Bajki Majki: 5 pomysłowych książeczek dla maluszka

Maja ma już ponad 6 lat i od września wybiera się do pierwszej klasy, siłą rzeczy wypadłam więc z obiegu jeśli chodzi o książeczki dla najmłodszych. I chociaż mam w piwnicy przynajmniej jeden porządny karton sprawdzonych i kochanych bobasowych pozycji czekających na urządzenie pierwszej biblioteczki Leona, nie potrafię się powstrzymać przed zerkaniem na maluszkowe nowości. A przez te 5 lat na rynku pierwszych książeczek zadziało się naprawdę sporo!

Wybrałam 5 najciekawszych kartonowych tytułów z „efektem łał”, które poza wzruszającą treścią, czy pięknymi ilustracjami (czyli tym, czym wybierając książeczkę zwykle kierują się mamy), przyciągają uwagę zaskakującym rozwiązaniem albo pomysłem (które zwykle na dłużej skupiają uwagę dzieci) – czyli tytułów trochę do czytania i trochę do zabawy.

Książeczki dźwiękowe

Na początek książki, które wykorzystują znany mi już patent, ale w nowej – ulepszonej formie. Seria o Misiu Mikusiu to 4 urocze, nieskomplikowane historyjki uatrakcyjnione dźwiękowymi guziczkami. Wielkim plusem jest fakt, że w tym przypadku guziczków nie trzeba wciskać (a z tym mała Maja zawsze miała problem m.in. w serii „Poznaję dźwięki! – naciskała za lekko) – by usłyszeć muzyczkę wystarczy przyłożyć paluszek do odpowiedniego, charakterystycznego punktu na każdej stronie.

Na każdą opowieść składa się 5 rozkładówek (a zatem i 5 dźwiękowych guziczków). Sympatyczne ilustracje uzupełniają po 2-4 zdania tekstu i wyrazy dźwiękonaśladowcze. Często wykorzystywane są pytania do czytelnika dodatkowo angażujące maluszka w historię. W części „Mikuś i wizyta na wsi” dziecko ma szansę poznać zwierzęta hodowlane i odrobinkę wiejskiej rzeczywistości (zadania gospodarza, wszechobecne błotko) oraz przećwiczyć nazwy kolorów.

Camilla Reid, Nicola Slater, Mikuś i wizyta na wsi, Warszawa: Wydawnictwo Wilga, 2022, 10 s.

„Mikuś i duży czerwony nocnik” to część przybliżająca i oswajająca pożegnanie z pieluszką. Nie obejdzie się oczywiście bez drobnej wpadki, ale dzięki temu duży sukces z nocnikiem w roli głównej będzie jeszcze bardziej znaczący!

Camilla Reid, Nicola Slater, Mikuś i duży czerwony nocnik, Warszawa: Wydawnictwo Wilga, 2022, 10 s.

Książeczki są dość lekkie, kwadratowe, wygodne dla małych rączek. Z grubszej tekturki i bezpiecznie zaokrąglonymi rogami, sprawiają wrażenie wytrzymałych zarówno jeśli chodzi o upadki, jak i spotkania z ząbkami i śliną. Co ważne, można w nich zmieniać baterie (klapka zabezpieczona śrubką z tyłu książki) i najważniejsze dla rodzica – mają wyłącznik! Jak to zwykle bywa jeśli chodzi o zabawki dźwiękowe, muzyczka jest dla mnie osobiście nieco za głośna, choć z doświadczenia wiem, że ten problem dotyczy początków użytkowania i zazwyczaj po pewnym czasie dźwięki nieco cichną.

Z tej serii ukazały się również „Mikuś i dzień w przedszkolu” oraz „Mikuś i pluszowy króliczek”.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Wilga.

Ruchome elementy

„Kocham cię, Mamo!” z „Akademii Mądrego Dziecka” na pierwszy rzut oka może wydawać się zwykłą książeczką z okienkami. Mnogość rozwiązań i pomysłów na ruchome elementy okazuje się jednak imponująca.

Już na okładce znajdziemy pokrętło pozwalające na zmianę koloru wyciętych serduszek. A wewnątrz czekają na małe paluszki pełzające robaczki, okienka w niestandardowych kształtach otwierane do dołu i w górę, elementy wymagające przesuwania i wysuwania oraz wypukłe, brokatowe szczegóły o interesującej fakturze.

W tej raczej ciężkiej książce z bardzo grubymi stronami znajdziemy 10 przeuroczych zwierzęcych mam z ich maluchami. Poza manualnymi elementami do poruszania, ilustracje na każdej stronie są uzupełnione wierszowanym zdaniem, w którym maluszek mówi co najbardziej lubi robić z mamą lub za co ją kocha – za ciche mruczenie, wspólne spanie bądź pływanie, zabawę, czy taplanie się w błotku. Dzięki grubej tekturze i zaokrąglonym rogom książka jest bezpieczna dla maluszka, ale ze względu na bardziej delikatne klapki i wysuwane fragmenty warto mieć małego czytelnika na oku.

Akademia Mądrego Dziecka, Mój świat, Kocham cię, mamo!, Warszawa: Wydawnictwo HarperKids, 2022, 10 s.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Harper Kids.

Pachnące książeczki

Pomysł na książki dla maluszków, z którym wcześniej się nie spotkałam i który nigdy nie przyszedłby mi do głowy, a mam przeczucie, że okaże się strzałem w 10 – książeczki z zapachami.

Pamiętacie katalogi z Avonu, gdzie trzeba potrzeć kartkę, by poczuć zapach perfum, którymi został nasycony papier? Tutaj wykorzystano to samo rozwiązanie w książeczkach o kolorach! Jak dla mnie to świetna koncepcja – synestezje są ekstra, a już bardzo niedługo trudno będzie znaleźć osobę, dla której czerwony kolor nie będzie bosko pachniał truskawkami (przynajmniej u nas, na Kaszubach).

„Mój dzień” to książeczka zbierająca na każdej rozkładówce przedmioty z otoczenia maluszka w danym kolorze – z lewej strony siedem przykładów w formie ilustracji, z prawej okienko, pod którym kryje się realne zdjęcie do pocierania i wąchania. W ten sposób autorzy zachęcają małego czytelnika do rozglądania się za kolorami – wspólnie szukamy zielonego koloru w ogrodzie, czerwonego w przedszkolu, żółtego w parku, brązowego w kuchni, czy białego w łazience. To też bardzo fajny pomysł na wyjście z lekturą poza cztery ściany domu.

Mój dzień. Moja pachnąca książeczka z kolorami. Akademia Mądrego Dziecka, Warszawa: Wydawnictwo HarperKids, 2022, 10 s.

Do czytania w plenerze jeszcze bardziej zachęca cześć serii pod tytułem „Ogród”. Tutaj wszystkie zapachy poukrywane pod klapkami należą do roślin i większość przedmiotów możemy znaleźć na zewnątrz (owoce, zwierzęta) lub zabrać ze sobą na wycieczkę (plecak, jogurt, papier). Albo przynieść do domu z wycieczki, jak np. fioletowego siniaka.

Ogród. Moja pachnąca książeczka z kolorami. Akademia Mądrego Dziecka, Warszawa: Wydawnictwo HarperKids, 2022, 10 s.

Niektóre zapachy są bardziej udane (moim faworytem jest pieczony kurczak), inne mniej (truskawki, czy czekolada pachną raczej sztucznie), ale wszystkie są rozpoznawalne – testowałam na mojej 6-latce, która po zobaczeniu zdjęcia pod klapką określiła roślinę jako bazylię, a po potarciu i powąchaniu poprawiła się, że to jednak mięta. Miejsca do pocierania są spore, a zapachy intensywne. Jestem ciekawa, czy długo się utrzymają zarówno nieużywane (muszą trochę poczekać na swój czas, bo Leon się jeszcze nie urodził), jak i później intensywnie pocierane i wąchane. Dam znać za jakiś czas.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa HarperKids.

Książki z dziurami

Czas na pomysł i autora, których zdążyłam już dobrze poznać i polubić podczas bobasowego okresu Mai, czyli książki z dziurami Hectora Dexeta. To nasze niekwestionowane hity – „Kto zjadł biedronkę?” była jedną z pierwszych najukochańszych pozycji Majeczki, a potem kontynuowaliśmy tą przygodę z takimi tytułami jak „Oto jest ogród”, „A co to?”, czy „Nasze ciało”. Jestem zachwycona, że po 5 latach wciąż pojawiają się nowe tytuły z tej serii. Pierwsze, co zrobiła moja córa po otwarciu paczki z książeczkami dla braciszka, było wpasowanie paluszków w dziurki – z tego się po prostu nie wyrasta!

Książki Dexeta poznacie po trzech bardzo charakterystycznych cechach – żywych, nasyconych kontrastowych kolorach, budowaniu świata z prostych, geometrycznych kształtów i obłych linii oraz wszędobylskich dziurach różnej wielkości i kształtu.

„Ja też” to zabawna książeczka skupiająca się na porównaniach między zwierzętami i… małymi dziećmi. Lubią psoty i zabawę niczym małe kotki, wszędzie chodzą z mamą, zupełnie jak kangurzątka, biorą prysznic jak słonie, załatwiają się w określone miejsca, mają włochatych tatusiów i czują się bezpiecznie dzięki opiece mamy. Każda strona wypełniona jest kolorową, kontrastową ilustracją, uzupełniona jednym zdaniem tekstu i wyposażona w przynajmniej jedną dziurkę, przez którą możemy dojrzeć fragment ilustracji z kolejnej strony. Dzięki temu skrzydło sowiej mamy przemienić się może w parasol, nosidło w kangurzą torbę, a oczko zwierzątka w oczko dziecka.

Hector Dexet, Ja też!, Warszawa: Wydawnictwo Mamania, 2022, 36 s.

„Przytulamy się”, jak sama nazwa wskazuje, proponuje małym czytelnikom rozmaite formy przytualsków – pod kołdrą, po kłótni, na pocieszenie, dla dodania otuchy, na pożegnanie. Z tatą, czy z przyjaciółmi, bez użycia rąk, czy pod wodą, tulaski to zawsze dobry pomysł na poprawę humoru – wypróbujcie je wszystkie! Słodka, urocza i przekochana pozycja.

Hector Dexet, Przytulamy się, Warszawa: Wydawnictwo Mamania, 2022, 36 s.

Jak wszystkie książki Hectora Dexeta, te również pobudzają wyobraźnię, rozwijają słownictwo i świetnie sprawdzają się podczas ćwiczenia małej motoryki – trudno się powstrzymać by zamiast przewracać strony w standardowy sposób, nie robić tego poprzez wkładanie paluszków w dziurki i ciągnięcie za krawędzie otworów.

Chociaż książki nie należą do najlżejszych, a tektura stron, choć sztywna, nie jest bardzo gruba, z doświadczenia wiem, że to książki nie do zdarcia. Nasze wielokrotnie zaczytane tytuły sprzed lat nie mają znaczących śladów zużycia, choć niejednokrotnie służyły nam również poza domem – podczas spacerów i wypadów na plac zabaw.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Mamania.

Przekroje

I na koniec nieco inne podejście do dziur w książce. W serii „Jak to działa?” grube, tekturowe strony podziurawione zostały przekrojami, pozwalającymi zajrzeć do środka prezentowanego obiektu i poznać go… dogłębnie.

Pomysłowe, porządnie wykonane, o dużej wartości edukacyjnej. Po prostu fajne do czytania!

„Jak to działa? Traktor” to prawdziwa gratka dla każdego fana maszyn i pojazdów wszelakich. W książce wytłumaczono do czego służy ciągnik i z jakich elementów się składa – te zostały również podpisane na obrazkach i wyszczególnione na kolejnych przekrojach, jak np. silnik pod maską, która chroni go przed zabrudzeniami. Mały czytelnik pozna również rozmaite maszyny rolnicze, jakie można doczepić do ciągnika oraz dowie się między innymi dlaczego traktory mają rurę wydechową skierowaną w górę. A w tle będzie mógł wypatrzeć rozmaite wiejskie zwierzęta i poznać dźwięki, jakie wydają.

Jak to działa? Traktor, Warszawa: Wydawnictwo Wilga, 2022, 12 s.

W książeczce „Jak to działa? Dinozaur” naszym przewodnikiem będzie Profesor Myszka zajmujący się badaniami nad dinozaurami. Opowie maluchom co nieco o tyranozaurach – uch cechach fizycznych, zwyczajach i budowie ciała, co można śledzić na kolejnych przekrojach. Na każdej stronie pojawiają się również dinozaurowe ciekawostki, można więc wyciągnąć z tej niedługiej pozycji całkiem sporo wiedzy. No i wcisnąć paluszki między ostre zęby wielkiego jaszczura.

Jak to działa? Dinozaur, Warszawa: Wydawnictwo Wilga, 2022, 12 s.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Wilga.

Znacie jeszcze jakieś inne pomysłowe książeczki dla najmłodszych? Podzielcie się tytułami!

Bajki Majki: „Pucio na wsi” Marta Galewska-Kustra, Joanna Kłos

Pucio i Misia spędzają wakacje u dziadków na wsi, gdzie szybko dowiadują się, że życie na poza miastem to nie tylko mnóstwo przyjemności, ale i ciężka praca.

Babcia Zosia jest sołtyską – szefową całej wsi, która chętnie pomaga wszystkim mieszkańcom, nasi mali bohaterowie mają więc szansę poznać wiele aspektów z wiejskiego życia od podszewki. Szczególnie, że wszyscy mieszkańcy szykują swoje wyroby do nadchodzącego festynu i wszędzie wokół praca wre. Wraz z dziadkiem Pucio i Misia budują domek w ogrodzie, pomagają sąsiadom podczas pieczenia chleba, dbają o ogród, obserwują żniwa, dowiadują się w jaki sposób powstaje miód i mąka, pomagają przy gotowaniu konfitur, odwiedzają stajnię, oborę i turystyczne siedlisko wraz z warsztatem garncarskim.

Ta część przygód Pucia serwuje nam moc girl power i pokazuje, że żadna rola, umiejętność, czy pasja nie jest zależna od płci. Zaczynając od babci Zosi pełniącej najważniejszą funkcję w całej wsi, przez panią Agatę będącą budowlańcem, strażaczkę, przedsiębiorczynie aż po mamę Pucia – architektkę. A kiedy trzeba odbudować zniszczoną altanę, by mógł odbyć się festyn, wszyscy mieszkańcy – niezależnie od płci i wieku – pracują razem ramię w ramię. Dla każdego znajdzie się odpowiednie zajęcie, a każde z nich jest ważne. Nie zabrakło również różnorodności wśród mieszkańców, którzy, poza rozmaitymi zawodami i zajeciami, różnią się też wyglądem – na przykład Pani Monika ma ciemniejszy kolor skóry, a babcia Pani Grażynki porusza się na wózku inwalidzkim.

Tym razem, obecne na każdej stronie, aktywności dla małych czytelników podzielono na dwa poziomy trudności – dla dzieci młodszych 2-3 lata oraz dla dzieci starszych 3-6 lat. Zadania ćwiczą spostrzegawczość i umiejętność zapamiętywania informacji podanych w tekście, rozwijają słownictwo poprzez zachęcanie do wskazywania określonych przedmiotów na obrazkach, nazywanie ich i opisywanie, wydawanie dźwięków czy opowiadanie o rzeczach i czynnościach, co jest bardzo fajną podstawą do budowania własnej wypowiedzi.

Dwie ostatnie rozkładówki w całości poświęcone zostały zadaniom podsumowującym przeczytaną książkę – tutaj również osobno dla starszych i młodszych czytelników. Na pierwszej stronie natomiast, jak zawsze znajdziemy wskazówki dla rodziców ułatwiające pracę z książką z dziećmi w różnym wieku.

Marta Galewska-Kustra, Joanna Kłos, Pucio na wsi. Ćwiczenia rozumienia i mówienia dla dzieci, Warszawa: Wydawnictwo Nasza Księgarnia, 2022, 40 s.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Nasza Księgarnia.

Jeśli macie natomiast ochotę na inne klimaty, koniecznie sięgnijcie po część „Pucio w mieście”
O innych książeczkach z Puciowersum dla starszych i młodszych czytelników pisałam Wam TU, TU i TU. Mieliśmy również pluszowego Pucia i puzzle dźwiękonaśladowcze, pierwsze puciowe gry maluszka – domino oraz loteryjkę, puzzle z przeciwieństwami i odrobinkę trudniejsze puzzle świąteczne.

Bajki Majki: „Traktor Stasia. Nauka liczenia z okienkami” Izabela Mikrut, Monika Filipina

Dzisiaj gratka dla maluszków – przedstawiam wam jedną z najzabawniejszych książeczek do nauki liczenia, jakie widziałam. Traktor (a to już pojazd atrakcyjny sam w sobie) prowadzony przez Stasia i jego młodszą siostrę przez całą książkę ciągnie przyczepy przeróżnego kształtu i koloru, posiadające mniej lub bardziej zdumiewających mieszkańców. Na dzień dobry wita nas jeden bóbr siedzący… na toalecie, w kolejnej przyczepie kryją się krowy dziergające szalik na drutach, zobaczymy też kaczki w kąpieli, kolarskie niedźwiedzie… A więcej nie zdradzę, żeby nie psuć niespodzianki!

Wszystkiemu towarzyszy krótki, rytmiczny wierszyk systematyzujący co widzimy na obrazkach, a pod klapkami kryją się wyrazy dźwiękonaśladowcze zachęcające do naśladowania odgłosów podróżujących przyczepkami zwierzątek. Ile zwierząt kryje się w każdej z przyczep, a ile jest w całej książce? Na każdej ilustracji schowała się też psotna żabka, czy małemu molikowi uda się odnaleźć je wszystkie?

Książka jest całkiem spora (nieco mniejsza niż A4), z grubej, ślino i ząbkoodpornej tektury o bezpiecznie zaokrąglonych rogach, dzięki czemu świetnie nadaje się również do samodzielnego „czytania”. Czynnikiem wyróżniającym ją spośród innych tytułów z okienkami, jakie dotychczas mieliśmy, jest wielkość klapek. Te są naprawdę duże – po jednej na stronie – i kryje się za nimi całkiem sporo tajemnic.

To świetne wsparcie nie tylko w nauce liczenia, ale również kolorów, nazw zwierząt i odgłosów, jakie te wydają. Przyda się również do ćwiczenia spostrzegawczości, skupienia uwagi i motoryki małej, w końcu okienka to zawsze fajne wyzwanie dla małych paluszków, a niedługi tekst nie pozwoli maluchowi się znudzić.

Bardzo dobra kandydatka na jedną z pierwszych książeczek na półeczce bobasa.

Izabela Mikrut, Monika Filipina, Traktor Stasia. Nauka liczenia z okienkami, Warszawa: Wydawnictwo Nasza Księgarnia, 2021, 12 s.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Nasza Księgarnia.

W temacie nauki liczb i liczenia polecam również:
Liczyświnki”,
„Liczymy razem”,
„Cyferkową książkę”,
i zestawienie książek o literkach i cyferkach.

Bajki Majki: „Pucio w mieście” Marta Galewska-Kustra, Joanna Kłos

W najnowszej książeczce z przygodami Pucia szykuje się wielkie wydarzenie – wernisaż Cioci Igi. Z tej okazji w domu puciorodzinki odbędzie się rodzinny zjazd i uroczysty obiad. A to przecież masa przygotowań! Na szczęście Pucio i Misia zawsze są chętni do pomocy.

Miasto tętni życiem – podczas spaceru witają się sąsiedzi, pobliska budowa skutecznie odciąga uwagę Bobo od wyprawy po zakupy, który to obowiązek spada na tatę – po przyjęciu ostatniego pacjenta w swojej klinice weterynaryjnej odbierze starszaki z przedszkola i wspólnie pojadą do supermarketu.

Czas nagli, ale stłuczka spowoduje korki i dziadkowie będą musieli chwilę zaczekać, nim zostaną odebrani z dworca, na pewno jednak wszyscy zdążą do galerii na wernisaż. A potem koniecznie na lody do parku!

Mam wrażenie, że w tej części wyjątkowo dużo miejsca poświęcono zasadom bezpieczeństwa w przeróżnych sytuacjach i sposobom zachowania się w miejskiej dżungli – mali czytelnicy dowiedzą się na przykład, że przed przejazdem transportem publicznym należy kupić bilet, które miejsca w autobusie są zarezerwowane dla kogo, że nie wolno za bardzo zbliżać się do placu budowy (nawet jeśli jest się największym fanem koparek na świecie) i że kawa dla mamy to priorytet.

Bardzo lubię pomysł, dzięki któremu Pucio rośnie wraz ze swoimi czytelnikami. Chociaż moja Majka zdążyła już trochę Pucia przerosnąć i przywykła już do nieco bardziej skomplikowanych konstrukcji zdań, to tekstu jest na tyle dużo, że wciąż chętnie słucha najnowszych części, a w opowiadaniu co się wydarzyło po prostu wymiata. Aż nie do wiary, że najpierwsiejszą część przygód Pucia dostałyśmy tuż przed roczkiem i pomagał Bobasie w nauce pierwszych słów. Kiedy to zleciało, ja się pytam?

Jak zawsze jest edukacyjnie i rozwijająco – w tej części duży nacisk położono na opowiadanie, ale znajdziemy tu również przeróżne nazwy zawodów, tajemniczych przedmiotów i pojazdów oraz przyimki miejsca. Książeczka pomoże również oswoić różne, często stresujące sytuacje, jak wizyta z pupilem u weterynarza, spóźnienie wynikające z wypadku drogowego, czy osobistą kraksę na hulajnodze. Jest też rodzinnie (a rodzina Pucia stale się rozrasta), zabawnie i sympatycznie. I zaostrza apetyt na więcej, bo zapowiada kolejną część z sielską wsią w roli głównej.

Marta Galewska-Kustra, Joanna Kłos, Pucio w mieście. Zabawy językowe dla młodszych i starszych dzieci, Warszawa: Wydawnictwo Nasza Księgarnia, 2021, 40 s.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Nasza Księgarnia.

Bajki Majki: „Gili, gili. Słówka z ostatniej chwili” Corinne Dreyfuss, Benjamin Chaud

Ta książeczka jest PRZEUROCZA! Już od samej koncepcji począwszy, są to bowiem rozmówki ludzko-bobasowe.

Każda strona służy przedstawieniu jednego prostego słówka bądź onomatopei, którymi okruszki zaczynające dopiero swoją przygodę z mówieniem opisują swój świat. Znajdziemy tu zatem obiekty i osoby z najbliższego otoczenia dziecka wraz z krótkim wytłumaczeniem znaczenia:

„Bam, kiedy się przewracam”, „Fuj, brzydko pachnie”, czy „Niania, kiedy nie ma taty ani mamy”. I moje ulubione: „Mama to mama”.

Poza wypisanymi różnymi kolorami słówkami, na białym tle stron znajdują się również ilustracje przedstawiające daną czynność, przedmiot, czy osobę. Ilustracje Benjamina Chauda, co koniecznie trzeba zaznaczyć. Bajecznie kolorowe, „kredkowe” i z poczuciem humoru (mina taty na ilustracji obrazującej siusanie mówi wszystko), a jednocześnie w łatwo rozpoznawalny sposób pokazujące rzeczywistość. Osobiście ujęło mnie przedstawienie piersi karmiącej mamy wyciągniętej przez maluszka, że aż samo patrzenie niemalże sprawia ból. Prawdziwe tak bardzo! A w „Tuli, tuli” dzidziusia dopatrzyliśmy się podobieństw do imprezowego przebrania nieco starszego kolegi z książki „Feralne urodziny ze Skarpetką”. Więcej ilustracji autora znajdziecie w serii o Lalo, Babo i Bincie oraz w książeczkach o słoniku Pomelo.

Specyficzny, wąski i wysoki format sprawia, że książeczkę bardzo wygodnie się trzyma i łatwo sięgnąć paluszkami do wszystkich elementów ilustracji – nawet gdy posiada się bardzo krótkie rączki. Twarda tektura stron wydaje się być odporna na upadki i zagrożenie ze strony małych ząbków (jak dobrze, że ten etap już za nami!), a ze śliskich kartek łatwo będzie zetrzeć kapiącą z ekscytacji ślinę bez większych szkód dla ochlapanej treści. I jeszcze to, co jest dla mnie podstawą w książkach dla maluszków – bezpiecznie zaokrąglone rogi, dzięki którym bez strachu można podać dziecku książkę do samodzielnej „lektury”.

Przemyślana pod względem formalnym, słodka i zupełnie śliczna. Moim zdaniem obowiązkowa pozycja dźwiękonaśladowcza dla dzieci 6m+, tuż obok „Księgi dźwięków”. Więc jeśli szukacie prezentu dla świeżo upieczonej mamy i jej maleństwa, to polecam bardzo!

Corinne Dreyfuss, Benjamin Chaud, Gili, gili. Słówka z ostatniej chwili, Poznań: Wydawnictwo Zakamarki, 2019, 30 s.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Zakamarki.

50647940_2020799321330563_7707831382659039232_n

Wpis powstał w ramach akcji KOCHANIE PRZEZ CZYTANIE organizowanej przez Save the Magic Moments <3

Bajki Majki: Seria „Pucio” Marta Galewska-Kustro, Joanna Kłos

Nareszcie dojrzałam do tego, by wziąć na warsztat chyba najbardziej lubianą i rozpoznawalną serię wspomagającą rozwój mowy. A dojrzewałam do tego naprawdę długo, bo książki pani Galewskiej-Kustro pojawiają się w naszym domu niemalże na bieżąco, zaraz po wydaniu.

Pierwszą część przygód Pucia dostaliśmy w prezencie tuż przed pierwszymi urodzinami Majki. Początkowo mieliśmy trochę problemów logicznych z imieniem głównego bohatera, bo najczęściej używanym przez nas pieszczotliwym określeniem Bobasy było właśnie Pucia (no wiecie, za niemowlaczka miała takie puciaste policzki, że nic, tylko robić „puci, puci puci” :D), ale w końcu udało nam się to rozgraniczyć i szybko stała się jedną z najczęściej czytanych książek na majkowej półce. Do tego stopnia, że zarówno mi, jak i mężowi zbrzydła kompletnie. A potem pojawiły się kolejne części i z każdą następna było bardzo podobnie.

Wbrew pozorom książki z tej serii mają całkiem sporo tekstu, dobrze sprawdzą się jako jedna z pierwszych książek do dłuższego czytania. Już jeden „Pucio” wystarczy, by spełnić minimum dwudziestominutowego czytania dziecku.

Wszystkie części zostały wykonane z grubej tektury, a ich format zbliżony jest do A4, przez co są stosunkowo ciężkie i osobiście nieszczególnie lubię trzymać je w jednej ręce, kiedy czytam z córką na kolanach, bo to po prostu mało wygodne. Pucia czytamy więc najczęściej na dywanie.

Pomijając jeszcze przez chwilę walory edukacyjne, jestem wielką fanką ilustracji Joanny Kłos. Wypełniają one całe strony książek, spychając tekst do roli dopełnienia (z powodzeniem można też w ogóle nie czytać tekstu, skupiając się na wspólnym opisywaniu przedstawionych sytuacji wraz z dzieckiem – to świetne ćwiczenie na kreatywność i skupienie uwagi), ale odkąd mój mąż zauważył „Jakie oni mają dziwne nosy!” widzę głównie nosy bohaterów. Niemniej jednak wizualnie wciąż bardzo mi się podoba, to świetnie zaprojektowane książeczki!

A jednym z ich największych atutów, jest zwiększający się poziom, dzięki czemu seria rośnie wraz z dzieckiem:

„Pucio uczy się mówić. Zabawy dźwiękonaśladowcze dla najmłodszych” – jak już wskazuje nam sam tytuł, pierwsza część serii skierowana jest do najmłodszych odbiorców (my czytaliśmy od mniej więcej 10go miesiąca życia) i jest po brzegi wypełniona onomatopejami. Fabuła ujęta jest w króciutkie zdania uzupełnione wyrazami dźwiękonaśladowczymi. A te, poza pojawianiem się w tekście, zapisane zostały również na ilustracjach, w dymkach i wyszczególnione na dolnym marginesie. Pod względem tematyki książka porusza sceny najczęściej znane maluszkowi z codzienności – wspólne posiłki, spacery po mieście i parku, spędzanie wolnego czasu, czy wycieczka do dziadków na wieś. Jest hałaśliwie, rodzinnie i wesoło. A ostatnie strony poświęcono na powtórkę – piktogramy z podpisami zachęcają do wspólnego powtarzania poznanych dźwięków.

Marta Galewska-Kustro, Joanna Kłos, Pucio uczy się mówić. Zabawy dźwiękonaśladowcze dla najmłodszych, Warszawa: Wydawnictwo Nasza Księgarnia, 2016, 40 s.

„Pucio mówi pierwsze słowa” – ta część skierowana została już do nieco starszych czytelników i z pewnością ucieszy każdego przedszkolaka. Jako, że pojawia się w niej temat uczęszczania do przedszkola, fajnie sprawdzi się jako książeczka ułatwiająca adaptację. Ponadto znajdziemy tu też urodziny głównego bohatera, rodzinne wyjście na basen, zakupy z mamą i codzienne rytuały, bo spędzamy z Puciem calutki dzień – od pobudki, aż po zaśnięcie. Ta część nastawiona jest na poznawanie słów – nazw obiektów i czynności i tym razem to one, wraz z obrazkami, zostały wyszczególnione na marginesach i w „powtórce” z tyłu książki. Poza samymi nazwami przedmiotów i czynności maluch pozna również przymiotniki pomagające w ich opisywaniu, na zasadzie przeciwieństw (jak na przykład mały i duży, brudny i czysty, wesoły i smutny) oraz przedimki pomagające określić ich położenie (np. w, na, pod).

Marta Galewska-Kustro, Joanna Kłos, Pucio mówi pierwsze słowa, Warszawa: Wydawnictwo Nasza Księgarnia, 2017, 40 s.

„Pucio i ćwiczenia z mówienia, czyli nowe słowa i zdania”. Na początku miałam wrażenie, że ta część się u nas nie przyjmie i szał na Pucia już przeminął. Kiedy do nas trafiła, Majka mówiła już całkiem ładnie i miała spore słownictwo, dlatego już podczas pierwszego czytania sama z marszu opisała mi wszystko to, co działo się na ilustracjach jeszcze zanim zdążyłam przeczytać jej tekst. I chociaż dłuższe już nieco zdania są bardziej zaawansowane pod względem używanych określeń (na przykład jest aż sześć różnych określeń miejsca), dość szybko się Bobasie znudziła. A potem przyszła zima i zaczął się jej renesans stając się najulubieńszą lekturą świata. Bo fabuła dotyczy właśnie zimowego wyjazdu w góry. Jest budowanie karmnika dla ptaków, dokarmianie leśnych zwierząt, oczekiwanie na śnieg, zimowe szaleństwo, narty, sanki, łyżwy, bałwany i co tylko można sobie wymarzyć. Z korkiem na Zakopiance i wizytą na urazówce włącznie.

Marta Galewska-Kustro, Joanna Kłos, Pucio i ćwiczenia z mówienia, czyli nowe słowa i zdania, Warszawa: Wydawnictwo Nasza Księgarnia, 2018, 40 s.

„Pucio na wakacjach. Ćwiczenia wymowy dla przedszkolaków” to ostatnia i chyba moja ulubiona część przygód tej zakręconej rodzinki. Nie tylko dlatego, że dzieje się latem (i to częściowo nad morzem!), ale przede wszystkim dlatego, że od samego początku jest dla mojej Mai największym wyzwaniem. Tym razem puciorodzina wsiada do wypożyczonego przez ciocię kampera i rusza podbijać Kaszuby. Przeczytamy tu o rozbijaniu namiotu, kąpielach w jeziorze, wycieczkach rowerowych, leśnych piknikach, skakaniu przez morskie fale, wizycie w skansenie, jedzeniu ryby z frytkami, czy wspinaczce na latarnię morską. A wszystko to opisane zostało już naprawdę złożonymi zdaniami w dłuższych partiach tekstu. Tym razem rysunki sytuacyjne na marginesach podpisane zostały z oznaczeniem głosek, których wymowę należy ćwiczyć. Marginesy zostały podzielone na trzy części – adekwatnie do wieku czytelnika – mamy więc osobne wyrazy dla trzy-, cztero- i pięciolatków. Ponadto poza standardową powtórką pojawiły się również pomysły na gimnastykę buzi, czyli robienie minek trenujących aparat mowy. Super sprawa.

Marta Galewska-Kustro, Joanna Kłos, Pucio na wakacjach. Ćwiczenia wymowy dla przedszkolaków, Warszawa: Wydawnictwo Nasza Księgarnia, 2018, 40 s.

Mimo tego, że każda z kolejnych części bez najmniejszego problemu zdobywa serce mojego dziecka, chętnie wracamy również do poprzednich książeczek z przygodami Pucia. Nikt w końcu nie powiedział, że przedszkolak nie może mieć frajdy z muuuczenia jak krówka i tykania jak zegarek, prawda?

Polecamy z całego serducha, ale uwaga! Ta seria wciąga. I niedługo całkiem wam zbrzydnie. Na szczęście kolejne części pojawiają się całkiem często – akurat, kiedy rodzic nie może już patrzeć na poprzednią ;)

Mieliście już przyjemność poznać Pucia, Misię i Bobo?

Bajki Majki: „Pajączek” Eric Carle

Jakiś czas temu pisałam o „Bardzo głodnej gąsienicy” – dzisiaj przyszła pora na drugą książeczkę Erica Carle, której bohaterem jest drobne stworzonko. I choć w tej kartonówce nie przewidziano miejsca na dziury, jest równie ciekawa i potrafi zająć dziecko na długie minuty .

Pewnego słonecznego dnia w gospodarstwie pojawia się nowy mieszkaniec – malutki Pajączek, którego wiatr wraz z babim latem przyniósł na płot zagrody. Nie tracąc czasu ucieszony Pajączek zabrał się za tkanie sieci. Tymczasem kolejne zwierzątka podchodzą do niego przez cały dzień zapraszając go do udziału w różnych praktykowanych przez siebie aktywnościach – od skubania trawki, przez polowanie na koty aż po błotną kąpiel. Pajączek jednak nie daje się skusić i pracowicie tka swoją pajęczynę. A wysiłek się opłaca, bo po skończonej pracy w jego sieć wpada mucha i wytrwały stawonóg idzie spać z pełnym brzuszkiem.

I chociaż główny bohater jest nieco aspołeczny i nie najlepiej radzi sobie z nawiązywaniem nowych znajomości, jego samozaparcie i pracowitość są godne podziwu.

Książeczka przede wszystkim uczy małych czytelników wytrwałości i pilnowania swoich obowiązków. Świetnie sprawdzi się również jako ćwiczenie utrwalające nazwy i dźwięki wydawane przez wiejskie zwierzątka oraz pomoże zapamiętać ich zwyczaje. Dodatkowym szczegółem, który przyciąga uwagę dziecka jest delikatne uwypuklenie pajęczej sieci i wykropkowanie ciałek muchy i pająka – dzięki temu książeczkę czyta się przy użyciu kilku zmysłów angażując jednocześnie wzrok, słuch i dotyk – to również świetny trening wrażliwości dla małych paluszków.

Całokartonowa książeczka została wydana w naprawdę wygodnym formacie (bardzo sobie z Maj cenimy te pozycje, które równie komfortowo czyta się wspólnie – u mamy na kolanach, co samodzielnie), a charakterystyczne dla autora, niebanalne „wycinankowe” ilustracje cieszą zmęczone wszechobecną pastelozą oczy.

Pajączki wcale nie są takie straszne, jakby się mogło wydawać! Ten osobnik okazuje się bardzo sympatyczny, a dzieci głaszczą go na wyścigi ;)

Eric Carle, Pajączek, Warszawa: Wydawnictwo Tatarak, 2014, 26 s.

Bajki Majki: Książeczki o lesie na jesień

Dzisiaj pierwszy dzień jesieni, i jak za samą porą roku osobiście nie przepadam, tak nie mogę zaprzeczyć, że to jesienią właśnie las jest najpiękniejszy. Kolorowe liście fruną z drzew, a pod nogami łatwo wypatrzeć szyszki, kasztany, czy żołędzie i nieco trudniej jadalne grzyby, których podobno w tym roku jest mnóstwo. Oj tak, las jesienią pełen jest skarbów, szczególnie dla małego odkrywcy i przyznaję szczerze, że kusi nawet mnie (a zazwyczaj wolę raczej otwarte przestrzenie z mniejszą ilością przeróżnych żyjątek w poszyciu). Warto zatem wybrać się na leśny spacer – najlepiej z odpowiednią lekturą do przejrzenia w wózku albo wspólnego przeczytania na ławce! Przygotowałam zatem pięć ulubionych książeczek Majki z lasem w tle. Moja Bobasa ma obecnie 20 miesięcy, ale książeczki są odpowiednie dla dzieci w wieku od roku do około 3/4 lat.

„Zwierzęta w lesie” – jedna z uroczych maleńkich książeczek z serii „Rosnę i poznaję”. Niewielka całokartonowa pozycja wypełniona zdjęciami leśnych zwierząt (po jednym na stronę), opatrzonymi krótkimi opisami. Wielki plus za rzeczywisty wygląd zwierzątek, bo choć ilustracje bywają cudowne, to jednak chciałabym, żeby moje dziecko wiedziało jak wilk, czy dzik wyglądają naprawdę. Kieszonkowy format sprzyja zabieraniu na spacery – książeczka nie zajmuje wiele miejsca w maminej torebce (a wiadomo, że mamy i bez książek poupychanych tu i ówdzie spełniają funkcję wielbłąda) i nie są zbyt ciężkie, by włożyć je do dziecięcego plecaczka. A i cena jest bardzo przyjazna.

„Kto się kryje w lesie” – książeczka z okienkami, czyli to, co dzieciaczki lubią najbardziej. Więcej o tej trzytomowej serii pisałam przy okazji recenzji „Kto się kryje w ogrodzie”. To kilkustronicowe całokartonowe książki w miękkiej, bezpiecznie zaokrąglonej oprawie, których największą atrakcją są poukrywane za okienkami zwierzątka (i robale). Dodatkowym atutem są dziurki w okienkach, które pozwalają podejrzeć co nieco i spróbować odgadnąć kto kryje się w środku jeszcze przed otwarciem (ułatwiają również małym paluszkom samodzielne twieranie). Ilustracje, choć mocno stylizowane , są bardzo sympatyczne i nie sposób się do nich nie uśmiechnąć. To jedna z książeczek oszczędnych w tekst, bogatych w pomysł. No i są mrówki, ślimaki i dżdżownice, do których moja Bobasa ma ostatnio niesamowitą słabość. Zaciekawia i nakłania do samodzielności.

„Babo chce” – najmłodszy z przesympatycznego rodzeństwa, zamieszkującego książki Evy Susso, Babo ma nienasycony apetyt na przygody i poznawanie świata. Podczas, gdy rodzina spędza popołudnie na grze w krykieta w przydomowym ogródku, maluch wyciąga starszą siostrę na spacer po lesie, gdzie spotykają zwierzęta, którymi można się pozachwycać i zwierzęta, przed którymi lepiej zmykać. W pełnej wpadających w ucho dźwięków historii mały czytelnik dowie się jakie skarby i tajemnice kryje las i doceni czas spędzony wspólnie z rodziną. Więcej o tej serii pisałam TUTAJ.

„Las. Obrazki dla maluchów” Émilie Beaumont – książeczka (a raczej już książka patrząc po grubości), którą spokojnie można nazwać pierwszą encyklopedią malucha. Dowiemy się z niej jak wygląda las podczas różnych pór roku, jakie zwierzęta go zamieszkują i na jakie rośliny możemy trafić podczas spaceru. Pomoże odróżnić grzyby jadalne od trujących (choć i tak zawsze należy zapytać dorosłego!), przybliży zwyczaje mieszkańców lasu i nauczy rozróżniania gatunków drzew po ich liściach i owocach. To nieco bardziej wymagająca lektura od poprzednich, polecam podsunać ją raczej trzylatkowi, niż roczniakowi – choć nie ma w niej nadmiaru tekstu, przekazuje sporo informacji. Bardzo pomocna podczas ćwiczenia pamięci i spostrzegawczości.

„Rok w lesie” Emilia Dziubak – książka przepiękna. Przedstawia dwanaście odsłon lasu podczas dwunastu miesięcy w formie dużych (mniej więcej formatu A4), kartonowych plansz. Na pierwszej stronie poznajemy (a właściwie rodzic poznaje i szybko uczy się większości nazw, by wiedzieć co powiedzieć dziecku) przedstawione zwierzęta, każda kolejna natomiast jest osobnym dziełem sztuki, w którym owe zwierzątka zostały poukrywane. I to już wybór czytelnika, czy decyduje się na śledzenie rocznego cyklu życia jednego wybranego zwierzęcia (na przykład dzika lub pająka) i to za nim podąży przez całą książkę, czy może spróbuje swoich sił w odszukiwaniu każdego z bohaterów na każdym kolejnym obrazku. Poza wstępem z podstawowymi (choć wcale nie tak oczywistymi) informacjami o zwierzętach, książka zawiera wyłącznie ilustracje. I to właśnie za pomocą obrazu przekazuje wiedzę o zwyczajach danych zwierząt – w jakim środowisku żyją, kiedy (i czy w ogóle) zapadają w sen zimowy i kiedy się z niego budzą, w jaki sposób zdobywają pożywienie, łączą się w pary, czy jak długo opiekują się młodymi – cała ta wiedza przychodzi jakby przypadkiem podczas oglądania pięknych, pełnych szczegółów plansz. Ilustracjami tej autorki zachwycałam się już podczas opisywania książki „Koala nie pozwala”, i nie ukrywam, że jestem jej wierną fanką. A że ta pozycja skierowana jest już do nieco starszego dziecka, zdolnego skupić uwagę przez dłuższą chwilę przedszkolaka, nie mogę się już doczekać aż Maja do niej dorośnie i będziemy wyszukiwać kolejnych niespodzianek podczas wspólnej lektury. Na razie jeszcze mnogość elementów szybko ją nuży.

„Basia i wyprawa do lasu” Zofia Stanecka, Marianna Oklejak – Przygody Basi uwielbiamy odkąd ją tylko poznaliśmy – żadnej innej książeczki z tak dużą ilością tekstu Bobasa nie słucha tak wytrwale jak właśnie Basi. I może jej słuchać do znudzenia. Choć niektóre z poruszanych przez autorkę tematów są jeszcze zbyt trudne dla niespełna dwuletniej Majki, „Wyprawa do lasu” jest jedną z tych części, które przyjęły się u nas bardzo dobrze.
Tym razem zwariowana rodzinka wybiera się na weekend do lasu. I nie jest to bynajmniej zwykły spacer, jakie my dzielnie uskuteczniamy z wózkiem i placem zabaw w roli głównej, a poważna, doskonale zaplanowana wyprawa. Ze szukaniem grzybów, śledzeniem zwierzęcych tropów i noclegiem w leśniczówce. I choć nie wszystko idzie gładko, jak po maśle (maślaku?), tak jak zaplanował to sobie tata Basi, wrażeń nie brakuje. Przesympatyczne przegadujące się rodzeństwo potrafi nieźle rozbawić i małego i dużego czytelnika, a ich małe-wielkie przygody za każdym razem inspirują do cieszenia się magią codzienności i rodzinnego spędzania czasu (raczkujący po lesie Franek chrupiący kawałki kory jest moim faworytem).
Dowcipna, ciepła i pomysłowa lektura z jak zawsze fantastycznymi ilustracjami Marianny Oklejak. A że książeczka została wydana we współpracy z Lasami Państwowymi, zawiera też odpowiednią dla dzieci w tym wieku dawkę wiedzy o lesie i jego mieszkańcach. Wędruje z nami na jesienne spacery, kto wie, może za kilka lat wybierzemy się wspólnie na grzyby?

Rosnę i poznaję. Zwierzeta w lesie, Warszawa: Wydawnictwo Zielona Sowa, 2015, 18 s.
Kto się kryje. W lesie, Warszawa: Wydawnictwo Zielona Sowa, 2017, 10 s.
Eva Susso, Benjamin Chaud, Babo chce, Warszawa: Wydawnictwo Zakamarki, 2010, 28 s.
Émilie Beaumont, Las. Obrazki dla maluchów, Ożarów Mazowiecki: Wydawnictwo Olesiejuk, 1999, 30 s.
Emilia Dziubak, Rok w lesie, Warszawa: Wydawnictwo Nasza Księgarnia, 2015, 28 s.
Zofia Stanecka, Marianna Oklejak, Basia i wyprawa do lasu, Warszawa: Wydawnictwo Egmont, 2015, 24 s.

Bajki Majki: „Lalo gra na bębnie”, Babo chce”, Binta tańczy” Eva Susso i Benjamin Chaud

Dzisiaj będzie trochę o rodzeństwie, które towarzyszy nam niemalże od początku książeczkowej przygody. Ajsza, Binta, Lalo i Babo mieszkają w cyklu trzech książek będących wspólnym dziełem szwedzkiej pisarki i francuskiego ilustratora. Ta przesympatyczna wielokulturowa rodzinka bez najmniejszego problemu wkrada się w serca i dużych i małych czytelników.

Są to przede wszystkim książeczki obrazkowe, co za tym idzie są oszczędne w słowa. Te, które się pojawiają występują w roli podpisów, określeń czynności i wyrazów dźwiękonaśladowczych. Dzięki temu książeczki są niesamowicie rytmiczne, wpadają w ucho i jak już się przyczepią, to potrafią zalęgnąć się w umyśle na cały dzień. A może i na całe życie, bo świnki i dziczki już chyba zawsze będą dla nas robić „Chrumsu Chrum! Chrimsu Chram!”.

Każde z dzieci ma swoją pasję – Lalo, naśladując tatę, uwielbia grać na bębnie, Binta z przyjemnością tańczy, a Babo nie przepuści żadnej okazji do poznawania świata. Zastanawialiście się kiedy jaki dźwięk wydaje tańcująca pupa? Bo Eva Susso zna odpowiedź na to pytanie i chętnie się nią podzieli z małymi czytelnikami. Z tą rodzinką nie można się nudzić!

To pełne harmonii i domowego ciepła sielskie opowiastki o rodzinnym spędzaniu czasu. Wspólne śniadanie na łonie natury tuż po hałaśliwej pobudce urządzonej przez małego smyka, rodzinna gra w krykieta, spacer po lesie ze starszą siostrą zakończony zespołowym pieczeniem ciasta z jagodami i babskie wywijanie do skocznych rytmów wybijanych na bębnach przez męską część rodziny. Te idylliczne obrazki mogą mieć lepsze działanie niż program 500+ i Karta Dużej Rodziny w jednym!

Małemu czytelnikowi bardzo łatwo identyfikować się z przedstawionymi postaciami – integrację ułatwia prezentacja całej rodzinki, od której zaczyna się każda z części. A bohaterów po prostu nie sposób nie polubić. To naprawdę magiczne, że nie trzeba praktycznie nic mówić, by być ujmującym.

Radosne, sympatyczne i pięknie ilustrowane zarażają pozytywną energią podczas każdej lektury.

Minusy? Jeśli już muszę jakieś znaleźć, to są nimi ostre rogi okładek i papierowe strony. Choć przyznaję, że jestem w naprawdę ciężkim szoku – książeczka o Lalo pojawiła się w naszym domu kiedy Majka miała mniej więcej pół roku i zaczęła w miarę stabilnie siedzieć i od tego momentu dzielnie opiera się wszystkim zabiegom mojej Małej Destrukcji. Przeżyła ślinienie, gniecenie, deptanie, upuszczenie z wysokości i naukę samodzielnego przewracania stron. I choć widać gdzieniegdzie pajączki zagnieceń, a rogi okładek są nieznacznie poprzecierane, to wszystkie trzy części wciąż prezentują się całkiem reprezentacyjnie.

Całą rodzinką uwielbiamy tą serię i bardzo ją polecamy. Maj równie chętnie przynosi książeczki do czytania, jak i ogląda je sama. Niecierpliwie czekamy na kolejną część i snujemy domysły jaką część swojego świata przedstawi nam Ajsza.

_20170818_205125

Eva Susso, Benjamin Chaud, Lalo gra na bębnie, Warszawa: Wydawnictwo Zakamarki, 2009, 28 s.
Eva Susso, Benjamin Chaud, Babo chce, Warszawa: Wydawnictwo Zakamarki, 2010, 28 s.
Eva Susso, Benjamin Chaud, Binta tańczy, Warszawa: Wydawnictwo Zakamarki, 2008, 28 s.