Bardzo doceniam książki, które przybliżają najmłodszym tak zwane „trudne tematy” – będące wsparciem, a nawet ratunkiem dla rodzica, kiedy temu zabraknie prostych słów, by wytłumaczyć dziecku sytuację, która dotyka, często bardzo emocjonalnie, również jego samego.
Jedną z takich książek jest „Mój inny dziadek” poruszająca problem demencji.
Zosia ma siedem lat, chodzi do drugiej klasy i ma fantastyczną relację z dziadkiem – dżentelmenem starej daty, który mieszka na tej samej ulicy. Spędzają razem mnóstwo czasu, wspominają babcię i mają swoje zwyczaje. Jednak pewnego dnia, kiedy Zosia wraca z wakacji, z dziadkiem zaczyna dziać się coś dziwnego. Nazywa ją innym imieniem, zupełnie już nie zachowuje się jak jej dziadek i wkrótce okazuje się, że nie jest już w stanie opiekować się wnuczką. Za to sam wymaga opieki, co nasza bohaterka bierze sobie głęboko do serca.







Wielkim plusem książki jest fakt, że opowiada o chorobie, stanowiącej ogromne życiowe wyzwanie nie tylko za pomocą tekstu, ale również sympatycznych, a nawet zabawnych ilustracji.
Ciepła historia o zmianach, których nie sposób cofnąć, miłości, przyjaźni, odmienności, trosce i odpowiedzialności za drugiego człowieka. A także o szukania dobrych stron w każdej sytuacji, bo zawsze można znaleźć swoją normalność. Nawet, jeśli jest to inna normalność, niż wcześniej.
Na pewno okaże się nieocenionym wsparciem podczas rozmowy o starzeniu się i postępującej chorobie, ale także sile rodzinnej miłości, dzięki której mamy szansę przetrwać przeróżne przeciwności losu.
Idealnie wyważona – piękna, wzruszająca, smutna, a przy tym humorystyczna, pogodna i podnosząca na duchu – to prawdziwy koktajl emocji. A prosta narracja i bliska dzieciom bohaterka pomoże oswoić lęk przed nieznanym.
Rolf Barth, Daniela Bunge, Mój inny dziadek, Warszawa: Wydawnictwo Kinderkulka, 32 s.
Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Kinderkulka.