Bajki Majki: „Opowieści o kotach, które rządziły światem”, „Opowieści o psach, które ratowały świat”, Kimberline Hamilton

Na pewno znacie „Opowieści na dobranoc dla młodych buntowniczek”, prawda? Pokazywałam je wam w zbiorze książek o wybitnych babeczkach. To była pierwsza z książek będących zbiorem biografii inspirujących postaci kierowanych do dzieci i utrzymanych według określonego schematu – jedna strona tekstu na osobę + towarzysząca jej całostronicowa ilustracja, a same portrety zostały przygotowane przez różnych ilustratorów. Ten tytuł stał się wzorem i za czasem powstały kolejne książki tematyką i formą przypominające „buntowniczki” – o kosmonautkach, imigrantkach, wyjątkowych chłopcach itp. A teraz swoje pięć minut zyskały nawet psy i koty!

„Opowieści o kotach, które rządziły światem” to 30 sylwetek mruczących futrzaków, które zasłynęły na całym świecie. Znalazł się tu między innymi słynny Dewey – koci bibliotekarz, kot Bob – gwiazdor filmowy i Stubbs – koci burmistrz. Jednak większość to kociaki, o których, w przeciwieństwie do innych mieszkańców Ziemi, albo przynajmniej kochających takie historie Amerykanów, nigdy dotąd nie słyszałam (cóż za niedopatrzenie!) – kocia szefowa recepcji w hotelu, koci astronauta, kocia naczelniczka japońskiej stacji kolejowej, kot teatralny, pierwszy kot z bionicznymi łapkami, a nawet kot baletmistrz!

Czytanie kocich biografii urozmaicają przerywniki – zbiory ciekawostek. Dowiemy się z nich między innymi o kocich przedsiębiorcach, podróżnikach, bohaterach wojennych, zatrudnianiu kotów w nieprawdopodobnych miejscach czy co nieco o zdumiewającej budowie kociego ciała. Jest też quiz wyjaśniający… dlaczego koty są takie dziwne!

Kimberline Hamilton, Opowieści o kotach, które rządziły światem. 30 kocich bohaterów, którzy dokonali niezwykłych rzeczy, Kraków: wydawnictwo Znak Emotikon, 2020, 160 s.

Znacie pewnie powiedzenie, że psy mają właścicieli, a koty służących? W pewien sposób zostało ono wykorzystane przy dobieraniu tytułów, bo koty światem rządziły, psy go ratowały. I faktycznie coś w tym jest. Analogicznie do opisanej powyżej pozycji, „Opowieści o psach, które ratowały świat” to zbiór 30 wybitnych psich osobistości przetykanych tematycznymi ciekawostkami. Przypomnimy więc sobie słynne historie słynnych psów – Łajki, która poleciała w kosmos, wiernego Hachiko, czy sierżanta Stubby’ego. Poznamy też psy walczące na frontach, psie gwiazdy, psiego zbieracza datków, poszukiwacza skarbów, rajdowca, geniusza, ratownika, odkrywców, a nawet psią opiekunkę pingwinów! Dowiemy się też na przykład czym jest dogspotting i jakie pieski towarzyszyły prezydentom.

Kimbarline Hamilton, Opowieści o psach, które ratowały świat. 31 wiernych zwierzaków, które odcisnęły ślady swoich łap w historii, Kraków: wydawnictwo Znak Emotikon, 2020, 160 s.

To obowiązkowe pozycje na półkach młodych psiarzy i kociarzy, a i dorosły na pewno dowie się coś nowego. Mnogość ilustracji spod różnych dłoni i w rozmaitych stylach cieszy oko, a krótkie teksty i przerywniki w formie intrygujących faktów nie pozwolą nudzić się wiercipiętom i pomogą w czytaniu książek „na raty”.

Nie ma wątpliwości, że i mruczący i szczekający bohaterowie w pełni zasłużyli na powstanie takich encyklopedii. Nareszcie mają gdzie figurować. Czekam na kolejne tomy, bo wybitnych futrzaków nie brakuje!

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak Emotikon.

Bajki Majki: Siła kobiet dla małych i dużych

Trafiłam wczoraj na bardzo przydatny poradnik jak rozmawiać z dzieckiem o protestach, które ogarnęły Polskę  i prawach kobiet. Jedną z rad było wspólne sięgnięcie po „literaturę tematu” i rzut oka na naszą biblioteczkę zainspirował mnie do stworzenia dla Was zestawienia książeczek dla dzieci i młodszej młodzieży o kobietach, które zmieniały świat i girl power. O większości z nich pisałam tu i ówdzie, myślę jednak, że dobrze będzie mieć je w jednym miejscu.

Najbardziej chyba znaną książką o dziewczynach, które zmieniały świat są „Opowieści na dobranoc dla młodych buntowniczek” – 100 króciutkich i fantastycznie ilustrowanych biogramów 100 wyjątkowych kobiet. Znajdziemy tu królowe, modelki, kolarki, artystki, pisarki, działaczki, aktywistki, lekarki i pielęgniarki, naukowczynie… jest królowa, caryca i faraon, jest paleontolożka, pięściarka i tatuażystka. Jest nawet piratka! (a tymczasem Word radośnie podkreśla mi większość feminatywów. Ale „feminatywy” też podkreślił, więc wszystko się zgadza). Polskę dumnie reprezentują Irena Sendlerowa, Maria Skłodowska – Curie i Tamara Łempicka.  Po jednej stronie tekstu na tak imponujące biografie to skandalicznie mało i trzeba było mocno się ograniczać, przez co bywają aż za bardzo uproszczone ale zawarte w nich informacje są wystarczające, by mieć jaki taki ogląd i nadają się na początek poszukiwań. Spokojnie można też sięgnąć po nie z młodszym dzieckiem. Po raz pierwszy zaczęłyśmy czytać z Mają, kiedy przyszła z przedszkola rozczarowana, bo „chłopcy mówią, że dziewczynki nie mogą pilotować samolotów”. W tym momencie mamusia sięgnęła po książkę i zaczęłyśmy opowieść o Amelii Earhart. Opowieść chyba została przekazana dalej, bo chłopcy nie próbowali już swoich sztuczek ani przy zabawie w policjantów, ani w strażaków, ani nawet w dinozaury ;)

Elena Favilli, Francesca Cavallo, Opowieści na dobranoc dla młodych buntowniczek, Katowice: Wydawnictwo Debit, 2017, 212 s.

Nie sposób pominąć „Kosmicznych dziewczyn”, to chyba moja ulubiona pozycja z babskimi biografiami, bo jednak fascynacji kosmosem nie sposób nie ulec. A tutaj doceniono wszystkie etapy jego podboju. I we wszystkich brały udział kobiety.

Poza sylwetkami badaczek, ta genialnie wydana książka zawiera zarówno historię kosmicznych podbojów (dzięki czemu żaden czytelnik nie będzie czuł się nieprzygotowany do zgłębiania zagadnienia), jak i osobistą historię fascynacji tym tematem samej autorki. Następnie wszystkie kosmiczne babeczki zostały podzielone na pięć etapów eksploracji kosmosu – przedpole podróży kosmicznych (od 1957), zaranie ery kosmicznej (1957-1972), stacje i promy kosmiczne (1972-2000), życie i działalność w kosmosie (2000-2017), oraz przyszłość podbojów kosmicznych (po 2017). Na końcu znalazło się nawet miejsce na „formularz” pozwalający zaplanować swoją własną misję – wraz z wyborem przyszłego zawodu i miejscem na zapisanie inspiracji.

Każdej z kosmicznych kobiet poświęcono osobny, dwustronicowy biogram (poza kilkoma połączonymi w grupy ze względu na charakter osiągnięć) składający się z imienia i nazwiska, zawodu, narodowości, roku urodzenia (i opcjonalnie śmierci), opisu dokonań, a także świetnej ilustracji z inspirującym cytatem. Dzięki tej encyklopedycznej formie łatwo odnaleźć to, czego akurat szukamy, a jednocześnie wciąż jest to niesamowicie wciągająca lektura. Wraz z badaczkami i pionierkami w swych dziedzinach mamy możliwość uczestniczenia w tak doniosłym przedsięwzięciu, jak podbój kosmosu. Kroczek za kroczkiem, cegiełka po cegiełce, dokonanie po dokonaniu, jako ludzkość wznosimy się coraz wyżej i wyżej. Każda rola jest ważna. I okazuje się, że zawzięte i pewne swych marzeń kobiety nie ustępują pola mężczyzną w naprawdę wielu dziedzinach.

Tym, co zadziwia (a przynajmniej zadziwiło mnie), jest świadomość jak wiele różnych osób parających się przeróżnymi zawodami połączyło wysiłki, by umożliwić nam poznawanie tajemnic wszechświata. Poza kosmonautkami i pilotkami mamy tu matematyczki, fizyczki, inżynierki, uczone, tłumaczkę, pilotkę balonu stratosferycznego, chemiczki, spadochroniarkę, pielęgniarkę i lekarki, psycholożkę i fizjolożkę, astrofizyczkę, astrobiolożkę, biochemiczkę, geolożki, polityczkę, prawniczki, programistkę, fizjolożkę i dietetyczkę, szwaczki, a nawet aktorkę, włókniarki i zegramistrzynie (i jednocześnie emerytki!) oraz żony astronautów. Przeczytamy tu o kierowniczkach misji, kosmicznych turystkach i tajkonautkach. I każda z tych funkcji była pełniona przez kobietę. Bo właściwie czemu nie?

W książce nie opisano żadnej Polki, więc do dzieła, dziewczyny! Jest błękitny ocean do zajęcia, miejsca w drugim tomie same się nie zapełnią! ;)

Libby Jackson, Kosmiczne dziewczyny. 50 historii niezwykłych kobiet, które przyczyniły się do podboju kosmosu, Białystok: Wydawnictwo Kobiece, 2017, 147 s.

„Damy, dziewuchy, dziewczyny. Historia w spódnicy” Anny Dziewit-Meller to książka, w której autorka niemalże dosłownie oddała głos bardziej lub mniej zapomnianym kobiecym postaciom historycznym. Mamy szansę poznać okrutną i budzącą postrach córkę Mieszka I, pierwszą kobietę trudniącą się chirurgią w Polsce, kobietę-króla, zuchwałą malarkę, kolekcjonerkę osobliwości, modernistyczne architektki, a nawet pierwowzór ukochanej Jamesa Bonda. Poetki, dziewczyny oddane zgłębianiu tajemnic otaczającego ich świata, wojowniczki o dostęp do wiedzy, bohaterki wojenne, artystki i himalaistki. Awanturnice, marzycielki i naprawdę równe babki.

To 17 miniaturowych biografii, bo których oprowadza nas… jedna z opisanych dziewczyn – Henryka Pustowójtówna. Ta przesympatyczna, bezpośrednia i bardzo nietypowa przewodniczka wprowadza świetny, prawdziwie koleżeński klimat. Przedstawia czytelniczce po kolei przeróżne inspirujące postacie – swoje koleżanki z kart historii – które jakoś dziwnym trafem bywają omijane w większości podręczników. Poza samym faktem przynależności do „płci pięknej” łączy je jeszcze coś – wychodzenie poza ścisłe ramy społecznego status quo. Heńka przybliża nam nie tylko same sylwetki dziejowych dziewuch, ale robi to wraz z całym entouragem – opowiada o czasach, w jakich żyły, o ich codzienności i normach, które je obowiązywały. W ten sposób mamy możliwość odwiedzić między innymi paryski uniwersytet, dwór królowej Jadwigi, zimną Skandynawię, krakowską bohemę i warszawskie getto. Poza samą opowieścią, po każdej z historii czeka na nas miniaturowy słowniczek rozwijający kilka pojęć związanych z czasami opisanej wcześniej dziewuchy – w ten sposób dowiemy się co bywało przechowywane w lamusach, kim były entuzjastki, na czym grał gęślarz, czym charakteryzuje się secesja, a czy modernizm, jak czuła się dziewczyna w dziewiętnastowiecznej sukni i dlaczego czamara była znacznie wygodniejsza i kiedy powstały pierwsze muzea.

Pewnie, każda z biografii zawiera jedynie cząstkowe informacje (na przykład w rozdziale o Marii Skłodowskiej-Curie nie ma ani słowa o promieniotwórczości, a przy nazwisku Zofii Stryjeńskiej nie pada tytuł żadnego z obrazów) i bardziej ma za zadanie zainteresować czytelniczkę i skłonić ją do dalszych poszukiwań, niż nadać się na szybką powtórkę przed sprawdzianem, ale wydaje mi się, że właśnie taki był jej cel – poczucie klimatu epoki i „wiatru zmian” na twarzy bez zanudzania dokładnymi datami i zmuszania do samodzielnej selekcji informacji.

Jeśli czegoś mi brakowało, to bibliografii, lub chociaż kilku podpowiedzi, gdzie szukać dalszych informacji o przedstawionych paniach. Podsycanie ciekawości to jedno, podobnie jak zachęcanie do prowadzenia własnych badań, jednak wykonanie własnej agendy bibliotecznej na tak mało opracowany temat jest dość trudnym zadaniem.

Zabawna, intrygująca i inspirująca lektura nie tylko dla dziewczyn (a już na pewno nie tylko dla małych!). Świetna językowo – bo mówić o trudnych sprawach prostymi słowami to prawdziwa sztuka, dopełniona zawadiackimi ilustracjami Joanny Rusinek i podzielona na niezbyt długie rozdziały gwarantuje sto procent przyjemności z lektury. Plus walor edukacyjny.

Ta wyjątkowa podróż przez historię (a może jest to już raczej HERstoria?) to niesamowita przygoda.

Anna Dziewit-Meller, Damy, dziewuchy, dziewczyny. Historia w spódnicy, Kraków: Wydawnictwo Znak Emotikon, 2017, 160 s.

Druga część babskiej opowieści Anny Dziewit-Meller – „Podróże w spódnicy” – jak sama nazwa wskazuje, poświęcona została podróżniczkom.

Tym razem naszą przewodniczką po babskim świecie została Nellie Bly – XIX-wieczna dziennikarka, która postanowiła pobić rekord verneowskiego Phileasa Fogga i okrążyła świat w… niecałe 73 dni!

Zgodnie z zawodem naszej bohaterki, cała książka została zbudowana tak, by imitować wydanie specjalne gazety. I to jest prawdziwy strzał w dziesiątkę, bo już sama forma nie pozwala czytelnikowi nudzić się ani przez chwileczkę. Raz bowiem czytamy list do redakcji, by kilka stron później zagłębić się w wywiadzie albo artykule na temat wyjątkowo niewygodnej kobiecej mody (równie problematycznej, co tnące moskity), z jaką przed laty zmagały się podróżniczki albo w relacji z pokazów lotniczych. Nie brakuje również innych prasowych szczegółów – reklam, horoskopy (wygląda na to, że czeka mnie poparzenie słoneczne. I w sumie coś w tym jest, bo w tym roku jeszcze nie sięgnęłam po krem z filtrem), czy prognozy pogody. A każdy artykuł, podobnie jak w przypadku pierwszego tomu, kończą ciekawostki i trudne słówka związane z tematem.

A i same opisywane kobiety i ich historie inspirują, budzą podziw, a momentami nawet przerażenie. Tym razem autorka odchodzi od pomysłu poświęcenia książki wyłącznie polskim kobietom, choć nasz kraj dumnie reprezentują podróżniczka Maria Czaplicka i żeglarka Krystyna Chojnowska-Liskiewicz. W pełni zasługują na miejsce w tak zaszczytnym i nieco zwariowanym babskim gronie. Bo tutaj narodowość, język, wiek, czy epoka historyczna nie grają roli. Wszystkie bohaterki łączy ciekawość świata i odwaga, by ten świat zdobywać. A zabiorą nas w niesamowite miejsca – od Dzikiego Zachodu na szczyty Himalajów, przez oceany i pod niebo, a nawet w kosmos. A dłuższe wyprawy, poza samym opisem, zwizualizowano również na mapie.

Anna Dziewit-Meller, Damy, dziewuchy, dziewczyny. Podróże w spódnicy, Kraków:Wydawnictwo Znak Emotikon, 2018, 160 s.

Nieco młodszym czytelniczkom zadedykowano książkę „Nadzwyczajnie wspaniałe kobiety, które tworzyły historię”. I w tym przypadku mamy do czynienia z biogramami trzynastu bardziej i mniej słynnych babeczek, które miały sporo do powiedzenia i nie wahały się działać. Tutaj jednak informacje są bardziej dostosowane do możliwości poznawczych młodego odbiorcy – skupiono się przede wszystkim na krótkich ciekawostkach, a wszystko to przedstawiono w fantastycznie graficzny sposób. Dzięki sympatycznym ilustracjom maluchom łatwiej identyfikować się z bohaterkami i wyobrazić sobie realia, w których przyszło im żyć. W ramach podsumowania działalność każdej z opisanych bohaterek została skrócona do łatwego do zapamiętania hasła, a książka zakończona jest słowniczkiem tłumaczącym pojawiające się w tekście trudne słówka.

Z tej serii pojawiły się również inne części „Nadzwyczajnie wspaniałe kobiety, które zmieniły świat” i „Nadzwyczajnie wspaniałe kobiety, które ratowały planetę”.

Kate Pankhurst, Nadzwyczajnie wspaniałe kobiety, które tworzyły historię, Warszawa: Grupa wydawnicza K. E. Liber, 2018, 32 s.

„Sufrażystki i sufrażetki” Davida Robertsa to encyklopedia babskiej walki o wolność, równość i siostrzeństwo.

Pierwszym, co rzuca się w oczy są świetne, pełne charakteru i momentami bardzo zabawne ilustracje, zajmujące niekiedy całe strony, jak i samo opracowanie graficzne książki zdecydowanie ociepla encyklopedyczny wizerunek książki. Bo tak, to jest kawał cegły zawierający kawał konkretnej i niełatwej wiedzy historycznej. A jednak czytając nie czuje się tego ani trochę!

Opracowanie zawiera historię dążenia brytyjskich kobiet do uzyskania praw wyborczych od 1832 roku aż do zwycięstwa. I to w sposób i przy użyciu języka przystępnego i zrozumiałego dla młodego odbiorcy.

Bardzo mi się podoba systematyczne „poukładanie treści”. Pomijając fakt chronologicznego przedstawienia istotnych wydarzeń, całość ma ręce i nogi. Książkę rozpoczyna obrazowe wytłumaczenie nie tylko kim są owe sufrażystki, ale również czym tak właściwie są te upragnione „prawa wyborcze”. A to nie jest przecież łatwe zagadnienie. Autor nie zapomniał również wprowadzić młodego czytelnika w realia świata sprzed niemalże dwustu lat, który, choć pozornie wcale nie tak odległy w czasie, w niektórych aspektach różni się wręcz niewyobrażalnie. Jest więc wprowadzenie, wytłumaczenie trudnych słówek, rys historyczny, a na koniec wisienka na torcie w postaci krótkich biogramów światowych działaczek w imię wolności kobiet. I szokujące kalendarium uzyskania przez kobiety praw wyborczych. Wiecie, że Szwajcaria dopuściła kobiety do urn dopiero w 1971 roku? To o 50 lat później, niż Azerbejdżan! A w Arabii Saudyjskiej kobiety uzyskały prawo wyborcze dopiero… pięć lat temu.

David Roberts, Sufrażystki i Sufrażetki. Walka o równość, Warszawa: Wydawnictwo Egmont ART., 2019, 128 s.

„Girl Power. Opowieści dla dziewczyn, które chcą zdobyć świat” Caroline Paul to o połączenie wspomnień pewnej kobiety, która od małego nie umiała usiedzieć na miejscu przez pięć minut, ze zbiorem inspiracji, poradnikiem i dziennikiem odkrywcy w jednym. Składa się z dziesięciu rozdziałów, a każdy z nich to jeden z szalonych wyczynów autorki.

Dzięki pierwszoosobowej narracji bardzo łatwo zżyć się z autorką będącą jednocześnie główną bohaterką książki. Szczególnie, że Caroline Paul (stażaczkę, paralotniarkę, nurka głębinowego, kajakarkę, i łowczynię przygód) trudno nie polubić – epatuje pozytywną energią, jest pełna entuzjazmu i zawsze skora do wcielania w życie szalonych pomysłów (jestem pewna, że napsuła swoim rodzicom nerwów co niemiara…). I co najważniejsze – jest autentyczna – nie robi z siebie bohaterki, nie zadziera nosa, nie ogranicza się do przechwałek, nie wręcz przeciwnie. Opowiada zarówno o swoich sukcesach, jak i porażkach, dzięki czemu pozwala czytelniczkom wyciągnąć lekcje ze swoich własnych błędów. Potrafi śmiać się z siebie i ma przesympatyczne poczucie humoru. Uczy przełamywać swój strach, ale i słuchać głosu rozsądku. Podkreśla wagę zachowywania zimnej krwi, wytrwałości i posiadania odpowiednich umiejętności. Ale przede wszystkim radzi cieszyć się życiem, przygodą i wyzwaniami. I nie bać się spełniać swoich marzeń.

Caroline Paul, Wendy Macnaughton, Girl power. Opowieści dla dziewczyn, które chcą zdobyć świat, Poznań: Wydawnictwo Papilon, 2018, 153 s.

Druga książka Caroline Paul „Masz moc! Poradnik zmieniania świata” to must have młodziutkich aktywistek. Dowiemy się z niego co można zrobić, kiedy czujemy niesprawiedliwość – od zmiany własnych nawyków, przez organizację bojkotu aż do wniesienia sprawy do sądu. Dowiemy się jak zostać wolontariuszem, napisać petycję, zorganizować protest, czy działać za pośrednictwem mediów społecznościowych. A wszystko to poparte przykładami innych młodych aktywistek z całego świata, każdego dnia walczących z przeciwnościami losu.

Wbrew pozorom nie jest to pozycja „awanturnicza” – została mądrze zbalansowana, a większość proponowanych rozwiązań to rozwiązania jak najbardziej pokojowe i dążące do dialogu. Bardzo dobra pozycja na te czasy i dla starszych i dla młodszych.

Caroline Paul, Lauren Tamaki, Masz moc! Poradnik zmieniania świata, Poznań: Wydawnictwo Papilon, 2019, 114 s.

I jeszcze na koniec, żeby nie było żadnych wątpliwości – „Ada, to wypada!”, czyli fantastyczny tytuł pełen dobrego przesłania prosto od współczesnych polskich superbabek. Bo wypada nam mieć swoje zdanie, zabierać głos, zadawać pytania, stawiać granice, dbać o siebie i robić to, co sprawia nam przyjemność!

„Katarzyna wie, że choć nie wszystko jej wypada, to udawanie, że nie widzi problemu, jest najgorszą z możliwych strategii. Lepiej powiedzieć wprost, na co nie dajemy przyzwolenia.”

Sylwia Stano, Zofia Karaszewska, Ada, to wypada!, Kraków: Wydawnictwo Znak Emotikon, 2018, 128 s.

Czas na czytanie: „Hans Memling. Malarz tego drugiego renesansu” Łukasz Pawlak

Panie i Panowie, przed Państwem najniezwyklejsza biografia artysty na świecie, bo zamknięta w formie komiksu. I to komiksu z dużym poczuciem (często bardzo czarnego) humoru „z jajem” i na kompletnym luzie.

Komiks ten dedykowany jest młodym pasjonatom sztuki lub osobom zupełnie nieobeznanym z tematem, jego zrozumienie bowiem nie wymaga posiadania podstawowej choćby wiedzy z zakresu sztuki, czy historii – wszystkie niezbędne fakty i pojęcia zostaną podane czytelnikowi dosłownie „na talerzu”.

Zarówno życie, jak i dzieła Hansa Memlinga zostały opisane przy użyciu przystępnych, „młodzieżowych” zwrotów, które w zestawieniu z tematem historyczno-artystycznym prezentują się nieco egzotycznie, co tylko przyciąga dodatkową uwagę. Zabieg ten ma na celu zmniejszenie dystansu między czytelnikiem z ery smartfonów i internetowych memów, a XV-wiecznym malarzem słynącym z tematów religijnych. I jest bardzo skuteczny  – Memling przestaje być odległym o ponad 500 lat nieboszczykiem, o którego istnieniu świadczą jedynie historyczne zapiski i kilka machnięć pędzlem po desce. Staje się za to dobrze znanym, zupełnie swojskim „równym gościem”, który chodzi z kolegami na piwo, wpada na szalone pomysły oraz dwoi się i troi, by spełnić oczekiwania swoich zleceniodawców zgodnie z ideą „będzie Pan zadowolony!”. To chyba najlepszy patent na biografię – opisać swojego bohatera tak, żeby po prostu dał się lubić. W przypadku twórcy, o którego życiu nie wiadomo zbyt wiele, autor ma duże pole do popisu.

I chociaż początkowo drażniła mnie „kreska” rysownika (odniosłam wrażenie, że wszystko, co przedstawia jest podejrzanie obłe i zdaje się być włochate?), szybko się do niej przyzwyczaiłam. Okazało się również, że same obrazy ukazane zostały znacznie bardziej restrykcyjnie niż chociażby szczegóły anatomiczne bohaterów komiksu. W przeciwieństwie do biało-błękitno-szarej części narracyjnej, przedstawione zostały przy użyciu pełnej gamy kolorystycznej, co jest dużym plusem i na pewno ułatwi laikowi skojarzenie wizji rysownika z oryginałem.

Ten komiks to spora dawka specjalistycznych informacji nieobarczona specjalistycznym językiem. W dynamicznie rozwijającej się historii autor ukradkiem przemyca nowe pojęcia i „trudne słówka”, dzięki czemu lektura jest zarówno przyjemna, jak i pouczająca, szczególnie dla odbiorcy nie mającego dotychczas dużego kontaktu z językiem sztuki. To naprawdę sprytny sposób przekazywania wiedzy, która najzwyczajniej w świecie „sama wchodzi do głowy”.

To świetna alternatywa dla tradycyjnego wykładu, czy zdobywania wiedzy z nudnawej książki naukowej. Z pewnością będzie odświeżającym urozmaiceniem dla wszystkich uczniów, którzy zmierzą się z tą lekturą. Niejednokrotnie miałam wrażenie, że autor konstruuje swoją wypowiedź na podobnej zasadzie, z której korzystałam sama sporządzałam swoje notatki z wykładów – prosty język i zabawne porównania pomogą zapamiętać nawet najbardziej zagmatwane fakty, to znany fakt!

Bardzo się cieszę, że gdański ołtarz Memlinga doczekał się wreszcie promocji z prawdziwego zdarzenia. Jego niesamowity potencjał marketingowy już od dawna strasznie się marnował, wspaniale, że w końcu zaczęto z niego korzystać. Ślicznie poproszę więcej takich inicjatyw!

Łukasz Pawlak, Hans Memling. Malarz tego drugiego renesansu, Gdańsk: Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna im. Josepha Conrada-Korzeniowskiego w Gdańsku, 2017, 48

Czas na czytanie: „Architektura jest najważniejsza. Architektki”

Naprawdę nie sądziłam, że wystarczy zaledwie rok spędzony z dala od uczelni, żebym tak bardzo zatęskniła za kontaktem ze sztuką. Tym chętniej sięgnęłam wreszcie po pozycję naukową i to z dziedziny architektury (w dodatku architektury modernistycznej!) – zawsze traktowanej przeze mnie nieco po macoszemu – które jeszcze nie tak dawno zupełnie mi przecież obrzydły. Nawet nie zauważyłam, kiedy w książce skończyły się strony, a po skończeniu lektury pozostał mi uporczywy niedosyt.

Sześciu badaczy, sześć niezwykłych kobiet i sześć esejów, które ich połączyły. Sześć silnych osobowości, sześć postaw, sześć portretów, sześć różnych sytuacji życiowych, sześć spojrzeń na świat. Choć wydaje się, że dzieli je wszystko – od statusu społecznego i materialnego, przez stan cywilny, podejście do wszechogarniających zmian, życiowe wybory, przynależność etniczna, a nawet samo spojrzenie na doktryny architektoniczne, to jednak mają ze sobą zdecydowanie więcej wspólnego, niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. I wcale nie mam tu na myśli cech osobowości kojarzonych z płcią. Łączy je bowiem miłość do architektury, odwaga i wytrwałość w dążeniu do celu, nowatorskość myślenia i pragnienie zmian – społecznych, estetycznych i kulturowych.

Opracowanie podkreśla znaczenie kobiet na polskiej scenie architektonicznej – w latach 20. pojawiła się nowa, nieznana wcześniej grupa zawodowa: profesjonalne i wykształcone architektki.

„Wszystkie należały do generacji „młodych”, czyli urodzonych w latach 1895-1900, i na architektoniczną scenę weszły w latach dwudziestych, reprezentując postawę modernistyczną w pełnym tego słowa znaczeniu. Traktowały architekturę nowoczesną jako ostateczne spełnienie awangardowego idealistycznego projektu syntezy wszystkich sztuk w celu stworzenia nowej przestrzeni i nowej estetyki dla Nowego Człowieka. Niemal wszystkie były żonami lub partnerkami architektów, tworząc z nimi związki małżeńsko-architektoniczne, które w środowisku awangardy były szczególnym rodzajem prymarnych grup artystycznych, gdzie dochodziło do skomplikowanych relacji seksualno-małżeńsko-artystycznych, rozgrywających się na cienkiej granicy między tym, co prywatne, osobiste, intymne, ukryte w ścianach życia rodzinnego, a tym, co jawne i oficjalne, gdzie obowiązywała restrykcyjna „reguła patriarchalna (…) To właśnie te artystyczne/architektoniczne małżeństwa i nieformalne związki były najbardziej trwałymi elementami w zmiennym, niestabilnym środowisku awangardy i to tutaj dochodziło do akumulacji i koncentracji kapitału symbolicznego, budującego nowy kod języka plastycznego.”

Marta Leśniakowska, Barbara Brukalska: subtelna budownicza płaszczyzn i form [w:] Architektki, red. Tomasz Kunz, Kraków: Wydawnictwo EMG, 2016, s 40-41.

Kreatorki przyszłości, zdobywając wykształcenie, doświadczenie, szacunek i uznanie w dziedzinie dotychczas całkowicie zdominowanej przez mężczyzn przecierały szlaki dla przyszłych pokoleń kobiet-badaczek, kobiet-inżynierów w ich zawodowej emancypacji. To między innymi dzięki ich wytrwałości kobiety zyskały możliwość studiowania kierunków technicznych, obejmowania atrakcyjnych posad i pozyskiwania lukratywnych zleceń w całkowicie „męskim” świecie. Jako pierwsze w historii polskiej architektury, przestały pełnić zaledwie rolę pomocniczą wspierającą swych mężów – architektów, lub zadowalając się drugorzędnymi realizacjami. Stały się równymi partnerkami odpowiedzialnymi za najbardziej sztandarowe projekty epoki.

Powstałe eseje są wynikiem dogłębnych studiów i pracochłonnych poszukiwań źródłowych autorów. Mamy tu do czynienia z badaniem roli kobiety w tworzeniu się polskiej awangardy. Pada pytanie: Czy istnieje podstawa do wyodrębnienia grupy „kobiecej awangardy” o specyficznych cechach wynikających z doświadczenia płci?
„Architektki” są zbiorem sześciu esejów o niezwykłych kobiecych osobowościach, których losy rozgrywały się  w niezwykłych czasach. Każda z bohaterek w unikalny sposób miała wpływ na rozwój architektury modernistycznej zajmując indywidualne miejsce w historii polskiej nowoczesności.
Każdy z tekstów może być wstępem zarówno do pogłębionych badań biograficznych, estetycznych, jak i genderowych.

Teksty poświęcone Dianie Reiterównie (autorka Barbara Zdroja), Barbarze Brukalskiej (autorka Marta Leśniakowska), Helenie Syrkusowej (autor Rafał Ochęduszko), Halinie Skibniewskiej (autorka Marta A. Urbańska), Jadwidze Grabowskiej-Hawrylak (autor Łukasz Wojciechowski), i Anatolii Hryniewskiej-Piotrowskiej (autor Szymon Piotr Kubiak) stanowią unikalny komentarz do historii dynamicznych zmian dwudziestowiecznej Polski, rozwijających się wzniosłych idei, postawy wobec powojennego socrealizmu. Tych sześć zupełnie odmiennych życiorysów wypełnionych energią do walki z przeciwnościami, dylematami rasowymi, życiowymi, zawodowymi i etycznymi stanowi niezwykły obraz przełomowej epoki.

Teksty obrazujące rzeczywistość czasów wojennych, nawet te o charakterze naukowo-biograficznym, czyta się z zapartym tchem. Ale jeśli do trudnej sytuacji ustrojowej i politycznej, do walk o wolność i godność człowieka dołożymy tą nieco mniej widowiskową, choć wcale nie mniej ważną walkę o emancypację i faktyczne równouprawnienie, otrzymamy historię, od której trudno się oderwać. Tym bardziej poruszającą, że przecież najzupełniej prawdziwą.

Architektki, red. Tomasz Kunz, Kraków: Wydawnictwo EMG, 2016, 164 s.

Książkę zrecenzowałam dzięki uprzejmości Stowarzyszenia Sztukater.