Czas na czytanie: „Psiego najlepszego” W. Bruce Cameron

Zacznijmy od tego, że w moim odczuciu, jest to książka dla dziecięca/młodzieżowa. Przyznaję, że swój egzemplarz zakupiłam impulsywnie, jako artykuł na promocji leżący przy kasie i szczerze nie mam pojęcia na jakim dziale normalnie powinno się go szukać, chociaż jedyne informacje dotyczące gatunku do jakiego przypisuje się tą powieść to literatura obyczajowa albo romans.

Patrząc na „Psiego najlepszego” jak na książkę skierowaną do dorosłego odbiorcy, ocena nie może być pozytywna – historia jest naiwna i wybielona, postacie pozbawione pogłębienia psychologicznego, tło nieznacznie tylko zarysowane, a główni bohaterowie męczący w swej nieporadności. Wszystko to doprawiono frazesami rodem z broszurki informacyjnej.

Josh jest współczesnym pustelnikiem – pracującym zdalnie programistą mieszkającym samotnie w rodzinnym domu w niegościnnej okolicy. Na jego nieprzystosowanie społeczne w dużej mierze wpływ ma niezaleczona trauma rozwodu i rozpadu rodziny oraz rozstanie z dziewczyną. Z marazmu pełnego odgrzewanych w mikrofalówce dań i pisania interfejsów wyrywa go sąsiad podrzucając mu psa. A dokładniej suczkę w stanie wskazującym na zaawansowaną ciążę. Mimo wrodzonej chyba ciapowatości i braku podstawowej wiedzy o zwierzętach nasz bohater radzi sobie nadzwyczaj dobrze i momentami bywa nawet rozczulający – szczególnie kiedy próbuje zrobić masaż swojej psiej przyjaciółce chcąc poprawić jej humor przez zbliżającym się porodem albo śpiewa kołysanki szczeniakom. Które oczywiście pięknie od tego zasypiają. Nie mogło się obyć bez romansu między Joshem, a śliczną pracownicą schroniska, którą prosi o pomoc. Romansu równie nieporadnego, co opieka psami, szczególnie, ze obydwoje nie wiedzą czego chcą i reagują impulsywnie i niedojrzale.  Wydaje mi się jednak, że ocenianie tej książki w takich kategoriach byłoby krzywdzące.

To historia o odpowiedzialności i opiekuńczości, o miłości i przywiązaniu. O radzeniu sobie ze stratą i pozwalaniu odejść temu, kogo kochamy. O umiejętności wypośrodkowania między emocjonalnością i racjonalnością. Są to cechy, które dorosły odbiorca w dużej mierze ma już ukształtowane, przynajmniej na tym poziomie, jaki został przedstawiony w książce. Jednak nie do końca jeszcze dojrzały psychicznie czytelnik – pozwolę sobie użyć fantastycznego sformułowania „młodsza młodzież”, czyli osobnik w wieku, mniej więcej, 12-17 lat – z pewnością na takiej lekturze skorzysta. Dobrze pamiętam jakim przeżyciem było dla mnie przed laty poszukiwanie domów dla kociąt, które jeszcze nie tak dawno dokarmiałam mlekiem z zakraplacza do oczu i przykładałam do ciepłego boku kociej mamy. Dla młodej osoby takie rozstanie to prawdziwy uczuciowy sztorm i w takim przypadku oklepane frazesy w pewnym stopniu się sprawdzą. A opakowane w nieskomplikowaną, pełną świątecznego ciepła fabułę sprawdzą się jeszcze lepiej. Bo wobec miłości każdy bywa czasem tak nieogarnięty jak Josh.

Szkoda, że nie pociągnięto dalej kwestii radzenia sobie ze wspomnieniami o rozwodzie i porzuceniu przez rodziców. Bohater idzie w dobrym kierunku i zaczyna konfrontować swoje odczucia z siostrą, ale ten wątek się urywa. Trochę brakowało mi też prawdziwego uroku świąt, które tutaj zostały jedynie zarysowane, głównie na poziomie dekoracji i wspomnień. Dla mnie to jednak za mało, żeby wczuć się w klimat.

Podsumowując, jest to kiepska książka dla dorosłego, ale bardzo sympatyczna dla młodszego odbiorcy. Urzekła mnie oczekiwaniem na święta już w październiku (mam tak samo!), choć dekoracje Josha są zbyt tandetne nawet jak dla mnie – wielkiej miłośniczki bożonarodzeniowej komerchy. No i jest pełna uroczych szczeniaczków, co przekreśla wszystkie wymienione powyżej minusy.

Bruce Cameron, Psiego najlepszego, Białystok: Wydawnictwo Kobiece, 2017, 296 s.

 

4 uwagi do wpisu “Czas na czytanie: „Psiego najlepszego” W. Bruce Cameron

  1. Znam Camerona z jego poprzedniej książki i… rozumiem ją, ale.. dla mnie jest po prostu zbyt naiwna, tak jak z resztą piszesz o tej. Dlatego na czytanie „Psiego najlepszego” raczej się nie nastawiam, nie czuje potrzeby.

    Polubienie

    1. Książka jest dokładnie taka sama jak okładka – słodka i urocza, ale jednak dziecinna. Z punktu widzenia osoby dorosłej dobrze sprawdzi się jako godzinka niewymagającego relaksu, towarzyszka długiej kąpieli albo mieszania w garnkach. Ale na pewno będę ją polecać młodszym zwierzolubnym czytelnikom ;)

      Polubienie

Dodaj komentarz