Strasznie nie mogłam się doczekać tej książki i jednocześnie bardzo bałam się po nią sięgnąć.
Bo wiecie, jeśli mamy do czynienia z tak idealną, zamkniętą opowiescią jak „Simon oraz inni homo sapiens”, poza naturalnym głodem kontynuacji, oczekiwaniu towarzyszy również strach przed koncertowym zepsuciem wszystkiego. A już ekranizacja była wielkim rozczarowaniem i zrobiła tej historii straszną krzywdę.
Nie było takiej możliwości, żebym polubiła Leah tak bardzo, jak Simona. Ale z niejakim zaskoczeniem stwierdzam, że mimo to udało jej się wzbudzić moją sympatię – nadmierny idealizm, styl ubierania się, cięty język i ogólna nienawiść do ludzi sprawiły, że chociaż częściowo musiałam odnaleźć w niej bratnią duszę.
„Nie da się po prostu lubić Harry’ego Pottera. Trzeba mieć na jego punkcie niezdrową obsesję”.
Chociaż przez większość czasu czytałam tą książkę z szerokim bananem na ustach, niejednokrotnie chichocząc pod nosem, fabuła wzbudziła we mnie zdecydowanie mniej emocji, bo i sama w sobie nie wnosi wiele nowości. Poza kobiecą narracją (z czym Simon też całkiem nieźle sobie radził), główne zmiany polegają na wprowadzeniu pojęcia biseksualności i rozszerzenie strachu przed ujawnieniem o strach przed zranieniem uczuć przyjaciół. I chłopaka, którego uczuć się nie odwzajemnia.
Najważniejszy jest jednak sam styl pisania autorki. Bo lektura „Leah gubi rytm” pozwala po raz kolejny poczuć ten, znany z „Simona” niepowtarzalny klimat puchatej uroczości wymieszanej z najfajniejszymi wspomnieniami z mojej (nie tak odległej przecież) nastoletniej młodości. Nie sposób się nie wzruszyć na wspomnienie dni, kiedy zjedzenie paczki m&m’sów nie powodowało mdłości, a pianki jadło się jako główne danie, a nie dodatek do kakałka.
Odniosłam również wrażenie, że ta część jest nieco bardziej… tendencyjnie amerykańska. Są wycieczki po uczelniach i bal absolwentów wraz z podjeżdżaniem limuzyną i dramatem wyboru sukienki. Ale wszystko to przedstawione przez pryzmat wewnętrznej cynicznej jędzy głównej bohaterki naprawdę da się lubić!
Becky Albertalli, Leah gubi rytm, Poznań: Wydawnictwo WE NEED YA, 2018, 432 s.
To chyba nie moje klimaty, chociaż ten cięty język i nienawiść do ludzi mnie intrygują 😁 Gdybym je dostała w prezencie, pewno bym przeczytała, hahah 😄
PolubieniePolubienie
„Simon” jest dużo lepszy, ale i Leah da się lubić. Jeśli chciałabyś kiedyś próbować, to zdecydowanie zacznij od historii Simona ;)
PolubieniePolubienie