Czas na czytanie: „Love on the Brain. Gdy miłość uderza do głowy” Ali Hazelwood

Ali Hazelwood ląduje na liście moich ulubionych autorek – chociaż fabuła jej drugiej książki nie jest może arcydziełem, totalnie kupuję jej poczucie humoru, bawiłam się przednio.

Główna bohaterka romantyczno-naukowej intrygi – Bee Königwasser (córka pół Niemca – pół Polaka i pół Włoszki – pół Amerykanki, szczęśliwa posiadaczka beztroskiej siostry bliźniaczki i doktor neurobiologii bez szczęścia w miłości) mogłaby być bratnią duszą Lou Clark z „Zanim się pojawiłeś” – promyk słońca wśród szarej codzienności, nie bojąca się wyzwań, pełna dystansu do siebie i świata i, jak to się mówi, całe życie „jadąca na przypale”, przyciągająca żenujące sytuacje niczym magnes. Ze skłonnością do omdleń w najmniej odpowiednich momentach. Jak ja kocham takie bohaterki. A jeśli są przy tym wybitnymi specjalistkami w swojej dziedzinie z niegroźnym bzikiem na punkcie Marii Skłodowskiej-Curie i kotów, tym lepiej.

Strasznie lubię, kiedy autorzy książek służących rozrywce przemycają w nich skrawki swoich specjalności. Ali Halezwood jest z wykształcenia profesorem neurobiologii i fabuła powieści jest bardzo mocno osadzona w świecie, który zna od podszewki, co jest mocno wyczuwalne podczas lektury. Nawet, kiedy czytamy romansidło z tendencyjnym wątkiem detektywistycznym i nadmiarem dramatyzmu.

Bo oczywiście jest to romans (i to z momentami – oznaczony jako 18+) – grumpy & sunshine, enemies to lovers, dawni znajomi ze studiów spotykają się po latach podczas pracy przy wspólnym projekcie i po pewnych perturbacjach okazuje się, że zupełnie inaczej odbierają swoje relacje sprzed lat. Tymczasem podczas pracy nad ich innowacyjnym i bardzo pilnym (konkurencja depcze po piętach) wynalazkiem dzieje się coś podejrzanego

Do tego mamy tu sporą dawkę sprzeciwu wobec niesprawiedliwego systemu oceniania kandydatów na studia doktoranckie i, co było bardzo wyraźne również w pierwszej książce Ali Hazelwood (z równie udaną główną bohaterką), problematykę kobiet walczących każdego dnia o równe i poważne traktowanie w zmaskulinizowanym świecie nauki. I na koniec jeszcze śliskie związki rozwoju nauki z polityką.

Jest więc w tej słodko-naiwnej beczce śmiechu i poważna problematyka i garść fachowej wiedzy z kompletnie dla mnie kosmicznej dziedziny. A na dodatek weganizm, karmniki dla kolibrów, nienawiść do biegania, twitterowe dramy, asystentki z piekła rodem i niewybredne, okołoodbytnicze żarty. Uśmiałam się jak fretka, czyta się wspaniale i równie dobrze się przy niej odpoczywa. Uwielbiam i polecam na odstresowanie po gorszym dniu albo do czytania na leżaku.

Ali Hazelwood, Love on the Brain. Gdy miłość uderza do głowy, Warszawa: Wydawnictwo You&YA, 2023, 416 s.

Recenzja powstała w ramach współpracy barterowej z Wydawnictwem You&YA.

Czas na czytanie: PRZEDPREMIEROWO „Miłość z TikToka” Magdalena Pioruńska

Nie da się ukryć, że jestem stara duchem i zupełnie nie rozumiem fenomenu TikTokazupełnie tak jak Max, jeden z głównych bohaterów „Miłości z TikToka”, który po średnio przyjemnych zajściach związanych z publicznym wyautowaniem przy pomocy nagranego cichaczem filmiku, całkowicie rezygnuje z mediów społecznościowych. Czyli, według swoich rówieśników, przestaje istnieć. Nie jest to dla niego bynajmniej powód do smutku, Max ma jasno określoną wizję swojej przyszłości. Tej dalszej – chce zostać pisarzem – i tej bliższej – marzy o wakacyjnym wyjeździe wraz z kółkiem kreatywnego pisania prowadzonym przez ulubionego nauczyciela. Okazuje się jednak, że tekst będący przepustką do wyjazdu wymaga bliższego zapoznania z kółkiem wzajemnej adoracji szkolnych influencerów. A dokładniej z jednym z nich. Wyjątkowo gburowatym.

Pobyt Bazyla w prywatnej (i drogiej) szkole jest determinowany przez dodatkowe zarobki. A te najłatwiej przychodzą dzięki umowom sponsorskim. Jednak konto, na którym się zarabia wymaga odpowiedniego imagu, odpowiednich znajomych, sporej dawki modnych imprez i… zdjęcia koszulki od czasu do czasu. Tylko czy to wszystko jest tego warte?

Mamy tu przerażającą wizję rzeczywistości, w której każde twoje potknięcie rejestrują wycelowane prosto w twarz telefony – na żywo albo zmieniając je w ośmieszające nagrania. To stara historia wyśmiewanego outsidera ustawionego w opozycji do „fajnych dzieciaków” – w nowej szacie, gdzie popularności i statusu szkolnych gwiazd nie zapewniają już sportowe sukcesy czy artystyczne zdolności, a zasięgi w mediach społecznościowych i relacje z szalonych imprez.

Z drugiej strony to podnosząca na duchu historia o odwadze wyrażania jasno swoich obaw i emocji w pełnym obłudy i fałszu świecie „idealnych” kadrów i życia starannie wyreżyserowanego pod oczekiwania tysięcy obserwatorów. Gdzie szczera rozmowa w cztery oczy wydaje się mieć jeszcze większą wartość, niż zwykle.

Enemies to lovers, mezalians, poszukiwanie własnych wartości i swojego planu na życie. Nie brakuje tu też prawdziwej przyjaźni i całkiem słodkiego romansu, a wszystko to w klimacie kapryśnej i tymczasowej, choć jakże upajającej sławy jaką daje internet.

Magdalena Pioruńska, Miłość z TikToka, Kraków: Wydawnictwo Znak, 2023, 320 s.
[premiera 17.05.2023]

Recenzja powstała w ramach płatnej współpracy z wydawnictwem Znak.

Czas na czytanie: „The Atlas Six” Olivie Blake

„Kto raz pozna smak wszechwiedzy, ten nigdy już nie zadowoli się tym, co ma do zaoferowania naga rzeczywistość”.

Raz na dziesięć lat szóstka wybrańców – najlepszych z najlepszych – ma szansę ubiegać się o członkostwo w ekstremalnie elitarnym (i oczywiście tajnym) stowarzyszeniu będącym trampoliną do każdego sukcesu, jaki tylko można sobie wymarzyć. Klucz do jego osiągnięcia jest prosty – dostęp do wiedzy zaginionej tak dawno temu, że aż mitycznej.

Nica, Libby, Parisę, Reinę, Tristana i Calluma od świetlanej przyszłości dzieli rok, który należy spędzić wspólnie na badaniach nad czasem, myślą i rzeczywistością. Wtajemniczenia dostąpić może tylko pięcioro z nich, ważne więc, by pokazać się z jak najlepszej strony… albo wyeliminować konkurencję. Jak wiele trzeba, by akademickie rozważania przemieniły się w igrzyska śmierci?

“(…) hipotetyczny dylemat moralny, o którym rozmawiali, nie był wcale taki hipotetyczny (ani moralny…)”.

W świecie, gdzie zagmatwane prawa magii przenikają się płynnie z nie mniej skomplikowanymi prawami fizyki reguły zdają się być sztywno ustalone a wszystkie niewiadome już dawno przebadane. Jednak dla najwybitniejszych jednostek, odkrywających możliwości swoich mocy, uczących się współpracy z innymi zdumiewającymi talentami i mającymi dostęp do największego archiwum w dorobku ludzkości – rzeczywistość zdaje się nie mieć ograniczeń. O ile tylko odważą się sięgnąć po to, czego pragną.

Intrygująca powieść w stylu dark academia o moralności, emocjach, ambicji, przesuwaniu granic, pożądaniu, rywalizacji, chciwości i… przyjaźni.

Jak zwykle nie przepadam za motywami podróży w czasie, oniryzmu, kwantów i wymiarów, tak tutaj świetnie wykreowani bohaterowie oraz akademicki klimat ociekający magią, z tajemnicą w tle i zbrodnią w perspektywie naprawdę zrobił robotę i nieźle się wciągnęłam. Niecierpliwie czekam na kolejny tom.

Olivie Blake, The Atlas Six, Warszawa: Wydawnictwo YOU&YA, 2022, 480 s.

Czas na czytanie: „Arystoteles i Dante przepadają w toni życia” Benjamin Alire Sáenz

Pierwszą część przygód Arystotelesa i Dantego czytałam już jakiś czas temu, jeszcze w pierwszym wydaniu, jako „Inne zasady lata” (nowe wydanie z 2021r. nosi tytuł „Arystoteles i Dante odkrywają sekrety wszechświata”) i bardzo się cieszę, że odświeżyłam sobie tą historię przed sięgnięciem po kontynuację, bo akcja drugiej części dzieje się bezpośrednio po wydarzeniach z pierwszej – warto więc czytać jedną po drugiej, by zachować ciągłość narracji.

Po zachłyśnięciu się zakochaniem przychodzi czas na zderzenie z codziennością. A ta nie jest szczególnie łaskawa dla odmienności.

„-Wiesz, Ari, mamy przesrane.
– No, mamy.
– Nigdy nie będziemy wystarczająco meksykańscy. Ani wystarczająco amerykańscy. Ani wystarczająco hetero.
– No – przytaknąłem. – I możemy z całą pewnością założyć, że na jakimś etapie nie będziemy wystarczająco homo”.

Szczególnie w latach 80. kiedy po USA rozlewa się epidemia AIDS. I kiedy jest się uczniem ostatniej klasy liceum.

Mam wrażenie, że w tej części mamy zdecydowanie więcej Arystotelesa, który pozwala czytelnikowi zajrzeć do swojego wnętrza pisząc dziennik i prowadząc w nim jednostronne rozmowy z Dantem. A może z samym sobą? Pierwsza miłość okazje się być dla niego nie tylko otwarciem na tą jedną jedyną osobę, ale również na przyjaźń w ogóle. Szybko okazuje się, że kandydatki na przyjaciółki tylko czekały na wpuszczenie do świata nastolatka. To też wymarzona poprawa relacji z rodzicami i powolne poznawanie się z ojcem, który po latach uczy się przerywać milczenie. Przychodzi też czas na przepracowanie nieobecności brata i popełnionych przez niego zbrodni. A na horyzoncie czekają już kolejne straty i rozstania.

Tym razem poważne tematy – śmierć, choroba, rasizm, kwestie wiary, odmienność, trauma czy poszukiwanie własnej tożsamości – mieszają się ze szkolną rzeczywistością, uczeniem się przyjaźni, siłą rodziny wobec kryzysów i odkrywaniem swojego miejsca w grupie rówieśników. A także wzloty i upadki pierwszego związku – od absolutnych zachwytów drugą osobą aż po dostrzeganie wad ukochanego, pierwsze różnice zdań nieporozumienia.

„Nienawiść to decyzja. Nienawiść to emocjonalna pandemia, na którą nigdy nie znaleźliśmy leku”.

Nie zabrakło dużej dawki filozofowania i nastoletniego „rozkminiania życia” doprawionego szczodrą dawką czułej poetyckości – w końcu imiona zobowiązują! A wszystko to w tak uroczej, że aż momentami naiwnej koncepcji pierwszej miłości w tym bardzo amerykańskim, hollywoodzkim wydaniu.

Benjamin Alire Sáenz, Arystoteles i Dante przepadają w toni życia, Poznań: Wydawnictwo WE NEED YA, 2023, 512 s.

Recenzja powstała w ramach wyzwania WyPożyczone 2023.

Czas na czytanie: „Heartstopper. Książka pełna twoich kolorów” Alice Oseman

Czy jest ktoś, kogo ani razu nie świerzbiły place, by pokolorować choć kilka stron czarno-białych komiksów? Mnie zawsze strasznie korci, choć na co dzień rzadko piszę czy cokolwiek zaznaczam w książkach.

Dla wszystkich, którzy czytając „Heartstoppera” nie raz i nie dwa mieli ochotę sięgnąć po kredki powstała właśnie ta książka – zbiór kadrów z komiksu i fragmentów historii oraz dodatkowych ilustracji ze świata Heartstoppera wybranych tak, by ich kolorowanie sprawiło jak najwięcej frajdy. Mało tego! Choć część stron zostało przeniesionych w całości z komiksu, inne zostały przedrukowane z pustymi dymkami, dzięki czemu można uzupełnić je własnymi dialogami.

Znajdziecie tu i ulubione sceny i nowe, tematyczne ilustracje z życia Nicka i Charliego oraz ich przyjaciół (część z nich pojawiła się już w dodatku „Yearbook” w kolorze, można więc poszukać tam inspiracji), na przykład ze świętowania Halloween czy Pride.

Bardzo sympatyczny sposób na powrót do pełnego słodkich buziaków i spadających liści, rozgrzewającego serducho klimatu Heartstoppera, gdzie tym razem możemy również dodać co nieco od siebie albo zmienić ciąg zdarzeń wedle własnego uznania. Albo po prostu zrelaksować się przy uroczej historii i kolorowaniu.

Alice Oseman, Heartstopper. Książka pełna twoich kolorów, Warszawa: Wydawnictwo Jaguar, 2023, 90 s.

Recenzja powstała w ramach współpracy barterowej z Wydawnictwem Jaguar.

Czas na czytanie: „Date me, Bryson Keller” Kevin van Whye

„To niesprawiedliwe, że heterycy mogą kochać, śmieć się i żyć tak otwarcie, kiedy ja muszę dwa razy pomyśleć, zanim coś powiem albo zrobię. Muszę zawsze się pilnować”.

Wszystkie te pełne zachwytów polecajki z okładek zazwyczaj niewiele mają wspólnego z treścią książki, zwykle nie zwracam więc na nie większej uwagi. Ale tym razem jest w punkt – „Date me, Bryson Keller” faktycznie jest ciepła i urocza. Wzruszającą może bym jej nie nazwała, ale rozczulającą na pewno.

To licealna komedia romantyczna oparta na motywie udawanego związku. Tytułowy Bryson Keller jest jednym z „fajnych chłopaków” – sportowiec, największe ciacho w szkole, bożyszcze ogólniaka. Bożyszcze, które nie wierzy w licealne związki i ich nie praktykuje – aż do dnia, w którym podejmie rzucone mu na imprezie wyzwanie – będzie umawiał się przez okrągły tydzień, z każdą osobą, która jako pierwsza go o to poprosi poniedziałkowego poranka. Nie bierze jednak pod uwagę, że zasady wyzwania nie ograniczają się tylko do dziewczyn

Historia oparta na oklepanej kanwie mogłaby być banalna i nijaka (szczególnie, że bohaterowie spotykają się między innymi na zajęciach teatralnych, gdzie przychodzi im odgrywać sceny z „Romea i Julii”), ale jej największą siłą są charyzmatyczni, świadomi, zaskakująco dojrzali i przy tym całkiem autentyczni bohaterowie, których nie sposób nie polubić. A i poruszona tematyka potrafi dać do myślenia.

„Wielu ludziom nie chce się wierzyć, że coś takiego może nadal mieć miejsce… A jednak. Nadal istnieją osoby, z którymi musimy walczyć o prawo do istnienia, do miłości”.

Poza dość oczywistym szkolnym romansem, mamy tu poruszoną kwestię wyjścia z szafy, nie zawsze odbywającego się na swoich zasadach; odkrywania własnej tożsamości, konfliktu między miłością a dogmatami wiary katolickiej, konsekwencji coming outu zarówno w szkole, jak i w rodzinie.

„Wiem, że moja rodzina mnie kocha, ale jestem niekompletną układanką. Czy gdyby zobaczyli cały obraz, nadal traktowaliby mnie tak samo?”

Wśród powszechnych dla młodzieży problemów, jak kwestia popularności, skrywanych zauroczeń czy akceptacji przyjaciół pojawiają się również poważniejsze kwestie – poczucie niedopasowania towarzyszące bohaterowi mieszanej rasy czy ból spowodowany zdradą i rozstaniem rodziców.

Tak, to opowieść przede wszystkim o młodzieńczym zakochaniu, problemach piętrzących się przed nastolatkami o orientacji innej niż heteroseksualna i o wychodzeniu z szafy. Ale też – a dla mnie chyba przede wszystkim – o rodzinie w momencie próby, wsparciu rodzeństwa i sile prawdziwej przyjaźni.

A przy tym to słodka, podnosząca na duchu i mądra historia do połknięcia w dwa wieczory. Mocne polecanko.

Kevin van Whye, Date me, Bryson Keller, Warszawa: Wydawnictwo Jaguar, 2023, 336 s.

Recenzja powstała w ramach współpracy barterowej z Wydawnictwem Jaguar.

Czas na czytanie: „Pierścień ognia” Marah Woolf

„Berło światła” podobało mi się tak sobie – fajny pomysł na przygodę ale mocno średni wątek romansowy i męczący bohaterowie. Mimo to dałam szansę drugiemu tomowi z nadzieją, że poszukiwanie skarbów z każdym krokiem będzie coraz bardziej wciągające, a traumatyczne przeżycia bohaterów zmuszą ich do dorośnięcia. Przynajmniej Taris.

Niestety.

Całą książkę można podsumować jednym cytatem:

„Ilekroć znajduję się w pobliżu Nefretari, przychodzą mi do głowy idiotyczne myśli i zachowuję się jak jaskiniowiec”.

Po lekturze pierwszej części podejrzewałam, że autorka wykreowała swoich bożków (jakkolwiek nieudolnie) na wzór tych mitologicznych – jako bardzo ludzkich, pełnych słabostek i targanych namiętnościami. Teraz mam wrażenie, że wzorowała się raczej na grupie przedszkolaków. Tylko do ich poziomu rozwoju emocjonalnego dodała opętanie seksem.

Książka jest strasznie przegadana, mamy tu mnóstwo wielkich postanowień od których odchodzi się po upływie zaledwie pół strony, gróźb rzucanych na wiatr i wielkich słów nie mających żadnego pokrycia w czynach. A także obrażania się, stroszenia piórek, bezsensownych kłótni i przepychanek, chowania w kącie i zachowania typu „na złość mamie odmrożę sobie uszy”.

„Naburmuszona biorę wyszywaną poduszkę, siadam w kącie po turecku, przyciskam ją do brzucha i postanawiam ignorować Azraela. Jak śmiał!”.

Zraniona, okłamana i zdradzona Taris po kilku dniach „odpoczynku” od swojego anioła na nowo chodzi z nim za rączki, bo nie potrafi się powstrzymać na widok jego boskiego ciała. I uczucia te są całkowicie odwzajemnione, bo silne przyrzeczenie zaprzestania zabawy uczuciami śmiertelniczki wyparowują na jej widok.

Chociaż było parę wątków, które mi się podobały – np. związany z Platonem, czy postać Kimmy, która jako jedyna trzyma poziom – to jednak mam wrażenie, że cała część przygodowa zostaje coraz bardziej i bardziej zepchnięta na margines i staje się jedynie pretekstem do przedstawienia tego żenującego romansu.

Niestety umęczyła mnie ta książka strasznie i finałowy tom już sobie odpuszczę. Nie ukrywam, że to dla mnie spore zaskoczenie, bo trylogia „Trzy czarownice” tej samej autorki bardzo mi się podobała i reprezentowała zupełnie inny poziom.

Marah Woolf, Pierścień ognia, Warszawa: Wydawnictwo Jaguar, 2022, 480 s.

Recenzja powstała w ramach współpracy barterowej z Wydawnictwem Jaguar.

Czas na czytanie: „Icebraker” A. L. Graziadei

Pierwsze wrażenie, jakie zrobił na mnie „Icebreaker” nie należało do najlepszych – przez mniej więcej połowę strasznie ją męczyłam – główny bohater okazał się tak sfrustrowaną, zadufaną w sobie i trudną do polubienia postacią, że aż nie miałam ochoty o nim czytać.

Drugą trudność sprawiało mi odnalezienie się w amerykańskiej rzeczywistości. Wiele aspektów – od zasad gry w hokeja czy lacrosse, przez proces trenowania młodego zawodnika czy mechanizm rekrutacji młodzików do zawodowych drużyn aż po zwyczaje i organizację życia studenckiego w koledżu (czy spolszczenie tego słowa tylko dla mnie wygląda bardzo źle?) – było dla mnie nowe i nienaturalne, sporo musiałam doczytywać i się domyślać, przez co czytało się mniej płynnie. Z trzeciej strony lubię dowiadywać się czegoś nowego przy okazji lektury.

Ale im dalej w fabułę, tym książka bardziej się broniła.

Stopniowo poznajemy przyczyny nastawienia Mickey’ego i nagle historia sportowej rywalizacji o pierwsze miejsce w rankingach staje się historią o duszącej presji. Kiedy oczekuje się od nastolatka dorównania dokonaniom ojca i dziadka, a każdy dzień podporządkowany jest próbom sprostania oczekiwaniom hokejowego świata, mierzeniu się z mediami i byciu ocenianym przez pryzmat swojego nazwiska, trudno mu być duszą towarzystwa.  A tak wysokie wymagania potrafią zabić każdą pasję.

To też – a może przede wszystkim – pełna wzlotów i upadków historia zmagań z depresją, do czego nie jest łatwo przyznać się w przesiąkniętym toksyczną męskością świecie brutalnego sportu. Nawet przed samym sobą.

„Staram się przekonać samego siebie, że mam prawo tak się czuć pomimo przywilejów, którymi obdarzyło mnie życie, i mimo iż nigdy nie przytrafiło mi się nic naprawdę złego”.

Bardzo podobało mi się poprowadzenie wątku związanego z orientacją seksualną bohaterów i szukania miejsca dla bycia sobą w homofobicznym otoczeniu. Chociaż ta książka to w dużej mierze romans, pociąg do drugiego mężczyzny bynajmniej nie jest tu kreowany na główny problem i nie dominuje ani nad problemem choroby psychicznej ani nad wątkiem rywalizacji, co dodaje mu autentyczności. Dla chłopaków dużo większym kłopotem jest pociąg do rywala, niż pociąg do drugiego chłopaka, pod tym względem jest to jeden z najbardziej dojrzałych aspektów tego szkolnego zauroczenia będącego typowym enemies to lovers.

„Nie ma nic wstydliwego w zwracaniu się o pomoc”.

Jest to też opowieść spełniająca marzenie o większej inkluzywności świata sportu – mamy tu młodych zawodników o różnych kolorach skóry, coraz bardziej otwartych na rożne typy seksualności, sporą dawkę girl power, a nawet reprezentację związku poliamorycznego.

Podsumowując – mimo trudniejszego początku warto więc dać jej szansę, bo to całkiem mądra, wielowątkowa książka, nie tak bardzo oczywista, jak to by się mogło na początku wydawać. O dojrzewaniu i szukaniu pomysłu na życie. O konflikcie między zobowiązaniami i lojalnością wobec rodziny, a własnym szczęściem, o stawianiu czoła presji i depresji. O trudnych relacjach rodzinnych i prawdziwej przyjaźni, która nie daje się odstraszyć. O sporcie, pasji i pierwszej miłości.

A. L. Graziadei, Icebreaker, Warszawa: Wydawnictwo You&YA, 2022, 320 s.

Recenzja powstała w ramach współpracy barterowej z Wydawnictwem You&YA.

Czas na czytanie: „Korona ze złoconych kości” Jennifer L. Armentrout

TOM 1 „Krew i popiół”

TOM 2 „Królestwo ciała i ognia”

Trzeci tom serii „Z krwi i popiołu” czytało mi się dość specyficznie. Już od samego początku bardzo dużo się dzieje i wydarzenia pędzą na łeb na szyję, przez co odnosi się wrażenie, że bohaterowie właściwie biegają w kółko z miejsca na miejsce, od dramatu od dramatu. W pewnym momencie wydawało mi się wręcz, że to już ostatni tom i autorka za wszelką cenę chce upchnąć na swoich 600 stronach jak najwięcej wydarzeń. Na szczęście mniej więcej w 2/3 akcja nieco się uspokaja, pozwala się rozejrzeć i złapać oddech, by następnie przyspieszyć do całkiem satysfakcjonującego zakończenia tomu.

W przeciwieństwie do poprzednich części, tym razem rozwlekłe sceny erotyczne zaczęły mnie nużyć do tego stopnia, że przerzucałam strony w poszukiwaniu fabuły. I jak sprośność bohaterów i lekkość obyczajów w Atlantii zupełnie mi nie przeszkadza, tak samych seksów na stołach i pod prysznicami zrobił się po prostu przesyt. Szczególnie, że ja nie do końca potrafię traktować poważnie ten typ literatury. Nic na to nie poradzę, że kiedy widzę „nieustępliwie jędrne i bezlitośnie czułe wargi” to zawsze trochę umieram wewnętrznie z beki. Może jestem niedojrzała, nie wiem.

Z jednej strony było dla mnie nieco za dużo akcji w stylu „zabili go i uciekł” i genealogicznego galimatiasu między ludźmi, bogami i bóstwami. Z drugiej jednak zostało utrzymane poczucie humoru, dystans, jaki mają do siebie bohaterowie i niewymuszona przyjaźń. Relacje między bohaterami – rodzinne, romantyczne, czy właśnie między przyjaciółmi są dużą siłą tej historii, podobnie jak same ich charaktery i charakterki. Poppy przechodzi drogę od walecznej ale wciąż zahukanej drobnej buntowniczki do prawdziwej pewności siebie i wiary we własne możliwości i ten aspekt również został bardzo fajnie przedstawiony. Tak samo, jak zderzenie idealizmu młodych i pełnych marzeń władców z brutalną rzeczywistością polityki, zemsty, zdradzonych kobiet i wieloletnich konfliktów.

„Czasem wojnie nie można zapobiec”.

Niemniej jednak jest to dla mnie jak na razie najsłabsza część, trochę przejściowa, jednocześnie naszpikowana wydarzeniami i za bardzo poprzeciągana – taka, która daje już bardzo dużo odpowiedzi, ale jednocześnie nie jest jeszcze finiszem historii.

Nie da się jednak ukryć, że mimo wszystkich powyższych żalów końcówka narobiła mi wielkiej ochoty na ostatni tom! Szczególnie, że pojawiają się stworzenia, które baaardzo lubię i dla których potrafię wybaczyć niemalże wszystko. Tak jak i dla Kierana.

Jennifer L. Armentrout, Korona ze złoconych kości, Warszawa: Wydawnictwo You&YA, 2022, 608 s.

Recenzja powstała w ramach współpracy barterowej z Wydawnictwem You&YA.