Czas na czytanie: „A jak to się wyda” Sophie Gonzales, Cale Dietrich

„(…) wszyscy ludzie chcieliby, aby świat widział ich takimi, jakimi są naprawdę. To nie prawda jest problemem, lecz fakt, że nie zawsze bezpiecznie ją wyjawić”.

Po pierwszych stronach spodziewałam się, że to będzie jedna z tych bezbarwnych książek, przy których miło spędzić czas, ale tydzień później już się o nich nie pamięta. Nie do końca jednak trafiłam, bo choć to lekka młodzieżówka, to ma w sobie parę cech chwytających za serducho.

Okazuje się bowiem, że w słodkiej historii o chłopakach z boysbandu można zawrzeć całkiem sporo fajnych rzeczy – poza kwestią odkrywania własnej tożsamości – bo i jest to oczywiście przede wszystkim przeuroczy romans między członkami zespołu – bohaterowie bardzo dużą wagę przywiązują do uczuć drugiej osoby i to jest bardzo super. Ale oczywiście poza smakiem pierwszej poważnej miłości mamy też i masę problemów – jest tu sporo o destrukcyjnej maszynce branży rozrywkowej – narzucającej ograniczenia, traktującej swoje gwiazdy w absolutnie przedmiotowy sposób, sterującej każdym elementem kariery młodych i niedoświadczonych jeszcze piosenkarzy i – przede wszystkim, bo to główny temat – zmuszającej do udawania kogoś, kim się nie jest i do ukrywania swoich preferencji seksualnych.

 Będą więc próby dostosowania się do sytuacji, przestawienie i naginanie granic aż wreszcie próby wydostania się z patowej sytuacji i beznadziejna walka z gigantem. A poza walką o możliwość wyrażania siebie czeka i druga, wcale nie łatwiejsza – z własnym konformizmem.

„(…) wolność do bycia sobą, pokazywania światu najprawdziwszego „ja”, kiedy tylko chcemy, to najważniejsza wolność, jaka istnieje”.

Nie brak tu również emocji związanych z przygodą życia – to w końcu życie gwiazd popu i olbrzymia trasa koncertowa; prawdziwej przyjaźni, która wybojów się nie boi i skomplikowanych relacji rodzinnych. Bo jak toksyczny związek z wydawcą muzycznym może wydawać się czymś z zupełnie innej bajki, tak toksyczne relacje z rodzicami są czymś znacznie bardziej przyziemnym.

Fanfikowa fantazja na temat życia celebrytów (któż nie doszukuje się związków między piosenkarzami?) poszerzona o całkiem dojrzałe podejście do pierwszego związku, ponurą refleksję na temat rodzicielstwa i walkę o prawo do kreowania własnego wizerunku. Nie jest to książka, która zmienia życie i kształtuje pokolenia, ale daleko jej do pustego czytadełka. Jeśli lubicie takie klimaty, to jak najbardziej warto.

Sophie Gonzales, Cale Dietrich, A jak to się wyda, Warszawa: Wydawnictwo You&YA, 2022, 384 s.

Recenzja powstała w ramach współpracy barterowej z Wydawnictwem You&YA.

Czas na czytanie: „The Love Hypothesis” Ali Hazelwood

Ta książka zupełnie nie zainteresowała mnie opisem, ale zachęcona bardzo pozytywnymi opiniami jednak się skusiłam. I faktycznie właśnie tego było mi akurat potrzeba.

Komedia romantyczna w wersji książkowej. Leciutka, momentami tak naiwniutka, że aż troszkę męcząca, na wskroś przewidywalna, z dużą dawką humoru (i to takiego bardzo w moim typie), z główną bohaterką, która naprawdę da się lubić i klimatem studenckiego życia, za którym zdążyłam się już stęsknić.

Olive ma w sobie coś z Bridget Jones – nosi przeterminowane soczewki, sukienka kurczy jej się w praniu tuż przed ważnym publicznym występem, całuje przypadkowych mężczyzn… i oczywiście wszystkie te wpadki prowadzą do niecodziennych, najczęściej super żenujących sytuacji. Z których zazwyczaj wynika coś dobrego, jak to w bajkach bywa. A mimo to nie sposób nie ulec urokowi głównej bohaterki – pełna humoru i dystansu do świata z ogromną słabością do przesłodzonych napojów kawopodobnych, solonych chipsów i nauki, mimo licznych wątpliwości i niskiej samooceny uparcie dąży do wyznaczonego sobie celu i realizacji marzeń. I z całą historią jest dokładnie tak samo.

Mamy więc udaną główną bohaterkę, mrocznego geniusza cieszącego się złą sławą, hermetyczne uczelniane środowisko i młode kobiety z determinacją walczące o miejsce w świecie zdominowanym przez „przeciętnego białego mężczyznę”, bardzo fajną przyjaźń i główną oś fabularną – związek „na niby”. A wszystko to ujęte w zupełnie nienadęty sposób, doprawione sporą dawką humoru i optymizmu.

Czytałam ją głównie nocami, trochę karmiąc bobasa, trochę przysypiając na siedząco i w tej roli sprawdziła się świetnie – to niewymagająca, a przyjemna rozrywka. Myślę, że równie fajnie będzie się ją czytało na leżaku, podczas podróży albo jako poprawiacz humoru po ciężkim dniu.

Tylko scena erotyczna faktycznie należy do tych mniej udanych. Wręcz miałam wrażenie, że pisał ją ktoś inny, kto nie za bardzo zna charaktery głównych bohaterów. Ale to w sumie jedyny minus.

Ali Hazelwood, The Love Hypothesis, Warszawa: Wydawnictwo You&YA, 2022, 416 s.

Czas na czytanie: „Nick i Charlie. Heartstopper. Nowela” Alice Oseman

Nick i Charlie to bohaterowie serii komiksów Heartstopper, którzy podbili serca chyba wszystkich, którzy zdecydowali się po tą serię sięgnąć – i nic dziwnego, bo to ciepła, przekochana historia która otula jak puchaty kocyk w zimny wieczór, choć wcale nie stroni od trudniejszych tematów. Tym razem powracają w nieco odmiennej formie opowiadania. Jednak bez obaw – na szczęście nie brakuje w nim ilustracji i charakterystycznej dla autorki oprawy graficznej.

Fabuła noweli dzieje się trzy lata po wydarzeniach z pierwszego tomu komiksu – bohaterowie zdążyli poznać się jak nie zna ich nikt inny,  mogą nazywać się parą z poważnym stażem, stawili czoło niejednej przeciwności losu, wyrobili sobie własną rutynę i są pewni uczuć – zarówno swoich, jak i partnera.

Czy to jednak wystarczy, kiedy przyjdzie czas rozstania? Nick jest rok starszy – właśnie świętuje ukończenie szkoły i z ogromnym entuzjazmem szykuje się do wyjazdu na uniwersytet. Jako, że Charliego czeka jeszcze rok nauki w Truham, po latach przebywania ze sobą niemalże non stop ich drogi się rozchodzą i chłopców czeka związek na odległość. Czy są na to gotowi? Czy pierwsza miłość ma szansę przetrwać rozłąkę i czy aby na pewno jest tą na całe życie?

Klimat opowiadania odstaje nieco od puchatego i uroczego komiksu, chociaż czuć, że to wciąż ta sama historia. Pojawia się jednak ostrzejszy język, miałam też wrażenie, że dialogi między bohaterami bywają czasami „papierowe”, a oni (szczególnie Charlie) podchodzą do problemu – który jest przecież już kolejnym na ich wspólnej drodze – w zdecydowanie mniej dojrzały sposób niż dotychczas, choć są już przecież starsi i z niejednego pieca ciastka jedli. Trudno mi to precyzyjnie określić, ale bywały momenty, kiedy po prostu miałam wrażenie, że „coś mi tu nie gra”. Forma komiksu, choć uboższa w tekst, miała dodatkową formę wyrazu, jaką dawały ilustracje – choćby mimikę, czy gesty bohaterów – i teraz mocno mi tego brakowało.

Osobiście bardziej podobały mi się komiksy, niemniej jednak zawsze miło wrócić do świata Haertstoppera i nowelka była przyjemnym oderwaniem od rzeczywistości. Już nie z takim „efektem wow” i nieco uboższa w przekazywane treści dydaktyczno-moralizatorskie, ale wciąż sympatycznym, a urok tego świata został zachowany. I to dla mnie najważniejsze.

Alice Oseman, Nick i Charlie. Heartstopper. Nowela, Warszawa: Wydawnictwo Jaguar, 2022, 178 s.

Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Jaguar.

Bajki Majki: „Bazyl i Licho” Marta Kisiel

Jak nie przepadam za formą opowiadań, tak o Małym Lichu czytałabym nawet haiku i nie ma chyba innego bohatera, po którego przygody biegłabym do księgarni tak entuzjastycznie (a kiedy widzicie mnie biegnącą, to znak, że coś się dzieje – najprawdopodobniej albo dają coś naprawdę dobrego albo naprawdę trzeba bardzo szybko uciekać).

Małe Licho kocham miłością przeogromną, przepuchatą i słodką jak serniczek od pierwszego spotkania. Poniżej możecie przeczytać recenzje poprzednich książek, w których występuje ten stale kichający anioł stróż z włosami z lamety

Dzieciowe:
„Małe Licho i Tajemnica Niebożątka”
„Małe Licho i anioł z kamienia”
„Małe Licho i lato z diabłem”
„Małe Licho i babskie sprawki”

Dorosłe:
„Dożywocie”
„Siła niższa”
„Oczy uroczne”

——————————————————————————————-

W przeciwieństwie do powyższych książek, tym razem mamy do czynienia ze zbiorem ośmiu krótkich opowiadań poświęconych naprzemiennie dwóm tytułowym bohaterom – czortowi Bazylowi i aniołowi Lichu. A każde z nich niesie ze sobą ważne przesłanie – od tych najzupełniej błahych, dotyczących choćby pilnowania swoich papierków podczas spaceru po lesie, przez fundamentalne, jak nie zapuszczanie się samemu w głuszę czy nie kwestionowanie innych aż po takie rozgrzewające serduszko jak kubeczek ciepłego kakałka – o tym, że można świętować po swojemu czy że nie wszystko spoczywa na naszych barkach.

Każdy z bohaterów przeżywa jedną ze swoich przygód o każdej porze roku – mamy tu więc więc i wiosenne budzenie się przyrody do życia i letni dostatek, pełen zabawy urok Halloween i jesienne przysmaki, a także wciskanie się w zimowe sweterki i czar Świąt.

A i jak to u Marty Kisiel z fantastycznością bywa – w każdym z opowiadań, nasi bohaterowie spotykają innego niesamowitego stwora prosto ze słowiańskich legend i mitów. Młodzi czytelnicy dowiedzą się więc jakiej ceny za muzyczny talent może zażądać od nas ankluz, jak nie obrazić domownika i czym zagrażają ludziom rusałki, poznają przepis na wyhodowanie chowańca, zadziwią się dziwem, wraz z Lichem spróbują złapać jaroszka i okiełznać nudę. Wszystkie te niezwykłe stworzenia zostały również zebrane w krótki przewodnik opatrzony równie niezwykłymi ilustracjami Marcina Minora.

I może nie jest to równie pochłaniająca lektura, co powieści, ale ma w sobie ten unikalny czar ubierania poważnych tematów w fantastycznyżakiecik słowiańskiej niesamowitości z humorystycznym sznytem i magię rozgrzewania serduszka. Jako sympatyczne uzupełnienie cyklu sprawdza się więc idealnie.

Niedługie opowiadania będą też dobrą zachętą do podejmowania pierwszych poważniejszych prób samodzielnego czytania.

Marta Kisiel, Bazyl i Licho, Warszawa: Wydawnictwo Męta, 2022, 160 s.

Bajki Majki: „Ośmiornica Zośka” Katarzyna Boni

Ciekawa świata, młodziutka ośmiornica Zosia – najmłodsza spośród pięćdziesiąt dwóch tysięcy stu trzynaściorga rodzeństwa – zaprasza nas w niezwykle malowniczy, pełen barw i fascynujących żyjątek podwodny świat Słonecznej Zatoki.

Pewnego dnia, zainspirowana opowieściami sąsiada Zosia wyrusza poza rafę koralową w podróż do miejsca, gdzie woda styka się z lądem, co stanie się początkiem niezwykłej przyjaźni. Przyjaźni równie niezwykle opisywanej – tak, jak mogłaby czuć ośmiornica – pełnej synestezji, emocji odczuwanych kolorami i dotykiem.

Jednak sielska egzystencja mieszkańców Zatoki, dla których dotychczas największą niedogodnością był brak herbaty z alg w sklepiku kolonialnym, zostanie zburzona potwornymi wydarzeniami. Tajemnicza, obezwładniająca i lodowata Głębia wyciągnie po nich swoje macki siejąc strach i beznadzieję.

Czy morskim stworzeniom uda się odkryć przyczynę nadciągającego kataklizmu i uratować swój dom? I jaką rolę w tych okropnych zdarzeniach pełni działalność człowieka?

Plastyczność opisu i wyjątkowy sposób odczuwania Zośki dopełnione charakterystycznymi ilustracjami Marcina Minora (które zawsze są bardzo piękne i nieco niepokojące jednocześnie, przez co czasami aż nie można przestać na nie patrzeć) składają się na przejmujący obraz zagrożenia katastrofą ekologiczną, który poruszy i skłoni do namysłu zarówno młodego, jak i dorosłego czytelnika.

Poza oczywistym, ekologicznym przesłaniem, przygoda Zosi niesie ze sobą znaczenie więcej wartości edukacyjnych – przede wszystkim przemyca mnóstwo fascynujących informacji o ośmiornicach (wiedzieliście, że poza wspomnianym wcześniej „dotykowym” odczuwaniem i niejako smakowaniem świata mackami, ośmiornice mają trzy serca i potrafią zmieniać kolory zgodnie z emocjami?) inspirujących do zgłębiania tematu. Ponadto fantastycznie zaciekawia również innymi mieszkańcami przekolorowej rafy kolorowej – choćby morskimi ślimakami. Gwarantuję, że podczas czytania będziecie googlować niejedną tajemniczą nazwę równie tajemniczego stworzonka. I niejedno z nich mocno was zaskoczy. A ciekawość i idący za nią zachwyt to pierwsze kroki do potrzeby ochrony tego dramatycznie zagrożonego obszaru.

Książka, która robi wrażenie.

Katarzyna Boni, Ośmiornica Zośka, Warszawa: Wydawnictwo Agora dla dzieci, 2022, 144 s.

Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Agora.

  • Z serii Zwierzaki wydawnictwa Agora polecamy również „Tarmosię” o borsukach.

Bajki Majki: „SEX. To, o czym dorośli Ci nie mówią” Boguś Janiszewski, Max Skorwider

„To, o czym dorośli Ci nie mówią” to bardzo charakterystyczna seria encyklopedii dla nastolatków podejmująca trudne do wytłumaczenia tematy (takie jak m.in. ekonomia, sztuczna inteligencja, polityka, emocje czy ochrona klimatu) w sposób atrakcyjny dla młodego odbiorcy – posługując się humorystycznymi ilustracjami, elementami komiksowymi, obsadzając w rolach narratorów bardzo zaskakujące postacie, posługując się żartem i czasem absurdalnymi ale zapadającymi w pamięć porównaniami. Najnowsza część o seksie bardzo dobrze wpisuje się w ten schemat.

Wielkim plusem jest jak najszersze spojrzenie na rozważany problem – w przeciwieństwie do większości tytułów podejmujących ten temat, nie skupiamy się tu zaledwie na pytaniu „skąd się biorą dzieci?” (i którędy wychodzą?) oraz na kwestiach dojrzewania. Autorzy zaczęli od samych początków życia, podziału komórek i informacji zapisanych w kodzie DNA, przez kwestie płci, różnorodność genetyczną i sposoby na zapłodnienie w świecie przyrody, popędy zmuszające organizmy do zainteresowania kwestią rozmnażania się, mechanikę rozmnażania się u ludzi wraz z całym bagażem hormonalno-emocjonalnym i kwestiami rozwoju zarodka, aż po tematykę różnorodności, tolerancji, stereotypów i warstw kulturowych. Jest to zatem mocny koktajl informacyjny który może i wstrząsnąć i zmieszać, ale jednocześnie zawiera w sobie bardzo dużą dawkę wiedzy na mnóstwo tematów (a każdy z nich zasługuje przecież na przynajmniej jedną własną książkę).

Biorąc więc pod uwagę specyfikę podjętego tematu, dość mocny dowcip, bardzo charakterystyczny, satyryczny styl ilustracji, młodzieżowe słownictwo i śliniącą się, sepleniącą lamę z wadą zgryzu w jednej z narratorów nie da się ukryć – ta książka jest cringowa. Pamiętajmy jednak do jakiej grupy odbiorców została skierowana – to, co przez dorosłego może być odbierane jako niepokojące i dziwaczne, dla nastolatka będzie nie tylko bardziej atrakcyjne, ale i przede wszystkim może być łatwiejsze w odbiorze niż klasyczny tekst.

Trzeba jednak brać pod uwagę fakt, że ten sposób narracji – bardzo cool i spoko (a może po prostu narracji skierowanej do młodego odbiorcy?) – często prowadzi do nadmiernych uproszczeń i skrótów myślowych, z których mogą wychodzić różne „kwiatki”. Szczególnie kiedy temat jest raczej delikatny. Mnie na przykład nieprzyjemnie zaskoczyła sugestia, że osoba może być aseksualna, kiedy „Matka Natura zapomni o płci” – niby wiem co autor miał na myśli, ale jednak to mocno średnie, może nawet szkodliwe wytłumaczenie.

Dlatego też dochodzę do wniosku, że ta książka będzie super wyborem dla tego określonego, bardzo specyficznego odbiorcy, jakim jest kilkunastolatek ale na pewno nie na pierwszy kontakt w temacie szeroko pojętej seksualności i nie jako jedyny. Sami autorzy zresztą podają całkiem szeroką bibliografię jako uzupełnienie lektury.

Warto też oczywiście z dzieckiem rozmawiać, dopowiadać od siebie, rozjaśniać i rozwiewać wątpliwości, a czasem wspólnie szukać odpowiedzi. Choć zapewne z nastolatkiem już nie bardzo się da (szczególnie, że jest to typ książki, którą lepiej czytać samemu, niż wspólnie z rodzicem), jeszcze nie mam w domu żadnego egzemplarza, więc pewnie nie do końca wiem, o czym mówię.

Boguś Janiszewski, Max Skorwider, SEX. To, o czym dorośli Ci nie mówią, Poznań: Wydawnictwo Papilon, 2022, 160 s.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Papilon.

Czas na czytanie: „Loveless” Alice Oseman

Na miłości Georgia zna się jak nikt – wielka fanka teatru, musicali i komedii romantycznych, zapalona czytelniczka, która „żyła setkami żyć i przeżyła setki miłosnych historii” wraz z każdą przeczytaną książką, ma za sobą setki nieprzespanych nocy zarwanych przy fanfikach wszelakich, byle z romansem w te. I oczywiście, jak większość nastolatek, sama marzy o przeżyciu wielkiej miłości – o wspólnocie dusz, motylach w brzuchu, sercu przyspieszającym rytm na widok ukochanej osoby, trzymaniu się za ręce i nieprzytomnych pocałunkach pod gwiazdami. Dlaczego więc, kiedy ma okazję wiedzę teoretyczną przekuć w praktykę, zamiast dreszczyku ekscytacji czuje wyłącznie ogarniającą ją grozę?

Jak to możliwe, że kończąc szkołę nigdy nie była zakochana i nigdy się nawet nie całowała?

Ale od czego są studia! Trudno o lepsze środowisko do miłosnych eksperymentów. W końcu miłość, romans i zakochanie otaczają nas ze wszystkich stron – od filmów i książek, przez pary oblegające parkowe ławki (i wszystkie inne powierzchnie), aż po reklamy płatków śniadaniowych, a na kampusie nietrudno zdobyć zainteresowanie innej osoby. Co może być w tym trudnego?

Kiedy jednak wszystkie próby kończą się fiaskiem, przyjdzie jej zmierzyć się z rozważaniami na temat seksualności – i nie tylko pod tym najbardziej powszechnym i nieco już oswojonym względem jak homo- i heteroseksualność, ale również z bardziej egzotycznymi pojęciami aromantyczności i aseksualności (nawet komputer podkreśla mi te wyrazy jako nieznane…). A także nad różnymi ich wariacjami.

„Kiedyś z pewnością słyszałam o aseksualności. Widziałam jakiś ludzi rozmawiających o tym online, a niektórzy z nich mieli tę informację w bio na Twitterze lub Tumblrze. (…) Ale prawie nigdy nie słyszałam, by ludzie używali tego terminu w prawdziwym życiu, a nawet w telewizji czy filmach”.

Czy każdy z nas w końcu znajdzie kogoś dla siebie? I czy szczęście bez romantycznej miłości jest w ogóle możliwe?

„Loveless” to z jednej strony bardzo przyjemna, momentami nawet nieco naiwna młodzieżówka z nieco teatralnie przedstawionym życiem braci studenckiej z lekko „amerykańskim”, musicalowym sznytem. Z drugiej zaś podnosząca na duchu historia o sile przyjaźni, akceptacji i samoakceptacji, poznawaniu siebie, potrzebie przynależności i o miłości, która wcale nie musi łączyć się z pożądaniem czy fizyczną bliskością.

„Podaruj swoim przyjaźniom magię, jaką podarowałabyś romansowi. Bo są równie ważne. W zasadzie dla nas są dużo ważniejsze”.

To wreszcie jedno z niewielu przedstawień aromantyczności i aseksualności w literaturze młodzieżowej – pozwalające w przyjemny i angażujący sposób zapoznać się ze stosunkowo mało znanymi i tak rzadko reprezentowanymi w popkulturze wariantami tożsamości psychoseksualnej. To mój ulubiony sposób zdobywania wiedzy na tego rodzaju tematy – to wspaniałe, że teraz jest na wyciągnięcie ręki każdego nastolatka.

Warto poświęcić jej chwilę.

Alice Oseman, Loveless, Warszawa: Wydawnictwo Jaguar, 2022, 448 s.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Jaguar.

Czas na czytanie: „Nie poddawaj się” Rainbow Rowell

Simon i Baz – bohaterowie fanfika, w pisaniu którego Cath, główna bohaterka „Fangirl”, znajduje ucieczkę od rzeczywistości doczekali się własnej powieści. I to pod tym samym tytułem, co dzieło Magicath (co niestety w polskim tłumaczeniu nie jest wcale takie oczywiste, gdyż tłumaczka Fangirl przełożyła tytułową frazę „carry on” jako „rób swoje”, natomiast tłumaczka drugiej książki Rainbow Rowell wybrała „nie poddawaj się”), mamy więc szansę osobiście przeczytać jej osławionego fanfika od deski do deski. I dowiedzieć się przy okazji, czy Cath jednak uśmierci Basiliona, jak się odgrażała, czy da chłopakom szczęśliwe zakończenie.

Jak autorka sama wspomina w posłowiu, jako fanka magicznych opowieści o superbohaterach i superłotrach, chciała sama zmierzyć się z tym tematem. I w istocie Simon jest wypadkową wszelakich Wybrańców Mocy – od Harry’ego Pottera, po Anakina Skywalkera. Już w Fangirl czytanie o przygodach toczących się w szkole magii Watford wzbudzało we mnie ambiwalentne odczucia. Wszystko wydawało mi się tak znajome, że momentami brałam świat Simona za parodię – wraz z jego mentorem, podstępnym i okrutnym antagonistą, zadufanym w sobie szkolnym nemezis z bogatego rodu, błyskotliwą przyjaciółką i oczekiwaniami składanymi na jego barki. Im bardziej jednak wsiąkałam w lekturę, tym więcej widziałam różnic i magiczne uniwersum Rowell zyskiwało w moich oczach.

Prawdę mówiąc po „Fangirl”, która bardzo mi się podobała, miałam bardzo wysokie oczekiwania względem kolejnej książki autorki. Oczekiwania, którym „Nie poddawaj się” niestety nie sprostało, bo chociaż ma swoje plusy, to jednak brakuje jej wyjątkowości – chociaż magiczna, to jednak całkiem zwyczajna.

Absolutnie uwielbiam tamtejsze podejście do magii i kształtowanie jej za pomocą słów – im bardziej znanych i oklepanych, tym lepiej. Rewelacyjna (i jednocześnie przerażająca) jest również postać superłotra tkającego intrygę latami i jego zaskakująco nieskomplikowane motywy.

Poza tym jest poprawnie – znajdziemy tu wszystko, czego można oczekiwać po magicznej młodzieżówce – poszukiwanie swojego miejsca, walka dobra ze złem, spór elitaryzmu z egalitaryzmem, walkę o magię i wpływy, stare szlacheckie rody i tajemnicze wampiry, siłę prawdziwej przyjaźni, pogoń za marzeniami, pierwsze zauroczenia, ciężar życia w świetle reflektorów, walkę z przeznaczeniem, stawianie czoła swojej mrocznej stronie i próbę sprostania oczekiwaniom dorosłych. Trochę infantylna, ale w stopniu, który jestem w stanie tolerować.

Jest magicznie, jest tendencyjnie, bywa smutno i bywa słodko. Jak i w każdej pełnoprawnej czarodziejskiej przygodzie.

Rainbow Rowell, Nie poddawaj się. Wzlot i upadek Simona Snowa, Warszawa: Wydawnictwo HarperCollins, 2016, 512 s.
~ Książkę przeczytałam w ramach wyzwania WyPożyczone 2022 ~

Czas na czytanie: „Dwór Srebrnych Płomieni T.1 i 2” Sarah J. Maas

Niestety to pierwszy tom Dworów, który mocno mnie rozczarował i mimo całkiem miłego zakończenia, właściwie od początku do końca się przy nim męczyłam.

Mimo czekadełka w postaci „Dworu Szronu i Blasku Gwiazd” na kontynuację przygód Feyry przyszło nam długo czekać, co też nieźle wzmogło apetyt. Entuzjazm był więc spory, ale z przykrością stwierdzam, że 4 tom ani trochę nie spełnił moich oczekiwań.

Pierwszą dużą zmianą jest zmiana narratora – głównymi bohaterami tej części są Nesta z Kasjanem i to oni prowadzą nas przez historię, choć to mnie jeszcze nie zniechęciło, bo i zmiana spojrzenia może czasem wyjść serii na dobre. Nie wyszła.

Moim pierwszym zarzutem jest przesyt scen erotycznych, który całkowicie dominuje zmieniając fantastyczną przygodę w erotyk. I to kiepski erotyk, bo to, co choćby w „Dworze Mgieł i Furii” było ekscytujące i zmysłowe, tu jest płytkie i wulgarne. Kompletnie brakuje pobudzającego napięcia między bohaterami i wzajemnego przyciągania, które udziela się czytelnikowi, a dokładnie opisane sceny seksu sprowadzają się do ulegania pożądaniu w wydaniu raczej zwierzęcym. I jak dwie pierwsze sceny w jakimś stopniu przykuły moją uwagę, choć nie spowodowały piekących rumieńców, to niezliczone kolejne raczej już przerzucałam w poszukiwaniu fabuły. I w sumie nie wiem, czy ta nijakość miała oddawać charakter bohaterów, czy to może na przykład kwestia tłumaczenia.

Drugim minusem jest spore spłycenie świata przedstawionego. Uwielbiałam czytać o pełnym cudów, barwnym Velaris i innych zakątkach świata fae, czego tutaj właściwie w ogóle nie ma. Podobnie wszystkie pozostałe postacie, poza głównymi bohaterami i Domem zostały potraktowane sztampowo i po macoszemu – zarówno Ci nowi, jak i dobrze już nam znani. Właściwie jedynym fajnym akcentem jest relacja Nesty z Domem, bo wszystkie inne Bardzo Trudne Misje i wycieczki do miejsc przesiąkniętych Pierwotnym Złem przychodzą jej nadspodziewanie łatwo.

Co prawda mamy tu duży nacisk na siłę kobiet, siostrzeństwo i babską przyjaźń, a główną tematyką jest radzenie sobie z traumą, bezsilnością i składanie siebie na nowo po potwornych przeżyciach, ale w tym wszystkim strasznie brakowało mi autentycznych emocji. A bez nich wszystko wydaje się pompatycznie sztuczne i papierowe. O tym, że bohaterka płacze ze wzruszenia wiemy, bo tak jest napisane, ale zupełnie nie odczuwamy tych emocji – jako czytelnik zupełnie nie czułam się częścią tej historii.

I na koniec, żeby symfonia narzekania była kompletna, mam również zastrzeżenia do strony wizualnej. Przede wszystkim zupełnie nie widzę potrzeby dzielenia na dwa tomy historii liczącej ledwie 900 stron, nawet wydawanej w miękkiej oprawie – poza podwajaniem ceny książki. No i okładka stylem zupełnie odstająca od poprzednich tomów – w malowniczym kolorze betonu z tendencyjnymi maskami nawiązującymi formą do masek weneckich, gdzie w powieści opisywano coś na wzór pośmiertnej maski Agamemnona. Nieładne i chybione znaczeniowo. Za to projekt wygląda na niedrogi.

No nie wiem, pewnie marudzę, ale to zupełnie nie był ten sam klimat, co w poprzednich częściach, momentami normalnie aż byłam zażenowana. Smuteczek.

Sarah J. Maas, Dwór Srebrnych Płomieni T.1 i 2, Warszawa: Wydawnictwo Uroboros, 2021, 640 + 304 s.

~ Książkę przeczytałam w ramach wyzwania WyPożyczone 2022 ~