Czas na czytanie: „Pensjonat pod Świerkiem. Opowiadania świąteczne”

Może trochę wstyd się przyznać, ale jeśli chodzi o twórczość polskich pisarzy, mam spore zaległości i poza kilkoma nazwiskami, które lubię i śledzę, nie bardzo jestem w stanie się na ten temat wypowiedzieć.

Dlatego, chociaż w gruncie rzeczy nie przepadam za krótkimi formami literackimi, ze sporym entuzjazmem sięgnęłam po antologię świątecznych opowiadań. To w sumie dwie pieczenie na jednym ogniu – z początkiem grudnia zacznę wprowadzać bożonarodzeniowe klimaty (co obiecałam sobie po zeszłorocznym buncie przeciwko ckliwym świątecznym powieściom) i zrobię mały rekonesans wśród polskich autorów. Bo to jednak było moje noworoczne postanowienie, a tu jak zwykle zaskoczył mnie grudzień…

DSC_1223

Tym też sposobem zafundowałam sobie próbkę twórczości ośmiu pisarzy płci obojga. Co prawda na nieco tendencyjny temat, ale moim zdaniem, jeśli ktoś potrafi oddać czar grudniowej nocy w zasypanym śniegiem pensjonacie na końcu świata, to warto się nim bliżej zainteresować. Jestem osobą wyjątkowo łasą na bożenarodzeniowy kicz, romantyzm i komerchę, więc wbrew pozorom wcale nie jest trudno mnie zadowolić. A mimo to mało komu się udało.

Motywem przewodnim jest średnio urokliwy, postkomunistyczny pensjonat w zapomnianej przez świat leśnej głuszy, prowadzony przez na wskroś dobre rodzeństwo – Ewę i Gabriela. To tam trafiają bohaterowie wszystkich opowiadań i dzięki temu niewielki, na wskroś typowy budyneczek staje się sceną dla niespodziewanych spotkań po latach, kilku tendencyjnych świątecznych cudów, powrotów nadziei, dobrych i złych decyzji i odrobiny tandetnej sensacji, gdzie tryskająca krew miesza się z dzikimi seksami i średnim poziomem literackim.

Bo niestety w większości przypadków jest kiepsko – i pod względem pomysłu i pod względem języka. Zdecydowanie wybijają się (zarówno pod względem fabuły, jak i stylu) dwa opowiadania Magdaleny Knedler, co nie jest dla mnie żadnym zaskoczeniem, bo jej twórczość to jedno z moich największych odkryć mijającego roku. Czegoś takiego oczekiwałam – oryginalnego pomysłu osadzonego w trącącym nieco kiczem pachnącego piernikiem klimacie świąt Bożego Narodzenia. Może to kwestia gustu, ale jej historie w moim odczuciu stawiają poprzeczkę na tyle wysoko, że reszta autorów po prostu przy niej blaknie. Prawdę mówiąc miałam nadzieję, że całą antologię przeczytam z podobną przyjemnością.

Drugim wartym wspomnienia nazwiskiem, jest Nina Richter, której opowiadanie bardzo mile mnie zaskoczyło i ma szansę stanąć na podium obok pani Knedler i wcale nie wyglądać przy tym jak szara myszka. I ono też jest tendencyjne – samotna starość, homofobia i wielkie świąteczne pojednanie po latach. A mimo to bardzo dobrze się czyta, a bohaterowie nie są wcale tak szablonowi, jak mogłoby się to wydawać na pierwszy rzut oka. I o twórczości tej autorki chętnie dowiem się więcej.

Poza tym nikt więcej niestety nie zdołał mnie zainteresować, a niektórzy wręcz zniechęcili.

Liczyłam na coś więcej, ale mimo to polecam jako lekką lekturę na przedświąteczny czas – świetnie sprawdzi się jako mała odskocznia w natłoku obowiązków albo czekadełko w kolejce po karpia. Szczególnie warto dla tych trzech wyjątkowych historii, które dodatkowo potrafią zaciekawić, czytają się z przyjemnością i zostawiają w serduchu to wyjątkowe świąteczne ciepełko.

Pensjonat pod Świerkiem, Gdynia: Wydawnictwo Novae Res, 2017, 306 s.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s