Czas na czytanie: PRZEDPREMIEROWO „Conviction” Corinne Michaels

Uwielbiam szczęśliwe zakończenia – te disneyowskie, słodkie, łzawe i nieco kiczowate. Z hucznym weselem, kilkupiętrowym tortem, gromadką dzieciaczków i „żyli długo i szczęśliwie”. I jak by nie patrzeć, „Conviction” jest takim właśnie zakończeniem.

Autorka bynajmniej nie szczędzi nam dramatów, dylematów moralnych i rodzinnych tragedii, a niepewność i napięcie towarzyszą czytelnikowi przez większą część lektury. Ale podobnie jak pierwsza część historii Nataliee, jej kontynuacja jest tak cudownie przewidywalna, że już od pierwszych stron wiemy jak to wszystko się skończy. I chociaż przeżywamy wszystkie emocje i niekomfortowe sytuacje razem z główną bohaterką, to w głębi serca przeczuwamy, że wszystko dobrze się skończy. Do tego stopnia, że parę razy autentycznie chciałam ją trochę pocieszyć.

A Lee nie jest w łatwej sytuacji – dopiero co podniosła się po śmierci męża, pogodziła się ze zdradami, które wyszły na jaw  i ułożyła sobie życie z innym mężczyzną, a tu nagle cudem ocalony, obciążony zespołem stresu pourazowego mąż puka do drzwi. I zamierza odzyskać swoją rodzinę.

W tej części strasznie irytował mnie Liam, który za wszelką cenę starał się zachowywać szlachetnie. W dodatku jest strasznie niekonsekwentny w swoich działaniach.

„Na miejscu Aarona walczyłbym do upadłego. On zrobi to samo. Nie chce być z Brittany. Pragnie Lee. Tak się akurat składa, że ja też. Nie zamierzam jednak dać się zniszczyć. Jeśli chce być z nim, nie będę jej stał na drodze, bo on miał ją jako pierwszy. Nawet jeśli miałoby mnie to zabić.” – nie da się zniszczyć, ale zabić już tak?

Duża dawka humoru i przyjacielskiego przekomarzania sprawiła, że ta część podobała mi się chyba nawet bardziej niż „Consolation”. Wsparcie rodziny i ścisłego kręgu przyjaciół to coś, co fantastycznie podnosi na duchu, a Mark jest postacią, która rozrusza nawet największego sztywniaka.

Mimo ciężkiej tematyki (nigdy nie byłabym w stanie zostać żoną żołnierza, ale mamy tu też do czynienia ze śmiercią bliskiej osoby, niepłodnością i ciążą wysokiego ryzyka) to jest to przede wszystkim lekka lektura na jeden wieczór. Przyjemna, wywołująca uśmiech na twarzy i napawająca nadzieją. Wbrew pozorom bardzo fajnie wpasowuje się w nadchodzący wielkimi krokami przedświąteczny klimat, choć na pierwszy rzut oka nie ma z nim nic wspólnego.

I wszystko byłoby fajnie, gdyby nie ta „perełka”, która za każdym razem wszystko psuje…

Corinne Michaels, Conviction, Warszawa: Wydawnictwo Szósty Zmysł, 2017, 356 s.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Szósty Zmysł.

2 uwagi do wpisu “Czas na czytanie: PRZEDPREMIEROWO „Conviction” Corinne Michaels

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s