem wybrać się na leśny spacer – najlepiej z odpowiednią lekturą do przejrzenia w wózku albo wspólnego przeczytania na ławce! Przygotowałam zatem pięć ulubionych książeczek Majki z lasem w tle. Moja Bobasa ma obecnie 20 miesięcy, ale książeczki są odpowiednie dla dzieci w wieku od roku do około 3/4 lat.

„Zwierzęta w lesie” – jedna z uroczych maleńkich książeczek z serii „Rosnę i poznaję”. Niewielka całokartonowa pozycja wypełniona zdjęciami leśnych zwierząt (po jednym na stronę), opatrzonymi krótkimi opisami. Wielki plus za rzeczywisty wygląd zwierzątek, bo choć ilustracje bywają cudowne, to jednak chciałabym, żeby moje dziecko wiedziało jak wilk, czy dzik wyglądają naprawdę. Kieszonkowy format sprzyja zabieraniu na spacery – książeczka nie zajmuje wiele miejsca w maminej torebce (a wiadomo, że mamy i bez książek poupychanych tu i ówdzie spełniają funkcję wielbłąda) i nie są zbyt ciężkie, by włożyć je do dziecięcego plecaczka. A i cena jest bardzo przyjazna.

„Kto się kryje w lesie” – książeczka z okienkami, czyli to, co dzieciaczki lubią najbardziej. Więcej o tej trzytomowej serii pisałam przy okazji recenzji „Kto się kryje w ogrodzie”. To kilkustronicowe całokartonowe książki w miękkiej, bezpiecznie zaokrąglonej oprawie, których największą atrakcją są poukrywane za okienkami zwierzątka (i robale). Dodatkowym atutem są dziurki w okienkach, które pozwalają podejrzeć co nieco i spróbować odgadnąć kto kryje się w środku jeszcze przed otwarciem (ułatwiają również małym paluszkom samodzielne twieranie). Ilustracje, choć mocno stylizowane , są bardzo sympatyczne i nie sposób się do nich nie uśmiechnąć. To jedna z książeczek oszczędnych w tekst, bogatych w pomysł. No i są mrówki, ślimaki i dżdżownice, do których moja Bobasa ma ostatnio niesamowitą słabość. Zaciekawia i nakłania do samodzielności.

„Babo chce” – najmłodszy z przesympatycznego rodzeństwa, zamieszkującego książki Evy Susso, Babo ma nienasycony apetyt na przygody i poznawanie świata. Podczas, gdy rodzina spędza popołudnie na grze w krykieta w przydomowym ogródku, maluch wyciąga starszą siostrę na spacer po lesie, gdzie spotykają zwierzęta, którymi można się pozachwycać i zwierzęta, przed którymi lepiej zmykać. W pełnej wpadających w ucho dźwięków historii mały czytelnik dowie się jakie skarby i tajemnice kryje las i doceni czas spędzony wspólnie z rodziną. Więcej o tej serii pisałam TUTAJ.

„Las. Obrazki dla maluchów” Émilie Beaumont – książeczka (a raczej już książka patrząc po grubości), którą spokojnie można nazwać pierwszą encyklopedią malucha. Dowiemy się z niej jak wygląda las podczas różnych pór roku, jakie zwierzęta go zamieszkują i na jakie rośliny możemy trafić podczas spaceru. Pomoże odróżnić grzyby jadalne od trujących (choć i tak zawsze należy zapytać dorosłego!), przybliży zwyczaje mieszkańców lasu i nauczy rozróżniania gatunków drzew po ich liściach i owocach. To nieco bardziej wymagająca lektura od poprzednich, polecam podsunać ją raczej trzylatkowi, niż roczniakowi – choć nie ma w niej nadmiaru tekstu, przekazuje sporo informacji. Bardzo pomocna podczas ćwiczenia pamięci i spostrzegawczości.

„Rok w lesie” Emilia Dziubak – książka przepiękna. Przedstawia dwanaście odsłon lasu podczas dwunastu miesięcy w formie dużych (mniej więcej formatu A4), kartonowych plansz. Na pierwszej stronie poznajemy (a właściwie rodzic poznaje i szybko uczy się większości nazw, by wiedzieć co powiedzieć dziecku) przedstawione zwierzęta, każda kolejna natomiast jest osobnym dziełem sztuki, w którym owe zwierzątka zostały poukrywane. I to już wybór czytelnika, czy decyduje się na śledzenie rocznego cyklu życia jednego wybranego zwierzęcia (na przykład dzika lub pająka) i to za nim podąży przez całą książkę, czy może spróbuje swoich sił w odszukiwaniu każdego z bohaterów na każdym kolejnym obrazku. Poza wstępem z podstawowymi (choć wcale nie tak oczywistymi) informacjami o zwierzętach, książka zawiera wyłącznie ilustracje. I to właśnie za pomocą obrazu przekazuje wiedzę o zwyczajach danych zwierząt – w jakim środowisku żyją, kiedy (i czy w ogóle) zapadają w sen zimowy i kiedy się z niego budzą, w jaki sposób zdobywają pożywienie, łączą się w pary, czy jak długo opiekują się młodymi – cała ta wiedza przychodzi jakby przypadkiem podczas oglądania pięknych, pełnych szczegółów plansz. Ilustracjami tej autorki zachwycałam się już podczas opisywania książki „Koala nie pozwala”, i nie ukrywam, że jestem jej wierną fanką. A że ta pozycja skierowana jest już do nieco starszego dziecka, zdolnego skupić uwagę przez dłuższą chwilę przedszkolaka, nie mogę się już doczekać aż Maja do niej dorośnie i będziemy wyszukiwać kolejnych niespodzianek podczas wspólnej lektury. Na razie jeszcze mnogość elementów szybko ją nuży.

„Basia i wyprawa do lasu” Zofia Stanecka, Marianna Oklejak – Przygody Basi uwielbiamy odkąd ją tylko poznaliśmy – żadnej innej książeczki z tak dużą ilością tekstu Bobasa nie słucha tak wytrwale jak właśnie Basi. I może jej słuchać do znudzenia. Choć niektóre z poruszanych przez autorkę tematów są jeszcze zbyt trudne dla niespełna dwuletniej Majki, „Wyprawa do lasu” jest jedną z tych części, które przyjęły się u nas bardzo dobrze.
Tym razem zwariowana rodzinka wybiera się na weekend do lasu. I nie jest to bynajmniej zwykły spacer, jakie my dzielnie uskuteczniamy z wózkiem i placem zabaw w roli głównej, a poważna, doskonale zaplanowana wyprawa. Ze szukaniem grzybów, śledzeniem zwierzęcych tropów i noclegiem w leśniczówce. I choć nie wszystko idzie gładko, jak po maśle (maślaku?), tak jak zaplanował to sobie tata Basi, wrażeń nie brakuje. Przesympatyczne przegadujące się rodzeństwo potrafi nieźle rozbawić i małego i dużego czytelnika, a ich małe-wielkie przygody za każdym razem inspirują do cieszenia się magią codzienności i rodzinnego spędzania czasu (raczkujący po lesie Franek chrupiący kawałki kory jest moim faworytem).
Dowcipna, ciepła i pomysłowa lektura z jak zawsze fantastycznymi ilustracjami Marianny Oklejak. A że książeczka została wydana we współpracy z Lasami Państwowymi, zawiera też odpowiednią dla dzieci w tym wieku dawkę wiedzy o lesie i jego mieszkańcach. Wędruje z nami na jesienne spacery, kto wie, może za kilka lat wybierzemy się wspólnie na grzyby?

Rosnę i poznaję. Zwierzeta w lesie, Warszawa: Wydawnictwo Zielona Sowa, 2015, 18 s.
Kto się kryje. W lesie, Warszawa: Wydawnictwo Zielona Sowa, 2017, 10 s.
Eva Susso, Benjamin Chaud, Babo chce, Warszawa: Wydawnictwo Zakamarki, 2010, 28 s.
Émilie Beaumont, Las. Obrazki dla maluchów, Ożarów Mazowiecki: Wydawnictwo Olesiejuk, 1999, 30 s.
Emilia Dziubak, Rok w lesie, Warszawa: Wydawnictwo Nasza Księgarnia, 2015, 28 s.
Zofia Stanecka, Marianna Oklejak, Basia i wyprawa do lasu, Warszawa: Wydawnictwo Egmont, 2015, 24 s.

Bajki Majki: „Koala nie pozwala” Rafał Witek, z ilustracjami Emilii Dziubak

„Ta książeczka
wam opowie,
co Koali
siedzi w głowie”

„Koala nie pozwala”, to pierwsza książeczka w zbiorze mojej córki, którą zachwyciła się cała rodzinka. I nic dziwnego, że ja kompletnie wymiękłam, w końcu uwielbiam dziecięce nowości wydawnicze i co jakiś czas zakochuję się bez pamięci w jakiejś perełce. Nic też dziwnego, że Koalę z marszu pokochała Maj, bo książka jest idealna dla maluchów i już sześciomiesięczna Bobasa z zachwytem oglądała ilustracje. Ale to Tata jest w naszym domu największym fanem Koali. Zakumplowali się od pierwszej strony i książka Rafała Witka na dobre wpasowała się w nasz repertuar codziennego czytania. I została w nim do dziś, więc towarzyszy nam już od prawie roku i ani trochę się nie nudzi.

Bo Koala jest genialny. Przede wszystkim przepiękny wizualnie – to od niego zaczęła się nasza miłość do ilustracji Emilii Dziubak. Rysunki są zabawne, szczegółowe, w cudownych kolorach i zajmują spokojnie 80% książki. Uwielbiam ekspresyjną mimikę Koali i jego szalony entuzjazm do zajmowania się dzieckiem. To prawdziwy rodzic – surowy i wymagający, trochę przerażony zmianami, jakie w jego uporządkowanej rzeczywistości wprowadza mały urwis i ani trochę niepozbawiony wad. A jednocześnie wyrozumiały i kochający, skłonny do wielu szaleństw, żeby tylko wywołać uśmiech na twarzy swojego chłopca.

Każdej zilustrowanej sytuacji z życia Koali i Chłopca towarzyszy krótki fragment tekstu – jedno lub dwa zdania, dużymi, kolorowymi literami. Podobnie jak w przypadku rysunków, tekst jest trafny i humorystyczny. Ta lektura to świetna zabawa i dla dziecka i dla rodzica. A mało bystrzy rodzice będą się głowić dlaczego koale to nie misie. Nam to trochę zajęło, zanim przyszło oświecenie :D

Książka jest bardzo poręczna – całokartonowa, z grubymi stronami, o trochę większym formacie niż zazwyczaj, zbliżonym nieco do A5. Choć na naszym egzemplarzu pojawiają się pierwsze oznaki intensywnego użytkowania, jak na razie jest nie do zdarcia i trzyma się naprawdę świetnie. Bardzo wygodna do wspólnego czytania z dzieckiem na kolanach, równie dobrze sprawdza się przy samodzielnym poznawaniu przez małe rączki.

Całą rodziną bardzo bardzo bardzo mocno polecamy!

Rafał Witek, Emilia Dziubak, Koala nie pozwala, Warszawa: Wydawnictwo Bajka, 2016, 30 s.