Takie właśnie powinny być świąteczne książki! Trzymające w napięciu, zmuszające do wysilenia szarych komórek, pachnące piernikiem i brzmiące bożonarodzeniowymi szlagierami. A w wannie, zamiast karpia pływa topielec.
Mam taki problem z kryminałami, że zanim na dobre zorientuję się kto jest kim i o co tak właściwie chodzi, mija przynajmniej 100 stron. Nie wiem, na czym polega magiczna sztuczka autorki, ale nawet książkę tego gatunku napisała tak, że nie wchodzi gładko od pierwszego zdania. I ani się człowiek obejży, a jest czwarta rano.
Witajcie w pensjonacie Mścigniew (urocza i wyjątkowo adekwatna nazwa, nieprawdaż?) – miejscu, dokąd na Boże Narodzenie ściągają ludzie pragnący ucieczki od przedświątecznego szaleństwa. Bo i oferta brzmi niezwykle kusząco, w końcu to urokliwa samotnia wśród lasów i jezior, nie trzeba sprzątać ani gotować, a właściciel hoteliku do wprowadzania sielskiego nastroju podchodzi z werwą i oddaniem. I wszystko zapowiada się iście beztrosko. Aż do momentu, kiedy zwłoki jednego z gości zostają znalezione w wannie.
Każdy z mieszkańców pensjonatu to interesujący egzemplarz – małżeństwo hipsterów, korposzczurzyca, niespełniona piosenkarka, wiecznie zaczytany polonista, królowa sceny sprzed lat, ojciec z synem przeżywający rodzinną tragedię i nawrócony alkoholik. A odizolowana, cierpiąca na tajemniczą chorobę żona właściciela to wyjątkowo urodziwa wisienka na torcie. Każdy z nich ma swoje sekrety, których zazdrośnie strzeże, każdy gdzieniegdzie mija się z prawdą i mimo makabrycznych okoliczności nikt za bardzo nie pali się do wyjazdu. I co gorsza – nikt zdaje się nie mieć motywu. Nieszczęśliwy wypadek, czy skrzętnie zaplanowana zbrodnia?
Przed oryginalnym duetem policjanta w krawacie w bałwanki i prywatnego detektywa-przystojniaka nie lada wyzwanie wymagające wyjątkowych środków – udając zakochaną parę postanawiają wynająć pokój zwolniony przez tragicznie zmarłego. Wraz z jego wanną.
Kipiąca humorem, zręcznie napisana historia morderstwa pełna świątecznego klimatu. W końcu nic tak nie potrafi rozruszać przed światami, jak morderstwo. Albo dwa!
A jeśli jeszcze mało Wam atrakcji, to okładka jest fantastyczna – ten norweski swetrowy wzorek w czaszeczki, to jedna z lepszych rzeczy, jakie ostatnio widziałam! Nosiłabym bardzo!
Magdalena Knedler, Nie całkiem białe Boże Narodzenie, Gdynia: Wydawnictwo Novae Res, 2017, 436 s.
Za idealny przedświateczny prezent dziękuję Anecie! Koniecznie zajżyjcie na jej bloga i przeczytajcie jej książkę ;)
Zachęciłaś mnie do lektury, a dawno nie miałam książki w rękach, bo nie mogę znaleźć nic dla siebie :) I powiem Ci, że robisz piękne zdjęcia, bardzo klimatyczne. Zapraszam również na mój blog: http://www.przytulnenieulotne.wordpress.com Trochę przytulności, w tym nie zawsze przytulnym świecie ;)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dzięki, fotograf ze mnie żaden, ale zabawa fajna <3
Jeśli nie jesteś koneserką kryminałów, to ta pozycja sprawdzi się super – jest lekka, zabawna, wciągająca i klimatyczna.
PolubieniePolubienie
Właśnie nie jestem. Normalnie za kryminałami nie przepadam 😊
PolubieniePolubienie
Też mi się te zdjęcia bardzo podobają :)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
A książka rzeczywiście może być ciekawa. Lubię kryminały ;) Ale czaszek nawet nie zauważyłam – dopiero jak napisałaś! Myślałam, że to klasyczny, norweski wzór :D
PolubieniePolubienie