Rzadko zdarza się książka, w której nie uda mi się przewidzieć chociaż części wątków, za to w przypadku tej – poza fatalistycznym przeczuciem odnośnie kondycji głównej bohaterki – nie spełniło się żadne moje podejrzenie!
A poszlak, podsuwanych czytelnikowi wskazówek i budzących podejrzenia okoliczności jest mnóstwo (i każda z nich zostanie wyjaśniona!), bo i cała historia jest dość rozbudowana i poznajemy się jednocześnie z perspektywy kilku kompletnie różnych bohaterów, których losy splatają się mniej lub bardziej przypadkowo.
Tekla Berg jest błyskotliwą lekarką robiącą zawrotną karierę. Ciężki przypadek pracoholika, nie stroni od kontrowersyjnych metod, w każdej minucie troczy nierówną walkę z koszmarem fotograficznej pamięci (swoją drogą to pierwsze, z którym się spotykam, przedstawienie ejdetyzmu zdecydowanie jako bardziej jako przekleństwa, niż „daru”). To chyba najlepsza kreacja kobieca, o jakiej miałam o ostatnio przyjemność czytać. Nieoczywista, inteligentna, obdarzona olbrzymim powołaniem, słaba i silna jednocześnie. Gdyby doktor House i Lisbeth Salander mieli dziecko, to właśnie byłaby Tekla. Naprawdę da się lubić.
I z pewnością nie nuda jej w życiu nie grozi. Kiedy jej niefrasobliwy i przyciągający kłopoty jak magnes młodszy brat zaginie w wyjątkowo niesprzyjającym momencie, Tekla będzie operować gangsterów, zmagać się z przywódczymi sztokholmskiej mafii narkotykowej, umawiać się z antyterrorystą i ścigać niedoszłych zabójców. A wszystko to między dyżurami na OIOMie, skargami bezpośrednich przełożonych i spotkaniami z dystyngowaną dyrektorką szpitala.
W tej książce non stop coś się dzieje. Od pierwszych stron zostajemy rzuceni w samo centrum wydarzeń i staramy się ogarnąć plątaninę przyczyn i skutków otaczającego nas chaosu. Będą pożary, pościgi, śmiertelne poparzenia, aresztowania, strzelaniny, mafijne porachunki, przekręty i układy, wybuchy i walki wręcz na łodzi. I nawet, jeśli trafi się jakaś retrospekcja, to też nie pozwoli na długo odsapnąć.
Dodatkowym atutem są opisy przypadków medycznych. Szczególnie cenię sobie, kiedy autor wie o czym pisze – bardzo szanuję dobry research i wykorzystywanie własnych doświadczeń podczas kreowania świata przedstawionego, a ponadto jestem największą na świecie fanką opisów. Dlatego też lekarz piszący thriller z miejscem akcji na oddziale ratunkowym i intensywnej terapii to dla mnie jak pączek z podwójną porcją różanego dżemu. Jeśli „opis” wciąż kojarzy Wam się z liściem spadającym z drzewa przez pięć stron, to spróbujcie weekendowego wieczoru Tekli Berg na ratunkowym!
Christian Unge, Przejdź przez wodę, krocz przez ogień, Warszawa: Wydawnictwo Wielka Litera, 2020, 496 s.
Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Wielka Litera.
jak dla mnie faworyt ostatnich miesięcy, mięsista rzecz trzymająca w napięciu, największy plus to chyba postać głównej bohaterki, najawiększy minus? nie przepadam za formą pamięnikarską, ale to już kwestia gustu.
PolubieniePolubienie
Też nie przepadam za takim sposobem prowadzenia narracji, ale tym razem zupełnie mi nie przeszkadzała. Za dużo się działo, żeby mieć szansę się tym przejmować!
PolubieniePolubienie
Mi podobała się pierwsze zderzenie z „medycznym” kryminałem/thrillerem :) Podziwiam autora za połączenie pasji pisarstwa i chirurgii. Trochę było co prawda pewnej maniery pisarskiej w podkreślaniu marek i projektantów produktów/ubrań itp przez co opisy były nieco męczące, ale poza tym czytało się bardzo ciekawie, fabuła była wartka i prowadzona odpowiednio :)
PolubieniePolubienie
Bardzo lubię thrillery medyczne Cooka, więc od początku byłam pozytywnie nastawiona do tego gatunku :)
PolubieniePolubienie