Przygody Robaka Lolka to seria, która budzi we mnie bardzo ambiwalentne uczucia.
Z jednej strony bardzo podoba mi się pomysł książeczek, które rosną razem z dzieckiem i towarzyszą mu na różnych etapach rozwoju. Wszystkie tomy są całokartonowe, z bezpiecznie zaokrąglonymi rogami, a liczba ich stron zwiększa się wraz z wiekiem czytelnika. Pierwsza część, sugerowana dzieciom w wieku 6 msc+, oparta została na kontraście czerni i bieli. Nie zawiera tekstu przedstawia prostą historię, w której poznajemy głównego bohatera i towarzyszymy u w podróży z łąki do domu, gdzie zbłądził szukając schronienia przed deszczem. Druga część – „Robak Lolek poznaje zwierzęta”- kierowana do roczniaków, choć wciąż pozbawiona jest drukowanej treści, wprowadza dziecko w świat kolorów. Razem z Robakiem Lolkiem poznajemy stworzenia zamieszkujące łąkę, staw, las i podwórze. Tom trzew trzecim tomie „Robak Lolek w podróży” (dla dzieci w wieku 18 msc+), towarzyszymy Lolkowi w znacznie dalszej i bardziej urozmaiconej podróży wykorzystując wiele różnych środków lokomocji. Ta książka wzbogacona została w proste zdania opisujące wykonywane przez bohatera czynności i pojazdy. Część czwarta „Robak Lolek i przyjaciele” jest najbardziej rozbudowana, zawiera również najwięcej stron – każda strona opisana została czterema zdaniami, a fabuła opisuje dzień, jaki główny bohater spędza ze swoimi przyjaciółmi. Lektura ostatniej części sugerowana jest dla dzieci powyżej drugiego roku życia.
I jak cała koncepcja bardzo mi się podoba, a sam Lolek jest bardzo sympatyczny (w ogóle uczynienie glisty głównym bohaterem to super sprawa), tak wykonanie nie koniecznie mi odpowiada. Fakt, książeczki są bardzo malarskie i niepowtarzalne i z założenia mają rozbudzać wrażliwość artystyczną dziecka. Nie są jednak ani ładne, ani intuicyjnie rozpoznawalne.
W książeczce kontrastowej do przedstawienia rzeczywistości użyto różnych malarskich „faktur” i choć zabieg ten prawdopodobnie ma na celu trening i rozwijanie dziecięcego wzroku, to nie jestem pewna, czy spełnia swoją funkcję. Moim zdaniem na obrazkach panuje zbyt duży chaos, by zupełny maluch mógł się w nich połapać i prawidłowo je zobaczyć – może faktycznie półroczny bobas jest w stanie oddzielić od siebie poszczególne elementy ilustracji, ale moja córka w wieku 6 miesięcy była już znudzona czarno białymi książeczkami i zdecydowanie bardziej wolała kolorowe. Drugi tom jest bardzo nierówny. Na rozmalowanych ilustracjach wciąż bardzo dużo się dzieje i nie jest łatwo wyłapać granice postaci. Tuż obok uroczych, sympatycznie przestawionych stworzeń umieszczono zwierzęta o charakterze niemalże karykaturalnym – z monstrualnie przerośniętymi zębami, o krzywych minach i cienkich, gadzich źrenicach. I choć stanowią one zdecydowaną mniejszość, to wrażenie jest nieco niepokojące (żeby nie powiedzieć przerażające). I jak wyszczerzone zębiska wilka jestem jeszcze w stanie zrozumieć, tak chyba jeszcze nigdy nie widziałam tak nieprzyjemnej sowy, wiewiórki, czy żaby. Bardzo fajny pomysł z rysunkowym potraktowaniem tekstu, które zaczyna się w trzecim tomie (gdzie na przykład literka „o” w słowie „rower” ma formę koła ze szprychami), i rozwija się w ostatniej części, gdzie słowo „jajko” dosłownie jest w jajku, a wyraz „woda” ścieka do zlewu. Jednak sama treść jest już nie do końca fajna. Podczas podróży przez trzecią z kolei książeczkę, Lolek przesiada się kolejno na różne środki lokomocji. Ale nie dlatego, że jest ich ciekawy, ale dlatego, że w poprzednim coś mu nie pasowało, przez co tekst ma raczej negatywny wydźwięk – z roweru robaczek schodzi, bo boi, się upadku, na sankach jest zimno, a auto nie wjedzie na wysoki szczyt. Ponadto Lolek okazuje się być bardzo strachliwym robaczkiem. A budzenie w dziecku strachu przed jazdą na rowerze nie jest chyba niczym pożytecznym.
Wiem, że o gustach raczej się nie dyskutuje, bo to, co nie podoba się mi, może budzić zachwyt w kimś innym. Ale postacie dzieci w ostatniej lolkowej książeczce, to naprawdę małe koszmarki, których twarze rozpływają się niczym zegary na obrazach Dalego, a ich usta wyglądają na szczelnie zacerowane. I choć pod względem treści ta jest najbardziej pożyteczna – pełna pomysłów do wspólnego spędzania czasu, daje również dobry przykład zgodnej zabawy rodzeństwa – to wizualnie odpowiada mi najmniej. Jest mało czytelna i raczej wybazgrana, niż zilustrowana. W ogóle cała seria wygląda jak opracowana w paincie jako projekt ucznia z podstawówki. Choć przyznam, że miałam w podstawówce koleżanki, które w rysowały w tym programie bardziej spójne obrazki.
Wydawnictwo pisze, że: „Malarskie ilustracje Anny Litwinek rozwijają wrażliwość estetyczną dzieci. W pracy nad książkami przyświecała nam myśl Marii Montessori: „Uczyłam się dziecka. Wzięłam to, co dziecko mi przekazało i wyraziłam to.” Nasze książki mogą służyć jako pomoce dydaktyczne zgodne z Pedagogiką Montessori: są adekwatne do etapu rozwoju dziecka, cechują się wysoką jakością wykonania, zawierają wiedzę z otoczenia dziecka, jednocześnie inspirując artystycznie i pobudzając zmysł plastyczny.” Jednak moim zdaniem nie maja nc wspólnego z zasadą decorum i widziałam wiele bardziej wartościowych pozycji dla maluchów. Choć przyznaję szczerze, że metody Montessori również nieszczególnie mnie przekonują, może to dlatego nie potrafię docenić tej serii.
Nie mogę powiedzieć, że „Robak Lolek” jest bezwartościowy, bo ma swoje zalety, a niektóre z ilustracji są naprawdę ciekawe (jestem fanką pszczół, łąki i homara w drugiej części), ale nie mogę jej polecić. Moim zdaniem szkoda czasu i pieniędzy (każda część kosztuje nieemalże 20 zł!) na „Robaka Lolka”.
Anna Litwinek, Robak Lolek, Radom: Wydawnictwo Marruda, 2017, 10 s.
Anna Litwinek, Robak Lolek poznaje zwierzęta, Radom: Wydawnictwo Marruda, 2017, 14 s.
Anna Litwinek, Robak Lolek w podróży, Radom: Wydawnictwo Marruda, 2017, 14 s.
Anna Litwinek, Robak Lolek i przyjaciele, Radom: Wydawnictwo Marruda, 2017, 18 s.