Łał, że tak powiem.
Sięgnęłam po tą książkę zaintrygowana opisem całkowicie innym od tego, co zwykle czytam. Nie przepadam za sci-fi, ale tym razem biopunkowa antyutopia wyrosła na cywilizacji zmiecionej z powierzchni ziemi przez podejrzaną pandemię zadziałała na mnie jak płomień na ćmę. I przy tym aż do ostatniej chwili byłam przekonana, że to będzie dziobak – ciekawa powieść „mająca coś w sobie”, wymykająca się wszelkim standardom i klasyfikacjom, trochę dziwadło. I przede wszystkim książka dla młodzieży. Ale czegoś takiego to się nie spodziewałam.



2771 rok. Bardzo dobrze dopracowany, przerażająco zimny, bezwzględny i brutalny świat z elitarystycznym społeczeństwem pozbawionym wyższych (żeby nie powiedzieć „jakichkolwiek”) zasad moralnych. Odizolowane od skarżonego świata zewnętrznego miasta-państwa skupione pod kopułami, gdzie wszystko co ludzkie jest też sztuczne. Ze ścisłym systemem klasowym, groteskowymi inspiracjami światem antyku i wysoce ambiwalentnymi zasadami postępowania. Z jednej strony panująca wszechobecnie pochwała czystości genetycznej, która po zagładzie związanej z rozmaitymi mutacjami, rasą nadczłowieka uczyniła po prostu człowieka. Choć prawdę mówiąc „człowiek” u Magdaleny Kucenty nie ma już zbyt wiele wspólnego z człowieczeństwem. Można dojść do wniosku, że im bardziej jest ludzki, tym mniej. Z drugiej strony natomiast bardzo szeroko zakrojone eksperymenty na ludziach w celu utworzenia rasy nadludzi. Poprzez mutacje.
„Po epidemii mutacyjnej cały świat jest tylko karykaturalnym zlepkiem dawnych kultur”.
Tytułowe Zodiaki są właśnie takimi eksperymentami. Ludźmi pozbawionymi pełnego człowieczeństwa i związanych z nim praw już na etapie planowania, udoskonalonych, wyposażonych w rozmaite nadludzkie umiejętności szczurami laboratoryjnymi składanymi i rozkładanymi na części. A przy tym posiadającymi ludzkie uczucia i emocje, szukającymi sensu swojej egzystencji i nie zawsze potrafiącymi pogodzić się z narzuconymi im ograniczeniami. A świat, który przychodzi czytelnikowi poznawać ich oczami i często okaleczonymi, zdeformowanymi umysłami ze strony na stronę robi się coraz bardziej przerażający, jak koszmar, z którego nie sposób się obudzić.
„- Jestem i chcę być tylko człowiekiem (…). Zresztą nie ja jedyny. Cały kult czystości genetycznej wyrósł wokół tęsknoty za człowieczeństwem”.
Postapokaliptyczna wizja przyszłości mająca w sobie coś z sennego koszmaru Matrixa, nieuchronności Terminatora i rozpaczliwej bezradności jednostki wobec systemu, którą tak dobrze znamy Roku 1984.
Dawno mnie tak książka nie przeczołgała, a zupełnie się przecież tego po niej nie spodziewałam. Co tam się działo… I oczywiście to dopiero pierwsza część, więc jak na razie nie ma co sobie robić nadziei na katharsis.
Smutna. Straszna. Hipnotyzująca.
Serio liczę na to katharsis w kolejnej części. Bo bez tego będzie słabo.
Magdalena Kucenty, Zodiaki, Warszawa: Wydawnictwo Uroboros, 2021, 464 s.
Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Uroboros.