Czas na czytanie: „Łańcuch z żelaza” Cassandra Clare

Im dalej w las, tym książki z cyklu o Nocnych Łowcach są coraz bardziej tłuściutkie i konkretne. I trudno przy tym nie czuć zdumienia, gdy te 700 stronicowe części bardzo rozbudowanej sagi rodzinnej wciąż czyta się bez znudzenia. Nawet mimo faktu, że trylogia „Ostatnie godziny”, czyli kontynuacja „Diabelskich Maszyn” poświęcona dzieciom Willa i Tessy nie jest wcale moją ulubioną odnogą tego uniwersum.

Wydaje się, że życie Cordelii Carstairs nareszcie trafiło na właściwe tory, a marzenia jednak się spełniają. Zaręczyny z Jamesem, nawet jeśli z praktycznych pobudek i w atmosferze skandalu, gwarantują jej rodzinie powrót do łask w hermetycznym świecie Nocnych Łowców. Podobnie jak triumf nad księciem demonów. Nasza bohaterka pomogła więc rodzinie, wychodzi za chłopca, w którym od lat jest zakochana i dzierży legendarny miecz jako nastoletnia, ale już zaprawiona w najcięższych bojach bohaterka. Czy coś może pójść nie tak?

Tymczasem w Londynie zaczyna grasować nieuchwytny seryjny morderca polujący na Nocnych Łowców poruszających się samotnie tuż przed świtem. W dodatku kradnący swoim ofiarom coś, czego podobno ukraść nie sposób. A w tym samym czasie James Herondale – Nocny Łowca o demonicznych korzeniach zaczyna mieć bardzo niepokojące sny, które niejednokrotnie kończą się poza łóżkiem. Belial najwyraźniej nie powiedział jeszcze ostatniego słowa…

Choć kończąc poprzedni tom – „Łańcuch ze złota” – nastawiłam się na spory udział Magnusa, jednej z moich ulubionych postaci, ustąpił on miejsca Malcolmowi. Otrzymamy tu więc brakującą kartę tragicznej historii miłości, która zostanie później rozwinięta w trylogii „Mroczne Intrygi” poświęconej Blackthornom („Pani Noc”, „Władca Cieni”, „Królowa Mroku i Powietrza”).

I chociaż autorka trochę gubi się nie tylko w faktach historycznych, traktując epokę przełomu wieków trochę jak dekorację teatralną, ale i we własnym świecie (dałabym na przykład głowę, że w chronologicznie późniejszych książkach nikt nie ma pojęcia jaki demon był ojcem Tessy, a tutaj dla wszystkich jest to zupełnie oczywiste), a korekta wciąż pozostawia wiele do życzenia, nie jest to książka, od której wymagam perfekcji. To wciąż przyjemna, wciągająca fantastyka z dużą dawką przygody i jeszcze większą pokomplikowanego romansu (trójkątnego oczywiście, to w końcu specjalność Cassandry Clare, a historia ma to do siebie, że lubi się powtarzać). Takim tasiemcom potrafię sporo wybaczyć, szczególnie, jeśli sięgając po 19 (!!!) książkę z serii wciąż nie mogę się od niej oderwać.

Jak zawsze sprawdziła się idealnie jako oderwanie od codzienności, taka to już chyba magia Clare.

Cassandra Clare, Łańcuch z żelaza, Warszawa: Wydawnictwo MAG, 2022, 760 s.

Czas na czytanie: „Cienie Nocnego Targu” Cassandra Clare, Sarah Rees Brennan, Maureen Johnson, Kelly Link, Robin Wasserman

„Cienie Nocnego Targu” to kolejny, trzeci już zbiór opowiadań ze świata Nocnych Łowców, tym razem narratorem jest Jem Carstairs. Podobnie jak w przypadku książki pisanej z perspektywy Magnusa, i tym razem rozpiętość czasowa poszczególnych przygód jest całkiem spora – od początku XX wieku, aż po rok 2013. Ostatnie z opowiadań mają miejsce już po wydarzeniach z „Królowej Mroku i Powietrza”, dlatego żeby uniknąć spoilerów najlepiej sięgnąć po nią dopiero po skończeniu z „Mrocznymi Intrygami”.

Bardzo się cieszę, że utrzymano pomysł, który tak podobał mi się w „Opowieściach z Akademii Nocnych Łowców”, czyli poświęcanie historii różnym bohaterom (i tak samo, jak w poprzednim zbiorze, i tu każde z opowiadań rozpoczyna się ilustracją). Znajdzie się więc kilka opowieści z czasów dzieci Willa i Tessy oraz historia samej Tessy, która po śmierci męża była, wraz z Catariną, sanitariuszką podczas II wojny światowej, ale pojawią się również opowiadania poświęcone Alecowi i Magnusowi (wśród nich oczywiście moje ulubione – tym razem dowiemy się jak doszło do adopcji Rafe’a), Tiberiusowi i Kitowi, a nawet Ashowi i jego mrocznemu opiekunowi – Jace’owi z Thule. Natomiast kilka z nich to wyłącznie przygody brata Zachariasza wprowadzające nowych bohaterów, którzy dotychczas byli białymi plamami w historii Herondale’ów. Bo i łącznikiem wszystkich tych historii jest samozwańcza misja Jema dążącego przez dekady do odnalezienia zaginionej linii tej rodziny w hołdzie swojemu zmarłemu parabatai. A poszukiwania toczone były głównie na Nocnych Targach na całym świecie.

Przyjdzie nam wreszcie poznać całą zapętloną historię Herondale’ów od Wiliama aż do Kita, a przy okazji rozwiąże się kilka pobocznych wątków. Chociaż Jem nie jest tak wdzięcznym narratorem jak Simon, wciąż czyta się lekko i przyjemnie, a opowieści okraszone są sporą dawką poczucia humoru, które tak bardzo skradło mi serce.

Moim zdaniem to pozycja obowiązkowa podczas zgłębiania Kronik Nocnych Łowców, chociaż spokojnie można zostawić ją sobie nawet na sam koniec. Przynajmniej tych dotychczas wydanych części tej rozbudowanej sagi.

Cassandra Clare, Sarah Rees Brennan, Maureen Johnson, Kelly Link, Robin Wasserman, Cienie Nocnego Targu, Warszawa: Wydawnictwo MAG, 2019, 636 s.

~ Książkę przeczytałam w ramach wyzwania WyPożyczone 2022 ~

Czas na czytanie: „Zaginiona Księga Bieli”, Cassandra Clare, Wesley Chu

Wycieczka z ukochanym i przyjaciółmi do egzotycznego Szanghaju bez wizytacji w pobliskim piekle byłaby niewątpliwie wycieczką straconą. Przynajmniej jeśli jest się Nocnym Łowcą.

„- Hej – wypalił Magnus – zawsze chciałem być niespodziewaną komplikacją.
– Kiedyś ciągle byłeś niespodziewaną komplikacją – stwierdziła Clary.
– Kiedyś?
– No wiesz, z czasem nauczyliśmy się, że należy się ciebie spodziewać”.

Kiedy po niezwykle spokojnym roku, w którym Alec i Magnus uczyli stawiali pierwsze kroki w byciu rodzicami małego czarownika (który od czasu do czasu zaczyna lewitować albo zajmuje się ogniem – zupełnie nieświadomie) znajomi z przeszłości włamują się do ich domu, rodzinna sielanka musi ulec pewnym zakłóceniom. Szczególnie, że byli przyjaciele kradną pełną złowrogich czarów Księgę Bieli i zostawiają w piersi Magnusa podejrzaną ranę, która powoli odbiera mu człowieczeństwo i kontrolę nad własną mocą.

Szykuje się kolejna wyprawa ratunkowa – jest w końcu taka drużyna Nefilim, która nie zawaha się ani chwili, gdy trzeba będzie ruszyć do piekła w poszukiwaniu ratunku zarówno dla przyjaciela, jak i dla całego świata. Ponownie. Nawet, jeśli znalezienie opiekunki do magicznego dziecka nie jest tak proste, jakby się to mogło wydawać.

Tym razem czeka jednak na nich zło, z jakim jeszcze nie przyszło im się mierzyć.

W drugim tomie „Najstarszych klątw” znalazłam zaczątek tego, co od dawna mi się marzyło – wycinka rodzinnej codzienności w wykonaniu moich ulubionych bohaterów. Jak dobrze, że rodzicielstwo potrafi przewrócić do góry nogami rzeczywistość nawet tak zakręconą, jak ta przynależna Nocnym Łowcom. I czarownikom. To bardzo pocieszające.

Nie obędzie się również bez epickiej podróży w celu pokonania Wielkiego Zła – najpierw zabytkoznawczej do malowniczego Szanghaju, a następnie przez niezliczaną mnogość chińskich piekieł aż do kolejnego zwycięstwa, nawet jeśli tylko tymczasowego. Będzie tam Piekło Wrzącej Zupy z Ludzkimi Pierożkami. Będą też walki z demonami, ucieczki, gonitwy, tortury, samobójcze skłonności i Malec w swoim najlepszym wydaniu. I jeszcze jeżdżenie na tygrysach i zrzędliwy Ragnor Fell, którego historia wypełni lukę miedzy śmiercią w „Mieście popiołów”, a owianym tajemnicą zmartwychwstaniem w „Mrocznych Intrygach”. Znajdziemy tu też co nieco o początkach powstania Kohorty, skutkach Zimnego Pokoju i pierwszych poważnych pęknięciach zwiastujące rozpad Clave.

Jak zwykle będzie mnóstwo przygody i magii, rozterki egzystencjalne, spora dawka humoru, przyjaźń i miłość ponad wszystko, puchaty epilog i zapowiedź ponurej przyszłości w gratisie.

Chociaż uwielbiam ten pairing, muszę przyznać, że ta seria nie jest tak wciągająca, jak pozostałe. Trzeba traktować ją raczej w charakterze dodatków do głównej osi tkanej przez wszystkie serie historii Nocnych Łowców, niż osobną trylogię, trzymającą w napięciu przez wszystkie tomy. Bez wątpienia spory wpływ mają na to przeskoki w czasie i „utykanie” wydarzeń „Najstarszych Klątw” pomiędzy fabuły innych serii.

Ma jednak dwa bardzo istotne plusy. Pierwszym i najważniejszym z nich jest wspomniana już wcześniej reprezentacja szczęśliwej rodziny założonej przez dwóch mężczyzn w serii dla młodzieży. Homoseksualizm coraz częściej pojawia się również w literaturze młodzieżowej, w przeciągu ostatnich 10 lat, zrobiliśmy wielki postęp w tej kwestii. Co więcej coraz częściej drama związana z odkrywaniem własnej seksualności nie jest główną tematyką główną tematyką książki i jedynym problemem bohaterów (patrz. np. „Hurt comfort”), jednak adopcja dziecka i życie rodzinne to duży krok. Bardzo ważny krok. Poza tym Alec i Magnus nareszcie mają taką samą szansę na sceny zbliżeń w poświęconych im książkach jak Emma z Julianem, czy Jace z Clary.

Drugim jest absolutnie fenomenalna postać Samaela. To jedna z najlepszych kreacji Clare, a w serii tak pełnej wybitnych osobowości, to naprawdę dużo znaczy. Ale serio, koleś wymiata. I zapowiada się, że w ostatnim tomie będzie go jeszcze więcej, na co liczę bardzo i czekam z utęsknieniem.

Cassandra Clare, Wesley Chu, Najstarsze klątwy T.2. Zaginiona Księga Bieli, Poznań: Wydawnictwo We Need YA, 2020, 472 s.
~ Książkę przeczytałam w ramach wyzwania WyPożyczone 2022 ~

Czas na czytanie: „Czerwone Zwoje Magii” Cassandra Clare, Wesley Chu

Pierwszy tom serii „Najstarsze klątwy” nie jest chronologiczną kontynuacją Kronik Nocnych Łowców, a side story poświęconą Alecowi i Magnusowi – przygodą z samego początku ich związku, cementującą relację bohaterów.

Pamiętacie podróż po Europie, w którą bohaterowie wybrali się w połowie cyklu Darów Anioła, na początku „Miasta Niebiańskiego Ognia”? I z której swoją drogą musieli wcześniej wrócić na żądanie wampirzycy Camille?

W „Czerwonych Zwojach Magii” dowiemy się co dokładnie działo się podczas ich romantycznej wycieczki. Jak można się domyślać, Nocni Łowcy zawsze są na służbie, a beztroscy kocioocy czarownicy przyciągają kłopoty jak magnes. Ale czy można sobie wyobrazić bardziej zbliżające wakacje niż uciekanie przed demonami i tropienie mrocznych kultystów – naprzemiennie – po miastach słynących miłości?

Magnus zostaje oskarżony o założenie kultu jednego z książąt piekieł. Kultu, który pod nowym przywództwem zdecydowanie zaostrzył działalność siejąc śmierć i zniszczenie w imię przyzwania na świat Wielkiego Zła. Co gorsza czarownik ma we wspomnieniach wielką dziurę i wszystkie przesłanki wskazują na to, że faktycznie mógł kilkaset lat temu zainicjować powstanie takie zgromadzenia. Dla żartu. A teraz przyszło mu mierzyć się z konsekwencjami. Nie będąc świadomym swoich dawnych uczynków i motywacji, w samym środku wielkiej randki. Randki, która mogłaby być obiecującym początkiem tak wymarzonego, jak kontrowersyjnego związku, na który krzywo patrzą zarówno Nocni Łowcy, jak i Podziemni. A historia już nie raz pokazała, że Nefilim potrafią być równie bezwzględni dla Podziemnych, jak i dla swojego własnego gatunku. Czy związek z czarownikiem o niepewnej przeszłości może ściągnąć na Aleca kłopoty? To znaczy większe, niż zazwyczaj?

To będzie prawdziwie awanturnicza przygoda – ostrzał z pikującego ku ziemi balonu w Paryżu, walka z demonami na dachu Orient Ekspresu, wystrzałowa impreza w jednej z weneckich willi i szaleńcza jazda sportowym autem po włoskich górach to dopiero początek wrażeń.

W końcu na wakacjach lepiej się nie nudzić.

Chociaż osobiście nie mogę się doczekać już bardziej zaawansowanego, rodzinnego i pewnego etapu związku Aleca i Magnusa, fajnie było poznać dokładniej ich szalone początki. Szczególnie, że to powieść nie tylko o miłości i przygodzie, ale również o przyjaźni, życzliwości i potrzebie zmian, które miały spory wpływ na ukształtowanie poglądów Aleca i przygotowanie go do przyszłej roli Konsula – rewolucjonisty.

Cassandra Clare, Wesley Chu, Najstarsze klątwy T.1. Czerwone Zwoje Magii, Poznań: Wydawnictwo We Need YA, 2020, 472 s.
~ Książkę przeczytałam w ramach wyzwania WyPożyczone 2022 ~

Czas na czytanie: „Łańcuch ze złota” Cassandra Clare

Miałam dłuższą przerwę od świata Nocnych Łowców (bo i przeczytałam już wszystko, co dotychczas było do przeczytania) i chociaż oczywiście tym razem nie dotrwałam, aż pierwszy tom najnowszej serii pojawi się w bibliotekach, to jednak książka musiała trochę odleżeć na mojej szafce nocnej, zanim na poważnie wzięłam się za lekturę.

„Łańcuch ze złota” otwiera nową trylogię „Ostatnie godziny” poświęconą Jamesowi i Lucie Herondale’om – dzieciom Willa i Tessy oraz Cordelii Carstairs – kuzynce Jema z „Diabelskich Maszyn”. Nie ukrywam, że chociaż jak zawsze przy książkach tej autorki i przy tych dobrze się bawiłam, to jednak DM nie jest moim ulubionym cyklem o Nocnych Łowcach, dlatego też byłą trochę zaskoczona, jak szybko wsiąkłam w tą zupełnie nową historię.

Szczególnie, że choć akcja wciąż toczy się na przełomie XIX i XX wieku, a bohaterowie żyją w klimacie ciężkich sukien, wymyślnych fryzur, literatury i sztywnych konwenansów epoki wiktoriańskiej, to jednak nie mamy tu już tak bardzo charakterystycznych dla trylogii Willa, Tessy i Jema steampunkowych klimatów, czego trochę mi brakowało. Niemniej jednak maszyny zostały zniszczone i nie wracają, młodszemu pokoleniu zostało więc mierzyć się „zaledwie” ze starymi dobrymi demonami. A dokładniej z knowaniami jednego z Książąt Piekła.

Lata spokoju rozleniwiły Londyńskich Nocnych Łowców i sprawiły, że ci wyszli nieco z wprawy w bijatyce oddając się głównie modowym nowinkom i życiu towarzyskiemu. Kiedy więc demoniczna aktywność nagle gwałtownie wzrasta i pojawia się nieznany dotąd przeciwnik – nie tylko atakujący za dnia, ale i roznoszący śmiertelną chorobę – młodsze pokolenie otrzymuje poważny chrzest bojowy.

Tak się też składa, że Lucie i James nie są najzwyklejszymi Łowcami. Poza krążącą w ich żyłach anielską krwią, mają w genach również całkiem odmienny spadek – po matce czarownicy. A przecież niespodziewany kryzys to idealny moment, by odkrywać nowe przerażające moce. Dorzućmy jeszcze do tego emocjonalny galimatias pierwszych miłości i otrzymamy to, co w książkach Clare lubimy najbardziej.

Mimo odejścia od tematu nawiedzonej mechaniki mamy tu bardzo fajny klimat – od podejrzanych spotkań nadprzyrodzonej artystycznej bohemy z czarownikami na czele, przez bardziej lub mniej planowane podróże do demonicznego wymiaru aż po ufryzowaną i wyperfumowaną ciężką wodą kolońską rzeczywistość przełomu epok. Z prawami kobiet w powijakach oraz masą przykazów i nakazów dla cnotliwej damy i eleganckiego dżentelmena. Których nie jest łatwo przestrzegać ani podczas walki ze stworami z piekła rodem, ani podczas skomplikowanych nastoletnich układów o charakterze uczuciowo-politycznym.

świetne sukienki, wyraziści bohaterowie, których nie sposób nie polubić, demoniczny dziadek, młodzież biorąca sprawy w swoje ręce, girl power, mnóstwo błyskotliwego poczucia humoru, wartka akcja, fajna przygoda i Magnus Bane w brokatowych kamizelkach.

Już wypatruję kolejnego tomu.

Cassandra Clare, Łańcuch ze złota, Warszawa: Wydawnictwo MAG, 2021, 672 s.

Czas na czytanie: „Królowa mroku i powietrza” Cassanda Clare

Były momenty, kiedy ostatnia część „Mrocznych Intryg” budziła moje wątpliwości – pojawiły się rozwiązania, za którymi nieszczególnie przepadam, jak podróże między wymiarami i mieszanie się alternatywnych rzeczywistości. Pierwszy raz znużyła mnie też nieco „ostateczna bitwa”, która ciągnęła się praktycznie przez 100 stron. I tak jak zwykle dynamiczną końcówkę po prostu połykałam nie mogąc się oderwać, tak tym razem adrenalina towarzysząca wydarzeniom nie trzymała mnie aż tak bardzo. Z drugiej strony to cegła na ponad 1000 stron, nie sposób było pewne uniknąć przerywników stopujących emocje. Choć nie sposób nie czuć przerażenia, gdy makabryczna sytuacja polityczna w książce z gatunku fantastyki młodzieżowej, pełnej magii i stworów z bajek, tak bardzo odpowiada naszej rzeczywistości.

„- Już wcześniej zdarzało się nam miewać złych ludzi we władzach (…) ale ci obecne rządzący są inni. Niszczą system, który mógłby uratować sytuację. Manipulują (…) nami wszystkimi. Tworzą złudzenie zagrożenia, by rządzić nami poprzez strach”.

Niemniej jednak nie jest przewidywanie, bohaterowie fajnie się rozwijają (nawet nie zauważyłam kiedy tak bardzo się z nimi zżyłam!) i nic nie przychodzi im zbyt łatwo. Dowiemy się wreszcie czym są tytułowe „Mroczne Intrygi”, skąd wzięła się klątwa parabatai, czego Jace i Clary szukali w Faerie, co powodowało chorobę czarowników i jak ich uleczyć. Jedne spiski ulegną rozwiązaniu, inne dodatkowo się zapętlą. Będzie dużo krwi, miłości i poświęcenia. Nie zabraknie również rozważań na temat istoty wolności, rodziny i emocji, które okazują się niezbędnym elementem człowieczeństwa.

„Nie ma radości bez smutku”.

Mimo chwilowego zniechęcenia zakończenie okazało się bardzo satysfakcjonujące, choć rozwiązanie konfliktu między dwoma frakcjami Nocnych Łowców było dla mnie sporym zaskoczeniem. Bynajmniej nie jest to koniec kłopotów, a zaledwie otwarcie furtki dla fabuły kolejnych serii. Nie mam pojęcia jak Clare to robi – w połowie czytania wiem, że muszę zrobić sobie małą przerwę od tego świata, odetchnąć i przeczytać coś innego przed sięgnięciem po kolejne tomy, a kiedy tylko w książce kończą się kartki, jedyne o czym marzę to dorwanie w swoje ręce następnego tytułu z Łowcami w roli głównej. To musi być jakaś czarna magia, jak w przypadku wampirzej pizzy…

No i nie sposób nie wspomnieć o romansach, bo mamy ich tu przecież naprawdę sporo – bardziej lub mniej oczywistych, bardziej lub mniej tragicznych i o różnych stopniach rozwoju. Ta autorka od samego początku miała słabość do trójkątów, jednak do tej pory klarowały się z nich osobne związki. Ale czy historia Marka, Kierana i Cristiny ma szansę na szczęśliwe zakończenie? Mam nadzieję, że jeszcze znajdzie swoją kontynuację w kolejnych książkach, chociaż z punktu widzenia rodzica, jak najbardziej dosłowny trójkąt w książce młodzieżowej, jednak mimo wszystko wzbudza we mnie trochę niepokoju. Na szczęście mam czas się z tym uporać zanim moje dziecko do niej dorośnie :D

Tak dużo chciałabym Wam powiedzieć, a tak bardzo groziłoby to spoilerami. Jeśli macie ochotę pogadać i podzielić się wrażeniami, napiszcie do mnie maila, albo pw na Instagramie, chętnie wspólnie poprzeżywam te emocje jeszcze raz.

Cassandra Clare, Mroczne intrygi. T.3: Królowa mroku i powietrza, Warszawa: Wydawnictwo M.A.G, 2019, 1069 s.
~ Książkę przeczytałam w ramach wyzwania WyPożyczone 2021 ~

Czas na czytanie: „Władca cieni” Cassanda Clare

Powiedzieć, że podczas niemalże 900 stron „dużo się dzieje”, to trochę zrobić z siebie głupka, ale cóż począć? W drugim tomie „Mrocznych intryg” naprawdę dużo się dzieje, szczególnie podczas ostatnich 200 stron i finałowej potyczki, która podobnie jak w przypadku „Harry’ego Pottera”, u Clare występuje chyba w każdej książce.

Będzie wyprawa ratunkowa do sennej krainy Faerie (szkoda tylko, że ten sen to koszmar…), będzie sporo bardziej lub mniej zaskakujących romansów, walka z nieodpowiednimi uczuciami, niebezpieczny układ z Królową Jasnego Dworu, intrygi, pościgi i potyczki i poszukiwanie pewnej wyjątkowo niebezpiecznej nieumarłej. Będzie sporo Magnusa i Aleca, których tak uwielbiam, poleje się też sporo krwi i to nie tylko Blackthornów.

Jedną z głównych problemów poruszanych przez Cassandrę Clare w jej cyklach jest brak tolerancji wobec Podziemnych, czyli mówiąc wprost – rasizm. W poprzednich częściach pojawiał się również brak akceptacji dla homoseksualizmu, choć raczej marginalnie i zostało to dość szybko i bezproblemowo zaakceptowane. Tym razem zyskujemy szerszy ogląd na konserwatywność Nocnych Łowców – już w pierwszej części poznaliśmy ich zatrważający sposób traktowania osób z problemami psychicznymi, teraz dowiemy się, że właściwie wszystkie jednostki odstające od normy traktowane są jako „uszkodzone” i zyskują status „odpadów”. Szczególnie, że Clave nie tylko nie zezwala na stosowanie ludzkiej medycyny, ale nawet nie jest świadome osiągnięć Przyziemnych w takich dziedzinach jak psychologia czy psychiatria, bo i jest to wiedza, której nie wolno zgłębiać. Poza dramatem Juliana zmuszonego do ukrywania złej kondycji psychicznej wuja i chroniącego autystycznego Ty’a przed ostracyzmem społecznym, poznamy równie poruszającą historię transseksualnego Nocnego Łowcy zmuszonego ukrywać swoją tożsamość przed właściwie każdym i przez całe życie.

„Dała mi słowa, których nigdy nie znałam. To był dar. Po raz pierwszy usłyszałam słowo transgenderyzm. Wybuchnęłam płaczem. Nigdy nie zdawałam sobie sprawy, ile można komuś odebrać, nie pozwalając mu używać słów, których potrzebuje, żeby siebie opisać. Skąd masz wiedzieć, że są inni tacy jak ty, kiedy nie wiesz, jak samego siebie nazwać?”

W czasach Zimnego Pokoju, w już i tak zaściankowym, choć pomału dążącym ku zmianom świecie Nocnych Łowców wykształca się Kohorta – grupa ekstremistów, których faszystowskie poglądy przewyższają chyba nawet Krąg Valentina. Domagają się zerwania Porozumień i podporządkowania sobie wszystkich Podziemnych – między innymi rejestracji, ograniczenia i oznakowania czarowników, których moc uważają za zbyt potężną czy zamknięcia wilkołaków w rezerwatach. Ich pierwszym krokiem do ustanowienia nowego porządku jest przejęcie władzy nad instytutem w Los Angeles…

„- Kochałeś je i utrzymałeś przy życiu (…) Czasem to wszystko, co człowiek może zrobić”.

Czy i tym razem Julianowi, mistrzowi kłamstw i planowania uda się ochronić rodzinę?

P.S. Skoro już pochwaliłam pierwszy tom za całkiem staranna korektę, to drugi oczywiście przywitał mnie błędami. Tym razem przede wszystkim mylono imiona – Magnusa z Malcolmem, czy Julesa z Jamiem… :(

Cassandra Clare, Mroczne intrygi. T.2: Władca cieni, Warszawa: Wydawnictwo M.A.G, 2017, 864 s.
~ Książkę przeczytałam w ramach wyzwania WyPożyczone 2021 ~

Czas na czytanie: „Opowieści z Akademii Nocnych Łowców” Cassandra Clare, Sarah Rees Brennan, Maureen Jonson, Robin Wasserman

Jak „Kroniki Bane’a” mnie rozczarowały, tak „Opowieści z Akademii Nocnych Łowców” okazały się wyjątkowo pozytywnym zaskoczeniem. Dawno już nie bawiłam się tak dobrze czytając opowiadania, w sumie nie jestem pewna, czy kiedykolwiek.

Czy Simon ma wspomnienia ze swoich nadnaturalnych przygód, czy akurat doskwiera mu demoniczna amnezja, wciąż jest tym samym bezbłędnym Simonem. A Bezbłędnego Simona nie sposób nie kochać. I nie można odmówić mu niewątpliwego talentu w roli narratora.

Życie Simona Lewisa nigdy nie było łatwe i wygląda na to, że wcale nie zanosi się na poprawę w tej kwestii. Teraz jest bohaterem wojny, której nie pamięta, w świecie, o którego istnieniu nie ma pojęcia, a najlepsi przyjaciele są dla niego obcymi ludźmi. Szansą na odzyskanie wspomnień jest Wstąpienie – rytuał przyjmujący Przyziemnego do elitarnego grona Nocnych Łowców. Jednak by móc do niego przystąpić, śmiałek musi spędzić dwa lata pełnych znoju przygotowań w Akademii szkolącej kwiat młodzieży Nefilim. I nie zginąć. A nawet jeśli uda się przetrwać te lata morderczych treningów, samobójczych misji i przebywania z latoroślami szanowanych rodów Nocnych Łowców, to przy samym Wstąpieniu też można zginąć. Bardzo w styli filozofii YOLO.

Dużym plusem jest duża różnorodność opowiadań. Chociaż przede wszystkim dotyczą one Simona, niektóre z historii poświęcone zostały innym, mniej lub bardziej znanym nam bohaterom, a sam ex Chodzący za Dnia jest ich odbiorcą, albo pomniejszym uczestnikiem – w ten sposób poznamy opowieść o Zaginionym Herondale’u, posłuchamy o jednej z ciekawszych i bardziej medialnych misji Tessy i Williama w XIX-wiecznym Londynie, poznamy syna Tessy – Jamesa, który zdecydowanie lepiej radził sobie z książkami, niż z ludźmi (i sam nie do końca był człowiekiem), posłuchamy też o początkach Kręgu Valentina. Wraz z Simonem zagłębimy się w zrujnowane korytarze Akademii mającej czasy świetności już dawno za sobą, stawimy czoła całym zastępom szczurów i, co gorsza, zadufanych w sobie dzieci Nocnych Łowców, nawiążemy przyjaźnie i przeżyjemy nowe przygody –  spotkamy Marka Blackhorne’a podczas przypadkowej wyprawy do Faerie, będziemy świętować ślub Helen i świadkować podczas ceremonii parbatai Juliana i Emmy.

I jeszcze moje ulubione, superdługie i przekochane, opowiadanie poświęcone Alecowi, Magnusowi i pewnemu niebieskiemu znalezisku, które przyjdzie im przygarnąć pod swoje skrzydła.

Dla fanów uniwersum Cassandry Clare pozycja obowiązkowa. Szczególnie, że wiele opowiadań znajdzie swoje rozwinięcie w kolejnych Kronikach.

Cassandra Clare, Sarah Rees Brennan, Maureen Jonson, Robin Wasserman, Opowieści z Akademii Nocnych Łowców, Warszawa: Wydawnictwo MAG, 2017, 656 s.

~ Książkę przeczytałam w ramach wyzwania WyPożyczone 2021 ~

Czas na czytanie: „Kroniki Bane’a” Cassandra Clare

Tej książki nie mogłam się doczekać już od połowy Darów Anioła – w końcu trudno nie kochać Magnusa Bane’a, kolorowego ptaka, najbardziej pozytywną postać w uniwersum Nocnych Łowców. Jak na razie jest to też najsłabsza książka Cassandy Clare wchodząca w skład tej serii.

Z jednej strony trudno się dziwić – opowiadania nigdy nie wciągają mnie tak bardzo, jak powieści. Z drugiej spodziewałam się, że jednak wniosą nieco więcej do fabuły, a jego przygody, choć faktycznie szalone, będą trochę bardziej porywające. Chociaż nie można powiedzieć, że nie wnoszą nic i są tylko „sztuką dla sztuki”.

Książka składa się z 11 dość zróżnicowanych opowiadań – od imprez i hulanek na całym świecie, przez rozliczne miłości, miłostki i romanse, przyjaźnie wśród nieśmiertelnych i skomplikowane relacje z kolejnymi pokoleniami Nocnych Łowców aż po zawartość automatycznej sekretarki Magnusa tuż po rozstaniu z pewnym Nefilim.

Wraz z Magnusem odwiedzimy Peru, Londyn i Nowy Jork. Poznamy kulisy jego słabości do Herondale’ów, ból złamanego serca ciągnący się przez setki lat, historię Rafaela Santiago i wycinek złowrogiej działalności Kręgu. Poznamy też Nocnych Łowców oczami Podziemnego – i jak już możemy się domyślać po Diabelskich Maszynach, nie będzie to ani trochę pozytywny obraz. I jak zaskoczyło mnie ponure oblicze nieśmiertelnego życia czarownika, jakie zostało przede mną odmalowane, nie zabrakło również jego pozytywnych aspektów – epickiej ucieczki balonem z Marią Antoniną na pokładzie, rozlicznych przygód w słonecznym Peru, czy zakończenia pierwszej randki z Alexandrem Lightwoodem, której fragment został nam sprezentowany pod koniec „Miasta Popiołów”. Nie wspominając o rozlicznych i bardzo malowniczych opisach wyjątkowych kreacji Magnusa.

Spodziewałam się, że będzie bardziej zabawnie, ale takie słodko-gorzkie perypetie życia, które ciągnie się przez stulecia jednak bardzo pasuje do tego bohatera. Mimo to jest to dodatek, pisany raczej dla przyjemności i ciągnący na popularności serii, jego lektura nie jest tak naprawdę ani trochę potrzebna dla zrozumienia cyklu. To raczej taki „smaczek” dla fanów.

***

Kilka książek później, w posłowiu do „Czerwonych Zwojów Magii” – pierwszej części trylogii poświęconej przygodom Aleca i Magnusa, na której recenzję przyjdzie Wam jeszcze trochę poczekać – wyczytałam coś, co zupełnie mi umknęło, a pozwoliło mi spojrzeć na tą książkę w kompletnie innym świetle.

Mianowicie „Kroniki Bane’a” to książka z 2014 roku, a same „Dary Anioła” zaczęły pojawiać się od 2007 roku. I Magnus Bane jest jedną z pierwszych, jeśli nie pierwszą postacią serii książek dla młodzieży, która tak otwarcie mówi o swoim biseksualizmie, związkach z osobami obojga płci i wiążących się z nimi przygodach. W 2021 roku postacie homoseksualne nie budzą już aż takiego zgorszenia, jak jeszcze kilka lat temu i bez większego problemu jesteśmy w stanie kupić książkę o tej tematyce w pierwszej lepszej księgarni, więc sama odebrałam to jako zupełnie normalną treść – mamy już przecież Becky Albertalli, Adama Silverę, Andre Acimana a na gruncie polskim Weronikę Łodygę i Agatę Suchocką, która przekuła magnetyzm „Wywiadu z wampirem” w dosłowność, na którą Anne Rice nie mogła sobie w swoich czasach pozwolić, nawet w książkach skierowanych do dorosłego czytelnika. Chociaż najczęściej książki te to dramaty skupione na odkrywaniu i godzeniu się ze swoją orientacją, homoseksualni bohaterowie coraz częściej pojawiają się również w seriach przygodowych, gdzie orientacja nie jest jedynym czynnikiem, który ich definiuje – mimo, że wciąż są zwykle postaciami drugoplanowymi (np. u Leigh Bardugo). I w związku z tą dostępnością, powolną, ale jednak stale postępującą zmianą mentalności, jesteśmy już nieco rozpieszczeni. Tymczasem w momencie premiery, „Kroniki Bane’a” były bojkotowane w księgarniach i niedopuszczane przez biblioteki ze względu na ryzyko demoralizacji młodzieży. Nawet nie 20 lat temu! Magnus nie jest więc tylko intrygującą postacią, ale również swego rodzaju symbolem, ikoną i eksperymentem. A pisanie o takim bohaterze, nierozerwalnie związane z balansowaniem na granicy tego, co „akceptowalne społecznie”, to jednak inna para kaloszy. I dlatego coś, co dziś może mi (osobie rozpieszczonej, bo żyjącej już w nieco innych czasach) wydawać się mało porywające, te 10 lat temu było treścią rewolucyjną. I za to wielkie chapeau bas.

***

Cassandra Clare, Kroniki Bane’a, Warszawa: Wydawnictwo MAG, 2015, 496 s.
~ Książkę przeczytałam w ramach wyzwania WyPożyczone 2021 ~