To moje pierwsze spotkanie z Ubongo, dlatego też nie macie co liczyć na rzetelne porównanie tej odmiany z oryginalną grą. Podejrzewam jednak, że różnice są niewielkie – Ubongo Trigo jest wersją podróżną, więc zapewne uproszczoną pod względem elementów i akcesoriów. I jak sama nazwa wskazuje, w tym wariancie kafelki i zadania zbudowane są z trójkątów.
To łamigłówka-układanka o banalnie prostych zasadach, których ogarnięcie zajmuje dosłownie moment – duży plus za przejrzystą i krótką instrukcję.
W pudełku znajdziemy 32 dwustronne karty z zadaniami – z jednej strony z łatwiejszym poziomem, z drugiej trudniejsze oraz cztery komplety kolorowych, numerowanych kafelków (po 7 w każdym zestawie). Na każdej z kart znajdziemy po dwa pola, które należy jak najszybciej przykryć kafelkami. Numery elementów, które będą potrzebne do rozwiązania danej łamigłówki zostały wyszczególnione po prawej stronie karty. I to tyle!






Liczy się szybkość – osoba, która jako pierwsza ułoży wylosowaną przez siebie łamigłówkę woła „ubongo”. Od tego czasu pozostali gracze mają 20 lub 30 sekund (w zależności od ustaleń i poziomu trudności) na rozwiązanie swojego zadania – liczenie we własnym zakresie, nie dołączono żadnego urządzenia do mierzenia czasu. Jeśli się uda – zdobywają kartę, jeśli nie, muszą ją oddać pierwszemu graczowi. Wygrywa osoba, która zgromadzi najwięcej kart na koniec gry.
Dodatkowym atutem jest wariant jednoosobowy, w którym gramy na czas – ile łamigłówek uda nam się rozwiązać w ciągu 20 minut.
W pierwszym momencie byłam nieco rozczarowana tekturowymi kafelkami, bałam się, ze będą mało wytrzymałe. Okazuje się jednak, że nie tak łatwo je połamać i pozaginać, nawet jeśli człowiek naprawdę bardzo się spieszy (w tym przypadku bardziej delikatne są karty). Ładnie też wyszły z wytłoczki, więc wierzchnia warstwa kartonu się nie dorywa. Na pewno nie będzie to gra na pokolenia, ale też nie jest łatwo nieintencjonalnie szybko zrobić jej dużą krzywdę.
Gra faktycznie jest całkiem kompaktowa, jak najbardziej można zabrać ją ze sobą na wyjazd, aczkolwiek układanie elementów na kartach wymaga jednak posiadania jakiejś powierzchni płaskiej. Zawiera również całkiem sporo drobnych elementów, osobiście nie polecam jej więc na przykład na plażę, pod namiot czy do samolotu. Ale już do hotelu, do domku nad jeziorem czy do babci sprawdzi się bardzo dobrze. Moim zdaniem pudełko spokojnie mogłoby być jeszcze o połowę mniejsze, bo elementy zajmują jakoś 1/3 kartonika, reszta to wyprofilowany „wypełniacz”. Wolałabym też ograniczyć użycie folii, w którą owinięta była gra i którą wyrzuciłam od razu po odpakowaniu. Dwa kawałki taśmy klejącej z pewnością sprawdziłyby się równie dobrze.
Ubongo Trigo travel. Trójkątne szaleństwo
Autor: Grzegorz Rejchtman
Ilustracje: Nicolas Naubeuer, Karl-Otto Homes, Bernd Wagenfeld
Wydawnictwo: Egmont
Liczba graczy: 1-4
Sugerowany wiek: 7+
Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Egmont.