Bajki Leona i Majki: „Wodne czary-mary. Basia i Misiek Zdzisiek. Gdzie jest Małpka?” Zofia Stanecka, Marianna Oklejak

Malowanki wielokrotnego użytku z wodnym pisakiem to był zawsze nasz must have na wszelkie wyjścia – do restauracji, na rodzinne przyjęcie, czy w podróży. Poza flamastrem, do którego nalewamy wody, nie potrzeba żadnych innych akcesoriów. Można mazać, malować i smarować – również paluszkami – a nawet upuścić pisak na odświętne ubranko bez strachu na plamy. Można bezpiecznie bawić się na białej kanapie i na perskim dywanie babci. Można nawet w zamyśleniu wsadzić pisak do buzi bez strachu o konsekwencje zdrowotne. A jak obrazek wyschnie, fragmenty poodkrywane ilustracji na nowo stają się białymi plamami i można zaczynać zabawę od początku.

Super, że powstała „Basia” w tej formie! Detektywistyczna fabuła książeczki jest bardzo prosta i pomysłowa. Małpka się zgubiła, a Basia wraz z Miśkiem Zdziśkiem rozpoczynają poszukiwania, do których dołącza mały czytelnik – jego zadaniem jest – podążając za wskazówkami Basi – zamalowanie wodnym pisakiem białych pól na ilustracjach, by dowiedzieć się co się za nimi kryje i  pomóc znaleźć Małpkę. Ukryła się pod łóżkiem, w kieszeni płaszcza, pod poduszkę, a może w lodówce?

Ta wesoła kartonówka o bezpiecznie zaokrąglonych rogach świetnie nadaje się również dla bardzo początkujących maluszków, bo malując nie trzeba pilnować konturów i bez obaw można wyjeżdżać za linie nie przejmując się, że książeczka z solidnej tektury może nam rozmięknąć. Trzeba jedynie pilnować, by nie trzeć za mocno w jednym miejscu, bo można zdrapać białą powłokę z obrazka, ale wiadomo, że czytamy razem z rodzicem, który w razie czego przypilnuje.

Czysta i angażująca zabawa wspierająca rozwój motoryki małej i przygotowująca rączki do pisania i rysowania w przyszłości. Obowiązkowy element torby na wakacje albo samochodowego schowka.

Zofia Stanecka, Marianna Oklejak, Wodne czary-mary. Basia i Misiek Zdzisiek. Gdzie jest Małpka?, Warszawa: Wydawnictwo HarperKids, 2023, 10 s.

Recenzja powstała w ramach współpracy barterowej z Wydawnictwem HarperKids.

Bajki Leona i Majki: „Basia i skarby” Zofia Stanecka i Marianna Oklejak

Moja Maja pomalutku wyrasta już z basiomanii, ale nowe części wciąż powodują w nas wybuch entuzjazmu – nawet jeśli nie wracamy do nich już tak często, jak kiedyś. Po tylu latach każda nowa część wciąż zaskakuje mnie poruszaną tematyką i mądrością widzianą oczami przedszkolaka, okraszoną dziecięcym humorem i żarcikami które bawią niezależnie od wieku.

Rodzice Basi wyjeżdżają. Sami. Bez dzieci. Z Frankiem zostaje babcia, a opiekę nad Jankiem i Basią przejmuje stryjek Grześ – i to w wielkim stylu, bo zabiera dzieci na wycieczkę w poszukiwaniu skarbów.

Wybierają się więc w nieznane absolutnie czadowym autem stryja, w którym można znaleźć dosłownie wszystko. I dojeżdżają nim do prawdziwego zamku, gdzie są prawdziwe arrasy (a na nich żadnego niedźwiedzia!) i najprawdziwszy królewski skarbiec pełen złotych pucharów, biżuterii i innych świecidełek.

Po co królowie gromadzili skarby i czy to fajnie się chwalić? Czy wszystkie skarby są zrobione ze złota? I czy wszystkie skarby są materialne? Czy dobrze jest mieć dużo rzeczy, a może fajniej jest mieć wolny czas? Albo na przykład super stryjka z wolnym czasem? I czy gofry zjedzone teraz nie są aby cenniejsze niż klejnoty schowane w skarbcu?

Jak zwykle przesympatyczna, zabawna, pełna rodzinnego ciepła i bardzo prawdziwa opowiastka będąca wspaniałym pretekstem do refleksji na temat wartości. A przy okazji fajna wycieczka w Polskę. Trochę sztuki, ociupinka historii i mnóstwo dobrej zabawy. Basia w swojej najlepszej formie.

Zofia Stanecka, Marianna Oklejak, Basia i skarby, Warszawa: Wydawnictwo HarperKids, 2022, 24 s.

Recenzja powstała w ramach współpracy barterowej z Wydawnictwem HarperKids.

Bajki Leona i Majki: „Basia, Franek i chorowanie” Zofia Stanecka, Marianna Oklejak

Kartonówka „Pucio u lekarza” pomaga maluszkom przygotować się na wizytę w przychodni. Jednak nie każdy katarek wymaga wizyty u specjalisty, choć potrafi uziemić w domu i skutecznie zepsuć samopoczucie. Z taką właśnie sytuacją mamy do czynienia w książeczce „Basia, Franek i chorowanie”.

Franka łapie katar, boli go głowa i nie ma ochoty na zabawę. Ma za to troskliwą starszą siostrę, która – przywdziawszy lekarski fartuch taty – uczy go smarkać w chusteczkę, wspiera podczas przyjmowania lekarstwa, szykuje ciepłą herbatę z miodem i pomaga mamie w opiece nad bratem zmieniając przykrą sytuację w zabawę. A jak wiadomo, w przypadku każdej choroby doskonale sprawdzi się otulanie kocem i duża dawka przytulania!  

Ostatnia strona każdej z kartonowych przygód Basi i Franka zarezerwowana jest na zadania dla czytelnika. W tej części autorki zachęcają maluchy do budowania własnej wypowiedzi na temat sposobów opieki nad chorym przyjacielem, co jest bardzo fajnym uzupełnieniem i utrwaleniem przeczytanej treści.

Zofia Stanecka, Marianna Oklejak, Basia, Franek i chorowanie, Warszawa: Wydawnictwo HarperKids, 2022, 14 s.

Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem HarperKids.

Więcej przygód Basi i Franka znajdziecie TUTAJ, a o jelitówce i wizycie w szpitalu dla nieco starszych odbiorców możecie przeczytać w książce „Basia i chorowanie”.

Bajki Leona i Majki: „Basia, Franek i humory” Zofia Stanecka, Marianna Oklejak

Każdemu zdarza się czasem wstać lewą nogą i bez bliżej sprecyzowanego powodu mieć po prostu gorszy dzień. A czasami powód może być bardzo prozaiczny, na przykład kiedy Franek po przebudzeniu orientuje się, że Basia wyszła w odwiedziny do kuzynki. To idealny moment, by przekonać się, że za określeniem „mieć zły humor” stoi tak naprawdę cała karuzela emocji – od smutku i łez, przez złość aż po obrażanie się. Bez Basi Franek nie ma apetytu ani ochoty na zabawę, ale wszystko to może zmienić się w mgnieniu oka, kiedy tylko ukochana sistra wróci do domu.

Rzut oka na kalejdoskop emocji Franka pomoże maluchowi poznać i nazwać własne uczucia. Szczególnie, że na ostatniej stronie kartonówki autorki przygotowały ćwiczenie, w którym należy rozpoznać poszczególne emocje Basi i zastanowić się co mogłoby poprawić jej humor.

Zofia Stanecka, Marianna Oklejak, Basia, Franek i humory, Warszawa: Wydawnictwo HarperKids, 2022, 14 s.

Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem HarperKids.

Więcej przygód Basi i Franka znajdziecie TUTAJ.

Bajki Majki: Seria o Basi – garść nowości

Maja miała jakieś półtora roku, kiedy trafiliśmy na pierwszą książkę o przygodach Basi – co ciekawe wcale nie z cyklu dla maluszków, a pełnowymiarową, długaśną historię – dobrze pamiętam, że to była „Basia i basen”. To była miłość od pierwszego wejrzenia i prawdziwy chrzest bojowy dla mnie jako mamy – nigdy wcześniej nie czytałam na głos tak obszernego tekstu! A mój maluszek wysłuchał całości w skupieniu i z zainteresowaniem, bo czym oznajmił z powagą „jeszcze raz!”. Tak zaczęła się nasza basioprzygoda, która obecnie zajmuje niemal całą półkę na majkowym regale. I nic dziwnego, bo wkręciliśmy się całą rodziną.

Seria przygód Basi liczy już ponad 35 tomów i wciąż pojawiają się nowe. Razem z tą nie najgrzeczniejszą, ale przy tym przekochaną bohaterką dzieci mogą oswoić trudne sytuacje i poznać mnóstwo ciekawych zagadnień – od alergii, wizyty u dentysty, w szpitalu czy w przedszkolu, przez pieniądze, ekologię, jedzenie słodyczy i alergię, aż po bałagan, pracującą mamę i rozmaite wakacyjne wyjazdy. Tym razem przyszedł czas na rowerową wyprawę pt. „Basia i rower”!

W przeciwieństwie do mojego dziecięcia, Basia potrafi już jeździć na dwóch kółkach (mam nadzieję, ze to podziała na Majkę motywująco! Szczególnie, że autorka uwzględniła małą retrospekcję z pełnej upadków basiowej nauki), może więc w pełni uczestniczyć w rodzinnym wyjeździe do domku w lesie pełnego rowerowych wycieczek. Ale czy Basia aby na pewno jest dość duża, by dojechać rowerem dookoła świata? Po drodze będą czekać wyścigi, spotkanie z rowerowymi piratami i zdziwionymi krowami (i ich plackami), a wszelkie wysiłki zostaną zwieńczone piknikiem nad rzeką. Z kijankami!

Zofia Stanecka, Marianna Oklejak, Basia i rower, Warszawa: Wydawnictwo HarperKids, 2021, 24 s.

Co jakiś czas pojawiają się „Wielkie księgi przygód Basi” będące zbiorczymi wydaniami basiowych przygód. My jednak preferujemy książeczki wydawane pojedynczo – w twardych oprawach i z większymi ilustracjami i te kolekcjonujemy. „Basia i rower” z pewnością zostaną z nami na dłużej!

Poza „Wielkimi księgami przygód” mamy też „Wielkie księgi” – osobną podserię, gdzie obszerne książki nie składają się z wydanych wcześniej opowiadań, a znajdziemy w nich krótsze teksty poświęcone określonej tematyce – np. przedszkolu czy trudnym słówkom. „Basia. Wielka księga o uczuciach” jest najnowszą z nich.

Życie Basi wypełnione jest uczuciami – jedne z nich uskrzydlają, inne wpędzają w kiepski humorek. Jest ich jednak taka mnogość i rozmaitość, że nie jest łatwo połapać się we własnych emocjach, a co dopiero odgadnąć co czują inni. „Wielka księga o uczuciach” spieszy z pomocą! To rozbudowane kompendium uczuć wszelakich pokazanych z różnych perspektyw. Każda z emocji otrzymała swoją rozkładówkę (przynajmniej jedną!), gdzie wśród licznych ilustracji znalazło się miejsce na wypowiedzi różnych członków rodziny Basi opowiadających o tym w jakich momentach i co czują oraz co ich wprawia w określony nastrój. Opowie nam co nieco i najbliższa rodzina Basi, jej przyjaciele, dziadkowie, a nawet Misiek Zdzisiek i Małpka!

Bardzo podoba mi się, że książka pasuje do aktualnej rzeczywistości – między innymi pojawia się w niej niejednokrotnie koronawirus (np. przy okazji omawiania strachu), a Antek ma oceny w „librusie”, nie w dzienniku, jak za naszych czasów, kiedy to rodzice poznawali oceny dwa razy w roku na wywiadówkach.

Zofia Stanecka, Marianna Oklejak, Basia. Wielka księga o uczuciach, Warszawa: Wydawnictwo HarperKids, 2021, 144 s.

Do nieco starszych przedszkolaków (o czym, poza poruszaną tematyką, mogą świadczyć również niezaokrąglone rogi oprawy) jest skierowana podseria „Basia i przyjaciele”. Głównymi bohaterami opowiadań jest zawsze jedno z najbliższych przyjaciół Basi, a ona sama jest w nich wspomniana raczej marginalnie. Tym razem głos oddano, jak już wskazuje sam tytuł „Basia i przyjaciele. Marcel” – zwierzolubnemu koledze Basi z przedszkola.

Marcel kocha wszystkie zwierzęta – od ślimaczków i robaczków, które karmi roślinkami doniczkowymi z przedszkolnej sali, aż po stworzenia pierzaste, futrzarste i czworonożne, które całkiem często znosi do domu. Na szczęście za cichym przyzwoleniem rodziców i równie dobrych sercach i braku alergii wszelakich. To naprawdę wesoły dom – pełen kociego mruczenia, skrzeczenia papugi, psiego poszczekiwania i głosów dzieci. Pewnego dnia mama Marcela przynosi do domu pieska w bardzo złym stanie – kto mógłby chcieć otruć psa?

To nie tylko wzruszająca opowieść o szanowaniu życia każdego, nawet najmniejszego stworzonka, ale również o empatii i bezinteresownej pomocy. Pojawia się w niej również motyw śmierci zwierzątka, i choć pochowane przez Marcela i jego ciocię stworzenie to tylko znaleziona polna myszka, to może być bardzo pomocna podczas rozmów o odejściu ukochanego domowego pupila.

Zofia Stanecka, Marianna Oklejak, Basia i przyjaciele. Marcel, Warszawa: Wydawnictwo HarperKids, 2021, 24 s.

Na serię o Basi i Franku, skierowaną do najmłodszych dzieci, trafiłyśmy stosunkowo późno i w formie zbiorczej „Wielkich ksiąg Basi i Franka” – dlatego też zainteresowanie mojej córki nie trwało szczególnie długo, choć i do tych opowiadań mamy sporo sentymentu. To krótkie, bardzo proste historyjki skupione wokół tematów bliskich maluszkom – poznawaniu kolorów, zwierzakom, zasypianiu, jedzeniu czy korzystaniu z nocnika.

Strasznie się cieszę, że pojawił się dodruk tych książeczek w formie kartonowej – dotychczas widziałyśmy je jedynie w bibliotekach. To niewielkie, leciutkie kartonówki z bezpiecznie zaokrąglonymi rogami, śliskie i błyszczące, ząbko- i ślinoodporne. Najnowsze z nich to „Basia, Franek i zwierzaki” oraz „Basia, Franek i kolory”.

Basia towarzyszy młodszemu braciszkowi w poznawaniu świata – bo wiadomo, że świat starszej siostry jest najciekawszy na świecie! Basia wprowadza Frankowi naukę kolorów – i pomaga się przebrać, kiedy braciszek, chcąc wyglądać jak ona, farbuje pomidorem swoją białą bluzeczkę w czerwone paski – oraz nazw i zwyczajów zwierząt – bawiąc się z nim w kotki, wygłupiając z Kretem, czy opiekując Kajetanem. Pełne kolorów ilustracje wypełniają całe strony, a krótki, często bardzo zabawny tekst dopełnia historie.

Zofia Stanecka, Marianna Oklejak, Basia, Franek i kolory, Warszawa: Wydawnictwo HarperKids, 2021, 14 s.
Zofia Stanecka, Marianna Oklejak, Basia, Franek i zwierzaki, Warszawa: Wydawnictwo HarperKids, 2021, 14 s.

Prawdziwą gratką dla fanów Basi może być niewielka gra „Basia w ZOO”. Zaskoczył mnie jej format – w porównaniu basiową z grą „Łap kolory” wydaną kilka lat temu, ten tytuł jest naprawdę kieszonkowy. Co ma również swoje plusy, bo idealnie pasuje do dziecięcego plecaczka pakowanego na nocowankę u babci.

W pudełeczku znajdziemy kafelki z wizerunkami zwierząt – po trzy kafelki z danym zwierzątkiem w różnych kolorach, żetony postaci oraz instrukcję z krótkim opowiadankiem wprowadzającym graczy w fabułę gry. Wraz z rodziną Basi wybieramy się do ZOO zrobić zdjęcia zwierzętom. W tym celu będziemy odkrywać kolejne kafelki, będące naszymi zdjęciami i zbierać je. Można za jednym razem odsłonić tak dużo kafelków, ile się tylko chce, trzeba jednak uważać, by nie odkryć jednocześnie dwóch kafelków z tym samym zwierzakiem albo trzech tego samego koloru, bo w ten sposób skusimy i nie będziemy mogli zebrać odkrytych zdjęć. Jest to zatem trochę odwrotność memorów (pary zakazane!) ćwicząca zarówno pamięć, jak i umiar. I co najlepsze, występują w niej foczki – ukochane zwierzątko mojej Majki!

Basia w ZOO. Gra planszowa
Autor: Tom Delmé, David Furnal
Ilustracje: Marianna Oklejak
Wydawnictwo HarperKids
Liczba graczy: 1-4
Sugerowany wiek: 4+

Znacie Basię? Która z jej przygód jest waszą ulubioną?

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa HarperKids.

Bajki Majki: „Basia i chorowanie” Zofia Stanecka i Marianna Oklejak

Jak każda nowa część przygód Basi, ta również trafiła na majkową półeczkę niedługo po premierze, ale prawdę mówiąc starałam się nie sięgać po nią za często. Żeby nie zapeszyć, bo (odpukać!) od września nie przypałętało nam się nic poważniejszego niż katar i bardzo chciałabym, żeby ten stan utrzymał się chociaż do stycznia. A książeczka o chorowaniu to niemalże kuszenia losu.

Ale przed moją córką nic się nie ukryje, a już na pewno nie nowa Basia. Szybko więc stała się naszą nową ulubioną, przynajmniej na jakiś czas. Bo i temat jest super ciekawy – rodzinę Basi łapie jakiś paskudny wirus żołądkowy (a czy może być coś bardziej fascynującego dla przedszkolaka, jak wymiotowanie?) . I choć w porównaniu z innymi domownikami Basia długo trzyma się dzielnie, to kiedy przychodzi pora na nią, jest tak źle, że konieczna jest hospitalizacja.

Osobiście wolę nazywać rzeczy po imieniu i u nas w domu wymiotowanie nazywamy wymiotowaniem, a biegunkę biegunką. Ale propozycja wymyślona przez Zofię Stanecką, choć musiałam się trochę Mai natłumaczyć o co chodzi, jest całkiem zabawna – otóż osoba, która wymiotuje jest nazywana skazańcem, a osoba z biegunką wybrańcem. Poza tym dowiemy się czym są elektrolity i dlaczego należy je uzupełniać, w tej części pojawia się również dobry zwyczaj zakładania maseczki, jeśli nie jest się pewnym, czy wciąż się nie zaraża.

Książka oswaja również przebywanie w szpitalukroplówkę, kiepskie samopoczucie i poczucie osamotnienia, które można odczuwać, kiedy akurat nie mogą zostać z nami bliscy.

Jak zawsze Basia została genialnie zilustrowana, mam wielką słabość do kreski Marianny Oklejak. Jest poważny temat przedstawiony w przystępny i całkiem zabawny sposób oraz siła, która tkwi w rodzinie. A niepokorna, psotna Basia, nawet w chorobie, jest jedną z naszych naulubieńszych bohaterek.

Zofia Stanecka, Marianna Oklejak, Basia i chorowanie, Warszawa: Wydawnictwo HarperKids, 2020, 24 s.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa HarperKids.

Bajki Majki: Najpiękniejsze książeczki dla dzieci o zimie i świętach, cz. II

Tegoroczne przygotowania do świąt w dużej mierze spędzamy wraz ze sporą częścią zimowo-świątecznych książeczek, które opisywałam w zeszłym roku („Najpiękniejsze książeczki o zimie i swiętach dla maluszka i nie tylko”). Jednak nasz książkoholizm jest nie do opanowania i lista ukochanych książek w tym klimacie powiększyła się tak znacząco, że pojawiła się konieczność stworzenia drugiej części. A jest się czym zachwycać!

„Dębowy Las. Borsukowe Boże Narodzenie” Alan&Linda Parry – nasz tegoroczny numer jeden, odkrycie 2018 i hit nad hitami. Przepięknie ilustrowana książeczka w arcyciekawej formie. W bożonarodzeniowy poranek Borsuk przyodziewa strój Mikołaja i wędruje od domu do domu swoich przyjaciół podrzucając im prezenty w skarpetach. W trójwymiarowych skarpetach – do każdej z nich mały czytelnik może zajrzeć i znaleźć jakiś skarb – kalendarz adwentowy w okienkami w skarpetce Myszki, prosta grę planszową w skarpetce Krecika, labirynt norki Zajączka, czy sprawdzone świąteczne przepisy kulinarne Wiewiórki. Na sam koniec podróży, mądra Sowa przypomina bohaterom, że prawdziwy sens Świąt nie tkwi wcale w obdarowywaniu się prezentami. I w prostych słowach przybliża swoim słuchaczom biblijną historię Bożego Narodzenia. Mądra, piękna i pomysłowa.

Alan Parry, Borsukowe Boże Narodzenie, Poznań: Wydawnictwo Św. Wojciecha, 2003, 15 s.

„Boże Narodzenie w Bullerbyn” Astrid Lindgren, Ilon Wikland – czy może być coś bardziej w magicznym duchu Świąt, niż nostalgiczny podróż do czasów dzieciństwa? Dla mnie takim wydarzeniem jest zawsze podróż do Bullerbyn, w tym roku mam przyjemność oprowadzać córkę po tym niepowtarzalnym miejscu.

A Bullerbyn zimą ma mnóstwo uroku – jest wesoło, świątecznie i psotnie. Dzieci dokarmiają ptaki, pieką pierniczki w kształcie świnek, jeżdżą na saniach z drewnem, ubierają choinki, śpiewają, pakują prezenty, jedzą pyszności i tańczą wokół choinki. Do kościoła wybierają się na saniach z dzwoneczkami i nie odmawiają sobie zimowego szaleństwa. 100% świąt w świętach!

Nasz egzemplarz zawiera trzy opowiadania z Bullerbyn – wraz z historiami o wiośnie i Dniu Dziecka. Jednak wszystkie trzy opowiadania zostały również wydane jako osobne książeczki.

Astrid Lindgren, Ilon Wikland, Boże Narodzenie w Bullerbyn [w:] Bullerbyn. Trzy opowiadania, Poznań: Wydawnictwo Zakamarki, 2017, 88 s.

„Pewnie, że Lotta umie prawie wszystko” Astrid Lindgren, Ilon Wikland – skoro już odwiedza się Bullerbyn, to nie można przejść obojętnie obok ulicy Awanturników! A tam psotna Lotta jak zwykle nieźle broi. W tym przezabawnym świątecznym opowiadaniu czytelnicy przeczytają jak mała bohaterka przez przypadek wyrzuciła do śmieci swojego ukochanego Niśka, próbowała nauczyć się jeździć slalomem i uratowała święta cudem zdobywając choinkę. Z Lottą nie ma nawet chwili wytchnienia!

Astrid Lindgren, Ilon Wikland, Pewnie, że Lotta umie prawie wszystko, Poznań: Wydawnictwo Zakamarki, 2008, 30 s.

~ Książkę przeczytałam w ramach wyzwania WyPożyczone 2018 ~

„Kosmiczne święta” Ingelin Angerborn, Per Gustavsson  – koncepcja książki będącej jednocześnie kalendarzem adwentowym to dla mnie nowość, ale jestem absolutnie na tak. Tekst został podzielony na 24 rozdziały – po jednym na każdy dzień oczekiwania. Przyznam się jednak, że nie wytrwałam i przeczytałam całą historię na raz. Ale co to była za historia! Tak niestandardowych świątecznych przygód, jakie przydarzyły się Rutce, na pewno nie znacie! Kiedy jej najlepsza przyjaciółka musi się wyprowadzić, nasza bohaterka prosi Mikołaja o nowego przyjaciela. I nie spodziewa się ani przez chwilę, że ten przyjaciel spadnie jej z nieba. W formie bardzo sympatycznego, małego kosmity.
To chyba najbardziej zakręcona wersja adwentu, o jakiej czytałam – wypełniona planami budowy statków kosmicznych, włamaniami do obserwatorium, zaklęć o absurdalnym brzmieniu, chrupanych gwoździ i nowych przyjaciół – zarówno tych widzialnych, jak i nie. A tyle, ile w tekście szaleństwa, tyle też mądrości. I dobrej zabawy. Są świąteczne zwyczaje, dziecięca fantazja i moc przyjaźni. Nie można się nudzić.

Ingelin Angerborn, Per Gustavsson, Kosmiczne święta, Poznań: Wydawnictwo Zakamarki, 2018, 100 s.

„Jak Winston uratował święta” Alex T. Smith – Jako, że moja Maja jest jeszcze trochę za mała na kosmiczną wersję oczekiwania na święta, miałam nadzieję, że razem poczytamy o adwentowej przygodzie Winstona. Niestety okazała się jeszcze zbyt obszerna dla mojej prawie trzylatki, zrobimy drugie podejście w przyszłym roku. Na razie czytam więc sama –  i tym razem staram się być grzeczna – po jednym rozdziale książki-kalendarza na jeden dzień. Pomijając fakt, że książka jest pięknie wydana, ślicznie ilustrowana i zapowiada się na fantastyczną przygodę (związaną z arcyważną misją dostarczenia mikołajowi listu od pewnego małego chłopca), poza rozdziałem na każdy dzień, książka zawiera również codzienne zadania do wspólnego wykonania w rodzinne popołudnie. Znajdziemy tu pomysły na ozdoby choinkowe z masy solnej, przepis na świąteczne krakery (czyli angielskie papierowe „cukierki” z drobnymi upominkami w środku), pachnące goździkami pomarańcze, śnieżne kule, stołowe stroiki, świąteczne słoje, poszukiwania skarbów, dobre uczynki, teksty kolęd i tak dalej. Jest w czym wybierać. Piękna i pomysłowa, polecam bardzo.

Alex. T. Smith, Jak Winston uratował święta. Dwadzieścia cztery i pół opowiadania na każdy dzień grudnia, Warszawa: Wydawnictwo Zielona Sowa, 2018, 176 s.

„Gwarna stajenka” Jan Godfrey, Paula Doherty – ta książka to chyba jakaś moja kara za grzechy. Pod względem wizualnym jest po prostu koszmarna. Ilustracje są tak złe, że aż mnie oczy bolą od samego myślenia o nich, a tekst napisany Comic Sansem jest gwoździem do trumny. Za to pomysł pierwsza klasa. Nic dziwnego, że dzieci ją uwielbiają, bo to historia Bożego Narodzenia przedstawiona przez pryzmat wyrazów dźwiękonaśladowczych. Maria i Józef przyjeżdżają do bardzo hałaśliwego miasta, gdzie osiołek stukocze podkowami, a ludzie zatrzaskują okiennice. Schronieni w stajence podróżni witani są odgłosami przeróżnych zwierząt wychwalających Pana na swój własny sposób. Sposób, który dzieci uwielbiają naśladować. Jestem pod wielkim wrażeniem tej koncepcji – biblijna historia została idealnie dopasowana do potrzemy i możliwości poznawczych najmłodszego odbiorcy. Jak to się stało, że tak dobry pomysł dostał tak okropną oprawę? Jedyna nadzieja w tym, że niedługo nauczę się jej na pamięć i będę mogła czytać z zamkniętymi oczami.

Jan Godfrey, Paula Doherty, Gwarna stajenka, Sandomierz: Wydawnictwo Diecezjalne Sandomierz, 2013, 29 s.

„Gąska Zuzia i pierwsza gwiazdka” Petr Horáček – po tą książeczkę koniecznie trzeba sięgnąć choćby ze względu na ilustracje. Bo są absolutnie przecudowne, niebanalne i fantastycznie oddają klimat zimowej nocy. Natomiast sama historia jest krótka i nieskomplikowana (po jednym, maksymalnie dwa zdania na stronę), ale z ładnym przesłaniem i w wersji dwujęzycznej.  Gąska Zuzia wraz z przyjaciółmi przystroili choinkę, do pełnej satysfakcji zabrakło im jednak gwiazdy na szczycie. Nasza bohaterka wyrusza więc w samotną podróż, by zdobyć najpiękniejszą ozdobę – gwiazdkę prosto z nieba. Jednak mimo jej największych starań gwiazda stale pozostaje poza jej zasięgiem. A kiedy zmarzniętej i zagubionej gąsce udaje się wreszcie wrócić do przyjaciół, odkrywa, że najważniejsze w święta, to być razem z bliskimi. I wtedy nawet gwiazdki same przychodzą.

Petr Horáček, Gąska Zuzia i pierwsza gwiazdka, Warszawa: Wydawnictwo BABARYBA, 2011, 34 s.

„Świąteczne życzenie” Katherine Rundell – świetny pomysł na prezent, bo książka prezentuje się fantastycznie. W złoconej oprawie, z wyjątkowymi ilustracjami zajmującymi niejednokrotnie całe strony.
To rozgrzewająca serca opowieść o świątecznej samotności i chęci niesienia pomocy. Zapracowaniu rodzice Teodora zostawiają go samego w Wigilię, jednak dzięki sile wiary w moc spadających gwiazd i życzeń zyskuje on naprawdę wyjątkowych kompanów, którzy schodzą do niego z przyozdobionej chwilę wcześniej choinki. A wiadomo przecież, że trudno o lepszych towarzyszy nocnego zimowego spaceru, niż ołowiany żołnierzyk, konik na biegunach, zachrypnięty rudzik i gubiąca pióra anielica. A że każda z choinkowych zabawek potrzebuje pomocy, ruszają wspólnie by znaleźć ptaszkowi nauczyciela śpiewu, naprawić anielskie skrzydła gołębimi piórami, wybrać narzeczoną i znaleźć pracę dla ołowianego żołnierzyka i nakarmić wiecznie głodnego konia. A oni odwdzięczają się Teo w najpiękniejszy sposób – pomagając jego rodzicom otrząsnąć się z pracoholizmu i przypomnieć sobie ducha Świąt. Wyjątkowo świąteczna, magiczna przygoda pięknej oprawie.

Katherine Rundell, Świąteczne życzenie, Warszawa: Wydawnictwo Wilga, 2018, 64 s.

„Wyprawa Świętego Mikołaja” Marcello Conti – wielka siła tej pozycji tkwi bez wątpienia w rozbuchanym świątecznym bogactwie iście barokowych ilustracji. To właśnie one stanowią tu główną siłę przekazu wypełniając całe strony. Tekst w ozdobnych kartuszach jest tylko niewielkim dopełnieniem historii powstawania prezentów w fabryce św. Mikołaja od otrzymania listu aż do umieszczenia upominku pod choinką. Świąteczny klimat gwarantowany, trudno oderwać wzrok.

Marcello Conti, Wyprawa Św. Mikołaja, Warszawa: Wydawnictwo Zielona Sowa, 2016, 40 s.

„Paddington i świąteczna niespodzianka” Michael Bond –  misia Paddingtona kojarzę przede wszystkim z serialu animowanego oglądanego wyrywkowo w dzieciństwie, nigdy jednak nie zaprzyjaźniliśmy się jakoś bliżej. Ta książeczka przyciągnęła mój wzrok uroczymi ilustracjami i , trochę wstyd się przyznać – błyszczącą okładką (jestem taką książkową sroką!), dlatego nasze pierwsze literackie spotkanie z tym bohaterem odbyło się w świątecznym klimacie. I było bardzo udane! Zacznijmy od tego, że wydanie jest piękne – bogate ilustracje od razu przykuły uwagę Majki, dzięki czemu cierpliwie słuchała opowiadania. A to odbiega nieco od standardowego ujęcia tematu – Paddington broi w centrum handlowym, co jest dla niego chyba całkiem typowe, przez co siłą rzeczy historia dotyka tego bardziej komercyjnego wydźwięku świąt. Mianowicie atrakcji, jaką jest Zimowa Kraina Cudów, czyli warsztat elfów i wizyta Świętego Mikołaja w markecie. Jako, że w głębi serca jestem fanką świątecznej komerchy, ta narracja całkiem przypadła mi do gustu. Szczególnie, że miś jest psotnikiem, jakich mało (mógłby się mierzyć z Lottą…), opowieść jest sympatyczna, genialnie zilustrowana i kończy się wielkim słojem marmolady. Super sprawa, koniecznie musimy sięgnąć również po inne przygody tego misia.

Michael Bond, Paddington i świąteczna niespodzianka, Kraków: Wydawnictwo Znak, 2008, 32 s.

„Świąteczne listy od Feliksa. Mały zając odwiedza Świętego Mikołaja” Anette Langen, Constanza Droop – listy do Mikołaja już napisane? Zawsze uwielbiałam ten zwyczaj i samą koncepcję wysyłania i odbierania listów również. Może dlatego za każdym razem, kiedy trzymam w dłoniach nową część „Listów od Feliksa”, czytam strasznie szybko, żeby wreszcie dowiedzieć się co ukryto w kopertach.

Mała Zosia ma pewien problem – dzieci w klasie powiedziały jej, że Święty Mikołaj nie istnieje. Dlatego też jej ukochany Feliks wysyła własny list na Biegun Północny chcąc dowiedzieć się jaka jest prawda. I otrzymuje fantastyczną odpowiedź wraz z zaproszeniem do domu Mikołaja, gdzie wcieli się w jego pomocnika. Dzięki korespondencji między dziewczynką i jej pluszakiem, mali czytelnicy mają szansę poznać świąteczne zwyczaje z wielu miejsc na ziemi, poznać legendę o świętym roznoszącym prezenty najuboższym i przeżyć fantastyczną przygodę oblatując z Mikołajem cały świat w jedną noc.

I przy tym jest bardzo świątecznie – są pierniki, jarmark bożonarodzeniowy, mandarynki, pochód Trzech Króli, prezenty, stajenka i wszystko, co tylko można sobie zamarzyć. Bardzo fajna kombinacja tradycji z nowoczesnością w wyjątkowo oryginalnej formie.

Anette Langen, Constanza Droop, Świąteczne listy od Feliksa. Mały zając odwiedza Świętego Mikołaja, Warszawa: Wydawnictwo Mamika, 2018, 36 s.

~ Książkę przeczytałam w ramach wyzwania WyPożyczone 2018 ~

„Basia i zwierzaki” Zofia Stanecka, Marianna Oklejak – Ta lista nie mogłaby być kompletna bez udziału naszej ulubionej bohaterki! Od zeszłego roku towarzyszy nam „Basia i Boże Narodzenie” (Majka nie pozwoliła jej schować, więc czytaliśmy o świętach również w lipcu…), w tym roku sięgnęłyśmy po drugą świąteczną pozycję z tej serii – „Basia i zwierzaki”. Ta część skupia się wokół szykowania choinkowych dekoracji, które przybierają naprawdę niespodziewane kształty. Są tak lwy, zebry i dinozaury, w końcu dzieci chcą umieścić na wyjątkowym drzewku to, co lubią najbardziej.

Książka występuje w dwóch wersjach – klasycznej i rozszerzonej o zestaw basiowych dekoracji choinkowych do samodzielnego wykonania. My mamy ten drugi, ale cała zabawa jeszcze przed nami, bo książka jest jednym z zadań w majkowym kalendarzu adwentowym.

Zofia Stanecka, Marianna Oklejak, Basia i zwierzaki, Warszawa: Wydawnictwo Egmont, 2016, 64 s.

„Emi i Tajny Klub Superdziewczyn. Idą Święta” Agnieszka Mielech, Magdalena Babińska – ta książka trafiła na tegoroczną listę właściwie przez przypadek, bo dotychczas nie miałam przyjemności poznać Emi i jej przyjaciół. Książkę dostałam jednak w przedświątecznym prezencie – chciałam przejrzeć ją na szybko i nawet nie zauważyłam, kiedy mnie wciągnęła mnie na dobre. Bo czyta się lekko i płynnie, a i pomysł jest super – bardzo przypadła mi do gustu koncepcja niskobudżetowych świąt DIY pozbawionych przedświątecznej sklepowej gorączki i kompletny luz zamiast bożonarodzeniowej gorączki. Świetna sprawa! Opowiadanie dopełnione zostało garścią przepisów prosto z archiwum Tajnego Klubu Superdziewczyn – zarówno tych kulinarnych (gorączka czekolada niesamowicie mnie kusi!), jak i na prezenty i dekoracje własnej produkcji. Dla zaczytanej nastolatki będzie jak znalazł!

Agnieszka Mielech, Magdalena Babińska, Emi i Tajny Klub Superdziewczyn. Idą Święta, Warszawa: Wydawnictwo Wilga, 2018, 199 s.

I jeszcze co nieco w trzeszczących mrozem, zimowych klimatach:

„Skrzat nie śpi” Astrid Lindgren, Kitty Crowther – XIX-wieczny wiersz szwedzkiego wiersza przepuszczony przez wyjątkową wyobraźnię Astrid Lindgren, czyli zimowa opowieść napisana prozą o bardzo poetyckim klimacie i filozoficznym wydźwięku. Ogrzewająca serca historia zakopanej w zaspach zagrody i jej baśniowego, małego opiekuna czuwającego nad spokojnym snem i dobrobytem mieszkańców.

Astrid Lindgren & Kitty Crowther, Skrzat nie śpi, Poznań: Wydawnictwo Zakamarki: 2015, 28s.

„Mama Mu na sankach” – czasami człowiek myśli, że widział już w życiu wszystko. I wtedy trafia na książkę o krowie zjeżdżającej na sankach. Sięgnijcie po nią choćby dla okładki, a potem wraz z dziećmi poznajcie historię o radości czerpanej z prostych przyjemności, perfekcjonizmie, który wcale nie jest taki niezbędny w życiu i upadkach, które czasami bywają nie porażką, a najlepszą częścią zabawy.

Jujja Wieslander, Tomas Wieslander, Sven Nordqvist, Mama Mu na sankach, Poznań: Wydawnictwo Zakamarki, 2007, 28 s.

„Zimowa wyprawa Ollego” Elsa Beskow – nikt nie potrafi tak cieszyć się ze wszędobylskiego śniegu i siarczystego mrozu, jak dzieci. Kilkuletni Olle marzy o wypróbowaniu nowych nart, dlatego nie może doczekać się zimy okraszonej porządnie sporymi opadami śniegu. Kiedy biały puch nareszcie się pojawia, jego radość nie ma końca, szczególnie, że mama pozwala mu zostać na dworze aż do zmroku. Uszczęśliwiony chłopiec, zachwycony malowniczym krajobrazem głośno dziękuje Królowi Zimy za przybycie. I właśnie w ten sposób zaczyna się jego wielka przygoda.

Ma zaszczyt poznać poczciwego Wujka Szrona, który staje się jego przewodnikiem po magicznym świecie śniegu i lodu – odwiedzają wspólnie pałac Króla Zimy i poznają małych pracusiów bez wytchnienia szykujących wymarzone prezenty dla dzieci – narty, sanki i łyżwy.

To odświerzający odpoczynek od komercyjnego wizerunku św. Mikołaja i jego fabryki pełnej elfów – oparty na tym samym schemacie, a jednak jakoś bardziej prawdziwy, być może ze względu na mniejszą krzykliwość.

Co prawda pojawia się tutaj tematyka świątecznych prezentów – najpierw szykowanych w pałacu Króla Zimy, a następnie dostarczanych przez Wujka Szrona, kwintesencją tej historii jest zdecydowanie zima, nie święta. Ta książka to kwintesencja dziecięcego zachwytu zimą w prawdziwie  baśniowym opakowaniu.

Elsa Beskow, Zimowa wyprawa Ollego, Poznań: Wydawnictwo Zakamarki, 2011, 32 s.

„Opowieści z parku Percy’ego. Mroźna noc” Nick Butterworth – jeśli szukacie opowieści idealnej do wspólnego przytulania się pod kocem w wyjątkowo lodowaty zimowy wieczór, to ta będzie idealna. Percy troskliwie dba o zwierzęta w swoim parku, karmi je i dogląda. Przychodzi jednak wieczór, kiedy zimowa aura zmusza jego małych przyjaciół do proszenia o ciepłe schronienie. Czy wszyscy mieszkańcy lasu zmieszczą się w łóżku gospodarza?  Bardzo ładnie ilustrowana, niedługa i przesympatyczna zimowa historia o przyjaźni, współczuciu i dzieleniu się tym, co się ma. W sam raz dla przedszkolaka.

Nick Butterworth, Opowieści z parku Percy’ego. Mroźna noc, Łódź: Wydawnictwo AMEET, 2008, 27 s.

„Reksio. Zimowa przygoda” – niejednokrotnie już wspominałam, że Reksia zdecydowanie lepiej nam się czyta i słucha w formie audiobooka, niż ogląda na telewizorze. Dlatego też książkowa wersja jednego z zimowych odcinków popularnej dobranocki to dla nas strzał w dziesiątkę. Duży format, twarda oprawa i ilustracje na całych stronach czynią z tej pozycji książkę, która zaciekawi każdego malucha. Nie mówiąc już o Reksiu samym w sobie. I o zimie, bo tej jest tu mnóstwo – od gwiazdek śniegu na czubku nosa, przez rozmaite zabawy i harce w śniegu, mrożącą krew w żyłach przygodę aż po przestrogę dotyczącą bezpieczeństwa podczas wchodzenia na lód. Sympatyczna, ładna i mądra. I jednak pojedyncze opowiadanie czyta się trochę wygodniej, niż cały zbiór w jednym tomie.

Reksio. Zimowa przygoda, Poznań: Wydawnictwo Papilon, 2018, 32 s.

„Pucio i ćwiczenia z mówienia czyli nowe słowa i zdania” Marta Galewska-Kustra – całokartonowych, dźwiękonaśladowczych książeczek o rodzinie Pucia do nauki mówienia chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Trzeci, czyli już na całkiem zaawansowanym poziomie, tom poświęcony jest zimowej wycieczce w góry. Pucio jedzie do cioci i wujka, gdzie wyczekuje śniegu, karmi zwierzęta w lesie, buduje karmnik dla ptaków, a kiedy śnieg wreszcie sypnie, oddaje się białemu szaleństwu, a nawet jedzie psim zaprzęgiem! Osobiście najbardziej lubię ten fragment, w którym puciowy tata nie słucha napomnień mamy i łamie nogę. Poza bogato ilustrowaną historią, w książce znajdziemy również margines prezentujący poszczególne obiekty wraz z ich nazwami, a także czynności wraz z pytaniami pomocniczymi, np. „Co robi?”. A dwie ostatnie strony to wielka powtórka słownictwa.

Marta Galewska-Kustra, Pucio i ćwiczenia z mówienia czyli nowe słowa i zdania, Warszawa: Wydawnictwo Nasza Księgarnia, 2018, 40 s.

Bajki Majki: Najpiękniejsze książeczki o zimie i świętach dla maluszka i nie tylko

Nareszcie przyszedł grudzień, z czystym sumieniem można zacząć podśpiewywać kolędy, piec pierniczki i stroić balustradę balkonu lampeczkami. Ale o co tak naprawdę chodzi w tym przedświątecznym szaleństwie? To jedno z tych dziecięcych pytań, na które nie jest łatwo udzielić zwięzłej odpowiedzi – a nic nie sprawdzi się lepiej jako pomoc przy snuciu opowieści o zimie, magii oczekiwania, narodzeniu Jezusa i świętym Mikołaju, jak odpowiednia lektura. A jeśli nie macie jeszcze pomysłu na mikołajkowe i podchoinkowe upominki, to z pewnością znajdziecie poniżej mnóstwo inspiracji.

„Boże Narodzenie. Obrazki dla maluchów” – świąteczna encyklopedia maluszka. Znajdziemy w niej tradycję odmierzania dni przy pomocy kalendarza adwentowego, kupowanie i strojenie choinki, dekorowanie domu, teksty kilku najpopularniejszych kolęd, kilka słów o narodzinach Jezusa i troszkę Świętym Mikołaju. Jest wspólne gotowanie i nakrywanie do stołu, ustawianie szopki pod choinką, wizyta najbliższych i otwieranie prezentów. Bardzo dużo skondensowanych informacji w jednym miejscu, ale wszystko przedstawiono za pomocą prostego języka i przejrzystych ilustracji. Dobrze sprawdzi się jako wstęp do świątecznej tematyki albo jej podsumowanie.

Émilie Beaumont, Boże Narodzenie. Obrazki dla maluchów, Ożarów Mazowiecki: Wydawnictwo Olesiejuk, 2007, 30 s.

Bajki Majki: Książeczki o lesie na jesień

Dzisiaj pierwszy dzień jesieni, i jak za samą porą roku osobiście nie przepadam, tak nie mogę zaprzeczyć, że to jesienią właśnie las jest najpiękniejszy. Kolorowe liście fruną z drzew, a pod nogami łatwo wypatrzeć szyszki, kasztany, czy żołędzie i nieco trudniej jadalne grzyby, których podobno w tym roku jest mnóstwo. Oj tak, las jesienią pełen jest skarbów, szczególnie dla małego odkrywcy i przyznaję szczerze, że kusi nawet mnie (a zazwyczaj wolę raczej otwarte przestrzenie z mniejszą ilością przeróżnych żyjątek w poszyciu). Warto zatem wybrać się na leśny spacer – najlepiej z odpowiednią lekturą do przejrzenia w wózku albo wspólnego przeczytania na ławce! Przygotowałam zatem pięć ulubionych książeczek Majki z lasem w tle. Moja Bobasa ma obecnie 20 miesięcy, ale książeczki są odpowiednie dla dzieci w wieku od roku do około 3/4 lat.

„Zwierzęta w lesie” – jedna z uroczych maleńkich książeczek z serii „Rosnę i poznaję”. Niewielka całokartonowa pozycja wypełniona zdjęciami leśnych zwierząt (po jednym na stronę), opatrzonymi krótkimi opisami. Wielki plus za rzeczywisty wygląd zwierzątek, bo choć ilustracje bywają cudowne, to jednak chciałabym, żeby moje dziecko wiedziało jak wilk, czy dzik wyglądają naprawdę. Kieszonkowy format sprzyja zabieraniu na spacery – książeczka nie zajmuje wiele miejsca w maminej torebce (a wiadomo, że mamy i bez książek poupychanych tu i ówdzie spełniają funkcję wielbłąda) i nie są zbyt ciężkie, by włożyć je do dziecięcego plecaczka. A i cena jest bardzo przyjazna.

„Kto się kryje w lesie” – książeczka z okienkami, czyli to, co dzieciaczki lubią najbardziej. Więcej o tej trzytomowej serii pisałam przy okazji recenzji „Kto się kryje w ogrodzie”. To kilkustronicowe całokartonowe książki w miękkiej, bezpiecznie zaokrąglonej oprawie, których największą atrakcją są poukrywane za okienkami zwierzątka (i robale). Dodatkowym atutem są dziurki w okienkach, które pozwalają podejrzeć co nieco i spróbować odgadnąć kto kryje się w środku jeszcze przed otwarciem (ułatwiają również małym paluszkom samodzielne twieranie). Ilustracje, choć mocno stylizowane , są bardzo sympatyczne i nie sposób się do nich nie uśmiechnąć. To jedna z książeczek oszczędnych w tekst, bogatych w pomysł. No i są mrówki, ślimaki i dżdżownice, do których moja Bobasa ma ostatnio niesamowitą słabość. Zaciekawia i nakłania do samodzielności.

„Babo chce” – najmłodszy z przesympatycznego rodzeństwa, zamieszkującego książki Evy Susso, Babo ma nienasycony apetyt na przygody i poznawanie świata. Podczas, gdy rodzina spędza popołudnie na grze w krykieta w przydomowym ogródku, maluch wyciąga starszą siostrę na spacer po lesie, gdzie spotykają zwierzęta, którymi można się pozachwycać i zwierzęta, przed którymi lepiej zmykać. W pełnej wpadających w ucho dźwięków historii mały czytelnik dowie się jakie skarby i tajemnice kryje las i doceni czas spędzony wspólnie z rodziną. Więcej o tej serii pisałam TUTAJ.

„Las. Obrazki dla maluchów” Émilie Beaumont – książeczka (a raczej już książka patrząc po grubości), którą spokojnie można nazwać pierwszą encyklopedią malucha. Dowiemy się z niej jak wygląda las podczas różnych pór roku, jakie zwierzęta go zamieszkują i na jakie rośliny możemy trafić podczas spaceru. Pomoże odróżnić grzyby jadalne od trujących (choć i tak zawsze należy zapytać dorosłego!), przybliży zwyczaje mieszkańców lasu i nauczy rozróżniania gatunków drzew po ich liściach i owocach. To nieco bardziej wymagająca lektura od poprzednich, polecam podsunać ją raczej trzylatkowi, niż roczniakowi – choć nie ma w niej nadmiaru tekstu, przekazuje sporo informacji. Bardzo pomocna podczas ćwiczenia pamięci i spostrzegawczości.

„Rok w lesie” Emilia Dziubak – książka przepiękna. Przedstawia dwanaście odsłon lasu podczas dwunastu miesięcy w formie dużych (mniej więcej formatu A4), kartonowych plansz. Na pierwszej stronie poznajemy (a właściwie rodzic poznaje i szybko uczy się większości nazw, by wiedzieć co powiedzieć dziecku) przedstawione zwierzęta, każda kolejna natomiast jest osobnym dziełem sztuki, w którym owe zwierzątka zostały poukrywane. I to już wybór czytelnika, czy decyduje się na śledzenie rocznego cyklu życia jednego wybranego zwierzęcia (na przykład dzika lub pająka) i to za nim podąży przez całą książkę, czy może spróbuje swoich sił w odszukiwaniu każdego z bohaterów na każdym kolejnym obrazku. Poza wstępem z podstawowymi (choć wcale nie tak oczywistymi) informacjami o zwierzętach, książka zawiera wyłącznie ilustracje. I to właśnie za pomocą obrazu przekazuje wiedzę o zwyczajach danych zwierząt – w jakim środowisku żyją, kiedy (i czy w ogóle) zapadają w sen zimowy i kiedy się z niego budzą, w jaki sposób zdobywają pożywienie, łączą się w pary, czy jak długo opiekują się młodymi – cała ta wiedza przychodzi jakby przypadkiem podczas oglądania pięknych, pełnych szczegółów plansz. Ilustracjami tej autorki zachwycałam się już podczas opisywania książki „Koala nie pozwala”, i nie ukrywam, że jestem jej wierną fanką. A że ta pozycja skierowana jest już do nieco starszego dziecka, zdolnego skupić uwagę przez dłuższą chwilę przedszkolaka, nie mogę się już doczekać aż Maja do niej dorośnie i będziemy wyszukiwać kolejnych niespodzianek podczas wspólnej lektury. Na razie jeszcze mnogość elementów szybko ją nuży.

„Basia i wyprawa do lasu” Zofia Stanecka, Marianna Oklejak – Przygody Basi uwielbiamy odkąd ją tylko poznaliśmy – żadnej innej książeczki z tak dużą ilością tekstu Bobasa nie słucha tak wytrwale jak właśnie Basi. I może jej słuchać do znudzenia. Choć niektóre z poruszanych przez autorkę tematów są jeszcze zbyt trudne dla niespełna dwuletniej Majki, „Wyprawa do lasu” jest jedną z tych części, które przyjęły się u nas bardzo dobrze.
Tym razem zwariowana rodzinka wybiera się na weekend do lasu. I nie jest to bynajmniej zwykły spacer, jakie my dzielnie uskuteczniamy z wózkiem i placem zabaw w roli głównej, a poważna, doskonale zaplanowana wyprawa. Ze szukaniem grzybów, śledzeniem zwierzęcych tropów i noclegiem w leśniczówce. I choć nie wszystko idzie gładko, jak po maśle (maślaku?), tak jak zaplanował to sobie tata Basi, wrażeń nie brakuje. Przesympatyczne przegadujące się rodzeństwo potrafi nieźle rozbawić i małego i dużego czytelnika, a ich małe-wielkie przygody za każdym razem inspirują do cieszenia się magią codzienności i rodzinnego spędzania czasu (raczkujący po lesie Franek chrupiący kawałki kory jest moim faworytem).
Dowcipna, ciepła i pomysłowa lektura z jak zawsze fantastycznymi ilustracjami Marianny Oklejak. A że książeczka została wydana we współpracy z Lasami Państwowymi, zawiera też odpowiednią dla dzieci w tym wieku dawkę wiedzy o lesie i jego mieszkańcach. Wędruje z nami na jesienne spacery, kto wie, może za kilka lat wybierzemy się wspólnie na grzyby?

Rosnę i poznaję. Zwierzeta w lesie, Warszawa: Wydawnictwo Zielona Sowa, 2015, 18 s.
Kto się kryje. W lesie, Warszawa: Wydawnictwo Zielona Sowa, 2017, 10 s.
Eva Susso, Benjamin Chaud, Babo chce, Warszawa: Wydawnictwo Zakamarki, 2010, 28 s.
Émilie Beaumont, Las. Obrazki dla maluchów, Ożarów Mazowiecki: Wydawnictwo Olesiejuk, 1999, 30 s.
Emilia Dziubak, Rok w lesie, Warszawa: Wydawnictwo Nasza Księgarnia, 2015, 28 s.
Zofia Stanecka, Marianna Oklejak, Basia i wyprawa do lasu, Warszawa: Wydawnictwo Egmont, 2015, 24 s.