Przyznaję, że od początku lektury czułam się w świecie Prawdodziejki wyjątkowo obco – zagubiona w rzeczywistości, której nie znam i nie rozumiem, rzucona od razu na głęboką wodę prosto w sam środek akcji. Wiele kartek minęło, nim wszystko zaczęło mi się powoli klarować.
Cała fabuła to tak naprawdę jedna wielka ucieczka i momentami naprawdę trudno nadążyć za zwrotami akcji. Zanim na dobre dowiedziałam się kto jest kim i jak tak właściwie wszystko w wokół działa (magia, historia, podziały administracyjne, elitarne bractwa, uzdrawiające studnie, widmo wznowienia wojny… – jest sporo do oganiania), zgubiłam się nie raz – rozboje, pertraktacje, pościgi, bale, dworskie intrygi, niechciane narzeczeństwa i brawurowe pojedynki – naprawdę można dostać zawrotów głowy. Ale mniej więcej w połowie lektury przenosimy się na statek i w tym momencie naprawdę się wciągnęłam. Okręty, szanty, abordaże, bunty załogi i krwiożercze morskie potwory – to lubię.
W Czaroziemiach prawom magii podlegają niemalże wszystkie elementy życia – nie tylko żywioły, ale również słowa, metale, krew, czy trucizny. Mamy zatem czarodziejów kontrolujących ogień, wiatr, morskie pływy i ludzkie płyny ustrojowe, potrafiących porozumiewać się na odległość dzięki manipulacji składnikami powietrza, widzących ludzkie emocje i więzi, potrafiących odróżnić prawdę od kłamstwa, oraz manipulujących żelazem.
Podobnie jak w książkach Leigh Bardugo, magia traktowana jest bardzo pragmatycznie – bardziej jak zawód i rzemiosło, niż sztuka, czy nadzwyczajne zdolności. Wobec tego wododzieje i wiatrodzieje zatrudniani są na statkach, głosodzieje służą innym jako telefony, a czary wykorzystuje się nawet w krawiectwie. Choć w magii, jak we wszystkim, bywają jednostki mniej lub bardziej uzdolnione.
Jak często bywa, niesamowicie irytowała mnie główna bohaterka. Safiya jest dziecinną i egzaltowaną panienką stale pakującą się w kłopoty, spoglądającą nie dalej niż czubek własnego nosa i dobro przyjaciółki. I choć w książce nie brakuje przystojnych i zadziornych książąt, jest to przede wszystkim historia o sile przyjaźni. I fakt, że to właśnie przyjaźń, a nie miłość jest najwyżej cenioną wartością czyni tą powieść wyjątkową.
Prawdodziejka nie jest łatwa w odbiorze, bo to szalona podróż po zupełnie nowym, magicznym świecie, który poznajemy w dzikim pędzie (przypomina mi trochę wyjazdy zabytkoznawcze po słonecznej Italii podczas studiów…). To również historia o dorastaniu, mierzeniu się z konsekwencjami podejmowanych decyzji, tragicznym wyborze między wymaganiami rodziny, a własnymi przekonaniami, nabieraniu pewności siebie i wiary we własne możliwości. O przyjaźni zdolnej ocalić umierający świat.
I chociaż nie porzucę swoich czytelniczych planów na rzecz przeczytania drugiego tomu teraz-zaraz, to z pewnością sięgnę kiedyś po kontynuację „Prawdodziejki”.
Susan Dennard, Prawdodziejka, Kraków: Wydawnictwo SQN imaginatio, 2016, 384 s.
Książkę dostałam podczas spotkania „A może nad morze? Z książką!”, serdecznie dziękuję organizatorom imprezy i sponsorom za możliwość lektury i zrecenzowania tej pozycji.
Długo już się przymierzam do tej książki, ale jak narazie nawet nie mam jej jeszcze na półce. Z jednej strony: BARDZO chciałabym przeczytać dobrą fantastykę z dwiema przyjaciółkami odgrywającymi pierwsze skrzypce. Z drugiej – trochę się obawiam bohaterki w stylu Cealeny i martwię się, że Safi właśnie taka bedzie. Na razie pozostaje przy mojej zachowawczej postawie: na razie nie, może kiedyś.
PolubieniePolubienie
Chociaż Prawdodziejka nie jest aż tak wkurzająca, jak Cealena (powiem uczciwie, że serię o szklanym tronie porzuciłam po lekturze pierwszego tomu właśnie ze względu na tą bohaterkę), to jednak przyznaję, że obie panie mają trochę wspólnych cech i bywają równie męczące ;)
PolubieniePolubienie
W ogóle nie jestem fanką fantasy… Ale jeśli już to w pierwszej kolejności chciałabym przeczytać „Wiedźmina” :) Do zobaczenia w sobotę w Gdyni. :)
PolubieniePolubienie
Oj tak, „Wiedzmina” polecam bardzo mocno, to zupełnie inna liga.
Do zobaczenia, fantastycznie będzie się spotkać! ♥
PolubieniePolubienie
Właśnie fakt, że najważniejszym temat w książce jest przyjaźń, powoduje, że cały czas mam tę książkę gdzież z tyłu głowy i czekam, że w końcu sięgnę po nią w księgarni. Szkoda tylko, że Safiya brzmi jak typowa, irytująca bohaterka młodzieżowa:(
Pozdrawiam,
Ania z https://ksiazkowe-podroze-w-chmurach.blogspot.com
PolubieniePolubienie
Faktycznie trochę jest taką bohaterką. No, trochę bardzo. Fajnie, że pomalutku dojrzewa, ale nie ma co ukrywać – potrafi zirytować czytelnika.
Strasznie miło było Cię spotkać! Podziwiam Twoje poświęcenie i całonocną jazdę!
PolubieniePolubienie