Bajki Leona i Majki: „Rok w domu” Marta Kulesza

Seria „Rok w…” to zawsze 12 plansz prezentujących określone miejsce przez 12 miesięcy w roku. Tym razem zawitamy do kamienicy przy ulicy Gołębiej 7, w której mieszkają cztery rodziny i codziennie tętni życie.

Tego rodzaju książki można „czytać” na różne sposoby. My najczęściej wybieramy jednego z bohaterów i wędrujemy przez książkę śledząc jego losy przez okrągły rok – a że bohaterów jest tu co nie miara (a klika słów o każdym z nich znajdziemy na pierwszych stronach książki) – wyszukiwanka szybko się nie znudzi! Można też oczywiście dokładnie poświęcić cała swoją uwagę po kolei każdej planszy, by nie przeoczyć żadnego szczegółu, albo spędzić niejeden wieczór układając własne historie do ilustracji.

Choć życie w kamienicy toczy się oczywiście w rytm domowej codzienności, nie brak tu też zwierzątek, które jako pierwsze przykuwają uwagę chyba większości dzieci. Naszymi faworytami są koty – Benek, Lucjan i Kora, ale kandydatów na ulubionych bohaterów znajdą tu też psiarze, wielbiciele myszek, a nawet te maluchy, które uwielbiają wypatrywać oczka w poszukiwaniu owadów. Nie brak też oczywiście gołębi ( w końcu nazwa ulicy zobowiązuje!), kosa czy kreta.

Wraz z upływem miesięcy widzimy naprzemiennie – to przekrój przez cały budynek, by móc zajrzeć do poszczególnych mieszkań, to znów zbliżenie na trawnik przed kamienicą, gdzie możemy dowiedzieć się w jaki sposób bohaterowie spędzają czas na świeżym powietrzu. Ostatnie strony to natomiast prawdziwy sprawdzian dla wytrenowanych już dziecięcych oczek – poszukiwanie różnic między obrazkami.

Wszystko to na pełnych domowego ciepła, stonowanych ilustracjach Marty Kuleszy, które pokochaliśmy już poznając przygody psotnego rodzeństwa z ulicy Słonecznikowej 5. Jeśli zaś chodzi o poziom trudności, to moim zdaniem jest on zbliżony do kultowego „Roku w lesie”, natomiast nieco trudniejszy od „Roku na zamku” czy „Rok na placu budowy”. To już jednak kwestia gustu i indywidualnych preferencji małych wypatrywaczy. Moja siedmiolatka wciąż z entuzjazmem podchodzi do takich tytułów i powoli wprowadza zbyt niecierpliwego jeszcze braciszka w świat wyszukiwanek. Ten tytuł na pewno zagości więc w naszym domu na dłużej.

Marta Kulesza, Rok w domu, Warszawa: Wydawnictwo Nasza Księgarnia, 2023, 28 s.

Recenzja powstała w ramach współpracy barterowej z Wydawnictwem Nasza Księgarnia.

Czas na czytanie: „Arystoteles i Dante przepadają w toni życia” Benjamin Alire Sáenz

Pierwszą część przygód Arystotelesa i Dantego czytałam już jakiś czas temu, jeszcze w pierwszym wydaniu, jako „Inne zasady lata” (nowe wydanie z 2021r. nosi tytuł „Arystoteles i Dante odkrywają sekrety wszechświata”) i bardzo się cieszę, że odświeżyłam sobie tą historię przed sięgnięciem po kontynuację, bo akcja drugiej części dzieje się bezpośrednio po wydarzeniach z pierwszej – warto więc czytać jedną po drugiej, by zachować ciągłość narracji.

Po zachłyśnięciu się zakochaniem przychodzi czas na zderzenie z codziennością. A ta nie jest szczególnie łaskawa dla odmienności.

„-Wiesz, Ari, mamy przesrane.
– No, mamy.
– Nigdy nie będziemy wystarczająco meksykańscy. Ani wystarczająco amerykańscy. Ani wystarczająco hetero.
– No – przytaknąłem. – I możemy z całą pewnością założyć, że na jakimś etapie nie będziemy wystarczająco homo”.

Szczególnie w latach 80. kiedy po USA rozlewa się epidemia AIDS. I kiedy jest się uczniem ostatniej klasy liceum.

Mam wrażenie, że w tej części mamy zdecydowanie więcej Arystotelesa, który pozwala czytelnikowi zajrzeć do swojego wnętrza pisząc dziennik i prowadząc w nim jednostronne rozmowy z Dantem. A może z samym sobą? Pierwsza miłość okazje się być dla niego nie tylko otwarciem na tą jedną jedyną osobę, ale również na przyjaźń w ogóle. Szybko okazuje się, że kandydatki na przyjaciółki tylko czekały na wpuszczenie do świata nastolatka. To też wymarzona poprawa relacji z rodzicami i powolne poznawanie się z ojcem, który po latach uczy się przerywać milczenie. Przychodzi też czas na przepracowanie nieobecności brata i popełnionych przez niego zbrodni. A na horyzoncie czekają już kolejne straty i rozstania.

Tym razem poważne tematy – śmierć, choroba, rasizm, kwestie wiary, odmienność, trauma czy poszukiwanie własnej tożsamości – mieszają się ze szkolną rzeczywistością, uczeniem się przyjaźni, siłą rodziny wobec kryzysów i odkrywaniem swojego miejsca w grupie rówieśników. A także wzloty i upadki pierwszego związku – od absolutnych zachwytów drugą osobą aż po dostrzeganie wad ukochanego, pierwsze różnice zdań nieporozumienia.

„Nienawiść to decyzja. Nienawiść to emocjonalna pandemia, na którą nigdy nie znaleźliśmy leku”.

Nie zabrakło dużej dawki filozofowania i nastoletniego „rozkminiania życia” doprawionego szczodrą dawką czułej poetyckości – w końcu imiona zobowiązują! A wszystko to w tak uroczej, że aż momentami naiwnej koncepcji pierwszej miłości w tym bardzo amerykańskim, hollywoodzkim wydaniu.

Benjamin Alire Sáenz, Arystoteles i Dante przepadają w toni życia, Poznań: Wydawnictwo WE NEED YA, 2023, 512 s.

Recenzja powstała w ramach wyzwania WyPożyczone 2023.

Bajki Leona i Majki: „Wycieczki Śmieciareczki” Marcin Przewoźniak, Marta Anna Jollant

Auta, pojazdy specjalne i maszyny budowlane to chyba standardowy repertuar zainteresowań każdego przedszkolaka, niezależnie od płci. Dobrze pamiętam te czasy, kiedy drugie śniadanie jadła tylko na ławce z widokiem na tramwaje, a każdy spacer w okolicach budowy był lepszą atrakcją, niż plac zabaw. Jeszcze całkiem niedawno moja córka wstawała rano i czatowała na przyjazd śmieciarki, żeby poobserwować przez okno jak ta podnosi i opróżnia śmietniki. Aktualnie mam chwilę oddechu, bo Maja już wyrosła, a Leon jeszcze nie dorósł do manii na pojazdy, ale ja pilnie śledzę fajne nowości w tym temacie, bo już lada moment znowu będą na tapecie.

„Wycieczki Śmieciareczki” to bardzo fajna i całkiem wyjątkowa pojazdowa seria skierowana do maluchów, które nie potrzebują już kartonówek i są w stanie wysiedzieć na dłuższym czytaniu, ale wciąż jeszcze są mocno przywiązane do ilustracji, a rymowany tekst jest dla nich bardziej przystępny, bo i cała historia jest tu opowiedziana przy pomocy wpadającego w ucho wierszyka. Do tego z bardzo sympatyczną bohaterką, nieskomplikowaną, ale całkiem emocjonującą fabułą i zacięciem ekologiczno-edukacyjnym.

„Ludzie kupują, jedzą i śmiecą. A śmieci lecą, lecą i lecą… Lecą do kubłów, koszy, śmietniczek, czasem na chodnik lub na trawniczek. Chyba już śmieci tych nie policzę…! Kto nam podpowie, kto nas nauczy, gdzie prawidłowo śmieci wyrzucić? Pani w przedszkolu? Mama czy tata? Jak nie zaśmiecać naszego świata?”

Pierwsza część – „Cześć Śmieciareczko!” – wprowadza małego czytelnika w tematykę segregacji odpadów, pomaga zapamiętać poszczególne frakcje i objaśnia co dzieje się ze śmieciami po odebraniu przez śmieciarkę. Nie brakuje też emocjonującej pogoni za podstępną, uciekającą na skrzydłach wiatru foliową torebką, wielkomiejskiego klimatu zatłoczonych ulic, dużej ilości kotów (a to u nas bardzo istotna zaleta) oraz gościnnych wystąpień innych superpojazdów – Dźwigu i Radiowozu. Fabuła kończy się wraz z nastaniem wieczoru, myciem po pracy i udaniem się do garażu na spoczynek, jest to więc mocna kandydatka na piętnastominutowe czytanie przed snem.

Marcin Przewoźniak, Marta Anna Jollant, Wycieczki Śmieciareczki. Cześć, Śmieciareczko!, Warszawa: Wydawnictwo Wilga, 2023, 32 s.

„Spotkania i sprzeczki małej Śmieciareczki” prezentują cały wachlarz przyjaciół naszej bohaterki – pojazdów dbających o porządek w mieście – Szambiarkę, Polewaczkę, Cysternę, Wóz Ogrodniczy czy Kontener na elektrośmieci wprowadzający kolejną bardzo ważną frakcję odpadów do zapamiętania. Jest tu nawet ciężarówka dowożąca świeże pieczywo z piekarni.

„Każda niejedno powie ci słówko, jak bardzo fajnie być ciężarówką”.

Jednak po części edukacyjnej nadchodzi pora na dawkę emocji, bo co to za dzień bez pościgu – kiedy jedna z Ciężarówek podczas jazdy gubi ładunek, przyda się pomoc Radiowozu!

Marcin Przewoźniak, Marta Anna Jollant, Wycieczki Śmieciareczki. Spotkania i sprzeczki małej Śmieciareczki, Warszawa: Wydawnictwo Wilga, 2023, 32 s.

Jeśli mogłabym coś zmienić, to tylko wolałabym zaokrąglone rogi, żeby bezpiecznie czytać i z nie do końca jeszcze skoordynowanymi ruchowo bajclami. Poza tym jest super, zostawiam Leonowi na przyszłość.

Recenzja powstała w ramach współpracy barterowej z Wydawnictwem Wilga.

Czas na czytanie: „Stop prawa” Brandon Sanderson

300 lat po wydarzeniach z pierwszej trylogii Ostatniego Imperium, spodziewałam się na Scadrialu klimatów steampunkowych – szczególnie mając w pamięci urocze właściwości hemalurgii, w które obfitował „Bohater wieków”.

I w pewnym sensie nawet się na to zanosiło, bo świat akcji zrobił spory krok naprzód, prosto w epokę pary i elektryczności. Ale przy rozwoju allomancji i feruchemii, hemalurgia odeszła w zapomnienie, a wraz z rozwojem techniki społeczeństwo poszło w nieco innym kierunku, niż się spodziewałam – na Dziki Zachód. I to Dziki Zachód podrasowany wyjątkowymi umiejętnościami, jakie dają w tym świecie metale, więc klimaty „Strażnika Teksasu” mieszają się tu z galopującą urbanizacją. Mamy więc jednocześnie pojedynki rewolwerowców i pościgi na dachach pociągów, gustowne kapelusze, ratowanie dam z opresji i elegancki czar dobrych manier, obszernych sukien, lasek pojedynkowych oraz fularów, a do tego wieżowce wznoszone nad miastem na metalowych szkieletach, automobile zastępujące powolutku konne powozy i ulepszoną allomancją broń palną.

Mamy też samozwańczego stróża prawa, który po latach dbania o ład i porządek na peryferiach cywilizowanego świata – zwanych jakże wymownie Dziczą – powraca do pozornie nudnego życia metropolii stając na czele starego i szanowanego rodu. Szybko okaże się jednak, że nie sposób wyplenić starych przyzwyczajeń, a niektóre jednostki przyciągają kłopoty jak magnes.

„Istnieje związek miedzy stróżem prawa a filozofem (…). I w prawie i w filozofii chodzi o pytania. Zostałem przyciągnięty do prawa, by znaleźć odpowiedzi, których nie umiał odnaleźć nikt inny, by pojmać ludzi, których wszyscy uznawali za niemożliwych do pochwycenia. Filozofia jest podobna. Pytania, tajemnice, zagadki. Ludzki umysł i natura wszechświata to dwie wielkie zagadki wszechczasów”.

To cudownie szalony misz-masztrochę western i trochę kryminał w niepowtarzalnym, fantastycznym świecie. Nie brak tu charakternych jednostek, ironicznego poczucia humoru, potrzeby sprawiedliwości i oczywiście kwestii religii i wiary, choć teraz to bohaterowie pierwszej trylogii stali się obiektami kultu.

To zupełnie inny klimat niż „Z mgły zrodzony”, moim zdaniem znacznie lżejszy – w końcu zamiast wstrząsającej porządkiem świata rebelii i dramatycznych prób ucieczki przed apokalipsą mamy tu tylko zwykłe i codzienne wielkomiejskie zbrodnie. Niemniej jednak fajnie wrócić do tego świata, czyta się świetnie i zaskakująco łatwo przywiązać się do nowych bohaterów. Nie mogę się już doczekać kolejnej zbrodni do rozwiązania.

Brandon Sanderson, Stop prawa, Warszawa: Wydawnictwo MAG, 2016, 304 s.

Recenzja powstała w ramach wyzwania WyPożyczone 2023.

Czas na czytanie: „Date me, Bryson Keller” Kevin van Whye

„To niesprawiedliwe, że heterycy mogą kochać, śmieć się i żyć tak otwarcie, kiedy ja muszę dwa razy pomyśleć, zanim coś powiem albo zrobię. Muszę zawsze się pilnować”.

Wszystkie te pełne zachwytów polecajki z okładek zazwyczaj niewiele mają wspólnego z treścią książki, zwykle nie zwracam więc na nie większej uwagi. Ale tym razem jest w punkt – „Date me, Bryson Keller” faktycznie jest ciepła i urocza. Wzruszającą może bym jej nie nazwała, ale rozczulającą na pewno.

To licealna komedia romantyczna oparta na motywie udawanego związku. Tytułowy Bryson Keller jest jednym z „fajnych chłopaków” – sportowiec, największe ciacho w szkole, bożyszcze ogólniaka. Bożyszcze, które nie wierzy w licealne związki i ich nie praktykuje – aż do dnia, w którym podejmie rzucone mu na imprezie wyzwanie – będzie umawiał się przez okrągły tydzień, z każdą osobą, która jako pierwsza go o to poprosi poniedziałkowego poranka. Nie bierze jednak pod uwagę, że zasady wyzwania nie ograniczają się tylko do dziewczyn

Historia oparta na oklepanej kanwie mogłaby być banalna i nijaka (szczególnie, że bohaterowie spotykają się między innymi na zajęciach teatralnych, gdzie przychodzi im odgrywać sceny z „Romea i Julii”), ale jej największą siłą są charyzmatyczni, świadomi, zaskakująco dojrzali i przy tym całkiem autentyczni bohaterowie, których nie sposób nie polubić. A i poruszona tematyka potrafi dać do myślenia.

„Wielu ludziom nie chce się wierzyć, że coś takiego może nadal mieć miejsce… A jednak. Nadal istnieją osoby, z którymi musimy walczyć o prawo do istnienia, do miłości”.

Poza dość oczywistym szkolnym romansem, mamy tu poruszoną kwestię wyjścia z szafy, nie zawsze odbywającego się na swoich zasadach; odkrywania własnej tożsamości, konfliktu między miłością a dogmatami wiary katolickiej, konsekwencji coming outu zarówno w szkole, jak i w rodzinie.

„Wiem, że moja rodzina mnie kocha, ale jestem niekompletną układanką. Czy gdyby zobaczyli cały obraz, nadal traktowaliby mnie tak samo?”

Wśród powszechnych dla młodzieży problemów, jak kwestia popularności, skrywanych zauroczeń czy akceptacji przyjaciół pojawiają się również poważniejsze kwestie – poczucie niedopasowania towarzyszące bohaterowi mieszanej rasy czy ból spowodowany zdradą i rozstaniem rodziców.

Tak, to opowieść przede wszystkim o młodzieńczym zakochaniu, problemach piętrzących się przed nastolatkami o orientacji innej niż heteroseksualna i o wychodzeniu z szafy. Ale też – a dla mnie chyba przede wszystkim – o rodzinie w momencie próby, wsparciu rodzeństwa i sile prawdziwej przyjaźni.

A przy tym to słodka, podnosząca na duchu i mądra historia do połknięcia w dwa wieczory. Mocne polecanko.

Kevin van Whye, Date me, Bryson Keller, Warszawa: Wydawnictwo Jaguar, 2023, 336 s.

Recenzja powstała w ramach współpracy barterowej z Wydawnictwem Jaguar.

Czas na czytanie: „What beauty there is” Cory Anderson

Jack i Ava nie są typowymi nastolatkami – pochodzą z rodzin związanych z przemysłem narkotykowym i mimowolnie zostają wplątani w gangsterskie porachunki swoich ojców. Nie mają jednak zamiaru poddać się losowi, desperacko usiłują przetrwać i ocalić tych, których kochają. Wciąż mają przy tym czas i ochotę, by dostrzegać piękno świata, a między nimi rodzą się uczucia. Ani na chwilę nie tracą też nadziei na prawdziwe, zwykłe, nudne życie.

„Przychodzi czasem taka chwila, kiedy do człowieka dociera, że to, czego przez cały czas pragnął, wcale nie jest tym, czego naprawdę potrzebował”.

To jedna z tych narracji w typie „zabili go i uciekł” – mamy tu desperackie poszukiwania ukrytego skarbu, bezwzględne pościgi, brutalne pobicia, morderstwa, porwania i balansowanie na granicy życia i śmierci. Byłby z tego całkiem dobry, dość przewidywalny, ale trzymający w napięciu thriller, gdyby nie pseudointelektualne, „uduchowione” i filozoficzne wstawki mocno trącące nastoletnią fascynacją fatalizmem, makiawelizmem i rządami siły. To filozofowanie o wartościach, o uczuciach będących synonimem słabości wraz dziwnymi, metafizycznymi porównaniami i pętlami czasu mocno wytrącało mnie z rytmu i nudziło, zupełnie nie miałam do cierpliwości do tych fragmentów, przez co kilka razy nieźle utknęłam.

„Wszyscy przychodzimy na ten świat nieskalani doświadczeniem Czyści. Bez żadnych defektów. Sześć trylionów komórek nieskazitelnej biologii. Nic, same białka i molekuły. A potem zaczyna się egzystencja. To tylko życie. Wielka gra. Uczucia, nadzieje, marzenia. Serce się w tym gubi. Zaczyna mu zależeć. Marzenia się nie spełniają, nadzieje umierają. Miłość przepada. Ten nieskazitelny blask przygasa. Konsekwencje są niszczące (…). To słabość. (…) przez to płowiejemy, tracimy blask. Wszyscy jesteśmy potem już tylko mrocznymi skorupami tego pierwotnie lśniącego początku”.

„Miał poczucie, jakby spadał właśnie na ziemię z ogromnej wysokości, prześlizgując się po drodze między cząsteczkami powietrza”.

Pod względem emocjonalno-filozoficznym mam wrażenie, że jestem zdecydowanie za stara na tą historię. Z drugiej jednak strony jest to książka obfitująca zarówno w obrazowe opisy brutalnej śmierci, jak i pełna przemocy psychicznej, nie jestem więc do końca przekonana czy to aby na pewno pozycja powinna skierowana do młodzieży, choć ukazała się nakładem wydawnictwa zajmującego się książkami dla młodych odbiorców, które poleca ją od 13 roku życia. Myślę, że przydałoby się podniesienie kategorii wiekowej, chociaż na 16+.

Spodziewałam się czegoś innego i nie przypadła mi do gustu, chociaż na pewno znajdzie swoich fanów wśród (początkujących?) zwolenników brutalniejszych thrillerów.

Cory Anderson, What beauty there is, Warszawa: Wydawnictwo You&YA, 2023, 352 s.

Recenzja powstała w ramach współpracy barterowej z Wydawnictwem You&YA.

Bajki Leona i Majki: „Akademia Mądrego dziecka. Czytaj i Baw się: Dzień na farmie; Piracka Przygoda”

W ramach Akademii Mądrego Dziecka wydawane są aktywizujące książeczki dla najmłodszych, służące nie tylko do czytania, ale przede wszystkim do zabawy. I przy okazji wspomagające rozwój motoryki małej – zachęcające małe paluszki do wskazywania, otwierania okienek, przesuwania i manipulowania ruchomymi elementami.

Te dwa tytuły skierowane są do najmłodszych czytelników. Książeczki są dość lekkie, a twarda oprawa o bezpiecznie zaokrąglonych rogach zrobiona jest z grubych kawałków filcu, dzięki czemu jest miękka i przy upadku nie zrobi krzywdy, a nawet nie sprawi za dużego bólu kiedy maluszek upuści ją sobie na nosek – super sprawa dla początkujących i jeszcze nieszczególnie zgrabnych czytelników.

Ale najfajniejszym elementem jest tu oczywiście pojazd, który można wydobyć małymi paluszkami z okładki i wstawić go w przeznaczone na to miejsce na każdej ze stron. Dzięki temu możemy przemierzać farmę traktorem lub płynąć pirackim statkiem przez wzburzone wody i przeżywać różne przygody. A że pojazd zapobiegawczo przymocowano do książeczki wstążeczką, mamy pewność że nie odjedzie za daleko.

Choć nie mamy tutaj tekstu o charakterze fabularnym, historię możemy opowiadać sami, wspomagając się ilustracjami, a także pytaniami i drobnymi ciekawostkami, do których ogranicza  się tekst. Mamy tu więc troszkę wyszukiwania, pokazywania paluszkiem oraz zabawę w snucie opowieści o przygodach traktora doglądającego pracy na farmie lub piratów poszukujących skarbu. Fajny pomysł na wspólne spędzenie czasu z dzieckiem o oswajanie książki – szczególnie dla tych bardziej ruchliwych maluszków, które jeszcze nie mają dość cierpliwości, by skupić się na czytanym tekście.

Jakieś minusy? Tekturka naklejona na filc, choć ma swoje plusy (lekka, miękka), nie jest niestety dziecioodporna i polegnie w starciu z zębami i śliną maluszka czy choćby podczas intensywniejszego używania. Widać to już po kilku wstawieniach kół traktora/dna łódki w odpowiednie wgłębienia – papier zaczyna odklejać się od filcu. Trzeba się więc nastawić, że to nie będą tytuły pokoleniowe, a po prostu ulegną zużyciu. Im lepsza, bardziej intensywna i wielozmysłowa zabawa, tym zużycie będzie szybsze.

W tej serii ukazały się również „Bal z księżniczką”, gdzie podróżujemy karetą oraz „Zwiedzamy miasto” z autobusem w roli głównej.

Akademia Mądrego dziecka. Czytaj i baw się. Dzień na farmie, Warszawa: Wydawnictwo HarperKids, 2023, 8 s.

Akademia Mądrego dziecka. Czytaj i baw się. Piracka przygoda, Warszawa: Wydawnictwo HarperKids, 2023, 8 s.

Recenzja powstała w ramach współpracy barterowej z Wydawnictwem HarperKids.

Rzućcie okiem na recenzje innych tytułów z „Akademii Mądrego Dziecka” – z okienkami, błyszczącymi, obracanymi, przesuwanymi a nawet pachnącymi elementami:

– „Moje pierwsze zwierzęta” oraz „Zabawy przedszkolaka”

„Niesamowity spacer: Ocean oraz Pod ziemią”

„Pokochaj naturę. Przesuń i odkryj: Pszczoła oraz Pająk”

„Moja pachnąca książeczka z kolorami: Ogród oraz Mój dzień” a także „Kocham cię, mamo!”

„Przygody z nauką. Cytryna”

Czas na czytanie: „Solitaire” Alice Oseman

Pierwszy raz od naprawdę dawna poczułam się staro czytając książkę z gatunku YA. Niby jestem świadoma, że Alice Oseman pisze dla młodszej młodzieży, niż ja (XD) ale chyba jeszcze nigdy, zamiast identyfikować się z bohaterami, nie załamywałam rąk nad ich rodzicami i tragicznymi zaniedbaniami, jakich się dopuszczają.

„Nic się nie zmieni, o ile tym sama nie zechcesz, żeby się zmieniło”.

Tori Spring, starsza siostra Charliego z „Heartstoppera” nigdy nie była najbardziej radosną i entuzjastyczną postacią na świecie ale w powieści „Solitaire” mamy możliwość poznać ją w najmroczniejszym momencie „okresu dojrzewania”. Spróbujcie przypomnieć sobie ten etap gimbazy, kiedy nosiło się włosy na twarzy, ubierało się tylko czarne ciuchy i pisało smutne, natchnione, głębokie jak kałuże na chodniku wiersze do szuflady. A potem pomnóżcie nastoletni Weltshmertz razy 100, dorzućcie oziębłych, niezainteresowanych dziećmi rodziców i garść zaniedbanych problemów natury psychicznej, a otrzymacie Tori w wieku lat 16.

„(…) łatwiej być samotną, ale każda minuta, którą spędzasz na rozmyślaniu o tym, czego nie robisz, to kolejna minuta zapominania o tym, jak być pośród innych ludzi (…). Jeżeli nie umiesz zaakceptować tego, czego nie rozumiesz, spędzisz życie kwestionując wszystko. A wtedy będziesz musiała przeżyć swoje życie wyłącznie we własnej głowie”.

Siadając do lektury warto wziąć pod uwagę, że to nie tylko debiut literacki, ale i książka pisana przez nastolatkę. Jest to dość mocno odczuwalne, a i samą książkę momentami trudno mi się czytało – nieco detektywistyczna, momentami tak dramatyczna, że aż teatralna fabuła oparta na coraz bardziej niebezpiecznych psotach nieuchwytnej szkolnej grupy anarchistów jest dość mało realistyczna i wypada szczególnie blado na tle maniakalno-depresyjnych obsesji głównej bohaterki. Bo te dla odmiany dają do myślenia.

To historia o depresji, smutku, wrażeniu wyobcowania i niedopasowania, przyjaźni, potrzebie celu i poczuciu niesprawiedliwości. O przytłaczających, obezwładniających uczuciach. O dwóch osobach nie radzących sobie z własnymi emocjami i oczekiwaniami innych, które odkrywają, że lepiej im w swoim towarzystwie, niż w samotności. O potrzebie buntu i dziecięcych marzeniach. I o tym, co uderzyło mnie najbardziej, czyli o porażkach rodzicielskich, braku zainteresowania i bierności dorosłych, którzy nie zauważają nie tylko tego, że ich dziecku wali się świat, ale nawet najprostszych faktów, jak to że przestało sypiać, czy nie wstaje z łóżka.

„Nie sądzę, by mama zbytnio mnie lubiła. To nie ma znaczenia, bo ja w gruncie rzeczy też jej nie lubię”.

Właściwie wszystkie przejawy zainteresowania pogarszającym się stanem bohaterki pochodzą od jej rówieśników, tylko jeden z nauczycieli odrobinę ratuje wizerunek dorosłych.

Brakowało mi tu trochę nazywania rzeczy po imieniu i fachowej pomocy, choć dzięki temu książka nie ma ani kropli wydźwięku dydaktyczno-moralizatorskiego, tak niestrawnego dla odbiorców w podobnym wieku.

Mimo to mam nadzieję, że wszyscy bohaterowie, w jakiejś rzeczywistości, w której książkowe historie toczą się dalej własnym życiem, otrzymają wsparcie nie tylko od przyjaciół, a dorośli nareszcie się obudzą. A czytelnicy, którzy odnajdą w Tori swoje odbicie, nie zawahają się szukać pomocy, choćby wykorzystując spis telefonów i organizacji z istotnych stron.

Alice Oseman, Solitaire, Warszawa: Wydawnictwo Jaguar, 2023, 320 s.

Recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem Jaguar.

Czas na czytanie: „This Winter” Alice Oseman

Jak nowelka „Nick i Charlie” nie do końca spełniła moje oczekiwania, tak „This Winter” już jak najbardziej trzyma poziom „Heartstoppera”. Choć została napisana jeszcze przed powstaniem samego komiksu, jako dodatek do pierwszej powieści autorki – „Solitare” – poświęconej Tori. Fragment tej powieści został dołączony do nowelki, tak na zaostrzenie apetytu przed nowym wydaniem.

I to właśnie Tori jako pierwsza zabiera głos dzieląc się swoimi przemyśleniami na bieżących temat Świąt. Bo też książka została podzielona na trzy części, a każda z nich przedstawia perspektywę innego bohatera – każdego z trójki rodzeństwa Springów. I chociaż Boże Narodzenie w tym pełnym introwertyków domu zawsze wychodziło nieco niezręcznie, to jest szczególne – są to pierwsze Święta po pobycie Charliego w szpitalu psychiatrycznym. I chyba wszyscy nie bardzo wiedzą jak sobie z tym poradzić, co oczywiście skutkuje spektakularną świąteczną awanturą.

„Dogadujemy się, ale nigdy nie rozmawiamy o niczym ważnym. Nie rozmawiają nawet otwarcie o problemach Charliego, chociaż teraz się już leczy. Myślałam, że coś się zmieni, że będziemy trochę bardziej wprost mówić o naszych uczuciach”.

Jak zwykle jest to opowieść o miłości, nie najłatwiejszych relacjach rodzinnych i związanych z nimi konfliktach, o trosce i wsparciu. O chorobach psychicznych, rozmawianiu o nich i związanym z nimi tabu – o depresji i zaburzeniach odżywiania, które potrafią szczególnie dać się we znaki podczas Bożego Narodzenia. I oczywiście o uczuciach i ich wyrażaniu – tak problematycznym na co dzień i od święta. O wrażliwości i delikatności. O rodzinie i sile, jaka w niej drzemie.

„Wydaje mi się (…) że czasem tak bardzo boisz się być ciężarem, że nie potrafisz poprosić o pomoc. A przecież wokół ciebie jest mnóstwo ludzi, którzy byliby dla ciebie wsparciem, gdybyś tylko powiedział, czego potrzebujesz”.

Oczywiście nie zabrakło typowych dla stylu autorki komiksowych ilustracji urozmaicających lekturę i kilku słów na temat bohaterów na koniec – tym razem w formie ich listów do Mikołaja.

Jak zwykle urocza i pełna uniwersalnej mądrości, choć boleśnie króciutka. Warto poświęcić jej godzinkę przy choince, w ferworze przedświątecznych przygotowań. I znaleźć potem jeszcze równie drobną chwilkę na refleksję o rodzinie i wspieraniu najbliższych w codziennej walce z ich większymi i mniejszymi trudnościami.

„Wystarczy być. Pomagać, kiedy pomoc jest potrzebna. Starać się zrozumieć, nawet kiedy nie rozumie się wszystkiego”.

Alice Oseman, This winter. Heartstopper. Nowela, Warszawa: Wydawnictwo Jaguar, 2022, 144 s.

Recenzja powstała w ramach współpracy barterowej z Wydawnictwem Jaguar.