Czas na czytanie: „Architektura jest najważniejsza. Architektki”

Naprawdę nie sądziłam, że wystarczy zaledwie rok spędzony z dala od uczelni, żebym tak bardzo zatęskniła za kontaktem ze sztuką. Tym chętniej sięgnęłam wreszcie po pozycję naukową i to z dziedziny architektury (w dodatku architektury modernistycznej!) – zawsze traktowanej przeze mnie nieco po macoszemu – które jeszcze nie tak dawno zupełnie mi przecież obrzydły. Nawet nie zauważyłam, kiedy w książce skończyły się strony, a po skończeniu lektury pozostał mi uporczywy niedosyt.

Sześciu badaczy, sześć niezwykłych kobiet i sześć esejów, które ich połączyły. Sześć silnych osobowości, sześć postaw, sześć portretów, sześć różnych sytuacji życiowych, sześć spojrzeń na świat. Choć wydaje się, że dzieli je wszystko – od statusu społecznego i materialnego, przez stan cywilny, podejście do wszechogarniających zmian, życiowe wybory, przynależność etniczna, a nawet samo spojrzenie na doktryny architektoniczne, to jednak mają ze sobą zdecydowanie więcej wspólnego, niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. I wcale nie mam tu na myśli cech osobowości kojarzonych z płcią. Łączy je bowiem miłość do architektury, odwaga i wytrwałość w dążeniu do celu, nowatorskość myślenia i pragnienie zmian – społecznych, estetycznych i kulturowych.

Opracowanie podkreśla znaczenie kobiet na polskiej scenie architektonicznej – w latach 20. pojawiła się nowa, nieznana wcześniej grupa zawodowa: profesjonalne i wykształcone architektki.

„Wszystkie należały do generacji „młodych”, czyli urodzonych w latach 1895-1900, i na architektoniczną scenę weszły w latach dwudziestych, reprezentując postawę modernistyczną w pełnym tego słowa znaczeniu. Traktowały architekturę nowoczesną jako ostateczne spełnienie awangardowego idealistycznego projektu syntezy wszystkich sztuk w celu stworzenia nowej przestrzeni i nowej estetyki dla Nowego Człowieka. Niemal wszystkie były żonami lub partnerkami architektów, tworząc z nimi związki małżeńsko-architektoniczne, które w środowisku awangardy były szczególnym rodzajem prymarnych grup artystycznych, gdzie dochodziło do skomplikowanych relacji seksualno-małżeńsko-artystycznych, rozgrywających się na cienkiej granicy między tym, co prywatne, osobiste, intymne, ukryte w ścianach życia rodzinnego, a tym, co jawne i oficjalne, gdzie obowiązywała restrykcyjna „reguła patriarchalna (…) To właśnie te artystyczne/architektoniczne małżeństwa i nieformalne związki były najbardziej trwałymi elementami w zmiennym, niestabilnym środowisku awangardy i to tutaj dochodziło do akumulacji i koncentracji kapitału symbolicznego, budującego nowy kod języka plastycznego.”

Marta Leśniakowska, Barbara Brukalska: subtelna budownicza płaszczyzn i form [w:] Architektki, red. Tomasz Kunz, Kraków: Wydawnictwo EMG, 2016, s 40-41.

Kreatorki przyszłości, zdobywając wykształcenie, doświadczenie, szacunek i uznanie w dziedzinie dotychczas całkowicie zdominowanej przez mężczyzn przecierały szlaki dla przyszłych pokoleń kobiet-badaczek, kobiet-inżynierów w ich zawodowej emancypacji. To między innymi dzięki ich wytrwałości kobiety zyskały możliwość studiowania kierunków technicznych, obejmowania atrakcyjnych posad i pozyskiwania lukratywnych zleceń w całkowicie „męskim” świecie. Jako pierwsze w historii polskiej architektury, przestały pełnić zaledwie rolę pomocniczą wspierającą swych mężów – architektów, lub zadowalając się drugorzędnymi realizacjami. Stały się równymi partnerkami odpowiedzialnymi za najbardziej sztandarowe projekty epoki.

Powstałe eseje są wynikiem dogłębnych studiów i pracochłonnych poszukiwań źródłowych autorów. Mamy tu do czynienia z badaniem roli kobiety w tworzeniu się polskiej awangardy. Pada pytanie: Czy istnieje podstawa do wyodrębnienia grupy „kobiecej awangardy” o specyficznych cechach wynikających z doświadczenia płci?
„Architektki” są zbiorem sześciu esejów o niezwykłych kobiecych osobowościach, których losy rozgrywały się  w niezwykłych czasach. Każda z bohaterek w unikalny sposób miała wpływ na rozwój architektury modernistycznej zajmując indywidualne miejsce w historii polskiej nowoczesności.
Każdy z tekstów może być wstępem zarówno do pogłębionych badań biograficznych, estetycznych, jak i genderowych.

Teksty poświęcone Dianie Reiterównie (autorka Barbara Zdroja), Barbarze Brukalskiej (autorka Marta Leśniakowska), Helenie Syrkusowej (autor Rafał Ochęduszko), Halinie Skibniewskiej (autorka Marta A. Urbańska), Jadwidze Grabowskiej-Hawrylak (autor Łukasz Wojciechowski), i Anatolii Hryniewskiej-Piotrowskiej (autor Szymon Piotr Kubiak) stanowią unikalny komentarz do historii dynamicznych zmian dwudziestowiecznej Polski, rozwijających się wzniosłych idei, postawy wobec powojennego socrealizmu. Tych sześć zupełnie odmiennych życiorysów wypełnionych energią do walki z przeciwnościami, dylematami rasowymi, życiowymi, zawodowymi i etycznymi stanowi niezwykły obraz przełomowej epoki.

Teksty obrazujące rzeczywistość czasów wojennych, nawet te o charakterze naukowo-biograficznym, czyta się z zapartym tchem. Ale jeśli do trudnej sytuacji ustrojowej i politycznej, do walk o wolność i godność człowieka dołożymy tą nieco mniej widowiskową, choć wcale nie mniej ważną walkę o emancypację i faktyczne równouprawnienie, otrzymamy historię, od której trudno się oderwać. Tym bardziej poruszającą, że przecież najzupełniej prawdziwą.

Architektki, red. Tomasz Kunz, Kraków: Wydawnictwo EMG, 2016, 164 s.

Książkę zrecenzowałam dzięki uprzejmości Stowarzyszenia Sztukater.

Okołoksiążkowy miszmasz: Podsumowanie BookAThonu 3-10.07.2017

Ostatni tydzień minął niczym oka mgnienie, strasznie szkoda, że to już koniec. Czas poskładać sobie wszytko do kupy i ocenić co poszło zgodnie z planem, a co zupełnie okrężną drogą. No i spróbować określić gdzie umknął cały ten czas?

Zaliczonych wyzwań: 7/8

3.07 – książka, w której ważną rolę odgrywają zwierzęta -> J. K. Rowling „Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć. Oryginalny scenariusz”
4.07 – książka o przyszłości -> „Architektki”
5.07 – zła książka -> Sylwia Kubryńska „Kobieta dość doskonała”
6.07 – książka, która jest biografią -> „Architektki”
7.07 – książka, która porusza temat tabu -> Sylwia Kubryńska „Kobieta dość doskonała”
8.07 – książka zekranizowana w 2016 lub 2017 roku -> J. K. Rowling „Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć. Oryginalny scenariusz”
9.07 – co najmniej 1500 stron -> ten wynik pomińmy milczeniem.

Co prawda każdą z przeczytanych książek wybrałam tak, by pasowała do dwóch kategorii i trochę zaszalałam z nadinterpretacją tematów (szczególnie przy książce o przyszłości, która u mnie de facto jest książką o przeszłości), ale prawie wszystko się udało. Nie przeczytałam 1500 stron, ale mierząc siły na zamiary nawet tego nie planowałam. Za to spełniłam swoje prywatne dodatkowe wyzwanie – w czasie maratonu nie kupiłam żadnej nowej książki i nie wypożyczyłam nic z biblioteki. Co prawda ze spotkania blogerów w Sopocie wróciłam z pełną siatą książkowych prezentów i nowych pozycji z wymiany, ale to się nie liczy!

Przeczytanych stron: 312+286+164= 762

Czyli zgodnie z mniej optymistycznym planem.

Przeczytanych książek: 3/4

Nie spodziewałam się, że utknę aż na trzy dni przy mojej „złej książce”. Cóż, okazała się naprawdę zła. W związku z tym nie zdążyłam sięgnąć po książkę Rodana, którą planowałam jako „gratis na koniec”.

Swoją drogą zupełnie przypadkowo wybrałam sobie książki bardzo różnorodne i idealnie zrównoważone, podobnie jak moje odczucia po lekturze:
Scenariusz „Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć” naprawdę bardzo mi się podobał, co przyjęłam z niemałym zaskoczeniem.
Czytając „Architektki” dostałam dokładnie to, czego oczekiwałam.
Natomiast „Kobieta dość doskonała” kompletnie mi się nie podobała i chociaż się tego spodziewałam, i tak byłam rozczarowana.

Napisanych recenzji: 2/3

Staram się nie sięgać po nową książkę, dopóki na dobre nie rozprawię się z poprzednią. Gdybym nie to postanowienie nigdy nie udałoby mi się nic napisać, tylko rzucałabym się od książki do książki, do świata do świata aż wszystkie refleksje o poprzednich kompletnie uciekłyby mi z głowy. Na czas bookAThonu zrobiłam sobie wyjątek od tej reguły, ale recenzja środkowych „Architektek” już się grzecznie pisze.

Miejsca, w których czytałam: na kanapie (a jak!), na fotelu, w małżeńskim wyrku, przy stole w trakcie konsumpcji, na spacerze z Bobasą, w sklepowej kolejce, na ławce na placu zabaw, na plaży, po kostki w morzu.

Ponadto: podczas czytania pożarłam strasznie dużo owoców i zielonego groszku oraz wypiłam zastraszające ilości herbaty; dwa razy odkładałam książkę Kubryńskiej w kąt i oddawałam się refleksjom na temat „co ja czytam i czemu to sobie robię”; zrobiłam kilka całkiem ładnych zdjęć z książką w tle i wreszcie nauczyłam się je rozjaśniać; oddając się lekturze przypaliłam jeden obiad; oddając się lekturze nie zauważyłam, że Dzieć topi plastikowe gofry w nocniku; oddając się lekturze zachlapałam jedną z książek pomidorówką (ale że to była pozycja o pewnej bardzo niedoskonałej kobiecie, to ani trochę nie było mi szkoda); w tak zwanym międzyczasie zaliczyłam fantastyczne spotkanie A może nad morze? Z książką i wyszłam odrobinę do ludzi.

Podsumowując: Było trochę zachwytów i trochę rozczarowań, przypałętało się też sporo bólu pleców i karku od przyjmowania dziwnych pozycji przy czytaniu. Nie jest idealnie, ale jak na obecne klimaty chyba poszło mi całkiem nieźle. Najważniejsza jest w końcu zabawa i przyjemność z lektury. A w przyszłym roku na pewno będzie jeszcze lepiej!

Za to niekwestionowaną Mistrzynią BookAThonu 2017 została Maj – swój książeczkowy stosik czytała przynajmniej raz (!) każdego dnia maratonu (!!!). Czytała za pomocą mamy, taty i cioci, a także sama zabierała się za przeglądanie wybranych lektur. I powiem szczerze, że sięgając po swoje zaplanowane lektury oraz wiele niezaplanowanych znowu i znowu (naprawdę bez chwili wytchnienia, chyba wszystko znam już na pamięć!), nie jestem pewna, czy nie zawstydziła mnie z ilością przeczytanych stron.

Podsumowując część 2: To był szalenie intensywny i bardzo zaczytany tydzień. Obie jak zwykle bawiłyśmy się świetnie w wybornym towarzystwie książek. Trochę odpoczniemy i pewnie znowu rzucimy się w wir trochę bardziej spontanicznego czytania, bo tak naprawdę nasze życie to jeden wielki książkowy maraton (O, to mi się udało. Oficjalnie ogłaszam to zdanie złotą myślą naszego bookAThonu!). A tak z mniejszą ilością patosu: było super! Prosimy o więcej takich imprez!

Okołoksiążkowy miszmasz: BookAThon 03-10.07.2017

Choć za oknem ani trochę tego nie widać, wreszcie przyszło lato. W zeszłym roku nie udało mi się zaangażować w tą akcję, ale zapamiętałam sobie „na przyszłość”, że kiedy kończą się truskawki, zaczyna się BookAThon, czyli fantastyczne książkowe wydarzenie organizowane przez Ewelinę Mierzwińską, Anitę Boharewicz oraz Karolinę Żebrowską. No i w końcu się doczekałam! Już jutro startuje kolejna edycja tygodniowego maratonu czytelniczego, będącego imprezą otwarcia wakacji dla moli książkowych. Siedem dni i siedem tematycznych wyzwań, a w gratisie dyskusje, konkursy i duża dawka wzajemnej motywacji na facebookowym fanpage’u.

Tegoroczne tematy to wyzwania z prawdziwego zdarzenia i przyznaję, że musiałam się nieźle nagimnastykować, żeby wyszukać na moim przepastnym regale wstydu pasujące do nich lektury. Bo to właśnie moje prywatne, ósme wyzwanie – sięgać po pozycje tylko i wyłącznie z mojej prywatnej kolekcji „czekających na wyczytanie” – ogłaszam szlaban na bibliotekę i jeszcze większy szlaban na książkowe zakupy. Mam nadzieję, że uda mi się wytrwać w tym postanowieniu nieco dłużej niż przez ten jeden wczesnowakacyjny tydzień.

Ponadto starałam się wybierać książki tak, żeby pasowały do więcej niż jednego tematu na raz. Dobrze wiem, że jeśli zaplanuję sobie tydzień książkowego maratonu z ambitnym założeniem czytania jednej książki dziennie, to moja mała Maj zaplanuje nam w odwecie tydzień maratonu bez godziny snu. Wolę więc mierzyć siły na zamiary, szczególnie, że zawsze wolałam czytać trochę wolniej, a za to z większą przyjemnością. Kiedy już wczuję się na dobre w fikcyjny świat, nie tak łatwo mi go opuścić.

K. Rowling „Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć. Oryginalny scenariusz” – książka, której naprawdę miałam nie kupować. Uwielbiam wszystko, co związane z magicznym światem Harrego Pottera i sam film naprawdę bardzo mi się podobał ale posiadanie oprawionego scenariusza uważałam za zbędną fanaberię. Aż do momentu, w którym zobaczyłam tą przepiękną okładkę i wszystkie moje postanowienia poszły na pizzę, a ja dołączyłam pierwszą przygodę Newta Skamandera do swojej Kolekcji Książek Nieprzeczytanych. Podczas maratonu zaliczam tą pozycję do dwóch kategorii – „Książka, w której ważną rolę odgrywają zwierzęta” i „Książka zekranizowana w 2016 roku”.

Sylwia Kubryńska „Kobieta dość doskonała” – oto i ona, pozycja, która swego czasu miała bardzo dobrą reklamę i o której słyszałam same pełne zachwytów opinie. A ja jak na złość, mimo kilku podejść, kompletnie nie mogę przez nią przebrnąć. Tym razem musi się udać. W moim bookAThonowym zestawieniu występuje w roli „Złej książki”, bo tak już zaczęłam o niej myśleć. Sądząc po stężeniu feminizmu już na pierwszej stronie, myślę że bez problemu mogę ją zaliczyć również do kategorii „Książka, która porusza tematy tabu.” Poczytamy, zobaczymy.

„Architektura jest najważniejsza. Architektki” – przyznaję bez bicia, że naprawdę nie lubię czytać biografii, dlatego jako wyzwanie na czwarty dzień maratonu wybrałam zbiór esejów poświęconych sylwetkom sześciu wybitnych architektek. Mam nadzieję, że znajdę w tej książce trochę opowieści o kobietach, trochę o życiu i trochę o sztuce, dzięki czemu nie umrę z nudów (co jest w moim przypadku nieodłącznym elementem zagłębiania się w biografie).
Kolejnym tematem w literaturze, za którym naprawdę nie przepadam, są wizje przyszłości (za co gdzieś głęboko w sercu po dziś dzień obwiniam pewnego pana Lema i katusze, które mi zgotował), nie mam za to nic przeciwko osobom, które myślą przyszłościowo i biorą czynny udział w kształtowaniu owej przyszłości. Architektki opowiadające się po stronie modernizmu, kreatorki polskiej nowoczesności idealnie wpasują się w wyzwanie na drugi dzień maratonu. Chyba tylko historyk potrafi odnaleźć przyszłość w przeszłości, ale z drugiej strony kto historykowi zabroni?

Andrzej Rodan „Życie seksualne papagejów” – i na sam koniec, jeśli tylko starczy mi czasu (a Bobasa pozwoli sobie pofolgować) zostawiłam sobie tą oto książkę-zagadkę. Wyszperałam ją kiedyś na targu staroci i prawdę mówiąc kupiłam po okładce. Wygląda na taką, która z prawdziwą rozkoszą poruszy wszystkie tematy tabu na jakie tylko się natknie i coś czuję w kościach, że to może być bardzo zła książką – aż nie mogę się doczekać lektury!

Jak widać już na samym zdjęciu mojego stosika, nie podejmuję się ostatniego z wyzwań – mój najbardziej optymistyczny scenariusz (wraz z książką Rodana) zakłada przeczytanie 955 stron, a to do 1500 daleka droga. Nie można mieć jednak wszystkiego, a lepiej nie kusić licha. Kto wie, może w przyszłym roku bardziej zaszaleję?

Tak wyglądają moje ambitne plany, teraz czas na przedstawienie majowego stosiku na maraton! Razem z Bobasą wybrałyśmy następujące pozycje do wspólnego czytania:

_20170702_104433

03.07 „Zwierzęta i ich dzieci” – zwierzątka są super, a małe zwierzątka to już w ogóle szaleństwo i słodycz w czystej postaci. Im więcej, tym lepiej!
04.07 „Magda i jej buldożer” to wręcz wymarzona pozycja o przyszłości. Kobiety na buldożery!
05.07 Cudowna „Myszka” Doroty Gellner wystąpi jako „Zła książka”. Nie dlatego, że nie jest fantastyczna, ale dlatego, że porusza temat złości i radzenia sobie z tą emocją.
06.07 Anthony Browne „Moja mama” będzie naszą biografią. Uniwersalna i ponadczasowa opowieść o najważniejszej osobie na świecie.
07.07 Hector Dexet „Kto zjadł biedronkę?” – szczera rozmowa o upodobaniach kulinarnych, szczególnie tych nie fit i nie wege to temat coraz bardziej tabu. No bo czy ktoś się przyznaje do zjedzenia biedronki?
08.07 „Mały Lewis Caroll. Alicja w Krainie czarów” – co prawda w 2016 roku na ekrany kin wszedł film pod tytułem „Alicja po drugiej stronie lustra”, ale jako pierwszy kontakt z bohaterami, obrazkowa wersja historii o Alicji i Króliku jak najbardziej wystarczy.
09.07 – oczywiście i w tym przypadku nie podejmujemy się wyzwania dotyczącego 1500 przeczytanych stron. Chociaż książeczki są czytane tyle razy wciąż na nowo, że może nie powinnam tak od razu skreślać naszych możliwości…? :D

Zapowiada się naprawdę zaczytany tydzień, wszystkim współuczestnikom życzę dobrej zabawy samych świetnych książek! Powodzenia!

BKTN_Promka_Poster