Przyznaję uczciwie, że jeśli chodzi o filmy, to mam jakieś 25 lat zaległości, jestem więc pod tym względem niereformowalna ignorantką. I chociaż nazwisko i twarz Toma Hanksa jako tako kojarzę to potrafię wymienić całą jedną jego rolę. Która w dodatku mi się nie podobała. Zatem to nie sławne nazwisko było powodem, dla którego sięgnęłam po tą lekturę – tym, co zachęciło mnie do przeczytania kolejnej książki kolejnego celebryty były maszyny do pisania.
Oczywiście moja babcia też miała taką machinę. Żadnej renomowanej formy, z pogardzanymi w jednym z tekstów plastikowymi elementami i niedziałającymi klawiszami, ale i tak dodała mojemu dzieciństwu sporo magii. A uczenie się literek na maszynie do pisania pozostawia jednak w człowieku głęboko zakorzeniony sentyment do takich hipsterskich vintage gadżetów.
„Kolekcja nietypowych zdarzeń” to siedemnaście niezwiązanych ze sobą opowiadań, dziejących się w różnych czasach i różnych miejscach, poruszające odmienną tematykę i grające na odmiennych emocjach. Jedynym, co je łączy jest właśnie motyw maszyny do pisania pojawiający się w każdym z nich – jako niewiele znaczący, zaledwie wspomniany element tła lub jako główny problem utworu.
Ta lektura uświadomiła mi dość brutalnie, że nie przepadam za opowiadaniami – po prostu za bardzo przywiązuję się do bohaterów. Każda z historii wydawała mi się jedynie zarysowaniem jakiegoś problemu, i choć niektóre z nich tworzyły spójną, zamkniętą całość, inne wręcz błagały o ciąg dalszy. Szczególnie, że tylko jedna grupka bohaterów (poza Felietonami Fikcyjnego Felietonisty) doczekała się aż trzech opowiadań ze swoim udziałem. Oczywiście akurat ta, która najmniej przypadła mi do gustu.
To takie trochę znęcanie się nad czytelnikiem – urywanie akcji w kulminacyjnym momencie i zostawianie go samego z burzą emocji. Niestety w związku z tym jest to ten typ książki, który bardzo łatwo porzucić w połowie, co i mi się zdarzyło – miniaturowy kac emocjonalny między opowiadaniami sprawił, że przerwałam czytanie na prawie miesiąc i jakoś nie mogłam wrócić do lektury.
Najtrudniej było mi przebrnąć przez sam początek – opowiadanie o niesamowicie irytującej bohaterce przytłoczyło mnogością kontekstów, których, jako osoba nieobeznana z kulturą i historią Ameryki nie byłam w stanie zrozumieć. I jak przez pierwszą stronę ambitnie próbowałam wszystko posprawdzać, tak bardzo szybko się poddałam i postanowiłam jednak pozostać ignorantką. Całe szczęście, że kolejne historie nie były aż tak najeżone niezrozumiałymi dla mnie nawiązaniami. Albo po prostu nauczyłam się je nieświadomie ignorować. Nieszczęśliwie męcząca bohaterka wraca jeszcze trzykrotnie i za każdym razem irytuje tak samo.
Pod względem tematyki to kompletny miszmasz – w jednej książce znajdziemy traumę wojny w Wietnamie, tęsknotę za kosmosem, problemy początkujących aktorów, dramat rozwodu, surfing na marsie, futurystyczne wizje podróży w czasie, miłość do kręgli, poczucie wyobcowania, zdrady, samotność, bezduszność, ignorancję… może jednak dobrze, że podzielono to wszystko na osobne opowiadania!
Moim zdaniem jak na debiut pisarski, jest to bardzo dobra książka – poprawna literacko, bardzo klimatyczna, wzbudzająca emocje, pełna ciekawych pomysłów. Ale jednocześnie kompletnie nie w moim guście – najchętniej przeczytałabym siedemnaście książek rozwijających rozpoczęte wątki. A tak, to wyszło trochę łapanie dziesięciu srok za ogon i lizanie cukierka przez papierek. Pysznego, cudownie pachnącego, ale jednak niedostępnego (cukierka, nie sroki). I jeszcze w dodatku szybko zabranego przez mamę – fanatyczkę zdrowego odżywiania.
P.S. Okładka jest piękna, cudownie minimalistyczna, elegancka, soczyście czerwona i zostawię sobie tą książkę na wieczną pamiątkę tylko po to, by popatrzeć sobie na nią co jakiś czas. Mistrzostwo świata!
Tom Hanks, Kolekcja nietypowych zdarzeń, Warszawa: Wydawnictwo Wielka Litera, 2017, 400 s.
Recenzja powstała dzięki uprejmości Wydawnictwa Wielka Litera.
Też nie przepadam specjalnie za opowiadaniami, ale dla Hanksa chyba zrobię wyjątek i sięgnę po tę książkę :)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Jak na opowiadania, są naprawdę bardzo dobre.
PolubieniePolubienie